Kap, kap, kap…
Deszcz padający za oknem obijał
się o parapet, wydając ciche dźwięki. Niebo zostało zasnute przez ciemne
chmury, zupełnie tak, jakby pogoda dostosowała się do obecnej sytuacji. Słońce
schowało się gdzieś za horyzontem, ustępując miejsca księżycowi, jednak miałam
wrażenie, że promienie słoneczne już nigdy się nie pojawią; mrok zasłonił cały
mój świat. Żadna gwiazda nie świeciła, wszystkie się skryły — gdybym mogła,
zachowałabym się tak samo. Schowałabym się w najciemniejszym zakątku
świata, objęła ramionami, dając sobie choć minimalne poczucie bezpieczeństwa
i siedziałabym tam, dopóki wszystko samo się nie naprawiło, jak w prawdziwej
bajce. Bajki jednak nie istniały, były fikcją, a to, co działo się teraz,
było aż nazbyt realne.
Sophie leżała na szpitalnym
łóżku, nienaturalnie blada. Kroplówka, do jakiej była podłączona, dostarczała
potrzebnych jej składników. Było źle, a ja pomyślałam, że pragnienie
zniknięcia z tego świata jeszcze nigdy nie było tak kuszące. Łzy już nie
płynęły, zabrakło ich niedługo po tym, gdy weszłam do tej sali. Albo mi się
wydawało i nie potrafiłam już więcej płakać, jakby organizm sam się przed
tym bronił.
Stałam przy oknie, opierając
się o parapet. Od dwóch godzin chodziłam po pokoju, musiałam w jakiś
sposób rozładować napięcie, które zaczęło mnie dobijać. Chciałam wykrzyczeć
wszystko, co leżało mi na sercu, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk.
Cisza nadal była ciszą, tak straszną i ciążącą mi. Harry siedział na
krześle, prawie przysypiając. Był zmęczony, widziałam to po jego postawie,
jednak nie chciał mnie zostawić, za co byłam mu ogromnie wdzięczna. W tej
trudnej chwili był ze mną, kiedy potrzebowałam jego obecności tak, jak każdy
potrzebuje zaczerpnąć kolejnego oddechu, by
po prostu żyć. Pociągnęłam nosem,
przemieszczając się z powrotem na drugi koniec sali. Intensywnie
myślałam, w mojej głowie przewijało się milion myśli naraz, a ja nie
wiedziałam już na czym powinnam się najbardziej skupić. Przetarłam oczy dłońmi,
przegryzając wargę. Wiedziałam, że muszę wyjść, potrzebowałam choć odrobiny
świeżego powietrza… Przede mną była długa noc i jeszcze dłuższe czekanie.
Zerknęłam na Harry’ego — zdawałam sobie sprawę, że mam mu wiele do
wytłumaczenia i w końcu ten czas, prędzej czy później, nadejdzie. Teraz
jednak chciałam odwlec tę sprawę jak najbardziej się dało, musiałam odpowiednio
przygotować się do takiej rozmowy, a teraz przygotowanie do niej nie miało
sensu; moje myśli tak czy inaczej byłyby skupione tylko i wyłącznie na
Sophie.
— Harry, nie musisz… —
zaczęłam, stając niedaleko mężczyzny. Usłyszawszy mój głos, uniósł głowę. Jego
oczy były zmęczone, zasnute delikatną mgiełką, jakbym dopiero co wybudziła go
ze snu. Przez chwilę przypatrywał mi się nieprzytomnym wzrokiem, sprawiając
wrażenie zamyślonego; może zastanawiał się, czy to wszystko nie jest fikcją,
a obecne zdarzenia zwykłym snem? — Nie musisz ze mną zostawać, dużo przez
te wszystkie lata się zmieniło i, wybacz, ale chyba po prostu nie zasługuję na
twoją przyjaźń — wyszeptałam przez zaciśnięte wargi. Wcale nie chciałam tego
mówić, ale minęło zbyt dużo czasu, by wszystko pozostało takie samo, jak przed
laty. Straciłam jego zaufanie, dobrze to wiedziałam, w końcu zniknęłam bez
żadnego słowa, nie zdobywając się na jakiekolwiek wytłumaczenie. Nie byłam
warta jego czasu, tak przynajmniej uważałam.
— Nie pleć bzdur, dopiero co
cię odnalazłem, a ty chcesz znowu zniknąć? Przepraszam, Hermiono, ale nie
mogę po raz kolejny na to pozwolić. Owszem, dużo się zmieniło, ale przyjaźń
pozostała, zbyt wiele razem przeszliśmy — powiedział; nawet nie miałam odwagi,
aby mu przerwać. W zamian wpatrywałam się uparcie w swoje dłonie. Bałam
się, że Harry zobaczy w moich oczach czające się łzy. Nie oczekiwałam, iż
ze mną zostanie, nie mogłam tego od niego żądać, jednak mimo wszystko nie
odszedł. — Idź, Hermiono, się przewietrzyć. Dobrze ci to zrobi.
Nie musiał powtarzać mi dwukrotnie.
Kiwnęłam głową na znak, że dobrze, wyjdę, bo jest mi to rzeczywiście potrzebne.
Ostatni raz spojrzałam na Sophie i wyszłam z sali jak najciszej, zamykając
za sobą drzwi. W pierwszej chwili nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.
Pragnienie wyjścia z pomieszczenia było przed momentem tak ogromne,
a teraz jedyne czego chciałam, to wrócić tam z powrotem. Westchnęłam
i ruszyłam w stronę wyjścia. Byłam pewna, iż świeże powietrze
przyniesie mi teraz ulgę. Nawet nie wiedziałam, która jest godzina, chociaż
miałam wrażenie, że spędziłam tutaj już całą wieczność. W drzwiach wyjściowych
minęłam mężczyznę, jednak zupełnie nie zwróciłam na niego uwagi, mimo trącenia
go ramieniem. Niemal biegiem wypadłam na zewnątrz. Zimne powietrze uderzyło
mnie w twarz; dłonie jakby mechanicznie zaczęły się trząść. Czułam strach,
bo po raz pierwszy bałam się tak bardzo, że chciałam od tego wszystkiego uciec.
Stałam na środku chodnika, bez żadnego ciepłego odzienia; dreszcze pojawiły się
na skórze, a ciało zaczęło drżeć. Przymknęłam oczy na jedną krótką chwilę
— otworzyłam je, kiedy usłyszałam podjeżdżający gdzieś niedaleko mnie samochód.
Skupiłam więc wzrok na nim, próbując oderwać myśli od bolesnej rzeczywistości.
Od razu rozpoznałam auto, a moje przypuszczenia okazały się słuszne, kiedy
z pojazdu wysiadł Malfoy. Początkowo mnie nie zauważył, dopiero gdy
ruszył w stronę szpitala, na jego twarzy przez sekundę można było dostrzec
zdziwienie. Zdziwienie, które wraz z kolejną sekundą, przerodziło się
w zwykłą obojętność, tak często widzianą na jego twarzy. W końcu
przeszedł obok mnie, jakby zupełnie mnie nie zauważył lub zignorował, nie mając
ochoty na jakąkolwiek rozmowę. Z odrobiną żalu zacisnęłam wargi obiecując
sobie, że więcej takie sytuacje, jak ta dzisiejsza, nie będą miały miejsca.
Chłodna obojętność — to jedyne co powinno być między nami – i nic więcej.
Fakt, że leczył moją córkę, już i tak był dostatecznie dziwny.
Nagle usłyszałam gdzieś
niedaleko za mną jego głos. Cichy, ale zarazem zimny, porażający
i niepozwalający ruszyć się z miejsca.
— Granger, musimy chwilowo
przerwać chemioterapię.
Wypowiedziane słowa zawisły
w przestrzeni między nami. Cisza swoim dźwiękiem boleśnie raniła każdą
cząstkę duszy, zabierając zdolność oddychania. Wszystko straciło sens
w jedną sekundę, wszystko zostało bezpowrotnie zburzone. Wolno odwróciłam
się w stronę mężczyzny, rzucając w jego stronę nieme pytanie: „Co?”.
Analizowałam wypowiedziane przez niego zdanie, ale nie potrafiłam znaleźć
w nim sensu. Wydawało mi się sztuczne i nieprawdziwe. Przerwać…
chemioterapię… przerwać chemioterapię… chemioterapię przerwać… Pokiwałam przecząco głową, próbując wywrzeć na nim
zmianę decyzji, jednak on stał niewzruszony, z rękami wsuniętymi
w kieszenie spodni. Jego postawa tak bardzo mnie denerwowała; był
zdecydowanie zbyt spokojny, opanowany, jak na sytuację, w której się
znalazłam. Nie oczekiwałam żadnego współczucia, miał zachować się jak lekarz,
miał nie być już więcej nieczułym dupkiem… Nie chciałam przecież wiele.
— Słucham? — Cichy dźwięk
wydobył się z mojego gardła; tak cichy, że miałam wrażenie, iż tylko ja
go słyszę. Koszmar trwał nadal, przedstawienie jeszcze się nie skończyło,
aktorzy dopiero co weszli na scenę.
Przez długi czas Malfoy nic nie
odpowiadał. Zastanawiałam się, czy oby na pewno mnie usłyszał. Przestąpiłam
z nogi na nogi, przegryzłam wnętrze policzka i jeszcze raz, z
większą mocą, powtórzyłam pytanie. Teraz nie miałam żadnych wątpliwości,
pozostało mi czekać na odpowiedź.
— Jej wyniki znacznie się
pogorszyły. W laboratorium musieli popełnić jakiś błąd, bo to niemożliwe,
by wszystko nagle spadło. Gdy wszystko wróci do normy, wrócimy do leczenia, ale
na razie… Trzeba przeczekać, Granger.
— Miałeś… miałeś jej pomóc,
a teraz ona leży tam, a przecież jeszcze kilka godzin temu się śmiała
i normalnie bawiła. Wszystko szło dobrze, nie wierzę, że nagle to runęło,
nie wierzę i nigdy nie uwierzę. Masz wejść do środka i jej pomóc, nie
wiem jak, ale masz coś zrobić — powiedziałam nadzwyczaj spokojnie, chociaż sama
już nie wierzyłam w to, co mówię. Jeszcze chwilę stałam w miejscu,
a nasze oczy toczyły zażartą walkę, żadne nie chciało przegrać.
W końcu opuściłam wzrok,
jednak nie czułam się przegrana, miałam wrażenie, że coś zyskałam przez tę
krótką wymianę zdań. Satysfakcję, krótkotrwałą ulgę…? Nie potrafiłam dokładnie
określić.
Minęłam Malfoya i weszłam
z powrotem do wnętrza szpitala. Wcześniejsza chęć zaczerpnięcia świeżego
powietrza odeszła i chciałam znowu znaleźć się w małej salce, przy
mojej kruszynce. Jej szczęście było dla mnie najważniejsze — to, co czułam
w tym momencie nie było dla mnie ważne.
Było zimno, tak bardzo zimno,
że miałam wrażenie, iż chłód zamraża każdą cząstkę mnie, która jeszcze
pozostała. Czułam się w środku pusta, może dlatego, że zatrzymałam
w sobie kolejną falę łez, nie chcąc, by ktokolwiek je zobaczył. Zanim mogłam
wrócić do pokoju, musiałam się uspokoić i wrócić silniejsza, taka przecież
zawsze byłam. Odważna Gryfonka, dzielnie stawiająca czoło Voldemortowi,
niebojąca się niczego; tego ludzie wymagali, taką stworzyli Hermionę Granger,
a ja musiałam się dopasować do tego wzorca. Tak wypadało i tak się
zachowywałam. Jednak kiedy gra toczy się o coś więcej, kiedy na scenę
wchodzi niebezpieczeństwo, czyhające na własne dziecko, wszystko się zmienia i człowiek
nie potrafi zachowywać się tak, jak wcześniej. Gdzieś w środku samego
siebie wszystko się buntuje, skręca, nie pozwala prawidłowo funkcjonować.
Wszystko jest inne, a świat, jaki widzimy, nagle przyjmuje szare barwy.
I wcale nie jest taki piękny, jak kilkanaście lat temu obiecała babcia.
Weszłam do szpitalnej łazienki,
trzaskając drzwiami. Zapach tego miejsca nie był szczególnie przyjemny, wręcz
odrzucający, bo miałam świadomość gdzie jestem. Stanęłam tuż przy ścianie,
opierając o nią głowę. Przez dłuższy czas wpatrywałam się w swoje
odbicie; odbicie mnie, której już nie poznawałam. Przez jeden wieczór wszystko
tak gwałtownie się zmieniło — kobieta, którą byłam tego wieczora, gdy przyszedł
do nas Malfoy, bezpowrotnie odeszła. Wróciła za to zagubiona dziewczyna, jakby tak
naprawdę nigdy nie zniknęła. Moja malutka córeczka, moja Sophie, moja, moja,
moja…
Odepchnęłam się od ściany,
podchodząc do umywalki. Oparłam dłonie o lustro. Tak bardzo chciałam
w tym jednym momencie wyżyć się na… czymkolwiek, potrzebowałam dać ujścia
emocjom, które tłamsiły mnie od środka. Ostatecznie zrezygnowałam i
w zamian za to zacisnęłam zęby i odepchnęłam się do tyłu. Mrok
nastąpił nie tylko na zewnątrz, ale też w środku mnie. Teraz pozostawało
mi jedynie czekanie, aż słońce z powrotem wróci, a wraz z nim
— nadzieja.
Świt nastał szybciej, niż
początkowo się spodziewałam. Nic tak bardzo mnie nie cieszyło, jak promienie
słońca przedostające się przez okna i padające na moją twarz. Po
dzisiejszej nocy byłam wyjątkowo zmęczona; spanie na krześle nie było zbyt
przyjemne, przynajmniej dla mojego kręgosłupa. W środku nocy przyszły
pielęgniarki i, nie uznając słów sprzeciwu, niemal siłą wyciągnęły mnie z
sali, w której przebywała Sophie. Nie mogłam jednak wrócić do domu, nie
chciałam tam być sama, w ciszy, okropnej i przerażającej, kiedy moje
dziecko leżało tutaj. Nie byłabym dobrą matką, gdybym tak postąpiła.
W mojej głowie ciągle huczał głos Malfoya, mówiącego, że trzeba przerwać
chemioterapię. Wydawało mi się to tak nieprawdopodobne, jakby wczorajszy
wieczór wcale nie miał miejsca, a był jedynie dziwnym wybrykiem mojej
wyobraźni. Przecież to było niemożliwe... Za nami były dopiero dwie
chemioterapie, a już coś złego zaczynało się dziać. Sama nie byłam pewna,
czy stać mnie na tak ciężką walkę i czy jej podołam. Zaczynało brakować mi
sił, zarówno psychicznie, jak i fizycznie.
— Miałaś jechać do domu,
Hermiono, a nie spać na korytarzu. — Usłyszałam głos Harry’ego.
Leniwie uniosłam powieki ku
górze; mężczyzna stał nade mną, trzymając w dłoniach dwa kubki z
kawą. Podał mi jeden z nich, siadając po chwili na krześle obok.
Zbliżyłam kubek z ciemną cieczą, a do moich nozdrzy dotarł jej
przyjemny zapach. Już sama woń nieco mnie ożywiła, a gdy przez moje gardło
przepłynął pierwszy łyk, poczułam się jak nowo narodzona. Nie byłam do końca
pewna, czy dała mi to kawa czy obecność mojego najlepszego przyjaciela, tu,
przy mnie, kiedy moje życie zaczynało powoli się burzyć. Spojrzałam na
Harry’ego i dostrzegłam, że oczekuje odpowiedzi, patrząc na mnie
niecierpliwie. Blizna na jego czole już nie była tak widoczna, jedynie z
bliska można było ją dostrzec, a i tak trzeba było się mocno wysilić.
— Chyba nie myślisz, że
zostawiłabym Sophie samą? Nigdy w życiu, Harry — powiedziałam zupełnie
spokojnym głosem. Mój wzrok z powrotem powędrował na kubek trzymany
w dłoniach. Harry zostawił mnie w nocy, a raczej to ja go
zostawiłam, każąc iść do hotelu, mimo że wcale tego nie chciałam. Potrzebowałam
jego obecności, ale troska o niego była ważniejsza i to ostatecznie
wygrało.
— Zawsze byłaś i już chyba
zawsze będziesz uparta… Jak już coś postanowisz to będziesz do tego dążyć,
choćbyś miała nie wiadomo co zrobić. — Pokiwałam głową, zgadzając się z
nim.
Zapadła między nami cisza; ja
bałam się mówić, a on obawiał się, że powie za dużo. Swój wzrok wbiłam
w kubek z kawą. Moje myśli błądziły wokół Sophie, szczerej rozmowy
z Harrym, którą i tak prędzej czy później musiałam odbyć, i wokół… Malfoya, co już mnie przerażało. Wbrew siebie zastanawiałam się gdzie jest i czy w końcu się pojawi, czy będzie chciał nadal leczyć moją córkę. Podarowałam mu zaufanie, bez którego nic by nie wyszło — teraz oboje musieliśmy się postarać, by nie dopuścić do jego utraty. Przerwanie chemioterapii, o czym mówił Draco poprzedniego wieczoru, przeraziło mnie. Dopiero po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że Draco Malfoy jest lekarzem, który ma uratować życie mojej córki, w końcu po to oni są, mają ratować życie ludziom… I delikatny płomień nadziei na powrót zatlił się w moim sercu.
z Harrym, którą i tak prędzej czy później musiałam odbyć, i wokół… Malfoya, co już mnie przerażało. Wbrew siebie zastanawiałam się gdzie jest i czy w końcu się pojawi, czy będzie chciał nadal leczyć moją córkę. Podarowałam mu zaufanie, bez którego nic by nie wyszło — teraz oboje musieliśmy się postarać, by nie dopuścić do jego utraty. Przerwanie chemioterapii, o czym mówił Draco poprzedniego wieczoru, przeraziło mnie. Dopiero po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że Draco Malfoy jest lekarzem, który ma uratować życie mojej córki, w końcu po to oni są, mają ratować życie ludziom… I delikatny płomień nadziei na powrót zatlił się w moim sercu.
— Chodź, zjesz śniadanie,
a potem z powrotem tu wrócisz — powiedział Harry, wstając z
krzesła i wyciągając w moją stronę swoją dłoń.
Spojrzałam na niego nieco
zaskoczona; myślałam, że jednak coś przez te kilka lat nieodwracalnie się
zmieniło i nie będzie już w naszej znajomości takiej zażyłości, jaka
była we wcześniejszych latach. Niepewna, ujęłam dłoń przyjaciela i razem
ruszyliśmy w stronę kawiarenki. To był ten czas, w którym musiałam
zacząć rozmowę, wyjaśnić, czemu zachowałam się tak, jak się zachowałam. Nie
potrafiłam do końca ułożyć słów w głowie, a co dopiero wszystko
opowiedzieć. Czekało mnie trudne zadanie, jednak, jak na prawdziwą Gryfonkę
przystało, zamierzałam podjąć ryzyko, niezależnie od konsekwencji.
Weszliśmy do baru; jedna
z kelnerek, którą nawet kojarzyłam z wyglądu, uśmiechnęła się
ciepło w moją stronę. Nawet nie próbowałam sobie wyobrazić jak wiele razy
musiała oglądać cierpienie innych ludzi — w końcu to tutaj, często na jej
oczach, rozgrywały się największe dramaty. Harry szedł pierwszy, a ja
posłusznie podążałam za nim. Mimo że kawiarenka została dopiero co otwarta,
część stolików była już zajęta. Od wczesnych godzin rodziny przesiadywały,
czekając na… cokolwiek, jakieś informacje, które w pewnym stopniu
podbudują i pokażą jakieś dobre rozwiązania. Szliśmy między stolikami,
szukając wolnego miejsca. Większość miejsc była zajęta przez pojedyncze osoby,
dlatego tak ciężko było coś znaleźć.
Błądziłam wzrokiem po całej
kawiarence, aż w końcu napotkałam inne spojrzenie… spojrzenie Malfoya. Od
poprzedniej nocy, kiedy wyznał mi, że trzeba przerwać chemioterapię, nigdzie go
nie widziałam, zniknął. Teraz siedział przy stoliku, rozmawiając z jakąś
kobietą. Kontakt wzrokowy po chwili się urwał, on wrócił jak gdyby nigdy nic do
dalszej konwersacji, a ja nadal w myślach słyszałam jego słowa.
Wiedziałam, że wczorajszego wieczora, gdy przyszedł do nas, do mnie i Sophie,
na kolację, zbyt wiele się wydarzyło między mną a nim. Dotyk rąk, cisza,
która była między nami i kilka niepotrzebnych słów…
Harry odsunął przede mną
krzesło i poczekał, aż zajmę swoje miejsce. Sam nie usiadł,
a podszedł do baru i zamówił coś do jedzenia, nawet nie pytając mnie
o zdanie. Nie chciałam nic jeść, jedyne czego pragnęłam, to wrócić do
Sophie i być przy niej, dopóki się nie obudzi. Minęło kilka minut, gdy
wrócił Harry, niosąc talerze ze śniadaniem. Postawił przede mną naleśniki
i filiżankę z herbatą. Spojrzałam na danie krytycznym wzrokiem, po
czym cicho westchnęłam. Ciężko było mi cokolwiek przełknąć, ale widząc wzrok
Harry’ego, bez żadnego protestu wzięłam do rąk sztućce i powoli zaczęłam
jeść.
— Hermiono, wytłumaczysz mi
w końcu co się stało? — zapytał nagle Harry. Przestałam jeść, chociaż
wzrok nadal miałam wbity w talerz. Myśli galopowały w mojej głowie,
słowa były rozproszone i trudno było mi je ułożyć w całość.
Otworzyłam usta, ale po chwili z powrotem je zamknęłam. Jak wytłumaczyć
całą sytuację, zniknięcie z ich życia? Jak znaleźć odpowiednie słowa,
kiedy nic nie przychodziło na myśl?
— Nie wiem, od czego zacząć —
powiedziałam cicho, unosząc wzrok, napotykając zielone, troskliwe oczy
Harry’ego. Patrzył na mnie ze zrozumieniem, ale i niecierpliwością.
Wiedziałam, że mnie nie pospiesza, dał mi dużo czasu, abym wszystko przemyślała
i byłam mu za to wdzięczna. Gdzieś we mnie pojawiła się chęć głośnego
zapłakania. — Zaszłam w ciążę, chciałam oszczędzić wszystkim kłopotu, więc
postanowiłam zniknąć z waszego życia. Nie ma w tym żadnej wielkiej
filozofii, Harry. Nie chciałam być dla nikogo ciężarem, uznałam, że lepszą
opcją będzie oddalenie się od wszystkich i zaczęcie życia od nowa, bez
całego ciężaru, który musiałam za sobą wlec… To nie była dla mnie łatwa
decyzja, wręcz przeciwnie, kilkanaście razy myślałam o tym, czy nie
zrezygnować i wrócić do was, ale miałam nadzieję, że ułożyliście sobie
życie na nowo, beze mnie — mówiłam, zapominając o oddychaniu.
— Myślałaś, że ja, Ron czy
nawet Ginny, jesteśmy w stanie żyć bez naszej najlepszej przyjaciółki?
Tyle poświęciłaś dla nas przez te wszystkie lata i wydawało ci się, że
możemy ułożyć sobie życie bez ciebie? Hermiono… — Westchnął Harry, zdejmując
swoje okulary i przecierając szkła rogiem koszulki. Wyraz jego twarzy
wyrażał ogromną dekoncentrację. — Zupełnie nie rozumiem, czemu nie wierzyłaś
w naszą przyjaźń, szczególnie patrząc na to, ile razem w Hogwarcie
przeszliśmy.
Nastała między nami cisza.
Wstydziłam się tego, że tak bardzo wystawiłam na próbę zaufanie, jakie
budowaliśmy przez te wszystkie lata, a ja przez jedną chwilę wszystko
zburzyłam. Nie mówiłam nic, bo zwyczajnie nie wiedziałam co powiedzieć. Pragnęłam
uciec; ale po raz kolejny wykazałabym się tchórzostwem. Teraz nie miałam już
żadnego wyjścia, było po wszystkim. Mogłam jedynie brnąć w to dalej. Kątem
oka dostrzegłam, że Draco wychodzi z pomieszczenia w towarzystwie
nieznajomej mi kobiety. Zamyślenie trwało jedynie krótki moment, ponieważ po
chwili z powrotem wróciłam na ziemię, do Harry’ego.
— Co zamierzasz dalej zrobić? —
zapytał, przerywając milczenie.
— Na razie… Na razie, tak
przynajmniej powiedział Malfoy, trzeba przerwać chemioterapię, unormować
wszystkie wyniki badań i będzie można zacząć ją od nowa. A kiedy
Sophie wyzdrowieje i wszystko będzie układało się coraz lepiej, wrócimy do
Londynu i będziemy dalej razem żyły… tak jak przedtem. Nic nadzwyczajnego,
czeka nas proste, ale jednak dobre życie. Wszystko przecież się ułoży —
szepnęłam bardziej do siebie, niż do mojego przyjaciela.
Pokiwał ze zrozumieniem głową
i napił się trochę swojej kawy, od razu się krzywiąc. Zaśmiałam się cicho
na ten widok; odkąd sięgałam pamięcią, Harry nigdy nie lubił kawy i pił ją
tylko w przymusowych momentach, kiedy nie był już zdolny prawidłowo
funkcjonować. Mężczyzna spojrzał na mnie, po czym również się uśmiechnął,
i przez ten moment wszystko było dobrze, niczego mi nie brakowało.
— Nie ma innego wyjścia. Ale…
jesteś pewna, że Malfoy, ten Malfoy, który uprzykrzał nam życie przez lata
nauki w Hogwarcie, będzie dla małej dobrym… lekarzem? A poza tym nie
lepiej znaleźć jakąś dobrą klinikę, gdzieś bliżej domu, to nie byłoby prostsze?
— Mój dom jest tam, gdzie jest
Sophie, Harry, nie wyobrażam sobie być w tej chwili gdzie indziej. Nie bez
powodu to właśnie to miejsce zostało mi polecone i jeśli to Malfoy miał
leczyć moją córkę... Może coś w tym jest i dzieje się tak nie bez
przyczyny? Na razie najważniejsze jest dla mnie to, żeby Sophie wyzdrowiała,
wybudziła się, a chemioterapia zadziałała, to moje aktualne cele. Nie wiem
co będzie potem, ale dam radę, choćby nie wiem co musiała zrobić. —
Uśmiechnęłam się delikatnie, a jednocześnie pewnie. Nie było teraz miejsca
na smutek, pozostała determinacja i wola walki. — Jedź do hotelu, Harry,
nie musisz tu ze mną być, jesteś na pewno zmęczony. Odpocznij. Ja w tym
czasie muszę się wszystkiego dowiedzieć, no i może wreszcie pozwolą mi
wejść do Sophie.
Mężczyzna w odpowiedzi
kiwnął twierdząco głową na znak, że dobrze, mogę iść, a on zrobi tak, jak
powiedziałam. Skierowałam się w stronę wyjścia, omijając stoliki. Zanim
wyszłam, zapłaciłam za swoje i Harry’ego śniadanie — wiedziałam, iż będzie
zły, ale chciałam już w choć minimalnym stopniu zacząć się mu odwdzięczać
za to, że przy mnie był.
Gdy znalazłam się już na
korytarzu, od razu ruszyłam w kierunku sali, w której leżała Sophie.
Miałam ogromną nadzieję, że mała będzie już siedziała, nawet marudząc
o niedobrym śniadaniu, lub o braku misia, którego przy sobie nie
miała. Już w pierwszej sekundzie, gdy zaczęłam dochodzić do owego pokoju,
coś mi nie pasowało. Zbyt wiele osób tam się znajdowało, dlatego od razu
zaczęły mnie nachodzić obawy. Przerażenie zdecydowanie wzrosło, kiedy zauważyłam
Malfoya rozmawiającego z innym lekarzem. Usiłując zachować zimną krew,
zrobiłam kilka kroków do przodu, znajdując się tym samym tuż przy obu
mężczyznach. Draco dopiero po chwili zdołał mnie dostrzec. Niezbyt delikatnie
złapał mnie za ramię i pociągnął w drugą stronę, jakby chcąc
odciągnąć od tego miejsca, na co ja zupełnie nie miałam ochoty. Wyszarpnęłam
się i spojrzałam na blondyna, mrużąc oczy. Nie wiedziałam, jakie myśli krążą po jego głowie, ale
w mojej panował istny huragan. Nie potrafiłam myśleć o Draco Malfoyu
w kategorii wroga i to przerażało mnie najbardziej. Wbrew własnym
przekonaniom, z moich ust wypłynęło zdanie, którego jeszcze nigdy tak
bardzo w późniejszych chwilach nie żałowałam.
— Zapomnij o wczorajszym
wieczorze… I ty, i ja, dobrze wiemy, że takie chwile nie powinny się
zdarzać; ty jesteś lekarzem, a ja matką twojej pacjentki, i na tym
etapie powinniśmy pozostać.
— Niczego nie było, więc tak
naprawdę nie mam, o czym zapominać, Granger — powiedział cichym, zimnym
głosem.
— Cieszę się, że się rozumiemy,
ogromna ulga — odparłam, nie stroniąc się od sarkazmu. — A teraz chcę
wejść do mojej córki.
Malfoy nie odpowiedział,
a jedynie przesunął się w bok, robiąc mi miejsce. Robił to z
ledwo widocznym ociągnięciem, przez co w mojej głowie zapaliła się
ostrzegawcza lampka, zaczęłam się martwić. Zrobiłam dwa kroki do przodu
i pchnęłam drzwi. Moje serce stanęło. Na jedną, krótką sekundę
nieświadomie wstrzymałam oddech, nie wiedząc, co się tak właściwie dzieje.
Łóżko, na którym wcześniej leżała Sophie, teraz było puste. Najgorsze koszmary
stały się realne.
Najpierw powiem Ci, że Cię uwielbiam, teraz mogę czytać !
OdpowiedzUsuńJest mi tak strasznie smutno, jak myślę o maluszku przykutym do łóżka. Bardzo smutne.
UsuńRozdział cudowny, Draco nie zawiódł, mam nadzieję, że w kolejnym ich relacja się zmieni, nabierze tempa. Harry jest dla mnie trochę szokiem.
Buziaki
K.
A ja chcę od razu przeprosić, że rozdział pojawił się z takim opóźnieniem. Chciałam się wyrobić w okolicach Twoich urodzin, ale nic z tego nie wyszło. :< Ale - spóźnione wszystkiego najlepszego, samych radości w życiu, i jak najpiękniejszych przyjaźni. :)
UsuńCieszę się, że rozdział w jakimś stopniu Ci się spodobał, mam nadzieję, że nie zawiodłam. :)
M.
Teraz czas znowu przypominać o rozdziale i mówić mile słowa ?
UsuńJesteś genialna autorką i chce nowy rozdział ❤❤❤❤
<3
UsuńJa na razie chcę jakoś zdać z fizyki, więc muszę przystopować z blogowaniem... Ale już wkrótce święta! Więc i znajdę trochę czasu na pisanie. Na razie mam matury próbne, więc możecie trzymać kciuki. :)
M.
A ja wciąż czekam, czasem warto się przypomnieć, że ktoś wchodzi i czatuje ❤
UsuńWiem, wiem, i to mi daje właśnie motywację do dalszego pisania! <3
UsuńFajny rozdział <3 Zakończnie mega, jestem ciekawa co się stało z Sophie i mam nadzieję, że wyjaśnisz dlaczego Harry się nagle zjawił ;) Czekam na kolejny rozdział <3
OdpowiedzUsuńDziękuję, bardzo się cieszę, że rozdział przypadł Ci do gustu. :)
UsuńM.
Trochę zdziwił mnie obrót akcji, jeśli chodzi o relacje Draco i Hermiony. Taki zwrot o 180 stopni. Co się dzieje z Sophie? Mam nadzieję, że wszystko im się ułoży.
OdpowiedzUsuńNo cóż nie pozostaje mi nic oprócz czekania. Tylko wtedy dowiem się jak potoczą się dalsze losy naszych bohaterów.
W takim razie życzę dużo weny, byś mogła jak najszybciej napisać następny rozdział!
Pozdrawiam!
Nie zapominajmy, że na wspólnej kolacji wydarzyło się między nimi więcej niż zwykle, więc w tym rozdziale miałam na celu pokazanie, że oboje się tego boją. Co będzie dalej? Tego już nawet sama ja nie wiem. Wszystko wychodzi podczas pisania.
UsuńDziękuję, na święta na pewno rozdział się pojawi. :) Wcześniej nie dam rady, mam zbyt dużo nauki, niestety. :)
M.
Z racji tego, że najprawdopodobniej mój komć zostanie usunięty przez osobę o ograniczonym światopoglądzie na piękno, postanowiłam napisać swoje wszystkie zażalenia właśnie tutaj, czopku (czopka kieruje do każdego, kto czyta mój komentarz - przestań, kolego/koleżanko, to nie jest miłe).
OdpowiedzUsuńWracając do rozdziału (który sprawdzałam, ale po co o tym wspomnieć, prawda? Za miło by było). To… Harry. Harry. I Harry. Cały czas widziałam swoją świnkę morską, gdy było w rozdziale jego imię. A mój świętej pamięci świniak nie lubił kawy, więc zrozum, to był dziwny widok.
Ech, dobrze, żarty na bok.
A więc, Harry jest w tym rozdziale najlepszym, co mnie mogło spotkać. Nie licząc Sophie, która chyba kipła, ale nie mam pewności, więc zostaje mi tylko Potter. Jest tutaj taki kanoniczny, że mam ochotę znowu go wepchnąć do komórki pod schodami. A to już kanoniczności na miano magicznego patyka.
Hermiona jest matką, a ja nie lubię dzieci, więc dobrze, że Hermiona nie jest dzieckiem. Ale Sophie jest dzieckiem, więc naturalna kolej rzeczy, iż za nią nie przepadam.
Daruję sobie pochlebstwa o opisach, które były majestatyczne i radowały moje znikome serce .
Na koniec zostawiam najlepsze - Draco. Żartowałam. Dupek jeden. Znaczy uwielbiam go, Hermionę też (mimo że jest spokrewniona z Sophie), ale w tym rozdziale jego rola była niewielka! I ograniczała się do siedzenia w kafejce z jakąś babą. No szlag mnie trafia, biorę sobie jego zdradę bardzo do siebie. ,,Zrozum".
Co tam jeszcze… Rozdział jest długi i sprawdzając go (TAK, TO JA SPRAWDZAŁAM), nie zauważyłam, że minęło już 7 stron. T a k, drogi czytelniku, siedem stron. Ja nie wiem. Te opisy były dobre, naprawdę. Niebanalne i mnie nie nudziły, więc… na to tak właściwie czekałam. Bardzo się cieszę z tego rozdziału. Nawet się od Ciebie uczę, bo piszesz przejrzyście i zrozumiale, (i masz tą głupią siatkę), z czym ja jeszcze muszę popracować.
(Mam nadzieję, że następny rozdział dodasz, jak myszka w twoim szablonie nie będzie ufajdana śniegiem).
Co by tu i tam jeszcze dodać… No wiesz, że mnie to się podoba i się niesamowicie wczuwam w czytanie twojego opowiadania, co jest naturalną koleją rzeczy, że jestem zachwycona. Mów sobie co chcesz, możesz mi nawet nie wierzyć, ale jestem salviom, więc twój głos się nie liczy. (Głos tych, którzy głosowali na PiS też nie powinien być brany pod uwagę, no ale to już moja subiektywna opinia… pomyśl, że ty jesteś to ,,i" między P a S, bo jesteś salviom). W każdym razie… Miłego wieczoru.
Zaczynam odpowiadać na Twój komentarz, ucząc się przy okazji fizyki, więc szanuj.
UsuńCZOPKU, jak się do Ciebie, koleżanko droga, zwrócę, Twój komentarz jest niezwykle miły i nie wiesz jaka jestem rada, iż mogę w tejże sekundzie na niego odpowiedzieć. Koleżanko droga, musisz sobie chyba wreszcie kupić okulary, gdyż ta informacja się pojawiła, więc przegrałaś, HAHAHA.
Sama kipłaś, a nie, Sophie mi ma niby kipnąć? Też coś!! Wara od Sophie. ;/ Czy Harry jest kanoniczny... Ja tam nie wiem, co mi przychodzi do głowy, jeśli chodzi o niego, to piszę, nawet się przy tym nie zastanawiam, czy będzie kanoniczny czy nie, ops.
Twoje rozumowanie... Przemilczę i przejdę do dalszej części tego, jakże miłego, komentarza, koleżanko droga. Opisy, tak, ma miłość, me serce i ma jedyna radość w trakcie mego żywota, o tak...
Nie zrozumiem. A moje serce dalej, bezustannie, krwawi...
JA NIE MAM ŻADNEJ SIATKI. -,- mogę mieć co najwyżej nerwicę, ale nie SIATKĘ. Żeś się uczepiła tej siatki, jak... nie powiem już co.
Stara, Twój komentarz jest najlepszy, wydrukuje go i pokaże moim dzieciom, twoim też pokaże, niech widzą jaka mamusia była przebojowa.
Sama jestes salviom, weź się. -,-
DZIENA za komciaka, kapucino.
M.
Cuuuudo *.*
OdpowiedzUsuńJeej, dziękuję. c:
UsuńM.
Cześć!
OdpowiedzUsuńUjawniam się! Czytałam już twoje wcześniejsze rozdziały, ale jakoś nie miałam czasu ich skomentować.Teraz chwila wolnego więc piszę.
Twój blog to...
Coś co mnie nakręca. Nakręca oczywiście pozytywnie. Mogę się tu troszeczkę odstresować. Osobiście przeżywam ciężkie chwile w gimnazjum i czytanie opowiadań mnie odstresuje. Masz bardzo fajny styl pisania. Powinnaś zastanowić się nad własną książką. Pisarze muszą się rozwijać.
Opowiadanie:
Historia jest inna.100%. Zakochałam się w tej małej kruszynce. Ogólnie lubię opowiadania z dziećmi. Hermiona jest dużo dojrzalsza tak jak Draco. Draco robi się kruchy! :) Nie sądziłam, że małe dziecko może go tak zmienić.
Rozdział...
Choroba to coś okropnego. Jednak trzeba wiedzieć, że życie nie jest proste, na tej drodze są zakręty, które trzeba pokonać. Ból, który odczuwa Hermiona musi być niesamowity i nikt nie zrozumie jej, dopóki nie będzie na jej miejscu. Dziecko, które musi tak cierpieć to straszne.
Draco i Hermiona ich relacje nigdy nie były świetnie więc można było się tego spodziewać.
Harry...Jakim cudem znalazł pannę Granger i z jakiego powodu akurat teraz? Rozumiem, że długo ją szukali, ale czemu teraz?
Musisz nam to wyjaśnić! :)
Bardzo lubię twoje opowiadanie!
Co mogę więcej powiedzieć? Czekam na następny a ten wypadł bardzo dobrze. Życzę Weny i zapraszam do siebie jakbyś miała ochotę http://szukam-milosci.blogspot.com/.
Pozdrawiam,
Beca
Witaj! Bardzo, ale to bardzo się cieszę, że postanowiłaś się ujawnić. Właśnie takie osoby jak Ty dodają mi skrzydeł i sprawiają, że coraz bardziej mi się chce tworzyć i tworzyć, i tworzyć... :) I oczywiście bardzo się cieszę,że moje opowiadanie wywarło na Tobie wrażenie. Co do książki - nie mówię nie, ale też nie mówię tak. Wiele mi brakuje, wiele muszę doszlifować, wiele muszę się nauczyć, więc może za kilka (naście) lat? ;) Ogólnie przedstawienie Draco, w moim opowiadaniu, jako lekarza, stawia go już w jaśniejszym świetle, więc to samo daje mu trochę innego charakteru. Na wszystkie pytania poznacie odpowiedź, obiecuję, będę już powoli wszystko prostować. :)
UsuńNa razie nie mam czasu wchodzić na inne blogi, ale oczywiście, będę o Twoim pamiętała, kiedy już trochę tego czasu znajdę. :)
Dziękuję bardzo za komentarz i również pozdrawiam!
M.
o jej, jak fajnie że dodałaś ten rozdział, tak bardzo czekałam. rozumiem że masz dużo zajęć, jak każdy w sumie, i tak super że jednak znalazłaś chwile i dodałaś coś :). Czekam na kolejny i życzę duużo weny! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za zrozumienie. :)
UsuńDziękuję, przyda się!
M.
O nie, czy córeczka Hermiony umarła, czy coś podobnego? Niee, nie potrafię uwierzyć w to, że możesz nam to zrobić! Jestem prawie pewna, że nie uśmiercisz tego dziecka, o niee, nie zranisz nas tak bardzo!
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na dalsze rozwinięcie i kolejny rozdział + Przy okazji zapraszam do siebie:
http://hermiona-i-draco-zrozumiec-milosc.blogspot.com/
Miłego dnia!
Co się stało z Sophie nie zdradzę, to już w kolejnym rozdziale. :)
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam. :)
M.
No wiesz jak mogłaś zakończyć w takim momencie?
OdpowiedzUsuńPowinnam cię poćwiartować lub zrobić coś gorszego. Sama nie wiem! Jeżeli zabiłaś Sophię osobiścię cię poćwiartuje. Zobaczysz sama. Widzę rówież że relacje Hermiony i Draco się nieco poluźniły. spodziewałam się, że coś między nimi się wydarzyć. Chociaż zawsze jest nadzieja. O to właśnie chodzi w tej historii. O nadzieję, że warto walczyć i wierzyć. Hermiona jest dla mnie cudownym przykładem silnej kobiety. Widać, że jest jej ciężko ale się stara. Idzie do przodu i broni wszystkich dla Sophie. Córeczka jest dla niej najważniejsza. Ciekawa jestem czy skoro Harry się pojawił planujesz pojawienie ojca malutkiej. I widać, że nie ufa do końca Draco. Nic dziwnego. O przeszłości zawsze ciężko zapomnieć.
Będę czekać na ciąg dalszy i pozdrawiam.
Aj, przepraszam, ale kończenie w takich momentach jest dla mnie normalnością, okrutna ja. :<
UsuńCieszę się, że tak postrzegasz moje opowiadanie, to naprawdę bardzo, bardzo miłe.
Dziękuję pięknie za komentarz i miłe słowa. ;)
M.
Uwielbiam taka tematyke gdyz jest jej malo. Draco jako ojciec to malo spotykany temat na Dramione. Zazwyczaj wszytko dzieje sie w szkole do tego w spolnym dormitorium. Czekalam z niecierpliwoscia na ten rozdzial. Obiecaj mi jedno... skoncz to opowiadanie. Angel
OdpowiedzUsuńDraco nie jest ojcem Sophie, jest nim Oliver Wood (rozdziały początkowe). :D Obiecuję, że skończę, nie lubię pozostawiać po sobie czegoś niedokończonego. Choćbym miała pisać Niewolników do końca życia - to, że ich skończe, jest dla mnie oczywiste, więc bez obaw. :)
UsuńDziękuję za komentarz!
M.
Tak tak wiem ale nie trudno sie domyślić że Draco będzi "zastępczym" tatusiem dla Sophie , chyba że się mylę. Pozostaje nam czekać na kolejne rozdziały. Pozdrawiam i życzę weny . Angel
UsuńA o tym w kolejnych rozdziałach. :)
UsuńM.
tyle czasu minęło od ostatniego rozdziału, zbyt dużo czasu...
OdpowiedzUsuńAle jest nowy rozdział i moje serce się raduje na możliwość przeczytania...
wprowadzenie Harrego było dobrym pomysłem, inaczej opowiadanie dzięki temu mogłaś poprowadzić i troszkę dodać dramaturgii
A to się ceni :)
rozdział świetny, choć szkoda małej, ale jest chora i gdyby zbyt szybko wyzdrowiała to było dziwne
czekam na następny
pozdrawiam
dramione-zyciepelneniespodzianek.blogspot.com
Niestety wiem, że te przerwy między rozdziałami są bardzo męczące, jednak nie jestem nic w stanie na to poradzić — przede mną matura i cały swój czas poświęcam nauce.
UsuńCieszę się, że rozdział Ci się spodobał! Bardzo dziękuję za komentarz. :)
M.
J E S T E Ś B O S K A !
OdpowiedzUsuńMalfoy tutaj taki... Zimny? Oschły? 'Stary'?
Tak... Zdał sobie sprawę z jednej, słusznej rzeczy i obwinia (?) Granger... Oni zaczęli coś do siebie czuć. Przeszłość im przeszkadza - w każdym calu. Boją się tego uczucia, boją się "co by było gdyby...". Ale...
Wszystko się ułoży ! Chyba, że jesteś fanką tragedii xD 16 dłuuugaśnych rozdziałów, gdzie buzibuzi-cmokcmok ? :P
Pozdrawiam, życzę weny,
KH.
Haha, bardzo dziękuję, cieszę się, że tak uważasz. :) Czy ja wiem, czy jest on zimny, oschły? Zależy kiedy i w stosunku do kogo. I tak, oczywiście, oboje się boją, co przyniesie im przyszłość. Buzibuzi-cmokcmok? U mnie trzeba na to troszkę poczekać. :)
UsuńDziękuję za komentarz!
M.
Ja chyba też muszę przeprosić. Praktycznie od września nie miałam na nic czasu. A już na blogowanie wcale. Ale powoli wychodzę na prostą. Byłaś dla mnie priorytetem bo najbardziej się wciągnęłam w Twoje opowiadanie, Także nadrabiam tutaj zaległości. Każdy rozdział przeczytałam i jakoś nie zauważyłam obniżki Twojej formy. Piszesz coraz lepiej, zawsze potrafisz czymś zaskoczyć czytelnika a to w dzisiejszym świecie blogów bardzo się ceni.
OdpowiedzUsuńDlaczego uważasz, że pierwsze rozdziały są kiepskie? Wcale nie. Każdy z nas się rozwija i Ty też rozwinęłaś swoje umiejętności pisarskie. Z każdym rozdziałem jest coraz lepiej.
Co do rozdziału. Pozytywne zaskoczenie. Mało Malfoy'a a jak się już pojawił to był strasznie oschły, ale to dobrze :) przecież nie zawsze jest sielanka :D no i ten ostatni akapit... Mam nadzieję, że w następnym rozdziale okaże się, że mała Sophie poszła tylko na badania :)
Będę się starała na bieżąco czytać pojawiające się rozdziały i oczywiście komentować.
A co do Twojego kryzysu... Nie przejmuj się. Ja ostatnio też miałam załamkę totalną. Aż płakałam! Ale już mi przeszło. Bo po każdym gorszym dniu przychodzą lepsze ;)
Pozdrawiam i życzę siły i wytrwania,
Dajana
Brak czasu i u mnie jest moim jedynym wytłumaczeniem, więc doskonale Cię rozumiem. Bardzo się cieszę, że nadal potrafię zaskakiwać, troszkę się bałam (i nadal się boję), że w moich tekstach już tego brakuje. :)
UsuńAch, po prostu tak uważam i wiem, że czasem można się zniechęcić, czytając pierwszy rozdział, podczas gdy kolejne są już lepsze.
Malfoy to Malfoy, prawda? Niby się zmienił, ale nadal coś w nim pozostało ze starego Malfoya i obawiam się, że to 'coś' będzie się od czasu do czasu pojawiać.
Mój kryzys... na szczęście na razie przeszedł, ale miałam naprawdę straszne załamanie, codziennie płakałam i po prostu brakowało mi sił. Naprawdę mi pomogliście, dziękuję!
Dziękuje pięknie za komentarz! <3
M.
Cudowny rozdział.. Czekałam na niego z wielką niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńKochana był jak zwykle zaczarowany i przepełniony ogromną ilością emocji. Cudownie się go czytało... Czekam na kolejny :) Mam nadzieje, że uda Cie się go stworzyć zdecydowanie szybciej niż poprzedni. :)
Całuje Effy :)
Cieszę się, że rozdział Ci się spodobał. Dziękuję za miłe słowa. ;)
UsuńM.
♡♡♡
OdpowiedzUsuń:)
UsuńSuper *-* a da mi ktoś do konta autorki bloga "co serce pokocha rozum nie wymiarze" bo nie mogę wejść na jej stronie ;)
OdpowiedzUsuńWymarze*
UsuńSkoro nie można wejść, to jest jakiś powód, dlaczego autorka zablokowała bloga.
UsuńNo to zaczynam C:
OdpowiedzUsuńNa sam początek opis pogody buduje fajny klimat, zwłaszcza, że odwzorowuje uczucia Hermiony. Ogólnie, opisy są niezwykle barwne, choć nie rozwlekłe, pomagają jednak odnaleźć się w świecie i mega mi się podobają, zdecydowanie kreują mi Twój świat w wyobraźni.
Podoba mi się ta postać chłodnego, bezuczuciowego Malfoya, taką właśnie widzę dobrze w mojej głowie :D i strasznie szkoda mi Hermiony, ruszyłaś mnie za serce jej bólem, ogólnie relacja Hermiona vs Harry jest w tekście niesamowicie nasycona napięciem. I nie mam pojęcia aż co napisać, bo w sumie trochę mnie wmurowujesz, cudowne. Cierpienie Hermiony jest tak namacalne i na wyciągnięci ręki, że gdybym ją wyciągnęła, to pewnie tekst wchłonąłby mnie do środka... co jest dość optymistyczną wizją... nah, nie działa, aczkolwiek czuję emanującą magię!
Ej halo, moment! Co to za przerywanie w TAK niewłaściwym momencie? Czemu łóżko Sophie jest puste, czemu Malfoy się wahał, wpuszczając Hermionę do środka. Chciałabym powiedzieć, że wątpię w śmierć dziecka na tym blogu... ale spodziewam się wszystkiego :x
I sytuacja na śniadaniu z Harrym była taka namacalna, na wyciągnięcie ręki. Nie podoba mi się decyzja, jaką podjęła kiedyś Hermiona i chyba jej trochę nie zrozumiem, ale jest człowiekiem i w końcu popełnia błędy...
W każdym razie podsumowując dosłownie wszystko co właśnie przeczytałam: cudo. Dobre opisy, wartkie, realne dialogi, mocne postacie i trudne wydarzenia. To jest coś, co tygryski lubią najbardziej :D Ogólnie rzecz biorąc to opowiadanie jest tak świetne, że jestem wręcz zmuszona, by tu zostać i dalej czytać! Nie powiem, że masz talent, bo to nie o talent tu chodzi, powiem, że odwaliłaś kawał świetnej roboty, bo tekst tego typu z łatwością mógłby być zamknięty między okładkami c:
Jestem więc Twoim 90 czytelnikiem, mam nadzieję, że opowiesz nam całą historię do samego końca!
Pozdrawiam, życzę dużo czasu na pisanie, a z matury z polskiego nie zdziwię się, gdy dostaniesz 100% :D
/ http://hunulv-fanfiction.blogspot.com/
Cudowny rozdział ❤
OdpowiedzUsuńM, ostatnio przerywasz rozdziały w naprawdę nieodpowiednich momentach! Mam nadzieję, że Sophie nic nie jest...Może zabrali ją na badania lub coś :( Moją głowę zaczęły nawiedzać czarne scenariusze, ale na pewno nie stało się nic poważnego, prawda? ;(( Cały rozdział czytałam w napięciu, ale na koniec myślałam, że chyba zwariuję. Nie tylko przez puste łóżko Sophie, ale także przez rozmowę Dracona i Hermiony. Zdenerwowała mnie jej postawa, bo jakkolwiek się przez ten czas zbliżyła do Malfoya, to teraz wszystko zostało skreślone. To takie przykre i dołujące...Powróciła chłodna obojętność Dracona, a ja naprawdę miałam ochotę krzyknąć: NIE! Tak samo, gdy stali razem na dworze, a naszej Gryfonce było tak ciężko, pragnęłam z całej siły, by Draco do niej podszedł, przytulił ją lub powiedział jakieś pokrzepiające słowa. Dobra, Harry wrócił, a blondyn pewnie jest teraz rozdarty, ale nie musiał się tak zachowywać. Powinien rozumieć, że Granger w tych ciężkich chwilach potrzebuje przyjaciela. Nie wiem, która strona ma rację, ale naprawdę jestem bardzo smutna. Przez tyle rozdziałów się do siebie zbliżali, oswajali ze sobą, a teraz BUM. Cieszę się, że wrócił dobry, stary Harry, ale czemu musiało wszystko się tak zepsuć? :(
OdpowiedzUsuńTen rozdział był bardzoo smutny, ale doszukałam się w nich też na swój sposób radosnych momentów. Osoba Harry'ego wprowadziła tyle ciepła do historii. Zadziwia mnie, że nie robił Mionie wyrzutów, że był taki cierpliwy i troskliwy. Naprawdę Potter w Twoim wydaniu jest...idealny. Czuć tą naturalność w ich rozmowach i spojrzeniach. Hermiona zadała przyjaciołom bolesny cios w plecy, nie chciała ich obarczać, ale mimo wszystko powinna z nimi zostać. Otoczyli by ją szczerym wsparciem. Ale stało się. Jest dobrze i bardzo ciekawie, tak jak jest <3 Czekam jeszcze aż Harry zacznie opowiadać, co takiego wydarzyło się u niego i Rona przez te wszystkie lata.
M, jesteś mistrzynią opisów. I wcale nie przesadzam. Rzadko kiedy można spotkać się z takim czymś...To wszystko czuć. Mogłam idealnie się wczuć w położenie i zobrazować sobie ból Hermiony. Kiedy stała tam na polu i przetwarzała te słowa Malfoya...Powiedział tylko jedno, ale jaką to miało wagę. Ten chłód, który ogarnął Gryfonkę...Aż mnie przeszły dreszcze. Co prawda jestem teraz trochę chora, ale to nie miało nic z tym wspólnego xD Opis uczuć jak i pogody wychodzą Ci świetnie. Na początku ten deszcz, potem słońce. Reszta prezentuje się tak samo niesamowicie. Akcja nam trochę poszła w innym kierunku, ale czyta się bardzo miło. Mam wrażenie jakbym czytała historię wyjętą z życia. Wydaje mi się jakbyś była dużo starsza. Ciekawe kiedy zaczęłaś pisać? :D
Czekam na dalszy ciąg! Mam nadzieję, że masz już gotową chociaż połowę rozdziału :( Myślę, że Draco w leczeniu Sophie musi się po prostu zdać na intuicję. Jeżeli trzeba przerwać chemioterapię, to trzeba. Wierzę, że wyleczy małą....Po to są lekarze. :D
Przepraszam, że przyszłam tu tak późno. Czekałam, żeby mieć chwilę wolnego, żeby w spokoju przeczytać notkę. (:
Pozdrawiam <3
N.
co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com
Czekam na next :) twój blog jest moim zdaniem jednym z najlepszych :D
OdpowiedzUsuńNo i faktycznie Harry przeszkadza trochę w relacji Draco-Hermiona. Mimo, że opisujesz go w samych superlatywach to i tak jest taką grubą kreską pomiędzy głównymi bohaterami. Nie potrafię się do niego przekonać. Hermiona powinna się trzasnąć za to, co powiedziała do Draco. Wygląda na to, że żałuje, że się z nim spotkała na tej kolacji, a przecież to wydarzenie było wspaniale pomimo tragicznego końca. No cóż, pozostaje mi czekanie na nowy rozdział, w którym zamieścisz coś, co w minimalnym choć stopniu poprawiło tą sytuację.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kate
Wiedziałam, że Harry namiesza Hermionie w głowie...Mimo, iż wiem, że bohaterowie muszą przejść wiele zawirowań to mam ochotę zrobić typowe "kiss now". Nie wiń mnie za to ;)
OdpowiedzUsuńRozdział cudny. Błagam pisz dalej!
Pozdrawiam Vivenn
W momencie, gdy Malfoy mówi, że trzeba przerwać chemioterapię, pomyślałam sobie, że jeśli Twoim planem jest uśmiercenie Sophie (co przecież wcale nie byłoby takie nieprawdopodobne, małe dziecko, białaczka, ile może wytrzymać? musiałby wydarzyć się cud, a tych w świecie nie jest zbyt wiele), to autentycznie złamałoby mi to serce. Mam świadomość, że to tylko opowiadanie, ale jakoś tak strasznie wciągnęłam się w ich historię, że naprawdę czułabym się okropnie. :c A potem robisz mi TAKIE COŚ na koniec rozdziału. Przeczuwam raczej, że Sophie została przewieziono do innej sali albo na badania i nie spełnia się jeszcze najgorszy scenariusz.
OdpowiedzUsuńMalfoy mnie trochę wkurzał w tym rozdziale, ale myślę, że to taki system obronny w jego wykonaniu. Harry za to był okej, taki... w sam raz, nie narzucał się, nie panikował.
Jeśli chodzi o inne aspekty, to przecinki niestety sobie fruwały, ale przy tak dobrym tekście nie było to aż tak ważne. I wyłapałam kilka literówek:
"Przestąpiłam z nogi na nogi, przegryzłam wnętrze policzka" -> z nogi na nogę; a druga sprawa: przegryzła? na wylot? ;) może lepiej brzmiałoby "przygryzła"
"Przez jeden wieczór wszystko jak gwałtownie się zmieniło" -> jak? chyba chodziło o "tak"
"zbyt wiele się wydarzyło między mną a nin." -> nim
Pozdrawiam ciepło! :)
#MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki
OdpowiedzUsuńO tej dość późnej, jak na mnie, porze komentuję kolejny rozdział, bo po prostu nie mogłam się oderwać, ale to już ostatni dzisiaj, bo jutro praca -.-
Mam wrażenie, że pod wpływem Harry'ego Hermiona zaczęła odwracać się od Draco. A już było tak fajnie... Ach, musiałaś wszystko obrócić o 180 stopni. Niedobra Ty.
W sumie zastanawia mnie w jaki sposób Harry ją odnalazł. Bo to nie mogło być tak proste. Musi być jakiś ukryty cel. Nie mogę się doczekać, aż go odkryję!
Mam wielką nadzieję, że Sophie zabrali na jakieś badania czy coś. Na pewno... przecież to dopiero środek opowiadania. Ale resztę poczytam jutro. No chociaż fragment reszty :)
Na bloga trafiłam dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”.