10 lip 2017

„Zanim się rozstaniemy” — część 1

Paryż, 21:00

Nigdy nie biegła tak szybko. Mijała po drodze wiele osób, potrącając ich, ale nie miała nawet czasu krzyknąć głupiego „przepraszam!”, w końcu była już tak bardzo spóźniona. Wewnątrz czuła przerażenie. Nie wiedziała, że w jeden dzień jej życie może zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni — gdyby wiedziała, nigdy nie podjęłaby decyzji, na którą ostatecznie się zdecydowała. Myśl o tym, co mogła stracić, była zbyt przerażająca, by mogła być prawdziwa. Powoli zaczynało brakować jej tchu, a w gardle czuła suchość; nie poddawała się jednak, wciąż kurczowo trzymając się resztek wiary. Zbiegła po schodach, przeskakując co dwa stopnie, jakby miało jej to pomóc w zdążeniu na czas. W międzyczasie potknęła się o leżącą na posadzce szklaną butelkę, głośno przeklinając. Z rąk wypadł jej portfel, ale miała przecież bilet, to było najważniejsze, więc dalej gnała przed siebie.
— Hej, zaczekaj, zgubiłaś coś! — krzyknął ktoś z tyłu, jednak Hermiona biegła, nie zatrzymując się, mimo nawoływań jakiegoś mężczyzny. U szczycie kolejnych schodów zobaczyła wchodzącą na pokład stewardessę, który rozejrzała się wokół i zaczęła zamykać przejście do samolotu.
— Nie, nie, nie! — mruknęła do samej siebie, zaczynając zbiegać na dół. Ignorowała spadający z ramion płaszcz, myśląc tylko o tym, by jeszcze chwilę na nią zaczekali. Była już tuż przy wejściu, gdy drzwi ostatecznie się zamknęło. Stanęła w miejscu, schylając się i próbując złapać oddech. Straciła szansę na powrót do domu na odpowiednią godzinę.
— Nie…
Hermiona usiadła na ławce, stojącej niedaleko, i oparła ręce o kolana. Rytm jej serca nadal był przyspieszony; usiłowała uspokoić oddech, ale w tej chwili było to niesamowicie trudne. Jeszcze nigdy tak bardzo się nie spieszyła, jednak mimo to zawiodła. Jej idealne życie kolejnego dnia miało runąć i zdawała sobie sprawę z tego, że wina leży tylko i wyłącznie po jej stronie. Nie dała szansy ich miłości, zniszczyła coś, co tak skrzętnie budowali przez ostatnie lata. Poczuła w oczach piekące łzy. Zagryzła wargi, jakby miało to zatrzymać falę bezradności i wściekłości, jaka zaczęła się w niej rodzić. Miała ochotę zacząć wrzeszczeć, ale ten krzyk pozostał niemy, nie wydostał się z gardła. Była tylko ogłuszająca cisza, która zabrała ze sobą ostatnią nadzieję.   
— Chyba coś zgubiłaś. — Usłyszała nad sobą głos kogoś nieznajomego. Podniosła wzrok do góry i dostrzegła mężczyznę, który wyciągał w jej stronę dłoń z portfelem, należącym do niej. Widocznie on też spóźnił się na swój samolot, bo podobnie jak ona trzymał w dłoniach bilet. Wyglądał na kilka lat starszego. Hermiona odwróciła się w jego stronę i westchnęła, poirytowana swoją nieostrożnością. Ukradli jej już torebkę, a teraz mogła zgubić swoje ostatnie pieniądze, których, notabene, nie było zbyt wiele.
— Dziękuję — odparła, posyłając w jego stronę wymuszony uśmiech. Zdecydowanie nie miała powodów do radości. Nie wtedy, gdy jej życie kolejnego dnia mogło się zburzyć.
Wstała z ławki, kurczowo ściskając w dłoni pognieciony już bilet na samolot. Na samolot, który już odleciał, a wraz z nim szansa na kontynuowanie, w swoim mniemaniu, szczęśliwego życia. Tak naprawdę nie potrzebowała do szczęścia wiele; wystarczało jej poczucie, że jest dla kogoś najważniejszą osobą i że bez niej świat przestanie istnieć. Marzyła o miłości jak z komedii romantycznej, a tymczasem na nią przypadł słaby dramat. Nie podobało jej się takie rozdanie roli, nie tego oczekiwała, gdy mama opowiadała jej o czekającym gdzieś na nią księciu z bajki.
Stanęła w miejscu, kilka metrów od siedzącego na ławce mężczyzny, który przyglądał się jej z pewnym zaciekawieniem. Byli jednymi z kilku osób, które jeszcze znajdowały się na lotnisku. Większość udała się do hoteli z racji tego, że do samego rana nie kursowały już żadne samoloty. Może w takiej sytuacji nie tylko ona straciła szansę na coś ważnego? Może ktoś przechodził przez coś jeszcze gorszego? Kiedy kilkanaście minut wcześniej w informacji dowiedziała się o złych warunkach pogodowych, nawet nie brała pod uwagę faktu, że odprawa może się przeciągnąć i może nie zdążyć na ten ostatni samolot. Była pewna swego do samego końca.
Hermiona włożyła odzyskany portfel do kieszeni płaszcza, jakby miało jej to w czymś pomóc; tak naprawdę w portmonetce miała tylko kilka drobnych, więc równie dobrze mogłaby wyrzucić ją do kosza. Ostatnie pieniądze wydała na bilet, próbując, jak zwykle w ostatniej chwili, ratować jeszcze swój związek. Teraz jednak szansa na zawsze przepadła i musiała pogodzić się z porażką. Przecież nie mogła zawsze wygrywać. Porażki były czymś, co było pokazywało, jakie naprawdę jest życie — nie zawsze kolorowe, ale też bezduszne, nie dające możliwości naprawienia popełnionych błędów. Poddawanie się nie było w jej stylu, bo zawsze do końca próbowała się ratować, chwytać ostatnich desek ratunku, ale tym razem nawet to zawiodło.
Zapominając o siedzącym gdzieś za nią nieznajomym mężczyźnie, ruszyła przed siebie, nie mając nawet konkretnego celu. Dopiero kiedy zauważyła siedzącą w informacji starszą kobietę, obudziła się w niej nikła nadzieja, że może jeszcze nie wszystko zostało zaprzepaszczone. Hermiona ruszyła w stronę okienka, modląc się o cud, dobrze wiedząc, że tylko to może ją uratować.
— Przepraszam, wie pani, czy mając ten bilet mogłabym wylecieć z innego lotniska do Londynu? Bo dowiedziałam się, że to lotnisko lada moment będzie zamknięte… mogłaby mi pani pomóc?
— Tak, panienko, to był ostatni samolot w tamtą stronę i niestety w tym terenie zostały odwołane wszystkie loty, nie tylko na naszym lotnisku. Kolejny samolot dopiero nad ranem, o ile naprawdę zmieni się pogoda, więc proszę przyjść tu jutro. 
— Nie, nie… Musi być jeszcze jakiś samolot, jest dopiero dziewiąta!
— Przykro mi, złe warunki pogodowe… Chciałabym pani pomóc, ale niestety nic na to nie poradzę — odparła, uśmiechając się lekko, jakby chciała pocieszyć Hermionę. Pokiwała wolno głową, próbując się pogodzić z tą informacją. Przeklęła po raz kolejny tego wieczora; to było tak do niej niepodobne! Zawsze miała nad wszystkim kontrolę, a tym razem czuła, że wszystko wymyka się z jej rąk. Może gdyby nie zawsze otrzymywała to, czego pragnie, porażka tak bardzo by nie bolała.
Nie mając konkretnego celu ruszyła w stronę ogromnych drzwi, aby wyjść z budynku. Musiała gdzieś spędzić noc, a w tak ogromnym mieście znalezienie taniego noclegu było praktycznie niemożliwe, więc nie wiedziała, gdzie tak właściwie może się podziać. Mogłaby iść pospacerować po mieście, ale tak proste poddawanie się nie było w jej stylu, zawsze nawet wtedy, gdy wszystko zawiodło, próbowała szukać nowych rozwiązań. W jej sytuacji mogło być to trochę problematyczne — nie miała torebki, w której było większość jej rzeczy, nie zostało jej również zbyt wiele pieniędzy. Nadal trzymała w dłoni pognieciony bilet, ale tak czy inaczej nie miała już z niego użytku. Roześmiała się, kiedy uświadomiła sobie w jak beznadziejnym położeniu tak naprawdę się znajduje. Mijając kosz na śmieci wyrzuciła kawałek papieru, dobrze zdając sobie sprawę z tego, że już się jej do niczego nie przyda.
Wyszła przed budynek. Chłodne powietrze uderzyło ją w twarz, dzięki czemu od razu się orzeźwiła. W tym momencie żałowała, że nie miała ze sobą rękawiczek — nadszedł listopad, więc noce były o wiele chłodniejsze niż dnie. Mimowolnie skuliła się, obejmując ramionami, by choć trochę się ogrzać. Póki była na lotnisku zimno jej nie przeszkadzało, ale kiedy wyszła na zewnątrz… zdecydowanie wolałaby zostać w środku.
Hermiona nagle poczuła, że ktoś się jej przygląda. Zmarszczyła brwi i powoli spojrzała w bok, czego od razu pożałowała. Miała ochotę jak najszybciej uciec z tego miejsca, ale patrząc na to, że miała do wyboru tylko ciemną uliczkę, zrezygnowała. Zacisnęła wargi, modląc się, by jej nie rozpoznał. Nie miała ochoty na wzajemne dogryzanie sobie — ten dzień i tak był dla niej mało łaskawy, a spotkanie z nim tylko wszystko by pogorszyło.
— Hermiona Granger, sama, w Paryżu, wieczorem. — Usłyszała obok siebie kpiący, niegdyś znienawidzony głos. Westchnęła, odwracając się w kierunku, z którego dochodził dźwięk. Mogła przypuszczać, że on nie zmarnuje okazji na przepychankę słowną.
— Draco Malfoy, okropnie miło cię znowu spotkać.
Malfoya widziała ostatnio kilka miesięcy temu, gdy minęli się na korytarzu w Ministerstwie. Niby przypadkiem potrącili się ramionami, ale nie zwrócili na siebie większej uwagi. Mieli wspólne wspomnienia — jednak były to tylko i wyłącznie złe wspomnienia. Podczas nauki w Hogwarcie darzyli siebie silną nienawiścią, bez żadnego konkretnego powodu, po prostu tak musiało być, z reguły. Wzajemne dogryzanie sobie stało się wówczas czymś normalnym; nie potrafili inaczej funkcjonować, jeśli chodziło o tą znajomość. Oboje nie wyobrażali sobie siebie rozmawiających jak normalni ludzie.
Hermiona głośno się roześmiała, gdy zorientowała się, kto stoi naprzeciwko niej i jak ta sytuacja wygląda z boku. Ten dzień był prawdziwą katastrofą, a w dodatku teraz musiała spotkać kogoś, kto był ściśle związany z gorszą stroną jej przeszłości. Po zakończeniu wojny nienawiść, która była między nimi, przerodziła się w obojętność: on nie wchodził jej w drogę, a ona jemu. On gdzieś wyjechał, podobno krążąc po świecie w poszukiwaniu zbiegłych śmierciożerców, a ona została, pracując w Ministerstwie Magii i co jakiś czas udając się za granicę w delegacje. Oboje zachowywali się tak, jakby sześć lat nauki w Hogwarcie nigdy nie miało miejsca; jakby rzucane wyzwiska były jedynie wyimaginowanym obrazem wyobraźni, a nie czymś, co zdarzyło się naprawdę.
— Co Granger robi o tej porze na lotnisku? — zapytał, opierając się o ścianę.
Kobieta zmarszczyła brwi, nie wiedząc, czego powinna oczekiwać, ani jak tak właściwie odpowiedzieć na zadane pytanie. Szukała w jego zachowaniu podstępu — przesadzała. Analizowała każdy jego ruch, jakby zaraz miało stać się coś strasznego. Zapomniała, że nie byli już w szkole, a tylko spotkali się przypadkowo na dworcu po kilku latach mijania się bez słowa na korytarzach Ministerstwa. Draco Malfoy był dla niej obcą osobą, z którą dzieliło ją tylko kilka epizodów z przeszłości i miała nadzieję, że to spotkanie również będzie jedynie krótką, nieznaczącą rozmową. Nie mogła przecież wiedzieć, że ta jedna noc, to jedno, przypadkowe spotkanie, zmieni w jej życiu wszystko.
— Pewnie czekam na samolot. Właśnie odleciał ostatni do Londynu i do rana już żadne nie kursują ze względu na warunki pogodowe — odparła spokojnie. Nie miała ochoty stać w jego obecności i nagle ciemna uliczka przestała być tak przerażająca. Wolała cokolwiek, niż rozmowę z nim. Zachowywała się dziecinnie, bo ciągle patrzyła na ich znajomość przez pryzmat przeszłości, a od tamtych wydarzeń minęło przecież tyle lat. 
Hermiona Granger pogubiła się w swoim życiu, choć uparcie chciała przekonać samą siebie, że wcale tak nie jest. Żyła w związku, który mimo że jej nie satysfakcjonował, chciała w dalszym ciągu w nim trwać. Dzięki niemu zyskała poczucie bezpieczeństwa i zawsze wiedziała, że ma dokąd wrócić. Praca w Ministerstwie Magii okazała się przykrym obowiązkiem, wypełnianym tylko po to, by nie mieć wyrzutów sumienia. Wciąż jej czegoś brakowało, mimo że na pierwszy rzut oka miała wszystko, czego tylko można było zapragnąć.
— Zapomniałaś, że jesteś czarownicą i możesz się teleportować?
— Malfoy, naprawdę nie muszę ci się z niczego tłumaczyć, więc jeśli możesz, zostaw mnie w spokoju. Twoje towarzystwo jest ostatnim, czego dzisiaj potrzebuję.
— Zaraz zrobi mi się przykro.
— Mam udawać, że się tym przejmuję? — zapytała, podnosząc do góry brew. Prowadzili rozmowę, jak normalni, dorośli ludzie, jednak Hermiona czuła się niekomfortowo w jego towarzystwie. Wolała samotność lub towarzystwo osób, którzy coś dla niej znaczyli. Odepchnęła się od ściany budynku, zaczynając iść wzdłuż ulicy. Panowała na niej ciemność, co trochę ją obawiało, ale przecież nie mogło stać się nic strasznego.
Draco patrzył na oddalającą się sylwetkę kobiety. Sam nie wiedział, czemu postanowił powiedzieć coś w jej kierunku. Równie dobrze mógł udać, że wcale jej nie zauważył, a mimo to podjął inną decyzję. Perspektywa spędzenia samotnej nocy, w centrum, nie była dla niego czymś zadowalającym — nie lubił być sam. A fakt, że z Hermioną Granger miał wcześniej kontakt, popchnął go do podjęcia rozmowy. Miał jakąś niewielką nadzieję, że ta noc nie będzie tak zła, jak podejrzewał, a towarzystwo kogokolwiek mogłoby mu jakoś w tym pomóc. W ostatnim czasie doskwierała mu samotność, brakowało mu kogoś, kto był dla niego ważny, chociaż sam nie chciał tego przed sobą przyznać. Udawał, że ma dobre życie.
Miał ochotę głośno się roześmiać, gdy zauważył, że kobieta na widok idących naprzeciwko niej kilku, głośno zachowujących się mężczyzn, zaczyna się cofać. Podniósł swoją torbę z ziemi i ruszył w jej kierunku. Pomyślał, że zachowuje się jak bohater, ratujący damę serca z opresji. W kolejnej chwili zastanowił się, co tak właściwie wyprawiał, ale było już za późno; znajdował się już za kobietą i mógł tylko improwizować.
— Kochanie, miałaś na mnie poczekać — powiedział trochę głośniej niż powinien, podkreślając słowo „kochanie”. Hermiona podskoczyła, czując dłonie Malfoya na swojej talii. Grupka mężczyzn zarechotała; jeden z nich puścił oczko w stronę Draco, podnosząc kciuk do góry. 
— Wybacz — odparła mocno.
Szli w ciszy, objęci; z boku wyglądało to tak, jakby byli naprawdę dobraną parą. W Hermiony głowie kotłowało się milion myśli, począwszy od wściekłości na Malfoya, kończąc na… również wściekłości na Malfoya. Przyspieszyła kroku, chcąc jak najszybciej dotrzeć do końca uliczki, więc idący przy jej boku Draco, zrobił to samo. Nie chciała już teraz wszczynać kłótni patrząc na to, że spotkani wcześniej mężczyźni wciąż ich obserwowali. W końcu znaleźli się na skrzyżowaniu — Hermiona wyrwała się z uścisku Draco, patrząc na niego ze złością.
— Nie musiałeś mnie ratować, poradziłabym sobie sama! — krzyknęła, mrużąc oczy.
— Nie wątpię, że poradziłabyś sobie z trzema, dwa razy od ciebie większymi, facetami — odparł, ironicznie się uśmiechając. — Widzę, że masz plany na tą noc?
— Moimi planami jest szybkie znalezienie transportu do Londynu. Malfoy… — zaczęła, gdy coś sobie uświadomiła. Być może jej dawny wróg mógł być jej jedynym ratunkiem. Policzyła w myślach do pięciu, chcąc się uspokoić. — masz różdżkę, prawda?
Uśmiech na jego twarzy nie był czymś, czego się spodziewała. Pokiwał przecząco głową; tak bardzo chciało mu się śmiać na widok jej zawiedzionej miny! Był to obraz, który bardzo poprawił mu humor i zaczął się cieszyć, że ruszył za kobietą. Przynajmniej miał jakieś zajęcie i nie stał bezczynnie pod lotniskiem, a mógł się z nią przez jakiś czas podroczyć. 
— Myślisz, że gdybym miał różdżkę, to czekałbym jak jakiś mugol na samolot, zamiast się teleportować?
Hermiona westchnęła, zaciskając oczy. Nie mogło przecież być aż tak źle, musiało być jakieś wyjście z tej sytuacji. Spotkanie Malfoya nie było przypadkiem, mocno w to wierzyła. W końcu przypadki nie istnieją, prawda?

22:00

Siedzieli na krawężniku, nie odzywając się do siebie przez dłuższy czas. Każde było pochłonięte swoimi myślami, więc nie chcieli sobie przeszkadzać. Hermiona miała około dziesięciu godzin, by dostać się z powrotem do Londynu. Nie miała pojęcia jak to zorganizować, bo jej jedyny środek transportu — samolot — nie zapewniał jej dotarcia do domu na czas. Po raz kolejny tego wieczora westchnęła, zwracając na siebie uwagę Malfoya.
— Moja różdżka przez przypadek została przełamana, więc sama wiesz, że nie nadaje się do niczego — powiedział, jakby chcąc się usprawiedliwić.
— A mi ukradli torebkę, w której akurat wtedy chwilowo trzymałam różdżkę.
Opuściła głowę, czując pod powiekami wzbierające się łzy. Nie chciała, żeby Malfoy widział ją w chwili słabości.
— Słuchaj, Granger, możesz tu siedzieć i się załamywać, ale możemy też znaleźć ci jakiś transport do domu, skoro jest to dla ciebie takie ważne. Mam w portfelu czterdzieści funtów, spróbujmy złapać taksówkę.
— Malfoy, nie udawaj głupiego. Za czterdzieści funtów nigdzie nie dojadę.
— A gdybym powiedział, że możliwe, że kilka ulic dalej mieszka mój przyjaciel…? Dalej będziesz mnie miała za głupiego?
— Czemu nie powiedziałeś wcześniej?! — krzyknęła Hermiona, zrywając się z miejsca. W jej oczach pojawiło się coś na kształt szczęścia i ogromnej nadziei, że jeszcze nie wszystko zaprzepaszczone.
— Zanim jednak pójdziemy, musimy zawrzeć chwilowy sojusz — powiedział mężczyzna, ignorując jej wcześniejsze pytanie. Hermiona spojrzała na niego z powątpiewaniem, unosząc prawą brew do góry.
— Jeśli to ma mi pomóc… w porządku. Możemy zawrzeć sojusz. — Hermiona wyciągnęła w kierunku Malfoya dłoń. Po chwili namysłu ujął ją.
Czy Hermiona miała obawy? Oczywiście, że tak. Nie do końca wiedziała, czy powinna wierzyć w dobre intencje Draco Malfoya, bo, jakby nie patrzeć, ich wspólna przeszłość niosła za sobą wiele sprzeczności. Kątem oka czujnie obserwowała mężczyznę, jego ruchy, próbując znaleźć w nich coś niepokojącego.
Zmienił się — z charakteru jeszcze nie wiedziała w jakim stopniu, ale w wyglądzie było widać dużą zmianę. Gdyby nie spotykała go przypadkiem raz na jakiś czas, teraz nie poznałaby go. Rysy jego twarzy znacznie się wyostrzyły, a na twarzy dostrzegła delikatny zarost. Niewiele pozostało w nim z chłopca, jakim był jeszcze w Hogwarcie. Minęło jednak kilka lat od zakończenia szkoły, więc w każdym zaszły jakieś zmiany, u niektórych większe, u części mniejsze. Nie dało się ukryć, że wojna odcisnęła piętno na wszystkich; na jednych mniej, na innych z kolei bardziej. Wspomnienia poległych wciąż pulsowały w głowie. Obrazy zniszczeń pojawiały się w najgorszych koszmarach, a krzyk torturowanych odbijał się echem w myślach. W życiu tych, którzy przeżyli tą rzeź, już na zawsze coś się zmieniło. Zaczęto inaczej patrzeć na swoje istnienia; czerpać trochę więcej radości ze zwykłych rzeczy, cieszyć się z każdej minuty, spędzonych w gronie najbliższych — właśnie tego nauczyła wojna. Uświadomiła ludziom, by cenić wszystko, co posiadają.
— Potrzebujemy więc metra — odezwał się Malfoy, wyrywając Hermionę z zamyślenia. — Nie mamy czasu iść na pieszo, więc najszybciej będzie pojechać. Uratuje twoje życie i zostanę bohaterem. Myślisz, że trafię na okładkę „Czarownicy”?
— Jak odstawisz mnie do domu na czas to obiecuję, że szepnę Lunie kilka słów — powiedziała Hermiona, wkładając zmarznięte dłonie do kieszeni płaszcza. Marzyła o łyku czegoś ciepłego, ale ważniejszy od potrzeby ocieplenia się był powrót do domu. Draco ruszył przed siebie, nawet nie sprawdzając, czy kobieta za nim idzie.
Rozmawiali jak dwójka normalnych ludzi. Jakby wcale nie dzieliło ich dziesiątki wypowiedzianych złych słów i jakby na ten jeden wieczór stali się dla siebie nieznajomymi, którzy dopiero co zaczynają się poznawać. Draco i Hermiona tej nocy pomyśleli, że w złych chwilach dobrze jest mieć kogoś, do kogo można się odezwać. To prawdziwe szczęście.
Los trochę z nich kpił. Nikt nie spodziewał się przecież, że w centrum Francji spotkają się dawni wrogowie, którzy w tej chwili będą prowadzili w miarę zwyczajną rozmowę. A jednak, znaleźli się na tym samym lotnisku, o tej samej godzinie, gdy odleciał samolot, którym oboje mieli dostać się do Londynu. Tak, los zdecydowanie sobie żartował i wszystko wskazywało na to, że miał to być dopiero początek ich wspólnej przygody.
— Błagam, nie mów, że zaraz ucieknie nam metro, nie mam siły znowu biec… — mruknęła Hermiona, widząc stojący już pojazd. Mieli do pokonania bramki i ruchome schody, a byli jeszcze tak daleko.
— Zaraz ucieknie nam metro — odparł, obserwując z satysfakcją wyraz twarzy kobiety. — Lepiej się pospiesz, albo odjadę bez ciebie.
Odwrócił się i zaczął biec, nie czekając na Hermionę. Kobieta mruknęła coś ze złością pod nosem i poszła śladem mężczyzny — ruszyła w pościg za uciekającym czasem. Mogła jeszcze go nadrobić, nadal była jakaś szansa, więc nie zamierzała się poddawać, chociaż wcześniej myślała, że jest na straconej pozycji. Jej wybawieniem okazał się Malfoy. Pokonali schody, przeskakując co kilka stopni. Do metra wpadli w ostatniej chwili, wtedy, gdy zamykały się drzwi. Mężczyzna, siedzący niedaleko, uśmiechnął się na ich widok i wrócił do czytania gazety. Granger nie widziała nic śmiesznego w tym, że zdążyli w ostatniej chwili.
Hermiona głośno sapała, usiłując unormować swój oddech. Czuła w gardle suchość i marzyła o łyku wody. Widząc jednak na końcu wagonu mężczyznę, sprawdzającego bilety, od razu ode chciało jej się pić. Nie chciała, żeby wyglądało to nienaturalnie, więc powoli wyprostowała się, niby przypadkiem nachylając się w stronę Malfoya, stojącego po przeciwnej stronie.
— Malfoy, czy masz bilety? — zapytała cicho Hermiona, uśmiechając się i próbując nie wzbudzać podejrzeń. Draco przeklął, widząc zbliżającego się kontrolera.
— Chodź za mną i zachowuj się naturalnie — odparł, chwytając rękę kobiety. Oczywiście, że zapomniał o biletach. Ten plan był zbyt doskonały, by mógł się powieść. Zaczęli iść w przeciwnym kierunku od sprawdzającego, a każde z nich modliło się tylko, by metro za chwilę się zatrzymało. Widocznie jednak los po raz kolejny nie był dla nich łaskawy, bo okazało się, że kolejny przystanek jest nieco dalej niż zwykle. Fakt, że w pojeździe było mało ludzi, nie był dla nich sprzyjający.
— Przepraszam, niech państwo poczekają, sprawdzę bilety i pójdziecie dalej.
Usłyszeli za sobą męski głos. Hermiona spojrzała się na Malfoya, zastanawiając się, czy w jakiś sposób uda mu się uratować ich z opresji — w końcu to on tego wieczora miał być bohaterem i liczyła na jego kreatywność. Draco pokiwał głową w stronę kontrolera, sztucznie się uśmiechając, a później zrobił coś, na co Granger zdecydowanie nie była przygotowana; pociągnął ją za rękę i zaczął biec w stronę końca pojazdu. Liczył, że może starszy pan nie będzie miał tylu sił w nogach, by ruszyć za nimi w pościg, ale zdecydowanie się przeliczył, bo już po chwili w całym metrze rozległ się krzyk mężczyzny. Nawoływał, żeby się zatrzymali, albo inaczej wezwie policję, ochronę… i kogo tylko mogli zechcieć.
Dziwnym trafem, po raz pierwszy tego dnia, uśmiechnęło się do nich szczęście — metro zaczynało zwalniać co oznaczało, że już zaraz miał być kolejny przystanek. Hermiona, ciągnięta w dalszym ciągu przez Malfoya, w myślach stwierdziła, iż jeśli tylko wydostaną się z tego miejsca, udusi go gołymi rękami. Tego dnia biegała więcej, niż przez całe swoje życie, co zdecydowanie nie było dobre dla jej psychiki, a przede wszystkim kondycji. Co za dużo to niezdrowo — jak mawiała jej babcia. Hermiona zgadzała się z nią w tym przypadku w stu procentach, chociaż w wielu innych sprawach miały kompletnie różne zdania.
Pojazd stanął, kiedy akurat znajdowali się już przy ostatnim wyjściu. Wypadli z metra i nie zatrzymując się, wciąż biegli przed siebie. Hermiona odwróciła się i zauważyła wymachującego rękami mężczyznę, który coś krzyczał w ich stronę, jednak w tym całym zamieszaniu nie zrozumiała ani jednego słowa. Jej serce biło trzy razy szybciej niż normalnie, czuła, że jeszcze chwila, a przewróci się i już więcej nie podniesie. Trzymała się na nogach tylko i wyłącznie dzięki, a nie chciała tego przed samą sobą przyznać, Malfoyowi. Pobiegli w stronę ruchomych schodów i w końcu, zdyszani ciągłą ucieczką, wypadli na zewnątrz. Jeszcze przez chwilę szli szybszym krokiem, chcąc mieć pewność, że kontroler nie będzie dalej za nimi iść, jednak gdy znajdowali się już całkiem daleko, zwolnili. Skręcili w boczną uliczkę, dopiero zdając sobie sprawę z jednego faktu — wciąż trzymali się za ręce.
Hermiona zaczerwieniła się i trochę zbyt gwałtownie wyrwała rękę z uścisku mężczyzny. I zrobiła coś, co wydawało jej się w tej chwili najlepsze. Zaatakowała, wciąż zawstydzona zbyt bliskim kontaktem. Może kiedyś łączyła ich nienawiść, ale teraz byli dla siebie tylko nieznajomymi, którzy zaczęli poznawać się w nocy na ulicy Paryża.
— Malfoy, możesz mi powiedzieć jak to możliwe, że zapomniałeś o kupnie biletów? — zapytała Hermiona, kucając na chodniku.
Jej oddech był przyspieszony, a włosy napuszone. Podobnie wyglądał Draco, który ostatnio ze sprawnością fizyczną nie miał zbyt wiele do czynienia. Życie w ciągłym pośpiechu, podróżując w służbowych sprawach, nie należało do lekkich. Był zmęczony brakiem stabilizacji, bo gdzieś w głębi siebie chciał w końcu znaleźć dom. Nie zwykły budynek, podobny do miliona innych na tym świecie, ale taki, w którym rzeczywiście czułby się jak u siebie. Brakowało mu poczucia bezpieczeństwa, co takie miejsce mogłoby mu zapewnić. Spojrzał ze złością na Hermionę; jego policzki były delikatnie zarumienione, kompletnie nie pasowało to do jego bladej cery.
— A wszystko wiedząca Granger nie mogła o tym pomyśleć? — warknął w odpowiedzi, opierając się o ścianę kamienicy. Rzucił torbę z ubraniami na chodnik, chcąc trochę odsapnąć i ustabilizować przyspieszone w tej chwili bicie serca.
— To ty postanowiłeś zgrywać bohatera, więc myślałam, że o takich sprawach pomyślałeś!
— W takim razie nie myśl, bo kiepsko ci to wychodzi.
— Niech cię Merlin kopnie, Malfoy! Naprawdę nie mam pojęcia, czemu zgodziłam się na ten cyrk. Idę stąd, poczekam spokojnie do rana, może do tego czasu zdążę uratować swoje… — przerwała nagle, gdy dostrzegła, że powiedziała zbyt wiele. Mężczyzna spojrzał na nią z ciekawością, mrużąc oczy, jakby chciał odczytać jej myśli.
— Śmiało, idź — zachęcił ją Draco, wskazując dłonią na ulicę.
— Świetnie!
Hermiona wstała z chodnika, otrzepując spodnie.
— Genialnie! Wreszcie będę mieć spokój.
— Cieszę się, super! — krzyknęła, po raz ostatni odwracając się za siebie.
Przed nią cała noc spędzona w samotności. „Lepsze to niż towarzystwo Malfoya” — pomyślała, próbując się pocieszyć. A mimo wszystko na tą jedną godzinę to właśnie dzięki Malfoyowi zapomniała o tym, co wcześniej wprawiało ją w przerażające osłupienie. Świadomość, że kolejnego dnia to wszystko, co tak usilnie budowała przez ostatnie lata, runie i to tylko przez nią… Przez to, że nie dała im szansy. W jej oczach zebrały sobie łzy, gdy uświadomiła sobie, jak wiele straci. Spojrzała na zegarek, znajdujący się na nadgarstku. Czekało ją jeszcze tylko siedem godzin, spędzonych w Paryżu. Objęła się ramionami, by choć trochę się ogrzać i ruszyła ciemną ulicą.
Nie mogli przecież wiedzieć, że wystarczy jedna noc i kilka wspólnie spędzonych godzin, by coś nieodwracalnie zmieniło się w ich życiu.

Czytaj dalej…
­­­­­­­­­­­­­_________________________
Cześć, kochani!
Minął miesiąc od publikacji epilogu, jednak ja nie chciałam zbyt długo zwlekać z dalszym pisaniem. Na własnej skórze przekonałam się, że im dłużej się nie pisze, tym gorzej wrócić. Przedstawiam Wam pierwszą część… miniaturki, bardzo krótkiego opowiadania? — zatytułowanej „Zanim się rozstaniemy”. Tekst zainspirowany filmem o tym samym tytule, który po prostu uwielbiam, kocham. Uznałam, że skoro piszę coś na podstawie czegoś, to lepiej zostawić ten tytuł, niż wymyślać coś nowego, chociaż kilka tytułów wpadło mi do głowy. Ale niech zostanie już tak, jak jest. :) Akcja, jak można zauważyć, dzieje się w Paryżu, w trakcie jednej nocy. W tej części zostały opisane dwie godziny, w kolejnej również dwie i tak dalej, i tak dalej… Jest to dla mnie eksperyment, sprawdzenie się, bo dawno nie pisałam czegoś w podobnym klimacie; ostatni raz przy moim pierwszym opowiadaniu, czyli ponad trzy lata temu („Droga do miłości”, pamięta ktoś? :D). Uznałam też, że chcę się przekonać, jak będzie mi szło pisanie w innej narracji. Jak mi wyszło? To zostawiam do oceny Wam. Ja strasznie się stresuję publikacją, bo nie jestem wyjątkowo zadowolona, ale mimo wszystko mam nadzieję, że tekst się spodoba i zostawicie komentarze! Znaczą one dla mnie bardzo dużo, nawet ten najkrótszy, to moja motywacja, a jeśli będę świetnie zmotywowana — może nawet druga część pojawi się szybciej?
Muszę przyznać, że na razie nie mam za bardzo ochoty do pisania czegoś dłuższego, dlatego zdecydowałam się na publikację pierwszej części tego tekstu. Postaram się, żebyście nie musieli zbyt długo czekać na kolejną — do końca lipca powinnam się wyrobić, ale będę informować Was na bieżąco w rubryce „Informacje” w lewej kolumnie. Mam nadzieję, że wkrótce wpadnie mi do głowy jakiś fajny pomysł na nowe, dłuższe opowiadanie; po prostu na tę chwilę nie chcę wracać z byle czym.
Jestem w trakcie poprawiania NWW, więc gdyby ktoś był zainteresowany PDF-em tej historii, proszę zostawić jakiś kontakt w komentarzu lub wysłać do mnie prywatnie wiadomość. Dziękuję za komentarze pod epilogiem, za każdym razem niesamowicie wzruszam się przy ich czytaniu. Taki jakiś płaczliwy ze mnie człowiek. :) Widzę po statystykach, że dużo osób czytało od początku opowiadanie, więc zostawcie po sobie jakiś znak! Będzie mi bardzo miło, no i na wszystko odpowiem. Chciałabym po prostu wiedzieć, co sądzicie o tym opowiadaniu.
Kurczę, rozpisałam się… Już kończę! Stęskniłam się za Wami, więc musiałam trochę pogadać. :) Piszcie co u Was słychać, jak spędzacie wakacje, czy były czerwone paski na świadectwach, czy sesja zdana… Po prostu się odzywajcie! Będę odpisywać, jak tylko wrócę z pracy.
Buziaki,
M.

17 komentarzy:

  1. Hej :) świetne opowiadanie bardzo mi się podoba :) Już nie mogę doczekać kolejnej części :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak na razie całkiem niezły początek. Szkoda że będzie krótkie ale osobiście lubię takie miniaturki. Bardzo mi się podobają. Coś innego, a Paryż to miła odmiana od miast, które do tej pory czytałam. I to przypadkowe spotkanie. Może być coś ciekawego z tego.
    czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejo hejooo 😊
    Jeśli pisząc to opowiadanie (bo jakos nie chcę się pogodzić z faktem, że będzie to miniaturka) wzorowałaś się na filmie to moge z czystym sercem przyznać, że go nie oglądałam :P ale wtopa, prawda? Chociaż może to i lepiej. Przynajmniej zamiast machinalnego szukania jakiś podobieństw, skupię się w całości na treści, która absolutnie mnie urzekła. Jest to coś zupełnie innego od tego, do czego przyzwyczaiłaś nas do tej pory, przez co moge poznać jakaś inną Twoją stronę.
    Tekst lekki, swobodnie się go czyta, idealna rzecz na długie wieczory.
    Czekam na kolejną część!
    Pozdrawiam, Iva Nerda

    OdpowiedzUsuń
  4. Słodka bajeczka xd sprytnie dobrane elementy, zgrabnie ułożona, masz talent! XD mam tylko nadzieje, że rano razem polecą do tej Anglii xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Straszliwy dramat Hermiony. Nie wiem, czy Draco bedzie w stanie jej wynagrodzić te wszystkie nieszczęścia...

    OdpowiedzUsuń
  6. Najwazniejsze, że ten Draco sie pojawił i obronił Hermione - a jak szli trzymając sie za ręce, cudowne :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Nowe opowiadanie, nowe opowiadanie - nananna <3

    Co do poprzedniego, to zakończyłaś je pięknie. Gdzieś w środku wierzę, że ponowne spotkanie Draco i Hermiony na cmentarzu, mogło rozpocząć nowy etap w ich życiu. Do tego opisy ich cierpienia, zastanawiam się, skąd brałaś natchnienie. Ciężko jest wyobrazić sobie, co czuje człowiek, który stracił wszystko. Dziękuję za historię, która wywołała tyle emocji. Czytając takie cuda człowiek wzbogaca się o nowe doznania, więc nie masz wyjścia i musisz tworzyć dalej. :)

    Zabieram się za czytanie Twojego nowego dzieła, powodzenia! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję tak piękne słowa. Jestem niesamowicie wzruszona. Twój komentarz dał mi siłę do dalszego pisania, bo ostatnio bardzo mi tego brakowało. Możliwe, że tak właśnie się stało - otwarte zakończenie to coś niezwykłego, bo czytelnik sam może napisać zakończenie dla głównych bohaterów. To właśnie Wam dałam tym zakończeniem i wierzę, że każde z Was zakończyło NWW tak, jak sobie zamarzyło. :) Skąd brałam natchnienie... trochę z osobistych doświadczeń, trochę z wyobraźni, gdy próbowałam wczuć się w sytuację Hermiony. Z życia, które obserwuję.
      Bardzo dziękuję Ci za ten komentarz! Naprawdę, nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo mnie uskrzydliłaś. :)

      M.

      Usuń
  8. Kiedy nastepny rozdzial?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli mam być szczera, to nie mam pojęcia. Ostatnio trochę brakuje mi motywacji i chęci do pisania. Postaram się jednak wkrótce (gdzieś za około dwa tygodnie) opublikować drugą część. :)

      M.

      Usuń
  9. #MagiczneSmakołyki
    #PieprzneDiabełki

    Witam! :D
    Z wejścia powiem, że fajna miniaturka, a chyba 1. jej część. W każdym bądź razie przyjemnie się czytało, masz fajny styl. Nie jest ciężki - wręcz przeciwnie: tekst czyta się lekko, jednym tchem. Ale może konkretniej.
    Cieszę się, że nie zmieniłaś Hermiony. Lubię tę Granger histeryczkę. :D To Hermiona. ;D
    Trochę dłużył mi się początek, później było o wiele lepiej. Jednak trochę za bardzo skupiłaś się na opisie wszystkich czynności. Wolałabym poczytać przykładowo o tym, po co Hermiona była w Londynie, w jakich okolicznościach tam trafiła albo jej emocjach. Na początku trochę zastanawiało mnie, dlaczego Hermiona się po prostu nie teleportowała, lecz sytuacja się wyjaśniła później, jednak wolałabym, gdyby było to zaznaczone. ;)
    Co do Draco... Jedna z "barwniejszych" postaci w HP, a tutaj mi się wydaje za mało pyskaty. ;p Wiem, że wydoroślał i w ogóle, ale według mnie mógłby mieć trochę bardziej cięty język. :> Większość tekstów spoko, ale brakowało mi czegoś. :P
    To tyle jeśli chodzi o treść. Jeszcze przyczepię się o kwestię wizualną tekstu. Czcionka jest mała, szeryfowa i jasna na ciemnym tle. Może to pierdoła, ale trochę ciężko mi się czytało na komputerze. Musiałam przesiąść się na telefon. >.<
    Ogólnie fajna pierwsza część miniaturki. :) Z chęcią przeczytam kolejne, a może nawet się pokuszę o opowiadanie. :)
    Pozdrawiam!
    Netka

    P.S. Na bloga trafiłam dzięki akcji komentatorskiej na Katalogu Granger. :)
    http://katalog-granger.blogspot.com/p/edycja-2.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy ciąg dalszy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli mam być szczera - ostatnio wątpiłam, że ktoś jeszcze czeka na dalszą część. Widząc jednak Twój komentarz postaram się wkrótce dodać drugą część; zabiorę się za nią, jak tylko skończę pierwszy rozdział nowego opowiadania. :)

      M.

      Usuń
  11. Witaj,
    trafiłam na Twój blog kilka dni temu,a to nowe opowiadanie, które zaczęłaś pisać jest niesamowite. Skończ je proszę, jest tak inne od reszty. Skończ proszę :)
    Słoneczna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Bardzo się cieszę, że to opowiadanie tak bardzo Ci się spodobało! Na razie jestem w trakcie pisania czegoś innego, ale gdy to dokończę, na pewno zabiorę się za drugą część 'Zanim się rozstaniemy'. :)

      M.

      Usuń
  12. Przewidujesz 2 część? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że przewiduję! Ostatnio troszkę mi się pozmieniało w życiu, ale mam nadzieję, że w końcu wszystko ustabilizuje się na tyle, żeby mogła wrócić do pisania, bo, nie ukrywam, bardzo mi tego brakuje. :)

      Usuń

Layout by Alessa Belikov