17 lis 2016

Rozdział 23

Niektóre sytuacje, które spotykają nas w życiu, zmieniają wszystko. Czasem jest to poznanie jakiejś osoby, czasem przeprowadzka do innego miasta — a czasem tylko uświadomienie sobie pewnych kwestii, których wcześniej nie chciano do siebie dopuścić. Od początku choroby Sophie nie dopuszczałam myśli, że Sophie może umrzeć, bo wydawało mi się to abstrakcją. W chwili, w której Oliver postanowił oddać jej nerkę, zrozumiałam jak wiele ryzykowałam. Patrząc na moje zachowanie z perspektywy czasu, zauważyłam, które decyzje były złe, które rzeczy były kompletnymi błędami… Może po prostu nie chciałam myśleć o tym, że śmierć znowu patrzy mi prosto oczy, ale tym razem przez moją córkę. I to właśnie było w tym wszystkim najgorsze.
Spałam, a raczej próbowałam spać. Po ostatnim tygodniu, pełnym wrażeń, niespodziewanych i raczej złych informacji, byłam okropnie zmęczona. Przestałam dbać o własny wygląd, siedząc non stop przy łóżku Sophie. Dopiero kiedy nagle zaczęła brać mnie choroba, otrzeźwiałam i wróciłam odpocząć w domu. Mój organizm był wykończony. Wiadomość, że nie mogę oddać Sophie swojej nerki, załamała mnie na tyle, że przez kilka dni nie mogłam tej całej sytuacji zrozumieć i nie do końca w to wierzyłam. Zamiast wziąć się w garść, pogrążałam się w smutku jeszcze bardziej. Załamywanie się — to właśnie w tym byłam w ostatnim czasie najlepsza. Sophie, związek z Draco, przyjazd Olivera: nic mi nie wychodziło. Proponowali mi wsparcie ze strony psychologów, terapeutów, ale ja tego wcale nie potrzebowałam, a przynajmniej tak mi się wydawało. Przecież wszystko miało być lepiej.
Otworzyłam oczy. Leżałam na łóżku na wznak, więc widziałam jedynie sufit. W pokoju było ciemno, ale była to jedynie zasługa czarnych rolet. Dobrze wiedziałam, że na zewnątrz nastał już ranek, jednak na razie wolałam leżeć w ciemności. Ten mały, ciasny pokój, gwarantował mi chociaż na chwilę poczucie bezpieczeństwa; nie chciałam z niego w ogóle wychodzić. W końcu jednak potrzeba skorzystania z łazienki przeważyła — wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Niemal natychmiast poczułam na ciele chłód. Wyjęłam z szafy sweter, narzucając go po chwili na ramiona. Zanim weszłam do łazienki, wstawiłam wodę w czajniku i naszykowałam leki.
Chodziłam po mieszkaniu, próbując doprowadzić się do porządku. Włosy związałam w kitkę, posprzątałam sypialnię, dzięki czemu na chwilę odpędziłam od siebie ponure myśli. Moje przygnębienie tłumaczyłam sobie brzydką pogodą na dworze: na niebie zgromadziły się ciemne chmury, zasłaniając słońce. Stojąc w kuchni przy oknie, przy okazji włączyłam radio, stojące na parapecie. W mieszkaniu, w którym dotąd gościła tylko cisza, wreszcie dało się słyszeć co innego. Prezenter akurat życzył wszystkim miłego dnia i puścił kolejną piosenkę. Dzień dopiero się zaczynał, a ja uświadomiłam sobie, że następnego wieczora miał być już sylwester, a więc czekał mnie nowy rok. Lekko się uśmiechnęłam — kolejny rok musiał być lepszy. Ten przyniósł mi już tyle zmian… za dużo się działo i trochę się pogubiłam.
Napiłam się łyka kawy, nie odchodząc od okna. Za chwilę musiałam jechać do szpitala — zajmowaliśmy się z Oliverem Sophie na zmianę. Z jednej strony się z tego cieszyłam; byłam świadkiem tego, jak między Sophie a Woodem tworzy się coraz mocniejsza więź, zaczęłam zauważać podobieństwa w ich zachowaniu. Widziałam już, że Sophie uśmiecha się tak samo jak on i tak samo marszczy brwi, kiedy coś jej nie odpowiada. Wreszcie było dobrze, bo moje dziecko miało mamę i tatę, pełną rodzinę.
Odwróciłam się od okna, kiedy usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Nawet nie zdążyłam się dokładnie zastanowić kto to może być; automatycznie ruszyłam w stronę wyjścia i przekręciłam klucz w zamku, otwierając drzwi.
— Czemu właśnie dzisiaj miałam przeczucie, że przyjedziesz? — zapytałam, podnosząc brew do góry. Stanęłam w przejściu, nie przepuszczając mężczyzny do środka.
— A co, przyśniłem ci się? — Draco przeszedł obok mnie, trącając mnie ramieniem. Przewróciłam tylko oczami i zamknęłam za nim wejście. On w tym czasie zdjął płaszcz, buty, i przeszedł do kuchni. Miał ze sobą papierową torbę, która była pełna jedzenia: widziałam warzywa, pieczywo.
— W koszmarach? Zawsze — mruknęłam, idąc za nim. Postawił na stoliku torbę i zaczął wyjmować z niej wszystkie produkty. — Mogę się dowiedzieć co w ogóle robisz? Wpadasz do mojego mieszkania, nic nie mówisz… Chciałabym wiedzieć o co chodzi.
— Na razie próbuję rozpakować torbę z jedzeniem, bo jak podejrzewam, twoja lodówka jest pusta. Ja zrobię coś do zjedzenia, a ty w tym czasie się spakujesz, ładnie ubierzesz…
— Czekaj, stop. O czym ty mówisz? — Stanęłam przed mężczyzną, chcąc, żeby wreszcie mi wszystko wytłumaczył. Mówił chaotycznie, więc trudno było mi cokolwiek z jego słów zrozumieć. Podniósł na mnie swój wzrok i westchnął, jakby nie rozumiał mojego zdenerwowania.
— Mówię o tym, że zabieram cię na jeden dzień z dala od tego wszystkiego — powiedział, a ja na chwilę przestałam oddychać, wstrzymując oddech. Perspektywa wyjazdu, odcięcia się od świata na choćby chwilę, była naprawdę piękna, ale rzeczywistość zaraz wróciła z podwójną mocą.
— Ja mam chorą córkę, Malfoy. Nie mogę jej zostawić i sobie wyjechać. Potrzebuje mnie — odparłam dziwnie spokojnie.
— Wood bez zająknięcia zgodził się z Sophie zostać dzień dłużej. Ile razy byłaś gdzieś bez Sophie? Jesteś z nią całe dnie i noce, od pięciu lat, potrzebujesz odetchnąć, szczególnie teraz. — Draco wziął moje dłonie, patrząc mi w oczy. Miałam słabość do jego wzroku.
— Tylko jeden dzień? — zapytałam, po dłuższym zastanowieniu i przeanalizowaniu wszystkiego.
— Tylko jeden. Jutro wracamy, obiecuję.
Pełna obaw, pokiwałam twierdząco głową. Przybliżyłam się niepewnie do Draco i przytuliłam się do niego. Przez pierwszą sekundę nie odwzajemnił uścisku, ale chwilę później objął mnie swoimi ramionami. Przy nim czułam się bezpiecznie, a w jego ramionach zapominałam o problemach. Nie wyobrażałam sobie bez niego życia, chociaż patrząc na naszą wspólną przeszłość — kiedyś trudno byłoby mi wyobrazić sobie życie z nim. Pozwoliłam jednak tym złym wspomnieniom odejść, ciesząc się tym, co miałam w tej chwili. Mimo że między nami były podobne momenty, ta wydawała mi się być jedną z tych najważniejszych. Byliśmy tak blisko siebie, że słyszałam bicie jego serca. Oparł swoją głowę na mojej, a ja przymknęłam oczy, chcąc, żeby ta chwila trwała jak najdłużej.

~

Spakowanie się nie zajęło mi dużo czasu — pamiętając o obietnicy Malfoya, wzięłam tylko kilka najważniejszych rzeczy. Po kilkunastu minutach mała walizka stała już w przedpokoju, a ja jadłam śniadanie, zrobione przez Draco. Siedzieliśmy przy stoliku, a w tle grało radio. Każde z nas było pochłonięte swoimi myślami; przyłapywałam Malfoya na tym, że od czasu do czasu na mnie zerkał. Przeżuwałam wolno kolejne kęsy jedzenia, jakbym chciała przedłużyć moment wyjechania z domu. Wiedziałam, że Draco nie odpuści i tak czy inaczej, wyjadę. Sophie była w dobrych rękach, chociaż miałam wrażenie, że tylko ja mogę ją ochronić. Chyba każda matka tak ma.
Przed południem wyszliśmy z mieszkania. Zanim wsiadłam do samochodu, wróciłam sprawdzić, czy oby na pewno zamknęłam dobrze drzwi.
Nie miałam pojęcia, gdzie Malfoy chce mnie zabrać, a on sam nie był też chętny powiedzieć mi czegoś więcej. Wyjechaliśmy na główną drogę, chociaż ostatecznie zawróciliśmy jeszcze na chwilę do szpitala — nie potrafiłam zostawić Sophie bez pożegnania. Draco był cierpliwy, bo bez słowa zatrzymał się i wykręcił.
W małym pokoju, przy łóżku Sophie, siedział Oliver. Dziewczynka spała na boku, a przy jej głowie leżał miś Rudolf. Była tak samo blada, a jej rączki tak samo zimne. Sophie, którą była jeszcze przed połową roku, już nie było. Była wspomnieniem siebie sprzed choroby, przynajmniej wtedy, kiedy spała. A jednak gdy otwierała oczka i zaczynała o czymś dyskutować z wielkim entuzjazmem, można by mieć wrażenie, że nic szczególnego się nie zmieniło; że to nadal była mała Sophie, wiedząca wszystko najlepiej. Podeszłam cicho do łóżka, na którym spała i przysunęłam sobie krzesło. Nie chciałam, żeby się teraz obudziła, bo gdyby to się stało, prawdopodobnie nigdzie bym nie pojechała. W końcu po kilku minutach z powrotem się podniosłam, nachylając się nad dziewczynką. Pocałowałam ją w czółko i wyszłam z sali. Za mną wyszedł też Oliver. Nie widząc nigdzie Draco, usiadłam na jednym z krzeseł, a Wood usiadł tuż obok mnie. Nie lubiłam tych sytuacji, w których byliśmy sami, czułam się przytłoczona jego obecnością.
— Poradzisz sobie? — zapytałam, przerywając milczenie. Na moich oczach między tą dwójką — Oliverem i Sophie — rozwijała się miłość, miłość rodzicielska. Oliver potrafił z nią rozmawiać, znosił jej humorki i był po prostu dobrym tatą. Nie mogłam mieć do niego żadnych pretensji, bo naprawdę się starał. Zastanawiałam się, co by było, gdyby pięć lat temu w tamtej kawiarni powiedział co innego: i jak wyglądałoby nasze życie. Może stworzyłabym z nim rodzinę, a w końcu udałoby mi się go pokochać?
— Tak, chyba tak — odparł.
— W razie czego…
— Tak, będę dzwonił, Hermiono. Naprawdę nie masz się czego bać, wszystko będzie w porządku. Świetnie damy sobie z Sophie radę. Odpocznij.
— Dzięki — powiedziałam cicho, uśmiechając się w jego stronę. Na końcu korytarza zauważyłam wreszcie Malfoya, więc od razu wstałam z krzesła. Kiedy do nas doszedł, stanął przy mnie i wziął moją dłoń, splatając nasze palce. Ten ruch zupełnie mnie zaskoczył, bo staraliśmy się nie okazywać sobie uczuć przy innych osobach. Zrozumiałam, że Draco zrobił to przy Oliverze, bo chciał mu pokazać, że jestem jego.
— Możemy iść? — zapytał Draco, patrząc na mnie. Pokiwałam twierdząco głową, a zanim zniknęłam za zakrętem, kiwnęłam głową na pożegnanie Oliverowi. Wychodząc ze szpitala, czułam się okropnie. Źle mi było z myślą, że zostawiam Sophie samą; bo przecież nawet gdy nie było mnie przy niej, zawsze byłam gdzieś niedaleko. Teraz miałam jechać gdzieś dalej i gdyby coś się stało… Chyba nigdy nie wybaczyłabym sobie tej decyzji.
Wsiadłam do samochodu i od razu zapięłam pasy. Wygodnie się oparłam i spojrzałam na Malfoya. Zdjął już swój płaszcz, kładąc go na siedzeniach z tyłu. W tym samym momencie nasze spojrzenia się spotkały — Draco lekko się uśmiechnął i przekręcił kluczyk w stacyjce, odpalając samochód. Wyjechał z parkingu, a ja ostatni raz zerknęłam na szpital. Zacisnęłam wargi i pomyślałam, że nic nie może się stać, że wszystko będzie dobrze. To przecież tylko jeden dzień. 
— Zdrzemnij się. Jak będziemy na miejscu, to cię obudzę — powiedział, podwijając rękawy swojej koszuli. Od kiedy zaczął leczyć Sophie, ciągle się zastanawiałam, czy na jego ramieniu nadal widnieje mroczny znak. Nie chciałam go o to pytać, bo ten etap życia, zarówno on, jak i ja, zostawiliśmy za sobą. Uznałam, że gdy będzie chciał mi coś powiedzieć, to to zrobi. Tak chyba było najlepiej.
— Chyba sobie żartujesz. Jeszcze mnie gdzieś wywieziesz i jak sama wrócę — burknęłam, włączając radio. Ogrzewanie zaczynało działać, bo zrobiło mi się ciepło. Zdjęłam kurtkę i położyłam ją na swoich kolanach.
— Jak chcesz — odparł Malfoy, wzruszając ramionami.
Ostatecznie już po kilku minutach stałam się senna, a w końcu zasnęłam. Kolejna nieprzespana noc dała mi się we znaki. Wolna piosenka, która właśnie była grana w radiu, działała na mnie kojąco. I wszystko było w porządku, ale tylko do czasu, kiedy zaczęły się sny.

Byłam sama. Znajdowałam się w ciasnym pomieszczeniu, w którym było zupełnie ciemno. Nie było drzwi, okien, tylko ciemność, w której byłam ja. W moim gardle zebrała się gula, czułam coraz bardziej ogarniający mnie strach. Postawiłam krok do przodu, ale ostatecznie wcale nie ruszyłam się z miejsca. Zaczęłam rozglądać się w panice wokół siebie z nadzieją, że zauważę światło. Osunęłam się z przerażeniem na podłogę. Czułam zimne kafelki, więc po chwili na moim ciele pojawiły się dreszcze. Objęłam się ramionami, dając sobie choć trochę ciepła. Nic nie słyszałam, tylko bicie swojego serca. Byłam sama.
Nagle sceneria się zmieniła. Stałam na skraju Zakazanego Lasu — zauważyłam Hogwart, a raczej jego szczątki. Hogwart nie był już zamkiem, był jego ruiną. Trawa pożółkła, zupełnie jakby w tym miejscu wyginęło życie. Po raz kolejny poczułam przerażenie; podobny widok widziałam jedynie po wojnie o Hogwart, ale wtedy nie wyglądało to tak strasznie. Odwróciłam się za siebie, kiedy usłyszałam pohukiwanie sów. Nie wiedząc co robić, zaczęłam iść w stronę zamku. Miałam nadzieję, że kogoś znajdę, ta samotność i cisza zaczynały mnie przerażać.
Dotarłam na błonia. Czując mocny powiew wiatru, nałożyłam kaptur bluzy na głowę i ruszyłam dalej. Nadal nikogo nie było widać, więc uznałam, że spróbuję dostać się do zamku, musiał tam ktoś być. Szłam między kamieniami, usiłując się nie potknąć. Nagle usłyszałam dźwięk, dochodzący zza ścian, aż w końcu krzyk, wrzask. Musiałam sprawdzić co to. Przeszłam przez środek placu i pchnęłam ogromne drzwi, które prowadziły do źródła odgłosów, ale… wewnątrz nic nie było. Zdezorientowana zaczęłam się cofać; ogarniał mnie strach, bo nie wiedziałam co się dzieje i czemu jestem akurat w tym miejscu. Nic nie było logiczne, niczego nie rozumiałam. Kierowana dziwnym przeczuciem zaczęłam wracać do lasu. Nad Hogwartem zgromadziły się ciemne chmury.
Byłam w połowie drogi, kiedy ponownie usłyszałam krzyk. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam Ginny, Ginny Weasley. Szła w moją stronę. Początkowo czułam ulgę, ale kiedy dokładnie przyjrzałam się dziewczynie, coś mi nie pasowało. Była rozczochrana, szeptała coś sama do siebie. Jej ubrania były postrzępione, a twarz ubrudzona kurzem i błotem. Zaczęłam się cofać, przerażona tym widokiem.
— Ginny, to ty? — zapytałam, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk. Zrobiłam więc to, co potrafiłam robić najlepiej: zaczęłam uciekać. Przestałam kontrolować swoje zachowanie i miałam wrażenie, że ktoś mną steruje.
Wbiegłam do lasu, a dziewczyna ciągle, niczym cień, szła za mną. Biegłam przez dłuższy czas, co chwila się potykając. Byłam cała podrapana przez gałęzie, a moja kostka zaczynała boleśnie pulsować. Zatrzymałam się przy jednym z drzew i oparłam się o nie. Przymknęłam na chwilę oczy, usiłując uspokoić oddech.
— Zawiodłaś… — Usłyszałam. Zaczęłam nerwowo rozglądać się wokół siebie, ale nie mogłam zlokalizować miejsca, z którego pochodził dźwięk.
— Znowu nie dałaś rady…
Zrozumiałam, że głosy dochodzą z mojej głowy.
— Poddałaś się…
Upadłam na ziemię.
— Przestań już walczyć…
Przestałam.

Otworzyłam gwałtownie oczy i kilka chwil zajęło mi zrozumienie, że znajduję się na szpitalnym korytarzu. Odetchnęłam z ulgą, to był tylko zły sen… Spojrzałam na swoje dłonie i zauważyłam, że mam na sobie czarne spodnie — chociaż tak bardzo nie lubiłam tego koloru. Korytarz był zupełnie pusty, nikogo nie było widać. Wstałam z krzesła, a mój oddech nadal był przyspieszony. Stałam przy sali, w której leżała Sophie. Nawet nie zastanawiałam się gdzie jest Draco czy Oliver, zamiast tego otworzyłam drzwi pokoju, wchodząc do środka.
Pościel na łóżku była potargana, a dziewczynki nigdzie nie było. Zmarszczyłam brwi, myśląc już tylko o tym, gdzie jest moje dziecko. Odwróciłam się z zamiarem ponownego wyjścia, ale drzwi były zamknięte od zewnątrz, nie mogłam ich otworzyć. Moje ręce zaczęły z powrotem drżeć. Nagle usłyszałam dźwięk — jednostajne pikanie. Szybko obejrzałam się za siebie i zauważyłam stojący obok łóżka monitor, wskazujący puls, ogólne funkcje życiowe. Wcześniej go tam nie było, mogłam przysiąc… Zorientowałam się, że dźwięk pochodzi z maszyny, że w miejscu, w którym jest monitorowane bicie serca, teraz jest tylko prosta linia... Usiadłam na krześle, wpatrując się z przerażeniem w ekran. Zupełnie niespodziewanie poczułam na swoim ramieniu dotyk; odwróciłam się do tyłu i dostrzegłam Megan.
— Skąd…
— Bardzo mi przykro z powodu twojej straty…
Koszmar nadal trwał.

Gwałtownie zaczerpnęłam powietrza, otwierając szeroko oczy. Przez pierwszą chwilę nie mogłam zacząć normalnie oddychać i dopiero po kilku sekundach wszystko wróciło do normy, a ja zorientowałam się, że nie jestem ani w Hogwarcie, ani w szpitalu, tylko w samochodzie, razem z Malfoyem. Zaczynałam się uspokajać, chociaż przed oczami nadal miałam obraz monitora i prostą kreskę… Przegryzłam wargę tak mocno, aż poczułam w ustach smak krwi. Moje dłonie jeszcze się trzęsły.
— Mam się zatrzymać? — Usłyszałam głos Malfoya i zauważyłam, że przygląda mi się z troską. Pokiwałam twierdząco głową; nie marzyłam o niczym innym jak o wydostaniu się z samochodu. Draco zjechał na pobocze. Otwierając drzwi samochodu zauważyłam, że byłam przykryta kocem; teraz zostawiłam go na siedzeniu. Kurtka została gdzieś w środku, ale nie miałam nawet głowy jej zabrać. Byłam zbyt roztrzęsiona po koszmarze. Wszystko wydawało się takie realne… 
— Wszystko w porządku? — zapytał mężczyzna; zorientowałam się, że wyszedł z samochodu i szedł w moją stronę. Stanął w końcu naprzeciwko mnie. — Zmarzniesz — stwierdził i nie czekając na odpowiedź, wyjął z samochodu koc i okrył nim moje ramiona. — Cała się trzęsiesz.
— To tylko zły sen — powiedziałam cicho. — Ja naprawdę nie wiem, czy to był dobry pomysł, to niebezpieczne, Sophie jest…
— Wiem. Wiem. Obiecuję, że wrócimy szybko. Pozwól mi się sobą zająć — mruknął, dotykając mojego policzka. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową, a on mnie objął i staliśmy tak przez jakiś czas, dopóki nie odsunęłam się od niego.
— W takim razie jedźmy.
— Na pewno? — zapytał, patrząc na mnie niepewnie.
— Tak, ten jeden dzień… muszę odpocząć. Nic się nie stanie przez ten czas.
Wsiedliśmy z powrotem do samochodu i ruszyliśmy. Tym razem nie zasnęłam, przerażona jeszcze ostatnimi koszmarami. Wpatrywałam się w widoki za oknem, czując od czasu do czasu na sobie wzrok Malfoya. Nie potrafiłam wyrzucić ze swojej głowy obrazu pustego łóżka, współczującego wzroku Megan. Oderwałam się od tych myśli dopiero wtedy, gdy samochód, po jakimś czasie jechania, zatrzymał się pod niewielkim pensjonatem.
— Jesteśmy na miejscu — oznajmił.
Wysiadłam z samochodu i widok, który ujrzałam, zaparł mi dech w piersiach. Wcześniej nie mogłam nic zobaczyć, bo zajechaliśmy z zupełnie drugiej strony, więc ten widok był dla mnie zupełnym zaskoczeniem. Z tego miejsca widziałam plażę, ogromną plażę, i morze… Kiedy byłam młodsza, marzyłam o zobaczeniu zachodu słońca nad morzem. Ostatecznie moje marzenia się nie spełniły, do tego momentu. Wpatrywałam się zafascynowana w spokojne fale. Słońce mocno świeciło mi w oczy, ale w tej chwili zupełnie mi to nie przeszkadzało. Zapomniałam o złych snach, patrzyłam się tylko na ten piękny widok, próbując zapamiętać jak najwięcej szczegółów z tego miejsca.
— Podoba ci się? — Usłyszałam głos Malfoya. Stał obok mnie, chociaż nie zauważyłam, kiedy się pojawił.
— Jest pięknie.
— W takim razie na razie chodźmy się zameldować.
Pokiwałam twierdząco głową i ruszyłam za mężczyzną. Zanim weszliśmy do środka, zabraliśmy z bagażnika nasze torby. Pensjonat był niewielkim budynkiem i na pierwszy rzut oka wcale pensjonatu nie przypominał. Wyglądał jak zwykły, dwupiętrowy dom, z pięknym gankiem. Gdzieniegdzie leżały jeszcze resztki śniegu. Weszliśmy do środka; od razu poczułam ciepło. Wnętrze było urządzone przytulnie, a zarazem minimalistycznie. W przedpokoju, mającym pełnić funkcję recepcji, stała mała kanapa i szklany stolik. Nikogo w środku nie zastaliśmy. Patrzyłam się niepewnie na Malfoya, zastanawiając się, czy oby na pewno wie co robi.
— Zaczekaj tu chwilę — powiedział i przeszedł do kolejnego pokoju. Chcąc czy nie, zostałam, pilnując naszych toreb. Usiadłam na kanapie i czekałam. Tykanie zegara, powieszonego nad drzwiami, zaczynało być coraz bardziej irytujące. Po kilku minutach zdjęłam kurtkę, czując już, że moje dłonie zaczynają się pocić.
— Dzień dobry, już jestem, przepraszam, nie sądziłem, że będę mieć gości. — Usłyszałam nagle i szybko wstałam ze swojego miejsca. W drzwiach stał mężczyzna, mógł mieć około sześćdziesięciu lat. Ubrany w kolorową koszulę w kratę i dżinsy, wyglądał młodziej, niż można by przypuszczać. Uśmiechał się w moją stronę, a ja tylko zastanawiałam się, jak Malfoy znalazł to miejsce. Było cudowne i przypominało dom. Zawsze chciałam mieć na świecie taki kąt, w którym czułabym się bezpiecznie, w którym mogłabym się schować przed światem… Od razu wiedziałam, że ten pensjonat właśnie tym będzie.

~

— Jak będziesz coś potrzebowała, będę w pokoju obok — powiedział Malfoy, kładąc moją torbę na łóżku. Żałowałam, że nie mam okna od strony morza; widziałam tylko inne domy, które były zresztą zamknięte, a okna pozabijane deskami. Na czas zimy dużo pensjonatów było zamykanych, właściciele wracali do swoich mieszkań w miastach, a później wracali znowu w sezonie letnim. Pokoik był mały, jednoosobowy. Pojedyncze łóżko stało pod ścianą, obok niego mała nocna szafka, a na niej mała lampka.
— Jasne — odparłam, podchodząc do okna.
— Idę się rozpakować i przyjdę.
W odpowiedzi pokiwałam twierdząco głową. Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i odwróciłam się, siadając na łóżku. Rozpakowałam szybko swoją torbę, bo ja już miałam plan, co chcę robić. Chciałam iść i posłuchać szumu fal, tylko tyle. Wyjęłam swój telefon i położyłam go na szafce, w widocznym miejscu, żebym go później nie zapomniała. Musiałam mieć go blisko siebie, w razie gdyby coś działo się z Sophie. I po raz pierwszy tego dnia pomyślałam, że to może dobrze, że wyjechałam na tę jedną noc.
Wyszłam na korytarz i zeszłam na dół. Ubrałam się ciepło, nie zapominając o czapce, ani szaliku, w końcu nie mogłam się przeziębić. Nie powiedziałam Malfoyowi, że wychodzę, bo wiedziałam, że najpierw będzie chciał zrobić mnóstwo innych rzeczy — a spacer nad morze zostawi na sam koniec. Postanowiłam więc zrobić to samotnie. Tym razem w korytarzu spotkałam mężczyznę; spojrzał na mnie i uśmiechnął się, życząc miłego wyjścia. Podziękowałam skinieniem głowy, po czym otworzyłam drzwi, wychodząc na zewnątrz. Od razu się skuliłam, gdy poczułam na swojej twarzy zimne powietrze.
Piasek był mokry, więc nie miałam problemu z chodzeniem po nim i nie myślałam o tym, że może mi wpaść on do butów. Stanęłam w miejscu i głęboko odetchnęłam. Wiało naprawdę mocno i mimo że byłam grubo ubrana, czułam zimno. Nie chciałam jednak od razu wracać, potrzebowałam chwilę postać i po prostu pobyć sama ze sobą. Ostatnimi czasy lubiłam samotność. Nagle poczułam przygnębienie… Najpierw zostawienie Sophie samej, później złych snów, nie mających ze sobą żadnego związku — ciągle miałam przed oczami każdy z tych obrazów. Podobno sny szybko się zapomina, a ja na własnej skórze przekonałam się, że wcale nie musi to być prawda. Przypominając sobie obraz pustego łóżka, współczującego wzroku Megan… zrobiło mi się jeszcze zimniej, a w moich oczach, mimowolnie, zgromadziły się łzy. Zaczęłabym może nawet płakać, gdybym nie usłyszała głosu Malfoya.
 — Ładny widok, prawda? — zapytał, stając obok mnie. Nie spojrzałam na niego w obawie, że zobaczy czające się w moich oczach łzy. Pojawił się w dobrym momencie, zanim zaczęłam snuć złe scenariusze.
— Najpiękniejszy — powiedziałam. — Wiesz, następnym razem musisz zabrać tu mnie i Sophie, tylko może latem, kiedy będzie cieplej.
— Tak zrobię.
Cisza, która zapadła między nami, była po prostu dobra. Czasem w życiu spotyka się takie osoby, przy których milczenie nie jest żadną przeszkodą.
  — Wiesz co, Malfoy… — zaczęłam zdecydowanie, czując w sobie przypływ odwagi. Odwróciłam się w jego stronę i patrząc prosto w oczy, nie spuszczając wzroku na nawet chwilę, zaczęłam mówić. Wiedziałam, że ta okazja może się nigdy więcej nie powtórzyć, że może nasze drogi kiedyś na zawsze się rozejdą, a ja będę żałować, że nie powiedziałam tych słów. Miałam tylko jedno życie i musiałam zrobić wszystko, bym jak najlepiej je przeżyła. — Na początku jak dowiedziałam się, że będziesz leczył Sophie, miałam ochotę uciec jak najdalej, ale zostałam, ze względu na zdrowie Sophie. Tak cholernie się różnimy, zawsze się różniliśmy, a jednak coś się między nami stało i teraz… teraz, gdybym mogła te ponad pół roku temu, zmienić decyzję, nie zmieniłabym jej. Nadal wybrałabym ciebie.
— Wiem, Granger.
— Nie przerywaj mi, układałam tę mowę od kilkunastu dni. Po prostu chcę ci powiedzieć, że nawet jeśli jesteś największym błędem mojego życia, nawet jeśli będziesz miał mnie zranić, to zakochałam się w tobie i nic nie mogę na to poradzić. Zresztą nawet nie wiem, czy chcę coś na to poradzić, bo…
Nie dokończyłam, bo poczułam na swoich ustach, jego usta. Pocałował mnie, tak delikatnie i subtelnie, że nie do końca wiedziałam, czy to naprawdę miało miejsce. Ta chwila była piękna i należała z pewnością do tych lepszych wspomnień, których nigdy nie chciałam utracić. Staliśmy na brzegu morza, wtuleni w siebie, słuchając bicia swoich serc. Wszystko było dobrze, bo wreszcie miałam przy sobie kogoś, kogo kochałam i komu ufałam. Nie było żadnych problemów, tylko cisza i spokojne morze.
I tak było dobrze.
____________
Piszcie co u Was słychać. Jak znosicie te listopadowe wieczory? Poza tym... już niedługo święta! W moim oknie już pojawiły się ozdoby, a co! ;)
I cóż... Niedługo znowu wracam. W weekend nadrobię zaległości na Waszych blogach.
 PS. „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć” — znowu poczułam się jak małe dziecko, polecam każdemu, kto uwielbia tę cząstkę magii. 
M.

28 komentarzy:

  1. Tak bardzo czekałam na ten rozdział! Cieszę się, że mogłam go w końcu przeczytać :)
    Piękny, prosty i pełen nadziei. Tylko tyle umiem powiedzieć zaraz po :)
    Jak mija Ci czas na studiach? Mam nadzieję, że wszystko ok :)
    Buziaki,
    Vivenn

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że Ci się spodobał! Ja sama miałam trochę wątpliwości przed opublikowaniem, więc po Twoim komentarzu odetchnęłam z ulgą. :)
    Czas na studiach... powoli i do przodu. Już chyba się trochę przyzwyczaiłam, więc może być tylko lepiej! :)
    A u Ciebie co słychać? :)

    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu potrafisz zaskoczyć w tym co piszesz. Oczywiście pozytywnie :)
      Szczerze? Ostatnio jest po prostu źle. Ale pocieszam się,że kiedyś musi być lepiej

      Vivenn

      Usuń
    2. A więc bardzo się cieszę, że potrafię jeszcze zaskakiwać. :)
      Trzymam mocno kciuki, żeby jak najszybciej się u Ciebie polepszyło! Czasem po największych burzach tak szybko wychodzi słońce. :)

      M.

      Usuń
    3. Kochana, już od 5 tygodni jest mocno źle. Może przez to, że złamałam nogę. Gdyby kózka nie skakała i tak dalej... ;)
      Bardzo dziękuję za te pocieszenie <3

      Vivenn

      Usuń
    4. O kurczę, to rzeczywiście słabo. :( Jak to się stało? W każdym razie - trzymaj się mocno!

      M.

      Usuń
    5. Grałam w siatkówkę i stało się ;)
      Dobra, koniec negatywnych emocji! Czekam na kolejny świetny rozdział <3

      Vivenn

      Usuń
    6. O kurczę,to rzeczywiście kiepsko. :< Mam nadzieję, że już jest lepiej!

      M.

      Usuń
  3. Jem ciasteczka- słodko. Całują się- słodko. Cukrzyca- eee trochę mniej, ale co tam. Nareszcie Malfoy ją gdzieś wyciągnął. Sukces!
    Pozdrawiam
    dramione-ja-to-ja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj,
    Po przeczytaniu rozdziału miałam tyle myśli w głowie, że spokojnie mogłam je spożytkować na wyprodukowanie jakiegoś sensownego komentarza, a teraz, gdy już ochłonęłam, pewnie nie będzie on aż tak porywający.
    Rozdział ŚWIETNY! I piszę to drukowanymi literami, tak, aby każdy widział. Wreszcie stało się to, na co tak bardzo czekałam. Bo pomimo niewątpliwie pięknej i chwytającej za seducho historii Sophie, opowiadanie dotyczy też Dramione. I jestem prze szczęśliwa, że w tym rozdziale zafundowałaś mi taką dawkę Dramione, że pewnie starczy mi na miesiące. Wielkie dzięki.
    Pomysł z wyjazdem jak najbardziej trafiony i myślę, że Hermiona nie powinna się obwiniać za to, że zostawiła córkę na ten jeden dzień. Odpoczynek przyda się każdemu, nawet w tych najgorszych chwilach i dobrze, że to Draco jej go zafundował. Nie będę opisywać mojej reakcji na jej wyznanie uczuć, bo chyba bym się rozpłynęła. Musisz jednak wiedzieć, że czuję się rozanielona, w pełni usatysfakcjonowana i hm... dopieszczona. A i Draconowi też się coś od życia należy, czyż nie? :D Tym bardziej, że w tym opowiadaniu jest chodzącym aniołem, przynajmniej dla mnie. I gdy tylko przeczytałam o jego pomyśle na wyjazd, podniosłam kciukasa w górę, bo pomysł zacny, a i z wykonaniem nie najgorzej wyszło :D
    Podsumowując: Padłam, leżę i nie wstaję.
    Pozdrawiam, Iva Nerda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, ja też tak mam. Chwilę po przeczytaniu niektórych rozdziałów opowiadań mam milion myśli, ale muszę coś zrobić, więc odkładam komentowanie na później - w efekcie czego wszystkiego zapominam. :<
      Bardzo się cieszę, że rozdział aż tak Ci się spodobał! Nie miałam na niego żadnego planu, zaczynając pisać, nie wiedziałam co mam zrobić, ale robiąc naleśniki, wpadł mi do głowy taki pomysł i oto jest. :D
      Bardzo dziękuję za komentarz! Podbudowałaś mnie na kolejne tygodnie. :)

      M.

      Usuń
  5. Hej. Codziennie wchodzę na twój blog i czekam na następny rozdział. Przez parę ostatnich dni nie miałam dostępu do internetu. Jak już go odzyskałam to pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było wejście na twój blog. Kiedy zobaczyłam, że jest już kolejny rozdział po prostu zaczęłam skakać ze szczęścia. Teraz kiedy już go przeczytałam, popłakałam się. Tem rozdział jest fantastyczny, piękny, niepowtarzalny i cudowny. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie lepszego obrotu wydarzeń. Nie zawiodłaś mnie. Mam nadzieję,że w następnych będziesz o wiele częściej pisać o Draco i Hermionie. Bardzo spodobało mi się to. Nigdy nie myślałam,że Dramione aż tak przypadnie mi do gustu, ale ten blog to mistrzostwo świata. Twój talent po prostu nie może się zmarnować.

    Pomysł z całą wycieczką naprawdę udany. Nie przypuszczałam tego. Motyw z Olievierem też jak najbardziej trafiony.

    Teraz nie pozostało mi nic innego jak tylko czekać na następny rozdział! Pozdrawiam Cię cieplutko i życzę szczęścia na studiach :)

    E.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, nawet nie wiesz ile radości sprawiłaś mi swoim komentarzem! Bardzo się cieszę, że aż tak polubiłaś NWW i tyle radości sprawiają Ci nowe rozdziały. :)
      Tyle komplementów mi sprawiłaś, że aż sama nie wiem co na to odpowiedzieć, naprawdę! Naprawdę się cieszę, że rozdział aż tak Ci się spodobał i oczywiście mam nadzieję, że kolejne równie bardzo przypadną Ci do gustu. :)
      Dziękuję! Na pewno powodzenia się przydadzą. :)

      Również pozdrawiam!
      M.

      Usuń
  6. Aj cudowna niespodzianka na jesienny wieczór.
    Przeczytałam jednym tchem chociaż rozdział dość długi jestem pozytywnie zaskoczona.
    Oliver mnie ujął i chociż wcześniej zachował się jak bydlak to teraz nadrabia z nawiązką.
    Zależy mu na relacjach z Sophie a Draco broni Hermiony jak ognia.
    Po za tym rozdział jak zwykle piękny. Jestem ciekawa opisu wycieczki tej dwójki.
    Co do mnie prywatnie ostatnio sporo zwiedzam. Jesień mi nie przeszkadza jeśli tylko nie ma deszczu. A więc praca, zwiedzanie i pisanie. tak, tak wróciłam do tworzenia dramione. Dawno tegoo nie robiłam! A święta?? No cóż jeszcze daleko do nich a już jakiś dziwny szał ogarnął nasz kraj. Według mnie za wcześniej. święta tracą swój urok.
    Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam!

    [www.pokochac-lotra.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem czy taki długi... Bywały dłuższe! :D
      Bardzo bym chciała, żebyście postrzegali Olivera pozytywnie, właśnie do tego dążę. Bardzo się cieszę, że rozdział Ci się spodobał. :)
      Byłaś w jakimś ciekawym miejscu? Poleć mi coś, może w wakacje też gdzieś pojadę! Wiem, że wróciłaś, ale nawet jeszcze nie miałam okazji do Ciebie zajrzeć. Muszę to jak najszybciej nadrobić.
      Oj, zdecydowanie za wcześnie! Chociaż ja dzisiaj już puściłam pierwszą świąteczną piosenkę. ;)
      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam!

      M.

      Usuń
    2. Wszystko zależy od kwoty.
      Jeśli drożej polecam Wiedeń i dolinę Wachau. Zakochałam się w obydwu miejscach. Biuro podróży Rainbow ma bardzo ciekawe oferty ale musisz mieć zgodę rodziców jeśli nie ejsteś pełnoletnia.
      Jeśli zaś idzie o Polskę moje cudowne miasto Warszawa! Mogę robić za przewodnika w tej kwestii! Również i Kraków, cudowną krainę dinozaurów w Bełchatowie! Jak i również fantastyczne okolice mojego miasta które warto zwiedzić!
      pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  7. oooo cudowne zakonczenie <3
    fajnie ze prowadzisz te opowiadanie dalej, jedno z lepszych!
    Pozdrawiam i zycze dalszej weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak coś zaczynam — to tylko do końca! :)
      Dziękuję za komentarz!

      M.

      Usuń
  8. Jestem!!! :-)
    Z ogromnym opóźnieniem. Pewnie niedługo znowu wystukasz jakiś rozdział (pamiętaj, że masz u mnie cztery strony zaległości, tak), ale to nic. Na następny komć nie będziesz tak długo czekać. Chyba.
    Ten rozdział stał się moim ulubionym. Jest w nim tak sielankowo i dobrze, że aż mam łzy w oczach. To zakończenie... Nie, nie, muszę zacząć od samego początku.
    Powiem szczerze, że jako osoba, która nie wyobraża sobie mieć kiedykolwiek dziecka - nie wiem, jaką decyzję bym podjęła na miejscu Hermiony. Chore dziecko, a ona sobie jedzie! Z drugiej strony ma prawo odpocząć i na jej miejscu wyjazd na jeden dzień z Malfoyem byłby bardziej niż kuszący. Nie mam pojęcia, co wybrałabym na jej miejscu! I chyba o taką reakcję Ci chodziło, prawda? O to zastanowienie... Poczułam się, jak w skórze Hermiony - czułam ten dylemat. Jechać czy nie jechać?
    Co jest jako następne? Wiedziałam, że pojadą nad morze. Za dobrze Cię znam, żeby było to coś innego. Stary człowiek (czyli ty) i morze. (Tak btw - Denver nie ma w pobliżu żadnego morza, najbliżej jest jakieś jezioro, a potem ocean. Tak tylko mówię... Osobiście wyobrażam sobie, że bryka Malfoya jest magiczna [jak auto Weasleyów] i przeniosło ich w inne, magiczne miejsce. Odległe od Denver tak bardzo, że nie jest to aż możliwe).
    Oliver się stara, oddaje jej nerkę, siedzi z nią... Osobiście nie byłabym tak dobroduszna jak Hermiona. Geny to nie wszystko, ygh.
    I W KOŃCU KONIEC! ZAKOŃCZENIE!
    MALFOYGRANGERONIJAKMERLINIEJAKSUPERHHAJBDCUAIDC... Moja reakcja na sam koniec. :-)
    Ubolewam, że Malfoy - jak arogancki arystokrato-dupek (choć wciąż powalający tą pewnością siebie) - nie weźmie im wspólnego pokoju. Naprawdę mnie to zabolało.
    Mam nadzieję, że podczas pobytu nic złego Sophie się nie stanie. Hermiona potem miałaby pretensję do Malfoya i to byłoby głupie, choć zrozumiałe z jej punktu widzenia. Ach, życie takie ciężkie.
    O NIE, a jak Hermiona zapomniała telefonu i jak wróci, to tam będzie milion nieodebranych połączeń? Tyle możliwości... Czekam na następny rozdział. Pewnie początek będzie niesamowicie romantyczny, a potem gdy wrócą - smutny.
    Chcę, żeby wątek Sophie się wyjaśnił. Naprawdę tego chcę, choć wiem, że wtedy nastąpi koniec tego opowiadania. Tego nie chcę... To ja już może lepiej sobie pójdę.
    Do następnego! I dużo, dużo weny...

    OdpowiedzUsuń
  9. Czy opowiadanie zbliża się ku zakończeniu?

    OdpowiedzUsuń
  10. BŁAGAM CIĘ WRZUĆ NOWY ROZDZIAŁ, BO JA SIĘ NERWOWO WYKOŃCZĘ!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak bardzo lubię Twojego bloga. Jednak zawsze mam ten sam problem. Znikam na kilka miesięcy i później powracam mając niesamowite zaległości. Tak jest i teraz. Zaległości sprzed kilku miesięcy... Nadrabiam je jednak nie mając czasu na skomemtowanie. Ale hallo, przecież musisz wiedziec, ze ja czytam i mi się podoba, prawda?
    Rozdział świetny. Lekko mi się to czytało i mimo dużej ilości opisów czy przeżyć to nie było to monotonne. Tylko Ty potrafisz to opisywać tak, żeby miało swoje "coś" co przyciąga czytelników. Ciesze się ze Hermiona wyjechała. Ten wyjazd pewnie im wiele da :3 mam nadzieję ze Sophie wyzdrowieje bo nienawidzę smutnych momentów :(
    Pozdrawiam cieplutko : zabiegana ja podczas nadrabiania zaległości

    OdpowiedzUsuń
  12. #MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki

    Fajnie, że Draco zaplanował wyjazd dla Hermiony. Należał jej się odpoczynek, a w ciągu jednego dnia nic się nie zawali. Wystraszyły mnie trochę te koszmary Hermiony, ale końcówka od razu poprawiła humor. Dobra robota!

    Na bloga trafiłam dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”.

    OdpowiedzUsuń

Layout by Alessa Belikov