Niektóre sytuacje, które spotykają nas
w życiu, zmieniają wszystko. Czasem jest to poznanie jakiejś osoby, czasem
przeprowadzka do innego miasta — a czasem tylko uświadomienie sobie pewnych
kwestii, których wcześniej nie chciano do siebie dopuścić. Od początku choroby
Sophie nie dopuszczałam myśli, że Sophie może umrzeć, bo wydawało mi się to
abstrakcją. W chwili, w której Oliver postanowił oddać jej nerkę, zrozumiałam
jak wiele ryzykowałam. Patrząc na moje zachowanie z perspektywy czasu, zauważyłam,
które decyzje były złe, które rzeczy były kompletnymi błędami… Może po prostu
nie chciałam myśleć o tym, że śmierć znowu patrzy mi prosto oczy, ale tym razem
przez moją córkę. I to właśnie było w tym wszystkim najgorsze.
Spałam, a raczej próbowałam spać. Po
ostatnim tygodniu, pełnym wrażeń, niespodziewanych i raczej złych informacji,
byłam okropnie zmęczona. Przestałam dbać o własny wygląd, siedząc non stop przy
łóżku Sophie. Dopiero kiedy nagle zaczęła brać mnie choroba, otrzeźwiałam i
wróciłam odpocząć w domu. Mój organizm był wykończony. Wiadomość, że nie mogę
oddać Sophie swojej nerki, załamała mnie na tyle, że przez kilka dni nie mogłam
tej całej sytuacji zrozumieć i nie do końca w to wierzyłam. Zamiast wziąć się w
garść, pogrążałam się w smutku jeszcze bardziej. Załamywanie się — to właśnie w
tym byłam w ostatnim czasie najlepsza. Sophie, związek z Draco, przyjazd
Olivera: nic mi nie wychodziło. Proponowali mi wsparcie ze strony psychologów,
terapeutów, ale ja tego wcale nie potrzebowałam, a przynajmniej tak mi się
wydawało. Przecież wszystko miało być lepiej.
Otworzyłam oczy. Leżałam na łóżku na
wznak, więc widziałam jedynie sufit. W pokoju było ciemno, ale była to jedynie
zasługa czarnych rolet. Dobrze wiedziałam, że na zewnątrz nastał już ranek,
jednak na razie wolałam leżeć w ciemności. Ten mały, ciasny pokój, gwarantował
mi chociaż na chwilę poczucie bezpieczeństwa; nie chciałam z niego w ogóle
wychodzić. W końcu jednak potrzeba skorzystania z łazienki przeważyła — wstałam
z łóżka i wyszłam z pokoju. Niemal natychmiast poczułam na ciele chłód. Wyjęłam
z szafy sweter, narzucając go po chwili na ramiona. Zanim weszłam do łazienki,
wstawiłam wodę w czajniku i naszykowałam leki.
Chodziłam po mieszkaniu, próbując
doprowadzić się do porządku. Włosy związałam w kitkę, posprzątałam sypialnię,
dzięki czemu na chwilę odpędziłam od siebie ponure myśli. Moje przygnębienie
tłumaczyłam sobie brzydką pogodą na dworze: na niebie zgromadziły się ciemne
chmury, zasłaniając słońce. Stojąc w kuchni przy oknie, przy okazji włączyłam
radio, stojące na parapecie. W mieszkaniu, w którym dotąd gościła tylko cisza,
wreszcie dało się słyszeć co innego. Prezenter akurat życzył wszystkim miłego
dnia i puścił kolejną piosenkę. Dzień dopiero się zaczynał, a ja uświadomiłam
sobie, że następnego wieczora miał być już sylwester, a więc czekał mnie nowy
rok. Lekko się uśmiechnęłam — kolejny rok musiał być lepszy. Ten przyniósł mi
już tyle zmian… za dużo się działo i trochę się pogubiłam.
Napiłam się łyka kawy, nie odchodząc od
okna. Za chwilę musiałam jechać do szpitala — zajmowaliśmy się z Oliverem
Sophie na zmianę. Z jednej strony się z tego cieszyłam; byłam świadkiem tego,
jak między Sophie a Woodem tworzy się coraz mocniejsza więź, zaczęłam zauważać
podobieństwa w ich zachowaniu. Widziałam już, że Sophie uśmiecha się tak samo
jak on i tak samo marszczy brwi,
kiedy coś jej nie odpowiada. Wreszcie było dobrze, bo moje dziecko miało mamę i
tatę, pełną rodzinę.
Odwróciłam się od okna, kiedy
usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Nawet nie zdążyłam się dokładnie zastanowić
kto to może być; automatycznie ruszyłam w stronę wyjścia i przekręciłam klucz w
zamku, otwierając drzwi.
— Czemu właśnie dzisiaj miałam
przeczucie, że przyjedziesz? — zapytałam, podnosząc brew do góry. Stanęłam w przejściu,
nie przepuszczając mężczyzny do środka.
— A co, przyśniłem ci się? — Draco
przeszedł obok mnie, trącając mnie ramieniem. Przewróciłam tylko oczami i zamknęłam
za nim wejście. On w tym czasie zdjął płaszcz, buty, i przeszedł do kuchni.
Miał ze sobą papierową torbę, która była pełna jedzenia: widziałam warzywa,
pieczywo.
— W koszmarach? Zawsze — mruknęłam,
idąc za nim. Postawił na stoliku torbę i zaczął wyjmować z niej wszystkie
produkty. — Mogę się dowiedzieć co w ogóle robisz? Wpadasz do mojego mieszkania,
nic nie mówisz… Chciałabym wiedzieć o co chodzi.
— Na razie próbuję rozpakować torbę z
jedzeniem, bo jak podejrzewam, twoja lodówka jest pusta. Ja zrobię coś do
zjedzenia, a ty w tym czasie się spakujesz, ładnie ubierzesz…
— Czekaj, stop. O czym ty mówisz? —
Stanęłam przed mężczyzną, chcąc, żeby wreszcie mi wszystko wytłumaczył. Mówił
chaotycznie, więc trudno było mi cokolwiek z jego słów zrozumieć. Podniósł na
mnie swój wzrok i westchnął, jakby nie rozumiał mojego zdenerwowania.
— Mówię o tym, że zabieram cię na jeden
dzień z dala od tego wszystkiego — powiedział, a ja na chwilę przestałam
oddychać, wstrzymując oddech. Perspektywa wyjazdu, odcięcia się od świata na
choćby chwilę, była naprawdę piękna, ale rzeczywistość zaraz wróciła z podwójną
mocą.
— Ja mam chorą córkę, Malfoy. Nie mogę
jej zostawić i sobie wyjechać. Potrzebuje mnie — odparłam dziwnie spokojnie.
— Wood bez zająknięcia zgodził się z
Sophie zostać dzień dłużej. Ile razy byłaś gdzieś bez Sophie? Jesteś z nią całe
dnie i noce, od pięciu lat, potrzebujesz odetchnąć, szczególnie teraz. — Draco
wziął moje dłonie, patrząc mi w oczy. Miałam słabość do jego wzroku.
— Tylko jeden dzień? — zapytałam, po
dłuższym zastanowieniu i przeanalizowaniu wszystkiego.
— Tylko jeden. Jutro wracamy, obiecuję.
Pełna obaw, pokiwałam twierdząco głową.
Przybliżyłam się niepewnie do Draco i przytuliłam się do niego. Przez pierwszą
sekundę nie odwzajemnił uścisku, ale chwilę później objął mnie swoimi
ramionami. Przy nim czułam się bezpiecznie, a w jego ramionach zapominałam o
problemach. Nie wyobrażałam sobie bez niego życia, chociaż patrząc na naszą
wspólną przeszłość — kiedyś trudno byłoby mi wyobrazić sobie życie z nim. Pozwoliłam
jednak tym złym wspomnieniom odejść, ciesząc się tym, co miałam w tej chwili. Mimo
że między nami były podobne momenty, ta wydawała mi się być jedną z tych
najważniejszych. Byliśmy tak blisko siebie, że słyszałam bicie jego serca.
Oparł swoją głowę na mojej, a ja przymknęłam oczy, chcąc, żeby ta chwila trwała
jak najdłużej.
~
Spakowanie się nie zajęło mi dużo czasu
— pamiętając o obietnicy Malfoya, wzięłam tylko kilka najważniejszych rzeczy.
Po kilkunastu minutach mała walizka stała już w przedpokoju, a ja jadłam
śniadanie, zrobione przez Draco. Siedzieliśmy przy stoliku, a w tle grało
radio. Każde z nas było pochłonięte swoimi myślami; przyłapywałam Malfoya na
tym, że od czasu do czasu na mnie zerkał. Przeżuwałam wolno kolejne kęsy
jedzenia, jakbym chciała przedłużyć moment wyjechania z domu. Wiedziałam, że
Draco nie odpuści i tak czy inaczej, wyjadę. Sophie była w dobrych rękach,
chociaż miałam wrażenie, że tylko ja mogę ją ochronić. Chyba każda matka tak
ma.
Przed południem wyszliśmy z mieszkania.
Zanim wsiadłam do samochodu, wróciłam sprawdzić, czy oby na pewno zamknęłam
dobrze drzwi.
Nie miałam pojęcia, gdzie Malfoy chce mnie zabrać, a on sam nie był też chętny powiedzieć mi czegoś więcej. Wyjechaliśmy na główną drogę, chociaż ostatecznie zawróciliśmy jeszcze na chwilę do szpitala — nie potrafiłam zostawić Sophie bez pożegnania. Draco był cierpliwy, bo bez słowa zatrzymał się i wykręcił.
Nie miałam pojęcia, gdzie Malfoy chce mnie zabrać, a on sam nie był też chętny powiedzieć mi czegoś więcej. Wyjechaliśmy na główną drogę, chociaż ostatecznie zawróciliśmy jeszcze na chwilę do szpitala — nie potrafiłam zostawić Sophie bez pożegnania. Draco był cierpliwy, bo bez słowa zatrzymał się i wykręcił.
W małym pokoju, przy łóżku Sophie,
siedział Oliver. Dziewczynka spała na boku, a przy jej głowie leżał miś Rudolf.
Była tak samo blada, a jej rączki tak samo zimne. Sophie, którą była jeszcze
przed połową roku, już nie było. Była wspomnieniem siebie sprzed choroby,
przynajmniej wtedy, kiedy spała. A jednak gdy otwierała oczka i zaczynała o
czymś dyskutować z wielkim entuzjazmem, można by mieć wrażenie, że nic
szczególnego się nie zmieniło; że to nadal była mała Sophie, wiedząca wszystko
najlepiej. Podeszłam cicho do łóżka, na którym spała i przysunęłam sobie
krzesło. Nie chciałam, żeby się teraz obudziła, bo gdyby to się stało,
prawdopodobnie nigdzie bym nie pojechała. W końcu po kilku minutach z powrotem
się podniosłam, nachylając się nad dziewczynką. Pocałowałam ją w czółko i
wyszłam z sali. Za mną wyszedł też Oliver. Nie widząc nigdzie Draco, usiadłam
na jednym z krzeseł, a Wood usiadł tuż obok mnie. Nie lubiłam tych sytuacji, w
których byliśmy sami, czułam się przytłoczona jego obecnością.
— Poradzisz sobie? — zapytałam, przerywając
milczenie. Na moich oczach między tą dwójką — Oliverem i Sophie — rozwijała się
miłość, miłość rodzicielska. Oliver potrafił z nią rozmawiać, znosił jej
humorki i był po prostu dobrym tatą. Nie mogłam mieć do niego żadnych
pretensji, bo naprawdę się starał. Zastanawiałam się, co by było, gdyby pięć
lat temu w tamtej kawiarni powiedział co innego: i jak wyglądałoby nasze życie.
Może stworzyłabym z nim rodzinę, a w końcu udałoby mi się go pokochać?
— Tak, chyba tak — odparł.
— W razie czego…
— Tak, będę dzwonił, Hermiono. Naprawdę
nie masz się czego bać, wszystko będzie w porządku. Świetnie damy sobie z
Sophie radę. Odpocznij.
— Dzięki — powiedziałam cicho,
uśmiechając się w jego stronę. Na końcu korytarza zauważyłam wreszcie Malfoya,
więc od razu wstałam z krzesła. Kiedy do nas doszedł, stanął przy mnie i wziął
moją dłoń, splatając nasze palce. Ten ruch zupełnie mnie zaskoczył, bo
staraliśmy się nie okazywać sobie uczuć przy innych osobach. Zrozumiałam, że
Draco zrobił to przy Oliverze, bo chciał mu pokazać, że jestem jego.
— Możemy iść? — zapytał Draco, patrząc
na mnie. Pokiwałam twierdząco głową, a zanim zniknęłam za zakrętem, kiwnęłam
głową na pożegnanie Oliverowi. Wychodząc ze szpitala, czułam się okropnie. Źle
mi było z myślą, że zostawiam Sophie samą; bo przecież nawet gdy nie było mnie
przy niej, zawsze byłam gdzieś niedaleko. Teraz miałam jechać gdzieś dalej i
gdyby coś się stało… Chyba nigdy nie wybaczyłabym sobie tej decyzji.
Wsiadłam do samochodu i od razu
zapięłam pasy. Wygodnie się oparłam i spojrzałam na Malfoya. Zdjął już swój
płaszcz, kładąc go na siedzeniach z tyłu. W tym samym momencie nasze spojrzenia
się spotkały — Draco lekko się uśmiechnął i przekręcił kluczyk w stacyjce,
odpalając samochód. Wyjechał z parkingu, a ja ostatni raz zerknęłam na szpital.
Zacisnęłam wargi i pomyślałam, że nic nie może się stać, że wszystko będzie
dobrze. To przecież tylko jeden dzień.
— Zdrzemnij się. Jak będziemy na
miejscu, to cię obudzę — powiedział, podwijając rękawy swojej koszuli. Od kiedy
zaczął leczyć Sophie, ciągle się zastanawiałam, czy na jego ramieniu nadal
widnieje mroczny znak. Nie chciałam go o to pytać, bo ten etap życia, zarówno
on, jak i ja, zostawiliśmy za sobą. Uznałam, że gdy będzie chciał mi coś
powiedzieć, to to zrobi. Tak chyba było najlepiej.
— Chyba sobie żartujesz. Jeszcze mnie
gdzieś wywieziesz i jak sama wrócę — burknęłam, włączając radio. Ogrzewanie
zaczynało działać, bo zrobiło mi się ciepło. Zdjęłam kurtkę i położyłam ją na
swoich kolanach.
— Jak chcesz — odparł Malfoy,
wzruszając ramionami.
Ostatecznie już po kilku minutach
stałam się senna, a w końcu zasnęłam. Kolejna nieprzespana noc dała mi się we
znaki. Wolna piosenka, która właśnie była grana w radiu, działała na mnie
kojąco. I wszystko było w porządku, ale tylko do czasu, kiedy zaczęły się sny.
Byłam sama. Znajdowałam się w ciasnym pomieszczeniu, w
którym było zupełnie ciemno. Nie było drzwi, okien, tylko ciemność, w której
byłam ja. W moim gardle zebrała się gula, czułam coraz bardziej ogarniający
mnie strach. Postawiłam krok do przodu, ale ostatecznie wcale nie ruszyłam się
z miejsca. Zaczęłam rozglądać się w panice wokół siebie z nadzieją, że zauważę
światło. Osunęłam się z przerażeniem na podłogę. Czułam zimne kafelki, więc po
chwili na moim ciele pojawiły się dreszcze. Objęłam się ramionami, dając sobie
choć trochę ciepła. Nic nie słyszałam, tylko bicie swojego serca. Byłam sama.
Nagle sceneria się zmieniła. Stałam na skraju Zakazanego
Lasu — zauważyłam Hogwart, a raczej jego szczątki. Hogwart nie był już zamkiem,
był jego ruiną. Trawa pożółkła, zupełnie jakby w tym miejscu wyginęło życie. Po
raz kolejny poczułam przerażenie; podobny widok widziałam jedynie po wojnie o
Hogwart, ale wtedy nie wyglądało to tak strasznie. Odwróciłam się za siebie,
kiedy usłyszałam pohukiwanie sów. Nie wiedząc co robić, zaczęłam iść w stronę
zamku. Miałam nadzieję, że kogoś znajdę, ta samotność i cisza zaczynały mnie
przerażać.
Dotarłam na błonia. Czując mocny powiew wiatru, nałożyłam
kaptur bluzy na głowę i ruszyłam dalej. Nadal nikogo nie było widać, więc
uznałam, że spróbuję dostać się do zamku, musiał tam ktoś być. Szłam między kamieniami, usiłując się nie
potknąć. Nagle usłyszałam dźwięk, dochodzący zza ścian, aż w końcu krzyk,
wrzask. Musiałam sprawdzić co to. Przeszłam przez środek placu i pchnęłam
ogromne drzwi, które prowadziły do źródła odgłosów, ale… wewnątrz nic nie było.
Zdezorientowana zaczęłam się cofać; ogarniał mnie strach, bo nie
wiedziałam co się dzieje i czemu jestem akurat w tym miejscu. Nic nie było
logiczne, niczego nie rozumiałam. Kierowana dziwnym przeczuciem zaczęłam wracać
do lasu. Nad Hogwartem zgromadziły się ciemne chmury.
Byłam w połowie drogi, kiedy ponownie usłyszałam krzyk.
Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam Ginny, Ginny Weasley. Szła w moją stronę.
Początkowo czułam ulgę, ale kiedy dokładnie przyjrzałam się dziewczynie, coś mi
nie pasowało. Była rozczochrana, szeptała coś sama do siebie. Jej ubrania były
postrzępione, a twarz ubrudzona kurzem i błotem. Zaczęłam się cofać, przerażona
tym widokiem.
— Ginny, to ty? — zapytałam, ale z moich ust nie wydobył się
żaden dźwięk. Zrobiłam więc to, co potrafiłam robić najlepiej: zaczęłam
uciekać. Przestałam kontrolować swoje zachowanie i miałam wrażenie, że ktoś mną
steruje.
Wbiegłam do lasu, a dziewczyna ciągle, niczym cień, szła za
mną. Biegłam przez dłuższy czas, co chwila się potykając. Byłam cała podrapana
przez gałęzie, a moja kostka zaczynała boleśnie pulsować. Zatrzymałam się przy
jednym z drzew i oparłam się o nie. Przymknęłam na chwilę oczy, usiłując
uspokoić oddech.
— Zawiodłaś… — Usłyszałam. Zaczęłam nerwowo rozglądać się
wokół siebie, ale nie mogłam zlokalizować miejsca, z którego pochodził dźwięk.
— Znowu nie dałaś rady…
Zrozumiałam, że głosy dochodzą z mojej głowy.
— Poddałaś się…
Upadłam na ziemię.
— Przestań już walczyć…
Przestałam.
Otworzyłam gwałtownie oczy i kilka chwil zajęło mi
zrozumienie, że znajduję się na szpitalnym korytarzu. Odetchnęłam z ulgą, to
był tylko zły sen… Spojrzałam na swoje dłonie i zauważyłam, że mam na sobie
czarne spodnie — chociaż tak bardzo nie lubiłam tego koloru. Korytarz był
zupełnie pusty, nikogo nie było widać. Wstałam z krzesła, a mój oddech nadal
był przyspieszony. Stałam przy sali, w której leżała Sophie. Nawet nie
zastanawiałam się gdzie jest Draco czy Oliver, zamiast tego otworzyłam drzwi
pokoju, wchodząc do środka.
Pościel na łóżku była potargana, a dziewczynki nigdzie nie
było. Zmarszczyłam brwi, myśląc już tylko o tym, gdzie jest moje dziecko.
Odwróciłam się z zamiarem ponownego wyjścia, ale drzwi były zamknięte od
zewnątrz, nie mogłam ich otworzyć. Moje ręce zaczęły z powrotem drżeć. Nagle
usłyszałam dźwięk — jednostajne pikanie. Szybko obejrzałam się za siebie i
zauważyłam stojący obok łóżka monitor, wskazujący puls, ogólne funkcje życiowe.
Wcześniej go tam nie było, mogłam przysiąc… Zorientowałam się, że dźwięk
pochodzi z maszyny, że w miejscu, w którym jest monitorowane bicie serca, teraz
jest tylko prosta linia... Usiadłam na krześle, wpatrując się z przerażeniem w
ekran. Zupełnie niespodziewanie poczułam na swoim ramieniu dotyk; odwróciłam
się do tyłu i dostrzegłam Megan.
— Skąd…
— Bardzo mi przykro z powodu twojej straty…
Koszmar nadal trwał.
Gwałtownie zaczerpnęłam powietrza, otwierając
szeroko oczy. Przez pierwszą chwilę nie mogłam zacząć normalnie oddychać i
dopiero po kilku sekundach wszystko wróciło do normy, a ja zorientowałam się, że nie
jestem ani w Hogwarcie, ani w szpitalu, tylko w samochodzie, razem z Malfoyem.
Zaczynałam się uspokajać, chociaż przed oczami nadal miałam obraz monitora i
prostą kreskę… Przegryzłam wargę tak mocno, aż poczułam w ustach smak krwi.
Moje dłonie jeszcze się trzęsły.
— Mam się zatrzymać? — Usłyszałam głos
Malfoya i zauważyłam, że przygląda mi się z troską. Pokiwałam twierdząco głową;
nie marzyłam o niczym innym jak o wydostaniu się z samochodu. Draco zjechał na
pobocze. Otwierając drzwi samochodu zauważyłam, że byłam przykryta kocem; teraz
zostawiłam go na siedzeniu. Kurtka została gdzieś w środku, ale nie miałam
nawet głowy jej zabrać. Byłam zbyt roztrzęsiona po koszmarze. Wszystko wydawało
się takie realne…
— Wszystko w porządku? — zapytał
mężczyzna; zorientowałam się, że wyszedł z samochodu i szedł w moją stronę.
Stanął w końcu naprzeciwko mnie. — Zmarzniesz — stwierdził i nie czekając na
odpowiedź, wyjął z samochodu koc i okrył nim moje ramiona. — Cała się
trzęsiesz.
— To tylko zły sen — powiedziałam
cicho. — Ja naprawdę nie wiem, czy to był dobry pomysł, to niebezpieczne,
Sophie jest…
— Wiem. Wiem. Obiecuję, że wrócimy
szybko. Pozwól mi się sobą zająć — mruknął, dotykając mojego policzka. Oparłam
głowę o jego klatkę piersiową, a on mnie objął i staliśmy tak przez jakiś czas,
dopóki nie odsunęłam się od niego.
— W takim razie jedźmy.
— Na pewno? — zapytał, patrząc na mnie
niepewnie.
— Tak, ten jeden dzień… muszę odpocząć.
Nic się nie stanie przez ten czas.
Wsiedliśmy z powrotem do samochodu i
ruszyliśmy. Tym razem nie zasnęłam, przerażona jeszcze ostatnimi koszmarami.
Wpatrywałam się w widoki za oknem, czując od czasu do czasu na sobie wzrok
Malfoya. Nie potrafiłam wyrzucić ze swojej głowy obrazu pustego łóżka,
współczującego wzroku Megan. Oderwałam się od tych myśli dopiero wtedy, gdy
samochód, po jakimś czasie jechania, zatrzymał się pod niewielkim pensjonatem.
— Jesteśmy na miejscu — oznajmił.
Wysiadłam z samochodu i widok, który
ujrzałam, zaparł mi dech w piersiach. Wcześniej nie mogłam nic zobaczyć, bo
zajechaliśmy z zupełnie drugiej strony, więc ten widok był dla mnie zupełnym
zaskoczeniem. Z tego miejsca widziałam plażę, ogromną plażę, i morze… Kiedy
byłam młodsza, marzyłam o zobaczeniu zachodu słońca nad morzem. Ostatecznie
moje marzenia się nie spełniły, do tego momentu. Wpatrywałam się zafascynowana
w spokojne fale. Słońce mocno świeciło mi w oczy, ale w tej chwili zupełnie mi
to nie przeszkadzało. Zapomniałam o złych snach, patrzyłam się tylko na ten
piękny widok, próbując zapamiętać jak najwięcej szczegółów z tego miejsca.
— Podoba ci się? — Usłyszałam głos
Malfoya. Stał obok mnie, chociaż nie zauważyłam, kiedy się pojawił.
— Jest pięknie.
— W takim razie na razie chodźmy się
zameldować.
Pokiwałam twierdząco głową i ruszyłam
za mężczyzną. Zanim weszliśmy do środka, zabraliśmy z bagażnika nasze torby. Pensjonat
był niewielkim budynkiem i na pierwszy rzut oka wcale pensjonatu nie przypominał.
Wyglądał jak zwykły, dwupiętrowy dom, z pięknym gankiem. Gdzieniegdzie leżały jeszcze
resztki śniegu. Weszliśmy do środka; od razu poczułam ciepło. Wnętrze było
urządzone przytulnie, a zarazem minimalistycznie. W przedpokoju, mającym pełnić
funkcję recepcji, stała mała kanapa i szklany stolik. Nikogo w środku nie
zastaliśmy. Patrzyłam się niepewnie na Malfoya, zastanawiając się, czy oby na pewno wie co
robi.
— Zaczekaj tu chwilę — powiedział i
przeszedł do kolejnego pokoju. Chcąc czy nie, zostałam, pilnując naszych toreb.
Usiadłam na kanapie i czekałam. Tykanie zegara, powieszonego nad drzwiami,
zaczynało być coraz bardziej irytujące. Po kilku minutach zdjęłam kurtkę,
czując już, że moje dłonie zaczynają się pocić.
— Dzień dobry, już jestem, przepraszam,
nie sądziłem, że będę mieć gości. — Usłyszałam nagle i szybko wstałam ze
swojego miejsca. W drzwiach stał mężczyzna, mógł mieć około sześćdziesięciu
lat. Ubrany w kolorową koszulę w kratę i dżinsy, wyglądał młodziej, niż można by
przypuszczać. Uśmiechał się w moją stronę, a ja tylko zastanawiałam się, jak
Malfoy znalazł to miejsce. Było cudowne i przypominało dom. Zawsze chciałam mieć na świecie taki kąt, w którym czułabym
się bezpiecznie, w którym mogłabym się schować przed światem… Od razu
wiedziałam, że ten pensjonat właśnie tym będzie.
~
— Jak będziesz coś potrzebowała, będę w
pokoju obok — powiedział Malfoy, kładąc moją torbę na łóżku. Żałowałam, że nie
mam okna od strony morza; widziałam tylko inne domy, które były zresztą
zamknięte, a okna pozabijane deskami. Na czas zimy dużo pensjonatów było
zamykanych, właściciele wracali do swoich mieszkań w miastach, a później
wracali znowu w sezonie letnim. Pokoik był mały, jednoosobowy. Pojedyncze łóżko
stało pod ścianą, obok niego mała nocna szafka, a na niej mała lampka.
— Jasne — odparłam, podchodząc do okna.
— Idę się rozpakować i przyjdę.
W odpowiedzi pokiwałam twierdząco
głową. Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i odwróciłam się, siadając na łóżku.
Rozpakowałam szybko swoją torbę, bo ja już miałam plan, co chcę robić. Chciałam
iść i posłuchać szumu fal, tylko tyle. Wyjęłam swój telefon i położyłam go na
szafce, w widocznym miejscu, żebym go później nie zapomniała. Musiałam mieć go
blisko siebie, w razie gdyby coś działo się z Sophie. I po raz pierwszy tego
dnia pomyślałam, że to może dobrze, że wyjechałam na tę jedną noc.
Wyszłam na korytarz i zeszłam na dół.
Ubrałam się ciepło, nie zapominając o czapce, ani szaliku, w końcu nie mogłam
się przeziębić. Nie powiedziałam Malfoyowi, że wychodzę, bo wiedziałam, że
najpierw będzie chciał zrobić mnóstwo innych rzeczy — a spacer nad morze
zostawi na sam koniec. Postanowiłam więc zrobić to samotnie. Tym razem w
korytarzu spotkałam mężczyznę; spojrzał na mnie i uśmiechnął się, życząc miłego
wyjścia. Podziękowałam skinieniem głowy, po czym otworzyłam drzwi, wychodząc na
zewnątrz. Od razu się skuliłam, gdy poczułam na swojej twarzy zimne powietrze.
Piasek był mokry, więc nie miałam
problemu z chodzeniem po nim i nie myślałam o tym, że może mi wpaść on do
butów. Stanęłam w miejscu i głęboko odetchnęłam. Wiało naprawdę mocno i mimo że
byłam grubo ubrana, czułam zimno. Nie chciałam jednak od razu wracać,
potrzebowałam chwilę postać i po prostu pobyć sama ze sobą. Ostatnimi czasy
lubiłam samotność. Nagle poczułam przygnębienie… Najpierw zostawienie Sophie
samej, później złych snów, nie mających ze sobą żadnego związku — ciągle miałam
przed oczami każdy z tych obrazów. Podobno sny szybko się zapomina, a ja na własnej
skórze przekonałam się, że wcale nie musi to być prawda. Przypominając sobie
obraz pustego łóżka, współczującego wzroku Megan… zrobiło mi się jeszcze
zimniej, a w moich oczach, mimowolnie, zgromadziły się łzy. Zaczęłabym może
nawet płakać, gdybym nie usłyszała głosu Malfoya.
—
Ładny widok, prawda? — zapytał, stając obok mnie. Nie spojrzałam na niego w
obawie, że zobaczy czające się w moich oczach łzy. Pojawił się w dobrym
momencie, zanim zaczęłam snuć złe scenariusze.
— Najpiękniejszy — powiedziałam. —
Wiesz, następnym razem musisz zabrać tu mnie i Sophie, tylko może latem, kiedy
będzie cieplej.
— Tak zrobię.
Cisza, która zapadła między nami, była po
prostu dobra. Czasem w życiu spotyka się takie osoby, przy których milczenie
nie jest żadną przeszkodą.
— Wiesz co, Malfoy… — zaczęłam zdecydowanie,
czując w sobie przypływ odwagi. Odwróciłam się w jego stronę i patrząc prosto w
oczy, nie spuszczając wzroku na nawet chwilę, zaczęłam mówić. Wiedziałam, że ta
okazja może się nigdy więcej nie powtórzyć, że może nasze drogi kiedyś na
zawsze się rozejdą, a ja będę żałować, że nie powiedziałam tych słów. Miałam
tylko jedno życie i musiałam zrobić wszystko, bym jak najlepiej je przeżyła. — Na
początku jak dowiedziałam się, że będziesz leczył Sophie, miałam ochotę uciec
jak najdalej, ale zostałam, ze względu na zdrowie Sophie. Tak cholernie się
różnimy, zawsze się różniliśmy, a jednak coś się między nami stało i teraz…
teraz, gdybym mogła te ponad pół roku temu, zmienić decyzję, nie zmieniłabym
jej. Nadal wybrałabym ciebie.
— Wiem, Granger.
— Nie przerywaj mi, układałam tę mowę
od kilkunastu dni. Po prostu chcę ci powiedzieć, że nawet jeśli jesteś
największym błędem mojego życia, nawet jeśli będziesz miał mnie zranić, to
zakochałam się w tobie i nic nie mogę na to poradzić. Zresztą nawet nie wiem, czy
chcę coś na to poradzić, bo…
Nie dokończyłam, bo poczułam na swoich
ustach, jego usta. Pocałował mnie, tak delikatnie i subtelnie, że nie do końca
wiedziałam, czy to naprawdę miało miejsce. Ta chwila była piękna i należała z
pewnością do tych lepszych wspomnień, których nigdy nie chciałam utracić.
Staliśmy na brzegu morza, wtuleni w siebie, słuchając bicia swoich serc. Wszystko
było dobrze, bo wreszcie miałam przy sobie kogoś, kogo kochałam i komu ufałam. Nie
było żadnych problemów, tylko cisza i spokojne morze.
I tak było dobrze.
____________
Piszcie co u Was słychać. Jak znosicie te listopadowe wieczory? Poza tym... już niedługo święta! W moim oknie już pojawiły się ozdoby, a co! ;)
I cóż... Niedługo znowu wracam. W weekend nadrobię zaległości na Waszych blogach.
PS. „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć” — znowu poczułam się jak małe dziecko, polecam każdemu, kto uwielbia tę cząstkę magii.
PS. „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć” — znowu poczułam się jak małe dziecko, polecam każdemu, kto uwielbia tę cząstkę magii.
M.
Tak bardzo czekałam na ten rozdział! Cieszę się, że mogłam go w końcu przeczytać :)
OdpowiedzUsuńPiękny, prosty i pełen nadziei. Tylko tyle umiem powiedzieć zaraz po :)
Jak mija Ci czas na studiach? Mam nadzieję, że wszystko ok :)
Buziaki,
Vivenn
Jej, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że Ci się spodobał! Ja sama miałam trochę wątpliwości przed opublikowaniem, więc po Twoim komentarzu odetchnęłam z ulgą. :)
OdpowiedzUsuńCzas na studiach... powoli i do przodu. Już chyba się trochę przyzwyczaiłam, więc może być tylko lepiej! :)
A u Ciebie co słychać? :)
M.
Po prostu potrafisz zaskoczyć w tym co piszesz. Oczywiście pozytywnie :)
UsuńSzczerze? Ostatnio jest po prostu źle. Ale pocieszam się,że kiedyś musi być lepiej
Vivenn
A więc bardzo się cieszę, że potrafię jeszcze zaskakiwać. :)
UsuńTrzymam mocno kciuki, żeby jak najszybciej się u Ciebie polepszyło! Czasem po największych burzach tak szybko wychodzi słońce. :)
M.
Kochana, już od 5 tygodni jest mocno źle. Może przez to, że złamałam nogę. Gdyby kózka nie skakała i tak dalej... ;)
UsuńBardzo dziękuję za te pocieszenie <3
Vivenn
O kurczę, to rzeczywiście słabo. :( Jak to się stało? W każdym razie - trzymaj się mocno!
UsuńM.
Grałam w siatkówkę i stało się ;)
UsuńDobra, koniec negatywnych emocji! Czekam na kolejny świetny rozdział <3
Vivenn
O kurczę,to rzeczywiście kiepsko. :< Mam nadzieję, że już jest lepiej!
UsuńM.
Jem ciasteczka- słodko. Całują się- słodko. Cukrzyca- eee trochę mniej, ale co tam. Nareszcie Malfoy ją gdzieś wyciągnął. Sukces!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
dramione-ja-to-ja.blogspot.com
<3
UsuńDziękuję za komentarz! :)
M.
Thriller
OdpowiedzUsuńI o to chodzi! :D
UsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu rozdziału miałam tyle myśli w głowie, że spokojnie mogłam je spożytkować na wyprodukowanie jakiegoś sensownego komentarza, a teraz, gdy już ochłonęłam, pewnie nie będzie on aż tak porywający.
Rozdział ŚWIETNY! I piszę to drukowanymi literami, tak, aby każdy widział. Wreszcie stało się to, na co tak bardzo czekałam. Bo pomimo niewątpliwie pięknej i chwytającej za seducho historii Sophie, opowiadanie dotyczy też Dramione. I jestem prze szczęśliwa, że w tym rozdziale zafundowałaś mi taką dawkę Dramione, że pewnie starczy mi na miesiące. Wielkie dzięki.
Pomysł z wyjazdem jak najbardziej trafiony i myślę, że Hermiona nie powinna się obwiniać za to, że zostawiła córkę na ten jeden dzień. Odpoczynek przyda się każdemu, nawet w tych najgorszych chwilach i dobrze, że to Draco jej go zafundował. Nie będę opisywać mojej reakcji na jej wyznanie uczuć, bo chyba bym się rozpłynęła. Musisz jednak wiedzieć, że czuję się rozanielona, w pełni usatysfakcjonowana i hm... dopieszczona. A i Draconowi też się coś od życia należy, czyż nie? :D Tym bardziej, że w tym opowiadaniu jest chodzącym aniołem, przynajmniej dla mnie. I gdy tylko przeczytałam o jego pomyśle na wyjazd, podniosłam kciukasa w górę, bo pomysł zacny, a i z wykonaniem nie najgorzej wyszło :D
Podsumowując: Padłam, leżę i nie wstaję.
Pozdrawiam, Iva Nerda
Ech, ja też tak mam. Chwilę po przeczytaniu niektórych rozdziałów opowiadań mam milion myśli, ale muszę coś zrobić, więc odkładam komentowanie na później - w efekcie czego wszystkiego zapominam. :<
UsuńBardzo się cieszę, że rozdział aż tak Ci się spodobał! Nie miałam na niego żadnego planu, zaczynając pisać, nie wiedziałam co mam zrobić, ale robiąc naleśniki, wpadł mi do głowy taki pomysł i oto jest. :D
Bardzo dziękuję za komentarz! Podbudowałaś mnie na kolejne tygodnie. :)
M.
Hej. Codziennie wchodzę na twój blog i czekam na następny rozdział. Przez parę ostatnich dni nie miałam dostępu do internetu. Jak już go odzyskałam to pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było wejście na twój blog. Kiedy zobaczyłam, że jest już kolejny rozdział po prostu zaczęłam skakać ze szczęścia. Teraz kiedy już go przeczytałam, popłakałam się. Tem rozdział jest fantastyczny, piękny, niepowtarzalny i cudowny. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie lepszego obrotu wydarzeń. Nie zawiodłaś mnie. Mam nadzieję,że w następnych będziesz o wiele częściej pisać o Draco i Hermionie. Bardzo spodobało mi się to. Nigdy nie myślałam,że Dramione aż tak przypadnie mi do gustu, ale ten blog to mistrzostwo świata. Twój talent po prostu nie może się zmarnować.
OdpowiedzUsuńPomysł z całą wycieczką naprawdę udany. Nie przypuszczałam tego. Motyw z Olievierem też jak najbardziej trafiony.
Teraz nie pozostało mi nic innego jak tylko czekać na następny rozdział! Pozdrawiam Cię cieplutko i życzę szczęścia na studiach :)
E.
Jej, nawet nie wiesz ile radości sprawiłaś mi swoim komentarzem! Bardzo się cieszę, że aż tak polubiłaś NWW i tyle radości sprawiają Ci nowe rozdziały. :)
UsuńTyle komplementów mi sprawiłaś, że aż sama nie wiem co na to odpowiedzieć, naprawdę! Naprawdę się cieszę, że rozdział aż tak Ci się spodobał i oczywiście mam nadzieję, że kolejne równie bardzo przypadną Ci do gustu. :)
Dziękuję! Na pewno powodzenia się przydadzą. :)
Również pozdrawiam!
M.
Aj cudowna niespodzianka na jesienny wieczór.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam jednym tchem chociaż rozdział dość długi jestem pozytywnie zaskoczona.
Oliver mnie ujął i chociż wcześniej zachował się jak bydlak to teraz nadrabia z nawiązką.
Zależy mu na relacjach z Sophie a Draco broni Hermiony jak ognia.
Po za tym rozdział jak zwykle piękny. Jestem ciekawa opisu wycieczki tej dwójki.
Co do mnie prywatnie ostatnio sporo zwiedzam. Jesień mi nie przeszkadza jeśli tylko nie ma deszczu. A więc praca, zwiedzanie i pisanie. tak, tak wróciłam do tworzenia dramione. Dawno tegoo nie robiłam! A święta?? No cóż jeszcze daleko do nich a już jakiś dziwny szał ogarnął nasz kraj. Według mnie za wcześniej. święta tracą swój urok.
Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam!
[www.pokochac-lotra.blogspot.com]
Czy ja wiem czy taki długi... Bywały dłuższe! :D
UsuńBardzo bym chciała, żebyście postrzegali Olivera pozytywnie, właśnie do tego dążę. Bardzo się cieszę, że rozdział Ci się spodobał. :)
Byłaś w jakimś ciekawym miejscu? Poleć mi coś, może w wakacje też gdzieś pojadę! Wiem, że wróciłaś, ale nawet jeszcze nie miałam okazji do Ciebie zajrzeć. Muszę to jak najszybciej nadrobić.
Oj, zdecydowanie za wcześnie! Chociaż ja dzisiaj już puściłam pierwszą świąteczną piosenkę. ;)
Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam!
M.
Wszystko zależy od kwoty.
UsuńJeśli drożej polecam Wiedeń i dolinę Wachau. Zakochałam się w obydwu miejscach. Biuro podróży Rainbow ma bardzo ciekawe oferty ale musisz mieć zgodę rodziców jeśli nie ejsteś pełnoletnia.
Jeśli zaś idzie o Polskę moje cudowne miasto Warszawa! Mogę robić za przewodnika w tej kwestii! Również i Kraków, cudowną krainę dinozaurów w Bełchatowie! Jak i również fantastyczne okolice mojego miasta które warto zwiedzić!
pozdrawiam serdecznie!
oooo cudowne zakonczenie <3
OdpowiedzUsuńfajnie ze prowadzisz te opowiadanie dalej, jedno z lepszych!
Pozdrawiam i zycze dalszej weny :)
Jak coś zaczynam — to tylko do końca! :)
UsuńDziękuję za komentarz!
M.
Jestem!!! :-)
OdpowiedzUsuńZ ogromnym opóźnieniem. Pewnie niedługo znowu wystukasz jakiś rozdział (pamiętaj, że masz u mnie cztery strony zaległości, tak), ale to nic. Na następny komć nie będziesz tak długo czekać. Chyba.
Ten rozdział stał się moim ulubionym. Jest w nim tak sielankowo i dobrze, że aż mam łzy w oczach. To zakończenie... Nie, nie, muszę zacząć od samego początku.
Powiem szczerze, że jako osoba, która nie wyobraża sobie mieć kiedykolwiek dziecka - nie wiem, jaką decyzję bym podjęła na miejscu Hermiony. Chore dziecko, a ona sobie jedzie! Z drugiej strony ma prawo odpocząć i na jej miejscu wyjazd na jeden dzień z Malfoyem byłby bardziej niż kuszący. Nie mam pojęcia, co wybrałabym na jej miejscu! I chyba o taką reakcję Ci chodziło, prawda? O to zastanowienie... Poczułam się, jak w skórze Hermiony - czułam ten dylemat. Jechać czy nie jechać?
Co jest jako następne? Wiedziałam, że pojadą nad morze. Za dobrze Cię znam, żeby było to coś innego. Stary człowiek (czyli ty) i morze. (Tak btw - Denver nie ma w pobliżu żadnego morza, najbliżej jest jakieś jezioro, a potem ocean. Tak tylko mówię... Osobiście wyobrażam sobie, że bryka Malfoya jest magiczna [jak auto Weasleyów] i przeniosło ich w inne, magiczne miejsce. Odległe od Denver tak bardzo, że nie jest to aż możliwe).
Oliver się stara, oddaje jej nerkę, siedzi z nią... Osobiście nie byłabym tak dobroduszna jak Hermiona. Geny to nie wszystko, ygh.
I W KOŃCU KONIEC! ZAKOŃCZENIE!
MALFOYGRANGERONIJAKMERLINIEJAKSUPERHHAJBDCUAIDC... Moja reakcja na sam koniec. :-)
Ubolewam, że Malfoy - jak arogancki arystokrato-dupek (choć wciąż powalający tą pewnością siebie) - nie weźmie im wspólnego pokoju. Naprawdę mnie to zabolało.
Mam nadzieję, że podczas pobytu nic złego Sophie się nie stanie. Hermiona potem miałaby pretensję do Malfoya i to byłoby głupie, choć zrozumiałe z jej punktu widzenia. Ach, życie takie ciężkie.
O NIE, a jak Hermiona zapomniała telefonu i jak wróci, to tam będzie milion nieodebranych połączeń? Tyle możliwości... Czekam na następny rozdział. Pewnie początek będzie niesamowicie romantyczny, a potem gdy wrócą - smutny.
Chcę, żeby wątek Sophie się wyjaśnił. Naprawdę tego chcę, choć wiem, że wtedy nastąpi koniec tego opowiadania. Tego nie chcę... To ja już może lepiej sobie pójdę.
Do następnego! I dużo, dużo weny...
Czy opowiadanie zbliża się ku zakończeniu?
OdpowiedzUsuńTak, zostało około 6 rozdziałów. ;)
UsuńBŁAGAM CIĘ WRZUĆ NOWY ROZDZIAŁ, BO JA SIĘ NERWOWO WYKOŃCZĘ!!!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam. :(
UsuńTak bardzo lubię Twojego bloga. Jednak zawsze mam ten sam problem. Znikam na kilka miesięcy i później powracam mając niesamowite zaległości. Tak jest i teraz. Zaległości sprzed kilku miesięcy... Nadrabiam je jednak nie mając czasu na skomemtowanie. Ale hallo, przecież musisz wiedziec, ze ja czytam i mi się podoba, prawda?
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Lekko mi się to czytało i mimo dużej ilości opisów czy przeżyć to nie było to monotonne. Tylko Ty potrafisz to opisywać tak, żeby miało swoje "coś" co przyciąga czytelników. Ciesze się ze Hermiona wyjechała. Ten wyjazd pewnie im wiele da :3 mam nadzieję ze Sophie wyzdrowieje bo nienawidzę smutnych momentów :(
Pozdrawiam cieplutko : zabiegana ja podczas nadrabiania zaległości
#MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki
OdpowiedzUsuńFajnie, że Draco zaplanował wyjazd dla Hermiony. Należał jej się odpoczynek, a w ciągu jednego dnia nic się nie zawali. Wystraszyły mnie trochę te koszmary Hermiony, ale końcówka od razu poprawiła humor. Dobra robota!
Na bloga trafiłam dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”.