— Mamo?
Cichutki głosik Sophie wyrwał mnie z zupełnie niepotrzebnych
myśli. Dziewczynka kurczowo ściskała w swoich małych dłoniach róg pościeli,
wpatrując się we mnie z niepokojem. Dopiero po chwili dotarło do mnie to, że
nadal płyną mi łzy. Pozbyłam się ich natychmiast, wycierając policzki wierzchem
dłoni. Oczy Sophie były zaszklone, zupełnie tak, jakby zaraz miała się
rozpłakać. Zagryzłam wargę i przysunęłam się do niej, przytulając lekko do
siebie.
— Tak, kochanie? — zapytałam szeptem, głaszcząc moją córkę po
plecach w celu uspokojenia.
— Miałam zły sen — powiedziała, przytulając się jeszcze mocniej do
mnie. — Było bardzo ciemno, nic nie widziałam, a ciebie nigdzie nie było,
chociaż ciągle cię wołałam. Bardzo się bałam i zaczęłam krzyczeć, ale był ze
mną Rudolf. Wiesz mamo, że on ożył? Powiedział, żebym się nie bała, bo jestem
bardzo dzielna. I gdy przestałam krzyczeć, zobaczyłam ciebie. Rudolf jest
bardzo mądry, mamusiu.
— Oczywiście, że jest mądry. W końcu to Rudolf, prawda?
Sophie w odpowiedzi pokiwała energicznie głową, odsuwając się
nieco i uśmiechając w moją stronę. Przymknęła na chwilę oczy, ale zaraz po
chwili z powrotem je otworzyła, upewniając się, czy aby na pewno jestem przy
niej.
— Trochę się boję — szepnęła, jakby bała się powiedzieć cokolwiek
głośniej, by nikt niepożądany tego nie usłyszał.
— Włączę lampkę, dobrze?
— Okej.
Odwróciłam się więc na chwilę i włączyłam lampę, stojącą na małej
szafeczce, obok mojego łóżka. Po chwili z powrotem wpatrywałam się w Sophie, a
ona we mnie. W pewnej chwili pomyślałam, że chciałabym wiedzieć, o czym tak
intensywnie rozmyślała dziewczynka. Widocznie ona również chciała poznać moje
myśli, ponieważ przymrużyła oczy i ściągnęła brwi. W duchu zachichotałam. W tym
momencie wyglądała tak samo jak ja, gdy uczyłam się na jakiś przedmiot w
Hogwarcie i nie mogłam czegoś zrozumieć.
— Wiesz, Sophie — zaczęłam, przykrywając się szczelniej kołdrą — możesz
na mnie liczyć, możesz mi wszystko powiedzieć bez żadnych obaw, że komuś
powiem. Wszystko zostaje między nami. Poza tym… zawsze przy tobie będę, choćby
nie wiem co miało się dziać. Nigdy cię nie zostawię, wiesz?
Mała blondynka w odpowiedzi pokiwała głową i przytuliła się do
mnie. Po kilku minutach było już słychać spokojny, miarowy oddech. Zasnęła. Nie
wiem czemu, ale miałam dziwne przeczucie, że w ciągu następnych dni coś
niezaprzeczalnie i bezpowrotnie się zmieni. Miałam nadzieję, iż to tylko mój
mózg wytwarza skomplikowane myśli, bym nie mogła usnąć. Nic poważnego nie mogło
się stać, byłam tego pewna. W końcu nic dziwnego nie działo się od czterech lat
— moje życie było zwykłą rutyną, którą zabarwiała jedynie Sophie. To dzięki
niej dni, wydające mi się takie same, były wypełnione wspólnymi zabawami,
głośnymi śmiechami, ale czasem też łzami. Sophie nie była idealnym dzieckiem; często
obrażała się, kiedy nie dostawała tego, czego chciała lub tupała ze złością
nogą, gdy nie pozwalałam jej na coś. Czasami wydawało mi się to zabawne, ale zdarzały
się też chwile, gdy byłam zła za to, jak rozrabiała.
Delikatnie, tak aby nie obudzić Sophie, wstałam z łóżka i na swoje
miejsce położyłam dużą poduszkę. Nie chciałam, żeby spadła z łóżka, co zdarzyło
się niejednokrotnie. Najpierw się śmiała, a później wpadała w płacz.
Wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi i uważając, by nie
zaskrzypiały. Wiedziałam, że każdy dźwięk może ją w tym momencie zbudzić —
dopiero niedawno udało jej się zasnąć, więc jej sen był jeszcze słaby.
Skierowałam się w stronę kuchni. Zegar wiszący na ścianie wskazał
właśnie godzinę dwudziestą. Zwykle o tej porze Sophie chodziła się kąpać.
Dzisiaj postanowiłam już jej nie męczyć i odpuścić ten jeden raz. Ten dzień
musiał ją bardzo zmęczyć, skoro już w drodze z przedszkola do domu zasnęła.
Podeszłam do radia i włączyłam je, od razu ściszając, ponieważ
było nastawione dość głośno. Musiałam choć trochę odprężyć się po całym dniu,
słuchając wieczornych wiadomości i pijąc samotnie lampkę wina. Tak było dobrze.
Okłamywałam się twierdząc, że nie potrzebuję żadnych zmian. W głębi duszy
wiedziałam, iż ciągle czegoś mi brak.
Wyjęłam z lodówki butelkę wina, od razu sięgając po kieliszek z
szafki. Usiadłam przy stole, wsłuchując się w głos mężczyzny, który właśnie
prowadził wiadomości. Poinformował o tym, że w tym miesiącu będzie można
zaobserwować spadające gwiazdy, życzył udanego wieczoru i pożegnał się z
słuchaczami. „Pewnie Sophie chciałaby zobaczyć takie gwiazdy, które spadają z
nieba” — pomyślałam. Sprawiłabym jej tym ogromną frajdę. Niestety musiałabym
wyjechać gdzieś na czysty teren, z dala od ulicznego zgiełku, a w tym momencie
nie było to możliwe. Musiałam pracować od rana do wieczora, bez możliwości
urlopu. W myślach po raz kolejny przeklęłam Jacka Davisa. W końcu nadejdzie ten
dzień, kiedy z uśmiechem satysfakcji na ustach położę wypowiedzenie na jego
biurku. Już zdążyłam wyobrazić sobie jego minę pełną niedowierzenia.
Nalałam wina do kieliszka i uniosłam go do swoich ust, zamaczając
je w czerwonym trunku. Było idealne: lekko schłodzone, półsłodkie. Starałam się
nie myśleć o tym, że jutrzejszego dnia znowu muszę iść do pracy i znowu będę
musiała widzieć twarz Jacka. Nienawidziłam go z całego serca. Moje myśli nagle
zostały odciągnięte od osoby Davisa przez piosenkę, która została puszczona w
radiu. Odłożyłam kieliszek z winem na blat stołu i podeszłam do okna,
wyglądając przez nie. Nie chciałam wracać do tamtych bolesnych wspomnień, nie
po tym, co musiałam przejść. Chciałam, by pewien rozdział w moim życiu wreszcie
się zakończył, ale ilekroć udawało mi się zapominać, coś ciągle mi przypominało
o nim i znowu do tego wracałam. Czasem było to zobaczenie zwykłej gazety — „Proroka
Codziennego” czy też „Czarownicy”. Wbrew wszystkiemu w mugolskim świecie można
było się natknąć na nie bardzo często. Zwykli ludzie zachowywali się tak, jakby
zupełnie nie widzieli poruszających się zdjęć i być może właśnie tak było. Nie
wiedziałam, ile zmieniło się w czarodziejskim świecie od mojego zniknięcia.
Sophie również zdawała się nie widzieć poruszających się
zdjęć na pierwszych stronach gazet dla czarodziei. Było to dla mnie nieco
dziwne, ponieważ zarówno i ja, i Oliver byliśmy przecież czarodziejami, a
Sophie nadal nie wykazywała żadnych zdolności magicznych. Możliwe, że było
jeszcze za wcześnie, więc nie myślałam o tym tak dużo.
Zbyt dużo myśli jak na jeden wieczór. Ponownie wsłuchałam się w
piosenkę, która leciała w radiu. Przymknęłam lekko oczy. W tej chwili pojęłam, że
znów, wbrew mojej woli, zatracam się we własnych wspomnieniach.
Chodziłam od jednej ściany do drugiej, zaciskając nerwowo pięści.
Starałam się oddychać spokojnie i miarowo — nie chciałam, by maleństwu przez
moją nerwowość coś się stało. Na całe szczęście mdłości przeszły, kiedy
zaczęłam pić zioła przepisane przez magomedyczkę. To uspokoiło rodziców i nie
domagali się dodatkowych badań.
O ciąży nikt nie wiedział. Sama zastanawiałam się jak to możliwe,
że przez dwa miesiące udawało mi się ukrywać zaokrąglony już brzuszek. Dopiero
dzisiaj, gdy poczułam pierwsze poruszenie się dziecka, zrozumiałam coś.
Musiałam w końcu powiedzieć rodzicom o ciąży. Nie chciałam dłużej ich unikać,
zamykać się w swoim pokoju czy wychodzić na całe dnie z domu. Zasługiwali na to,
by poznać wreszcie prawdę o tym, co udawało mi się ukrywać przez tak długi
czas. Zresztą, nawet i bez tego rodzice ostatniego czasu poświęcali mi mało
uwagi. Zwykle spotykaliśmy się na kolacji, tylko czasami na obiedzie.
Zastanawiałam się, czy mają mi za złe to, że nadal z nimi mieszkam. Mimo tego
iż było mnie stać na własne mieszkanie, chciałam spędzić trochę czasu z
osobami, które wychowywały mnie przez dziewiętnaście lat. Kiedy rzuciłam na
nich Obliviate, nie miałam żadnych szans, żeby się z nimi spotkać. Dopiero od
momentu, gdy cofnęłam zaklęcie, zaczęliśmy z powrotem rozmawiać. A mimo
wszystko miałam wrażenie, że coś jest nie tak.
Kilka razy głęboko odetchnęłam, uspokajając szybkie bicie serca.
Na ostatniej wizycie magomedyczka powiedziała mi, że mam się nie denerwować,
spędzać dużo czasu na świeżym powietrzu i jeść same zdrowe rzeczy. Starałam się
stosować do jej poleceń, ale czasami było trudno, szczególnie z ostatnim.
Miałam ochotę na wszystko, poczynając od frytek ze śmietaną, a kończąc na
lodach z ketchupem. Nigdy nie zapomnę zaskoczonej miny Harry’ego, kiedy w
kawiarni zamówiłam sobie trzy kawałki ciasta i pucharek lodów. Jednak nie
skomentował tego, za co byłam mu ogromnie wdzięczna. On również nie wiedział o
maleńkiej istocie, którą nosiłam pod sercem od pięciu miesięcy. Nikt nie
wiedział.
Potarłam skronie kciukami i ruszyłam w stronę wyjścia z pokoju.
Mimowolnie skierowałam dłoń w stronę zaokrąglonego brzuszka i pogłaskałam go. W
odpowiedzi maleństwo kopnęło mnie lekko zupełnie tak, jakby chciało mnie
uspokoić. I rzeczywiście właśnie tak się stało. Wyszłam z pokoju z nowymi
siłami i pewnością siebie; cokolwiek powiedzą rodzice, dam radę.
Zeszłam po schodach, przytrzymując się barierki.
Rodzice siedzieli w kuchni przy stole, cicho rozmawiając między
sobą. Zmarszczyłam brwi. Od długiego czasu właśnie tak się zachowywali.
Rozmawiali po kryjomu, jakby bali się, że usłyszę coś, czego nie powinnam była
usłyszeć. W tle grała cicha, smętna piosenka, idealnie pasująca do mojego
obecnego nastroju.
— Cześć — zaczęłam cicho, zajmując miejsce przy stole. Mama
obdarzyła mnie niecierpliwym spojrzeniem i skupiła swój wzrok na swoich
dłoniach. — Muszę powiedzieć wam coś ważnego.
Tato podniósł oczy na mnie i lekko się uśmiechnął, chcąc dodać mi
nieco odwagi. Skutek był wręcz przeciwny, bo ponownie zaczęłam się stresować, a
dłonie zaczęły się pocić. Mama za to podniosła prawą brew do góry, utrzymując
na twarzy sztuczny uśmiech.
— Jestem w ciąży — powiedziałam spokojnie, obserwując reakcję
rodziców. Na początku ich twarze zdobiło zdziwienie, szczególnie u taty. Za to
mama… w jej oczach pojawił się niebezpieczny błysk, a dobrze wiedziałam, co to
oznacza.
— Tak? — zapytała, wstając od stołu. W odpowiedzi pokiwałam
głową, spuszczając wzrok na swoje dłonie. — Już od jakiegoś czasu mieliśmy
zamiar porozmawiać z tobą, Hermiono. Zmieniłaś się. To wszystko przez ten cały
magiczny świat, który przyniósł ci ogromną sławę i pieniądze. Nie tak cię
wychowywaliśmy, powinnaś się wstydzić.
Z każdym słowem wypowiadanym przez moją własną matkę zaczęłam
utwierdzać się w przekonaniu, że źle zrobiłam mówiąc im o ciąży. Równie dobrze
mogłam nic nie mówić, wyjechać gdzieś i zamieszkać z dala od Londynu,
kontaktując się jedynie z przyjaciółmi. Dobrze widziałam, jak zachowywali się
od długiego czasu, a mimo to próbowałam podjąć się wyzwania, próbować ratować n
a s z ą rodzinę.
— Zawiodłam się. Nie w tej chwili, chociaż uważam, że
zachowałaś się po prostu jak głupia, niemądra nastolatka, ale wtedy, kiedy
wyczyściłaś nam pamięć, odłączając nas, bez naszej zgody, od życia, które
mieliśmy. Wysłałaś nas do Australii, myśląc, że gdy wasza „wojna” się skończy,
wrócisz, a my odzyskamy pamięć i wszystko będzie tak jak dawniej. Jesteś
naprawdę bardzo naiwna, jeżeli w to wierzyłaś. Nigdy nie zaufam ci już, Hermiono.
Nigdy. Jedyne co możesz zrobić w tym momencie to zniknąć z naszego życia, z życia
swoich przyjaciół, zostawić ich w spokoju. Zostaw wszystkich w spokoju, po
prostu zniknij. Ta ciąża jedynie przekonała mnie do końca, że nie pasujesz do
naszego życia.
— Ale… — zaczęłam, jednak krzyk mamy, który po chwili rozniósł
się po całym domu sprawił, że nie miałam już ani siły, ani ochoty protestować.
Chciałam zapaść się pod ziemię.
— Nie ma żadnego ale! — wrzasnęła. — Masz zniknąć z naszego
życia, czy to ci się podoba, czy też nie! Przestaliśmy być rodziną, kiedy ty
wszystko zniszczyłaś, rzucając na nas swoje zaklęcia. A my nie tyle, co boimy
się magii, ale brzydzimy się nią. Powinnaś to już dawno zrozumieć — zakończyła
sucho, wychodząc z kuchni. Zamknęła za sobą drzwi, przy okazji głośno nimi
trzaskając.
Byłam zbyt roztrzęsiona, by cokolwiek zrobić, powiedzieć. Ojciec
siedział na swoim miejscu i wpatrywał się w drzwi, za którymi zniknęła przed
chwilą mama. Poczułam w oczach gromadzące się łzy, ale nie dałam im wyjść na
zewnątrz. Zatrzymałam je w sobie. Chciałam być silna dla tej maleńkiej istoty,
rozwijającej się pod moim sercem. Tylko i wyłącznie dla niej.
Wstałam od stołu, głośno szurając krzesłem, gdy je odsunęłam. Przy
wyjściu z kuchni zatrzymał mnie głos taty.
— Przykro mi, że tak wyszło.
Zaśmiałam się cicho pod nosem. Odwróciłam się w jego stronę, a
jedyne co udało mi się zobaczyć w jego oczach, to zwykła troska i cierpienie.
— Podejrzewałam, że tak właśnie się stanie. Magia zniszczyła
wszystko, co było mi bliskie. Wyniosę się z domu jeszcze dzisiaj, kiedy spakuję
swoje rzeczy.
— Hermiono… Będziesz dobrą matką. Przyślij mi zdjęcie mojego
wnuka, dobrze? — powiedział z nadzieją w głosie.
— Dobrze, tato — odparłam łamiącym się głosem. Po kilku
sekundach stałam wtulona w ramiona mojego ojca.
— Dla swojego dobra i dobra dziecka nie kontaktuj się z
przyjaciółmi. Jestem pewien, że matka doskonale zadba o to, żeby dowiedzieli
się, iż wyjechałaś w ważnych sprawach. Pewnie coś wymyśli.
— Ale należą im się wyjaśnienia, nie mogę…
— Musisz to zrobić. Musisz wyjechać i zostawić za sobą to
życie, zacząć nowe z nowymi ludźmi. Będę wysyłał ci pieniądze, dopóki nie
znajdziesz żadnej pracy. Poradzisz sobie, córeczko. Wiesz, że nie możesz zostać
tym bardziej, kiedy jest tu mama. Nie poznaję jej, to nie jest ta sama kobieta,
której przyrzekałem miłość do końca moich dni przed ołtarzem. — Uśmiechnął się
smutno. Na tym nasza rozmowa się skończyła. Wyszłam z kuchni nawet nie trudząc
się, by zamknąć za sobą drzwi.
Po niecałej godzinie byłam już spakowana. Nie było tego wiele.
Dwie walizki i duża podróżna torba. Do portfela schowałam wszystkie
oszczędności, które posiadałam. Różdżkę zaś włożyłam do kieszeni walizki.
Chciałam zapomnieć o niej, jak i o wszystkim związanym z magią. To ona spowodowała,
że moja rodzina się rozpadła. Nie miałam do rodziców żadnego żalu, w pewnym
stopniu ich rozumiałam. Zmarnowałam dwa cenne lata ich życia. Nie powinnam była
tego robić, choć działałam tak tylko dlatego, by ich ochronić.
Po raz ostatni spojrzałam na pokój, którego ściany tak wiele razy
słyszały mój płacz, śmiech… Nic się w nim nie zmieniło od mojego pierwszego
wyjazdu do Hogwartu. Nie dostrzegłam, że już wtedy mama zaczęła się ode mnie
oddalać, coraz mniej rozmawiać. Jedynego pocieszenia mogłam szukać u taty, to
on zwykle słuchał opowieści o moich przygodach i to on mówił, bym nie
przejmowała się wyzwiskami od strony innych ludzi. Wierzył we mnie zawsze, do
samego końca.
Głęboko westchnęłam. Teraz
musiałam zamknąć ten rozdział życia za sobą. Wiedziałam, że będzie on się za mną długo ciągnął, przynosząc
mi w nieoczekiwanych chwilach bolesne wspomnienia. Pragnęłam zapomnieć o
wszystkich zaklęciach, których tak namiętnie uczyłam się przez siedem lat.
Musiałam zacząć radzić sobie zupełnie sama. Tak jak prosił mnie
tata, zniknęłam z życia moich przyjaciół, zamieszkałam na obrzeżach Londynu.
Byłam pewna, że nikt nie będzie mnie tam szukał — w końcu mogłam wybrać każdy
kraj na świecie, więc czemu miałaby to być Anglia? Zresztą tak jak szybko moje
zniknięcie wywołało aferę w gazetach, tak szybko wszystko z powrotem ucichło.
Mogłam normalnie żyć i tak właśnie było. W niektórych chwilach powracałam do
wspomnień, kiedy moja własna matka kazała mi się wynieść z rodzinnego domu i w
moim sercu pojawiał się ogromny żal i ból.
Dopiero po pewnym czasie zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo
brakuje mi nie tylko moich rodziców, ale głównie przyjaciół. Tęskniłam za nimi;
pragnęłam wygadać się Ginny, przytulić Harry’ego i pośmiać z Ronem.
Brakowało mi mojego dawnego życia — chociaż przez bardzo długi
czas okłamywałam się, iż wcale tak nie jest.
Przetarłam dłonią zmęczone oczy. Ja również, mimo wczesnej pory,
byłam bardzo zmęczona. Wstałam od stołu, wylałam resztę wina do zlewu i
ruszyłam w stronę sypialni. Jedyne o czym marzyłam, to przespanie spokojnie
całej nocy. Delikatnie położyłam się obok Sophie i przykryłam się dobrze
kołdrą. Lampkę zostawiłam zapaloną; wolałam, żeby w pokoju było jasno na
wszelki wypadek, gdyby Sophie się obudziła. Zamknęłam oczy i po zaledwie kilku
minutach odpłynęłam w świat snu. Zapanował we mnie długo poszukiwany spokój.
Obudziłam się wcześnie, bo było przed siódmą. Sophie spała
zupełnie odkryta — najwyraźniej musiało być jej wyjątkowo ciepło w nocy,
ponieważ dziewczynka była cała spocona. Mi za to było przeraźliwie zimno i
obudziłam się przykryta kołdrą po czubek nosa.
Pełna sił na nowy dzień, wstałam i od razu się przeciągnęłam.
Powolnym krokiem wyszłam z pokoju i od razu weszłam do łazienki, gdzie
doprowadziłam się do porządku, zaczynając od wykąpania się, a kończąc na
rozczesaniu włosów i umyciu zębów. Następnie przeszłam do kuchni, gdzie z
lodówki wyjęłam masło i szynkę. Z szafki wyciągnęłam chleb i zaczęłam robić
kanapki. Kątem oka zerknęłam na zegar — pokazywał już za piętnaście ósmą. Naszykowane
kanapki położyłam na talerzu, który zaraz postawiłam na stole i poszłam obudzić
Sophie. W końcu musiała wstawać, żebym ja nie spóźniła się do pracy, a ona do
przedszkola.
Weszłam do pokoju. Nic się nie zmieniło; ciągle leżała w tej samej
pozycji.
— Sophie, kochanie, wstajemy — zaczęłam, podchodząc do rolet i
podciągając je do góry. Nie zdziwiłam się, gdy za oknem dostrzegłam padający
deszcz. Takie właśnie były uroki Londynu.
Sophie nie poruszyła się nawet o centymetr. Westchnęłam i
podeszłam do łóżka, siadając na jego brzegu.
— Chyba nie chcesz się spóźnić do przedszkola?
W odpowiedzi mała blondynka mruknęła coś pod nosem i schowała
swoją twarz w poduszkę. Pogłaskałam jej włosy, zatrzymując swoją dłoń na czole
mojej córki. Była cała rozpalona. Nic nie mówiąc, szybko wstałam i biegiem
ruszyłam do sypialni. Z szafki wyjęłam termometr i z powrotem wróciłam do
pokoju, o mało nie przewracając się po drodze o buty.
— Sophie… Musisz usiąść — powiedziałam, jednak ona nie
zareagowała. Nie czekając, wzięłam Sophie na ręce, sadzając na kolanach i od
razu przykrywając ją kołdrą. Nie zwracała na mnie zupełnie uwagi, jakby
znajdowała się w innym świecie.
Rtęciowy termometr włożyłam pod pachę Sophie i przycisnęłam go jej
ramieniem. Serce waliło mi jak szalone. Byłam niesamowicie spokojna — wiedziałam,
że w takich sytuacjach stres nie jest wskazany, by nie przestraszyć dziecka. Po
trzech minutach wyjęłam termometr i zerknęłam na niego. Pokręciłam z
niedowierzaniem głową. Sophie miała temperaturę trzydzieści dziewięć i pół.
Zagryzłam wargę, zastanawiając się, co powinnam zrobić. Było zrozumiałe, że
dzisiaj nie pokażę się w pracy, nawet się nad tym nie zastanawiałam.
Nagły kaszel Sophie wytrącił mnie z sekundowego zawieszenia.
Otworzyła oczy — były zaszklone, jakby zasnute delikatną mgiełką. Zupełnie nie
miałam pojęcia co robić. Dzwonić na pogotowie, do lekarza? Nie po raz pierwszy
miała gorączkę, ale pierwszy raz była ona tak wysoka.
Położyłam Sophie ponownie do łóżka, przykrywając z powrotem
kołdrą. Pocałowałam ją w czoło, wyszeptałam ciche „za sekundę wrócę” i szybko
wybiegłam z pokoju. Jak na złość w drzwiach wejściowych zaciął się zamek i
musiałam chwilę się z nim męczyć, nim w końcu udało mi się je otworzyć. Wyszłam
z domu, stając naprzeciwko sąsiednich drzwi.
Moja sąsiadka — Ruby — była pielęgniarką, pracowała w miejscowym
szpitalu. Zadzwoniłam dzwonkiem, a kiedy nie usłyszałam żadnego dźwięku za
drzwiami, zadzwoniłam kolejny raz. Wreszcie usłyszałam całą paletę wyzwisk;
chyba obudziłam sąsiadów. W tym momencie jednak się tym nie przejmowałam. Przed
moimi oczami nadal był obraz Sophie, a w głowie jedna myśl świeciła, niczym
lampka: „Szybciej, szybciej…”.
Drzwi się otworzyły. Stał w nich Matthew, mąż Ruby. Spojrzał na
mnie z ukosa, ale gdy zobaczył moją minę pełną przerażenia, przepuścił w
drzwiach, nawet nie pytając o powód wizyty.
— Ruby! — krzyknęłam, zatrzymując się w przedpokoju. Kobieta,
mająca ponad czterdzieści lat, wybiegła z sypialni w szlafroku oraz z
papilotami na głowie.
— Co się stało? — zapytała przerażona, podchodząc do mnie.
— Sophie… — Tyle wystarczyło. Kobieta minęła mnie bez słowa i
pobiegła w stronę mojego mieszkania, a ja zaraz za nią. Matthew również ruszył
za nami, nie do końca świadomy tego, co się działo.
Sophie leżała na łóżku w tej samej pozycji. Ruby pochylała się nad
nią, co chwilę szepcząc coś niezrozumiałego.
Podeszłam bliżej łóżka.
Dziewczynka była przeraźliwie blada. Poczułam, że w moich oczach zaczynają
nabierać się łzy, ale nie dałam im wyjść na zewnątrz. Nie mogłam teraz się
załamywać. Nagle wydarzyło się kilka rzeczy na raz. Nie potrafiłam nawet
zarejestrować momentu, kiedy Sophie gwałtownie kaszlnęła. Dopiero gdy Ruby
odsunęła się od małej blondynki, zauważyłam, iż z jej noska ciurkiem leci krew.
Zatkałam usta dłonią, cudem powstrzymując się od szlochu.
— Hermiono, przynieś mi szybko zimną wodę i ręczniki! — krzyknęła
Ruby, odwracając się w moją stronę. Pokiwałam głową i wybiegłam z pokoju,
szybko napełniając miskę przezroczystą cieczą. Złapałam ręcznik, który był zawieszony
z łazience i wróciłam do pokoju. — Matthew, dzwoń na pogotowie, natychmiast.
Ruby pochylała się nad Sophie i zacisnęła skrzydełka nosa u
dziewczynki. Krew jednak ciągle się lała, a ja miałam wrażenie, że z mojej
córki ulatuje życie. Sąsiad mówił coś przez telefon, rozmawiał z kimś, jednak
nie byłam w stanie zrozumieć tego, co mówi. Wpatrywałam się w mój maleńki skarb
i wydawało mi się, iż właśnie tracę najważniejszą osobę w moim życiu.
Automatycznie podeszłam do łóżka i usiadłam na jego drugim brzegu, nie
spuszczając wzroku z Sophie. Nie miałam pojęcia, co zrobić. Miałam wrażenie, że
cokolwiek uczynię, będzie to złe i niewłaściwie…
— Sophie… — szepnęłam łamliwym głosem, sięgając po jej rękę i
głaszcząc ją powoli. Była przeraźliwie zimna.
Ruby podniosła dziewczynkę do pozycji siedzącej, a ja usiadłam za
nią, by ją podtrzymywać. Położyła na karku zimny ręcznik, wciąż uciskając nos
Sophie.
Po chwili, która wydawała mi się całą wiecznością, usłyszałam
przeraźliwe wycie karetki pogotowia. Wszystko, co działo się w kolejnych
chwilach, działo się w zwolnionym tempie. Trzech ratowników wbiegło do pokoju,
natychmiast znajdując się przy łóżku. Jeden z nich podniósł bezwładne ciało
Sophie, kładąc je na noszach.
— Pani jest matką dziewczynki? — zapytał ratownik. Pokiwałam w
odpowiedzi głową, po czym wybiegłam z domu za dwójką lekarzy, niosących nosze z
Sophie. Przy wyjściu z domu przytuliłam Ruby i szepnęłam ciche „dziękuję”.
Nawet nie zadbałam o zamknięcie drzwi.
Ze swoich mieszkań wychylali się mieszkańcy klatki, sprawdzając,
co się dzieje. Wybiegłam z bloku i zauważyłam, że wsadzają nosze z Sophie do
ambulansu. Jeden z ratowników pomógł mi wejść i po chwili jechaliśmy w stronę
szpitala. Podczas gdy lekarze podłączali moją córkę do kroplówek, ja trzymałam
ją za rękę, ani na chwilę nie puszczając. Jedyne, co wiedziałam, to to, że nie
dam jej skrzywdzić ani odejść.
Czas w szpitalu strasznie się dłużył. Wskazówka zegara zdawała się
ze mnie kpić, poruszając się dwa razy wolniej — przynajmniej właśnie tak mi się
wydawało. Chodziłam po korytarzu mijając ludzi, którzy właśnie przeżywali
własne tragedie. Niektórzy, tak jak ja, czekali na jakiekolwiek informacje,
obgryzając ze stresu paznokcie. Inni, znając już przykre wiadomości, łkali w
ramionach bliskich osób. Ja byłam sama. Nie miałam z kim porozmawiać, nie miał
mnie kto pocieszyć, powiedzieć kilka słów, które wsparłyby choć trochę na duchu
i naprowadziły na chwilę na pozytywne myśli.
Ten dzień miał być idealny! Miałam wstać rano, zjeść razem z
Sophie śniadanie, a później z podniesioną głową pokazać się w pracy. Jednak
nagle mój misternie ułożony plan zburzył się, niczym domek z piasku. Wszystko
obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, zmieniając wszystko. Starałam się nie
myśleć o tym, że nie pojawiłam się w pracy. Pewnie Jack się wściekł. Ale
wytłumaczenie, iż Sophie znalazła się w szpitalu, niewiele by dało.
Potrząsnęłam głową. Nie powinnam myśleć o pracy, tylko i wyłącznie o mojej
maleńkiej córeczce. Kiedy coś zaczęło się dziać z jej zdrowiem, a ja tego nie
zauważyłam? Kiedy pojawiły się pierwsze objawy i co, na Boga, jej było?
Właśnie w tym momencie z sali, w której znajdowała się Sophie,
wyszła lekarka. Nie miała przekonującej miny. Zauważyła mnie, skinęła lekko
głową i od razu ruszyła w moją stronę. Owa pani doktor była kobietą, zajmującą
się wszystkich chorobami Sophie od jej urodzenia. Jej kartę zdrowia znała
dokładnie na pamięć. Była osobą dość młodą; miała około czterdziestu pięciu
lat.
— Może pani już odwiedzić córkę — powiedziała, uśmiechając się. —
Chciałabym także poważnie porozmawiać z panią na temat Sophie. — Jej poważna
mina wywołała na moim ciele dreszcze, spowodowane strachem, którego nie dało się
opisać żadnymi słowami. Westchnęłam i zgodziłam się, kiwając głową. Po chwili
odeszłam, zmierzając w stronę sali, w której leżała moja córka.
Otworzyłam bezdźwięcznie drzwi, bojąc się, że nawet ciche
skrzypnięcie ją obudzi. Wyglądała na taką małą i bezbronną wśród rozstawionych
kroplówek i szpitalnego łóżka, na którym leżała. Jej jasne włosy rozsypane były
na całej poduszce. Pociągnęłam nosem, przy okazji starając się nie myśleć o
rozmowie, która czekała na mnie po wyjściu z tej sali. Nie ukrywałam tego, że
się bałam — drżałam na całym ciele.
Podeszłam do łóżka i przystawiłam sobie krzesło, zaraz na nim
siadając. Uśmiechnęłam się przez łzy. Tak długo dzisiejszego dnia powstrzymywałam
płacz, aż wreszcie mogłam sobie na to pozwolić. Łudziłam się, iż łzy oczyszczą
mnie z bólu i smutku, a stało się jednak zupełnie inaczej. Cicho płakałam,
opierając swoje czoło o dłoń Sophie. Dopiero po kilku minutach uspokoiłam się i
podniosłam wzrok do góry.
Tak bardzo się bałam… Nie potrafiłam w tej chwili opisać tego
uczucia. Bezgraniczny ból został połączony ze zwykłą bezsilnością.
Poprawiłam włoski Sophie, układając je tak, aby nie leżały na
całej poduszce. Wytarłam ostatnie łzy i głęboko odetchnęłam.
— Och, Sophie… — szepnęłam. Nie chciałam się ponownie rozklejać,
ale w takim momencie było to naprawdę trudne. W najgorszych chwilach człowiek nie
umie się podnieść mimo tego że jak bardzo pragnie być silny i twardy. Poczucie
winy przyciska jednak tak mocno, aż zaczyna brakować tchu. I nie można nic na
to poradzić, pozostaje jedynie pogodzić się z tym coraz bardziej
obezwładniającym uczuciem. — Zaraz wrócę, obiecuję.
Zanim wyszłam z pokoju, jeszcze raz zerknęłam na Sophie. Zauważyłam,
iż nie ma przy niej Rudolfa — misia. Gdy się obudzi, będzie niezadowolona.
Koniecznie musiałam jechać do domu i przywieźć jej maskotkę.
Ruszyłam korytarzem w stronę gabinetu lekarki prowadzącej przypadek
Sophie. Po drodze minęłam starszą panią, która szła podtrzymując się lekarza.
Uśmiechnęła się ciepło, dodając mi trochę otuchy, jakby mój wyraz twarzy
pokazywał już, co przeżywam wewnątrz i jak bardzo potrzebuję wsparcia ze strony
innych osób.
Zapukałam do drzwi.
— Proszę! — zawołała pani doktor. Nacisnęłam klamkę i weszłam do
środka. Rolety, które były przysłonięte do połowy, nadawały pokojowi nieco
tajemniczej atmosfery. Poza tym gabinet był zupełnie normalny. Pod oknem stało
biurko, ukryte pod stertą papierów i różnych teczek. Przy ścianie znajdowała
się komoda z różnorodnymi książkami lekarskimi. Usiadłam na drewnianym krześle,
kładąc swoje dłonie na kolanach. Zerknęłam na stosik wizytówek leżących na
biurku — Charlotte Hughes.
— A więc… O czym chciała pani porozmawiać? — spytałam, zakładając
zabłąkany kosmyk włosów za ucho.
— Oczywiście o Sophie. Krwotok z nosa udało nam się zatamować,
choć straciła naprawdę dużo krwi. Gorączka nadal się utrzymuje, ale zbiliśmy ją
trochę antybiotykami podawanymi dożylnie przez kroplówki. Jednak to nie
gorączka mnie zmartwiła, a krwotok z nosa i siniaki na udzie. Widziała je pani?
— Zauważyłam je dopiero wczoraj wieczorem, kiedy kładłam ją spać.
Miałam zapytać ją, czy o coś się uderzyła, ale postanowiłam zrobić to rano,
tyle że nie zdążyłam.
— Otóż… No cóż, siniaki nie są wynikiem uderzenia. Nie zauważyła
pani, żeby ostatnimi czasy Sophie była bardziej zmęczona, chodziła wcześniej
spać? — zapytała, mrużąc oczy. Zawsze to robiła, kiedy głęboko się nad czymś
zastanawiała.
— Owszem, ostatnio była zmęczona, ale nie skarżyła się na żaden
ból. Jedynie ostatnio powiedziała, że obudziła się w nocy, ponieważ bolała ją
głowa. Może mi pani powiedzieć wreszcie, o co chodzi?
— Siniaki, krwotok, osłabienie i gorączka są jednym z
najczęstszych objawów poważnej choroby. Przykro mi, pani Hermiono —
powiedziała, ciągle patrząc mi w oczy.
— Może mi pani powiedzieć, co jest Sophie? — krzyknęłam, wstając z
krzesła i stając przed biurkiem. Lekarka spuściła wzrok na swoje dłonie,
powodując tym samym u mnie nieprzejednany ból. Chciałam, żeby to wszystko
okazało się okropnym koszmarem; chciałam w końcu się z niego obudzić.
— Sophie prawdopodobnie ma ostrą białaczkę limfoblastyczną. Zwykle
występuje ona u dzieci w wieku pani córki. Badania krwi potwierdziły nasze
przypuszczenia. Liczba leukocytów jest znacznie podwyższona, za to neutrofili
jest o wiele za mało. W rozmazie wykryliśmy limfoblasty. Żeby jeszcze dodatkowo
się upewnić, proponowałabym zrobić biopsję szpiku, dla pewności. Chcę tylko,
aby wiedziała pani, że Sophie ma naprawdę złe wyniki. Białaczka limfoblastyczna
jest nowotworem złośliwym — być może rozwijał się już od kilku lat, tyle że nie
pojawiły się żadne objawy. Teraz za to choroba dała o sobie znać. Naprawdę
bardzo mi przykro.
Siedziałam, nieruchomo wpatrując się w punkt na ścianie. Głośno
przełknęłam ślinę, czując, że powoli wszystko zaczyna do mnie docierać. Zapomniałam
jak się oddycha. Sophie ma białaczkę, moja córka ma białaczkę…
— Chciałabym też pani coś zaproponować — ciągnęła. Upewniła się,
że jej słucham i zaczęła mówić dalej. — Oczywiście jest wiele klinik w Europie,
które mogą zapewnić fachową opiekę, jednak… w Denver, w Stanach Zjednoczonych,
znajduje się jedna z najlepszych klinik onkologicznych na świecie. Tam Sophie
zostałaby objęta fachową opieką… Oczywiście nie chcę nic pani narzucać,
ponieważ koszty leczenia tam są naprawdę ogromne. Poza tym wiem to stąd, że
pracuje tam moja siostra, na stanowisku pielęgniarki.
— Może pani napisać mi jak się nazywa ta klinika? — zapytałam,
próbując utrzymać spokojny głos. Głęboko oddychałam, nie dając sobie teraz
pozwolić na jakiekolwiek łzy. Jeszcze nie do końca wiedziałam, co się dzieje,
musiałam w samotności to wszystko przemyśleć, zacząć układać jakiś plan.
— Oczywiście — powiedziała. Natychmiast sięgnęła po karteczkę i
napisała na niej kilka słów. — Wiem, że to jest pytanie bardzo osobiste, więc
mam nadzieję, że nie pogniewa się pani na mnie. Czy stać panią na taki wyjazd z
córką?
— Nie gniewam się — odparłam automatycznie. W kącikach moich oczu
zebrały się już łzy. Musiałam stąd jak najszybciej wyjść.
Miałam świadomość tego, że nie stać mnie na taki wyjazd. Nie
miałam odłożonych praktycznie żadnych oszczędności; żyłam od jednej wypłaty do
drugiej. Przez głowę przemknęła mi myśl, iż przecież w banku Gringocie w mojej
skrytce nadal spoczywają tysiące galeonów, czekające na wydanie.
— Stać mnie na taki wyjazd. Czy… mogę już wyjść? — zapytałam,
zaciskając wargi. Lekarka skinęła głową, a ja wybiegłam z gabinetu,
zatrzaskując za sobą głośno drzwi. A na korytarzu… Rozpłakałam się jak małe
dziecko, czując, że wszystko wymknęło mi się spod kontroli.
No jak Ty mogłaś! Białaczka! Nie wiem jak to robisz, ale każdy Twój rozdział wywołuje u mnie jakieś emocje - tym razem znowu chciało mi się płakać (ale ja płaczę zawsze, o wszystko ^^). Co nie zmienia faktu, że był super - aż nie chciało mi się wierzyć, że pani Granger miała aż takie pretensje... co jak co, ale Hermiona chciała ich chronić. Może trafił ją jakiś Confundus albo coś ^^ Mam nadzieję, że Sophie wydobrzeje (na tyle, na ile można wydobrzeć z nowotworu...)
OdpowiedzUsuńMam takie przeczucie, że Draco odegra dużą rolę w leczeniu... ciekawe, czy słuszne ;>
W mojej głowie zrodził się taki pomysł, no i cóż, mogłam. :P
UsuńJa też nie wiem, jak ja to robię, jeśli w ogóle to robię.
Ej, ja też ciągle płaczę! Ogólnie jestem strasznie wrażliwa i wszystko mnie wzrusza, serio.
Pani Granger nie trafił Confundus. Kobiecie się coś przestawiło w głowie. xD
Czy Sophie wyzdrowieje? Ach, to moja tajemnica. Nie zdradzę jej nikomu.
Spotkanie z Draco już niedługo!
Dziękuję. :)
M.
Rozdział jest super . Chociaż bardzo martwiłam się o Sophie . :( Czemu ona nie odbierze tej kasy z Gringotta? ! ? ! ? !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny . ! ;DDD
Dziękuję, cieszę się, że Ci się spodobał. :)
UsuńA kto powiedział, że nie odbierze kasy z Gringotta? Wszystko w kolejnym rozdziale!
M.
Rozdzial swietny.
OdpowiedzUsuńDobrze zrobilas zmieniajac nazwe miasta na Denver. Forks kojarzy mi sie tylko i wylacznie z saga Zmierzch...
Dziękuję. :)
UsuńTak też pomyślałam - nie chciałam, żeby moje opowiadanie kojarzono przez nazwę tego miasta ze Zmierzchem.
M.
Świetny rozdział, choć smutny. Hermiona jest wspaniałą matką. Tyle już przeszła w swoim życiu, a teraz jeszcze choroba jej córki. Z Malfoyem za pewne nie będzie łatwo, ale mam nadzieję, że pomoże Hermionie przetrwać trudne chwile ;) Czekam na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńCieszę się, Ci się spodobał. Szczerze powiedziawszy dużo rozdziałów będzie właśnie takich smutnych, chociaż będą i momenty szczęścia. :)
UsuńJaką rolę odegra Draco w życiu Hermiony? To już niedługo, chociaż wydaje mi się, że już co nieco podejrzewacie.
M.
Cudowny rozdział! Szkoda mi Sophie :c Mam nadzieję, że uda się ją wyleczyć. Czekam na kolejny i życzę weny! :)
OdpowiedzUsuńrazaniolrazdiablicajednoserce2oblicza.blogspot.com
Dziękuję! Cieszę się, że Ci się podobał. Czy uda się ją wyleczyć? To już w kolejnych rozdziałach. :)
UsuńM.
Niesamowity rozdział...aż nie wiem co napisać, strasznie mi szkoda Sopgi :( i mam nadzieję, że wyleczą ją...Fajnie by było gdyby Mina wruciła do magi. Rozdział ogólnie wspaniały mimo, że momentami chcialo mi się płakać (po prostu znam niemal identyczny przypadek i to z bardzo bliskiej rodziny...cały czas myślałam o Kasi...)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i całuję
Nuśka
Bardzo się cieszę, że Ci się spodobał. Bardzo się starałam. :)
UsuńHm, co będzie z magią, czy Hermiona do niej powróci... To już niedługo będzie wyjaśnione, przynajmniej taki mam plan.
Bardzo mi przykro z powodu Kasi. Mam nadzieję, że wszystko idzie w dobrą stronę... :) Trzymam za nią kciuki!
M.
Fajne opowiadanie. Świetny rozdział, choć bardzo smutny, biedna Sophi. Czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńM.
Po pierwsze - rozdział djdbdhsjs *-*
OdpowiedzUsuńPo drugie - matka Hermiony to...
Po trzecie - płaczę przez ciebie! No jak mogłaś, jak?! Znaczy wiedziałam że coś jej jest ale tak poważna choroba... :c
Ale spotkanie dramionów będzie, więc jest ok :d
Pozdrawiam :*
Haha, dziękuję. :)
UsuńNaprawdę płaczesz? Nie wierzę. :P Ta choroba była zaplanowana już od początku opowiadania, więc to i tak wreszcie by się stało.
Dramiony niedługo!
M.
Nie wiem co mam pisac rozdzial jesst swietny:) nie spodziewalam sie ze mala moze az tak ciezko zachorowac..jestem ciekawa kiedy sspotka sssie z przyjaciolmi...
OdpowiedzUsuńpsss. myslalam ze mala jesst corka dracona:)
kinga
Dziękuję bardzo. :) Spotkanie Hermiony z przyjaciółmi odbędzie się w dość dziwnych okolicznościach. Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
UsuńSophie nie jest córką Draco, tylko Olivera Wooda. :)
M.
Świetny rozdział, rozkręcasz się, biedna Sophie, ale wyjdzie z tego, jestem pewna. Poza tym Herma tęskni za przyjaciółmi, jestem ciekawa kiedy się spotkają i czy w g ogóle. Życzę weny i czekam na nexta,
OdpowiedzUsuńDziękuję! Czy Sophie wyjdzie z choroby, jaką jest białaczka? Niedługo się dowiecie... :)
UsuńAch, mogę zdradzić, że się spotkają. A co. Nic więcej już nie powiem. :D
M.
Nie wiedziałam gdzie to napisać więc piszę tu pod swoim komentarzem. Zostałaś nominowana do Liebster Award i Versatile Award. Więcej informacji na moim blogu: the-streetangel.blogspot.com Życzę weny ;)
UsuńPrzeczytałam rozdział, jak tylko go wstawiłaś, ale blogspot mnie nie lubi i postanowił nie publikować mojego komentarza, no bo po co. -.-
OdpowiedzUsuńTak bardzo żal mi Sophie.. Taka malutka dziewczynka, a już musi tyle wycierpieć. No i Hermiona. Ma i tak skomplikowane życie, a choroba córki nie pomoże jej w sytuacji... No ale jest jakiś plus... Jadą do Draco ! :)
Rodzice Hermiony zachowali się tak, że aż mi szkoda słów, na strzępienie sobie klawiatury. Wiem, że ja sama nie przedstawiam relacji rodzicielskich najlepiej (niedopowiedzenie roku:D) Ale tu aż kipi od negatywnych emocji dla nich! Jak można tak potraktować własne dziecko?!
Z niecierpliwością czekam na kolejny.:)
Pozdrawiam serdecznie,
la_tua_cantante_
dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com
Bo blogspot jest zły i okrutny! Mi też pożera komentarze. ;_;
UsuńMasz rację, Hermiona i tak ma trudno, a do tego jeszcze dowiedziała się o chorobie Sophie. Jest jednak rzeczywiście ten plus. :D
No cóż, tak jak wspomniałam w rozdziale, rodzice Hermiony stracili do niej zaufanie, gdy usunęła im pamięć.
Dziękuję za komentarz. :)
M.
Całkowicie się zgadzam naprawdę niesamowicie piszesz nie ma tu żadnych wątpliwości.
OdpowiedzUsuńBiedna mała Sophie.
Nie spodziewałam się takiej dramatycznej choroby i mam nadzieję że jej pomogą.
Wygląda na to ze Hermiona będzie musiała przełknąć dumę i zgłosić się po pomoc.
Na pewno nie będzie to dla niej łatwe zwłaszcza po wcześniejszych przeżyciach.
Aj już czuje ciarki na plecach.
W dodatku tak wiele poświęciła.
Przyjaciół, rodzinę i bliskich.
Nie wiem jak sama dąłabym radę na jej miejscu
No i jeszcze dużo przed nią.
Coraz bardziej zagłębiam się w opowiadanie i uważam że jest niezwykle wciągające.
Cieszę się że miałam zaszczyt wejść na Twojego bloga by komentować rozdziały.
Już czekam na kolejny i pozdrawiam mocno.
Ojeju, bardzo miło mi to czytać! Naprawdę bardzo dziękuję za te słowa.
UsuńChorobę Sophie miałam zaplanowaną już od początku opowiadania. Tak postanowiłam i tak zrobiłam. :)
Hermiona rzeczywiście nie ma łatwo. Ciągle musi pokonywać jakieś przeszkody. Teraz doszła choroba Sophie, więc Hermiona rozpocznie walkę o jej życie.
Jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję.
M.
:O
OdpowiedzUsuńTak właśnie wyglądam.
No wiem, smutne historie są dla mnie itepe, ale, kurczę, bez przesady proszę.
A poza tym, to przyjemny rozdzialik. ;3
Ściskam, em.
PS. Nie spodziewałam się tego po mamie Hermiony ;_;
Ja też tak wyglądam. :O
UsuńHm. Przykro mi to mówić, ale takich smutnych rozdzialików jeszcze trochę będzie.
Dziękuję. :)
M.
Jesteś niezaprzeczalnie wkurzającą, dobrą pisarką!
OdpowiedzUsuńPo prostu no nie ma słów na Twój talent. Każdy rozdział wprowadza nowe wątki, rozwiązuje stare, każdy jest po prostu potrzebny. Nie ma ani jednego nudnego rozdziału. Jak ci się to udaje naprawdę nie wiem. Ale cieszę się, że mogę je czytać.
Przyznam szczerze, że na początku byłam pewna, iż to opowiadanie będzie nudne, nie warte czasu. Wiele historii podobnych do tej przeczytałam. Na szczęście pomyliłam się. Wprowadzasz na moją buzię uśmiech kiedy czytam rozdziały, ale też smutek, łzy się jeszcze nie zdarzyły ale wiem, że jesteś wstanie to zrobić. Pisałam chyba już o tym ale powtórzę, masz niebywały talent do wciągania czytelnika w historię, staję się główną bohaterką i przeżywam to co ona. A wspomnienia opanowałaś po mistrzowsku!
Dobra a teraz rozdział. No co za menda z tej matki. No jak mogła tak nawrzeszczeć na ciężarną kobietę w dodatku córkę! Ale przynajmniej tata dodał trochę otuchy. Hermiona rzeczywiście jest dobrą matką. Trochę mi jej żal bo do wszystkiego w życiu musiała dojść sama, nikt jej nie pomagał, nikt nie wspierał.
No i białaczka. Mam nadzieję, że maleństwa nie uśmiercisz. Byłabyś wtedy okrutna.
Biedna Sophie, taka malutka a już choruje na białaczkę, mam nadzieję, że wyzdrowieje.
Pozdrawiam i życzę weny
Dajana
P.S. W rozdziałach znalazłam literówki :)
Ale dlaczego jestem wkurzająca. :C
UsuńNie no, myślę, że taka super dobra to nie jestem. XD Ale bardzo dziękuję za te słowa, czytanie ich sprawia mi przyjemność.
Tak właśnie chciałam by było - niby wprowadzam tajemnice, ale wkrótce je wyjaśniam w postaci wspomnień. Cieszę się, że nie ma takich nudnych, wlekących się rozdziałów. Miło mi to słyszeć. :)
No to nieźle. Muszę Ci powiedzieć, że ja również wątpiłam w tą historię, ale teraz znowu zaczynam wierzyć, że może mi się udać.
Hah, o wspomnienia zawsze najbardziej się boję, więc cieszę się, że się podobają!
Tak, Hermiona z pewnością nie miała łatwo i jeszcze kilka razy los będzie rzucał jej pod nogi kłody.
Hm, czy ją uśmiercę? Mam już w głowie całe opowiadanie, razem z końcówką, więc.. Jestem jak na razie cicho.
Dziękuję bardzo za taki długi komentarz. :)
Hm, literówki powiadasz? Gdy znajdę wolną chwilę spróbuję je wyłapać.
M.
Dzień dobry, wspaniały rozdział, nic więcej nie umiem w tym momencie powiedzieć, dziękuję, do widzenia.
OdpowiedzUsuńVilene
Dzień dobry, dziękuję, do widzenia. xD
UsuńM.
Hermiona jednak wybrała mugolski świat, co mimo wszystko nieco mnie dziwi. Jej rodzina nie rozpadła się przez magię, a przez brak zrozumienia ze strony rodziców, szczególnie ze strony matki. To było tak, jakby wysłali ją do szkoły z internatem - wymówka, że zawiniła magia, jest po prostu śmieszna. Nie cierpię jej matki, a wykreowana jej postać w ten sposób była sporym zaskoczeniem.
OdpowiedzUsuńJest to drugie opowiadanie jakie czytam, gdzie rodzice nie są czyści i dobrzy, jacy powinni być. Muszę przyznać, że nie lubię ich takich - wolę kochanych rodziców-dentystów, którzy tęsknią za swoją córeczką i strasznie się o nią troszczą, więc za każdym razem, kiedy trafiam na jakiegoś ficka, właśnie w ten sposób myślę. Tym razem błędnie.
Ech, wciąż czuję (?) jakieś dziwne zgrzyty w głowie. Okej, ma dziecko. Ale JAK mogła odciąć się od magicznego świata, który był jej drugim domem przez kilka ładnych lat? Gdzie jest "druga" rodzina, która przyjmowała ją za każdym razem do siebie chociaż na kilka dni przed wakacjami czy na święta? Wszyscy przyjaciele? Gdzie zniknęli? Mam nadzieję, że zostanie to wkrótce wyjaśnione, bo zdecydowanie nie da mi to spokoju. Chyba lubię "wszystko" wiedzieć, jak stara Hermiona. :)
Mam tak, że jak coś się pojawi w mojej głowie, od razu muszę to zapisać (by nie zapomnieć). Po napisaniu tego wyżej i tego niżej również (taki piękny chaos tutaj) dokończyłam rozdział i kilka rzeczy się wyjaśniło, jednak na miejscu Ginny czy Harry'ego nie spoczęłabym, dopóki nie odnalazłabym jej żywej. :)
Z drugiej strony Hermiona okazuje się dość słaba w stosunku do zniewagi. Gdzie podziała się uparta Gryfonka, która zawsze stawiała na swoim? Która zanosiła się gniewem i oburzeniem, ale równocześnie wykazywała mnóstwo empatii, zrozumienia, dobroci, troski i pomocy? Wykraczasz poza ramy obrazu, w której zwykłam widzieć Hermionę. Czy to dobrze, czy źle - nie mam pojęcia. :)
Napisałaś, że mogła wybrać każdy kraj, a potem wspomniałaś o Londynie, co samo siebie wyklucza, bo Londyn nie jest krajem, tylko miastem. :P I wszystko dzieje się na obrzeżach Londynu (prawda?), a lekarka wspomina o Stanach Zjednoczonych dodając, że nie znaczy to, że w Europie nie ma dobrych szpitali... Ale dlaczego nie o Wielkiej Brytanii?
Opowiadanie jest nieco przytłaczające - wciąga i wciąż czuć niedosyt po każdym skończonym rozdziale, ale mimo wszystko cała otoczka jest smutna, melancholijna i jakby pozbawiona nadziei. Początkowo pojawia się Hermiona - samotna matka z czteroletnią córeczką, która jest jej całym światem. Kobieta sama wspomina, że gdyby nie córka, już dawno by się poddała. Jest wzmianka, że nie ma nikogo i ledwo sobie radzi, ciężko pracuje na utrzymanie siebie i Sophie. Jest również mowa o tym, że rodzice się od niej odwrócili i starych przyjaciół również zabrakło. Przez rozpad rodziny zniknęła z magicznego świata i przeniosła się na obrzeża Londynu. Zaczęła pracę jako recepcjonistka, nienawidząc swojego szefa. Prócz kilku odbytych rozmów ze swoją koleżanką i obecnością swojej córki, wszystko w jej życiu jest złe i smutne. Ma się wrażenie, jakby Hermiona była cały czas przybita - być może przygniata ją przyszłość. Nie było nigdzie miejsca na żarty, na głośne wybuchy śmiechu i niezrównaną radość. Sophie płacze i ma koszmary, a jej mama wciąż zatraca się w niewesołych wspomnieniach. Później okazuje się, że jej córka ma białaczkę. To przechyla czarę po raz kolejny na tę "gorszą" stronę i w jakiś sposób podłamuje kobietę.
Czuję ciężar - być może zbyt dużo tych złych emocji naraz.
Część dalsza (ograniczenie znaków):
UsuńPojawia się również Draco, którego zabita deskami przeszłość również nie ominęła i wciąż daje o sobie znać. Zostaje lekarzem, tak jak Hermiona przenosząc się do mugolskiego świata, by zacząć od nowa i odkupić swoje winy. Jedynym jego codziennym kompanem jest pies, a poza tym nie ma nikogo prócz przyjaciółki-pielęgniarki. Cienie przeszłości gnębią go, a on mimo wszystko stara się na nowo zacząć żyć. Tutaj również nie ma powodów, by zacząć się śmiać; nie ma miejsca na żarty, na śmieszne docinki; wszystko pozostaje smutne i melancholijne, tak, jak w poprzednich sytuacjach.
Twoje opowiadanie jest naprawdę bardzo, bardzo dobre! Nic nie jest odpychające, beznadziejne czy oklepane. Masz ciekawe pomysły i zaskakujesz nimi co rusz czytelników. Adres bloga i belka nawiązują do całego klimatu opowiadania - "jakby podły nastrój nie opuszczał nikogo".
Wow, poza tym ktoś tak dobry komentuje moje opowiadanie - powinnam być dumna!:) Dziękuję bardzo za tak świetnego bloga, za tak świetną historię i z niecierpliwością wyczekuję kolejnego rozdziału. :)
Buziaki i pozdrawiam,
C.
PS Za błędy pardon.
Ojeju, jaki długi komentarz! Spróbuję na niego odpowiedzieć, chociaż nie wiem czy mi się uda.
UsuńHm, Hermiona powiedziała "Magia zniszczyła wszystko, co było mi bliskie." Był też fragment, gdy matka Hermiony powiedziała, że nie tyle co boją się magii, a się nią brzydzą. Ale masz rację - ich rodzina rozpadła się przez brak zrozumienia. Nie zrozumieli, że ona chciała ich w ten sposób ochronić.
Och, czasem trzeba coś zmienić. xD
Odcięła się od magicznego świata, tak jak prosił ją ojciec. Zauważ, że Hermiona chciała poinformować swoich przyjaciół, ale rodzice kazali zostawić ich w spokoju. W końcu się poddała i zrobiła tak, jak prosili. Było także napisane, że w gazetach była afera o zniknięciu Hermiony, więc przyjaciele nie zostawili jej zniknięcia bez żadnego komentarza. A może nadal ją szukają? Tego nie wiesz. :P
Hm, ja również nie mam pojęcia. Hermiona jeszcze pokaże tą swoją upartą stronę, dążącą do swojego. Jak? Myślę, że spokojnie można się tego domyśleć.
Och, ale gafa! Pisałam rozdział dość szybko i nie zwróciłam na to uwagi - zaraz poprawię ten błąd.
Hm. Hermiona mieszka na obrzeżach Londynu. Postanowiła nie przeprowadzać się do innego kraju myśląc, że raczej nie będą jej szukać w Anglii - przecież mogła wybrać każde miejsce na świecie, więc czemu miałaby nadal mieszkać w Londynie?
Lekarka wspomniała, że w Europie jest wiele dobrych klinik onkologicznych, ale jedna z najlepszych na świecie znajduje się w Denver, w Stanach Zjednoczonych. A w Denver mieszka Draco. Wspomniałam o tym w poprzednim rozdziale, albo i nawet jeszcze wcześniejszym.
Hm, szczerze powiedziawszy taki był mój cel. Chciałam, żeby te rozdziały były nieco smutne, żeby było widać, że bohaterowie mają trudno w życiu, a bolesne wspomnienia, o których chcieliby zapomnieć, wciąż wracają.
Hm, rzeczywiście nie ma tych śmiechów, żartów, ale napisałam w tym rozdziale "To dzięki niej dni, wydające mi się takie same, były wypełnione wspólnymi zabawami, głośnymi śmiechami (...)". Gdybym miała opisywać wszystko od jej narodzin, nie wiem czy starczyłoby mi życia. :P Taaak, białaczka przechyliła szalę na gorszą stronę, jednak Hermiona nie podda się tak łatwo. Będzie walczyć.
Hm, czujesz ciężar - zbyt dużo emocji na raz. Teraz jestem trochę zagubiona, ponieważ pod poprzednim rozdziałem, o ile dobrze pamiętam, zarzucono mi mniej opisów emocji itd.
Po całym komentarzu miałam wrażenie, że nie do końca wszystko Ci się spodobało. Więc cieszę się, że jednak Ci się choć trochę podoba. :)
Ach, miałam napisać to samo o Tobie! Jesteś świetną pisarką, a zechciałaś przeczytać moje rozdziały i zostawić swoją opinię - jest mi bardzo miło!
Jeszcze raz dziękuję za tak długi komentarz; na te pod wcześniejszymi rozdziałami odpowiem jutro, lub w niedzielę, jako że właśnie wyjeżdżam. :)
M.
Przyczepię się tylko do jednego (paskuda) - nie miej wrażenia, że mi się aż tak nie podobało, bo jesteś genialną osobą, wspaniale piszesz i wszystko cudownie się czyta. A drobiazgi do których się przyczepiłam nie mają w ogóle znaczenia. ;) Więc żadne "choć trochę podoba", bo podoba mi się bardzo, bardzo mocno, kochana! I dziękuję za taką wyczerpującą odpowiedź, doceniam:*
UsuńAch, jaka paskuda, wręcz przeciwnie! Dziękuję, dziękuję. Uwaga, zaraz się zarumienię. :)
UsuńLubię odpowiadać na wszystkie komentarze, więc odpowiadanie na Twój było dla mnie przyjemnością. :)
M.
Na początku zacznę mój jakże cudowny komentarz słowami " Chyba Cię zabiję Mrs. M" !
OdpowiedzUsuńDlaczego?
Dlaczego ty to robisz i mi, i Sophie ????
Ona była taka cudowna,urocza , a tu nagle wpada Mrs. M i baaaam !
Białaczka!
" Melinie daj mi do niej cierpliwość"
Jeżeli będzie z Sophie źle to nie będzie tak miło , pamiętaj !
Swoją opinię wyraziła jak zawsze urocza i piękna
Layls :) xd
Czekałam na to. xD
UsuńA wiesz, głównie dlatego, że właśnie taki miałam pomysł. Chcę się sprawdzić i zobaczyć, czy uda mi się coś takiego napisać.
Kwestia Sophie jest już zaplanowana i nic jej nie zmieni. :)
M.
No to wchodzimy w najgorsze.. Niby sie spodziewałam, ale przyznam się szczerze, że mną wstrząsnęło. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji - strata dziecka jest najgorszym co może spotkać matkę... Dlatego też nie do końca rozumiem zachowanie pani Granger. Jest zła i rozgoryczona okej, rozumiem, ma powód, ale dlaczego od razu wyrzuca swoją córkę za próg i nie chce jej znać? Ciężko mi to pojąć :x
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Nie potrafiłam oderwać się ani na moment, naprawdę. Piszesz świetnie, wciągająco i dojrzale.
Przepraszam, że tak późno, ale też jestem zarobiona :x czekam na kolejny!
Dziękuję! Twoja opinia jest dla mnie bardzo ważna, więc cieszę się, że udało mi się Ciebie nieco zszokować, no i spodobało Ci się. ;)
UsuńM.
Nie spotkałam jeszcze opowiadania dramione, w którym:
OdpowiedzUsuńa) Hermiona miałaby dziecko z Woodem i..
b) ... to dziecko zachorowałoby na białaczkę.
Jestem obecnie w absolutnym szoku. I spodziewam się po Tobie wszystkiego - nawet tego, że możesz biedną Sophie uśmiercić.
A tak zbaczając z tych smutnych tonów, bo nie tylko wokół nich się opowiadanie to kręci, to uwielbiam moment (z któregoś z wcześniejszych rozdziałów) jak Hermiona tańczy z córką w kuchni przy piosence z radia. Rozczuliła mnie <3
Czekam na nowy rozdział bardzo niecierpliwie :D
Pozdrawiam, Lumossy
A więc cieszę się, że udało mi się Ciebie zaskoczyć. :)
UsuńKurde, teraz wychodzę na nie wiadomo jak złą. :c
Tak, była ta scena! Żeby nie było, że moje opowiadanie jest takie smutne.
Dziękuję. :)
M.
Okej, muszę się uspokoić...No rany, mam łzy w oczach ! :CCC
OdpowiedzUsuńAle zacznijmy od początku. Więc jak zawsze, wszystko jest idealnie opisane. Fajnie, że w końcu wyjaśniło się czemu Hermiona opuściła wszystkich. Trudno było mi uwierzyć , że została do tego zmuszona, przekonana przez rodziców i to z takiego błahego nawet powodu. Ale jak napisałaś jej mama faktycznie musiała się zmienić. Strasznie mi żal Harry'ego i Gin, Rona. Stracili przyjaciółkę..
Dobra teraz dalej. OMG ONA MA BIAŁACZKĘ !!!
Jeju nasz kochana, malutka Sophie jest choraa...Jejku nie no...Jedynym plusem jest chyba to, że spotka Dracona w tej klinice w Denver.
Wiesz jaka jestem wkurzona, że nie wiem co będzie dalej ?? :((
Twoje opowiadanie jest niezaprzeczalnie cudowne !!!!
Rozumiem Cię, u mnie też już od dawna nie ma rozdziału, pojawi się dopiero w pon jak co ;). Ech te wakacje...:)
Z bólem serca, pozdrawiam i życzę weny <333
co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com
A i jeszcze jakbyś mogła mnie zawiadamiać o nowych notkach, bo właśnie jak widać jestem zawsze opóźniona ;)
UsuńOjeju, naprawdę masz łzy w oczach? Więc jest mi dość miło.
UsuńCieszę się, że zadowoliłam cię opisami, staram się je pisać nieco dłuższe, chociaż wiem, że niektórzy ich nie lubią, no ale cóż - muszę się jakoś rozwijać.
Jako jedyna zauważyłaś to, co powiedział tata Hermiony - że matka Hermiony się zmieniła. Poza tym zaczęła brzydzić się magią i wszystkim z nią związanym; zaczęła odsuwać od Hermiony, gdy ta dostała list z Hogwartu - napisałam o tym. :)
Sophie ma białaczkę, tak. Na szczęście ja wiem co będzie dalej! :P
Dziękuję, dziękuję. Bardzo dziękuję, naprawdę.
Cieszę się też, że mnie rozumiesz. Naprawdę nie wiem jak jeszcze wytrzymam ten miesiąc, chociaż wolę chyba spędzać te dni tak, niż wrócić do szkoły....
Będę powiadamiać.
M.
Okropnie zachowała się matka Hermiony! Nie rozumiem jak można coś takiego powiedzieć własnemu dziecku, w szczególności w chwili, gdy dowiadujesz się, że zostajesz babcią! Biedna Hermiona, i biedna Sophie! Jest tak młoda, a tyle już przeszła i tyle jeszcze przed nią! To takie niesprawiedliwe...
OdpowiedzUsuńPromise
pragnienia-naszego-serca.blogspot.com
Mama Hermiony od dłuższego czasu szykowała się do tej rozmowy, a ciąża przechyliła szalę i przyśpieszyła tę rozmowę.
UsuńMasz rację - jeszcze wiele przed Hermioną, jak i Sophie. Dużo przejdą.
M.
Mój komentarz chyba zniknie w tym tłoku :c
OdpowiedzUsuńZdziwiła mnie reakcja mamy Miony, wydawało mi się, że to dobra kobieta i będzie się cieszyć, ale no - każdy inaczej przedstawia postacie.
No i mała ma białaczkę... Przecież to jest ogromna tragedia :c Mam nadzieję, że Dracze wyleczy Sophie albo zrobi cokolwiek! Domyślam się, że ona może umrzeć i to mnie smuci, bo nikomu nie życzę takiego losu :c
Liczę na happyend, jakieś radosne nowiny w następnym rozdziale
Pozdrawiam ciepło,
http://precious-fondness.blogspot.com/
Ależ skąd, nic nie zginie! :)
UsuńMasz rację, inaczej przedstawiłam jej postać, niż w innych opowiadaniach.
Tak, białaczka jest okropną chorobą i tragedią dla całej rodziny - tutaj to tragedia dla Hermiony. Czy Sophie umrze? Na to pytanie odpowiecie sobie wy sami czytając kolejne rozdziały. :)
Nic nie obiecuję.
No i ogromnie się cieszę, że mam nową czytelniczkę!
M.
Dziękuję. :)
OdpowiedzUsuńM.
Powinnam o tej porze spać, a co robię? Czytam Dramione. Co się ze mną dzieje, doprawdy nie wiem, ale to Twoja wina, M., i Twojego cudownego opowiadania. Nie, wróć, nie cudownego, raczej intrygującego i wciągającego. Bo jak można nazwać historię cudowną, w której autor posuwa się do TAKICH rzeczy. Zaiste okropne, nie rób tak więcej, dostałam palpitacji serca, gdy przeczytałam o chorobie Sophie. Czy Ty masz uczucia? Pewnie nie, skoro zdecydowałaś się na taki, a nie inny krok. To boli, wiesz? Ech, a co ja się będę, sama wiesz najlepiej ;____;
OdpowiedzUsuńOjć, mama Hermiony zły bohaterem? Podoba mi się! Zwykle są to starzy, dobrzy, mili i nudni dentyści, a tu widzę pani Granger ma nie tylko pazurek, ale i żadnych śladów moralności. Nie wiem czemu, ale ten pomysł przypadł mi do gustu - jestem na tak!
A teraz moje Ty kochanie - co się dzieje? Brak weny? Brak chęci? Jest lato, słoneczko świeci, ptaszki śpiewają, fruwają, srają na głowę niewinnym przechodniom, a Tobie brak weny do pisania? Mam nadzieję, że sierpień będzie dla Ciebie przyjemniejszym miesiącem i uda Ci się napisać dla nas szybciutko kolejny rozdział. Nie ma mnie dwa tygodnie (zaczynając od jutra), więc proszę o łaskę i litość nad biedną Natalią, gdy będzie wracała umordowana z obozu harcerskiego, a w jej głowie będzie tylko jedno pytanie - czy jest nowy rozdział u M.? Jeśli nie chcesz żebym ukradła samochód rodziców po przyjeździe i przyjechała do Ciebie, dając Ci solidnego kopa w tyłek, to bierz się za pisanie :* (wierz mi, nie chcesz, nie mam prawa jazdy *jeszcze*, a znajdę Cię nawet na końcu świata *przy okazji potrącając kilku przechodniów - tak, jestem do tego zdolna*).
Ślę do Ciebie wenę i swój język (czy raczej palce), bo trochę za bardzo się rozpisałam. Trzymaj się ciepło, korzystaj z pogody, wychodź jak najczęściej się da, baw się dobrze i pamiętaj o blogu (ja Ci o nim na pewno nie dam zapomnieć :*)
P.S. Komentarz spóźniony, ale trochę dłuższy niż poprzednie, ha!
Jasne, jasne, teraz zwalajcie wszystko na biedną M, bo czemu nie. ;_; A tak w ogóle to bardzo dziękuję za nazwanie mojej historii cudowną - nie, wróć - intrygującą i wciągającą. Hm, chyba właśnie chciałam Was zaskoczyć chorobą Sophie. I cóż, chyba mi się udało. Hm, czy mam uczucia? Nie wiem sama... To nie mi oceniać. Chociaż wydaje mi się, że trochę ich mam.
UsuńAch, pierwsza osoba napisała, że podoba się zły charakterek pani Granger. Uf. Kamień z serca.
Brak weny, brak chęci, wszystko po kolei! Ja też mam taką nadzieję, że sierpień będzie obfity w przyjemniejsze wydarzenia, chociaż wcale się na to nie zapowiada.
Hm, dwa tygodnie? Myślę, że przez taki czas uda mi się napisać rozdział. O ile powróci wena i chęci, a zmęczenie odejdzie precz. Na chwilę obecną wracam do domu z pracy i od razu kładę się do łóżka, bo nie mam siły nic więcej robić.;_; Haha, możesz przyjechać, zapraszam! Może nawet coś ugotuję na Twoje przybycie? :D
Dziękuję, dziękuję. Może w końcu coś się ruszy. Ja o blogu pamiętam i nigdy nie zapomnę - ale pytanie czy inni o mnie pamiętają?
M.
Zaskoczyłaś mnie, naprawdę, białaczka? Powiem tylko, że nie spodziewałam się, naprawdę! Ta wiadomość mną doszczętnie wstrząsnęła, i niesamowicie zaskoczyła :)
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że robi się coraz ciekawiej, już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością
Charlotte Petrova
------------------------------------
charlotte-petrova-dramione.blogspot.com/
dramione-wymiana.blogspot.com/
Chciałam Was zaskoczyć, więc nawet się cieszę, że mi się to udało. :)
UsuńKolejny rozdział... Muszę trochę pomyśleć.
M.
biedna sophie, na szczęście mamy do czynienia z hermioną, a ona zawsze sobie poradzi; teraz pozostaje czekać na podróż i spotkanie z draco
OdpowiedzUsuńNooo, czy Hermiona sobie poradzi..? To się okaże. Podróż postaram się opisać w kolejnym rozdziale, ale nie wiem, czy mi wyjdzie, ponieważ Hermiona ma dużo do załatwienia przed wyjazdem. :)
UsuńM.
Ojeju!
OdpowiedzUsuńAle mi szkoda małej Sophie :( miejmy nadzieję, że Herm szybko coś zaradzi :) w dodatku szczerze mówiąc nie spodziewałam się takiego zachowania u matki Hermiony. W każdym fanfiku napotykałam tę miłą i opiekuńczą wersję, a tutaj taki myk :D teraz tylko spotkanie z Draco po latach. Jedynie myślę, że będą się z początku chociaż tolerować że względu na okoliczności. A później że dobrze się zaopiekuje samotną matką-Granger. :P No nic czekam, czekam i się doczekać nie mogę. =) masz moje zapewnienie że będę tu częstym gościem.
Jedynym słowem: super :D
W wolnej chwili zapraszam na mój blog:
http://slytherin-wladza-i-potega.blog.pl/
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo dużo weny aż do epilogu :)
Felix Felicis
Przed Hermioną jeszcze długa droga, tak samo jak i przed Sophie.
UsuńHaha, no tak, trzeba troszkę rozmaitości. :D Wszędzie jest dobra i kochana, a u mnie zimna i nieczuła.
Dobrze myślisz. :) Wiadomo, że nie będą się kłócić o byle jakie sprawy, kiedy Sophie może umrzeć. Ale nic więcej już nie mówię!
Cieszę się z nowego czytelnika! Witam, witam. Mam nadzieję, że będziesz zostawiała po sobie komentarze z opiniami. :)
Wejdę do Ciebie, gdy znajdę wolną chwilę.
M.
Witaj M! :D
OdpowiedzUsuńDziś wpadam do ciebie na chwilę, choć twój blog jest na mojej liście "przeczytać i zacząć się wreszcie udzielać ty leniwa krowo". Zrobię to w najbliższym czasie, bo bardzo podoba mi się klimat jaki budujesz :>
No, ale do rzeczy. Wpadam, by przekazać ci nominację do Liebster Award. Także proszę, bo uważam, że zasługujesz i jestem ciekawa jak odpowiesz na moje pytania :)
me-voir.blogspot.com
Pozdrawiam
Never
Dziękuję, zaraz zabiorę się za odpowiadanie na pytania. :)
UsuńM.
Jejku !
OdpowiedzUsuńNigdy nie spodziewałabym się, że rodzice Hermiony tak ją potraktują ;/
Jak wgl można powiedzieć swojemu dziecku takie rzeczy ?!
No tak, rodzą się potwory i później mają dzieci ;c
Ech, sorry, że tak późno komentuję, ale nie miałam ostatnio czasu ;c
Ech, SOphie jest taka słodka <3
A Rudolf to kto ? Przeoczyłam coś ? xD
Dobra, zmykam ;)
Pozdrawiam,
ANdromeda
Http://dramione-innahistoria.blogspot.com
Ano można, można. :D
UsuńRudolf to nieodłączny przyjaciel Sophie - miś.
M.
Muszę ci powiedzieć, że cholernie dobrze piszesz. Przeczytałam dzisiaj obydwa twoje blogi i doszłam do wniosku, że twój styl pisania bardzo przypadł mi do gustu. Na początku twojego poprzedniego bloga miałaś jeszcze ciutek nieokrzesany styl, ale jakby każda autorka miała twoje zdolności choćby na końcu historii byłabym wniebowzięta. Zawsze powtarzam sobie, że blog jest dobry, kiedy w czasie czytania nie mam ochoty, co chwila poprawiać autorki, bo ja bym to napisała inaczej, użyła innego sformułowania, u ciebie ta sytuacja w całej twórczości zdarzyła sie tylko kilka razy na sporą ilość marteriału, bo nikt nie jest idealny. Dodatkowo twoją korzyścią są niebanalne i innowacyjne pomysły, oczywiście momentami stosujesz triki, które utarły się wśód osób tworzących Dramione jak znęcanie się Lucjusza nad Narcyzą ale nie można być we wszystkim orginalnym
OdpowiedzUsuńPrzechodząc już bezpośrednio do tej historii. Narracja na Wybitny. Mówię zupełnie serio, jakby byłaby to książka, nie powiedziałabym, że została napisana przez amatorkę. Opisy nie są na siłę, są integralną częścią tekstu. Klimat jest dobrze waważony. Bohaterowie są melancholijni, ale nie dramatyzują. Akcja rozwija się w dobrym tempie, pomału i starannie budując do spotkania głównych bohaterów. Plus pomysły: kiedy przeczytałam, że Hermiona jest samotną matką wychowującą dziecię o blond lokach, zaczynałam się bać że to kolejna historia, gdzie ojcem jest Draco, a jednak nie mamy tu Wooda; matka wyrzucająca Hermionę na bruk i nie przepadająca za magią -świetne i uzasadnione, plus białaczka Sophie - która swoją drogą jest tutaj dzieckiem z własną osobowością, a nie małą laleczką, co się chwali.
No to teraz troszkę, rzeczy które mi przeszkadzają: coś, bez czego ta historia, by nie powstała, czyli akcja Granger-Wood; wydaje mi się ona troszkę zbyt nieodpowiedzialna jak na Hermionę, dodatkowo to, że daje szefowi sobą pomiatać też nie pasuje mi to do jej charakteru; inna rzecz, nie wiem po co umieściłaś scenę Malfoy - Parkinson, wydaje mi się ona średnio potrzebna, chyba że masz w niej jakoś ukryty plan na rozwinięcie tej relacji w przyszłości. Uprzedzam, że to moja subiektywna opinia i nie mam prawa zmieniać twojej wizji, to po prostu, rzeczy ktore mi zgrzytają.
Jestem bardzo ciekawa dwóch rzeczy. Dlaczego Malfoy wylądował w mugolskim świecie? Bo musiało to być coś mającego na niego kolosalny wpływ. Nie wyobrażam sobie Draco tak po prostu odrzucającego wszystkie uprzedzenia do mugoli i żyjącego bez magii. Jestem rownież ciekawa jak rozwiążesz sytuację pt. przychodzi Granger do lekarza a tam Malfoy. Bo może to pójść w wielu kierunkach.
Życzę weny.
Naprawdę bardzo dziękuję. To miłe czytać, że komuś podoba się to, co piszę. Haha, mój poprzedni blog był moim pierwszym jakimkolwiek tworem - były to moje początki pisania, więc przez cały czas starałam się uczyć, brałam rady czytelników do serca. Dziękuję też, że po przeczytaniu mojej poprzedniej historii zdecydowałaś się wejść na tego bloga. :)
UsuńJejku, jeszcze nigdy nikt nie powiedział mi tak miłych słów. Naprawdę bardzo dziękuję. Myślę, że jeszcze wiele muszę się nauczyć i przede mną bardzo długa droga.
Nie mogłabym zrobić z Draco ojca Sophie. Nie, nie. Zbyt wiele czytam takich blogów.
Co do tego, co Ci przeszkadza - Hermiona przeszła wiele i jeszcze wiele przed nią. Pod wpływem wszystkich wydarzeń zmieniła się, stała się ostrożniejsza itd. Jeśli chodzi o jej szefa - Jacka - opiszę to bardziej w kolejnym rozdziale. Hermiona teraz rozpocznie przemianę; będzie walczyła o życie córki i zrobi wszystko, by ta nie umarła.
Scena Malfoy - Parkinson może i jest mało potrzebna, ale masz rację, mam swój plan. Pansy się jeszcze pokaże w kolejnych rozdziałach.
Dlaczego Draco wylądował w mugolskim świecie? To wszystko będzie opisane, nie wiem czy w kolejnym rozdziale, czy jeszcze kolejnym, ale na pewno będzie to wyjaśnione.
Jeszcze nie wiem jak rozwiążę tą sytuację; muszę pomyśleć. Może w końcu przyjdzie mi to głowy jakiś pomysł.
Dziękuję za taki długi i szczery komentarz. Cieszę się, że napisałaś, co Ci przeszkadza, ale też co Ci się spodobało. Dziękuję. :)
M.
Ojejku, M. Ty to potrafisz chwycić z serducho i wypruć flaki. M. zawodowiec <3
OdpowiedzUsuńBardzo martwię się o Sophie. Biorę ją troszkę za moją siostrę, bo ten mały potworek też ma cztery latka, blond włoski, a w przedszkolu wciąż siedzi w kącie :D
Gdyby coś się stało mojej Milence, chyba denerwowałabym się tak jak moja mama.
Tatuś też się ulotnił, ale ja nie o tym.
To okropne, to jak matka potraktowała Hermionę. Mama powinna być jej największym oparciem, najlepszą przyjaciółką. Bała się magii - ale czy to powód, by wyrzec się dziecka, które nosiła pod własnym sercem ?
Naprawdę, jest mi z tego powodu smutno. Dochodzi do tego jeszcze białaczka małej Sophie. To straszne. Mam nadzieję, że w Denver Draco *bo to przecież oczywiste xD* pomoże Hermionie. Że wyleczy Sophie. I że będzie padać Wizzolami z nieba.
Pozdrawiam,
Mad.
Wypruć flaki, tak bardzo smaczne. Dzięki. C:
UsuńPrzed Sophie jest bardzo długa droga.
No tak jakoś wyszło. xD
Hm, czy Draco pomoże wyleczyć Sophie? Dowiecie się tego podczas czytania kolejnych rozdziałów.
M.
Rozkleiłam się... Strasznie realistycznie opisane. Chyba będę wpadać częściej. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało mi się chwycić Ciebie za serce. :)
UsuńM.
Kurde, M. Jak to możliwe, że nie czytałam nowego rozdziału? No jak?:(
OdpowiedzUsuńJest on twoim najlepszym rozdziałem na tym blogu, twój cholerny debiut.
Akcja toczyła się tak szybko, że nie wiem, kiedy rozdział przeczytałam... cudo!
Szczerze mówiąc to pamiętam, że coś mi się nie podobało, jakiś wątek, ale kompletnie zapomniałam, co to było, bo .... no jezu, jestem kurde zauroczona tym rozdziałem, że mam zacmienie umysłu. :(
Czekam na dramionów... bardzo, bardzo czekam!
Pozdrawiam!
No nie wiem jak to możliwe. :C Myślałam, że o mnie zapomniałaś!
UsuńSerio jest najlepszy? Mam inne wrażenie. xD
Och, weź sobie przypomnij. Chciałabym wiedzieć. Może białaczka Sophie Ci się nie spodobała?
Dramiony niedługo, ale na pewno nie będzie ich w kolejnym rozdziale.
Dziękuję!
M.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDobra, przyznaję się, jestem chora psychicznie,bo jak przeczytałam objawy to już wiedziałam, że to białaczka i przez to od razu na twarzy wyskoczył mi wielki banan. Tak, wiem, to nieodpowiednie i naganne zachowanie z mojej strony. Wiesz, że w mojej miniaturce rozważałam ALL, ale w końcu zdecydowałam się na przewlekłą białaczkę szpikową? :3 Tak, to chore, ale cóż, takie życie przyszłego studenta medycyny :D (hematologio, nadchodzę! xD)
OdpowiedzUsuńOwlShadow
PS Długaśny komentarz dostaniesz pod ostatnim rozdziałem ^^
PS Ej, serio, poprawiłaś mi humor tą białaczką... ;______;
Moja biedna Sophie... ;c Przez Ciebie płacze.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo ciekawy i co najważniejsze zaskakujący. Nie moge się doczekać spotkania Dramione.
-Voldemort
uuu czyli jednak sie spotkają
OdpowiedzUsuńBiałaczka? Widzę, że ktoś tutaj przewiduje moje choroby :) . Rozdział naprawdę fantastyczny, wszystko tak dokładnie opisujesz, jestem naprawdę pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Sophie i Hermiony i szczerze mówiąc zawiodłam się na tym, że jednak Granger wyparła się magii. Cóż, jej matka również nie była zbyt mądra, jednak każde opowiadanie inne. Ogólnie jestem zadowolona i mam nadzieję, że Draco zaopiekuję się naszą małą i Gryfonką. :)
Panna T .
O kurcze. Aż mi się płakać zachciało jak czytałam że Sophie ma krwotok z nosa i ledwo żyję. Potrafisz opisywać takie straszne rzeczy. Nie dziwię się, że Hermiona tak kiepsko się trzyma. Spadło to na nią jak grom z jasnego nieba. Mimo to myśli logicznie i juz zaczyna walczyć o zdrowie Sophie. Szkoda, że w tym rozdziale nie było nic o Draco.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kate
#MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki
OdpowiedzUsuńNawet nie wiem, jak skomentować ten rozdział. Ciężko mi cokolwiek napisać, bo nadal nie mogę wyjść z szoku. Białaczka? W czwartym rozdziale... zapowiada się bardzo emocjonująco. Zawsze szkoda mi dzieci, szczególnie tych, które chorują na takie straszne choroby. Wyjazd do Denver daje nadzieję na spotkanie Draco i Hermiony. I chyba tylko to mnie cieszy w tej chorobie.
Muszę jeszcze wspomnieć o matce Hermiony. Nie spodziewałam się tego, że może się tak zachować wobec swojej córki. Kazać jej zniknąć, bo zaszła w ciążę? Była dorosła, więc co w tym złego? Oczywiście nie miała męża, no ale i tak jestem zaskoczona. Dobrze, że chociaż ojciec Hermiony zachował się tak, jak powinien. Brawa dla niego!
Pozdrawiam
Arcanum Felis
PS. Na bloga trafiłam/em dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”.