— Sophie, nie wygłupiaj się, tylko jedz —
powiedziałam ostrzegawczym tonem, kiedy dziewczynka po raz kolejny zaczęła się
ode mnie odsuwać, patrząc z obrzydzeniem na miskę kaszki. Mogłam powiedzieć, że
coś zaczynało iść ku lepszemu; Sophie zaczęła wydziwiać, co tak naprawdę mnie
cieszyło, wracała do dobrego stanu. Podświadomie wiedziałam, że teraz może być
tylko lepiej i los już niczym mnie nie zaskoczy. Uśmiechnęłam się z
pobłażaniem, gdy moja córka zasłoniła buzię dłońmi, wsuwając się bardziej pod
kołdrę. Zakryła się Rudolfem i nic nie mówiąc czekała, aż sama zrezygnuję i dam
jej spokój, jeśli chodzi o jedzenie. Jednak po ostatnim wydarzeniu byłam pod
tym względem surowa i nie zamierzałam rezygnować. Harry przypatrywał się nam z
uśmiechem, obserwując rozgrywającą się przed jego oczami scenę. Tydzień temu,
kiedy wszystko stało pod znakiem zapytania, ujrzał mnie po raz pierwszy od
wielu lat, załamaną i przemęczoną. Od kilku dni zaczął poznawać inną stronę
nowej mnie; wersję Hermiony Granger jako osoby już silniejszej, w której nie
było miejsca na jakiekolwiek załamania.
— Ale to jest niedobre — odparła Sophie,
wychylając czubek głowy zza kołdry. Westchnęłam, zerkając na Harry’ego. Miał
dobry wpływ na Sophie, dzięki niemu, od kiedy się wybudziła, często się
uśmiechała, a na jej małej twarzy nie było już miejsca na smutek. Potrafił ją
rozbawić swoimi kiepskimi żartami i nawet jeśli przez jego przyjazd coś
nieodwracalnie się zmieniło… byłam niewyobrażalnie szczęśliwa. Kilka lat temu moją
definicją szczęścia stało się szczęście Sophie i nadal tak było; byłam pewna,
że tak będzie już na zawsze.
— Sophie, nawet nie spróbowałaś… bardzo
proszę, zjesz sama albo Harry zje za ciebie, wybieraj. — Dziewczynka spojrzała
to na miskę, to na mężczyznę, stojącego przy oknie. Harry pokręcił z
przekonaniem głową, próbując wpłynąć w jakiś sposób na jej decyzję. W końcu, po
kilku sekundach, które jak mi się zdawało, trwały całą wieczność, wzięła miskę
w rączki i zaczęła jeść sama, krzywiąc się przy tym. Odwróciłam się lekko do
Harry’ego, kiwając w jego stronę nieznacznie głową. W pokoju panowała cisza,
jedynie dźwięk bajki, puszczonej w telewizji, zagłuszał nieznośną pustkę.
— Muszę wyjść, Harry, zostaniesz z Sophie?
— zapytałam, wstając z krzesła. Musiałam porozmawiać z Malfoyem, i to jak
najszybciej. Unikał mnie od kilku dni i rozmawiał zaledwie chwilę, przekazując
tylko te ważniejsze informacje. Przyjaciel pokiwał twierdząco głową, zajmując
moje miejsce. Od razu zaczął rozmawiać z Sophie, pokazując coś w małej
książeczce, którą jej ostatnio przyniósł. Wyszłam z sali, rzucając ostatnie
spojrzenie na tą dwójkę i uśmiechnęłam się; miałam przy sobie dwie
najważniejsze osoby w moim życiu i wydawało mi się, że nigdy nie będę już
szczęśliwsza.
Znalezienie Malfoya w szpitalu nie było
trudnym zadaniem patrząc na to, że przez ostatnie pobytu z Sophie w szpitalu
dobrze znałam już jego rozkład pracy. I nie było to ani odrobinę dziwne; po
prostu miałam dobrą pamięć, przynajmniej tak starałam to sobie tłumaczyć. Przez
jedną chwilę zastanawiałam się gdzie powinnam go szukać, jednak problem
rozwiązał się sam — mężczyzna stał na środku korytarza, usilnie się w coś
wpatrując. Nie zastanawiałam się czy mu przerwę w czymś istotnym, po prostu
ruszyłam w jego kierunku. Musiał być naprawdę bardzo zamyślony, ponieważ
zauważył mnie dopiero wtedy, kiedy głośniej chrząknęłam, usiłując zwrócić jego
uwagę. Spojrzał na mnie, chwilowo zaskoczony, marszcząc brwi. Pod jego oczami
pojawiły się cienie, jakby miał problemy ze snem, zupełnie tak samo, jak było
to ze mną. Niby nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego, a jednak to, co nas w
pierwszym dniu połączyło, nadal nie mogło puścić. Dziwny posmak pojawiający się
w ustach, dłonie, które zaczynały się pocić, a nie powinny… to było
zdecydowanie dziwne.
— Co z Sophie, co z dalszym leczeniem? —
zapytałam prosto, nie bawiąc się w żadne powitania. Nie potrzebowałam tego,
Malfoy również. Zarówno ja, jak i on, zaczynaliśmy wyleczać się z tego, co
jeszcze niedawno zaczęło się między nami dziać. Nawet jeśli nic na dobre się
nie zaczęło i skończyło się szybciej, niż mogłabym przypuszczać.
— Chodźmy do gabinetu, tam będzie
spokojniej — odparł, chwytając mnie za łokieć i ciągnąc w stronę pokoju,
zupełnie jakbym nie znała sama drogi.
— Puszczaj — syknęłam w odpowiedzi,
wyrywając się. Spojrzałam na mężczyznę wściekłym wzrokiem i poszłam przodem,
nie czekając na niego. Zaczynał działać mi na nerwy, uważał się za nie wiadomo
kogo, mimo że tak naprawdę nie był nikim szczególnym. Zaczęła kiełkować we mnie
chęć wykrzyczenia mu prosto w twarz co o nim myślę, jednak musiałam zatrzymać
to w sobie; był lekarzem mojej córki, nie mogłam pozwolić sobie na takie
sytuacje. Kiedy już zaczęłam go akceptować, wszystko musiało od nowa runąć, bez
żadnej konkretnej przyczyny. Otworzyłam drzwi gabinetu, wchodząc do środka. Za
mną wszedł Malfoy, zamykając za sobą cicho drzwi. Nie odwróciłam się, stałam
przy oknie, wpatrując się w widoki na zewnątrz. Już niedługo w Denver miała
zawitać zima, aż w końcu święta Bożego Narodzenia. Ten czas był dla mnie
szczególnie ważny, a kiedy urodziła się Sophie — stał się jeszcze bardziej
wyjątkowy, niż był.
—
Mamo, mamo, dzisiaj Wigilia, wstawaj, nie śpij! — Usłyszałam tuż obok ucha
głośny krzyk mojej córki. Moje powieki leniwie uniosły się do góry, jednak
wcale nie śpieszyłam się, żeby wstać; w ostatnich dniach byłam zbyt zmęczona,
by teraz podrywać się z łóżka. Dobrze wiedziałam, że w wigilijny poranek
zostanę z entuzjazmem obudzona, jak co roku — była to już pewnego rodzaju
tradycja. Do pokoju, przez rolety, przeciskały się promienie słoneczne, jakby
sama pogoda zachęcała do podniesienia się i zaczęcia działać. Poprzedniej nocy
spadł śnieg, pierwszy raz od dawna; lepszej Wigilii nie mogłyśmy sobie, bo
razem z Sophie, wyobrazić.
—
Sophie, kładź się do łóżka, jest jeszcze wcześnie… — mruknęłam, zakrywając
głowę poduszką. Poczułam, że dziewczynka biega wokół łóżka, aż w końcu wdrapała
się na mnie i zaczęła łaskotać. Mimo że wcale nie czułam łaskotek, zaczęłam
głośno się śmiać, a mała blondynka razem ze mną. — Dobra, dobra, poddaję się! —
krzyknęłam, odsuwając od siebie Sophie, która nadal chichotała. Obie ciężko
oddychałyśmy po tej nierównej walce.
—
Wygrałam! — wykrzyczała, zeskakując z łóżka i biegnąc, najprawdopodobniej, do
swojego pokoju.
Opadłam
na poduszki, wpatrując się w sufit. W głowie układałam dokładny plan na dzisiejszy
dzień, ponieważ miałam naprawdę wiele do zrobienia, a przy Sophie wcale nie było
tak łatwo. Dziewczynka miała trzy latka, coraz więcej rozumiała, stawała się
coraz bardziej samodzielna, chociaż ciągle potrzebowała mojej pomocy. Mimo że
Wigilię spędzałyśmy samotnie, nadal na mojej głowie było przygotowanie kolacji
i wspólne ubieranie choinki, pieczenie pierników, a później ich ozdabianie. Te
małe, na pozór zwykłe czynności, sprawiały, że życie było radośniejsze i
niczego już w nim nie brakowało. Wszystko było na swoim miejscu. Wstałam z
łóżka, od razu nasuwając na nogi ciepłe kapcie. Podeszłam do okna i odsłoniłam
żaluzje, wpuszczając do wnętrza jeszcze więcej światła. Mimowolnie przymknęłam
oczy, rozkoszując się tą piękną chwilą. Za oknem było całkowicie biało, śnieg
zakrył każdą wolną powierzchnię ziemi. Mimo wczesnej pory dzieci już biegały po
dworze, rzucając się śniegowymi kulkami, lepiąc bałwany, tarzając się w białym
puchu. Czułam, że te święta będą dla nas dobre. Poczułam na ramionach chłód; z
szafy wyjęłam ciepłą bluzę i założyłam ją na siebie. Wychodząc z pokoju,
włączyłam radio, stojące na komodzie i od razu je pogłośniłam — w całym domu
rozbrzmiały świąteczne melodie.
Jak
najszybciej ruszyłam w stronę pokoju Sophie, by sprawdzić co robi. Oparłam się
o framugę drzwi i wpatrywałam się w dziewczynkę, jak zahipnotyzowana. Stała na
stołku, który musiała sobie przynieść z kuchni, i patrzyła się na widok, jaki rozciągał
się za oknem. Uśmiechała się do siebie, coś mamrocząc pod nosem. Była w swoim
własnym świecie fantazji i było mi żal jej przerywać, jednak nie miałam wyboru,
musiałyśmy naprawdę się spieszyć, miałyśmy mało czasu. Czekał nas cały dzień
świątecznych przygotowań, które wymagały czasu i, przede wszystkim, naszego
wspólnego zaangażowania. Od kiedy urodziła się Sophie, starałam się jak najwięcej
robić razem z nią, by jak najwięcej się uczyła. Chciałam być dla niej dobrą
mamą.
—
Nie jesteś ciekawa, czy pan Matthew przyniósł nam już choinkę? Wczoraj
powiedział, że wybierze nam najpiękniejsze drzewko, jakie tylko znajdzie —
odezwałam się w końcu, przerywając ciszę. Sophie, która nie dostrzegła mojego
przybycia, wystraszona, zachwiała się na
stołku, o mało nie spadając. Podbiegłam do niej w ostatniej chwili, łapiąc w
swoje ręce. — Mam cię — powiedziałam, przytulając dziewczynkę do siebie. Była
taka mała i krucha, iż miałam wrażenie, że silniejszy podmuch wiatru może ją
porwać. W środku była jednak niezwykle odważna i dzielna, co pokazywała mi już
wiele razy. Patrząc na inne, rozpieszczone dzieci, które znałam z placu zabaw,
byłam z mojej córki dumna. Wiele razy dawała mi powód do płaczu, ze szczęścia.
Każdego kolejnego dnia mojego życia coraz bardziej się przekonywałam, jak
ogromne spotkało mnie szczęście, że miałam przy sobie Sophie.
—
Tak, chodźmy zobaczyć! — Postawiłam dziewczynkę na podłodze i wzięłam za rączkę.
Wyjrzałyśmy na klatkę, a przy naszych drzwiach stała już piękna, ale jednak nie
za dużych rozmiarów, choinka. — Mamusiu, jaka piękna! Idziemy już ją ubrać? — zapytała,
patrząc z zachwytem na drzewko. Nie mogłam jej w takim momencie odmówić,
zignorowałam burczenie, jakie dochodziło z mojego brzucha. Była wpatrzona w
choinkę, jak w największy lizak świata, jej oczka świeciły się z radością i
oczekiwaniem. Sama uśmiechnęłam się na ten widok.
—
Tak, chodźmy ubrać naszą choinkę. Sophie, idź do pokoju, a ja ją wezmę —
powiedziałam, biorąc w ręce drzewko. Igły kłuły mnie w ramiona, ale ruszyłam w
stronę pomieszczenia, nogą zamykając drzwi. Po kilku sekundach mały świerk stał
w naszym salonie, zajmując dość dużo miejsca. Sophie stała na kanapie i
uśmiechała się od ucha do ucha; po wczorajszym wypadku i długim płaczu nie było
już śladu, oprócz tego, który pozostał na policzku dziewczynki — niewielkie
zadrapanie, ledwo widoczne.
—
A gdzie są bombki? — spytała, nie mogąc się już doczekać.
Nie
odpowiedziałam na zadane pytanie, w zamian za to szybko wyszłam do przedpokoju
i stanęłam przez szafą. Otworzyłam drzwiczki i po chwili wyjęłam z dna dwa
pudełka, pełne ozdób choinkowych. Kiedy wróciłam do pokoju, Sophie nadal
znajdowała się tam, gdzie ją zostawiłam. Położyłam oba opakowania na podłodze i
usiadłam na kolanach, rozkładając bombki, gwiazdki światełka. Dziewczynka
biegała po domu, owinięta w kolorowe łańcuchy, trzymając w rączkach swojego
misia. Jej dźwięczny śmiech roznosił się po całym domu. Muzyka, płynąca z radia,
nadawała odpowiedni klimat. Wszystko było dobrze, nie mogło być lepiej. Nie
przejmowałam się tym, że już kolejnego dnia musiałam pojawić się w pracy,
najważniejsze było dla mnie tu i teraz, najważniejszy był czas, który spędzałam
z moją córką i który był tak cenny.
—
Sophie, ubierasz ze mną choinkę czy sama mam to zrobić? — zapytałam głośniej
chcąc, aby dziewczynka mnie usłyszała.
Już
po chwili było słychać tupanie nóżek w pokoju obok i nie minęło dużo czasu,
kiedy stała obok mnie. Nie pytając się już mnie o zgodę, wybrała jedną z bombek
i zawiesiła na gałązce. Nie zwracała uwagi na to, że ozdoby po chwili się
zsuwały, a ja musiałam wszystko po niej poprawiać; była szczęśliwa, że może mi
pomóc, a ja nie miałam zamiaru wyprowadzić jej z tego rozumienia. Kiedy wszystkie
bombki były już zawieszone, łańcuchy i światełka również miały swoje miejsce,
wstałam z kolan, trzymając za rączkę Sophie i, przez krótki czas, podziwiałyśmy
nasze wspólne dzieło. Aby dopełnić świąteczny klimat, zawiesiłam również i na
karniszu świąteczne światełka. Wiedziałam, że wieczorem będzie nas czekał
piękny widok i sama nie mogłam się tego doczekać. Od dziecka byłam zakochana w
świętach; a najbardziej lubiłam w nich to, że spędzałam je w wyjątkowym — bo
rodzinnym — gronie. Teraz moją jedyną rodziną była Sophie, ale było w tym coś
specjalnego, ponieważ jeszcze nigdy nie czułam się tak szczęśliwa.
—
Idziemy jeść śniadanie — oznajmiłam, ciągnąc Sophie w stronę kuchni.
Dziewczynka posłusznie poszła ze mną, jeszcze odwracając się za siebie,
rzucając ostatnie spojrzenie na drzewko. Ten wigilijny wieczór spędziłyśmy
razem, najpierw piekąc pierniki, potem wspólnie oglądając bajki. Było dobrze
tak, jak było. I niczego więcej już nie potrzebowałam.
— Zawiesiłaś się? — Usłyszałam głos Malfoya
gdzieś niedaleko za mną. Powoli odwróciłam się w jego stronę, przyglądając się
jego sylwetce. Na ramiona miał niedbale zarzucony kitel lekarski; gdyby go nie
było, nawet nie podejrzewałabym, że może być z zawodu lekarzem. Draco stał
naprzeciwko mnie, mając włożone ręce w kieszenie. Byłam poirytowana jego
postawą, zachowywał się tak, jak przed laty — rozwydrzony dzieciak, mający
wszystko pod ręką, któremu wszystko zawsze musi się udawać.
— Nie — odparłam krótko, nie mając ochoty
na jakiekolwiek kłótnie. — Malfoy, możesz mi wyjaśnić, o co, do cholery, ci
chodzi? Zachowujesz się jak urażone dziecko, jakbym zabrała ci twoją ulubioną
zabawkę. A więc, w czym jest problem? Mam szukać dla Sophie innego lekarza,
skoro nie potrafisz odłożyć naszych prywatnych spraw na bok?
— Nie wiesz o co chodzi, Granger? Mam ci
to tłumaczyć? A przyjazd Pottera tutaj niczego ci nie rozjaśnia? Przez jego
przyjazd do Denver ludzie z magicznego świata mogą się dowiedzieć o mnie, że
ja, Draco Malfoy, ułożyłem sobie życie w mugolskiej części kraju. Myślisz, że
nie zauważyłem gazety w twoim domu? Niezbyt dobrze ją ukryłaś, chociaż… chociaż
może nawet nie miałaś czego. Rozumiem, że dla ciebie powrót do tamtego życia
może jest możliwy i może się tego nie boisz, ale ja się boję i nie mogę
pozwolić, żeby ktokolwiek stamtąd do mnie dotarł. Zapomniałaś, że byłaś po
wojnie więcej niż znana? Wiesz jaka zacznie się wojna w prasie, kiedy ludzie
wszystkiego się dowiedzą? Myśl, Granger, to naprawdę nie boli, chociaż ostatnio
coraz bardziej w to wątpię.
— Ale z ciebie tchórz, Malfoy. Naprawdę
aż tak się boisz, że za Harrym przyleciało stado hien, gotowych się na ciebie
rzucić i zbić fortunę na artykułach o tobie? Nie pochlebiaj sobie, minęło pięć lat,
nie masz pojęcia co się w tym czasie działo. Równie dobrze ludzie mogli o tobie
zapomnieć. To nie moja wina, że ktoś przez przypadek mnie zauważył, równie dobrze
mogło to spotkać ciebie, nie oszukuj się, dobrze to wiesz.
—Potrafię zadbać o swoją prywatność, nie
to, co niektóre osoby, więc nie, mnie to by nie spotkało.
— A myślisz, że ja nie potrafię o nią
zadbać? Uważasz, że kiedy dowiedziałam się o chorobie Sophie, zastanawiałam się
czy ktoś za mną łazi, robiąc mi zdjęcia? Nie, naprawdę o tym nie myślałam! Czasem
są ważniejsze sprawy, Malfoy, czas to zrozumieć. Jeszcze chcesz coś powiedzieć
czy możemy porozmawiać wreszcie o mojej córce?
— Nie, Granger. Przez twój cholerny
przyjazd wszystko się zmieniło, rozumiesz? Wszystko zepsułaś, wszystko co
budowałem przez te lata, teraz, przez ciebie, runęło. Nawet nie potrafię cię
nienawidzić tak, jak było to kilkanaście lat temu — powiedział z wściekłością,
nawet nie próbując użyć delikatniejszego tonu.
Draco spojrzał na mnie; oddychał szybko, a
jego dłonie zwinięte były w pięści. Wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem, w
bojowej postawie. Zacisnęłam mocno usta, zastanawiając się jakie słowa będą w
tej chwili odpowiednie; ale tak naprawdę nic nie było w tej chwili dobre.
Odetchnęłam, chcąc choć trochę uspokoić oddech. Miałam wrażenie, że serce zaraz
wyskoczy z mojej piersi. Ta kłótnia powinna odbyć się już dawno temu, oboje
trzymaliśmy w sobie wszystkie wyrzuty, jakie do siebie mieliśmy, aż w końcu
nastąpiła eksplozja. Nie mogłam jedynie przewidzieć, że stanie się to akurat
tego dnia, nie mogłam przewidzieć jakie słowa padną w tej kłótni i czy będziemy
jej, koniec końców, żałować.
— Ja też cię nie nienawidzę, Malfoy. Nie
wiem czemu tak jest, ale widocznie musimy się z tym pogodzić i żyć dalej. Ty
masz swoją pracę, ja muszę zająć się Sophie — najlepiej będzie jeśli każde z
nas zajmie się swoimi sprawami i odejdzie w swoją stronę — powiedziałam cichym
głosem, ciągle trzymając uniesioną głowę.
W pokoju panowała dziwna atmosfera. Przez
długi moment żadne z nas się nie odzywało, i ja i Malfoy przetwarzaliśmy w
myślach całą rozmowę, analizując poszczególne zdania. Cisza nie była ciążąca, w
tej chwili była dla nas zbawienna. Musiałam się uspokoić, czułam się zmęczona
całą tą sytuacją i wydawało mi się, że z Draco jest podobnie. Naprawdę nie
chciałam sama przed sobą tego przyznać, ale już od dawna między nami zaczęło
się dziać coś poważniejszego, jednak żadne z nas nie miało na to wpływu.
Mogliśmy jedynie obserwować nasze zachowania… Nie byłam z siebie dumna, miałam
ochotę głośno się roześmiać i najlepiej sprawić, abyśmy zapomnieli o tym
momencie. Wszystko jednak ciągle się odgrywało, wszystko stało pod znakiem
zapytania.
— Racja — powiedział Malfoy, przerywając
wpatrywanie się w siebie.
Przeszedł kilka kroków i usiadł za
biurkiem, szukając czegoś w szufladzie. Po chwili wyjął szarą teczkę. Otworzył
ją, po czym zaczął rozkładać papiery na biurku. Na jego twarz wstąpiło
zamyślenie; zmarszczył brwi i czytał poszczególne kartki. Nie wiedząc co ze
sobą zrobić, usiadłam z drugiej strony biurka. Mężczyzna nawet nie drgnął,
zignorował moje zachowanie i dalej zajmował się swoimi sprawami. — Wyniki
Sophie… trochę się ustabilizowały — powiedział, a ja z radością poderwałam
głowę do góry. Czekałam aż zacznie dalej mówić, jednak zamarł, jakby
zastanawiał się co mi przekazać. Moje dłonie zaczęły się pocić, a oddech stał
się szybszy niż zwykle. Stresowałam się tym, co za chwile mężczyzna powie, ale
starałam się być dobrej myśli. Wiedziałam, że przy leczeniu najważniejsza jest
nadzieja i to jej trzeba się zawsze kurczowo trzymać. Już niejednokrotnie, a
szczególnie podczas wojny, przekonałam się, iż nadzieja może zdziałać cuda i dalej
mocno w to wierzyłam. Nadzieja często była jedynym ratunkiem…
— Więc wracamy do chemioterapii?
— Nie, Granger, wyniki nie są na tyle
dobre, żeby powrócić do poprzedniego leczenia, ale jest jakaś poprawa. Na razie
Sophie wróci do domu, ale co dwa dni będzie przychodziła do was pielęgniarka
pobrać krew; teraz trzeba kontrolować jej wyniki. Zabierz ją do domu, już dość
czasu spędziła w szpitalu, niech odpocznie w domu. I, Granger… Zacznij spełniać
jej marzenia, by niczego nie przegapiła, tylko bądź przy tym ostrożna.
Głos zamarł mi w gardle, nie potrafiłam
wydobyć z siebie żadnego słowa. Malfoy powiedział te słowa nie takim tonem,
jakim powinien był to zrobić. Z jego ust w ogóle nie powinno wypłynąć to
zdanie, nie chciałam tego słuchać, uważałam to za brednie. Odpędziłam jednak
złe myśli na bok, łapiąc się nadziei, często tak zgubnej. I na ten jeden moment
o tym zapomniałam, dając się nabrać fikcji. Zacisnęłam usta; mimowolnie
poprawiłam włosy, zagarniając za ucho wystającego, denerwującego loczka. Sytuację
Sophie, od tygodnia, starałam się widzieć w samych pozytywach, więc
poprawiające się wyniki badań uznałam za pewien przełom — w końcu po każdej
burzy, większej czy mniejszej, bez znaczenia, wychodzi słońce. Od tej chwili
wszystko powinno nabierać barw, być lepsze… Powinno.
— Zawsze jestem ostrożna, Malfoy. Coś
jeszcze czy mogę już wrócić do córki?
— Pielęgniarka zaniesie wam niedługo
wypis, możesz zacząć szykować Sophie do wyjścia. Za tydzień widzimy się na
kontroli — powiedział, odkładając długopis i wstając z fotela.
Idąc za jego śladem, również wstałam. Od
razu odwróciłam się w stronę wyjścia, po czym ruszyłam wolnym krokiem w tym
kierunku. Draco był tuż za mną; otworzył drzwi, jak prawdziwy gentelman i
przepuścił mnie pierwszą, wychodząc zaraz za mną z gabinetu. Nie zauważyłam
momentu, w którym zdjął z siebie kitel. W dłoniach trzymał kluczyki od
samochodu, więc planował wyjście. Był dopiero ranek; możliwe, że miał nocny
dyżur, chociaż nic po nim nie było widać. Potrząsnęłam lekko głową, denerwując
się na samą siebie za takie analizowanie. Malfoy musiał to zauważyć, ponieważ
na jego mężczyzny przez chwilę pojawiła się dezorientacja. Zwracając wzrok w
moją stronę, spojrzał na mnie i kiwnął na pożegnanie głową. Odwzajemniłam ten
gest, chcąc być kulturalna.
— Dziękuję, Malfoy — powiedziałam, kiedy
blondyn już ruszył wzdłuż korytarza, w tylko sobie znanym kierunku. Na jedną,
krótką chwilę, zatrzymał się w miejscu i odwrócił lekko głowę, jakby chciał
sprawdzić czy to z moich ust wypłynęły te słowa. Nic jednak nie powiedział, w
żaden sposób nie zareagował. Nie uśmiechnął się drwiąco, nie zmarszczył brwi.
Po prostu odszedł. Przez krótki moment stałam jeszcze w miejscu, wpatrując w
oddalającą się sylwetkę mężczyzny. W końcu, gdy zniknął za rogiem, ruszyłam w
przeciwnym kierunku, wracając do sali, w której leżała Sophie. Mimo że miała
przecież przed sobą całe życie, postanowiłam zacząć działać, zabierać ją w
miejsca, w których byłam i opowiedzieć jej w końcu o… magii.
Wychodząc przed szpital, od razu mocniej
zaczerpnąłem świeżego powietrza; od ciągłego siedzenia w jednym miejscu w moich
skroniach zaczął pulsować nieprzyjemny ból, który teraz zaczął stopniowo
słabnąć. Jeszcze przez krótką chwilę stałem w miejscu, aż w końcu wolnym
krokiem ruszyłem w stronę samochodu. Nie musiałem nigdzie się spieszyć,
kolejnego dnia miałem wolne od pracy, więc po raz pierwszy od dawna, mogłem
sobie pozwolić na chwilę spokoju. Wsiadłem do samochodu i wyjechałem z
parkingu, kierując się w stronę swojego osiedla. Nie spieszyłem się, nie widziałem
takiej konieczność. Jadąc, skupiłem się tylko i wyłącznie na drodze, nie
rozglądając się wokół. Moja uwaga była już i tak dostatecznie rozproszona przez
kłótnię, jaka miała miejsce tego dnia Trzymałem mocno zaciśnięte dłonie na
kierownicy, wspominając każde wypowiedziane słowo. Nie obawiałem się tego, że
powiedziałem zbyt wiele, ponieważ wcale tak nie uważałem; mówiłem to, co
powinienem już powiedzieć dawno temu. Zajechałem pod blok, parkując. Prawie
wszystkie miejsca parkingowe były wolne, ale było to normalne patrząc na porę
dnia — w końcu niedawno nastał ranek. Wysiadłem z samochodu, zamykając za sobą
drzwi. Ruszyłem w stronę klatki.
— Draco, dopiero z dyżuru? — Usłyszałem
głos mojej sąsiadki. Spojrzałem w stronę, z której dochodził ów głos; kobieta
szła spokojnym krokiem chodnikiem, trzymając w obu dłoniach siatkę z zakupami.
Nawet się nie zastanawiając podszedłem do kobiety i, mimo jej sprzeciwów,
zabrałem reklamówki.
— Żadne dopiero, to mój normalny czas
pracy, pani Marge. I, o dziwo, było dzisiaj całkiem spokojnie — odparłem,
przepuszczając sąsiadkę w drzwiach. Mieszkała na parterze, więc już wkrótce
staliśmy pod jej mieszkaniem. Wniosłem zakupy do środka domu, stawiając je w
przedpokoju.
— Och, no to tyle dobrze,
że było spokojnie. Nie chcesz napić się ze mną herbatki? Mąż przywiózł taką
pyszną, z samego centrum Londynu — powiedziała, ciepło uśmiechając się. Wciąż
byłem pod zdziwieniem z jakim dobrem zostałem tutaj przyjęty; mimo tego, że
pojawiłem się tak naprawdę znikąd. Marge była jedną z tych osób, które przyszły
do mnie z kawałkiem ciasta i ciepłą herbatą. Nie wiedziałem czy zasłużyłem
sobie na to, by spotkać tak dobrych ludzi. Świat nie przestawał mnie
zaskakiwać.
— Nie, dziękuję za zaproszenie, jednak na
razie muszę odpocząć po nocy. Ale niebawem do pani wpadnę, razem z Timber, bo
dawno pani nie widziała — odpowiedziałem. — Miłego dnia!
— Wzajemnie, Draco, wzajemnie! —
krzyknęła jeszcze, kiedy ja już kierowałem się w stronę swojego mieszkania.
Włożyłem dłoń do kieszeni, szukając tam
kluczy; przez moment zamarłem, nie mogąc ich znaleźć, jednak po chwili
usłyszałem ich dźwięczenie — odetchnąłem z ulgą. Stanąłem przed wejściowymi
drzwiami. Do zamka włożyłem klucz, przekręcając go w prawą stronę. Mimo że zamek
naprawdę cicho zazgrzytał, nie minęło kilka sekund, a już było słychać w całym
domu szczekanie Timber. Im bardziej chciałem tego uniknąć, tym ona głośniej i
dłużej szczekała. Nie zdążyłem wejść do przedpokoju, a ona skoczyła na mnie z
radością, zaczynając lizać. Głośno się zaśmiałem, a Timber, słysząc mój śmiech,
znowu zaczęła szczekać. Kiedy w końcu się uspokoiła, wszedłem do domu. W
mieszkaniu było dziwnie cicho, zupełnie tak jak wtedy, gdy mieszkałem jeszcze
sam. Teraz jednak towarzyszyła mi Megan, a cisza jak była, tak nadal trwała.
Zdjąłem kurtkę, wieszając ją w szafie i zaglądając kątem oka do salonu.
— Megan? — odezwałem się głośno,
ignorując na ten moment Timber.
Odpowiedziała mi głucha cisza.
Przeszedłem wszystkie pokoje, jednak kobiety nigdzie nie było. Gdzieś w mojej
głowie pojawił się strach, jednak starałem się myśleć pozytywnie, nie
panikować. Gdy coś się działo, zawsze do mnie dzwoniła, więc nie miałem się czym
przejmować. Byłem jej przyjacielem, mogła na mnie liczyć w każdej chwili… a ona
dobrze o tym wiedziała. Usiadłem więc w kuchni, zaparzając sobie wcześniej
kawę, by nie zmorzył mnie sen. Nie spałem przez całą noc, a teraz czekałem;
czekałem, aż Megan wróci do domu. Co jakiś czas Timber trącała mnie nosem w
kolano, gdy widziała, że moja głowa zaczyna powoli opadać. Robiła się coraz
cięższa i z każdą kolejną sekundą, która mijała, miałem wrażenie, że zaraz
spadnę z krzesła i zasnę na podłodze. W tej chwili wyjątkowo potrzebowałem snu,
jednak nie mogłem, wolałem siedzieć i być pewnym, iż niczego nie przegapię. Po
trzech godzinach wpatrywania się tępo w kuchenny blat, usłyszałem dźwięk cicho
otwieranych drzwi. Podniosłem głowę do góry, mrużąc oczy. Wstałem z krzesła,
cicho przeklinając pod nosem — całe moje ciało było zdrętwiałe od ciągłego
siedzenia w jednym miejscu. Postawiłem pierwszy krok, a za nimi kolejne; Timber
szła tuż za mną, wyczuwając moją niepewność. Chciała mnie obronić w razie
potrzeby, już nie raz tak się zachowywała. Nie miałem pojęcia czy do domu
wchodziła Megan czy ktoś inny, pozostawało mi to jedynie sprawdzić. Wyjrzałem
do przedpokoju i odetchnąłem z ulgą.
— Megan, do cholery, gdzieś ty się
podziewała? — zapytałem nieco podniesionym głosem. Kobieta spojrzała na mnie z
dekoncentracją, zdejmując buty, a po chwili rozsuwając swój płaszcz. Oparłem
się o ścianę czując, że jeśli tego nie zrobię, mogę się przewrócić. Dawka
kofeiny nijak mi pomogła, największym lekiem w tej chwili byłby dla mnie sen.
— Jak to gdzie? Mówiłam ci wczoraj, że
muszę zrobić wreszcie jakieś zakupy, bo w twojej lodówce jest, jak zwykle,
pusto. Wystarczy, że nie odwiedzam cię kilka dni, a już zapominasz o jedzeniu,
zachowujesz się niemądrze, Draco — zbeształa mnie kobieta.
Minęła mnie, wchodząc do kuchni. Po
ostatnim załamaniu nie było już widać ani śladu. Wróciła dawna, pewna siebie,
Megan, nie bojąca się wyjścia z domu. Czasem przyłapywałem ją na tym, iż kilka
razy sprawdzała, czy drzwi i okna są oby na pewno dobrze zamknięte, jednak te
sytuacje zdarzały się już coraz rzadziej. Zaczynała znowu żyć, a strach został
zastąpiony przez radość. Cieszyłem się z takiego obrotu spraw, bo nie
potrzebowałem niczego innego niż widoku Megan uśmiechającej się do ludzi. Kobieta
zaczęła rozpakowywać zakupy, a ja jej w tym pomagałem; część z produktów
chowałem do szafek, a część do lodówki.
— Poza tym, Draco, jest coś takiego jak
telefon. — Demonstracyjnie wyjęła go z kieszeni swetra i pomachała mi nim przed
nosem. — Mogłeś zadzwonić, jeśli już aż tak się o mnie martwiłeś, choć naprawdę
nie wiem czemu. Jadłeś coś po przyjściu? Dlaczego, tak w ogóle, jeszcze nie
śpisz, skoro dzisiaj miałeś nocny dyżur?
— No tak, mogłem zadzwonić, zupełnie o
tym zapomniałem… — Westchnąłem, odchodząc od blatu i siadając przy stole. Napiłem
się łyk czarnej, gorzkiej i zimnej już kawy; skrzywiłem się, czując ten smak.
Zupełnie nie wiedziałem co ludzie w tej cieczy widzą, wcale nie była dobra, jej
jedynym pozytywem było to, iż stawiała na nogi, nic więcej. — Czekałem na
ciebie, nie wiedziałem gdzie jesteś, więc postanowiłem, że poczekam aż wrócisz.
Nie śmiej się ze mnie, Megan, martwiłem się po ostatnich akcjach.
— Draco, Draco… — Spojrzała na mnie z
politowaniem, kręcąc z niedowierzaniem głową. — Czekaj jeszcze, zrobię ci coś
do jedzenia i dopiero pójdziesz spać. Nie położysz się z pustym żołądkiem, nie
kiedy ja tu jestem — zadecydowała, krzątając się ciągle po pomieszczeniu.
Nawet nie próbowałem protestować,
ponieważ dobrze wiedziałem, że to i tak nic nie zmieni; jeśli Megan coś
chciała, musiało tak być, już się tego nauczyłem. Kobieta wyjmowała z lodówki
kolejne produkty, coś mieszała, sam dokładnie nie wiedziałem. Po kilku minutach
postawiła przede mną talerz z omletem. Gdy poczułem zapach wiśniowych powideł, spojrzałem
z uśmiechem na Megan.
— Zapamiętałaś — powiedziałem, biorąc do
ręki sztućce i zaczynając jeść. Dopiero w momencie pierwszego kęsa, zdałem
sobie sprawę z tego, jak bardzo byłem głodny.
— Oczywiście, że pamiętałam, tego nie da się
zapomnieć. Zrobiłeś aferę w restauracji, Draco, zawsze będę się już z ciebie
śmiała — odparła, zajmując miejsce na krześle, obok mnie. W swoje dłonie wzięła
kubek z kawą, którą przed chwilą przygotowała i popijała, rozkoszując się jej
smakiem. — Działo się dzisiaj coś na dyżurze?
— Nie, nic ciekawego. Dałem wypis małej
Sophie. Przy okazji wymieniłem kilka mocniejszych słów z Granger. Więc, jak
widzisz, było całkiem nudno i nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło.
— Kłótnia z Hermioną nie jest niczym
nadzwyczajnym? — krzyknęła Megan, wstając z krzesła i wymachując rękoma.
Westchnąłem z irytacją, ponieważ dobrze wiedziałem, iż zaraz zostanie
wygłoszony wykład na temat mojego zachowania. Ta kobieta zachowywała się coraz
częściej jak moja matka. — Draco, dobrze wiesz, że zawsze staję za tobą murem,
bronię cię, jeśli trzeba, ale teraz przesadziłeś. Nie uważasz, że Hermiona i
tak ma wiele na głowie, a ty i tak w dalszym ciągu dokładasz jej kolejnych
zmartwień w postaci kłótni? Zachowujesz się jak dziecko, doprawdy!
— Nie wyglądała na zmartwioną, kiedy
wykrzykiwała…
— Nie przerywaj mi! — warknęła groźnym
tonem, grożąc mi palcem. Gdyby ta kłótnia byłaby normalna, roześmiałbym się,
nie potrafiąc utrzymać powagi, jednak teraz kobieta wyglądała zbyt groźnie; nie
śmiałem jej przerywać. — Widać jak na dłoni, że coś was łączy, albo dopiero
zaczyna, ale oczywiście musisz być najmądrzejszy i zacząć psuć! Chociaż raz,
Draco, przestań się bronić. Zbyt dużo myślisz, analizujesz, starasz się nie
tracić rozumu, ale czasem trzeba ten rozum stracić, niech ci to wejdzie to
głowy! Nie strać okazji, Draco, bo kolejnej nie będzie i ty dobrze o tym wiesz.
— Nawet nie wiesz o co…
— Mówiłam, żebyś nie przerywał! —
krzyknęła, ale po chwili umilkła. Spojrzała się na mnie mrużąc oczy i głośno
wzdychając. — Skomplikowany z ciebie człowiek. Idź spać, może jak się wyśpisz,
zaczniesz normalnie myśleć.
Nic nie odpowiedziałem. Wstałem leniwie z
krzesła, wkładając brudny talerz do zlewu. Zerknąłem na Megan; intensywnie nad
czymś myślała. Nie przerywałem jej, ruszyłem w stronę swojej sypialni, marząc o
położeniu się w swoim łóżku. Timber została w kuchni, pilnując kobiety —
ostatnio ciągle z nią przebywała, strzegła jej jak oka w głowie i spała przy
jej łóżku. Nawet się nie przebrałem, nie miałem na to siły. Położyłem się i już
po chwili sen wstąpił na moje powieki. Zapomniałem o przykryciu się kołdrą, o
niczym nie myślałem; zamknąłem oczy i zasnąłem.
— Malfoy, wstawaj… — szepnął znany głos…
________________
Ależ
się za Wami stęskniłam,
nawet sobie tego nie wyobrażacie! Jestem bardzo podekscytowana faktem, że mogę
teraz publikować kolejny rozdział NWW, ale jednocześnie trochę się boję, że się
Wam nie spodoba. Do tego rozdziału jestem nastawiona naprawdę sceptycznie…
Pierwsze dwie strony pisało mi się naprawdę ciężko! Odzwyczaiłam się od
pisania, więc było dla mnie całkiem normalne, że zapomniałam jak łączyć zdania.
;) Potem, na szczęście, miłość do pisania wróciła i… proszę, oto jest. Mimo że nie jestem zbytnio z tego rozdziału zadowolona, bo wydaje mi się taki... pusty (?), jestem z siebie dumna. Zaczęłam
pisać we wtorek, dzisiaj publikuję. Mam ogromną nadzieję, że jednak Wam się spodoba.
Skomentujcie, proszę? Chcę wiedzieć ile jeszcze osób przy mnie, mimo tych
długich przerw, zostało.
Przepraszam, że musicie tyle czekać na
kolejne rozdziały. Jest mi z tego powodu głupio, jednak nie jestem w stanie nic
na to poradzić. Przede mną matura, więc praktycznie non stop siedzę przy
książkach, nie mówiąc już o chwili dla siebie, której po prostu nie mam. Ależ
ja marudzę. I się rozpisałam! Ale naprawdę się za Wami, kurczę, stęskniłam.
Dzisiaj Sylwester! Do mnie zaraz
zjeżdżają koleżanki, szykuje się niewielka imprezka. A wy z kim i jak powitacie
Nowy Rok? Teraz bardziej oficjalnie — chciałabym Wam złożyć życzenia, moi
kochani. Życzę Wam, aby ten nowy rok, 2016, był lepszy od tego, który odchodzi.
Życzę Wam samych szczęśliwych chwil, jak najwięcej sukcesów, a jak najmniej
porażek, jak najwięcej uśmiechu na twarzy! Bo uśmiech zawsze jest piękny. Życzę
Wam jak najmniej łez, a jeśli już — to tylko tych łez ze szczęścia. Spełnienia
marzeń, realizacji swoich celów. Miłości, przyjaźni. Szczęścia.
Trzymajcie się, kochani. Do zobaczenia
(raczej) w połowie lutego. Opowiadajcie co u Was, proszę? :)
(Trzymajcie za mnie kciuki od 7 stycznia –
mam próbne matury. :( )
PS. Rozdział niesprawdzony, więc niewielkie błędy na pewno znajdziecie.:)
PS. Rozdział niesprawdzony, więc niewielkie błędy na pewno znajdziecie.:)
M.
Zaklepuję miejscówkę. (:
OdpowiedzUsuńOd 7 stycznia też trzymaj za mnie kciuki, bo wracam do szkoły, to będzie najbardziej przerażający dzień w moim życiu. Teraz piję sobie herbatkę, robię co nieco w zakładce 'Urodziny' i jest po prostu dobrze! Nie myślę o tym, kogo spotkam 7 stycznia. :)
UsuńWracając jednak do tego genialnego rozdziału: początek rozdziału był dobry, czytałam go i czytałam, ale kiedy wczytałam się w coraz dalsze strony... podnosiło się napięcie. Zwłaszcza przy scenie z Draco i Hermioną, która była bardzo wymowna. Lubię kiedy Draco krzyczy/ podnosi głos (od razu mi się przypomina Fifty shades of Malfoy).
Wiesz, że przedstawiasz Megan tak... idealnie? Niby jest impulsywna, jeśli chodzi o Malfoya, ale poza tym jest naprawdę dobrym człowiekiem. Silna, niezależna. I dba o Draco, bo sam chyba głupek nie potrafi. Hermiona dobrze mu dała do słuchu. On jeszcze nie rozumie, że media i jakieś tam gazety nie mają znaczenia. Ech. :v
A i wspomnienie świąt... nie mogłaś się powstrzymać, prawda, haha? Jakoś to Ci tak realistycznie wyszło, wiesz? Spodobała mi się taka skromna wizja, chociaż znasz moją awersję do tego obrządku. :)
Dobra, stara, ty pewnie śpisz, ale ja nie zamierzam, haha! Idę oglądać serial, robić angielski, trochę dokończyć rozdział, może wejść na katalog (bo mogę, hehe) i... pójść spać. To jest mistrzowski plan!
Jestem i czekam. Rozumiem, że masz dużo nauki, dlatego cieszę się, kiedy pojawiasz się z nowym rozdziałem.
OdpowiedzUsuńAtmosfera między Draco, a Hermioną ciągle napięta. Bardzo wiele się dzieję wokół nich. Mam nadzieję, że Sophie mimo wszystko wyzdrowieje.
Dziękuję za życzenia i Tobie również życzę Szczęśliwego Nowego Roku 2016!
Pozdrawiam!
Przez to była tylko kłótnia z Hermiona, nic więcej, hahaha.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i proszę o więcej akcji!
Napisałaś jedno zdanie komentarza, które bardziej wyszydza autorkę, nawet nie rozdział... Sądzisz, że masz prawo o coś prosić? :)
UsuńSalvio, wyszydzą? Chyba nie wiesz co mówisz i ile wsparcia daje M.
UsuńI jak najbardziej mam prawo do proszenia o cokolwiek.
PS Czasem warto się zastanowić dwa razy, zanim coś się napiszę :)
Pozdrawiam,
Kinga
Szczerze powiedziawszy pierwsze zdanie Twojego komentarza troszkę mnie uraziło, ale rozumiem, że nie miałaś tego w swoim zamiarze, więc okey. Poczułam się, czytając go, tak, jakbyś wyśmiała po prostu to, co napisałam w rozdziale, nic więcej. :) No, nieważne. Zwykłe nieporozumienie.
UsuńM.
Hahahaha.
UsuńSuper rozdział! Nie wiem, co ci w nim nie pasuje...no jedynie mógłby być dłuższy(z długością rozdziałów nikt mi nie dogodzi, więc jest okay ;))
OdpowiedzUsuńLiczę, że uda ci się coś napisać szybciej, pozdrawiam! :)
Jestem i czekam <3
OdpowiedzUsuńKochana zazdroszczę Ci tej stanowczości w dążeniu do celu. Już siedemnasty rozdział? Aż trudno w to uwierzyć. Naprawdę kochana. gdy ja wciąż upadam, ty podnosisz się na duchu. Rozdział przecudny. Czy ja dobrze zrozumiałam? Nie ma nadziei dla Sophie :( jakoś mi się tak przykro robi na samą myśl o tym. Dziewczynka zasłużyła na coś więcej. I te złożone relacje Hermiony i Dracona. Czuje, że będzie im trudno poukładać wszystko a przyjazd Harry'ego może sporo namieszać. Nic dziwnego, że Malfoy się boi. Dla mnie to całkiem zrozumiane jest. Kochana również na koniec życzę Ci szczęśliwego Nowego Roku. Aby pasja pisania nigdy Cię nie opuszczała i każdego dnia rozwojała się coraz bardziej.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam mocno;*
I Ty w Sylwestra wstawiasz rozdział...
OdpowiedzUsuńNo lepszego prezentu nie było :D
Oczywiście będę trzymać kciuki za egzaminy :)
A co do rozdziału. Widać, że kryzys przeżyłaś, wyszłaś zwycięsko. Rozdział bardzo lekki, przyjemny, dobrze się go czytało. Z łatwością przeszłam przez piękne wspomnienie. Zadziwiająca jest reakcja Dracona. No bo z jednej strony wini Granger za to, że się zjawiła i reszta może się o nim dowiedzieć ale z drugiej strony jak czytałam pewien fragment jego wypowiedzi, czułam jego emocje względem Hermiony i jak powiedział to faktycznie przestał ją nienawidzić. Moim zdaniem powoli zaczyna się przyzwyczajać do bohaterki i ją akceptować.
No nic, czekam z niecierpliwością na kolejny, zaskakujący rozdział.
Pozdrawiam i życzę wszystkiego co najlepsze w tym Nowym Roku, radości i zdrowia przede wszystkim :)
Dajana
P.S. Ahhh te wspomnienie...
Rozdział wydaje mi się taki przejściowy. Nie ma za dużo akcji poza kłótnią Dracona i Hermiony, ale jednocześnie był ciekawy i przeczytałam go w ekspresowym tempie! Swoją drogą jest mi strasznie wstyd, bo dwóch ostatnich wpisów nie skomentowałam, ale obiecuję, że teraz będę się pilnować!
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł z przyjazdem Harry'ego. Mam wrażenie, że Hermionie była potrzebna osoba, na której mogła polegać, której ufała. Z drugiej strony jest Malfoy, ale to jednak nie to samo, mimo że polepszył im się kontakt. Dodatkowo Harry sprawił, tak myślę, że Hermiona zdecydowała się poinformować Sophie o magii. Same plusy!
Kolejna sprawa - jestem pod wrażeniem, jak naturalnie wyszła Ci ich kłótnia, naprawdę. Czytając, mogłam bez problemu wszystko sobie wyobrazić. Mimikę ich twarzy, gestykulację, mowę ciała.
Podsumowując, rozdział mi się podobał i z niecierpliwością czekam na więcej!
P.S. Dziękuję za życzenia noworoczne i ja również chciałabym Ci życzyć, żeby ten rok był taki, jaki sobie wymarzysz. :) +trzymam kciuki 7 stycznia!
I po co ta kłótnia? Nie rozumiem... Żeby tylko za bardzo między nimi nie zepsuła. Ale czuć, że iskrzy pomiędzy Draco a Hermioną. W innym wypadku nie kłóciliby się tak zawzięcie. Dobrze, że jest Harry. Teraz Hermiona będzie miała więcej czasu dla siebie i dla Draco. Powinno być więcej rozmów między nimi i nie tylko związanych z leczeniem Sophie. Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że pojawi się wcześniej niż w połowie lutego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kate
Jako mogłaś?! Wiesz ile się naczekałam?! A tak na serio - nic się przecież nie stało. Szczęśliwego nowego roku i dziś 7, więc życzę także dobrych wyników na testach :)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo impulsywny. Kłótnia dodała smaczku i ponownie ukazała nam prawdziwe oblicze Draco.
Rozumiem, że to trudny okres dla Hermiony... Czy musi się wyżywać na Malfoy'u?
W sumie..
Czy ONI muszą się kłócić...?
Nie wiem jak ty, ja zwalam winę na Pottera. *sorry Pottuś, taki mamy klimat, a to, że Twoja podobizna w stylu Unicorna na tyle mojej Lumii nic w tym momencie nie znaczy, wiesz... Draco jest na tapecie 😂*
Megan jest super. Uwielbiam ją, ponieważ jest PO PROSTU przyjaciółką i nie żywi jakiś... Miłosnych uczuć. Po prostu o niego dba.
Zaintrygowały mnie ostatnie słowa. Kto go mógł obudzić? A może to był sen? Czyżby coś się stało? Tyle pytań ciśnie mi się na usta...
Czekam na:
-kolejny rozdział,
-poprawę stanu Spohie,
-zaciśniecie więzi między D i H,
- i hmm.. Poprawę sytuacji Megan? Jakoś tak.
Pozdrawiam,
KH.
Wszystkiego dobrego w tym Nowym Roku! Przede wszystkim zdania matury z wynikiem, który Ciebie będzie satysfakcjonował :) Bo maturę piszesz dla siebie, nie dla innych. To jak Ci poszły próbne testy? Ciężko było? Jesteś zadowolona? Nadal trzymam kciuki ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dajana
Jeju, bardzo dziękuję za pamięć, kochana! Aż łezki pojawiły się w moich oczach. :) Polski i dzisiejszy niemiecki - poszedł mi w miarę, choć tak naprawdę wszystko się okaże. Gorzej z matematyką, którą, choć się uczę rozszerzenia, wcale na podstawie nie poszła mi kolorowo. Jeszcze tylko jutro chemia i w środę matematyka, i koniec moich stresów na ten czas. :) Jeszcze raz bardzo dziękuję za pamięć! I Tobie również wszystkiego co tylko najlepsze w tym nowym, 2016 roku. Jak najpiękniejszych wspomnień, cudownych znajomości i pięknej miłości. :)
UsuńM.
Bardzo dziękuję za życzenia :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jesteś zadowolona z próbnych testów. Reszta na pewno pójdzie Ci równie dobrze :)
Pozdrawiam
Dajana
Cały twój blog jest świetny. Z każdym rozdziałem twój styl jest coraz lepszy. Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Pięknie piszesz :) Zapraszam do siebie :)
OdpowiedzUsuń~Black
Komentuję by cię zmotywować nasza kochana autorko! Rozdział, mimo twoich obaw, okazał się wspaniały. Jak to cudownie znowu czytać dramione (miałam kilkumiesięczną przerwę)!
OdpowiedzUsuńPoza weną do pisania, życzę ci siły i cierpliwości do nauki.
Mam także nadzieję, że dobrze bawiłaś się na studniówce i wytańczyłaś się za te 100 dni, podczas których zamiast chodzić na dyskoteki, będziesz wkuwała. Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję bardzo za słowa wsparcia, jak i miłe słowa na temat mojej "twórczości". :) Siła do nauki się przyda, bo ostatnio często mi jej brakuje. Studniówkę mam dopiero jutro, więc również mam nadzieję, że będę się dobrze bawić!
UsuńNowy rozdział mam nadzieję, że w połowie lutego się pojawi, ponieważ będę mieć ferie.:)
M.
:( Właśnie przeczytałam wszystkie rozdziały, chce jechać dalej i... nie ma! :________________________________: Ja tu płaczę! To jest po prostu cudowne! Jedno z niewielu opowiadań, w których Dramione jest uzasadnione, logiczne i nie przeszkadza. Pierwszy raz wyczekuję na jakieś bliższe więzi między Draco, a Hermioną, co jest dla mnie... bardzo nowym uczuciem :P
OdpowiedzUsuńCzekam na rozdział 18!
Pozdrawiam!
"Lubię gdy jesteś obok" jest też świetnym Dramione ;) jest tam fajnie poprowadzona akcja i jest pokazana ta cienka granica między miłością a nienawiścią (*^~^*)
UsuńPrzeczytałam sobie wszystkie rozdziały i opowiadanie jest ciekawe. Jednak nie mogę nie skrytykować kilku rzeczy. Przede wszystkim składnia(!!!). Zdania są pod tym względem bardzo słabe :/ faktem jest, że jestem na tym punkcie bardzo wyczulona i pewnie dlatego tak mnie to razi. Druga rzecz to poprawność językowa... jest trochę lepiej niż ze składnią, ale szału nie ma. Wiem jak to jest jak się pisze, zdania wychodzą jakie chcą i jest jeden wielki chaos, ale w obu przypadkach mogłaby pomóc jakaś dobra beta ;) sama fabuła jest na prawdę ciekawa, jednak akcja toczy się jak na mój gust trochę wolno. Przydałoby się więcej dialogów, a mniej opisów, to ożywia zawsze akcję. Na koniec jeszcze pytanie, czy mogłabyś dać trochę więcej opisów wyglądu bohaterów i miejsc akcji? Bez tego jakoś nie potrafię wejść w świat opowiadania i na prawdę się wciągnąć :(
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia na maturze i weny w pisaniu ;*
Twoja nowa fanka \(^_^)/
Dziękuję, na pewno zwrócę większą uwagę na składnię zdań, bo jednak wiem, że gdy wracam do rozdziału po jakimś czasie, ta składnia jest pomieszana. :) Co do poprawności językowej — możesz mi podać przykład takich błędów, bym na przyszłość wiedziała jakich nie popełniać?
UsuńCo do opisów; wydaje mi się, że każdy ma swój styl, jedni wolą pisać dialogi, drugim radość sprawia pisanie opisów, ja należę do grona tych drugich. Mam taki gust i raczej tego nie zmienię. :) Betę mam, ostatnich dwóch rozdziałów nie mogła sprawdzić, ale już jej wysłałam, więc na dniach wstawię poprawiony tekst. Na pewno się postaram wzbogacić opisy o wygląd miejsca akcji, co do bohaterów — już to opisywałam i nie widzę zbytnio potrzeby, by robić to co chwilę, ale postaram się i takie opisy zamieszczać. ;)
Dziękuję, przyda się!
M.
Z językowych błędów takie które bardzo zapadły mi w pamięć to (jakoś tak w pierwszym rozdziale) źle odmieniony rzeczownik płatki, zamiast "płatków" było "płatek". Drugim błędem zapamiętanym przeze mnie jest używanie przysłówka "ówcześnie" jako synonimu "uprzednio". Jest to niestety bardzo popularny błąd, nie tylko na Twoim blogu. Ówczesny oznacza istniejący w czasach, o których była mowa, natomiast uprzedni to taki, który miał miejsce wcześniej, przed czymś.
UsuńWięcej nie zapamiętałam ale jeszcze coś tam było. Jak będę miała chwilę to przeczytam kilka rozdziałów raz jeszcze i zwrócę na to większą uwagę ;)
Mam nadzieję, że nie uznałaś mnie za niemiłą. Staram się tylko udzielić konstruktywnej krytyki :)
Tak, rzeczywiście było to w pierwszym rozdziale, zagapienie moje i mojej bety, a teraz po prostu nie wracam do tak odległych rozdziałów. ;) Hm, dziękuję za wskazanie tego błędu, na pewno zagłębię się w znaczenie i używanie tego słowa.
UsuńM.
Witam, witam i o zdrowie pytam!
OdpowiedzUsuńA kto to, kto to się odzywa? A no cóż, córka marnotrawna, która pojawia się i znika z blogowego świata. Tak jest, to Ana M. :) Kajam się i kłaniam nisko, że znikam tak co chwila.
Ale dość zbędnej gatki, czas na konkrety... Hm, więc tak: nie wiem, czy powinnam Ci pogratulować, że udaje Ci się wzbudzić we mnie tak wielką ciekawość, że wciąż tu zaglądam (chcęwięcej,chcęwięcej, chcęwięcej), czy kopnąć Cię w cztery litery. Twoje opowiadanie ma tylko jedną wadę, a mianowicie - nicsięniedziejizm. Ja wiem, kiedyś mi mówiłaś, ile ma być tych rozdziałów i w ogóle... Ale to już jest okrutne, wiesz? A nie posądzam Cię o okrucieństwo, więc... zlitujże się, dobra kobieto!
Na dodatek, powiem Ci, o wiele bardziej lubię Twojego Dracona niż Hermionę. Jest taka... irytująca, męcząca, taka sierotkowata, mimo że jest silną i odpowiedzialną mamą. Nie wiem, czy to ma sens, ale w końcu na Dracona może podrzeć się Megan, a na Hermionę? Nie ma kto, więc ja muszę to zrobić, bo inaczej nigdy nie weźmie się w garść, a tylko straci Dracona. ;_;
Kochana M., życzę Ci duużo weny, powodzenia i mam nadzieję, że jeszcze nie raz spotkamy się w blogowym świecie. Przypomnij o sobie od czas do czasu! :D
Najcieplejsze pozdrowionka,
Ana M.
Hejka:-) Kiedy nowy rozdzialik? Zaraz luty się skończy... :-( Czekam niecierpliwie
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Kate
Miał pojawić się w ferie, ale przeżyłam śmierć bliskiej mi osoby i niestety przez większość czasu nie byłam w stanie nic napisać. Teraz się zbieram i mam nadzieję, że w pierwszym tygodniu marca się pojawi. (:
UsuńM.
A KTO TU MA TAKI ŁADNY SZABLON?
OdpowiedzUsuńKiedy będzie kolejny rozdział? :)
OdpowiedzUsuńW tym tygodniu mam rekolekcje i mimo że mam już praktycznie zawalony cały wolny czas, postaram się w nie dokończyć rozdział. Niestety matura coraz bliżej i bardzo trudno mi znaleźć go na tyle, by ten rozdział wreszcie dokończyć. :( Ale postaram się jak najszybciej!
OdpowiedzUsuńM.
Zostałaś nominowana do zabawy pt. "Trzynaście rzeczy, które kocham". Więcej informacji na moim blogu: whoreadsbooks-livestwice.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPS Rozdział cuuudo ♥
Zapraszam też do mnie :)
Wesołych świąt :D
A.M.
Genialny rozdział. Na szczęście Sophie się poprawia a to dobrze. Myślę, że Hogwart to dobre miejsce dla nich wszystkich. Liczę, że taki powrót do przeszłości pomoże wszystkim w uporządkowaniu swojego życia. PO cichu też liczę, że Draco i Hermiona właśnie w tym miejscu dojdą do ładu z uczuciami i nastąpi jakiś przełom w ich relacjach. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńLa Catrina
Genialny rozdział. Na szczęście Sophie się poprawia a to dobrze. Myślę, że Hogwart to dobre miejsce dla nich wszystkich. Liczę, że taki powrót do przeszłości pomoże wszystkim w uporządkowaniu swojego życia. PO cichu też liczę, że Draco i Hermiona właśnie w tym miejscu dojdą do ładu z uczuciami i nastąpi jakiś przełom w ich relacjach. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńLa Catrina
Jakieś tam drobne błędy się znalazły, ale - serio - kto by się przejmował. :) Ja na pewno nie, bo Twoje pisanie przykuwa mnie do fotela i nie puszcza.
OdpowiedzUsuńPrzepiękny fragment o Wigilii (zdecydowanie powinnam czytać to na bieżąco, no ale... życie :c). Wprowadził taki cudowny nastrój, ciepło się na serduchu zrobiło. Biorąc pod uwagę rozmiar smutnych i złych wydarzeń w tej historii, takie wspomnienia z sielankowych czasów to miód. :)
I rozumiem też trochę Malfoya. Ułożył sobie życie, z dala od magicznego świata, a tutaj jednak los płata figle. Przychodzi Hermiona i znów zaczyna się wszystko walić. Bardzo naturalne są ich zachowania. Zrozumiałe. Hermiony też, można choć w małej części poczuć, co może przeżywać, jak rozchwiana jest emocjonalnie.
Zaczynam doceniać obecność Harry'ego w tej historii. Myślę, że właśnie taki przyjaciel bardzo się Granger przyda.
Nadal bardzo lubię to opowiadanie. :)
Pozdrawiam ciepło! :)
#MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki
OdpowiedzUsuńOch, te kłótnie między Draco a Hermioną są takie wymowne. Oboje udają twardych i chcą postawić na swoim, ale chyba powoli zaczynają rozumieć, co tu się wyprawia...
Wspomnienie ze świąt takie urocze. Kocham Boże Narodzenie, więc jestem pod wrażeniem tej sceny, a szczególnie radości Sophie.
Megan jest dla mnie zagadką. Wydaje się idealną kobietą, ale czy to nie złudzenie? Tego dowiemy się pewnie niedługo
Na bloga trafiłam dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”.