„A jeśli będziesz kwiatem —
zakwitniesz mi w dłoni
Pragnieniem jeśli —
poszukam strumienia
jeżeli ptakiem —
ubłagam wszystkie czarne koty
A jeśli ciszą będziesz
I słów się wyrzeknę”*
Dwa lata później
— Nazywam się Hermiona Granger.
Moja córka chorowała na ostrą białaczkę limfoblastyczną i zmarła po nieudanym
przeszczepie dwa tygodnie później.
Wyznanie, które przez długi
czas nie mogło mi przejść przez gardło, teraz nie sprawiało mi już tak
ogromnego problemu. Z czasem zaczęłam przyzwyczajać się do tego, czego nie da
się już zmienić. Zrozumiałam, że niektóre sprawy, takie jak śmierć, są nieodwracalne.
Można krzyczeć, błagać, targować się, oddać swoje życie — wszystko co
najcenniejsze — ale to nic nie zmieni. Wciąż stoi się w miejscu, nie mogąc
ruszyć do przodu. Po jakimś czasie jednak człowiek zaczyna uczyć się na nowo
chodzić; stawia kroki, jakby to były te pierwsze, a przecież tyle ich wcześniej
pokonał. I wydawałoby się, że nie ma nic, co mogłoby już go zatrzymać…
— Jak miała na imię twoja
córka, Hermiono?
Milczenie. Cisza boleśnie
raniła wszystkich, obecnych w sali. Każdy zmagał się ze swoją przeszłością i
każdy był w tym miejscu, by wreszcie z nią wygrać. Wspomnienia nie dawały
jednak o sobie zapomnieć, były przy mnie w każdym momencie życia.
Czasami przypominałam sobie
Sophie w najmniej oczekiwanych momentach, bo wystarczyła chwila, sekunda —
jakieś dziecko, spotkane w sklepie, miało podobne oczy; bo wydawało mi się, że
gdzieś za rogiem słyszałam jej śmiech. Zwykle w takich chwilach zaczynałam biec
za tym dźwiękiem, ale po chwili stawałam i zaczynałam dusić się bolesną prawdą,
nie mogąc złapać tchu. A prawda była taka, że nawet najsilniejsza na świecie
miłość nie mogła nikomu, nawet mojemu dziecku, przywrócić życia. Terapia była
tym, co miało zacząć pozwalać mi się godzić z tą brutalną prawdą. Wypowiedzenie
jej imienia za każdym razem było dla mnie niewytłumaczalnie trudne i sama nie
wiedziałam, czemu tak było; przecież to moja ukochana córeczka, ta, która
zawsze dawała mi szczęście, a nagle, gdy zniknęła, myślenie o niej stało się
tak ciężkie.
— Sophie.
— To piękne imię — powiedziała
młoda kobieta prowadząca spotkanie. Miała ciepły głos, mówiła do mnie jak do
przestraszonego zwierzęcia, które może spłoszyć się gwałtowniejszym ruchem. Na
początku terapii właśnie taka byłam: przestraszona, wyczulona na każde
spojrzenie czy gest. Każde słowo wydawało mi się atakiem, dopóki nie
zrozumiałam, że w tym miejscu każdy próbuje pogodzić się z porażkami. Dopiero
wtedy zaczęłam się otwierać i mówić, a nie tylko słuchać i uciekać. — Opowiesz
nam jak wyglądała?
Serce zaczęło mocniej bić, a
dłonie pocić. Czułam na całym ciele dreszcze — wracanie do tego było
przerażająco trudne, ale było podstawą do uporania się ze wspomnieniami, z
poczuciem winy. Przełknęłam głośniej ślinę i przegryzłam wnętrze policzka.
Próbowałam ułożyć w myślach cudowne zdanie, które opisywałoby moje dziecko, ale
żadne słowa nie przychodziły mi do głowy. Wszystko wydawało się puste, bez
wyrazu, nie mające sensu, a Sophie miała sens…
— Była najpiękniejsza —
odparłam, wpatrując się uparcie w swoje dłonie.
Dwa lata to dużo czasu, by
nauczyć się na nowo żyć. Każdy znajduje sposoby na ukojenie bólu, związanego z
utratą najbliższych osób — jedni zatracają się w pracy, inni spełniają swoje
marzenia, żeby przekonać się, że życie wciąż ma sens i może jeszcze zyskać inne
barwy niż tylko szarości. Czasem jednak, gdy człowiek traci wszystko, co było
najcenniejsze w jego życiu, nic nie może pomóc. Codzienne wstawanie rano z
łóżka wiąże się z kolejnym dniem udawania i zaczynasz zdawać sobie sprawę z
tego, że toczysz wojnę; wojnę o siebie z samym sobą. Często wygrywasz, ale
zdarzają się porażki, po których podniesienie się trwa zbyt wiele czasu. Wtedy
umyka ci to, co najważniejsze.
Podobno złe wydarzenia, które
spotykają nas w życiu, najpierw nas załamują, owszem, ale później tworzą
silniejszymi. Podnosimy się po porażkach, choć przecież ich nie planowaliśmy,
mocniejsi, tak jakby nic nie mogło nas już złamać. W ciągu kilku ostatnich lat
mojego życia przekonałam się jednak, że każde odejście osób, które zdążyłam
pokochać, wiązało się z coraz boleśniejszymi upadkami. Upadkami tak mocnymi, że
powstanie wymagało ode mnie zbyt wiele. Śmierć Sophie przeważyła szalę tego,
ile byłam w stanie znieść. Przyszło załamanie i rozpacz, uczucia,
nieopuszczające mnie przez lata. Po roku żałoby zaczęłam uczyć się z nimi żyć
jak z najlepszymi przyjaciółmi, którzy zawsze są tuż obok. Po prostu
akceptujesz ich obecność, aż w końcu istnienie bez nich wydaje się niemożliwe.
Staje się to tak naturalne, jak to, że serce wciąż bije w piersi i że kolejnego
dnia znowu się obudzisz, bo przecież nie ma innej możliwości. Wtedy też zacznie się
kolejny dzień toczenia walki; każdej pory dnia i nocy walczyłam w największych
bitwach, ale zdałam sobie sprawę z tego, iż najważniejszą wojnę przegrałam dwa
lata temu. Teraz małe, pojedyncze zwycięstwa, znaczyły niewiele i zapewniały
tylko krótkotrwałe szczęście.
Nigdy niczego nie żałowałam.
Sophie była najlepszą częścią mojego życia, pokazała mi miłość, jakiej nigdy
nie byłam w stanie doświadczyć, zostawiając za sobą tylko, albo aż, wspomnienia
— ale były to najpiękniejsze wspomnienia, które miały pozostać w mojej pamięci
już do końca życia. Moje dziecko było dla mnie światłem wśród panującej na
świecie ciemności. Po jej odejściu przez długi czas błądziłam po omacku, jednak
w końcu zorientowałam się, że tak da się żyć. Trzeba jedynie przyzwyczaić wzrok
do czerni, aż w końcu coś się dostrzega. Wreszcie uśmiech pojawia się na twarzy
częściej i zaczyna się po prostu… żyć, czerpać radość z czegoś, co już nigdy
miało nie sprawiać szczęścia. A jednak się udaje.
Draco Malfoy… Draco Malfoy
przez krótki czas nadał sens mojemu życiu — i chociaż brzmi to tanio, tak
właśnie było. Nasza relacja oparta była na iluzji, pojedynczych chwilach, które
uważaliśmy za te znaczące. Ta imaginacja doprowadziła do tego, że zaczęliśmy się
od siebie uzależniać. Przez kilka miesięcy udało mi się dostrzec, że ten
mężczyzna, z którym dzieliła mnie kiedyś tak ogromna nienawiść, zmienił się.
Każdy człowiek zasługiwał przecież na drugą szansę i nigdy nie byłam
rozgoryczona tym, iż ją ode mnie dostał. Razem stawiliśmy czoła naszej
przeszłości, chcąc wreszcie pokonać ją na dobre — ale ostatecznie oboje
zostaliśmy w niej uwięzieni, osobno, z daleka od siebie. Mogliśmy próbować
wzajemnie się ratować, wydostać się z tej przeklętej pułapki, ale ilekroć
usiłowaliśmy uciec, tylekroć zostawaliśmy z powrotem schwytywani. Została nam
jedynie samotność i poczucie ogromnej straty, straty samych siebie. Ta relacja zatruwała nas od wewnątrz, choć żadne
nie chciało się z tym pogodzić. Razem nie byliśmy w stanie żyć, bo prześladowały
nas wspomnienia; ale osobno było jeszcze gorzej. Wszystko, czego kiedyś byłam
pewna, teraz okazało się jedną wielką niewiadomą. Pozostała jedynie niewiedza
związana z tym, jak wyglądałoby nasze wspólne życie, gdyby to wszystko potoczyło
się zupełnie inaczej. Gdyby Sophie wyzdrowiała albo gdybym nigdy nie
przyjechała do Denver.
Nie miałam wątpliwości, że
kochałam: krótko, ale intensywnie. Wolałam te kilka miesięcy życia przy jego boku,
niż wieczność z kimś, do kogo nie żywiłabym żadnego uczucia. Zrozumiałam, że
gdy się kocha, nie jest ważne, w jaki sposób się to okazuje; czy jest się przy
sobie w każdej sekundzie, czy tylko w tych najbardziej znaczących… ważne było,
by kochać i być kochanym, nawet jeśli tylko przez chwilę i nawet jeśli ta miłość
miała zostawić na sercu szramę nie do zagojenia. To, co było między mną, a
Draco Malfoyem, skończyło się szybciej, niż zdążyło na dobre zacząć. Z chwilą śmierci Sophie przekreśliłam
szansę na nasze wspólne szczęście, choć serce uparcie krzyczało, bym tego nie
robiła. Tym razem chciałam jednak po raz pierwszy zrobić coś zgodnego ze swoim
sumieniem. I zrobiłam, niszcząc fundamenty tego, co udało nam się przez tak
krótki czas zbudować. Okazało się, że mury były zbyt słabe, kruche, by
przetrwać czas najgorszego sztormu. Przeszłość musiała pozostać przeszłością.
Wyszłam z taksówki przed samym
cmentarzem. Minęły dwa lata — dwa długie lata pełne samotności, żalu i
rozpaczy. Lata pełne wspomnień, zarówno tych pięknych, jak i złych. Po roku
zrozumiałam, że nie powinnam pamiętać mojej Sophie tylko z okresu choroby, ale
także sprzed niej, kiedy nasze życie było tak piękne. Zatracona w szczęściu nie
zauważałam drobnych gestów, tych, które powinny znaczyć dla mnie najwięcej.
Żałowałam, że dostrzegłam to tak późno, jednak tak właśnie jest w życiu —
człowiek zaczyna widzieć najcenniejsze, gdy to traci. A ja nie chciałam już nic
więcej stracić.
Przed wejściem kupiłam kilka
białych róż. Sprzedawczyni kojarzyła mnie, w końcu co równy miesiąc nagle
zjawiałam się w Denver, kupując identyczne kwiaty, tą samą ilość. Pięć: tyle,
ile moja Sophie miała lat, gdy ktoś postanowił mi ją odebrać. Ten wieczór
różnił się jednak od poprzednich, ponieważ mijały równe dwa lata od nocy, w
której mój cały świat się rozpadł. Tylko dzięki Oliverowi udało mi się stanąć
na nogi i byłam mu za to wdzięczna do końca życia. Już zawsze mieliśmy być
sobie bliscy w ten dziwny sposób; już zawsze miało nam na sobie w pewnym
stopniu zależeć. Wydawałoby się, że śmierć Sophie na dobre nas rozdzieli, w
końcu straciliśmy coś, co nas łączyło, ale okazało się zupełnie inaczej.
Okazaliśmy się dla siebie wsparciem wtedy, gdy przeszłość gwałtownie
zaczynała nas nawiedzać i wtedy, kiedy wspomnienia dobrego życia przytłaczały,
pokazując, jak wiele zostało stracone. Z biegiem czasu Oliver również znalazł
swoją miłość, a poczucie winy przestało być dla niego tak męczące. Z kolejnymi
mijanymi latami uczysz się z tym żyć i obecność tych uczuć jest tak naturalna,
jak oddychanie. Po prostu to robisz.
Doszłam do grobu. Z rozczuleniem
zgarnęłam śnieg z płyty, lekko się uśmiechając. Czy to możliwe, że w tym
miejscu bardziej czułam obecność mojej Sophie? Przy życiu utrzymywała mnie ta
złudna nadzieja, iż nie odeszła tak daleko, że wciąż jest przy mnie, chociaż
jej nie widzę.
Usiadłam na ławce. Myślami
byłam już daleko — usiłowałam przypomnieć sobie uśmiech Sophie, jej głos,
śmiech. Nie zapomniałam go tylko i wyłącznie dlatego, że miałam kilka krótkich
filmów z jej udziałem. Dzięki nim moje wspomnienia pozostawały wciąż żywe.
Kim byłam, jestem i zawsze już
będę?
Niewolnik własnych wspomnień,
uwięziony w przeszłości, zdany tylko na siebie. Niewolnik wspomnień, które do
końca życia miały odbijać się echem w umyśle. Wspomnień, od których nie dało
się uciec… Bo im częściej starałam się zapomnieć, tym one mocniej wracały,
gwałtownie o sobie przypominając. W najmniej oczekiwanych momentach, jakby
chciały pokazać, że nigdy się ich nie pozbędę. Były one tym, co nadawało
przyszłości sens, dzięki nim kształtowała się teraźniejszość. A to, jacy
jesteśmy, jest tylko i wyłącznie zasługą przeszłości. Można w zaparte twierdzić
inaczej, ale prędzej czy później samemu się to dostrzega.
Niewolnik błędów, których nie
dało się niczym naprawić; błędów, które wlekły się za mną przez całe życie
niczym cień. Błędów, przyciskających do samej ziemi, aż brakuje tchu i sam już
nie wiesz, czy jeszcze kiedykolwiek uda ci się normalnie zaczerpnąć powietrza.
Łapczywie próbujesz go nabrać, ale im częściej to robisz, tym większe ogarnia
zmęczenie. W końcu przestajesz walczyć, bo widzisz, że ta walka przestaje mieć
sens. Z niektórymi porażkami człowiek musi żyć do samego końca, nie mogąc nic
na to poradzić. Pogodzenie się z takim stanem rzeczy jest jedyną możliwością.
W gorszych chwilach często
kurczowo łapałam się wspomnień i zaczynałam nimi żyć, choć nawet nie zdawałam
sobie z tego sprawy. Wpatrując się w pustą ścianę w głowie wciąż słyszałam
śmiech Sophie, widziałam ją biegnącą w moją stronę z wyciągniętymi rączkami.
Patrzyła ufnie, jakby przekonana, że nigdy jej nie opuszczę. Po chwili jednak
wracałam na ziemię i zachłystywałam się prawdą — mojego dziecka już przy mnie
nie było. Odeszło o wiele wcześniej, niż powinno. Pozostały mi fotografie,
które utrwalały moją pamięć o nim.
Czasem przychodziły złe dni i w jednej chwili
przypominałam sobie wszystko na raz — całe dotychczasowe życie przemykało mi
przed oczami: wojna o Hogwart i śmierć tylu bliskich osób, utrata rodziców, aż
w końcu Draco Malfoya i mojej Sophie. Wszystko to, co się zdarzyło,
ukształtowało mnie na taką osobą, jaką się stałam. Przeszłość była nieodłączną
częścią każdego życia i to, czy nauczymy się z nią żyć, zależy tylko od nas
samych. Można pogodzić się z niektórymi sprawami i zacząć normalnie istnieć,
ale można też wciąż, bezustannie, do niej wracać. Tylko my mamy wpływ na to, jak
będzie wyglądało nasze życie i czy rzeczywiście pozwolimy przeszłości nami
zawładnąć.
Po dwóch latach przyszedł
spokój — prawdziwy spokój. Taki, który nie wywoływał już w sercu pustki, ale
dziwnego rodzaju szczęście. Po śmierci Sophie nie mogłam odnaleźć się w życiu
przez bardzo długi czas, jednak w końcu odkryłam drogę powrotną. Rozwiązanie
tkwiło w tym, by uświadomić sobie, jak wiele szczęścia spotkało mnie w życiu.
To, że bezpowrotnie je straciłam, było osobną kwestią.
Wiedziałam, że w bardzo krótkim
czasie doświadczyłam wiele złego; straciłam osoby, które kochałam całą sobą,
przez długi czas nie mogąc uporać się z ich odejściem. Te wspomnienia już
zawsze miały być przy mnie. Od niektórych rzeczy nie da się uwolnić.
— Hermiona? — Usłyszałam nagle
gdzieś za sobą, co kompletnie wytrąciło mnie z rozmyślania. Chciałam ten
wieczór spędzić samotnie, skupiając swoje myśli na Sophie, ale w tej chwili coś
we mnie pękło.
Przymknęłam oczy, rozkoszując
się tym głosem; minęło przecież tyle czasu. Przychodząc w to miejsce miałam
świadomość, że mogę go spotkać.
Objęłam się ramionami, gdy wiatr mocniej zawiał. Kwiaty w wazonie na grobie
poruszyły się niespokojnie, wprawione w ruch przez powiewy powietrza. Tak samo
niespokojne było w tej chwili moje serce, walące w piersi kilka razy szybciej.
Powoli odwróciłam się w kierunku, z którego dochodził dźwięk.
________________________
*Wiersz autorstwa Wandy Magdaleny Lament
Długi czas nie mogłam zebrać
się za pisanie tego podsumowania. W mojej głowie w tym momencie szaleje milion
różnych myśli i ciężko mi cokolwiek z tego ułożyć, ale chyba u każdego z nas
pojawia się taki moment, że po prostu nie wie się co powiedzieć, od czego
zacząć. U mnie ten moment nadszedł właśnie teraz, gdy zaczęłam pisać tę notkę,
ostatnią już na NWW. (Uwaga, pojawiają się pierwsze łezki w oczach, wspominałam
kiedyś, że jestem bardzo sentymentalna?)
Jeśli
ktoś nie ma ochoty czytać moich smętów, może oczywiście ominąć tą część, bo
podejrzewam, że będzie dłuższa niż zwykle. Pod koniec tej notki jest część
organizacyjna, więc można od razu przejść do niej, omijając część wspominkową i
małe podziękowania.
Minęły trzy lata — trzy długie
lata, od kiedy opublikowałam pierwszy rozdział tego opowiadania. Trzy lata,
podczas których w moim życiu naprawdę wiele się wydarzyło. Zaczynałam pisać NWW
jeszcze w liceum, jako dumna pierwszoklasistka, a teraz kończę już pierwszy rok
studiów. Możecie myśleć, że przesadzam, ale to opowiadanie to duża część mojego
życia. Nie sądziłam, że jego zakończenie będzie dla mnie aż tak ogromnym
trudem, bo przecież od któregoś momentu już się mogłam doczekać, aż opublikuję
ostatni rozdział. Kiedy nadeszła ta chwila, chciałabym odwlec ją jak
najbardziej się da, ale decyzja zapadła i czas zrobić to, co należy.
W pisanie niewolników często
uciekałam się, gdy moje prywatne sprawy szły nie tak, jak powinny. Zapominałam
o całym świecie i skupiałam się tylko na moich bohaterach. To niesamowite móc
przelać na klawiaturę to, co siedzi mi w głowie, móc się tym z Wami dzielić. W
trakcie pisania tego opowiadania założyłam Katalog Granger — moje drugie
„dziecko”, w którym często chowałam się, gdy nie miałam chęci do pisania NWW.
Miałam taki okres, że to właśnie KG dawało mi więcej satysfakcji, niż
publikowanie tutaj nowych rozdziałów, ale nadszedł czas, w którym moja miłość
do „Niewolników własnych wspomnień” znowu wróciła i, co tu dużo mówić, chyba
trochę jestem z siebie dumna. Kiedy moje chęci wróciły? Pod koniec roku 2016,
co można zauważyć w częstotliwości publikowanych postów. Od stycznia starałam
się wrzucać rozdziały co najmniej raz w miesiącu, a czasem udawało mi się
częściej. Czemu tak się stało? Bo właśnie w grudniu obiecałam sobie, że ostatni
rozdział opowiadania zostanie opublikowany 8 czerwca, w trzecie urodziny bloga.
Jestem szczęśliwa, że udało mi się dotrzymać obietnicy, którą złożyłam samej
sobie. Trochę nie wierzyłam, że uda mi się ten cel zrealizować — miałam do
napisania 7 rozdziałów w pół roku, a patrząc na to, jaka była częstotliwość
poprzednich rozdziałów (często jeden rozdział na trzy miesiące), po prostu wątpiłam. Okazało się jednak, że
wystarczyło tylko trochę więcej chęci.
Czy jest mi żal, że publikuję
ostatni rozdział? Z jednej strony tak, bo pewien etap w moim życiu się kończy,
a z drugiej strony nie — jestem szczęśliwa, że udało mi się doprowadzić to
opowiadanie do końca. Zaczynając je nie do końca wiedziałam z czym tak naprawdę
się mierzę, podjęłam się trudnego tematu i ogromnie mi zależało, żeby wszystko
wyszło jak najlepiej. Wiem, że niektóre sytuacje mogłyby wyjść inaczej,
mogłabym napisać je zupełnie w inny sposób, ale zostawię to tak, jak jest.
Przez te trzy lata dzięki NWW rozwinęłam się w pisaniu, sama widzę postęp
między pierwszymi rozdziałami, a tym, który dzisiaj przychodzi mi publikować.
Mam nadzieję, że i Wy widzicie tę różnicę.
Zakończenie — Sophie umarła,
Hermiona wyjechała z Oliverem, zostawiając Draco. Dwa ostatnie rozdziały były dla
mnie wyjątkowo ważne, dlatego nawet nie wiecie jak było mi przykro, gdy
widziałam tyle wyświetleń, a tak mało komentarzy. Rozumiem jednak, że możecie
być niezadowoleni z takiego obrotu spraw. Chciałabym, żebyście tylko wiedzieli,
że po raz pierwszy chciałam zrobić coś tak, jak zaplanowałam od początku do
końca. Wiele razy widząc Wasze komentarze chciałam zmienić koncepcję
zakończenia, ale ostatecznie zostawiłam to tak, jak miało być w pierwotnej
wersji.
Miało być o wiele więcej
rozdziałów, wątków — miał pojawić się wątek Pansy Parkinson, która pojawiła się
nagle w Denver (rozdział 3), miał być wątek Megan i jej męża (o ile dobrze
pamiętam 15 rozdział). Miało pojawić się więcej chwil Hermiona — Draco, miało
pojawić się więcej wspomnień Hermiony z przyjaciółmi, więcej sytuacji z nimi związanych, więcej rozmów. Miało. W pewnej chwili
zabrakło motywacji i chęci, by dalej to ciągnąć, a gdy już te chęci się
pojawiły, było za późno.
Zawsze wiedziałam jedno:
„Niewolnicy własnych wspomnień” to opowiadanie bardziej o Hermionie, o jej
trudnych wyborach, życiu, o porażkach, z jakimi przyszło jej się mierzyć.
Pairing dramione miał tu odgrywać drugorzędną rolę, to Hermiona miała być
najważniejsza. Dlatego też w tym rozdziale pojawiła się tylko jej perspektywa.
To na niej chciałam się najbardziej skupić i mam nadzieję, że to zrozumiecie.
To opowiadanie o jednej z największych strat, takiej, z którą trudno się
pogodzić. O stracie, która łamie serce i która nie pozwala normalnie żyć. NWW
to tekst o utraconych szansach, zaprzepaszczonych marzeniach i o pozbawieniu
się szczęścia. Mam nadzieję, że w pewnym stopniu udało mi się ten cel
zrealizować.
Wiecie, że ostatnie kilka zdań
napisałam już w styczniu? Tak jak nigdy nie planowałam rozdziałów, ten był
zaplanowany od pierwszej litery do ostatniej kropki. Hermiona ujrzała
mężczyznę, którego kochała — jak dalej potoczyło się jej życie? Czy dzięki temu
jednemu spotkaniu na cmentarzu ich ścieżki znowu się ze sobą splotły? Może
poszli na kawę, zaczęli rozmawiać, aż w końcu coś ich znowu połączyło: przyjaźń
albo ponownie coś na kształt miłości? A może Hermiona odwróciła się i odeszła
bez słowa, po raz kolejny go zostawiając? Zostawiam Was z tymi pytaniami i
pozwalam Waszej wyobraźni popłynąć. Nic teraz Was nie ogranicza. Otwarte
zakończenie było czymś, co planowałam również od stycznia. Chyba ten miesiąc
był najbardziej istotny dla NWW, dla tego zakończenia.
Jak więc pisało mi się ten
rozdział — taki epilog? Początek był trudny (a raczej sam fakt, że czas zacząć
go pisać), nie ukrywam, ale później… zapomniałam o całym świecie i po prostu
pisałam. Nie było nic innego, tylko ja i to, co opisuję. Mam nadzieję, że się
Wam spodobał, bo naprawdę włożyłam w niego wiele serca i… jestem dumna z tego,
co napisałam. Po raz pierwszy jestem z siebie w pełni dumna.
Nic jednak nie osiągnęłabym bez
Was, moi drodzy! Wy byliście moją motywacją w gorszych chwilach. Wiem, że na
początku NWW miałam o wiele, wiele więcej czytelników, zarówno komentarze, jak
i statystki o tym świadczą, ale w trudniejszych chwilach, gdy dodawałam
rzadziej rozdziały, niektórzy zaczęli znikać i jestem świadoma tego, że to
tylko i wyłącznie moja wina. Cieszę się jednak, że są tacy, którzy dotrwali ze
mną do samego końca. To przepiękne i wzruszające, że towarzyszyliście mi i mojej Hermionie w trakcie tego opowiadania.
Komu dzisiaj chcę podziękować?
Wszystkim. Najpierw tym osobom, które jakiś czas temu zniknęły, ale zawsze
były, pokazywały się w komentarzach, dawały mi znać, że są i wspierają — Neli
B., anonimowej Dajanie, Effy Riddle, Anie M., Obliviate, anonimowej Kate, Anonimowej — Tej, której imienia nie wolno wymawiać, Liannie Pie, agatte, Cathleen, Ari Tie, Potterhead Oli, Ja to Ja i wielu, wielu innym osobom, których nie wymieniłam, ale musicie wiedzieć, że zapadliście w mojej pamięci. Dziękuję osobom, które
zostawiły komentarz jednorazowo — jest Was zbyt wiele, bym mogła Was wszystkich
wymienić, ale naprawdę o Was pamiętam. Wasze komentarze motywowały mnie do
dalszego pisania, dodawania rozdziałów i niejednokrotnie do nich wracam. Naprawdę
robi mi się ciepło na sercu dzięki samej myśli, że chcieliście poświęcić chwilę
na zostawienie swojej opinii. Nawet nie wiecie jak wiele to znaczy dla autora.
Dalej, chcę podziękować tym
osobom, które towarzyszyły mi przez całe opowiadanie aż do tego momentu. Tylko
dzięki Wam piszę teraz te podziękowania; zostaliście moją weną, chęcią do
pisania, kopniakiem w tyłek, kiedy po prostu nie miałam ochoty pisać.
Motywacją, gdy było mi przykro z powodu małej liczby komentarzy. Zawsze w tych
chwilach myślę o tych, którzy komentują i to właśnie dla Was publikowałam
kolejne rozdziały. Niby mówi się, że pisze się dla siebie, ale mimo to… publikujemy
dla Was. Nie oczekujemy wiele — nawet krótki komentarz już potrafi być ogromną
siłą napędowa, a wystarczy poświęcić tylko kilka minut, by go napisać. Dziękuję
więc najmocniej na świecie: Ivie Nerdzie
(Twoje komentarze wyjątkowo mnie wzruszały i naprawdę nie jestem pewna, czy
zasługuję na takie miłe słowa! Nie mniej — jestem Ci ogromnie wdzięczna, że
byłaś ze mną tak długi czas, jako jedna z niewielu); Vivenn (zawsze wiedziałam, że prędzej czy później się pojawisz ze
swoim komentarzem i zmotywujesz mnie do dalszego pisania, nawet nie wiesz, jak
Ci za to dziękuję!); Serenie (za to,
że przez większość czasu ze mną byłaś i wspierałaś swoimi cudownymi komentarzami);
kochanej E., która ostatnio
nadrobiła wszystkie rozdziały (nadal jestem w szoku, że Ci się to udało!); Ani Mazurczyk, malince, Patce37 i każdej
anonimowej osobie. Dziękuję Wam, dziewczyny, bo bez Was ta historia nie
miałaby sensu. Dzięki Wam dotarłam do tego miejsca i jestem Wam za to ogromnie
wdzięczna. Dziękuję też mojej przyjaciółce —
w blogosferze znanej przez
niektórych jako Salvio Hexia — za
to, że była ze mną od samego początku i została do samego końca. Nawet nie
wiecie ile razy motywowała mnie do pisania (kiedyś robiłyśmy wyścigi, która
więcej napisze w krótszym czasie; kiedyś też na złość wysyłałyśmy sobie
fragmenty rozdziałów, by jedna bardziej wkurzyła drugą). Salvio zechciała też sprawdzić powyższy rozdział, za co ogromnie oczywiście jej dziękuję, bo bez niej moje przecinki żyły własnym życiem (i nie tylko przecinki).
Weszliście na NWW ponad 122
tysięcy razy. Przez trzy lata udało mi się zgromadzić równą liczbę 100
obserwatorów. Najwięcej komentarzy, bo aż 88! (oczywiście z moimi odpowiedziami
;)) pojawiło się przy rozdziale numer 10. Bardzo dziękuję Wam za te wszystkie
liczby. Pragnę jeszcze podziękować za wszystkie nominacje: do Liebster Award
nominowaliście mnie aż jedenaście razy, a trzy do Versatile Blogger Award.
Odpowiedzi na wszystkie pytania są w zakładce „Nominacje”.
Co
dalej? Czy planuję zacząć
pisać coś nowego? Jeśli mam być szczera na razie tkwię w martwym punkcie i za
bardzo nie wiem co dalej. Przez trzy lata żyłam tym opowiadaniem, bohaterami,
sytuacjami. Chwilowo nie mam pomysłu na nową historię, ale możliwe, że wpadnie
mi coś nagle do głowy (na przykład podczas sprzątania — tak właśnie było z NWW.
:D). Mam nadzieję, że tak będzie, bo na pewno będę tęsknić za dodawaniem nowych
rozdziałów. Informacja o czymś nowym zapewne pojawi się na tym blogu, może w kolumnie,
a może w nowym poście. Obserwujcie uważnie! Tymczasem możecie mnie znaleźć na
Katalogu Granger, gdzie co chwilę dzieje się coś nowego. Zachęcam do udzielania
się tam!
Publikacja dzisiaj tego epilogu
nie jest tylko związana z trzecimi
urodzinami bloga, ale też tym, że tego dnia obchodzę swoje dwudzieste urodziny. Zrobiłam sobie taki prezent i dodałam ostatni
rozdział właśnie dzisiaj. Zrobicie mi małą niespodziankę i zostawicie w
komentarzu jakikolwiek znak, że byliście ze mną w trakcie NWW, że dobrnęliście
ze mną do tej chwili? Będę Wam za to ogromnie wdzięczna. Na wszystko, nawet
jedno słowo, będę odpowiadać.
Ze spraw organizacyjnych: jeśli jest ktoś, kto chciałby pomóc mi w
sprawdzaniu ostatnich, powiedzmy, 15 rozdziałów… niech się odezwie najlepiej w
komentarzu, a ja już się dalej skontaktuję. Przyznam, że chcę zrobić PDF „Niewolników…”, głównie dla siebie,
ale jeśli jest ktoś, kto również chciałby mieć tę historię w jednym pliku,
odezwijcie się do mnie na gg, albo zostawcie w komentarzu jakiś kontakt do
siebie (np. mail, numer gg, cokolwiek), żebym wiedziała do kogo wysyłać. Do połowy lipca postaram się z tym uporać (byłoby wcześniej, gdyby nie fakt, że zaczynam walkę z sesją), ale oczywiście z czyjąś pomocą na
pewno poszłoby mi szybciej.
Zmierzając do końca — dziękuję,
że byliście przez ten czas ze mną, zarówno tym osobom, które komentowały, jak i
tym, które nie były do tego skore. Widząc statystyki mam świadomość, że więcej
osób czytało, niż pojawiało się w komentarzach.
Macie do mnie jakieś pytania?
Pytajcie w komentarzach, na asku (specjalnie aktywowany!), na gg, moim
mailu, czy gdzie tylko chcecie.
Dotarłam do końca. Wątpię, żeby
ktoś przeczytał to, co napisałam, bo wiem, że naprawdę okropnie się rozpisałam,
ale musiałam to wszystko z siebie wyrzucić. Tak, chyba jestem sentymentalną
osobą… Zostawcie w komentarzu cokolwiek, co świadczyłoby o tym, że czytaliście
— jest mi obojętne czy kropkę, przecinek, jedno słowo — cokolwiek. To dla mnie
bardzo dużo znaczy!
Dzisiaj się z Wami żegnam, ale
mam nadzieję, że wkrótce znowu się spotkamy. To co… do zobaczenia?
Dziękuję za tą wspólną przygodę!
PS. Macie swój ulubiony
rozdział tego opowiadania? Jakaś sytuacja zapadła Wam w pamięć? Jeśli tak, koniecznie się tym ze mną podzielcie, będzie mi bardzo, bardzo miło.
Milion
czterysta dwadzieścia osiem buziaków,
M.
Hej! Trafiłam tu kiedyś przypadkiem (już nawet nie pamietam, który był wtedy rozdział), nawet pamketam, że coś kiedyś komentowałam. To już koniec, więc nie mogłam tej historii pozostawić bez choćby słowa na koniec.
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJĘ
Za te wspaniałe trzy lata (chociaż nie byłam tu od początku), za naprawdę niezwykle Dramione (chociaż bardziej Sopmione). Chociaż tak naprawdę odkąd okazało się, że mała jest chora to wiedziałam, że umrze to jednak łudziłam się, że tego nie zrobisz... Oczywiście ryczałam jak bóbr gdy umarła, ryczałam przez cały epilog i oczywiście pewnie nikogo nie zdziwię dodając, że również to robię pisząc ten komentarz.
Mam nadzieje, że w niedalekiej przyszłości stworzysz coś równie pięknego i poruszającego. Pozdrawiam serdecznie.
Ach, zacząć odpowiadać na komentarze to okropnie trudne, ale nie ma co już zwlekać!
UsuńPamiętam, że kiedyś coś skomentowałaś i bardzo Ci dziękuję, że teraz również się tego podjęłaś. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy!
Jest mi tak bardzo miło, że uważasz, że NWW to coś pięknego i poruszającego; że historia Hermiony chwyta za serce i wzrusza. Mam nadzieję, że nie zabrakło chusteczek do otarcia łez! Chyba rzeczywiście masz rację, to bardziej sopmione, niż dramione, ale to drugie połączenie również zaistniało - pytanie tylko jak ostatecznie się skończyło.
DZIĘKUJĘ! Za obecność przy mnie przez całe opowiadanie i za skomentowanie. Bardzo pięknie dziękuję.
M.
Kurcze. Tak sobie siedziałam ostatnio i spoglądałam na blogger z nadzieją, że zastanę jakieś nowe powiadomienie. Znam ból sesji - moja na szczęście powoli się kończy. Nie mniej, zawsze szukam wtedy zajęcia, które na chwilę oderwałoby mnie od nauki. Patrzę - jest! Z jednej strony ucieszyłam się, bo chciałam poznać Twoją wersję zakończenia NWW. Z drugiej - kurcze, co teraz? Przykro mi, że zakończyłaś tę historię...
OdpowiedzUsuńRozpłakałam się już w momencie, kiedy Hermiona wygłosiła powitalną formułkę na spotkaniu. Dwa lata mogą być dla nas długim okresem czasu, ale po śmierci bliskiej osoby wydają się mgnieniem oka. Widać wyraźnie, że Granger w jakimś stopniu przepracowała śmierć córki. Pomimo drżenia na samo wspomnienie, jakoś potrafi o niej mówić. To dobrze. Choć jeszcze daleka droga przed nią.
Byłam trochę zła, że nie postawiłaś na coś konkretniejszego w relacji Hermiona-Draco. Ale po "posłowiu" doszłam do wniosku, że to opowiadanie faktycznie było bardziej o Granger. Otwarte zakończenie pozostawia nadzieję. A może akurat teraz oboje, z nieco "czystym" startem, nową perspektywą, spróbują stworzyć coś jeszcze raz? Byłabym bardzo ciekawa sceny bonusowej po kilku kolejnych latach :) Myślę, że takie wzajemne spotkania i "zdanie relacji" z własnych postępów mogłoby być ciekawe. Nawet jeśli wcale nie byliby razem.
Serdecznie dziękuję Ci za tę historię, a przede wszystkim, że doprowadziłaś ją do końca. Gratuluję! Porwałaś się na trudną tematykę, ale wybrnęłaś w sposób naprawdę piękny. W pewnym stopniu chyba sama zaczynam tęsknić za Soph. Świetna z niej postać :)
Gdybyś potrzebowała pomocy, to od paru lat jestem betareaderką ;) Teraz co prawda kończę egzaminy i piszę pracę, ale bronię się raczej we wrześniu. Więc od przynajmniej późnej połowy czerwca będę już wolna. W razie czego pisz: mazurczyk.anna@gmail.com
Pozdrawiam Cię i ściskam! Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę mogła przeczytać coś Twojego :)
A.
A moja dopiero się zaczyna. :< W poniedziałek egzamin, a ja siedzę, czytam po raz kolejny Wasze komentarze i zamiast się uczyć, zaczęłam na nie odpowiadać. Nie mogę jednak się już powstrzymać. :) Publikując ten rozdział byłam przygotowana na myśl, że kurczę, to już koniec, ale czytając Wasze komentarze chce mi się naprawdę płakać! :D Teraz, gdy po raz kolejny czytam Twój komentarz również pojawiają się w moich oczach łezki, jak za pierwszym razem, gdy go przeczytałam.
UsuńMuszę przyznać, że przez długi czas nie wiedziałam, jak powinnam ten rozdział zacząć. Wiedziałam jednak, że ma to być coś, co wstrząśnie. Ostatecznie uznałam, że będzie to początek rozmowy na spotkaniu. Cieszę się, że udało mi się jakoś Cię zaskoczyć na tyle, byś była wzruszona.
To zakończenie - otwarte - było właśnie tym, co chciałam Wam podarować - nadzieję, że nawet jeśli wszystko się psuje, wciąż pozostaje jakaś nikła zawiązka światła, coś, co może dać nam siłę. Cieszę się, że to zauważyłaś, bo to oznacza, że spełniłam swój cel. Nawet myślałam coś o jakimś rozdziale 'bonusowym' po kilku latach, ale muszę to poważnie przemyśleć, czy to będzie zgodne z moją koncepcją. :)
Bardzo, bardzo Ci dziękuję za te słowa. Nawet nie wyobrażasz sobie jaka jestem szczęśliwa, że uważasz, iż udało mi się zrealizować ten pomysł w dobry sposób. Cieszę się też, że polubiłaś moją Sophie - ja też się w niej zakochałam już od samego początku! :)
Oczywiście się odezwę! Tylko dopiero w poniedziałek, jak będę już po egzaminie, bo muszę się do tego czasu skupić na nauce. Dziękuję, że zgłosiłaś chęć pomocy, to naprawdę wiele dla mnie znaczy.
Dziękuję z całego serca, najmocniej na świecie, że byłaś ze mną przez ten czas! I ja również mam nadzieję, że jeszcze Cię spotkam w tym blogowym świecie. :)
M.
Będę tęsknić. To opowoadanie było cudowne. Będzie mi brakować sprawdzania czy pojawił się rozdział, a robiłam to dość intensywnie.
OdpowiedzUsuńZakończenie otwarte to najlepsze, co mogłaś dać Hermionie. Naprawdę będę tęsknić.
Pozdrawiam
Kinia
Bardzo, ale to bardzo cieszę się, że tak uważasz. Jestem przeszczęśliwa, że udało mi się zadowolić Cię zakończeniem, bo nie byłam do końca przekonana, czy oby na pewno się Wam spodoba. A jednak moje obawy okazały się niesłuszne.
UsuńBardzo, bardzo dziękuję, że byłaś ze mną podczas tego opowiadania tyle czasu! To przepiękne i wzruszające.:)
M.
Płaczę przez Ciebie jak małe dziecko! Wstydziłabyś się ty okropna osobo! Nie można tak bezkarnie ludzi rozklejać!
OdpowiedzUsuńNiesamowicie cieszę się, że Ci się udało. A co? Zrobić coś po swojemu i porwać przy tym moje serce. Uwierz mi, nie jest to łatwe. Nie było słodziutkego zakończenia, miłosnych uniesień i tanich wyznań. Było prosto, uczuciowo, smutno, ale też z nadzieją. Po prostu uchwyciłaś ten jeden straszny moment w życiu. To już sztuka. Cieszę się również z tego, że trafiłam na Twoją twórczość. Wypełniałaś mój czas, a oczekiwanie na kolejny skrawek opowiadania było słodką torturą. Jakże wysublimowaną męką.
To odpowiednie stało się dla Ciebie odskocznią od codzienności. Myślę, że nie tylko dla Twojej osoby :)
Bycie częścią procesu twórczego też wywołuje uśmiech na twarzy i lekkie ciepło na sercu. Po prostu czasami coś naskrobałam żebyś wiedziała, że tu jestem. Nic wielkiego :)
Na koniec chcę Ci podziękować za świetnie spędzony czas, krótkie pogawędki w komentarzach i tą całą słodko-gorzką historię. Udało Ci się. Zrobiłaś to. Jestem z Ciebie dumna! :)
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin młoda, zdolna i wrażliwa kobieto! Rozwijaj się, bądź szczęśliwa, zawsze miej swoje zdanie i nigdy się nie poddawaj. Z całego serca Ci tego życzę.
Pozdrawiam
Vivenn
Mogę dać chusteczki! Jestem strasznym alergikiem, któremu zawsze ich brakuje, ale na urodziny od koleżanek dostałam tyle chusteczek, że mogę zacząć prowadzić sprzedaż. :D
UsuńTwój komentarz to kolejny, który tak bardzo mnie wzruszył - tak też nie powinno być! Ale chyba już tak jest, jeśli chodzi o zakończenia, że zawsze są smutne.
Naprawdę nie wiem czy zasługuję na te wszystkie miłe słowa, które napisałaś, niemniej - bardzo Ci za nie dziękuję, bardzo też się cieszę, że tak uważasz. Nadzieja to właśnie to, co chciałam Wam dać na zakończenie. Nadzieję, że chociaż w życiu Hermiony tak wszystko się zawaliło, zawsze pozostaje jakieś małe, nikłe światło. Cieszę się, że udało mi się to pokazać i że to dostrzegliście.
Oczywiście, że to coś wielkiego! Niby to tylko kilka zdań, ale chyba nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jak one są dla nas, autorów, niezwykle ważne.
Cieszę się, że czas spędzony na czytaniu mojego opowiadania, nie okazał się czasem straconym. I że była to również dla Was, jak sama napisałaś, odskocznia od codzienności. :)
Bardzo dziękuję za życzenia! Mam nadzieję, że każde się sprawdzi, bo z tym ostatnim czasem u mnie ciężko!
Dziękuję, że byłaś przy mnie, Vivenn, i tak często byłaś dla mnie motywacją. Nawet nie wiesz jak bardzo będzie mi brakowało Twoich komentarzy!
DZIĘKUJĘ, po prostu dziękuję.
M.
Przeczytałam ten rozdział, jakie było moje ogromne rozczarowanie gdy okazało się, że to ostatni rozdział, dla mnie był pierwszym, i znowu uświadomiłam sobie, iż mylę znaczenie epilogu z prologiem;) pomimo, że to zakończenie, tak naprawdę mogłoby być początkiem jakiegoś opowiadania. Teraz powinam, zacząć czytać całość, jednakże aktualny moment nie jest do tego sprzyjający. Poczekam na wersję pdf, będzie wygodniej i przyjemniej przeczytać w całości; ) przyznaje się, iz przeczytałam te Twoje wypociny;) jedyne co mi się rzuciło w oczy, to serce jakie włożyłas w napisanie tego. Mam nadzieję, iz sprzatanie będZie kreatywne i da pomysł na nowe...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Nienieidealna
Muszę przyznać, że kiedyś sama myliłam znaczenie słowa 'prolog' z 'epilogiem'! Tak, to mógłby być nowy początek, ale zakończenie dalszej historii Draco i Hermiony zostawiłam dla Waszej wyobraźni. Oczywiście, kiedy tylko wszystko już będzie gotowe, wyślę Ci PDfa, mam nadzieję, że całość opowiadania się spodoba! Tylko poprosiłabym w takim razie o jakiś kontakt do Ciebie, żebym wiedziała gdzie rozsyłać. :) O jak się cieszę, że ktoś je przeczytał! Cieszę się, że widać między wierszami, że tak naprawdę oddałam moje serce temu opowiadaniu. I ja również mam taką nadzieję!
UsuńDziękuję, że mimo że przeczytałaś tylko ten rozdział, zostawiłaś po sobie komentarz! :) Bardzo, bardzo dziękuję.
M.
Mój mejl to nienieidealna@gmail.com Będę czekać :);
UsuńCześć, pamiętasz jeszcze mnie? Przez bloggera przewinęło się tyle osób (w tym ja). Moja przygoda z Dramione już dawno dobiegła końca, ale Twój blog był moim jedynym połączeniem ze światem HP. Muszę przyznać, że jedno co się rzuca w oczy jest to, że... Dojrzałaś pisząc to opowiadanie. Od początku miałaś wizję, skrzętnie ją realizowałaś i w ostatnich rozdziałach przeszłaś samą siebie. Ciężko się pisze trudne, smutne zakończenia. Takie, które oddziałowują na duszę czytelnika. Tobie się to udało, tak więc składam gratulacje. Nie będę się rozpisywać o całym opowiadaniu, bo mówiąc szczerze.. sądzę, że wystarczająco zrobią to inni. Chcę Ci podziękować za pokonanie własnych słabości i dotrwanie do końca. a miliony pomysłów, które realizowałaś każdym słowem. Po prostu dziękuję. Pozdrawiam serdecznie,
OdpowiedzUsuńla_tua_cantante_
Oczywiście, że pamiętam! Pamiętam każdego mojego czytelnika, ale też tych, których czytelnikiem byłam ja. :) Naprawdę byłam jedynym połączeniem z tym małym światem? W takim razie jest mi bardzo, bardzo miło, że zostałaś ze mną, mimo że Twoja przygoda z ff dobiegła końca.
UsuńRzeczywiście przez te trzy lata dojrzałam. Jestem zupełnie inną osobą, niż tą, którą byłam ponad trzy lata temu, gdy zaczynałam pisać NWW. Cieszę się więc, że to widać. Tak, od początku miałam jakiś plan, czasem ulegał on zmianie, czasem zupełnie wszystko zmieniałam, ale zakończenie pozostało takie, jakie miało być od początku. I nawet nie wiesz jak się cieszę, że uważasz, że udało mi się w jakiś sposób na Was wpłynąć. To najlepszy komplement, jaki mogłam otrzymać.
Ja również bardzo, bardzo Ci dziękuję, że mimo zakończenia swojej przygody z dramione, dotrwałaś ze mną do samego końca - to wiele dla mnie znaczy. :)
M.
Witaj,
OdpowiedzUsuńNie wiem, co mogłabym Ci teraz napisać. Siedzę i ryczę, tak jak przy każdym z ostatnich rozdziałów i zastanawiam się, czy kiedykolwiek znajdę jakieś inne opowiadanie, w które ktoś przelałby więcej serca od Ciebie.
Wiesz, czytając początek epilogu, poczułam sie jakbym faktycznie uczestniczyła w terapii Hermiony. Ten fragment wstrząsnął mną najbardziej. I ryczałam, jak głupia, przeżywając jej ból, poskładać sobie w głowie słowa, których użyłabym, gdybym była w takiej sytuacji. Wiesz, jakieś trzy dni temu obejrzałam film "Ukryte piękno", który podejmuje taką samą tematykę, jak w Twoim opowiadaniu. I przyznam się szczerze, że przy każdym spojrzeniu na twarz Willa Smitha, udręczona i pełną rezygnacji, widziałam dokładnie Twoją Hermionę. Polecam Ci ten film całym swoim sercem. Nie każdemu się podoba, nie każdego wzrusza. Być może osoby, które pisały jego recenzje i nie odnalazły w nim niczego wartościowego, powinny najpierw przeczytać Twoje opowiadanie? Tak, chyba tak. Wtedy by zrozumieli.
A teraz przyszło mi się pożegnać z historią, z którą w pewnym momencie mojego życia, stała się moją własną terapią. Boleśnie szczerą, okropnie prawdziwą i do końca realną. Może moja relacja była zupełnie odwrotna,niż ta przedstawiona u Ciebie, bo przedstawiona z perspektywy dziecka żegnającego rodzica. Może nie powinnam rozpatrywać tej historii, jako kolejną opowieść o nieudanej walce z wyniszczającą chorobą, która dotyka wszystkich, nawet tych, którzy w naszym mniemaniu powinni być niezniszczalni. A może właśnie zdradzam sama siebie, pisząc o fakcie z mojego życia, o którym nigdy z nikim nie chciałam się dzielić, podczas gdy założyłam swoje konto w blogosferze, by po raz pierwszy być anonimowa. Przenieść się do wirtualnego świata, żyć innym życiem i uchodzić za szczęśliwą, podczas, gdy w rzeczywistości byłam właśnie taka, jak Twoja Hermiona - popsuta, pęknięta, czekająca na lepszy świat. A potem natknęłam się na Twoje opowiadanie i wszystko wróciło. Czytając o szpitalnych salach, wyciągałam ich obraz z przeszłości; śledząc tekst o słabnącej Sophie, czułam się jakbym wszystko przeżywała po raz kolejny. A to, że w roli chorej osoby obsadziłaś małe, niewinne dziecko dodatkowo wzmagało moje odczucia.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńMoże dlatego tak bardzo, tak mocno chciałam, by chociaż tym razem chora osoba wyzdrowiała. By nie stało się tak, jak niegdyś w moim życiu...Może chciałam się upewnić, że świat nie jest wcale taki zły i niesprawiedliwy, jak kiedyś myślałam, a Sophie nie będzie kolejną cierpiącą osobą, która przegrała walkę, podczas gdy ja stałam bezczynnie w pobliżu. Naprawdę chciałam, by tak było...
UsuńA potem Sophie umarła.
A ja po raz kolejny zaczęłam we wszystko wątpić... Wiem, że nie powinnam traktować jej jako realnej osoby, ale cóż poradzę, że w moich oczach była hm... symbolem walki. Tej wygranej, jak niegdyś myślałam.
Nie powinnam traktować tego opowiadanie tak personalnie. Nie powinnam łudzić się, że wszystko będzie dobrze, podczas gdy (jak kiedyś wspominałaś), dawałaś znaki, że dziecko umrze.
Bo tak bardzo, tak mocno chciałam, by chociaż jej się udało.
Teraz jednak myślę, że dobrze się stało. Udowodniłaś mi, że życie nigdy nie będzie takie, jak w naszych marzeniach. Że będzie bolesne, niesprawiedliwe i zgorzkniałe i tylko od nas zależy czy będziemy je tak postrzegać. Twoje opowiadanie było zatem taką moją małą terapią, za którą bardzo Ci dziękuję. Chyba właśnie dlatego na nie trafiłam w odmętach internetu. Może ktoś gdzieś tam na górze chciał, by tak się stało. Chcę w to wierzyć.
Ludzie umierają. Codziennie. I nie mamy na to wpływu. A być może naszą jedyną rolą jest stanie u ich boku, gdy oni sami nie będą mieli już sił? A potem, gdy odejdą, pamiętać o nich zawsze i wszędzie i widzieć ich w każdej, nawet najmniejszej rzeczy, która dla innych jest nic nie warta.
Przelałaś w to opowiadanie serce i to serce widać. W każdym akapicie, w każdym zdaniu. Jak już Ci kiedyś wspomniałam, uczysz wielkiej pokory. I ja tą pokorę znalazłam. Nie należy bowiem żałować zmarłej osoby, wyklinać świata, ale cieszyć się, że dane nam było przy niej żyć. Myślę, że kiedyś Hermiona to zrozumie. A może już to zrozumiała...
Kończysz tę historię niedopowiedzeniem, które każdy może zinterpretować na swój sposób. Ja też tak zrobiła. Dla mnie kończy się dobrze - może nie iście hollywodzkim zakończeniem, z mnóstwem efektów specjalnych i fajerwerków, ale tym najprostszym - małym, niepewnym uśmiechem i może uściskiem, który będzie początkiem czegoś większego. W to chciałabym wierzyć. I za danie mi tej wiary najbardziej dziękuję.
Twój komentarz był dla mnie zapalnikiem, żebym to właśnie już dzisiaj odpowiedziała na Wasze komentarze, więc to robię. To co napisałaś przeczytałam jadąc tramwajem - no i rozpłakałam się, ale jakoś szczególnie się tym nie przejmowałam. Teraz, gdy odpowiadam i czytam wszystko jeszcze raz, znowu pojawiają się łezki.
UsuńJestem pewna, że znajdziesz jeszcze niejedno takie opowiadanie! Bardzo się cieszę jednak, że uważasz, że w NWW przelałam tyle swojego serca, bo tak naprawdę - to prawda. Nie jestem pewna, czy pisząc kolejne opowiadanie, jeśli się tego podejmę, będę tak samo mocno je przeżywała jak NWW.
Bardzo, bardzo przepraszam, że przeze mnie tyle ostatnio płakałaś. Z jednej strony cieszę się, że udało mi się wywołać takie emocje, ale z drugiej mam wyrzuty sumienia. Nie lubię, kiedy ludzie przeze mnie płaczą, a ostatnio złamałam komuś serce - i nie wiedziałam, że to przyniesie i mi tyle bólu.
Film "Ukryte piękno" to jeden z najpiękniejszych filmów, jaki było mi dane oglądać. Czekałam, aż pojawi się w internecie już długi czas przed premierą. Również nie rozumiem negatywnych opinii na jego temat, bo ten film jest... jednym z lepszych, jakie miałam okazję oglądać. Ból, cierpienie, rozpacz, te wszystkie uczucia, które główny aktor tak wspaniale pokazał, to sztuka, prawdziwa sztuka. Może nawet nieświadomie w ostatnich rozdziałach kierowałam się niektórymi sytuacjami z tego filmu? Nie mam pojęcia i nigdy się nie dowiem. Jeśli lubisz takiego rodzaju filmy polecam Ci najmocniej na świecie film "Bez mojej zgody". Przepiękny, który popchnął mnie w jakiś sposób do napisania NWW. Bo wiesz, mieć pomysł - to jedno, ale drugie to podjąć się tego, by go zrealizować.
Czytając kolejny akapit Twojego komentarza po prostu się popłakałam - nie miałam pojęcia, że moje opowiadanie może być dla kogoś formą pogodzenia się z czymś, co jest nieodwracalne. Sama nie wiem, jakie słowa w tym momencie będą najodpowiedniejsze, ale chyba żadne nie są. Nikt nie powinien przeżyć podobnej historii, którą opisałam w NWW, na własnej osobie. To najgorsze co może być, dlatego pęka mi serce na myśl, że przechodziłaś coś podobnego. Pożegnanie z bliską osobą to najgorsze co może być. Takie pożegnania nigdy nie powinny mieć miejsca.
Bardzo, ale to bardzo Cię przepraszam, że zaczęłaś wątpić w to, że świat jest dobry. Nigdy nie przewidywałam, że ktoś może potraktować moje opowiadanie osobiście, może dlatego, że to dla mnie tak nienaturalne, stracić kogoś bliskiego. W NWW w pewnym czasie również przelewałam swój ból, rozpacz po stracie jednej z osób. Zresztą - nie tylko po jej stracie, ale też po wielu innych.
Wiara jest czymś pięknym - dlatego nigdy nie przestawaj wierzyć, bo to często jedyne, co mamy. Wiarę w lepsze jutro, nadzieję w piękniejsze życie. I może jeśli NWW było dla Ciebie czymś w rodzaju terapii, to rzeczywiście ktoś na górze chciał, żebyś na nie trafiła. Ja również bardzo, bardzo w to wierzę.
Napisałaś piękne słowa, że naszą rolą jest stanie przy boku osób, które nie będą mieli już sił - i to niesamowicie prawdziwe stwierdzenie. Bo w każdej chwili, nawet tych najgorszych, kiedy trudno o uśmiech, powinniśmy znajdować w sobie siłę, nie zawsze dla siebie, ale właśnie dla tej drugiej osoby. By mieć świadomość, że dla niej żyjemy, dla niej pniemy się w górę, dla niej jesteśmy w stanie znosić zawody.
To najpiękniejsze na świecie uczucie - mieć świadomość, że ktoś, kto był nam tak bardzo bliski, był przy nas i nawet jeśli tej osoby już nie ma, to
Usuńnadal jesteśmy posiadaczami wspaniałych wspomnień. Wspomnień, które zawsze będą żywe. Hermiona zaczęła to rozumieć właśnie dzięki terapii. Zrozumienie tego to podstawa do lepszego życia i myślę, że ona, mimo tak ogromnej straty, zaczęła inaczej patrzeć na świat. I rozumieć, że świat nadal ma sens, nawet jeśli jej zaczął się rozpadać.
Cieszę się, że uważasz, iż uczę pokory - to coś pięknego, że dzięki czemuś, co jest mojego autorstwa, komuś udało się coś w tym tekście odnaleźć. Zawsze chciałam, żeby NWW było... próbą zastanowienia się nad swoim życiem, nad sposobem, w jaki żyjemy. Czy wystarczająco pokazujemy bliskim osobom, że je kochamy, że są ważni.
Ostatnie akapity to właśnie nadzieja. Nie chciałam robić z NWW opowiadania z kompletnie załamującym zakończeniem, ale właśnie z takim, które podaruje resztki nadziei. Chciałam pokazać Wam, że zawsze - choćby nie wiadomo jak źle się działo - pozostaje nadzieja. W przypadku Hermiony było to ponownie spotkanie Draco, a w przypadku innych...? To już pozostawiam do przemyślenia Wam.
Dziękuję Ci, Ivo, że byłaś ze mną tyle czasu i wspierałaś mnie ciągle swoimi komentarzami. Dziękuję też, że podzieliłaś się ze mną swoją historią, chociaż tak jak powiedziałaś - uciekłaś w świat blogspotu, by być anonimową. Mam nadzieję, że nie zniszczyłam w Tobie tym zakończeniem wiary w dobro świata. Życzę Ci więc nadziei, tej prawdziwej, która daje siłę.
M.
Za nic nie przepraszaj! To opowiadanie najwyraźniej musiało odbić na mnie swoje piętno - musiałam je przeżyć po swojemu, przeboleć i pokonać własne bariery, by dostrzec to, co chciałaś przekazać. Dałaś mi bardzo dużo, pewnie nawet o tym nie wiedząc. I nawet teraz dajesz cos od siebie, pisząc komentarz, który jest po prostu idealny! Właśnie taki komentarz chciałam napisać, a potem emocje wzięły górę i pisałam go prawie nie widząc na oczy przez łzy. Wspomnienia ranią. Ale i uczą. A ja wiem na pewno, że zarówno Ty, jak i ja i pozostali czytelnicy dojrzeliśmy przez NWW.
UsuńDlatego nie przepraszaj mnie za nic! Serio! Jesteś wspaniała i masz w sobie niezwykłą dojrzałość, której mogę Ci chyba tylko pozazdrościć.
Dałaś nadzieję tym zakończeniem. Chociaż ja ta nadzieje miałam przez cały czas - dopiero na koniec ukazała mi się w pełnej okazałości.
Obejrzałam Bez mojej zgody już kilkukrotnie. Film wrył mi się w pamięć i często do niego wracam, gdy tylko mam jakiegoś doła. Chyba mamy podobny gust filmowy 😉
I nie zniszczyłaś we mnie wiary w lepsze jutro! Absolutnie. Wręcz przeciwnie - pomogłaś mi zbudować siebie na nowo.
Dziękuję za wspaniałe podziękowania i tę wzmiankę o mnie po rozdziale. To prawdziwy zaszczyt.
Nie żegnam się, bo cos czuję, że jeszcze się kiedyś spotkamy 😉
Cieszę się, że udało Ci się coś w nim odnaleźć, to naprawdę niezwykłe i nie mam słów, by jakoś opisać to, jak bardzo jestem Ci za te słowa wdzięczna. Mogę sobie tylko wyobrazić jakie emocje szalały w Twojej głowie. Zdecydowanie dzięki temu opowiadaniu, dzięki pisaniu go, dojrzałam. Często czytałam artykuły o tej chorobie, o różnych przypadkach i chociaż wcześniej też natykałam się na te rzeczy, pisanie o nich okazało się ogromnym bagażem do uniesienia.
UsuńJej, jej, ja naprawdę nie jestem taka wspaniała - ot zwykła dziewczyna, nie wyróżniająca się niczym szczególnym z tłumu.
Cieszę się więc przeogromnie, że zakończeniem tylko dałam Ci pewność o tej nadziei. Cieszę się też, że do końca wierzyłaś w dobre zakończenie. :)
Naprawdę? Mało osób, którym mówię o tym filmie, go oglądało. W poniedziałek po egzaminie chyba zrobię sobie maraton tych dwóch filmów! Znasz jeszcze jakiś film o podobnej tematyce? :D
Jestem więc ogromnie szczęśliwa, że dzięki NWW udało Ci się w sobie coś znaleźć. To niezwykłe czytać takie słowa. A podziękowania i wzmianka w rozdziale - zdecydowanie się należą! Byłaś jedną z niewielu osób, które były do samego końca, więc było oczywiste, że pojawisz się w tym fragmencie. Bez Was 'niewolnicy wspomnień' nie zostaliby skończeni, więc zawdzięczam Wam naprawdę wiele.
Taką właśnie mam nadzieję! :)
M.
Jeśli już mowa o filmie Ukryte piękno, to właśnie teraz naszła mnie myśl, że Twoje opowiadanie właśnie takie ukryte piękno posiada. Naprawdę nie wiem skąd mi się to bierze, ale mam wrażenie, jakby ten film był dokładną adaptacją Twojego opowiadania. Ubrałaś w słowa wszystkie emocje, które Will Smith pokazywał na ekranie. Ehhh znowu się rozpłynęłam...
UsuńTeraz już widzisz na jak wysoką półkę wskoczyłaś przez tą historię? To już szczebel hollywoodzki :P
A inne filmy hm... Mam pustkę w głowie. Może Now is good? To jedyne co mi przychodzi do głowy. Może kiedyś coś sobie przypomnę.
Teraz po zakończeniu opowiadania będziesz miała mnóstwo czasu na filmowe maratony :D
Gwiazd naszych wina! - przypomniałam sobie. A z takich luźniejszych, gdzie bohaterem nie jest dziecko - Pół na pół. Po tym filmie Joseph Gordon Levitt urósł w moich oczach ;P
UsuńNawet nie wiesz jak miło mi czytać takie słowa, przez ten rozdział i Wasze komentarze zrobiłam się strasznie płaczliwa! E tam, wysoką półkę. :D
UsuńGwiazd naszych wina i now is good oczywiście oglądałam, toż to klasyki! Ale pół na pół nie, obejrzałam teraz zwiastun i chce mi się płakać na samą myśl, że nie mogę tego filmu zobaczyć już teraz, tylko muszę poczekać do jutra. :( Wydaje się wspaniały. Jeśli ja mogę Ci coś polecić, to polecam 'Już za tobą tęsknię', przepiękny film o sile przyjaźni i chorobie. Obejrzany raz, bo nie chcę więcej tak płakać, ale zostawił po sobie naprawdę dużo w mojej głowie. :)
M.
Hej, czytam od dawna twoje opowiadanie, naprawde mi sie spodobalo a na koniec plakalam jak glupia, chcialabym przetlumaczyc je na hiszpanski za twoim pozwoleniem, mieszkam w tym cieplym kraju od prawie 11 lat, czekam na odpowiedz ;)
OdpowiedzUsuń*Sorry za bledy xD
Jejku, jestem w takim szoku (pozytywnym), że chyba będzie najlepiej, jak napiszesz do mnie na mojego prywatnego maila: malinoowska1997@gmail.com lub ewentualnie gg: 47525122 i tam na spokojnie porozmawiamy. :)
UsuńM.
Epilog piękny, chociaż taki nie do końca zakończony. Ja lubię proste i zrozumiałe zakończneie. U Ciebie finał jest zagadką. Jednak najpiękniejszą jaką do tej pory czytałam. To opowiadanie jest dla mnie natchnieniem. Wspaniałą historią, którą czytałam z wypiekami na twarzy, a miejscami miałam łzy w oczach. Mogłam się spodziewać że nie będzie Happy Endu. Właściwie w zasadzie nie ma żadnego Endu na typ etapie jeśli rozumiem Epilog po swojemu. Cieszę, się że trafiłam na to opowiadanie. Przygoda z tą historia to coś niesamowitego i odmiennego dla mnie. W końcu w życiu nie zawsze wszystko dobrze się kończy. Tak samo jest i w książce. To trzeba zrozumieć. Mam nadzieję, że napiszesz coś jeszcze. Może coś własnego? Będę czekać. Pozdrawiam mocno!
OdpowiedzUsuńTak, otwarte zakończenie to taki epilog po swojemu. Cieszę się, że mimo że nie lubisz tego typu zakończeń, moje Ci się spodobało - naprawdę bardzo mi miło czytać takie słowa! :) Bardzo się cieszę, że tak uważasz, że NWW to dla Ciebie natchnienie; to bardzo, bardzo wiele dla mnie znaczy!
UsuńOczywiście, że coś jeszcze napiszę! Od tego nie da się tak łatwo uciec. :) Chyba zanim zacznę pisać coś własnego jeszcze trochę pobawię się z fan fiction, ale kiedyś na pewno usiłuję stworzyć coś autorskiego, ze swoją własną historią od początku do końca.
Dziękuję za komentarz i za to, że byłaś tak długi czas ze mną! To naprawdę niesamowite, dziękuję. :)
M.
Czytałam od samego początku, czekając zawsze na kolejny rozdział. Miło było spędzić ten czas z Tobą i Twoją historią, jeden z dwóch blogów które ostatecznie jako jedyne śledziłam, więc to chyba mówi za siebie
OdpowiedzUsuńTrzymaj się i nie przestawaj tworzyć
Naprawdę jesteś tu od samego początku? Jestem w szoku i sama nie wiem co powiedzieć! Po pierwsze bardzo Ci dziękuję, że przez tak długi czas towarzyszyłaś mi. To 'dziękuję' nie jest w stanie zawrzeć tego, jak bardzo jestem Ci wdzięczna.
UsuńPostaram się nie przestać tworzyć i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tu wpadniesz. :)
Z całego serca dziękuję!
M.
Cześć, nie sądziałam że wróce jeszcze na blogi, są tylko dwa tytuły które sprawdzam co jakiś czas wendeta i NWW. Spory szok że już koniec, ale cóż dojście do epilogu to ogromny sukces każdej blogerki fanfiction i ogromnie Ci tego gratuluje. Rozdziały cudowane, płakałam na 2 ostatnich. Masz talent nie zmarnuj go. Mam nadzieję, że kiedyś dorwę twoją książkę, że wykreujesz postacie od początku do końca. Wierze, że Ci się to może udać. Jako że czytam ten blog od dawna (chyba jak jeszcze sama pisałam nawet) to widzę ogormny postęp zarówno w samych opisach jak i tempie akcji.
OdpowiedzUsuńGratuluje wytrwałości i świetnego opowiadania :)
Pozdrawiam Syntia Black
Cześć, Syntio! Oczywiście pamiętam Cię jeszcze zza czasów, kiedy sama czytałam Twoje opowiadanie - dlatego nie wiesz jak bardzo jestem wdzięczna, że byłaś ze mną przez tak długi czas. Naprawdę, nie ma takich słów, które wyraziłyby moją wdzięczność. Bardzo Ci dziękuję za te wszystkie miłe słowa, jestem szczęśliwa, że udało mi się wzbudzić w Was takie emocje. I cieszę się również, że widać postęp - to jedna z lepszych pochwał, jakie mogę czytać. I ja również mam taką cichą nadzieję, że uda mi się stworzyć coś, co będzie od początku do końca moje. :)
UsuńDziękuję Ci za te wszystkie słowa! Dziękuję, dziękuję, dziękuję. :)
M.
Napisałaś niesamowitą historię, w którą widać, że włożyłaś dużo serca, ciepła i sił.
OdpowiedzUsuńTeraz patrząc na to możesz uznać to za swoje małe dzieło.
Śmierć Sofii była tragicznym momentem w życiu Hermiony i na zawsze pozostanie, ale teraz może znowu odnajdzie spokój. Z Draco czy nie z Draco przy boku.
Gratuluje ci i życzę by to opowiadanie miało jeszcze wielu fanów, którzy dopiero je zaczynają czytać.
Powodzenia i może za niedługo znowu przeczytamy coś twojego.
Pozdrawiam,
Re(Beca)
Dziękuję bardzo za tak miłe słowa! Naprawdę wiele dla mnie znaczą. Dokładnie, śmierć Sophie była dla Hermiony ogromną stratą, ale po jakimś czasie człowiek zaczyna uczyć się z tym żyć. Odzyskuje wreszcie spokój, znika poczucie winy.
UsuńMam nadzieję, że wkrótce uda mi się znowu wrócić do pisania! Jeśli tak się stanie, na pewno tu o tym poinformuję. :)
Dziękuję za komentarz!
M.
Moja przygoda z Dramione trwa od 2012 roku,od tamtej pory gdy przez przypadek dowiedziałam się że istnieje coś takiego jak paring Dramione zakochałam sie bez pamięci. Przeczytałam multum Dramione, nawet napisałam kilka swoich opowiadań które nie ujrzą raczej światła dziennego. Mam zeszyt w którym zapisuje każdy link, dosłownie kazdy na którego natrafilam, oczywiście każdy przeczytałam i mam jeszcze sporo tych których nie miałam jeszcze czasu przeczytac. Od roku miałam przerwę z powodów zdrowotnych, dwa dni temu sięgnęłam po swój magiczny zeszyt i zobaczyłam bloga który powinien być przeczytany jako kolejny i wiesz czyj to był blog? TWÓJ. Wiem że Merlin chciał abym przeczytała właśnie tego bloga i żeby piękne wspomnienia wróciły i żebym dalej szła magiczną drogą Dramione. Mimo przeczytania mnóstwa blogów, to mam ulubionych tylko trzy, a przepraszam już cztery, od dzisiaj twój blog jest czwartym o którym nie bede potrafiła zapomnieć. Teraz poczułam sie silna, wiem że wygram ze sobą, bo wiem że jestem po to aby czytać, aby dalej być w tym magicznym świecie, a dzięki tobie znowu się pojawiłam i za to Ci dziękuję. Moje dziewietnastoletnie zycie opiera się na Dramione, życzę Ci wszystkiego co najlepsze, dużo siły a przede wszystkim zdrowia, ono jest najważniejsze. Niech Merlin ma Cię w swojej opiece.
OdpowiedzUsuń~Dominika
Bardzo pięknie dziękuję za komentarz! Bardzo się cieszę, że tak uważasz, to naprawdę dla mnie bardzo ważne i, przede wszystkim, motywujące do dalszego pisania. :)
UsuńJeszcze raz dziękuję za tak miłe słowa! :)
M.
#MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki
OdpowiedzUsuńWreszcie nadszedł ten dzień i ta chwila, gdy piszę ostatni komentarz. Nie wiem jak to się stało, że przeczytałam te ostatnie rozdziały w niecałe dwie godziny. Aż sama jestem po wrażeniem swej osoby. Ale to pewnie za sprawą Twojego opowiadania, M. Bo co tu dużo kryć, jest niesamowite, ma wyjątkowy klimat i emocje, a one przecież odgrywają ważną rolę w naszym życiu, prawda?
Pokochałam to opowiadanie od pierwszego rozdziału i bardzo się cieszę, że miałam okazję je przeczytać. Jednak pomysł ze zgłoszeniem się miał swoje plusy. Ty przeczytałaś Wschód, a ja Niewolników i obie przepadłyśmy...
Jestem przekonana, że ta historia dołączy do moich osobistych klasyków i spodziewaj się polecania jej przeze mnie na grupach! Jakoś nigdy nie mogę się powstrzymać przed polecaniem czegoś tak dobrego, że aż sama Ci zazdroszczę, że potrafisz tak pisać. Bo widzisz, droga M., niezła z Ciebie pisarka. Trzy lata z jednym opowiadaniem to mega wyczyn. Poza tym było widać, że wszystko masz przemyślane i zaplanowane. Ja niestety tak nie potrafię. Zawsze piszę na spontanie i wychodzi jak wychodzi... nie to żebym się skarżyła.
Wypadałoby jeszcze napisać coś o bohaterach tej historii. Zacznę od Sophie. Była wspaniała, słodka i urocza, czasem zabawna, ale mądra po mamie, a to przecież najważniejsze. Było mi strasznie smutno, gdy zachorowała, a jej śmierć doprowadziła mnie do rozpaczy. Zresztą komentarz mówi sam za siebie.
Hermiona wiele przeżyła w swoim życiu. Niezaplanowana ciąża, strata rodziców, przyjaciół, samotność, a potem intensywna i zakazana miłość, która po prostu jej się należała. 29 rozdział trochę mnie załamał, ale ostatnie zdanie epilogu daje nadzieję, że zobaczyła Draco, prawda?
Właśnie Draco, od początku opowieści przedstawiłaś nam go w dość ciekawy sposób. Z każdym przeczytanym rozdziałem coraz bardziej mnie fascynował. Każdy jego gest, spojrzenie, uśmiech czy wypowiedziane słowa miały w sobie coś niesamowitego. Zdecydowanie jest moim ulubionym bohaterem opowiadania. I to nie dlatego, że jestem fanką dramione. To też, ale głównie z powodu kreacji postaci. Bardzo dobra robota!
Pytasz o ulubioną scenę? Och, na pewno ta w restauracji, gdy Draco i Hermiona wyjechali przed Sylwestrem. Byłam oczarowana ich rozmową i szczerością. Na samą myśl się uśmiecham :)
Cóż, to chyba tyle ode mnie. Komentarz wyszedł długaśny, ale widocznie tak miało być. Jeszcze raz gratuluję trzech lat i niesamowitej historii.
Pozdrawiam
Arcanum Felis
Na bloga trafiłam dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”.
Jeju, jeju, droga Arcanum, czytam ten komentarz jakiś setny raz, i wciąż się nim zachwycam. Na pewno te słowa są skierowane do mnie? Do mnie, do M., dotyczące tego opowiadania? Jestem w szoku i, przede wszystkim, jestem bardzo szczęśliwa, że moje opowiadanie tak Ci się spodobało! To bardzo budujące.
UsuńChciałam, żeby przy NWW to emocje odgrywały najważniejszą rolę. Żeby to opowiadanie oddziaływało na czytelników, żeby po jego skończeniu, chwilę pomyśleli, czy wystarczająco kochają. Nie wiem, czy mi wyszło czy nie, ale na pewno miałam to w swoim zamiarze. Może chociaż w pewnym stopniu udało mi się spełnić to, co zaplanowałam.
Jeśli mam być szczera - jedyne co miałam zaplanowane, to główne wydarzenia. Nigdy nie pisałam planów, opisów rozdziałów, po prostu siadałam i pisałam. Patrząc na to z perspektywy czasu nie jestem pewna, czy to było dla tego opowiadania dobre, ale człowiek uczy się całe życie, więc i ja wynoszę z NWW pewną lekcję.
Nadzieja, nadzieja, nadzieja... Epilog miał dać nadzieję. Tak bardzo się cieszę, że czujecie tę nadzieję na szczęśliwe zakończenie.
Draco to również mój ulubieniec! Chociaż to z Hermioną bardziej się utożsamiam, trochę przelałam na nią swojego życia, emocji, to jednak Draco... no cóż tu dużo mówić, to po prostu Draco, jego się kocha. :D
Aaa, tak bardzo się cieszę, że się spodobało! Mi też ta scena zapadła w pamięci.
Pięknie dziękuję, kochana, to dla mnie naprawdę bardzo wiele znaczy. Czuję się tak podekscytowana, jakby to opowiadanie wcale nie było już skończone ponad cztery miesiące temu!
Buziaki,
M.
Cześć,
OdpowiedzUsuńnie pisałam wcześniej komentarzy, stwierdziłam, że napiszę dopiero podsumowanie ;)
Pomysł jest naprawdę ciekawy, początek mnie zainteresował, wciągnął, byłam ciekawa, co dalej. Rozmowa z rodzicami - rewelacja, sama poczułam się po niej... źle, miałam poczucie krzywdy, czyli dobrze zagrałaś mi na emocjach ;)
Niestety im dalej, tym trudniejsze stało się czytanie, było to raczej brnięcie niż swobodna lektura. Pewnie zaraz posypią mi się gromy na głowę, ale poczułam, że muszę to napisać...
Masz strasznie rozwlekły styl. Każdą czynność bohaterów, każdy drobiazg opisujesz tak okropnie szczegółowo, że po kilku rozdziałach zaczęłam czytać tylko co któreś zdanie i dialogi - i nadal czułam przesyt, nadal to było zbyt rozdmuchane... Zdecydowaną większość można było napisać zgrabniej, zachowując sens wypowiedzi... Nie przytoczę konkretnego fragmentu Twojego tekstu, podam wymyślony tekst, może nawet nieco przerysowany, ale myślę, że zrozumiesz, o co mi chodzi: "Poszedł do jadalni, na środku tego dużego pomieszczenia stał ogromny stół zrobiony z drewna, które było pięknie rzeźbione. Na tym zabytkowym meblu znajdowała się misa w kolorze czerwonym, w której pyszniły się wiosennym odcieniem zieleni duże jabłka, które kupił wczoraj. Usiadł przy tym stole na jednym z odziedziczonych po prababaci ze strony matki krześle i zamyślił się głęboko". A można by napisać: "Poszedł do jadalni. Stał tam wielki, rzeźbiony, drewniany stół, na którym leżała czerwona misa z zielonymi jabłkami. Usiadł przy meblu na zabytkowym krześle i zamyślił się głęboko". Wiesz, co mam na myśli? Czasem nadmiar szczegółów odciąga uwagę od meritum, bo tu nie chodzi o wystrój pokoju i pochodzenie krzeseł czy owoców, a o to, że bohater wszedł, usiadł i zamyślił się. Jasne, czasem bogaty, barwny opis jest niezbędny, ale nie przez cały czas, np. gdy mikrofalówka odgrzewa jedzenie Dracona, a on sam sypie karmę do miski psa... Te nieco "barokowe" w swej naturze opisy tak mnie w pewnym momencie zirytowały, że śmierć dziewczynki przyjęłam z takim "no, nareszcie coś ruszyło, coś się dzieje"... Po czym przeskoczyłam do najbliższego dialogu, żeby już przemęczyć to opowiadanie do końca. Aha, drugim dość poważnym błędem, który w sumie wynika trochę z pierwszego, jest mocne nadużywanie zaimka "swoje" w różnych odmianach (i innych z. dzierżawczych). W stylu: "rozpuściła włosy i wsunęła w nie swoje palce" - przepraszam, ale czyje jeszcze palce mogła w nie wsunąć? Pewne rzeczy po prostu wynikają z kontekstu i nie należy ich pisać, bo zwyczajnie zaburza się w ten sposób płynność lektury i jasność odbioru ;)
Nie piszę tego wszystkiego, żeby Cię obrazić czy zniechęcić do pisania. Widać, że masz niesztampowe pomysły, dużo wyobraźni, że panujesz nad sytuacją i bohaterami, że masz, co rzadkie, dużo zapału, który nie mija po napisaniu kilku zdań. Chciałabym tylko, żebyś podszlifowała warsztat (albo zatrudniła surową, ale sprawiedliwą betę, która będzie Twoim hamulcem, gdy za bardzo popłyniesz), a wtedy bardzo chętnie przeczytałabym inne teksty Twojego autorstwa.
Pozdrawiam!
PS Wielki plus za otwarte zakończenie:)
Dziękuję za wszystkie wskazówki! Bardzo to doceniam i wszystko biorę na klatę. :) Szkoda, że podczas pisania zabrakło mi dobrej bety, która korygowałaby rzeczy, o których piszesz. Ale cóż - wiele się nauczyłam dzięki takim komentarzom.
UsuńDziękuję jeszcze raz. :)
M.
Witam serdecznie! Jest rok 2019, a ten wpis został opublikowany w 2017... bardzo możliwe, że tego nie odczytasz, w końcu to 2 lata, ale mam taką wewnętrzną potrzebę, aby zostawić tutaj coś po sobie. Kiedy natrafiłam na Twojego bloga (to był chyba piątek) nie myślałam o niczym innym tylko o tej historii. Sobotę i niedzielę spędziłam na czytaniu Twojej wersji wydarzeń. Nie żałuję tego czasu, chociaż mogłam robić wiele innych rzeczy przez weekend. Nie mogłam się od tej fabuły odciągnąć... jest naprawdę nisamowita. Kocham ten paring i bardzo często zdarza mi się wyszukiwać frazę "dramione" w wyszukiwarkę, aby przeczytać coś nowego. Znajduję albo ciągle to samo, albo po prostu samo dno. Tutaj zatrzymała mnie oryginalność i piękna umiejętność opowiadania. Dziękuję Ci za to. Pod koniec tylko moje serce rozpadło się na pół, nie spodziewalam sie takiego zakończenia. Dziękuję również za to, że dałaś możliwość samemu pociągnąć tę historię - moja kończy się na odnowionej miłości Hermiony i Draco:)
OdpowiedzUsuńTak jak wspominałam, pewnie tego nie przeczytasz, ale nie mogłabym się pogodzić z myślą, że nic od siebie nie dodałam, jeśli tak oddałam się tej historii.
Życzę Ci szczęścia na dalsze lata, teraz jesteś na 3 roku studiów(?), a więc życzę Ci dużo cierpliwości i abyś nigdy nie straciła zapału, nigdy się nie poddała. Żałuję tylko, że nie byłam od początku tej historii, na bieżąco.
Pozdrawiam,
Kasia
<3 Dziękuję pięknie za takie miłe słowa. Mimo upływu czasu nadal tu wracam i wzruszam się, kiedy widzę nowe komentarze. I jestem niesamowicie szczęśliwa, że moje opowiadanie Ci się spodobało!
UsuńDziękuję jeszcze raz.
M.
Cześć
OdpowiedzUsuńPamiętam kiedy pierwszy raz weszłam na tego bloga, to było w 2015? Może nawet wcześniej, pamiętam, że pisałam wtedy jeszcze swojego bloga. Jednak zupełnie nie o tym chciałam mówić. Minęły lata od kiedy byłam tu ostatni raz i był to moment premiery chyba 6 rozdziału. Tak, to było naprawdę dawno. Później przestałam czytać zupełnie Fanfiction z dramione i jakoś życie miało. Dosłownie kilka dni temu gdzieś w pamięci przeleciała mi myśl o takim jednym ładnym opowiadaniu którego tytułu nie pamiętam. Tak, to było właśnie to opowiadanie. Szukałam tego tytułu, pytałam na Twitterze i w końcu jest. Twój blog. Opowieść której urywki nie dawały mi spokoju. Przeczytanie historii zajęło mi może cztery do pięciu dni,a ostatnie rozdziały sprawiły, że łzy same napływały do oczu. Nie mogę wierzyć, że historia zakończyła się tak boleśnie, jednak mam cichutko nadzieję, że jeszcze przypomnieli sobie czym jest miłość. Jednak wracając co konkretów. Naprawdę kocham tą historię i jestem niezwykle szczęśliwa, że po kilku latach ją odnalazłam i mogłam w pełni przeczytać. Dziękuję, że poświęciłas czas na jej pisanie i mam nadzieję, że jesteś szczęśliwą istotą na tym wielkim świecie x
Pięknie dziękuję za Twoją pamięć. To niesamowite, że mimo upływu czasu, ludzie wciąż tu wracają, a nawet zostawiają komentarze! Bardzo Ci dziękuję, wzruszam się za każdym razem, gdy tu wracam.
UsuńDziękuję, że poświęciłaś czas na przeczytanie NWW. To bardzo wiele dla mnie znaczy.
Buziaki,
M.
Cześć! Minęło tyle czasu od zakończenia tego opowiadania, a ja trafiam na nie kilka dni temu. Chciałam Ci podziękować podziękować za to, że pierwszy raz czytałam historie, która nie była przesłodzona, gdzie Hermiona i Draco w 10 rozdziale migdala się... To opowiadanie było inne, nietypowe. Pamiętam, kiedy pisałam swoje pierwsze opowiadanie zakończyłam je śmiercią Hermiony, która zostawiła swojego męża Dracona i Syna, bo pijany dureń potrącił ją samochodem. Pamiętam ile było komentarzy, że jestem okrutna że tak to skończyłam. I wiesz co? Rozumiem ich, rozumiem co czuli czytelnicy, kiedy to czytali. Dzisiaj czuję się tak jak oni kilka lat temu. Rozbita, załamana, z czerwonymi od płaczu oczami, z pustka w sercu. Pozwoliłaś docenić mi nie tylko opowiadania, ale też moje prywatne sprawy, często myślenie za bardzo o sobie, niedocenianie tych, którzy są obok. Dziękuję Ci za to, naprawdę.
OdpowiedzUsuńMoże coś w tym jest, ale powiem Ci, że urodziłam się 9 czerwca i kocham Twoje smutne zakończenie, dziękuję.
Całuję i pozdrawiam
Leksia
Dziękuję za komentarz! Cieszę się, że nadal ktoś tu jest i czyta tą historię, i dalej ją przeżywa. :)
UsuńM.
Witam!
OdpowiedzUsuńMinęło trochę czasu, odkąd zakończyłaś tę historię, i odkąd ja się za nią zabrałam - przez dłuższy okres czasu stała u mnie w kolejce do przeczytania.
Przyznam, że tekst bardzo mnie wciągnął. Z kindle'em siedziałam w ręce nawet w autobusie, jadąc do pracy. Bardzo dobre opowiadanie, a idealnie mi się jeszcze z pracą połączyło, bo tak się złożyło, że - podobnie jak Draco - pracuję w hospicjum. I w sumie stąd też moje pytanie: czy pisałaś w oparciu o historię bliskiej osoby, czy całkowicie z głowy? Jeżeli nie chcesz odpowiedzieć, bądź nie możesz, to spoko, jakoś sobie poradzę w życiu bez tej wiedzy, ale zastanawiały mnie wątki reanimacji.
Korzystając z okazji - wesołych świąt!
Glenka
Cieszę się, że ta historia Ci się spodobała! :) Fajnie, że po prawie trzech latach od zakończenia opowiadania nadal ktoś tu jest.
UsuńW tamtym czasie pisałam to opowiadanie całkowicie z głowy (doczytując wiele rzeczy z internetu).
Dziękuję i mimo że święta już się powoli kończą - Wesołych również. Udanego lanego poniedziałku! :)
M.