Od razu uprzedzam, że rozdział jest
bardzo długi, bo ma prawie 11 stron.
Dla wszystkich, którzy czekali.
Dni mijały;
czas wcale nie zatrzymał się w miejscu, wszystko biegło swoim naturalnym
rytmem. Każdy dzień zdawał się być dłuższy od poprzedniego, a noce, podczas
których chęć snu odchodziła, stawały się zwykłą męczarnią. Podobno noc jest
najlepszą porą na wymyślanie różnych scenariuszy, szczególnie tych
szczęśliwych… Przekonałam się jednak, że w moim przypadku jest dokładnie w
drugą stronę. Mimo że starałam się myśleć jedynie o samych pozytywnych
stronach, zarówno leczenia Sophie jak i przyjazdu Harry’ego, ciągle w mojej
głowie pojawiały się wątpliwości. Stawało się to już dla mnie męczące, marzyłam
tylko o chwili wytchnienia, która pozwoliłaby mi wyłączyć myśli, choćby na
kilka sekund. Wiedziałam jednak, że nie mogę sobie na to pozwolić — moim
obowiązkiem było zajmowanie się Sophie. Dziewczynka potrzebowała mnie w tych
chwilach najbardziej, a ja starałam się jej dać jak najwięcej tylko mogłam.
Byłam mamą, a mamy robią dla swoich pociech wszystko, co tylko możliwe. Dlatego
byłam przy niej, kiedy dostaliśmy informację o powrocie do leczenia i byłam,
gdy w jej oczach na widok kroplówek pojawiał się strach. Byłam i wydawało mi
się, że zawsze już będę, niezależnie od tego co przyniesie mi los. Chwile
słabości zdarzały się częściej; gdy mijałam w szpitalu na oddziale dziecięcym
zapłakanych ludzi, zastanawiałam się, czemu śmierć zbiera tak ogromne żniwo,
czemu jest taka okrutna… Nie dostałam odpowiedzi, cisza okrutnie odbijała się o
moje uszy, a ja mogłam się jedynie modlić, by Bóg nie chciał odebrać mi Sophie.
Już i tak zbyt wiele wycierpiała — na więcej bólu po prostu nie zasługiwała.
Nadszedł
grudzień. Mimo prognoz, że wkrótce spadnie pierwszy śnieg, po białym puchu nie
było śladu. Sophie zależało jeszcze bardziej niż zwykle, aby go zobaczyć;
codziennie rano, kiedy miała siłę, by wstać z łóżka, podbiegała do okna i
sprawdzała, czy coś się pojawiło. Patrząc na jej oczekiwanie, sama zaczęłam,
mimowolnie, wyglądać przez okno i wpatrywać się w chmury. Wraz z nadejściem
grudnia, Harry wrócił do swojego domu, zostawiając mnie samą. Przy pożegnaniu
nie brakowało łez, zarówno moich, jak i Sophie, która zdążyła się przyzwyczaić
do mężczyzny. Ale nie miałyśmy wyjścia; pozostał nam jedynie powrót do starego
życia, kiedy radziłyśmy sobie same. Obiecał, że niedługo wróci, miał na głowie
dużo swoich spraw, dlatego nawet nie prosiłam go o pozostanie — straciłam to
prawo, gdy opuściłam moich przyjaciół kilka lat temu. Święta zbliżały się
wielkimi krokami, a ja ciągle nie wiedziałam jak powinnyśmy je spędzić. W mojej
głowie pojawił się pewien plan, ale nie byłam do końca pewna, czy będzie dobry,
a przede wszystkim bezpieczny dla Sophie. Odkąd wróciłyśmy do leczenia, jej
organizm był jeszcze bardziej podatny na osłabienie, co wiązało się z tym, że
szybciej łapała infekcje. Robiłam wszystko, co tylko radził mi Malfoy,
odłożyłam prywatne sprawy na bok, mimo że nasza kłótnia nadal nawiedzała mnie w
nocy. Analizowanie poszczególnych zdań, zachowania Draco, to na to przeznaczałam
nocne przemyślenia. Sophie jeszcze bardziej przyzwyczaiła się do Malfoya;
trudno było go unikać, a z czasem stało się to niemożliwe. W końcu
zaakceptowałam ten fakt, chociaż i tak rozmawiałam z nim tylko na tematy
związane z leczeniem, na nic innego nie miałam więcej odwagi. Czułam się w jego
towarzystwie onieśmielona — i było to dla mnie naprawdę zabawne.
Kolejne dni
grudnia nieustannie płynęły, każdy dzień przypominał poprzedni, a następne były
z góry zaplanowane. Porcja leków, wizyta w szpitalu, powrót, w którym często
towarzyszył nam Malfoy, odpoczynek, aż w końcu sen. Monotonia stała się dziwnie
bezpieczna, była dobra, tak mi się przynajmniej wydawało. Nie potrzebowałam
niczego innego, niż poczucia bezpieczeństwa.
Ranek
rozpoczął się nadzwyczaj spokojnie. Przez zasłony przedostawały się promienie
słoneczne, oświetlając część pokoju. Budzik, który zaczął nieznośnie dzwonić,
został szybko wyłączony. Zasnęłam dopiero nad ranem, dlatego perspektywa
dłuższego pospania była dla mnie naprawdę kusząca… Wiedziałam jednak, że to ta
godzina, kiedy musiałam już wstać. Podniosłam się z łóżka i podeszłam do okna,
odsłaniając zasłony. Śniegu w dalszym ciągu nie było, jedynie słońce i czyste
niebo. Westchnęłam z irytacją, odwracając się od okna i kierując się w stronę
dużej szafy. Szybko przebrałam się w pierwsze lepsze ubrania, nawet nie
zwracając zbytnio uwagi na to, co zakładam. Gdybym była dawną Hermioną Granger,
najpierw udałabym się powolnym krokiem do łazienki wziąć prysznic, a potem
wypiła gorzką herbatę, przeglądając gazetę. Teraz jednak, nawet nie
przejrzawszy się w lustrze, od razu ruszyłam w stronę kuchni, by naszykować
śniadanie z dawką leków dla Sophie. O sobie już nie myślałam. Z biegiem lat w
ludziach zmieniają się priorytety. Przeszłam do pokoju Sophie. Otworzyłam cicho
drzwi, byleby nie zaskrzypiały, chociaż wiedziałam, że w ostatnim czasie jej
sen był twardy i trzeba wiele, by ją obudzić.
— Sophie,
skarbie, wstawaj — szepnęłam, pochylając się nad dziewczynką i przysiadając na
brzegu jej łóżka. Musiałam powtórzyć kilka razy, aż w końcu usłyszałam
ziewnięcie i poczułam jak Sophie odwraca się w moją stronę, od razu chowając
się w całości pod kołdrą. Każdego dnia musiałam walczyć o to, by wstała z
łóżka, bo nic już jej nie interesowało. Zabawki nagle stały się zbyt nudne, a
bajki nie zasługiwały na większą uwagę. — Wstawaj, wystygnie śniadanie —
powiedziałam, wstając. Sophie wysunęła czubek głowy zza kołdry i z ogromną
niechęcią zaczęła się podnosić.
Pomogłam się
jej ubrać, założyłam na głowę kolorową chustkę, którą sama wybrała i razem
ruszyłyśmy w stronę kuchni. Tego dnia dziewczynka była jeszcze bardziej
milcząca, dlatego w mojej głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka. Nie
podbiegła, jak miała zawsze w zwyczaju, do okna, jakby straciła nadzieję, iż
może jeszcze spaść śnieg. Posadziłam ją na krześle i sama usiadłam tuż obok
niej. Obserwowałam jak bawi się łyżką, unikając jedzenia. Od kiedy wróciliśmy
do leczenia chemioterapią, jej apetyt spadł jeszcze bardziej; każdy posiłek,
prędzej czy później, kończył się płaczem. Próby tłumaczenia, że musi jeść, by
była silna, nic nie dawały, a mi czasem brakowało już sił.
— Mamo, a
kiedy są święta? — zapytała nagle Sophie, wytrącając mnie z zamyślenia. Wstałam
od stołu i włożyłam do zlewu brudne naczynia.
— Za równe
dziesięć dni. Czemu pytasz?
— Tak się
tylko zastanawiam — odparła, wzruszając ramionami. Niepewnie spojrzała na mnie,
po czym odsunęła miskę z owsianką. Po chwili już jej nie było w kuchni.
Westchnęłam, biorąc w dłonie naczynie i wylewając resztę jego zawartości do
zlewu. Był postęp, ponieważ zjadła większą połowę. Małymi krokami i dojdziemy
do zwycięstwa, w tym przypadku było to zjedzenie całości zupy mlecznej.
Przyszykowanie
się do wyjścia z małym dzieckiem, które od rana ma kiepski humor i nie ma
zamiaru się ubrać, jest naprawdę trudne. Zawsze podziwiałam kobiety mające
siłę, by wychować piątkę małych dzieci, kiedy ja sama miałam problemy z Sophie.
Miała swoje humorki; na szczęście zwykle dochodziłyśmy do kompromisu. Zanim
wyszłyśmy z domu, było już południe. Dotarcie do szpitala zwykle nie zajmowało
nam dużo czasu; nasze mieszkanie było położone niedaleko. W ostatnich
tygodniach Sophie straciła siły, częściej nosiłam ją na rękach, niż chodziła
sama. Ruby, nasza sąsiadka z Londynu, przysłała wózek, którym jeszcze rok temu
na co dzień woziłam dziewczynkę. Teraz była większa, ale musiałyśmy do
tego wrócić. Miałam wrażenie, iż Sophie zamiast rosnąć, maleje w moich oczach.
Najgorsze było to, że nie miałam na to żadnego wpływu.
Wysiadłyśmy
z samochodu; taksówkarz otworzył przede mną drzwi, a ja wysiadłam na zewnątrz.
Sophie wyciągnęła w moją stronę ręce — jej oczka były zaszklone od łez. W
takich chwilach, kiedy dziecko jest smutne, matka nawet się nie zastanawia, ból
pleców nagle przestaje dokuczać. Ważne jest tylko szczęście dziecka. Poprawiłam
spadającą torbę z ramienia i ruszyłam do przodu. Zanim otworzyłam drzwi
budynku, taksówkarz życzył nam jeszcze miłego dnia. Sophie ciągle przytulała
się do mnie, jakbym była jej największym skarbem, a ja oddawałam równie mocno
uścisk. Nie wiedziałam czemu tamtego dnia była w tak kiepskim
humorze — zdawałam sobie sprawę z tego, że skutkiem
chemioterapii są zmienne nastroje; nie wiedziałam jednak, że obserwowanie tych
skutków będzie dla mnie tak bolesne.
W szpitalu
panował większy ruch niż zwykle. Pielęgniarki biegały, nawet nie zwracając na
mnie uwagi, zupełnie jakbym była przezroczysta. Podczas każdej wizyty tutaj
spotykało mnie z ich strony wiele dobrego, zawsze mogłam liczyć na pomoc, a
tamtego dnia coś było nie tak. Sophie przytuliła się do mnie jeszcze mocniej;
poprawiłam na jej główce różową chustkę, ponieważ lekko się zsunęła. Ruszyłam w
stronę windy, chcąc jechać na nasze piętro. Zbiegowisko ludzi, którzy się tam
znajdowali, nieco mnie przeraziło. Nic nie dostrzegłam, cała scena była
zasłonięta przez tłum. Nawet nie próbowałam podchodzić bliżej, stanęłam z boku
korytarza. Moje ręce powoli zaczynały drętwieć, poczułam jak Sophie zsuwa się z
moich rąk, mimo że nadal kurczowo się mnie trzymała. Ukucnęłam na podłodze,
sadzając Sophie na kolanach. Musiałam chwilę odpocząć. Spojrzałam na zegarek,
znajdujący się na moim nadgarstku — do wizyty miałam niecałe piętnaście minut,
musiałam w końcu przedostać się na odpowiednie piętro. Z powrotem podniosłam
się do góry, tym razem z określonym celem.
—
Przepraszam — zwróciłam się do jednej z kobiet, stojących niedaleko mnie.
Spojrzała, lustrując wzrokiem moją sylwetkę. — wie pani, co tutaj się dzieje?
— Ktoś
zamknął się w windzie, nawet nie wiadomo jak, podobno było słychać jakieś
krzyki, tak ludzie gadają… Dyrekcja szpitala zablokowała wszystkie inne windy.
Aż dziwne, że weszła pani do szpitala, mój mąż jest zmuszony czekać przed
budynkiem, bo nie chcą nikogo wypuścić — odparła z niechęcią. — Jeśli chce się
pani dostać na piętro wyżej, jedyne wyjście to schody, o ile panią tam
wpuszczą.
— Dobrze,
dziękuję — powiedziałam, kiwając w podziękowaniu głową.
Odeszłam
kilka kroków dalej, zastanawiając się, co powinnam zrobić. Sophie zaczynała mi
coraz bardziej ciążyć, a nie miałam wyjścia, musiałam dostać się na górę, by
przeprowadzili kontrolne badania… Odgarnęłam dłonią włosy z twarzy i ruszyłam w
stronę schodów. Po drodze minęłam kilku lekarzy, nawet funkcjonariusza policji,
jednak nikt nie zwrócił na mnie uwagi, co było dziwne, patrząc na to, że
przechodziłam tuż obok zablokowanej windy. Zaczęłam wchodzić po schodach;
piętro, na którym była leczona Sophie, okazało się być naprawdę wysoko. W
pewnym momencie chciałam zrezygnować, zawrócić, wyjść z tego budynku, bo cała
ta sytuacja była co najmniej dziwna i zaczynałam mieć pewne obawy.
— Granger?
Co ty tu, do cholery, robisz? — Usłyszałam znajomy głos, głos Malfoya. Uniosłam
głowę, spoglądając na mężczyznę stojącego na szczycie schodów. Wyglądał tak jak
zwykle, jednak dzisiejszego dnia coś mnie w jego wyglądzie zdziwiło. Nie miałam
siły, by odpowiedzieć. Wchodzenie na piętro, niosąc przy okazji na rękach
pięcioletnie dziecko, było dla mnie nie lada wysiłkiem. Stanęłam w miejscu,
chcąc złapać oddech. Mężczyzna w tym czasie zszedł ze schodów i stanął w
niedalekiej odległości ode mnie.
— Jak to, co
robię? Miałam przyjść z Sophie na badania, więc przyszłam — powiedziałam,
kucając i zdejmując Sophie kurtkę. Dziewczynka przekrzywiła głowę i patrzyła
raz na mnie, raz na Malfoya.
— Granger,
wysłałem ci dzisiaj rano wiadomość, że odwołujemy badania ze względu na małą
awarię w szpitalu… — powiedział, mrużąc oczy. Nie zdążyłam nic odpowiedzieć,
ponieważ od razu dodał: — Skoro jesteście i tak już nie wyjdziecie, chodźcie na
górę. Sophie, idziesz? — zwrócił się do mojej córki, a ja ze zdziwieniem
zmarszczyłam brwi.
Dziewczynka
w odpowiedzi pokiwała twierdząco głową i zaczęła samodzielnie wchodzić po
schodach. Zanim otrząsnęłam się z szoku, byli już na górze. Dopiero wtedy
ruszyłam, trochę wolniej, nadal czując przyspieszone bicie serca. Malfoy
prowadził nas do jego prywatnego gabinetu. Zdałam sobie sprawę z tego, że w
ostatnim czasie coraz więcej spędzałyśmy tam czasu. Odtrąciłam jednak na chwilę
tą myśl, skupiając się na drodze. W końcu doszliśmy do gabinetu Malfoya; Sophie
ani razu nie odwróciła się, by sprawdzić, czy aby na pewno za nią idę. Była
zapatrzona w Draco jak w obrazek, a odkąd wyjechał Harry, jej sympatia do
mężczyzny jeszcze bardziej wzrosła. Ale był w końcu lekarzem, musiał wywierać
na dzieciach dobre wrażenie. Zanim weszliśmy do środka pokoju, Draco zawołał
pielęgniarkę; miała zabrać Sophie na małe pobranie krwi. Dziewczynka już od
pewnego czasu stała się bardziej ufna jakby zauważyła, że tutaj nic jej nie
grozi. Zły humor, jaki jeszcze miała tego dnia, przed wejściem do szpitala,
teraz nagle zniknął. Nie wiedziałam, czy działa tak na nią obecność Malfoya,
ale ostatecznie chyba właśnie tak było.
Obejrzałam
się za siebie — Sophie machała mi rączką, a drugą trzymała się pielęgniarki.
Sama przez ten czas, który spędziłyśmy w szpitalu, znacznie się zmieniłam;
dawna Hermiona nie puściłaby swojej córki samej na badanie. Byłam
przewrażliwiona na jej punkcie, dobrze to wiedziałam, jednak miałam wrażenie,
że właśnie takie są matki: dbające o swoje dzieci, zapominające o własnych
sprawach, dla których liczy się tylko szczęście malucha. Weszłam do środka,
przepuszczona w drzwiach przez Draco. Jeszcze niedawno bliski kontakt z nim był
dla mnie krępujący, jednak oboje się do tego przyzwyczailiśmy. Zajęłam miejsce
na krześle, naprzeciwko niego, jak zawsze, co było już naszą „tradycją”.
Przez chwilę w pokoju panowała cisza, mężczyzna chodził po gabinecie, coś
robił, jakby usiłował przeciągnąć moment rozmowy. Na dzisiejszy dzień
postawiłam sobie cel i dążyłam do jego realizacji, musiałam jedynie zebrać w
sobie odwagę...
— Malfoy —
zaczęłam hardo, zaskakując tonem głosu samą siebie. Odwróciłam się w stronę
mężczyzny, podnosząc wyżej podbródek. Draco stanął w miejscu i spojrzał na mnie
niezrozumiałym wzrokiem. Trzymał w dłoniach kilka książek. — Chcę zabrać Sophie
na małą… wycieczkę.
Malfoy
podniósł brew do góry, słysząc moje słowa.
— Tak?
— Chcę ją
zabrać do pewnego miejsca, które wiele dla mnie znaczy, więc dlatego jest to
dla mnie takie ważne. Jeśli naprawdę są przeciwwskazania i nie powinna, to
zrozumiem, tylko mi powiedz — powiedziałam szybko, prawie nie łapiąc oddechu.
Bałam spojrzeć się na niego, bałam się tego, co zaraz powie, dlatego uparcie
wpatrywałam się w swoje dłonie.
— Jeśli
będzie miała w czasie drogi, jak i na miejscu, wykwalifikowanego lekarza onkologa,
nie widzę żadnych przeciwwskazań. Gorzej, jeśli tak nie będzie, wtedy… no cóż,
nie masz wyjścia, musisz zrezygnować.
Nie miałam
ochoty patrzeć mu w tym momencie w oczy. Moje plany, które tak misternie
układałam od dłuższego czasu, w jednej chwili legły w gruzach. Tam, gdzie
planowałam zabrać Sophie, nie było mowy o profesjonalnej opiece lekarskiej.
Mogłam się tego spodziewać, marzenia zbyt mnie pochłonęły, sprawiły, że
zapomniałam o całym świecie, a przede wszystkim o stanie zdrowia Sophie.
Uśmiechnęłam się lekko sama do siebie, chcąc się pocieszyć.
— Chyba, że
załatwiłabyś lekarza, który pojechałby z tobą — powiedział nagle całkiem
obojętnym głosem. Gwałtownie uniosłam głowę; patrzyłam na mężczyznę w szoku,
analizując jego słowa.
— Chyba nie
chcesz mi powiedzieć, że…
— Uspokój
się, Granger — warknął. Jego głos niczym nie różnił się od tego sprzed
kilkunastu lat: nadal oschły, zimny. — I tak miałem wziąć urlop, więc…
powiedzmy, że mogę jechać tam, gdzie wy, co nie znaczy, że będę spędzał z tobą
czas, po prostu będę blisko w razie potrzeby.
Pod koniec
wypowiadania słów jego głos stał się cieplejszy. Nasze spojrzenia się spotkały,
ale nie stało się nic nadzwyczajnego, nie wybuchły fajerwerki, w brzuchu nie
zaczęły latać motyle. Była to normalna sytuacja, podobna do miliona innych,
jakie między nami miały miejsce. Przypadkowe muśnięcia dłoni, dłużej zatrzymane
spojrzenia, to było już codziennością. Zaczynałam czuć już od długiego czasu
więcej niż powinnam, ale nie miałam siły się przed tym bronić, poddałam się na
starcie. Pozostawało mi jedynie czekać na to, co przyniesie przyszłość.
— Ale co ty
z tego będziesz miał…? — zapytałam, kiwając z niezrozumieniem głową.
— A muszę
coś mieć? Jestem lekarzem twojej córki, znam jej stan zdrowia i wiem, co jest
dla niej najlepsze. Nie ma żadnego innego powodu, Granger, nie szukaj go, bo
nic nie znajdziesz — odparł. Zacisnęłam wargi i zmarszczyłam czoło. — Przestań
myśleć, chociaż raz nie działaj rozumem. Nie zauważyłaś, że za dużo
analizujesz, starasz się przemyśleć wszystkie za i przeciw?
— Malfoy…
— Po prostu
zatrzymaj myślenie, Granger. Za trzy dni bądź gotowa, powiedz tylko, gdzie mam
być i tyle. Nie ma w tym żadnej filozofii, rozumiesz? — Mówiąc te słowa, wstał
ze swojego fotela i przeszedł na moją stronę. Nachylił się nade mną, a ja
odruchowo cofnęłam głowę. Dzieliły nas centymetry; przyglądał się mojej twarzy,
chłonąc każdy szczegół. Czułam jego oddech, jego zapach, a myśli kotłowały się
w mojej głowie. Miałam ochotę go odepchnąć, ale z drugiej strony wcale tego nie
chciałam. Jego oczy z bliska wyglądały na jeszcze bardziej niebieskie.
— Co ty, do
cholery, Malfoy, robisz? — zapytałam, zapominając o oddychaniu.
— Sprawdzam,
czy umiesz nie myśleć — powiedział, patrząc mi bezustannie w oczy. — I
stwierdzam, że nie, nie umiesz.
Odsunął się
ode mnie, odwracając tyłem. Przeszedł kilka kroków, stając tuż przy oknie.
Nadal czułam jego oddech na swojej twarzy. Nawet nie miałam chwili, by
pomyśleć, co tak naprawdę przed chwilą się wydarzyło i dlaczego to tak na mnie
zadziałało. W pewnych momentach czułam się jak zadurzona nastolatka, jakbym
przeżywała pierwsze uczucie… Zganiłam się w myślach za takie rozumowanie. Coraz
rzadziej przypominałam Hermionę Granger sprzed kilku lat, coraz częściej nie
poznawałam samej siebie. Nie wiedziałam, co się dzieje w głowie Malfoya i nawet
nie chciałam wiedzieć, o czym w tamtej chwili myślał. Nie rozumiałam jego
zachowania; raz udawał, że między nami wszystko w porządku, a raz zachowywał
się jak naburmuszony chłopak.
— Gdzie
chcesz zabrać Sophie?
Pytanie
zawisło w przestrzeni między nami. Oczekiwał odpowiedzi, a ja miałam mu jej
udzielić. Poczułam w gardle gulę; nie wiedziałam jak zareaguje, czy się nie
wycofa, ale nie miałam już wyjścia. On jeszcze mógł wszystko odwołać i właśnie
tego bałam się najbardziej. Paraliżujący strach sprawił, że ledwo otworzyłam
usta, z których i tak nie wydobył się żaden dźwięk. Dopiero gdy odchrząknęłam,
wszystko wróciło do normy. Wtedy mój głos stał się nagle mocniejszy, jakby
powróciła siła.
— Hogwart.
Dostanie się
do Londynu nie było szczególnie trudne, trudniejsze okazało się przedostanie
się stamtąd do Hogwartu. Kiedyś powrót do tego miejsca wydawał mi się
niemożliwy, a tamtego dnia nagle okazał się realny. W innych okolicznościach
nawet nie zastanawiałbym się nad odmową, po prostu bym to zrobił, bo sam pomysł
wydawał mi się… zły. Powiedziałbym „nie”, bo byłem przekonany, że to nie
skończy się dobrze. Wracanie do starych miejsc, z którymi wiązało się zbyt
wiele wspomnień, było zbyt ryzykowne. Nie czułem się sobą, stojąc na dworcu
Kings Cross i czekając na Granger i jej córkę. Już sama myśl o tym sprawiała,
iż miałem ochotę się roześmiać – bo jak to brzmiało? Draco Malfoy czekał na
swojego odwiecznego wroga, by wybrać się z nim w podróż do starych miejsc…
Prychnąłem, chowając dłonie w kieszenie płaszcza. Tamtego dnia było chłodniej
niż zwykle, wreszcie można było poczuć zimę, mimo braku śniegu.
Gdzieś za
sobą usłyszałem dziecięcy śmiech — rzadko go słyszałem ze względu na to, że
częściej widziałem smutne buzie, niż te roześmiane. Przez jedną sekundę w mojej
głowie przeleciała krótka myśl, co ja tu robię, ale już po chwili odpowiedź
nasunęła się sama, tak jak za każdym razem… Byłem lekarzem i przysięgałem
troszczyć się o swoich pacjentów, w każdym miejscu, w jakim przyszło im
przebywać. Zawód lekarza nie kończył się w szpitalu, poza nim również musiałem
dbać, aby małym dzieciom było jak najlepiej. Odwróciłem się w stronę dźwięku i
zobaczyłem zmierzającą w moją stronę Granger, trzymającą za rączkę Sophie.
Wyglądała piękniej niż zwykle: zarumienione od zimna policzki jedynie dodawały
jej uroku. Nawet nie zastanawiałem się, kiedy zacząłem myśleć o niej w takich
kategoriach; tak było i już. To przyszło z czasem i przestałem widzieć w tym
coś dziwnego. Od jej pojawienia się w Denver minęło pięć miesięcy; pięć
miesięcy, w trakcie których zmieniła moje życie, nawet jeśli nie było to w jej
zamiarze. Nie wstydziłem się przed samym sobą, że ma na mnie taki wpływ… Tylko
było to dla mnie coś nowego, coś, z czym nie miałem nigdy przedtem do
czynienia.
— Draco,
Draco! — krzyknęła głośno Sophie, szeroko się uśmiechając. Puściła kobietę,
podbiegając w moją stronę. Ukucnąłem i czekałem aż dziewczynka podbiegnie. —
Jedziesz z nami? — zapytała, marszcząc czoło.
— Tak jest —
odpowiedziałem. W tym czasie podeszła do nas Granger, stając z boku. Przypatrywała
się naszej dwójce, chociaż udawała, że wcale tak nie jest. — Wiesz gdzie
jedziemy?
— Tak! Mama
mi wszystko powiedziała w domu, a wiesz, że nawet widziałam ciocię Ruby?
Odwiedziłyśmy ją i dała mi ciastko na drogę! Bardzo się za nią stęskniłam.
— To bardzo
miłe z jej strony. — Zwróciłem swój wzrok na Granger. Szukała czegoś w torebce,
jakby unikając mojego wzroku. Kilka kosmyków wypadło ze spiętych włosów. Miała
na sobie beżowy płaszczyk. Ciągle podziwiałem ją za odwagę; była jedną z
odważniejszych osób, jakie było dane mi poznać, chociaż nie przyznałbym tego
głośno.
Na peronie,
mimo popołudniowej pory, nie było wielu ludzi. Taki obrót sprawy zdecydowanie
mnie cieszył, ponieważ ostatnie, czego chciałem, było zauważenie mnie przez
kogokolwiek z magicznego świata.
— Idziemy?
Za dziesięć minut odjeżdża pociąg, musimy się pospieszyć — odezwała się nagle
Granger. Podniosłem się z posadzki, stając tuż obok niej.
— Sophie,
jechałaś kiedyś pociągiem? — zapytałem, biorąc od kobiety małą, podręczną
walizkę. Podziękowała mi skinieniem głowy. Schyliła się do dziewczynki, biorąc
ją na ręce. Czekało nas przedostanie się na peron, z którego odjeżdżał pociąg
do Hogwartu. Moje dłonie zaczęły się pocić, na karku poczułem dreszcz
niecierpliwości; bo, mimo że wcale nie miałem ochoty jechać, wiedziałem, że
powrót tam nie będzie aż tak straszny.
— Nie
jechałam, ale będzie super.
— Idziemy?
— Damy
przodem — odparłem.
Granger
uśmiechnęła się, bardziej sama do siebie niż do mnie, i ruszyła. Nawet nie
zwróciłem dokładnie uwagi na to, kiedy przeszła przez barierkę, oddzielającą
peron dziewiąty i peron dziesiąty. Wziąłem głębszy oddech i zrobiłem to samo,
co ona. Poczułem się tak jak kilkanaście lat temu, gdy pierwszy raz miałem
jechać do Hogwartu. Tym razem miałem spędzić tam jedynie dwa dni, ale nadal
było to dla mnie emocjonujące przeżycie. W końcu znalazłem się po drugiej
stronie. Od razu zobaczyłem Hermionę, która tłumaczyła coś Sophie, pokazując na
pociąg, czekający już na pasażerów. Nie było ich wielu, szczególnie patrząc na porę
roku; o ile dobrze pamiętałem, w tym czasie uczniowie wracali do swoich domów
na święta. Nawet nie zastanawiałem się jak w tym roku przyjdzie mi je spędzać,
ale nie zajmowałem tym dłużej moich myśli, miałem na głowie ważniejsze sprawy.
—
Chodźmy.
Weszliśmy do
pociągu. Zajęliśmy najbliższy przedział, który był wolny, a było ich całkiem
dużo. Położyłem torby na półce, by nie przeszkadzały, a w międzyczasie Granger
usadziła dziewczynkę na siedzeniu. Sophie od razu zaczęła się bawić swoimi
zabawkami, nie zwracając na nic innego uwagi. Nie było widać po niej większych
oznak zmęczenia, wręcz przeciwnie — tryskała radością, a to było najważniejsze.
W leczeniu dzieci chorych na raka to pozytywne nastawienie było często
zbawienne.
— Granger… —
zacząłem, siadając naprzeciwko. Kobieta spojrzała się na mnie. Zajęła miejsce
obok Sophie, chociaż ona wcale nie zwracała na nią większej uwagi. —
Powiedziałaś Sophie, gdzie tak naprawdę jedziemy?
—
Oczywiście, że tak. Co prawda zanim jej wszystko dokładnie wytłumaczyłam, pokazałam,
minęło trochę czasu, ale w końcu doszłyśmy do porozumienia.
— Myślisz,
że to dobry pomysł zabierać ją do Hogwartu?
— A czemu
nie? — zapytała, marszcząc czoło. — Spędziłam tam większą część mojego życia i
chciałabym, aby Sophie to zobaczyła. Zresztą magia też jest w niej, nawet jeśli
jeszcze nie wykazała żadnych zdolności magicznych… chcę tylko, żeby zobaczyła
jak to wygląda. Jest mała, nawet nie wiem, czy to zrozumie.
— Racja. —
Pokiwałem głową. W przedziale zapadła cisza, ale tak było dobrze. Nie potrzebowaliśmy
żadnych słów, bo w tym momencie byłyby one zbędne. Czasem cisza jest ważniejsza
od słów, czynów… największa cisza potrafi bardziej zbliżyć do siebie ludzi, niż
wypowiadane zdania, niemające żadnych wartości.
Pociąg, wraz
z wybiciem godziny czwartej, ruszył. Obserwowanie krajobrazów za oknem z czasem
stało się żmudne i nawet nie zauważyłem, kiedy moje powieki stały się ciężkie.
W końcu zasnąłem. Całe zmęczenie skumulowało się we mnie — teraz wyszło ono na
wierzch. Dźwięk, wydawany przez pociąg, zamiast przeszkadzać, był dla mnie
uspakajający. Odciąłem się od świata na te kilka godzin, dając sobie chwilę
odpoczynku. Właśnie tego potrzebowałem; ostatnie dni były w pracy wyjątkowo
trudne i wzięcie kilku dni wolnego graniczyło z cudem.
Obudziło mnie
szturchnięcie. Zdekoncentrowany otworzyłem oczy i zobaczyłem stojącą nade mną
Hermionę. Pierwsza myśl, jaka przeszła przez moją głowę? Nieumalowana, z
rozczochranymi włosami, wyglądała najpiękniej na świecie. Zbyt długo czasu z
nią spędziłem, by myśleć inaczej. Pół roku, podczas którego leczyłem Sophie,
zmieniło moje życie bardziej, niż przez wszystkie poprzednie lata. Granger coś
powiedziała, ale nie byłem jeszcze do końca rozbudzony, więc nie jest niczym
dziwnym, iż nic nie zrozumiałem. Pokręciłem jedynie głową.
— Dojeżdżamy
— powiedziała cicho Granger.
Spojrzałem
na nią i już zrozumiałem, dlaczego mówiła do mnie szeptem. Sophie spała na
siedzeniach, przykryta kocem. Było dobrze widać, że kobieta wyjątkowo dbała o
swoje dziecko i wcale nie byłem tym zdziwiony. Nie potrafiłem zliczyć, ile razy
miałem do czynienia z takimi sytuacjami. To w takich chwilach przekonywałem
się, że bezwarunkowa miłość naprawdę istnieje. Wyjrzałem przez okno i od razu
rozpoznałem to miejsce. Coś w środku mnie zaczęło się cieszyć, ponieważ tu
wróciłem, do miejsca, z którym wiązałem tak wiele wspomnień… Wspomnień zarówno
dobrych, jak i złych, ale każde tak samo warte zapamiętania. Niektóre dały mi
nauczkę na przyszłość, były lekcją, dzięki innym uśmiechałem się na samą myśl o
nich. Przypomniałem sobie Pansy — jej śmiech, jej pozytywność, jaką zawsze
emanowała — i zrozumiałem, że nie zasłużyła na takie potraktowanie z mojej
strony. Była zbyt dobra; zawsze potrafiła zauważyć w ludziach ich dobre cechy,
nawet jeśli nie było ich wiele.
Wstałem z
siedzenia i założyłem płaszcz. Zdjąłem nasze torby, a w tym samym czasie
Hermiona zaczęła się ubierać. W końcu pociąg ostatecznie się zatrzymał. Byliśmy
na stacji w Hogsmeade.
— Granger,
trzeba już wychodzić — powiedziałem, kiedy byłem już ubrany. Kobieta skinęła
głową, nie odwracając się w moją stronę. Stała nieruchomo, zastanawiając się
nad czymś. W końcu nachyliła się nad Sophie i zaczęła ją powoli ubierać.
Dziewczynka ciągle spała, co stanowiło pewien problem, nad którym, jak mi się
wydawało, rozmyślała Hermiona. — Może ja ją wezmę?
To pytanie
wytrąciło ją z zamyślenia. Zszokowana odwróciła się w moją stronę. Przez chwilę
panowała między nami cisza, dopiero po kilku sekundach udało jej się odzyskać
zdolność mówienia.
— Jeśli
możesz — wydukała.
Stanąłem
obok kobiety i, długo się nie zastanawiając, nachyliłem się nad dziewczynką,
biorąc ją na ręce. Od razu poczułem jak drobne rączki oplatają moją szyję,
mocno się przytulając. W tej sytuacji czułem się dziwnie, ale usiłowałem o tym
nie myśleć; najważniejsze było bezpieczeństwo Sophie. Każdy pacjent był dla
mnie ważny, ale Sophie w ostatnim czasie była najważniejsza ze wszystkich. Sam
nie wiedziałem, czemu tak się dzieje, ale nie przeszkadzało mi to; nauczyłem
się takie sprawy przyjmować i akceptować. Właśnie tego nauczył mnie zawód
lekarza.
Wyszliśmy z
przedziału, aż w końcu znaleźliśmy się na zewnątrz. Kobieta przykryła
dziewczynkę kocem, by nie zmarzła. Miejsce, w którym się znajdowaliśmy, nadal
było takie, jakim je zapamiętałem. Na stacji nie było zbyt wiele ludzi, czym
byłem naprawdę uradowany… Nie chciałem by ktokolwiek mnie tutaj rozpoznał. W
Hogwarcie nie miałem zbyt wielkiego wyboru, ale tu wolałem pozostać
nierozpoznany. Powtarzałem sobie, że to tylko jeden dzień, a po nim z powrotem
wrócę do swojego życia, ale część mnie nawet w to nie wierzyła. Nigdy nie
myślałem o powrocie do domu, prawdziwego domu, a jednak od pewnego czasu
myślałem nad tym, co by było, gdybym miał wrócić. Jakie miałbym życie, czym bym
się zajmował… Te myśli pojawiały się coraz częściej.
— Jest
Harry! — krzyknęła nagle Granger. Sophie, śpiąca na moich rękach, delikatnie
się poruszyła, przytulając się jeszcze mocniej.
— Granger,
na Merlina, ciszej — powiedziałem, mrużąc oczy.
Hermiona
zacisnęła usta i mruknęła ciche „przepraszam”. Spojrzałem w stronę, którą
wskazywała kobieta. Rzeczywiście kilka metrów od nas stał Potter stojący tuż
obok dorożki. W ręku trzymał różdżkę, oświetlając drogę wokół siebie. Moja
własna różdżka była schowana w walizce; poczułem coś na kształt
niecierpliwości, ponieważ dobrze wiedziałem, że ją użyję. Stęskniłem się za
magią, za życiem, które dzięki niej było prostsze i zacząłem myśleć o powrocie.
Granger podbiegła do swojego przyjaciela, od razu go przytulając. Coś zaczęło
się we mnie buntować, nie podobało mi się to, iż mężczyzna ma ją w swoich
objęciach, ale nie mogłem z tym nic zrobić. Wkurzało mnie, że tak często
przyjeżdżał do Denver, tak często zostawał u niej w domu na noc… Niby nic nas
nie łączyło, ale pojawiała się we mnie złość, kiedy tylko widziałem ich razem.
Było to dla mnie nowością, nie jest więc niczym dziwnym, że zatrzymywałem swoją
irytację w sobie, nic nie mówiąc. W końcu Granger była tylko matką mojej
pacjentki…
— Pociąg
przyjechał wcześniej, miałem nosa, żeby pojawić się przed czasem — powiedział
Potter, trzymając Hermionę za ramiona.
— Ty zawsze
miałeś i masz nosa — odparła, lekko się uśmiechając. — Przyjechali Ron, Ginny?
— Tak, czekają
w zamku. Nie mogli się doczekać, aż przyjedziesz, aż poznają Sophie... Czekali
na ten moment tyle lat… więc chyba wyobrażasz sobie ich reakcję.
— Sama
ciągle o tym myślę i nawet nie próbuję myśleć o tym, jak ja zareaguję. Niestety
podróż była dla Sophie męcząca i, no cóż, zasnęła. — Spojrzała na dziewczynkę,
a później na mnie. Uśmiechnęła się lekko, jakby chciała podziękować za to, że z
nimi przyjechałem. Nie wiedziałem tylko, czy zrobiłem to tylko dla Sophie, czy
też dla Granger.
— Chodźmy,
robi się coraz chłodniej, nie ma co czekać. W dorożce jest cieplej, ugrzejecie
się.
Droga do
Hogwartu minęła szybko, zbyt szybko. Nie byłem przygotowany na powrót do tego
miejsca. Zaraz kiedy wsiadłem do dorożki, przekazałem Sophie w ręce Hermiony i
w moich ramionach pozostał jedynie dziwny chłód. Rozmawiałem przyciszonym
głosem z kobietą, a Harry, siedzący naprzeciwko nas, przyglądał się nam z dozą
ciekawości. Kiedyś był moim wrogiem, teraz stał się całkowicie obojętny,
podobnie jak każda inna osoba, z którą wiązał się Hogwart. Ale jadąc dorożką z
Potterem i Hermioną, wiedząc, że w zamku czekają pozostałe osoby, czułem się
jak intruz. Zawsze podążałem własnymi ścieżkami, nie patrząc na innych, a teraz
musiałem się podporządkować. W pewnym momencie zacząłem żałować tego, że tu
przyjechałem.
Weszliśmy do
zamku przez główną bramę. Trzymałam Sophie na rękach, ponieważ ciągle spała, a
ja nie miałam serca jej budzić. Wydawało mi się, że ta podróż była bardziej dla
mnie, niż dla niej. Chciałam, żeby poznała w końcu magię. Żałowałam jedynie
jednego — tego, iż tak późno zdecydowałam się na ten krok. Sophie zasługiwała
na poznanie prawdy, nawet jeśli nie była do końca pewna, co to znaczy. Przez
wyjazdem starałam się jej wszystko jak najlepiej wytłumaczyć, mówiłam co, jak i
kiedy. Zastanawiałam się, kiedy magia da o sobie znać, ale wydawało mi się to
jedynie kwestią czasu.
Draco
trzymał się z tyłu. Nie było to dziwne, zważając na okoliczności, w jakich
przybyliśmy do Hogwartu. Od momentu spotkania się na stacji Kings Cross ciągle
zastanawiałam się, czy aby na pewno podjęłam dobrą decyzję. Wątpliwości
całkowicie się rozwiały, gdy zauważyłam Sophie śpiącą na jego rękach; i nagle
wszystko stało się tak oczywiste. Po raz pierwszy od narodzin córki, zobaczyłam
ją śpiącą w ramionach innej osoby, niż ja i ten widok był dla mnie — matki —
rozczulający. Obecność Malfoya w tej chwili była dla mnie bardzo cenna, sama
nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo.
Szliśmy
korytarzem, kierując się w stronę gościnnej komnaty, znajdującej się na drugim
piętrze. Ciągle, idąc do przodu, przypominałam sobie poszczególne miejsca; tak
naprawdę nigdy tych wspomnień nie straciłam, zawsze miałam je w swoim sercu.
Rozglądałam się po pomieszczeniach, próbując zapamiętać jak najwięcej
szczegółów. Spojrzałam na Draco, który szedł tuż obok mnie, on również sprawiał
wrażenie zafascynowanego powrotem do tego miejsca. Widocznie nie tylko dla mnie
było to tak ważne. W końcu doszliśmy. Harry zatrzymał się przy drzwiach i
otworzył je przede mną, przepuszczając mnie do środka. Ręką pokazał mi, który
pokój jest mój, a ja od razu ruszyłam w jego kierunku, by położyć Sophie.
Podróż była dla niej wyjątkowo męcząca i zasługiwała na chwilę odpoczynku,
szczególnie zważając na to, że kolejny dzień miał być dla niej pełen wrażeń.
Początkowo nie zwróciłam uwagi na wystrój komnaty, jaka została dla nas
przyszykowana. Całe pomieszczenie składało się z niewielkiego przedsionka i
dwóch pokoi; jeden należał do mnie i Sophie, drugi, jak podejrzewałam, do
Malfoya. Zostawiłam swoje rzeczy w pokoju, nie przyglądając się zbytnio
umeblowaniu. Nie był dużych rozmiarów, ale zawierał wszystko, co powinno w nim
być — większe łóżko, komoda i biurko. W końcu, zerkając po raz ostatni na
śpiącą dziewczynkę, wyszłam z komnaty, zamykając za sobą cicho drzwi.
— Gdzie
Draco? — zapytałam Harry’ego, kiedy nigdzie go nie dostrzegłam.
— Jest w
swoim pokoju, powiedział, że gdy będziesz czegoś… — mówił, ale ja już pukałam
do drzwi Malfoya. Weszłam, kiedy usłyszałam ciche „proszę”.
— Malfoy,
jesteś?
— Zadajesz
głupie pytania, Granger. Chyba ktoś musiał cię tu wpuścić — odparł. Stał przy
oknie, z rękami włożonymi w kieszenie, tyłem do mnie. Jego walizka leżała na
łóżku, nierozpakowana. Pokój swoim wyglądem niczym nie różnił się od mojego i
Sophie.
— Malfoy…
— Granger —
przerwał, odwracając się powoli w moją stronę.
— Chciałam
ci tylko podziękować… że tu z nami przyjechałeś. To dla mnie wiele znaczy i… —
mówiłam. W tym samym czasie Draco zaczął iść w moją stronę. Stawiał kolejne
kroki pewnie, a ja zaczęłam się cofać w stronę ściany. W końcu poczułam na
plecach chłód. Zatrzymałam się w miejscu, patrząc na mężczyznę i na to, co
robi. Wpatrywał się we mnie, jakbym była dla niego kimś szczególnie ważnym.
— Co ty
robisz?
Malfoy
stanął naprzeciwko mnie. Powtórzyła się sytuacja sprzed kilku dni; znowu czułam
jego zapach, widziałam z bliska oczy… I pomyślałam, że jeszcze nigdy nie czułam
się tak dobrze, jak w tym momencie, stojąc tuż obok niego, tak blisko. Dzieliły
nas centymetry i chociaż byliśmy bliżej, niż kiedykolwiek, miałam wrażenie, iż
myślami jest na innej planecie. Odchrząknęłam, odwracając swój wzrok. Bałam się
tego, co mogło się między nami wydarzyć, już i tak za daleko brnęliśmy. Ten
wyjazd miał wyglądać zupełnie inaczej. Draco miał tylko być blisko w razie
potrzeby. Nie mogłam od niego wymagać tego, że będzie z nami spacerował, wracał
do starych miejsc. Przez ostatnie pół roku spędzał z nami więcej czasu, niż
ktokolwiek inny. Był, kiedy Sophie źle znosiła leczenie chemioterapią, pomagał,
miał z nią kontakt… nie zachowywał się tylko jak lekarz, ale jak ktoś więcej.
— Nie
dziękuj, Granger. Idź przywitać się z przyjaciółmi, ja przypilnuję Sophie… W
końcu po to tu jestem — powiedział. Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, ale
ostatecznie jedynie pokiwałam głową i skierowałam się w stronę drzwi. — Baw się
dobrze, Hermiono.
— Dziękuję,
Draco — odparłam, ostatni raz się odwracając. Wiedziałam, że to zachodzi za
daleko, jednak mimo to nie miałam zamiaru nic z tym robić. Wyszłam z pokoju,
zamykając za sobą drzwi. Sophie była bezpieczna w rękach Malfoya, mogłam mu w
tej kwestii zaufać. Miałam obawy — bo która matka, wychodząca po raz pierwszy
bez swojego dziecka, nie miałaby ich?
Mówi się, że
pożegnania są wyjątkowo trudne. Osobiście jestem zdania, iż powroty są o wiele
gorsze. W odchodzeniu dobra jest jedna rzecz — można być egoistą, postawić na
swoim, odchodząc, zniknąć bez żadnego śladu… Jedynie życie ze świadomością
pozostawienia za sobą tak wielu rzeczy, rozpoczęcie wszystkiego na nowo: tylko
to może boleć. Idąc opustoszałym korytarzem Hogwartu, mijając znajome obrazy, w
mojej głowie przewijało się milion myśli. Pierwszą z nich była wdzięczność do
Harry’ego za zorganizowanie pobytu w tym miejscu. Wiedziałam, że bez niego nic
bym nie zdziałała, ponieważ to on rozmawiał z dyrektorką szkoły, a moją byłą
nauczycielką — profesor McGonagall — o tym pobycie. Nie wierzyłam w sukces,
przygotowywałam się na odmowę, a kiedy Harry zadzwonił oznajmić mi dobrą
wiadomość moje szczęście nie znało granic. Przyjazd do Hogwartu wiązał się
również z innymi sprawami, między innymi ze spotkaniem Rona i Ginny. Nie miałam
szansy zobaczyć ich wcześniej, dopiero ta chwila nam na to pozwoliła. Dlatego
podążając za Harrym, do Pokoju Życzeń, czułam podekscytowanie, jak i strach.
Nie wiedziałam jak zareagują i nie wiedziałam jak zareaguję ja. Przez całą
drogę zastanawiałam się, czy się zmienili, jak teraz wyglądają, czy są oby na
pewno szczęśliwi… i pomyślałam, że może nie zasłużyłam na tę wiedzę. Nie miałam
już jednak wyjścia, musiałam iść... I zdałam sobie sprawę z tego, jak cholernie
trudne są powroty.
Wreszcie
doszliśmy do Pokoju Życzeń. Poczułam, że moje dłonie zaczynają się pocić, a
stres coraz bardziej ogarnia moje ciało. Harry przeszedł trzy razy przy
ścianie, intensywnie myśląc o miejscu, w którym mieliśmy się znaleźć. Nagle
zaczęły pojawiać się drzwi, ich zarys z każdą sekundą stawał się coraz wyraźniejszy.
Mężczyzna spojrzał na mnie i lekko uśmiechnął, jakby chciał dodać odwagi,
widząc niepewność w mojej postawie. Wyciągnął w moją stronę dłoń, którą, po
chwili wahania, ujęłam. Nacisnął klamkę, aż w końcu drzwi ustąpiły, otwierając
się na oścież.
— Hermiona —
szepnął znajomy mi głos, o którym myślałam, że już nigdy go nie usłyszę.
Uniosłam spojrzenie i napotkałam wzrok Ginny i Rona, oboje byli wzruszeni.
Widząc tę dwójkę, w moich oczach pojawiły się łzy. Smutek, który kumulował się
we mnie przez ostatnie lata, z powodu braku obecności tych osób w moim życiu,
teraz wyszedł na wierzch, zupełnie nieproszony.
Po raz
pierwszy od długiego czasu było po prostu dobrze.
____________________
Cześć!
Muszę przyznać, że
odzwyczaiłam się od pisania takich notek odautorskich… Bardzo dawno tego nie
robiłam, bo ponad dwa miesiące. W trakcie nich bardzo dużo się wydarzyło –
studniówka, matury próbne, w dodatku na początku ferii spotkała mnie tragedia,
po której trudno było mi się podnieść… ale jestem! Wracam z nowym rozdziałem.
Pewnie jak zdążyliście zauważyć wyszedł mi baaardzo długi, ale chciałam zamknąć
w nim poszczególne sytuacje i na szczęście mi się udało. Sama nie wiem co o nim
sądzić, więc, proszę, napiszcie co o nim myślicie w komentarzach. I koniecznie
napiszcie mi co u was słychać! Jestem bardzo ciekawa i, co tu dużo mówić,
stęskniłam się za Wami. :) Pod ostatnim rozdziałem nie odpowiadałam na komentarze,
głównie z braku czasu, ale pod tym mam zamiar, jak praktycznie zawsze,
odpowiedzieć. Dlatego jeśli macie jakieś pytania, wątpliwości czy po prostu
chcecie ze mną pogadać – piszcie, pytajcie! :)
Nie mam pojęcia kiedy
pojawi się nowy rozdział, ale obawiam się, że będzie to niestety już po maturze…
teraz muszę się skupić na niej maksymalnie, dać z siebie dwieście procent,
przyłożyć się, żeby wypaść jak najlepiej. Ale po maturze… obiecuję, że już nie
będzie między rozdziałami takich przerw.
Do zobaczenia! Trzymajcie
się.
PS. Jak podoba się szablon? ;)
Milion
buziaków,
M.
Czekałam niecierpliwie na ten rozdział, sprawdzając codziennie, czy opublikowałaś nowy post. Nie komentowałam wcześniejszych części histori, ale dzisiaj coś skusiło mnie, aby jednak napisać.
OdpowiedzUsuńPrzez te 3 miesiące - od publikacji siedemnastego rozdziału- dosyć dużo u mnie się zmieniło. Poznałam fantastycznych ludzi, dzięki stronie którą prowadzę. Poczułam, że jestem akceptowana w klasie, w której wcześniej czułam się... nieswojo. Oczywiście nadal mam dni, w których wole zamknąć się w pokoju, puścić muzykę i zasiąść do komputera, aby poczytać lub napisać opowiadanie, bliskie moje sercu, czyli Dramione. Zawsze próbowałam byś sobą, poprzez malowanie czy czytanie opowieści, wyobrażając sobie magiczny świat i całkiem nowe życie. Nie robiłam niczego na pokaz, ponieważ nie lubię, gdy ktoś inny to robi. Zrozumiałam, że moje życie nie miało konkretnego celu.
Założyłam bloga, gdzie próbuje przekazać cząstkę siebie.
Znajomi - niestety nie mogę ich nazwać przyjaciółmi - nie wiedzą, że piszę opowiadanie. Nie zdradziłam im tego, dlatego, że po prostu boje się odrzucenia. Może kiedyś poznają prawdę i dowiedzą się, dlaczego często jestem niedostępna, szczególnie myślami. Narazie to moja tajemnica, a najbliższymi osobami są dla mnie czytelnicy...
Dzięki twojemu opowiadaniu mam motywację, która pojawia się od razu po przeczytaniu. Ta historia jest tak prawdziwa, a zarazem tak nie realna, że chce się myśleć o swoim postępowaniu. Podoba mi sposób w jaki Draco próbuje zbliżyć się do Hermiony, choć on sam nie zdaje sobie z tego sprawy.
Hermiona jest daliketna i nawet jeżeli brakuje jej sił, próbuje je znaleźć, ponieważ chce walczyć o swoją córkę.
Sophie jest zagubiona, ale odnajduje w Draco ojca, którego nie miała.
Pomimo mojego młodego wieku, przeżyłam trochę rozpaczy, a także dni szczęśliwych. Mam rodzinę, na której zawsze mogę polegać, mam znajomych, którzy choć nie są zawsze, potrafią pocieszyć mnie w najgorszych chwilach, mam osoby, które mnie nie znają, ale dają mi cholernie silnego kopa w tyłek, dzięki któremu mam wielką motywację do dalszej pracy, do osiągania sukcesów i staczania się - nie zawsze w odpowiednim momencie, ale cóż... takie życie.
Chyba powinnam juz skończyć ten komentarz, dlatego naoisze tlyko tyle, że życzę Ci wszystkiego co najlepsze, dalszej motywacji do pracy, a także co najważniejsze, osób, które dadzą ci wsparcie, pomimo przeciwności losu...
www.crazy-in-love-dramione.blogspot.com
Pozdrawiam #Hedwiga
Bardzo, ale to bardzo się cieszę, że postanowiłaś się odezwać! To dla mnie bardzo ważne, ponieważ widzę, jakie osoby czytają moje opowiadanie, jakie mają zdanie na jego temat. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Ci się poodoba. :)
UsuńWiesz, ważne, żeby mieć w życiu jakąś pasję, tak jak napisałaś, u Ciebie jest to malowanie, pisanie, bo takie czynności nadają tak naprawdę życiu sens. Życzę Ci, żebyś spotkała na swojej drodze dobre osoby, które będą Cię zawsze wspierały, które pomogą Ci w trudnych sytuacjach! "Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie" - to bardzo prawdziwe. :)
Ciesze się, że moje opowiadanie daje Ci taką motywację. To bardzo, bardzo miłe.
Najważniejsze, że masz przy sobie takie dobre osoby! Jestem pewna, że nawet w najgorszym okresie są dla Ciebie takim promykiem słońca, dzięki któremu zbierasz siły.
Dziękuję bardzo i również tego Ci życzę!
M.
Ale... Ale już? :(
OdpowiedzUsuńJuż! :(
UsuńM.
Co mi odpowiadasz, przecież wiesz, że nie skończyłam! (Jak mnie rozbawił twój podpis pod tym jednym słowem, kapciu, kc).
UsuńOtóż... Ten rozdział staje się oficjalnie moim ulubionym. Nie chodzi już nawet o sam romansowy wątek (był wspaniały), ale o... taką elegancję. Manierę w dialogach, którą bardzo lubię. Każde słowo odbija się na mnie z dużą mocą i jakoś tak czuję się lepiej czytając takie teksty. Gorzej z komentowaniem... ale zdałam Ci barwną relację na gg, więc nie marudź. :)
I nie mogę się doczekać rozwiązania wątku Sophie, ona mi jakoś tutaj wadzi. Chciałabym wiedzieć, czy wyzdrowieje (oby nie), czy po prostu wykorkuje. Nie myśl sobie, że jestem sadystką. (Niekorzystnie na mnie wychodzi, że nie lubię za bardzo dzieci, ale... no). Po prostu uważam, że - zwłaszcza przy pierwszoosobowej narracji - możesz sobie nieźle z tym poradzić. Tyle smutku, ile opisów.
I jakoś nie wierzę, że to 11 stron. Nie obchodzą mnie dowody w postaci screena, nie. Po prostu nie wierzę, za szybko mi się to wszystko przeczytało.
Co by tu jeszcze dodać... NO DOBRA. Hermiona i Draco. Sikałam po siebie. Więcej chyba nie muszę pisać, prawda? PRAWDA. Ja zawsze mam rację, pamiętaj. JESZCZE MAJĄ WSPÓLNE MIESZKANIE. W sumie to jest taki typowy wątek w dramione, że - tyle że podczas szkoły - razem mieszkają. Tylko ty masz trochę inne wyczucie artystyczne, bo oni już mają jakby dziecko.
Wiem, że mój komentarz trochę Cię ucieszy, a trochę zasmuci. Ucieszy, bo to ja i zasmuci, że będziesz musiała na niego odpowiadać. Hehe.
Do następnego... widzimy się po maturze?
Ja się zawsze podpisuje, kapucino, więc nie podskakuj tutaj, co. -,-
UsuńJej, bardzo się cieszę, że ten rozdział jest Twoim ulubionym. W sumie mi też nawet się podoba, ale to głównie przez wątek Hogwartu i spotkania Hermiony z Ronem i Ginny, bo nie mogłam się tego doczekać.
Sophie jest fajna, lubię ją, nie powiem Ci co planuję w związku z jej osoba, nie myśl sobie.
Draco nie jest ojcem Sophie, ani zastępczym, ani tym bardziej biologicznym, więc nie mają razem dziecka, idąc tym tropem. :(
Odpowiedziałam!
Jasne, po maturze, wracam... :))
Dziękuję za komentarz!
M.
No nie mogę.. nie mogę! Mam przeczucie, że na tym wyjeździe pomiędzy Draco i Hermioną wydarzy się coś większego, coś co odmieni ich życie. Wydaje mi się że mnie nie zawiedzieesz:( haha, czekam na kolejny!!!!
OdpowiedzUsuńCzy ja wiem czy coś się wydarzy... No ale to już 18 rozdział, w końcu musi się coś zacząć dziać! Nie zawiodę, obiecuję!
UsuńDziękuję za komentarz! :)
M.
Mogę tylko powiedzieć że cudowny rozdział. Także chciałabym przy okazji życzyć wesołych świąt wielkanocnych.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! :)
UsuńI również - przede wszystkim spokojnych, spędzonych w rodzinnym gronie, świąt wielkanocnych. :)
M.
Czekałam na rozdział z niecierpliwością i nareszcie jest! Nie zawiodłam się i powiem, że warto było czekać.
OdpowiedzUsuńPowrót do Hogwartu... Aż uśmiech sam się nasuwa. Czytając to, czułam się tak, jakbym ja też tam wracała. Zresztą, takie chyba jest zadanie fanfictions, prawda?
Dziękuję ci za ten rozdział. Za całą historię, która po prostu jest niesamowita.
All the love,
Blanca
PS: W razie nudy (w co wątpię, w końcu masz maturę) to zapraszam na moje pierwsze Dramione: http://herchoice-dramione.blogspot.com/
Bardzo, ale to bardzo się cieszę! Bałam się, że ten rozdział nie wyszedł tak, jak chciałabym by wyglądał, ale chyba jednak nie jest tak źle. :) Muszę przyznać, że powrót do Hogwartu był w moich zamiarach od samego początku, więc nie mogłam się tego doczekać - ale wreszcie jest! :)
UsuńJa dziękuję, że mam takich cudownych czytelników! Bez Was nic by mi nie wyszło, naprawdę.
Obiecuję, że w czerwcu, kiedy będę już po maturach, wejdę na wasze blogi, będę czytała, komentowała i śledziła losy Waszych bohaterów! :)
M.
Nawet nie masz pojęcia jak długo czekałam na ten rozdział :D Nie wiem jak to robisz, ale Twoje rozdziały mogłabym czytać cały czas, bez przerwy :D
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba fakt że Draco i Hermiona zaczynają czuć do Sb coś więcej. To ze Draco jest zazdrosny o nią, a Herm rozczula jego widok z Sophie na rękach sprawia że cały czas się uśmiecham :D
Kocham Twoje opowiadanie, bardzo bardzo mocno i żałuję że znowu znikniesz na tak długo :/
Postaram się jednak zacisnąć mocno kciukasy aby matura poszla Ci jak najlepiej i żebyś wrócila z kolejnym, pięknym, długim rozdziałem :D
Pozdrawiam serdecznie, Iva Nerda
PS. Szablon podoba mi się baaaaardzo <3
kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com
Bardzo mi miło to czytać, naprawdę! Aż się zarumieniłam. :D
UsuńJesteśmy już za połową (a nawet trochę dalej), musi wreszcie zacząć się coś dziać między naszą dwójką. Ja również bardzo żałuję, ale jednak chcę uzyskac na maturze jak najlepsze wyniki i muszę się teraz przyłożyć. :<
Bardzo dziękuje za kciuki! Obiecuję, że w czerwcu pojawi się rozdział, który wynagrodzi długie oczekiwanie. :) + bardzo się cieszę, że szablon się podoba!
M.
Aż trudno uwierzyć, że to jedenaście stron, tak szybko je się przeczytało!
OdpowiedzUsuńKiedy w pewnym momencie wspomniałaś, że minęło pięć miesięcy od leczenia Sophie przez Malfoya, to normalnie się zaszokowałam. Nie wiem, czemu nawet. :D
Dobrze jest widzieć córkę Hermiony w nieco barwniejszych kolorach (przynajmniej jeśli chodzi o scenkę na peronie).
No i Draco zazdrosny o Hermionę! Czekam na rozwój tego wątku, bo coś czuję, że będzie tego jeszcze więcej. :D
Powrót do Hogwartu również dla mnie wydał się rozczulający. Wyobraziłam sobie jakąkolwiek osobę, która wraca na stare śmiecie pełnych wspomnień. Takie doświadczenie na pewno jest wzruszające.
Nie mogę doczekać się następnego rozdziału, no i M. powodzenia z maturą i przygotowaniami! Choć zapewne przeczytasz jeszcze ode mnie te słowa. ;)
No i szablon - jak mówiłam - wybitny!
Pozdrawiam, A.
Jejciu, serio? Dla mnie ten rozdział w niektórych momentach bardzo się dłużył, więc cieszy mnie opinia, że jednak przeczytało się go szybko. :)
UsuńNo, kurcze, leci czas w opowiadaniu, święta nadchodzą! :D Tak, na peronie Sophie była szczęśliwa i w ogóle nic jej nie brakowało, w końcu był Draco! Cieszę się, że powrót do Hogwartu wzbudził w Tobie emocje, dla mnie pisanie tego fragmentu było równie ważne.
Haha, dziękuję, dziękuję, Ana! <3
M.
O kurczę! Dwa razy było tak blisko pocałunku i nic! Kusisz, oj kusisz. Nieładnie hahah
OdpowiedzUsuńWreszcie Hermiona dała sobie chwilę oddechu, cieszę się. Sophie uwielbia Dracona, a Draco uwielbia Sophie. Czy można marzyć o czymś więcej?
Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że Miona zabierze ich do Hogwartu. Wystarczyło zdanie, że pewne miejsce i już nie mogłam się doczekać reakcji Dracona, w końcu mógł odmówić...
Harry.. Harry.. Wydaje mi się taki inny. Nie tylko w tym rozdziale, ale cała twoja kreacja tej postaci jest inna... Ciekawi mnie więc jacy będą Weasleyowie..
No cóż, życzę weny, i liczę na pocałunek! :D
Pozdrawiam,
Ana M. :*
Haha, przepraszam w takim razie. :D
UsuńMnie też ciekawi jacy będą Weasleyowie! Sama jeszcze nie mam dokładnego planu. Muszę chyba odświeżyć trochę pamięć i wrócić po maturze do "Harry'ego".
Dziękuję za komentarz!
M.
Hej! :D
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam cały rozdział. Miałam zostawić sobie trochę na jutro, ale nie dałam rady, tak mnie wciągnęło! <3 Pomysł z wyjazdem do Hogwartu bardzo mnie zaskoczył i ucieszył...Ponadto podoba mi się zachowanie Malfoya, taki pomocny, uczynny przy tym oziębły, ale momentami czuć to ciepło. Daję tylko znak, że jestem i czytam, a jutro zostawie tutaj szczegółowy komentarz - naprawdę przepraszam, ale w tej chwili mam ograniczony dostęp do internetu.
Pozdrawiam cieplutko!
N.
Zabiję się zaraz, pisałam długi komentarz i nagle...Ale nieważne. ;D W każdym razie mogę już spokojnie zebrać myśli i napisać, co sądzę o rozdziale. Trochę trudno mi się skupić po takim stresującym dniu w szkole, więc przepraszam, jeśli mój komentarz będzie zbyt chaotyczny i bezsensowny.
UsuńPo pierwsze, rozdział czytało mi się bardzo przyjemnie. Tekst jest naprawdę umiejętnie napisany, a niektóre opisy zapadają w pamięci. Mnie osobiście podobał się ten o ciszy, kiedy Draco, Hermiona i Sopbie jechali pociągiem. Malfoy i Granger nie muszą się sobie zwierzać czy prowadzić jakiś niesamowitych rozmów, aby było ciekawie. Wystarczy sama cisza i nic więcej nie trzeba. Bardzo się cieszę, że ta dwójka siebie akceptuje. Są dla siebie elementem codzienności. I to jest naprawdę kochane...Chciałabym, żeby wreszcie doszło między nimi do poważnej rozmowy na temat ich relacji. Hermiona zauważyła, że inaczej postrzega Dracona, ale nie jest to dla niej najważniejsze, bo liczy się Sophie. Tak też powinno być, ale niech też odrobinę pomyśli o sobie. Przedstawiasz ją doskonale; troszcząca się o dziecko mama. Początek tekstu mnie zasmucił, widać, że z Sophie jest kiepsko. Mało je, traci powoli chęci do życia...A perspektywa tego, że może spaść śnieg sprawia, że wstaje z łóżka. Trochę przypomniało mi to siebie samą, gdy byłam mała. Gdy czekałam na zimę, pierwsza zrywałam się z łóżka i biegłam do okna. :) W każdym razie całą tą sytuację traktuje bardzo emocjonalnie i mam nadzieję, że na drodze leczenia dziewczynka nie doświadczy dużo cierpienia. ;( Wracając do akcji, gdy Malfoy pochylił się nad Hermioną w gabinecie, momentalnie się spięłam. Uwielbiam takie momenty, pełne napięcia. Wiedziałam, że do pocałunku na pewno nie dojdzie, ale gdzieś tam we mnie nadal tliła się nadzieja...:D A później tekst Dracona o niemyśleniu był taki prawdziwy i typowy jak na niego. <3 Widzi, że Hermiona za bardzo się martwi i wszystko nazbyt kalkuluje. Mężczyzna jest tutaj takim cichym obserwatorem, który stara się pomóc Sophie też poza szpitalem. Odciąża przy tym Granger...Pomysł z wyjazdem do Hogwartu chyba najbardziej mnie podekscytował. Powrót do miejsca, z którym wiąże się tyle dobrych i złych wspomnień. Powrót do przeszłości i przyjaciół. Lepiej nie dało się tego wymyślić! :D Aaa, wprost nie mogę się doczekać, co planujesz. Jakie rozmowy się odbedą, jak Sophie zareaguje na magię, co stanie się między naszą dwójką bohaterów. Jak Ginny i Ron zareagują na Dracona? Malfoy jest moją ulubioną postacią w tym opowiadaniu. Dba o Sophie i Hermionę, pomaga im jak tylko może i zauważa ich potrzeby, o czym już wspomniałam. Ale podoba mi się jego bezintetesowność. Był nawet zazdrosny o Hermionę, kiedy witała się z Harrym. To chyba o czymś świadczy, tak? Tylko trzeba przyznać to głośno. Postaci są tak realistycznie przedstawione, że nie mogę się nadziwić..<3
U góry pisałaś, że było u Ciebie różnie i mam nadzieję, że wszystko jest już dobrze. Bardzo się cieszę,że cały czas publikujesz. Dziękuję Ci także za to, że zawsze od razu czytasz moje rozdziały. Twoja opinia jest dla mnie ważna. Po opublikowaniu rozdziału, gdy wchodzę na bloga wypatruję komentarza od Ciebie, bo jestem taka ciekawa, co myślisz :D
Ojeju, matura już faktycznie tuż, tuż. Na pewno jesteś bardzo dobrze przygotowana, więc trzeba do wszystkiego podejść na spokojnie. Będę za Ciebie trzymać kciuki i mam nadzieję, że napiszesz nam jak Ci poszło. :)
Życzę dobrych, spokojnych świąt i dużo uśmiechu na co dzień.
N.
co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com
Ps. Szablon jest cudowny!
Złośliwość rzeczy martwych, ja też często przez bloggera (albo mojego laptopa, który nagle uznaje, że się zaktualizuje), tracę komentarze. :<
UsuńBardzo się cieszę, że rozdział Ci się spodobał! Osobiście uważam, że jeśli człowiek potrafi być z kimś, nic nie mówiąc, nie krępując się tym, to taka... dojrzałość. I pięknie powiedziałaś: "element codzienności". Są właśnie dla siebie taką codziennością, ktora weszła im już w nawyk.
Haha, jeśli chodzi o Sophie i wyczekiwanie śniegu - sama, kiedy byłam mała, każdego ranka, gdy było już coraz bliżej świąt, siedziałam przy oknie, czekając aż spadnie upragniony śnieg.
To już 18 rozdział, w opowiadaniu minęło pół roku, w końcu musi zacząć się między naszą dwójką coś dziać. Jesteśmy bliżej końca niż początku.
Ja również jestem bardzo podekscytowana powrotem do Hogwartu! Od dwóch lat (czyli od kiedy pomysł NWW powstał w mojej głowie) wiedziałam, że taki wątek się pojawi i nie mogłam się doczekać, kiedy go wplotę w opowiadanie. Nareszcie nadszedł już ten czas. :)
Czy u mnie jest okey... Nie do końca, przeżyłam śmierć bardzo bliskiej mi osoby i mimo że niby jest dobrze, ciągle gdzieś z tyłu głowy mam dołujące, smutne myśli.
Kiedy widzę tylko, że dodałaś rozdział, nie potrafię go od razu nie przeczytać i przy okazji skomentować. Zwykle mam w głowie tyle myśli, że sama nie wiem co pisać. ;)
Dziękuję za trzymanie kciukow! Na pewno bardzo mi się przydadzą.
Również życzę Ci spokojnych, spędzonych w rodzinnym gronie, świąt Wielkiej Nocy.
Dziękuję za komentarz! + bardzo się cieszę, że szablon się podoba. :)
M.
♡♡♡
OdpowiedzUsuń:)
UsuńKochana, według mnie to jest Twój najlepszy rozdział! Żadnego nie czytałam z tak zapartym tchem. A za zakończenie w takim momencie, kiedy łzy napłynęły mi do oczu, powinnam udusić :/ Powodzenia na maturach, jak dla mnie ustny polski jak i pisemny(!) masz zaliczony <3
OdpowiedzUsuńOczywiście trzymam kciuki by na maturze wszystko poszło dobrze.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam cały rozdział jednym tchem i jestem w szoku.
Podpisuje się pod pozostałymy że to zdecydowanie najlepsza historia.
I będę czekać na ciąg dalszy :)
Wiesz, że uwielbiam to opowiadanie i pozdrawiam mocno <33
Bardzo dziękuję za wszystkie miłe słowa, to naprawdę bardzo, bardzo miłe. :)
UsuńRównież bardzo mocno pozdrawiam i dziękuję za komentarz! <3
M.
W odpowiedzi na komentarz Anonimowej z 22 marca, bo nie mogę dodać odpowiedzi przy jej komentarzu (od kilku dni, meh, bloggerze, o co ci chodzi).
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za tak miłe słowa, aż się zaczerwieniłam. :< Bardzo się cieszę, że rozdział Ci się spodobał! Mam nadzieję, że wytrzymasz, jesli chodzi o to zakończenie - obiecuję, że po mojej ostatniej maturze, czyli po 24 maja, pojawi się rozdział. :) Bardzo dziękuję za wiarę we mnie! To naprawdę bardzo miłe, jesteście niesamowici. :)
Dziękuję za komentarz! <3
M.
Śmiało mogę powiedzieć, że między Hermioną i Draco zaczyna się dziać coraz więcej! Nareszcie! Bardzo podobały mi się te przemyślenia Malfoya, jak to jego życie po przybyciu Granger z Sophie się zmieniło. +czyżby był zazdrosny o Harry'ego? Jestem w takim razie ciekawa, jaka będzie jego reakcja na Rona (chociaż podejrzewam, że on już sobie życie dawno ułożył).
OdpowiedzUsuńPomysł z przyjazdem do Hogwartu naprawdę świetny. Szkoda tylko że Sophie przespała najważniejszy moment. Byłam bardzo ciekawa, jak zareaguje na to wszystko.
Co do błędów, było ich trochę. Nie wymienię tu wszystkich, bo zazwyczaj one się po prostu powtarzały.
„Odtrąciłam jednak na chwilę tą myśl, skupiając się na drodze” — tę myśl.
„(…) chociaż wiedziałam, że w ostatnim czasie jej sen jest twardy (…)” — był twardy.
„Nie wiedziałam czemu dzisiejszego dnia jest w tak kiepskim humorze, zdawałam sobie jednak sprawę z tego, że skutkiem chemioterapii są zmienne nastroje; nie wiedziałam jednak, że obserwowanie tych skutków będzie dla mnie tak bolesne” — dwa razy słowo „jednak”.
„(…) zaczęła samodzielnie wchodzić po schodach, na górę” — wchodzenie na dół jest raczej niemożliwe. :D
Generalnie czasami brakowało Ci przecinka przed „niż” albo „czy”, ale podejrzewam, że to zwykłe niedopatrzenia, bo, na przykład, w innych zdaniach już one były.
Pozdrawiam i życzę dobrych wyników z matur! Z niecierpliwością czekam na koniec maja. :D
Dziękuję za komentarz! Bardzo się cieszę, że pomysł wyjazdu do Hogwartu Ci się spodobał.:)
UsuńNiestety nie miałam czasu, by czytać ten rozdział kilka razy, a wolałam wstawić wcześniej, nie trzymać dłużej w niepewności. :) Błędy poprawiłam, jednego fragmentu nie mogłam znaleźć, no ale trudno, po maturze zajmę się poprawianiem wszystkich rozdziałów i tak dalej. ;)
Dziękuję za komentarz!
M.
Żal mi małej Sophie. Dobrze, że Hermiona przynajmniej zabrała ją do szkoły, niech zobaczy dziecko trochę magii w takich chwilach...Co wydarzy się między Draco, a Hermioną?
OdpowiedzUsuńNa pewno zdasz maturę śpiewająco!
Ariana Gucci :*
Co się między nimi wydarzy... Nie wiadomo czy cokolwiek się między nimi wydarzy. :D
UsuńDziękuję za komentarz i za wiarę we mnie! :)
M.
Wierzę, że Sophie wyzdrowieje. Może dlatego, że staram się być optymistką. Bardzo rozczulające są momenty, w których Draco opiekuje się dziewczynką. Coraz więcej chwil 'sam na sam' pomiędzy Draco, a Hermioną. Jestem jak najbardziej na TAK! Myślę, że każde z nich musi znaleźć swoją ostoję, może nawet ucieczkę od codziennych problemów, a przede wszystkim wsparcie!
OdpowiedzUsuńRozdział genialny jak zawsze!
Życzę dużo weny i oczywiście matury zdanej na 100% :)
Ja też czasami mam w sobie coś z optymistki. :) Bardzo się cieszę, że taki rozwój akcji Ci się podoba. Dziękuję, bardzo się cieszę, że ten rozdział mi się udał. :)
UsuńDziękuję za komentarz!
M.
No hej, M. :D
OdpowiedzUsuńPragnę Cię poinformować, że zostałaś nominowana przeze mnie do Liebster Blog Award.
Szczegóły znajdziesz tutaj:
http://dracohermione-love-can-be-magical.blogspot.com/2016/04/liebster-blog-award.html
Jeśli nie będziesz chciała odpowiadać, to nie musisz. :D
Pozdrawiam, A.
Super pomysłowy i orginalny blog Dramione ;) A szablon obłędny :) Może zajrzałabyś? ;) Dopiero zaczynam. http://l.facebook.com/l.php?u=http%3A%2F%2Fpodrugiejstroniedramione.blogspot.com%2F%3Fm%3D1&h=pAQEl0t74
OdpowiedzUsuńSzablon jest świetny. Rozdział mimo swojej długości nie jest uciążliwy, bo zgrabnie używasz opisów. Trzymaj się i czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńMi również szablon bardzo się podoba, więc cieszę się, że i Wam przypadł do gustu. :) Dziękuję za miłe słowa! :)
UsuńM.
Witam;-) Rozdział bardzo interesujący. Pomysł na wycieczkę do Hogwartu mnie zaskoczył. Niezmiernie cieszę się, że Draco pojechał z nimi. On opiekuje się nie tylko Sophie;-) Z drugiej jednak strony obawiam się, że ta podróż może oddalić od siebie Draco i Hermione. Ona wróciła do swoich przyjaciół, może pojedna się z rodzicami. On też przecież zostawił tu znajomych i rodzinę. Każdy może teraz pójść w swoją stronę. Jedynie Sophie ich trzyma blisko siebie. Miło się czytało o myślach jakimi siebie darzą nasi bohaterowie. ;-)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział
pozdrawiam
Kate
Kolejny rozdział już jest od kilku dni. :)
UsuńDziękuję za komentarz!
M.
Tak, wiem:-) Nadrabiałam zaległości w komentowaniu i z przyzwyczajenia to napisałam;-)
UsuńNie mam słów, by wyrazić wdzięczność za Twoją pracę włożoną w to opowiadanie. Jesteś wielka!!!!
Kate
Jej, naprawdę bardzo dziękuję za takie miłe słowa, nawet nie wiesz jak mogą podnieść na duchu. :)
UsuńM.
#MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki
OdpowiedzUsuńZnowu mnie zaskakuje Draco, a konkretnie to, co robi. Nigdy nie przypuszczałabym, że pojedzie z Hermioną do Hogwartu. No, może tego chciałam, bo to przecież dramionki. Ale i tak jestem mega pozytywnie zaskoczona.
Marzy mi się konfrontacja Draco-Ron, ale hm czy do tego dojdzie? Zobaczę w kolejnym rozdziale!
Na bloga trafiłam dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”.