Znalezienie Sophie w ogromnym
szpitalu, do którego dopiero co zdążyłam wejść, było dla mnie sporym problemem.
Nie rozumiałam, jak mogłam zachować się tak głupio, żeby pozwolić Sophie wyjść
samej na korytarz, zostawiając ją bez żadnej opieki. Jaka była ze mnie matka,
skoro nie potrafiłam upilnować swojego dziecka? Jedynym pocieszeniem w tej
głupiej sytuacji było to, że Sophie była bezpieczna przy boku Megan. Może i
była to kobieta, którą dopiero co poznałam, ale w pewnym stopniu ufałam jej.
Usiadłam na jednym z krzeseł, stojącym pod ścianą i przymknęłam lekko oczy.
Wszystko wydawało mi się zbyt trudne, abym mogła udźwignąć ten ciężar na swoich
ramionach.
Od postawienia diagnozy ciągle
spotykało mnie coś, co skutecznie zwalało mnie z nóg. Największym szokiem było
jednak spotkanie Malfoya tutaj, w Denver. Spodziewałam się wszystkiego, ale
tylko nie tego. Rozmowa w gabinecie kompletnie wybiła mnie z równowagi i
sprawiła, że na chwilę przestałam logicznie myśleć. W momencie, gdy ujrzałam
jego osobę, chciałam się wycofać, wybiec ze szpitala, zabierając ze sobą Sophie
i wracać pierwszym lepszym samolotem do Londynu. Jednak taka ucieczka w niczym
by mi nie pomogła, ani nie rozwiązałaby żadnego problemu ─ musiałam
samodzielnie stawić im czoła. Miał mi zostać przydzielony najlepszy lekarz, a
jeżeli był nim Malfoy, musiałam się z tym pogodzić. Nie mogłam patrzeć na naszą
przeszłość i wspomnienia, jakie były z nią związane. Trzeba było zamknąć ten
rozdział za sobą, chociaż wiedziałam, że będzie to trudne. Jedyne, czego w
tamtym momencie się bałam to to, że Malfoy nie będzie chciał leczyć mojej córki
─ córki znienawidzonej osoby, córki szlamy,
córki przyjaciółki Pottera. Okazało się zupełnie inaczej; nie spojrzał na
dziewczynkę z niechęcią, ale z dziwnym ciepłem, którego jeszcze nigdy w jego
oczach nie widziałam. Może i nie było między nami zbyt wiele sytuacji, abym
mogła dostrzec w jego zachowaniu jakieś pozytywy, jednak od zawsze w Hogwarcie
miał opinię zimnego i opanowanego drania. Ci, którzy byli bliżej niego, również
mieli o nim takie zdanie. Nie jest więc niczym dziwnym, że byłam zdziwiona,
kiedy dojrzałam błysk w oczach Malfoya na widok Sophie. Nie spodziewałam się po
nim takiej zmiany, widocznej jak na dłoni. Każdy, kto zobaczyłby go jako
mugolskiego lekarza na oddziale dziecięcym, byłby zdziwiony. Oczy, dla mnie
zimne, dla dziecka były radosne, pełne ciepła. Pytanie ─ które oblicze Draco
Malfoya było prawdziwe? Wcześniej nawet przez myśl nie przeszłoby mi, że być
może ten chłodny arystokrata może się zmienić… Dopiero teraz, gdy zobaczyłam
ubranego go w kitel lekarski, ślącego każdemu, kto przechodził, ciepły uśmiech,
pomyślałam, że może naprawdę się zmienił, może naprawdę stał się lepszym
człowiekiem…? W Hogwarcie zawsze uczono, aby dawać innym ludziom drugą szansę, gdyż
każdy na nią zasługuje, niezależnie od nazwiska czy przeszłości. Tylko czy ja
potrafiłam wybaczyć i zapomnieć o latach nienawiści, przepełnionych wzajemnymi
wyzwiskami i kłótniami?
Przed moimi oczyma pojawił się
obraz wspomnienia, które niezwykle dobrze utkwiło w pamięci. Z jednej strony
nie wyróżniało się niczym szczególnym, ale to właśnie ono pojawiało się w mojej
głowie, gdy przypominałam sobie o Hogwarcie. Nie wiedziałam, czemu jest dla
mnie tak ważne i czemu mam do niego tak
ogromny sentyment. Byłam pewna jedynie jednego ─ to był jeden z tych momentów,
podczas których przekonałam się, że zawsze, niezależnie od tego, co się działo
w moim życiu, mogłam na moich przyjaciołach polegać. Wiedziałam, iż będą stali
za mną murem, będą bronili przed innymi ludźmi, kiedy ja nie będę miała już sił
i po prostu będą obok. To najprostsza
definicja przyjaźni, jaką było dane mi poznać.
Wieczorami
korytarze Hogwartu nie są przyjemnym miejscem, szczególnie jesienią. Od ścian
bił chłód, powodujący na całym ciele ciarki. Odgłos kroków roznosił się echem
po całym korytarzu. Przez wielkie okna do środka wpadał blask księżyca; był
jedynym źródłem światła tej nocy. Na zewnątrz mocno padał deszcz, a jego
kropelki osadzały się na szybach okien. Niebo zostało zasnute przez kilka
ciemnych chmur, z których co jakiś czas wydobywały się błyskawice. Od jakiegoś
czasu właśnie taka pogoda nam towarzyszyła. Niektórym to odpowiadało ─ woleli
siedzieć w swoich dormitoriach, zakopani w ciepłych kocach. Innym ta pogoda
przeszkadzała, bo przez nią czuli się ociężali i tylko myślami wracali do
ciepłych popołudni, kiedy można było cały dzień przesiedzieć na błoniach z
przyjaciółmi. Tegoroczna jesień wyjątkowo nie była sprzyjająca dla uczniów.
Wiedziałam jednak, że taka pogoda ma związek z powrotem Voldemorta i nawet nie
próbowałam wmawiać sobie, iż jest inaczej.
Słysząc
świsty wiatru za oknem, wzdrygnęłam się i potarłam swoje ramiona, by choć
trochę się rozgrzać. Nocny spacer w taką pogodę może i nie był dobrym pomysłem,
ale jeśli się uparłam, musiałam coś zrobić. Obawiałam się jedynie tego, że
Umbridge może mnie złapać oraz mogę ponieść karę za swoje wieczorne wycieczki.
Z jednej strony miałam dobre wytłumaczenie ─ byłam prefektem i mogłam o późnej
porze wychodzić z wieży. Z drugiej strony obawiałam się, że Umbridge nie będą
obchodziły żadne moje wytłumaczenia. Gryfonów szczerze nienawidziła i nie
starała się tego ukrywać. Swoją niechęć do nas eksponowała na każdym kroku.
Usłyszałam
głośne śmiechy dochodzące z drugiego końca korytarza i bynajmniej nie były to
głosy postaci z obrazów. Przystanęłam w miejscu, wstrzymując powietrze. Różdżkę
mocniej ścisnęłam w dłoni, ciesząc się w duchu, że nie zapomniałam jej wziąć ze
sobą. Dzięki niej czułam się bezpieczniej i o wiele pewniej. Moje serce wystukiwało
nierówny rytm, bijąc dwa razy szybciej niż zwykle. Przełknęłam głośno ślinę. Słyszane
głosy były coraz bliżej, a ja stałam w miejscu, niezdolna do wykonania żadnego
ruchu. Nad moim ciałem zapanował zwykły strach, mimo iż wmawiałam sobie, że tak
nie jest. Słyszałam cztery głosy ─ jeden na pewno należał do dziewczyny, a trzy
do płci przeciwnej. Nie potrafiłam ich jednak rozpoznać. Dopiero kiedy ich
sylwetki wyłoniły się z ciemności, zdałam sobie sprawę z kim mam do czynienia.
Żałowałam, że nie postanowiłam uciekać, kiedy mogłam, tylko stałam w miejscu. A
chodziło mi tylko o głupią książkę, którą zostawiłam na półce w bibliotece!
─
Proszę, proszę, kogo my tu mamy? Panna Granger postanowiła wybrać się na
wieczorny spacer… ─ zakpił Draco Malfoy, patrząc na mnie wyzywająco. Stanął w
miejscu i jednym ruchem dłoni nakazał swoim przyjaciołom również się zatrzymać.
Nie zarejestrowałam momentu, w którym w jego dłoniach pojawiła się różdżka.
Bawił się, ciągle ją obracając. Mimo panującej ciemności wszystko było dokładnie
widać; moje oczy przyzwyczaiły się już do mroku. Ślizgoni nie mieli na sobie
szat. Byli zupełnie normalnie ubrani, jakby skądś wracali. Ja natomiast miałam
na sobie rozciągniętą bluzkę i stare,
schodzone dresy. W spojrzeniu całej czwórki widziałam niechęć i pogardę do
mojej osoby.
─
Granger zabrakło języka, tego jeszcze nie było ─ powiedział, odwracając się do
swoich znajomych. Wszyscy zaśmiali się ironicznie, jak na zawołanie. Malfoy był
wśród Ślizgonów autorytetem; kimś, za kim ślepo szli i robili, co tylko im
kazał. ─ Co taka osoba, jak ty, robi tutaj sama o takiej porze? ─ zapytał,
chowając swoje dłonie w kieszenie spodni. Stanął naprzeciwko mnie, oddalony
niecały metr od mojej osoby. Mimo że nie znajdował się bardzo blisko, dobrze
widziałam jego oczy ─ tak zimne, przesycone nienawiścią do mnie. Nawet nie
wiedziałam, co zrobiłam, że aż tak mnie nienawidzi. Czy była to tylko wina
mojego pochodzenia, mojej krwi?
─
Pytanie, co ty tu robisz, Malfoy, z bandą swoich kolegów ─ odparłam, unosząc
wyżej podbródek. Odwaga, która jeszcze niedawno kompletnie mnie opuściła, teraz
wróciła na swoje miejsce. Wpatrywałam się w puste oczy chłopaka, próbując nie
przerwać tego kontaktu jako pierwsza.
─
Akurat ja jestem Ślizgonem, Granger, a jak wiesz, Umbridge szczerze nas
uwielbia, nie to co was, nędznych Gryfiaków. Mogę sobie chodzić gdzie chcę, o
jakiej chcę porze i ciebie nie powinno to obchodzić. Za to ja bez problemu mogę
ci wlepić szlaban za wałęsanie się po zamku w nocy i może już nie będziesz taka
pyskata, ty nędzna s z l a m o.
─
Uważaj na słowa, Malfoy, bo w każdej chwili mogą się obrócić przeciwko tobie ─
powiedziałam cicho, dokładnie akcentując każde słowo. Zapadła między nami
cisza. Koledzy Malfoya wpatrywali się w nas, nie bardzo wiedząc co powinni
robić, jak zareagować.
─
Uważaj, szlamo, żeby przypadkiem nie spotkała cię żadna krzywda. A szkoda by
było oszpecić taką ładną buźkę, nie sądzisz? Nie zapominaj, kto jest lepszy w
tej szkole i ma lepsze kontakty. To mój ojciec ma znajomości w Ministerstwie,
to moja rodzina od zawsze służy Czarnemu Panu i to ja jestem od ciebie lepszy.
A jedyne, w czym ty jesteś dobra, to czyszczenie butów takim osobom, jak nam,
Ślizgonom ─ wyszeptał, nie spuszczając ze mnie swojego wzroku.
Wszystko
ze mnie uleciało; odwaga, która jeszcze przed chwilą zachęcała mnie do dalszej
rozmowy, teraz zdawała się ukryć gdzieś w głębi samej mnie. W myślach pojawiły
się niechciane głosy, zapewniające, że Malfoy ma rację i jestem nikim. Zacisnęłam
usta i spuściłam wzrok na swoje buty. Nie miałam ochoty dłużej wpatrywać się w
puste oczy Malfoya. Poddałam się. Nie obchodziło mnie już to, czy chłopak da mi
jakiś szlaban, naśle na mnie Umbridge, a może czy nawet zostanę wydalona ze
szkoły. Na pozór zwykłe słowa zabolały mnie bardziej, niż zadanie bólu poprzez
rzucenie jakiegoś zaklęcia. Kątem oka udało mi się zauważyć, że Malfoy
uśmiechnął się ironicznie, zadowolony z siebie. Po raz pierwszy okazałam się
słaba w obliczu wyzwisk, padających z ust mojego wroga. A jeszcze rok temu
pozwalałam mu na to i nie zwracałam uwagi na jego słowa. Co się zmieniło? To
pytanie zadawałam sobie ciągle, do końca szkoły.
─
A więc… ─ zaczął Malfoy. Podniosłam swój wzrok do góry, wpatrując się w jego
oczy ze zwykłą nienawiścią. Tak, nienawidziłam go. Nienawidziłam go całym swoim
sercem i byłam pewna, że to już nigdy się nie zmieni. Jakże się myliłam…
─
Zostaw ją, Malfoy ─ powiedział zupełnie inny głos, gdzieś za mną. Natychmiast
odwróciłam się w kierunku dźwięku, uśmiechając się lekko. Niedaleko mnie stał
Harry. Nawet w tej ciemności widziałam, iż jest ubrany w szarą bluzę i czarne
dresy. Musiało mu się spieszyć, ponieważ adidasy, które miał na stopach, były
rozwiązane. Chłopak jednak nie zwracał na to uwagi. W dłoni ściskał swoją
różdżkę. Wyprostowany, swoją postawą wyrażał pewność siebie. Ruszył powoli w
moją stronę, a kiedy w końcu doszedł, złapał moją dłoń i ścisnął ją
pokrzepiająco.
─
Patrzcie, patrzcie, Potter ruszył za swoją przyjaciółeczką, żeby ją uratować z
rąk podłych Ślizgonów. Jakie to romantyczne ─ wysyczał, przybierając na twarz
ironiczny uśmiech. ─ A więc i Potter chce zarobić darmowy szlaban? Proszę
bardzo, rozdaję je z przyjemnością i w dodatku za darmo!
─
Mamy takie samo prawo do przebywania tutaj, jak ty, Malfoy, więc nie rób z
siebie durnia. Dumbledore…
─
Dumbledore jest starym dziadkiem, któremu już się miesza w głowie! Jesteś
bardzo naiwny, jeśli sądzisz, że długo pożyje. Na szczęście teraz w szkole jest
ktoś, kto zrobi porządek z mugolakami i takimi osobami, jak Dumbledore. Myślisz
że dlaczego Hogwart jest uważany za jedną z gorszych szkół magii? Bo prowadzi
ją Dumbledore, zgred, który nie odróżnia już niektórych wartości. Umbrige
została przydzielona tutaj, ponieważ Ministerstwo dobrze wie, że Dumbledore nie
radzi już sobie. Jest zbyt stary, żeby pełnić tak poważny urząd.
─
Jeśli nie chcesz, żebym przeklął cię jakimś zaklęciem, to radzę ci się zamknąć
i już stąd iść. Takie dzieci jak ty, już dawno powinny leżeć w łóżku i smacznie
chrapać, Malfoy.
─
Uważaj, bo jeszcze się przestraszę. Ale masz rację ─ szkoda mi czasu na rozmowę
z wami. Na pewno uda mi się lepiej spożytkować ten czas, niż gawędząc tu sobie
z Gryfonami. Pamiętaj jednak Granger, że jeszcze nie skończyliśmy i dorwę cię.
Teraz uratował cię Potter, ale kolejnym razem będziesz sama ─ dokończył,
uśmiechając się jadowicie. Odwrócił się w stronę swoich przyjaciół, kiwnął im
głową na znak, iż mogą już iść i… poszli.
Wraz
z słabnącym dźwiękiem kroków moje serce powracało do swojego normalnego tempa.
Odetchnęłam z ulgą. Cieszyłam się, że ta konfrontacja dobiegła już końca. Nie
tego spodziewałam się, gdy wyszłam z dormitorium znaleźć książkę. Nie
domyślałam się, że spotkam Malfoya z jego bandą. Nie chciałam nawet myśleć, jak
to spotkanie skończyłoby się dla mnie, gdyby nie Harry. Odwróciłam się w jego
stronę. Wpatrywał się z troską, lekko się uśmiechając, jakby chciał zapewnić,
iż już wszystko dobrze. W moich oczach pojawiły się niechciane łzy, które
dzielnie starałam się powstrzymywać, ale nie udało się. Słone krople spływały
po policzkach, wyznaczając sobie własną drogę. Harry nic nie powiedział.
Przygarnął mnie do siebie, trochę niedbale, dając tym samym poczucie
bezpieczeństwa. Położyłam głowę na jego ramieniu i łkałam, jak małe, zagubione
dziecko, nie wiedzące co dzieje się we współczesnym świecie. Sama nie
wiedziałam, jaki był konkretny powód mojego rozklejenia. Po krótkiej chwili
odsunęłam się od Harry’ego, wycierając końcem rękawa resztki łez, pozostałe na
moich policzkach. Kilka razy głęboko odetchnęłam, co pozwoliło mi na dojście do
siebie.
─
Już? ─ zapytał Harry, odruchowo mierzwiąc swoje włosy.
─
Tak.
─
Co się takiego wydarzyło, że się aż tak rozkleiłaś? Malfoy ci coś powiedział?
Możesz mi powiedzieć, rozprawię się z nim.
─
Nic mi nie powiedział ─ skłamałam. Nie chciałam, żeby Harry narażał się
Malfoyowi; chociaż w głównej mierze chodziło mi o Umbridge. Niepotrzebne były
mu w tej chwili szlabany; blizna wciąż mu dawała o sobie znać, a koszmary
dręczyły go praktycznie co noc. Może i Ronowi nie mówił wszystkiego, by go nie
martwić, ale ja wszystko widziałam. Harry był moim przyjacielem od pięciu lat i
jego problemy automatycznie stawały się moimi problemami.
─
To czemu się tak rozpłakałaś? Hermiono, martwię się. Jeszcze nigdy nie
widziałem cię w takim stanie, poza tym jestem twoim przyjacielem i możesz mi
powiedzieć absolutnie wszystko.
─
Naprawdę nic mi nie jest. Od kilku dni chodziłam przybita, sama nie wiem
dlaczego, i teraz wszystkie negatywne emocje połączyły się w jedno i nie
wytrzymałam. A konfrontacja z Malfoyem jedynie pomogła tym emocjom wyjść na
zewnątrz. Nic mi nie jest ─ zapewniłam.
Nie
byłam pewna, czy oby na pewno nic mi nie jest. Powrót Voldemorta na wszystkich,
którzy wierzyli, odcisnął pewne piętno, jednak miałam wrażenie, że na mnie
szczególnie. Nocą, gdy tylko udawało mi się zasnąć, dręczyły mnie koszmary. Z
kolei zasypianie również przysparzało mi trudności; złe myśli nękały moją
głowę, nie pozwalając mi odpocząć. Ciągle myślałam co byłoby, gdybym nie była
czarodziejką i Dumbledore nie zapukałby w pewien letni dzień do drzwi mojego
domu. Żyłabym jako normalna nastolatka i moimi jedynymi problemami byłyby
wyskakujące pryszcze na nosie. Może tak byłoby lepiej. Nie musiałabym co rok
zmagać się z problemami, potworami; nie musiałabym bać się o własne życie.
Później zazwyczaj ganiłam się za takie myślenie ─ hej, przecież mam tutaj
przyjaciół, dla których warto się poświęcać i co roku poddawać nowym przygodom.
─
W ogóle to po co w nocy wyszłaś z łóżka? ─ zapytał Harry, patrząc podejrzliwie.
Nim jednak odpowiedziałam, uciszył mnie skinieniem dłoni. Po kilku sekundach
złapał moją dłoń i pociągnął wzdłuż korytarza. Szliśmy przez długi czas w
ciszy; dopiero Harry otworzył drzwi jakiejś klasy, po czym weszliśmy do środka.
Widząc moje pytające spojrzenie, od razu powiedział:
─
Wydawało mi się, że słyszałem kotkę Norris. Wolałem nie ryzykować stania tam,
tylko przenieść się w bezpieczniejsze miejsce. Więc po co wyszłaś z łóżka?
─
Zapomniałam zabrać książki z biblioteki… A była mi bardzo potrzebna do nauki na
Historię Magii! Sam wiesz, że jutro jest sprawdzian, a w tej książce były same
ważne informacje z tego działu. Nie patrz tak na mnie ─ burknęłam, czując, iż
na moje policzki wstępują rumieńce.
─
Hermiono, złamałaś kilka punktów regulaminu, naraziłaś się na szlaban tylko po
to, żeby wrócić po książkę? Zresztą, to już nawet nie jest ważne! Mogłaś
pożyczyć ją ode mnie albo Rona, ewentualnie od dziewczyn z dormitorium.
─
Nie chciałam nikogo budzić ─ mruknęłam. ─ Na szczęście nie załapałam szlabanu i
w sumie nadal nie odzyskałam swojej książki, ale pożyczę ją w takim razie od
ciebie, skoro i tak nie śpisz. Właśnie, czemu za mną ruszyłeś?
─
Blizna znowu dała o sobie znać. Chyba coś mi się śniło, bo obudziłem się cały
mokry, jednak nic nie pamiętam. Mam lukę w pamięci. Postanowiłem, że zejdę do
Pokoju Wspólnego, i tak bym już nie zasnął, a miałem szansę trochę się pouczyć.
Byłem u szczytu schodów, kiedy zauważyłem, że wychodzisz. Wołałem cię, ale
chyba byłaś strasznie zamyślona. Wróciłem więc do dormitorium, szybko się
przebrałem i za tobą ruszyłem. Resztę chyba znasz.
W
odpowiedzi pokiwałam twierdząco głową. Usiadłam pod ścianą, a Harry zrobił
zupełnie to samo. Żadne z nas się nie odzywało ─ w tej chwili cisza nie była
ani trochę krępująca. Zarówno ja, jak i mój przyjaciel potrzebowaliśmy tego;
chwili wyciszenia, odpoczęcia od świata. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, do
którego Harry nas wciągnął. Była to stara, nieużywana klasa. Nadal nie mogłam
się nadziwić, ile było takich miejsc w Hogwarcie. Wszystkie ławki podsunięte
były pod okna, a krzesła zostały ustawione w jednym rzędzie. Z sufitu zwisało
kilka takich samych żyrandoli, przyozdobionych pajęczynami. Dzięki świetle,
które rzucał księżyc, bardzo dobrze było widać unoszący się w powietrzu kurz.
Deszcz przestał już padać — pozostałości kropelek wody na szybie zaczęły
spływać dzięki mocniejszym podmuchom wiatru. Burza zdawała się odchodzić w
jakieś inne miejsce. Grzmoty było już coraz mniej słychać.
─
Nie mówmy o tym Ronowi, dobrze? ─ powiedziałam cicho. Harry przytaknął,
zgadzając się ze mną.
─
Posiedźmy tu jeszcze chwilę.
I
siedzieliśmy, wsłuchując się w ciszę. Tak było dobrze.
─ Mamo! ─ krzyknął znajomy
głos. Gwałtownie wyprostowałam się na krześle, rozglądając się nieprzytomnie na
boki. Dopiero po chwili zauważyłam Sophie idącą z kubkiem czegoś gorącego, a
tuż obok niej szła Megan, również niosąca parującą ciecz. W pierwszej chwili
przeraziłam się; Sophie niosła wrzątek, mogła się poparzyć! Byłam gotowa szybko
wstać z krzesła, podbiec do mojej córki i wziąć od niej kubek. Jednak po chwili
zganiłam samą siebie za takie myślenie, nie mogłam być przecież aż tak bardzo
przewrażliwiona. Sophie była całkowicie skupiona. Wpatrywała się w szklankę,
nie zwracając uwagi na nic innego. Tylko co jakiś czas zerkała gdzie idzie,
byle się nie przewrócić.
─ Przyniosłam ci czekoladę ─
oznajmiła, podając mi napój. Nad kubkiem unosiła się delikatna para.
─ Dziękuję ─ odpowiedziałam,
uśmiechając się. ─ A ty już swoją wypiłaś?
─ Już dawno! Pani Megan mi
kupiła w takim barze na dole. I wiesz, że poznałam taką fajną panią? To ona
zrobiła to pyszne kakao! Jest bardzo miła i powiedziała, żebym przyszła po
południu, to zrobi mi naleśniki z dżemem.
Sophie zdjęła swój plecak z
ramion, po czym położyła go bez pytania na moich kolanach. Sama wspięła się na
krzesło i wygodnie się usadowiła. Westchnęła głośno, zabierając swoją własność
z moich nóg. Otworzyła przegródkę, chwilę w niej czegoś poszukała i już po
chwili trzymała w dłoni dużego lizaka. Dziewczynka spojrzała się na mnie
niepewnie, oczekując mojej reakcji. Powoli zaczęła odwijać smakołyka z papieru,
nie spuszczając ze mnie swojego wzroku.
─ Sophie ─ zaczęłam
ostrzegawczo. ─ Nie sądzisz, że jak na jeden dzień to trochę za dużo słodyczy?
Mała dziewczynka zerknęła to na
mnie, to na lizaka, aż w końcu ustąpiła. Zawinęła z powrotem łakoć w folię i
schowała go do plecaka. Wyjęła za to
inną rzecz ─ Rudolfa. Usadziła go na krześle obok siebie i wzięła za łapkę. W
tym czasie popiłam gorącą jeszcze czekoladę. Przyjemne ciepło rozchodziło się
po całym ciele, sprawiając, że na chwilę wyłączyłam się.
─ Chcesz się trochę napić? ─
zapytałam Sophie, widząc, iż kątem oka ciągle mnie obserwuje, chociaż starała
się udawać, że wcale tak nie jest. Dziewczynka spojrzała się w moją stronę i
nie odrywając swojego wzroku ode mnie, usadziła na kolanach Rudolfa.
─ Ja już wypiłam, ale Rudolf
napiłby się i coś zjadł, bo powiedział, że jest bardzo głodny, a przecież musi
mieć siły.
─ Rzeczywiście ─ odparłam,
przytakując. ─ Nie wiem czemu nie pomyślałyśmy wcześniej o Rudolfie. Gapy z nas.
Sophie rozśmiała się głośno,
zwracając na nas uwagę przechodzącego obok mężczyzny. Kąciki jego ust również
uniosły się do góry; pomachał małej blondynce, a ona z radością odmachała mu. I
ja się szeroko uśmiechnęłam, widząc szczęśliwą buzię mojej córki. Takie chwile
były piękne i sprawiały, iż chciało się żyć. Może i bałam się tego, co
przyniosą kolejne dni, ale starałam się cieszyć ze zwykłej codzienności.
Wiedziałam, że pewnego dnia tych dobrych momentów może zabraknąć. Wolałam nie
myśleć, co będzie kiedyś. Obawiałam
się chemioterapii i skutków, jakie mogą odbić się na Sophie, jednak dziewczynka
była silniejsza od niejednego dorosłego ─ przynajmniej w to wierzyłam. Wiara w
najgorszych momentach potrafi zdziałać cuda, o czym przekonałam się na własnej
skórze niejednokrotnie. Może właśnie w tej chwili mojego życia to wiara i
nadzieja miały mi pomóc?
Sophie zeskoczyła z krzesła i
stanęła przed nim przodem. No tak, będzie karmiła Rudolfa. Z poważną miną
wyciągnęła swoją dłoń w moją stronę, prosząc bez słowa o czekoladę. Ja również
udałam niesamowite skupienie, podając jej kubek. Przypomniałam sobie, że w
torbie mam kanapkę, którą zrobiłam szybko dzisiejszego dnia przed wyjściem z
hotelu. Sięgnęłam po torebkę, wiszącą na krześle. Chwilę poszperałam w niej, zanim
wyjęłam chleb, zawinięty w folię. Sophie uśmiechnęła się, widząc co mam w
rękach.
─ Proszę ─ powiedziałam,
podając jej pakunek.
─ No, teraz Rudolf w ogóle nie
będzie głodny! Chyba starczy mu tyle jedzenia do kolacji. Nie może też jeść za
dużo, bo przytyje i jeszcze nie zmieści się w moim plecaku ─ odparła z
entuzjazmem, rozwijając kanapkę i karmiąc nią misia.
Rozejrzałam się naokoło siebie;
nigdzie nie dostrzegłam Megan, która dopiero co tutaj stała. Niosła kubek z
czekoladą, więc może i ona komuś ją niosła? Megan wydawała mi się miłą,
troskliwą osobą i było w niej coś, przez co od razu zaczynało się darzyć ją
zaufaniem. Może i popełniałam błąd ─ nie lubiłam zawodzić się na ludziach, a
tak zwykle było, gdy oczekiwałam od owej osoby zbyt dużo, a ona zwyczajnie
przestawała zwracać na mnie uwagę. Jednak człowiek uczy się na własnych błędach
i każdego dnia wynosi jakąś lekcję. Jeśli miałam zawieść się na Megan, na pewno
nauczyłoby mnie to nie obdarzania zaufaniem każdej osoby, która wygląda na
dobrą.
Zerknęłam na Sophie. Była już
we własnym świecie. Mówiła coś cicho do Rudolfa, karmiąc go kanapką i sama
odgryzając mały kawałek od czasu do czasu. Często miała tak, że przenosiła się
w inną krainę; krainę wyobraźni. Zresztą, chyba każde małe dziecko ma swój świat,
do którego udaje się wtedy, gdy tylko sobie tego zażyczy. Brakowało mi
dziecięcych lat, podczas których największym problemem był fakt, iż koleżanka z
piaskownicy zabrała mi łopatkę i nie chciała oddać. Często powracałam myślami
do tamtego czasu, bo mimo że nie pamiętałam zbyt wielu momentów, miewałam
dziwne przebłyski, kiedy coś mi się
przypominało. Zapach domowych ciasteczek robionych przez mamę, dom
przyozdabiany na święta Bożego Narodzenia, wspólne lepienie bałwana… Te
wszystkie wspomnienia wywoływały na mojej twarzy uśmiech; żałowałam, że nie
mogłam powrócić w każdej chwili do tych lat. W dorosłość wkroczyłam zbyt
szybko, zupełnie niespodziewanie. Nie miałam czasu na chodzenie na zabawy, bo
ciągle było c o ś ważniejszego. A bycie pełnoletnią wcale nie było tak fajne,
jak myślałam. Musiałam sama o siebie zadbać, sama znaleźć pracę i sama zarobić
na własne utrzymanie. Zbyt wcześnie na moje barki spadła ogromna
odpowiedzialność, jednak starałam się nie myśleć o tym w ten sposób. Wolałam sądzić, że szybkie
wejście w dorosłość miało jakiś cel i uczyniło mnie taką, jaką teraz byłam.
Takie myślenie pomagało w trudnych chwilach, kiedy nagle dopadało zwątpienie.
─ Pani Hermiono? Mogę poprosić
na chwilę? ─ Głos Megan wyrwał mnie z rozmyślań. Kiwnęłam twierdząco głową,
wstając z krzesła. Na swoje miejsce położyłam torebkę, po czym odeszłam kawałek
z pielęgniarką, by porozmawiać z dala od Sophie, która nadal zajmowała się
karmieniem Rudolfa.
─ O co chodzi?
─ Chciałam tylko powiedzieć, że
sala jest już wolna. Można już tam wejść, przebrać Sophie. Doktor Malfoy zlecił
także zrobienie serii badań przed biopsją. Zaprowadzę was ─ powiedziała.
─ Oczywiście ─ przytaknęłam.
Odwróciłam się od kobiety i z powrotem wróciłam do Sophie. Ukucnęłam
naprzeciwko dziewczynki, żeby lepiej ją widzieć. ─ Sophie… Musimy iść teraz z
panią pielęgniarką. Pokaże nam twoją salę i przebierzesz się w twoją piżamkę.
Pan doktor, który cię badał, zrobi ci takie badanie, ale na pewno będzie się
starał, żeby ani trochę cię to nie zabolało. Dobrze?
─ Muszę?
─ Rozmawiałyśmy o tym w
gabinecie i się zgodziłaś. Będę cały czas blisko ciebie, więc nie musisz się
niczego bać. Poza tym pamiętasz co ci powiedziałam przed wyjazdem? Że nigdy,
ale to przenigdy cię nie zostawię i zawsze będę z tobą.
Sophie w odpowiedzi pokiwała
twierdząco, zgadzając się ze mną. Na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech,
który po chwili jednak zgasł. Buzia, przed kilkoma minutami roześmiana, teraz
była smutna. Spakowała Rudolfa do plecaka, a mi podała plastikowy kubek, bym
wyrzuciła go do kosza. Założyła swoją torbę na plecy i wzięła mnie za rękę,
lekko ją ściskając. Spojrzałam się na moją córkę, po czym pogłaskałam ją po głowie.
Była odważniejsza od niejednego dorosłego. Jeśli pójdzie do Hogwartu, a byłam
pewna, że tak się stanie, trafi do Gryffindoru. Martwiło mnie jedynie to, iż
nadal nie wykazywała żadnych umiejętności magicznych, ale miała jeszcze na to
czas. Nie mogłam się tym tak przejmować.
Megan, stojąca kilka metrów od
nas i rozmawiająca z inną pielęgniarką, widząc, że jesteśmy już gotowe,
uśmiechnęła się w naszą stronę. Powiedziała jeszcze kilka słów do kobiety, z
którą prowadziła dialog. Skinęła w naszą stronę głową na znak, że możemy już
iść. Pociągnęłam za sobą Sophie i ruszyłyśmy. Idąc korytarzem minęliśmy wiele osób;
głównie były to pielęgniarki spacerujące z małymi dziećmi. Sophie rozglądała
się naokoło siebie, obserwując wszystkich. Przypomniałam słowa Malfoya,
wypowiedziane przez niego zaraz przed moim wyjściem z gabinetu. Jak miałam
utrzymać małe dziecko, ciekawe świata i chcące go poznawać z dala od innych
dzieci? Sophie dobrze wiedziała, że dzieci te chorują ─ nie wiedziała jedynie,
iż niektóre są bliskie śmierci. Obok nas przechodziła w tym momencie jakaś
kobieta z małą, mogła mieć co najwyżej osiem lat, dziewczynką. Na jej głowie
nie było już ani jednego włoska; skutki chemioterapii. Szła podtrzymywana przez
swoją rodzicielkę. Po małej osóbce było widać, że nie znosi zbyt dobrze
leczenia. Była słaba, jej cera była niesamowicie blada. Odwróciłam wzrok, nie mogąc
dłużej wytrzymać. Nie potrafiłam sobie wyobrazić tego momentu, kiedy i Sophie
rozpocznie chemię.
Mój wzrok jednak ponownie
zatrzymał się na dwójce ludzi; kobiecie i mężczyźnie, byli oni małżeństwem,
ponieważ udało mi się dostrzec obrączki na ich dłoniach. Kobieta wpatrywała się
pustym wzrokiem w ścianę, a z jej oczu płynęły łzy. Mężczyzna mówił coś cicho
do niej, trzymając za dłoń, jednak nic nie udało mi się usłyszeć ─ nawet nie
chciałam. Przeżywali oni swoją własną tragedię. Najprawdopodobniej stracili
kogoś bliskiego; być może córkę czy syna. W moich oczach pojawiły się łzy. Taki
ból, jaki przeżywała ta rodzina, był jednym z najgorszych jakie istniały. Samo
uświadomienie sobie, że już nigdy nie zobaczy się osoby, która zmarła, nigdy
nie usłyszy się jej śmiechu, głosu, było ciosem zadanym prosto w serce.
─ Mamusiu, czemu ta pani tak
płacze? ─ zapytała, kiedy byłyśmy już nieco dalej.
─ Wiesz, Sophie, ta pani chyba
straciła kogoś bardzo ważnego i teraz jest jej bardzo smutno.
─ Mhm ─ mruknęła dziewczynka w
odpowiedzi, kiwając wolno głową.
W końcu Megan zatrzymała się,
stając przy jednej z sali. Otworzyła drzwi i poczekała, aż pierwsze wejdziemy
do środka. Skinęłam jej głową w ramach podziękowania. Na samym środku stało
niewielkie łóżko, a po obu jego stronach dwa krzesła. Na ścianie wisiało kilka
obrazów, przedstawiających widoki gór czy wzburzone morze. Pod jedną ścianą
znajdowała się komoda, do której można było pochować kilka rzeczy ─ głównie
służyła na ubrania. Nie mogło zabraknąć dużego okna. Wpadało przez nie dużo
światła, oświetlając dobrze całą salę.
─ To już wasze królestwo ─
oznajmiła Megan. ─ Niech Sophie się przebierze i za chwilę wrócę, żeby zabrać
ją na małe badanie, dobrze?
To pytanie bardziej skierowała
do Sophie, jednak i kiwnęłam głową.
─ A będzie to bolało? ─
zapytała, wdrapując się na łóżko i wyjmując ze swojego plecaka Rudolfa. Ułożyła
go na poduszce, przykrywając kołdrą po sam nos.
─ Zrobię to tak szybko, że
nawet tego badania nie poczujesz ─ odparła pielęgniarka. ─ Za kilka minut
wrócę.
Wyszła.
Sekunda ciągnęła się za
sekundą, minuta za minutą. Czas zdawał się zwolnić, chociaż tak naprawdę
wszystko działo się swoim normalnym rytmem. Siedziałam na jednym z plastikowych
krzeseł na korytarzu, czekając. Nie pozwolili mi wejść razem z Sophie do sali,
gdzie miało zostać przeprowadzona biopsja szpiku. Mogłam jedynie siedzieć i
modlić się, żeby wszystko poszło dobrze i w miarę szybko. Najgorsze w tym
wszystkim było to, że zawiodłam moją córkę, bo obiecałam, iż będę przy niej, a
wyszło zupełnie inaczej. Miałam ochotę krzyknąć, wrzasnąć, cokolwiek zrobić, by
nie czuć tej bezsilności…
─
Tak będzie lepiej.
Spokojny głos Malfoya
przyprawiał mnie o nieprzyjemne dreszcze. Wcale nie było lepiej. Powinnam być
na tej sali i trzymać moją małą Sophie za rączkę. Powinnam tam być, bo tak
zachowałaby się prawdziwa matka. Zdawałam sobie jednak sprawę, że takie
oskarżanie samej siebie do niczego nie prowadzi. Po raz kolejny tego dnia
powtórzyłam sobie, iż muszę być silna.
Te słowa, tak proste w swoim znaczeniu, na jakiś czas potrafiły mnie podbudować
i czułam się lepiej. Gdy przyjechałam do
Denver, pierwsza myśl, która mnie naszła to czemu to wszystko musi spotykać
właśnie mnie. Dlaczego nie mogę mieć normalnego, spokojnego życia bez żadnych
zawirowań i problemów. Czemu Bóg ułożył dla mnie właśnie taki zawirowany
scenariusz, obfity w różne wydarzenia, gorsze i lepsze…?
─
Nic jej się nie stanie, będzie pod dobrą opieką.
Zapewnił mnie Malfoy, kiedy
dowiedziałam się, że nie będę mogła być przy Sophie. Wówczas przez całe moje
ciało przeszły wszystkie emocje, jakie tylko istniały. Począwszy od
wściekłości, przez nienawiść do osoby stojącej przede mną, a kończąc na
okropnym poczuciu bezradności, opanowującym całe moje ciało. Dopiero później
udało mi się uspokoić na tyle, by nie wszczynać w całym szpitalu niepotrzebnego
zamieszania. Odwaga, która ostatnimi czasy bardzo często skrywała się wewnątrz
mnie, zdawała się obudzić z głębokiego snu, za to zdrowy rozsądek, który od
zawsze był moją dobrą stroną, bardzo dobrze się ukrył. Przez kilka sekund po
tym, co powiedział Malfoy, nie myślałam logicznie. Po raz pierwszy od długiego
czasu chciałam wyjąć różdżkę i przekląć go jakimś zaklęciem. Nawet nie miałam
czasu, żeby się zastanowić czy używa magii, skoro pracuje w takim ─ nie ukrywajmy ─ mugolskim szpitalu. Niewiele o nim słyszałam po zakończeniu Bitwy
o Hogwart. Niektórzy mówili, że miał depresję przez to, iż tyle ludzi przez
niego zginęło. Na ile było to prawdą, patrząc na obecną osobę Malfoya, starszą
o ponad pięć lat? Nie miałam pojęcia.
─
Badanie odbędzie się jutro; do pobrania szpiku należy być na czczo przez co
najmniej jedną dobę. Poza tym będzie musiała pani podpisać kilka dokumentów,
ale to już zostanie załatwione później. Dzisiaj zostanie pobrana krew,
zaleciłem też zrobienie badania moczu. Pielęgniarki wszystkim się zajmą.
Malfoy pofatygował się, aby
poinformować mnie osobiście o przełożeniu badania. Z jednej strony czułam ulgę,
ale z drugiej wolałam, żeby Sophie miała to już za sobą. Wiedziałam, że
wbijanie igły będzie bolało i gdybym tylko mogła dałabym sobie wbić wszystkie
igły, jakie tylko istniały, byleby moje dziecko nie cierpiało. Przed przyjściem
do szpitala przewertowałam kilka medycznych książek, aby wiedzieć trochę więcej
o białaczce. Między innymi czytałam o biopsji; jest konieczna, gdy choruje się
na tą chorobę. Pobiera się fragment szpiku kostnego. Na samą myśl o tym na moim
ciele pojawiły się ciarki.
Nagle usłyszałam szczęk
otwieranych drzwi. Zerwałam się z krzesła, widząc wychodzącego z sali Malfoya.
Nie ruszyłam się jednak z miejsca. Moje ciało dziwnie zesztywniało, jakbym bała
się postawić krok w stronę lekarza. Po chwili mężczyzna podszedł do mnie,
zapewne zauważając w mojej postawie wahanie.
─
Wszystko podczas zabiegu
poszło dobrze. Musieliśmy dać Sophie leki uspakajające, ale nie ma pani się
czym martwić, ponieważ zwykle są one podawane, szczególnie u tak małych dzieci.
Wyniki biopsji postaram się zdobyć jeszcze dzisiaj, żeby jak najszybciej zacząć
leczenie. Poza tym teraz mała musi odpocząć, pewnie trochę pośpi. Była bardzo
dzielna.
─
Mogę do niej wejść?
─
Tak. Na pewno się ucieszy,
bo już kilka razy pytała się, kiedy wróci mama.
Kiwnęłam twierdząco głową i
ominęłam mężczyznę, kierując się w stronę małej sali, w której przebywała
Sophie. Nacisnęłam klamkę, a kiedy drzwi ustąpiły, weszłam do środka, mijając
się z pielęgniarką, która pomagała Malfoyowi w badaniu. Uśmiechnęła się do mnie
uprzejmie i wyszła, pozostawiając mnie samą z Sophie. Pomieszczenie to było
przeraźliwie sterylne i nie było w nim wiele rzeczy. Na środku stało łóżko, a
przy ścianach znajdowały się szafki. Sophie leżała na boku, wpatrując się w
gdzieś przed siebie. Dopiero kiedy przysunęłam sobie krzesło i usiadłam na nim,
dostrzegła mnie. W jej oczach czaiły się łzy, chociaż dzielnie starała się je
powstrzymywać. Byłam niesamowicie dumna z tego, jaką dzielną mam córkę.
─
Myślałam, że już nie
przyjdziesz ─ powiedziała cicho,
jakby mówienie sprawiało jej trudność. Leki uspakajające robiły swoje.
─
Przyszłam, skarbie, zawsze
przyjdę, przecież ci już mówiłam ─ odparłam,
powstrzymując się od płaczu. Złapałam malutką dłoń Sophie, lekko ją gładząc.
Drugą ręką poprawiłam włosy dziewczynki, rozrzucone na całej poduszce.
─
A teraz nigdzie już nie pójdziesz
i mnie nie zostawisz?
─
Już nigdy.
Gdzie są seksy między Draco a Hermioną, ja się pytam XDDD
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, ale to już wiesz. Świetnie piszesz, z każdym rozdziałem coraz lepiej Ci to wychodzi.
A mi szkoda jest Sophie :c Ostatnio (przez ostatnie półtora roku....) za wiele piszę z pewną osobą, która uwielbia dramaty i przez tę osobę (nie wymienię, ehem, pseudonimu, ale to M.!) ja też zaczęłam je oglądać i nie wiem, teraz jeszcze bardziej mogę wyobrazić sobie tę malutką osóbkę w szpitalu i jej, it makes me sad :c
I chcę seksy między Draco a Hermioną, już! ;____;
I podoba mi się relacja Granger i Sophie.
I wszystko mi się podoba.
I kocham Cię mocno mocno.
I doceń to, że wreszcie coś skomentowałam XDDD
I całusy, czekam na gadu
Vilene
Spokojnie, na to też będzie czas. XD
UsuńDziękuję, no. Staram się jak mogę.
Mi też jest szkoda Sophie. Ten pomysł pewnie wpadł mi do głowy dlatego, że tak oglądam te dramaty. Widzisz! Dramaty są fajne! XD
I dziękuję, i ja też.
Doceniam!
M.
Jezuuu
OdpowiedzUsuńCUDO CUDO CUDO
Nawe nie wyobrażasz sobie jakiego banana mialam na twarzy, gdy zobaczylam, ze juz jest rozdzial :D
Jak zwykle.wspanoale, cudownie.opisalas uczucia Hermiony. A Sophie jest tak dziecinnie slodka :) cudoooo :)
Co do szablonu, to chyba bardziej podobal mi sie.poprzedni, ale.jak to tobie ma odpowiadac,.prawda? :)
To by bylo na tyle
Pozdrawiam,
Andromeda
Bardzo się cieszę, że ten rozdział Ci się spodobał i ucieszyłaś się na jego widok. ;)
UsuńJuż zmienione, ja też bardziej wole ten. :P
M.
Matko <3 Piękne! Tak świetnie opisujesz uczucia Hermiony i zachowania małej Sophie ! Genialnie ! Okropnie się wczuwam , ale to tylko dlatego ,że świetnie piszesz! Jak narazie relacje pomiędzy Draco , a Hermioną są na poziomie lekarz-pacjent , ale szczerze to cieszę się z takiego obrotu sprawy , bo rozwija się to stopniowo . Podoba mi się! Twój blog mogłabym czytać godzinami ! Będę czekać na nowy rozdział z niecierpliwością! Pozdrawiam i życzę Ci dużo weny , abyś dalej mogła tworzyć takie niesamowite dzieła !
OdpowiedzUsuńOblliviatee
Dziękuję bardzo, na prawdę bardzo się cieszę, że tak się podoba, to bardzo miłe. :) Między Draco, a Hermioną wszystko będzie rozwijać się powoli, w końcu nienawidzili się przez długi czas, więc teraz nie mogą sobie tak od razu wpaść w ramiona. Jakie miłe i kochane słowa, dziękuję, dziękuję!
UsuńM.
A miłam nadzieję że będę pierwsza xp..
OdpowiedzUsuńOpowiadanie przeczytałam jednym tchem.
Biedna mała Sophie i taka dzielna.
Dla Hermiony to musi byc bardzo trudna chwila.
Zwłaszcza że musi zaufać człowiekowi, którego nienawidziła a właściwie który nienawidził jej.
To dość trudne i zaaranżowałaś naprawdę świetną sytuację.
W ogóle lubię to opowiadanie.
Im dłużej je czytam tym coraz bardziej się w nie wciągam.
Co do mnie na szczęście szkoły nie mam a obecnie się urlopuje więc jest naprawdę cudownie;)
Cieszę się że sezon szkolny mam już za sobą więc mogę odetchnąć ale jakoś nie umiem uwolnić się od mojego Potterka.
Obecnie pracuje nad moim opowiadaniem ale jeszcze trochę musicie poczekać,
Mam zamiar zaskoczyć was pozytywnie a tym razem pozdrawiam mocno i czekam na ciąg dalszy!
Nie ma tak lekko. :P
UsuńPomysł na opowiadanie miał być wykorzystany nieco inaczej, ale cieszę się, że zdecydowałam się wykorzystać go na dramione. Dzięki temu mogę się bardziej rozwijać, chociaż temat wybrałam sobie bardzo trudny.
Tobie to dobrze! Ja niestety mam szkołę, ale jeszcze trochę. :D Chyba nigdy nie uwolnię się od Pottera, zbyt bardzo jestem przywiązana. ;)
Czekam, czekam!
M.
Fajny rozdział, Hermiona i Sophie są słodkie, takie kochane, mam nadzieję, że Malfoy się do nich mega zbliży, we wspomnieniu taki zimny i podły, jak to Malfoy, zamknięty we własnych demonach, Podoba mi się, ogólnie piękny szablon, życzę weny i powrotu do zdrowia. Czekam na nexta. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się spodobał. Jeszcze będzie dużo wspomnień o Malfoyu, Hermionie... W końcu to niewolnicy wspomnień. ;)
UsuńDziękuję.
M.
Dawny Malfoy, jest Malfoyem zmienił się, czy panuje coś okrutnego? ;-)
OdpowiedzUsuńHemriona to super mama, a Sophie jest slodka :-P
Ja nienawidzę chorować, chciaz czasem bym chciała, to dobry powód do wolnego czasu i pisania rozdziału!
;)
weny.
Pozdrawiam,Lili.
Chorować również nie lubię, ale czasami można dzięki temu trochę odpocząć. :)
UsuńDziękuję.
M.
No, to jak zapowiadałam- jestem, z małym poślizgiem, ale zawsze. Rozdział jest dość spokojny, podobała mi się zwłaszcza retrospekcja. Czekam aż wprowadzisz więcej akcji i dodasz dynamiki tekstowi. Lubię Sophie, jest mądra, ale nie robisz z niej cztero(?)letniego geniusza, jak większość blogerek przedstawia dzieci w swoich opowiadaniach. Obrazisz się, jeśli powiem, że jestem dumna? Bo jestem, nie starasz dopasować się na siłę do czytelnika, żeby jak najbardziej polubił bohaterów, tylko nadajesz im własne, niepowtarzalne charaktery. Bardzo to cenię. Co do rozdziału, było kilka błędów, głównie powtórzeń, w jednym miejscu czegoś nie wykasowałaś i zrobiło się coś dziwnego :(). Cóż, to chyba tyle. Jednym słowem: podobało mi się.
OdpowiedzUsuńOwlShadow
PS Już niedługo zaczynam z nowym opowiadaniem, najprawdopodoniej jeszcze w tym miesiącu. :3
PS2 Nowy szablon? Iście ślizgoński.
Muszę Cię chyba zasmucić, ale w Niewolnikach nie będzie aż takiej akcji, bo będzie to dość smutne, melancholijne opowiadanie. Owszem, będzie się coś tam działo, ale nie będzie pościgów, porwań... chociaż...
UsuńBałam się trochę, że zrobię Sophie na zbyt mądrą jak na swój wiek, a więc cieszę się, że nie przesadziłam.
Nie obrażę się, skądże. Nawet bardzo się cieszę z takich słów, bardzo za nie dziękuję. :)
Za błędy przepraszam, zarówno ja, jak i moja beta, jesteśmy tylko ludźmi i zdarza się, że jakiś błąd można ominąć. Spróbuję przeczytać ten rozdział po raz kolejny i wyłapać te błędy.
Dziękuję. Będę zaglądać. ;)
M.
Tak jak zapowiadałam - spod mojego pióra wyszła kolejna historia. Mam nadzieję, że wpadniesz (po uszy? :D).
Usuńthe-beautiful-madness.blogspot.com
Owl Shadow
Szablon wspaniały !
OdpowiedzUsuńRozdział taki jak zwykle... sprawdź kilka komentarzy wcześniej !
Sophie.......<3 <3
Layls
Cieszę się, że szablon się spodobał, ale jednak chyba wrócę do poprzedniego. :)
UsuńDziękuję.
M.
Ok, przyznaję się bez bicia, nie przeczytałam i teraz też tego nie zrobię, bo oczy same mi się już zamykają, a Twoja twórczość to wymagająca lektura.. Zostawiam jedynie ślad, że pamiętam i jestem ucieszona, że będę miała W KOŃCU, co czytać po tak długiej przerwie. :D.
OdpowiedzUsuńBuziak! :*
Zawsze warto jest na Ciebie czekać, M, bo Twoje powroty są w wielkim stylu.
UsuńWkurza mnie sztywność Draco i Miony, ale to zapewne ze względu na to, że już bym czegoś chciała,a tu dupka, bo jest jeszcze za wcześnie :D.
Mała Sophie mnie rozczula, matko, jakim ona jest inteligentnym i kochanym dzieckiem.
Ogólnie, jak zwykle, jest świetnie. Wzięłaś się za ciężki temat, bo opisywanie jakiejkolwiek choroby zawsze będzie trudne i wiąże się z przejrzeniem kilku źródeł, ale to nic, bo robisz to swietnie i wciąż pozostawiasz nutkę tajemniczości, bo... JAK POŁĄCZYSZ ICH LOSY, M, NO JAK?!:D
Pisz szybciutko kolejny rozdział dla nas :*
Powrotu do zdrówka i moc buziaków! :*:*
Jeju, jak miło mi słyszeć takie słowa, na prawdę sobie nie wyobrażasz. :)
UsuńMusicie trochę poczekać, chociaż jak ja bym była na waszym miejscu, również bym się tak denerwowała, więc nie dziwię się, że się wkurzacie :D
Sophie taka kochana! Nic tylko kochać takie dzieci.
Nawet nie masz pojęcia ile ja czasu spędzam na czytaniu o białaczce, leczeniu itd. - mnóstwo. I cholernie mnie to wciąga. Cieszę się, że udaje mi się opisywać to, bo wiem, że to trudne zadanie, szczególnie dla niedoświadczonej osoby. :)
SPOKOJNIE, JA WSZYSTKO WIEM, NIC SIĘ NIE BÓJ! :D
Dziękuję, i również buziaki!
M.
oczywiście że się podoba rozdział, jesteś z niego dumna i bardzo słusznie ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że leczenie małej będzie przebiegało pomyślnie czekam też na rozwój wydarzeń Draco + Hermiona. No i kiedy w końcu pojawi się Harry czy ktokolwiek :))
Dziękuję za miłe słowa. :)
UsuńCo do leczenia Sophie nic nie zdradzę, ale plan już mam dokładnie ułożony w głowie. Teraz tylko przelać to na klawiaturę...
Zanim Hermiona i Draco do siebie dojdą minie trochę czasu, ale będzie widać, jak będą się do siebie przekonywać.
Cierpliwości! Ja wciąż pamiętam i myślę, że trochę Was zaskoczę.
M.
pięknie nie za szybko nie za wolno rozkręcasz akcje
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podoba. :) Dziękuję.
UsuńJejku.
OdpowiedzUsuńNiby za wiele się nie dzieje, akcja rozkręca się powoli, ale jakie piękne opisy. Kurczę, można sobie wszystkich też problemu wyobrazić, bo podczas czytania obraz sam się tworzy w głowie. I to, jak pięknie opisałaś uczucia Hermiony.
A rozszerzony polski to zuo. Naprawdę.
Ściskam, em.
Cieszę się, że Ci się podobają, takie słowa na prawdę bardzo dużo dla mnie znaczą. Staram się jak najbardziej rozbudowywać te opisy i mam nadzieję, że idzie mi coraz lepiej. :)
UsuńMogę to sobie wyobrazić, chociaż ja wolałabym być chyba na rozszerzonym polskim niż fizyce. :D
M.
Nie, nie, nie... właśnie piszę drugi komentarz, pierwszy szlak trafił. Uff... dobra, zaczynam.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak się cieszę, że się nie spieszysz. Wszystko jest powolne i subtelne, a ja z każdej drobnej akcji jestem szczęśliwa jak mała dziewczynka.
Choć brakuje mi Dracona, ale za nim też chyba muszę trochę zatęsknić...
Wiele rzeczy jeszcze ze sobą nie współgra, bo niektóre rzeczy ukrywasz- gdzie Harry, Ron, no gdzie, czemu nie ma ich przy Hermionie? Domyślam sie, że coś się wydarzyło, tylko co? :(
Za dużo pytań. Nie śpiesz się, choć ja ciepliwością nie grzeszę, nawet gdybym chciała... Polubiłam Sophie, nie jakoś szczególnie, ale polubiłam. Nie przepadam za dziećmi w tego typu opowiadaniach, ale to już mój problem, zwłaszcza, że nie jest przerysowaną kalką słodkiej dziewczynki, z rozumem dorosłej kobiety, chociaż takie przebłyski również miewa; ale w gruncie rzeczy jest dzieckiem, dobrze, że wychodzisz poza ten beznadziejny schemat. Od razu milej się czyta.
Myślę, że Sophie będzie się poprawiać, a potem stworzysz punkt kulminacyjny, w którym coś się niedobrego wydarzy- tak byłoby ciekawie, ale chyba tylko w moim przekonaniu.
Ty wiesz, co u mnie w szkole. Gnębią cholernie, wredne zołzy. Zwłaszcza matematyczka, help, help... KILL ME. Jak to pięknie ostatnio powiedziałaś- mam dzisiaj romans z matematyką. :c
Czekam na więcej!
Właśnie chcę, żeby tak było - powolnie i subtelnie, idealnie to ujęłaś.
UsuńDraco będzie... Może to kolejny rozdział będzie właśnie z jego perspektywy? Jeszcze nad tym nie myślałam, ale w weekend coś spróbuję zacząć pisać.
Wszystko się wyjaśni, spokojnie. O wszystkim pamiętam i każde wydarzenie, jeśli nie jest wyjaśnione, ma jakiś cel. :)
Nie zapominajmy, że to córka Hermiony Granger, musiała odziedziczyć jakiś iloraz inteligencji, i gdzieś tam musi się on pojawiać. Cieszę się, że jednak udało mi się utrzymać charakter dziecka.
Ach, co ja planuję.... Ale nie odzywam się!
Ja to romans z matematyką mam codziennie. :D Życzę Ci wytrwałości w tym cudownym związku. :')
M.
Jakby co - pisze fioletoowa, ale #timeforchange, więc zmieniłam nick, bo mogę B)
OdpowiedzUsuńM. napraw tego cholernego bloggera, bo mi nie dodaje komentarzy ;______;
Chcę więcej, więcej, więcej, więcej, więcej... Ughh, dlaczego kończysz w takim uroczym momencie, potrzebuję kolejnej części, potrzebuję tlenu, potrzebuję Draco, tego cholernego blondwłosego dupka - arystokratę, masz mi go kupić na Święta i zapakować we wstążkę (tylko we wstążkę ^^).
Też kocham takie dni, ale bez przesady, później pierdyliard zaległości i człowiek się zastanawia, czy omawiana jest teraz II WŚ czy może jednak czasy Zygmunta Starego :x
Czekam na więcej, wciąż Cię będę męczyć na gg #sorrynotsorry i mam nadzieję, że odrobisz się z zaległościami i napiszesz coś szybciutko dla nas.
Ściskam <3
P.S. Komentarz nieco chaotyczny, ale to zupełnie jak moje notatki z historii, więc... ;_____;
P.S.2 Rozdział przeczytałam już w czwartek, ale to szajstwo nie pozwalało mi na dodanie komentarza z tel. Chyba mnie nie lubi :/
P.S.3 A szablon bardzo ładny :3 Tom <3 <3 <3
O kurde, Ty szalona, zmieniłaś nazwę, no ładnie.
UsuńNie skończyłam w aż tak strasznym momencie. Skończyłam tak w miarę normalnie.
Ej, Draco to jest mój, więc pa. xD Mogę Ci go jedynie wypożyczyć na kilka minut.. No, znaj moją dobroć!
Nie chodzenie do szkoły jest super, kocham te dni, gorzej gdy się wraca i jedyna myśl na lekcji to "halo, o co chodzi?"
Dziękuję za komentarz!
M.
Wreszcie. <3
OdpowiedzUsuńPowiem Ci tyle, że piszesz cudownie i chce się dzięki temu czytać i czytać. A to jak opisujesz emocje jest fenomenalne. Myślałaś żeby zostać pisarką? :D I uwielbiam postać Sophie. Jest taka słodka. ♥
Szablon jest piękny. *.* Taki mroczno-tajemniczy.
Ohh.. Te dni, gdy nie trzeba iść do szkoły.. Na przykład ja jutro nie idę. <3 Również gorączka. :D Mam nadzieję, że chociaż z 2 dni poleżę w domku z ciepłym kocykiem, czekoladą i laptopem. ♥
Mam nadzieję, że uda Ci się dodać rozdział przed świętami. Taki prezent dla nas. <3
Weny i Wesołych Świąt jeślibyś nie dodała jednak rozdziału przed świętami. <3
-Voldemort
Jeju, dziękuję, bardzo miło mi słyszeć takie słowa, ponieważ bardzo mnie one podbudowują. Czy myślałam? Oczywiście, że tak, tyle że nie wiem czy się nadaje. Po skończeniu "Niewolników" chciałabym napisać coś swojego - kto wie co będzie dalej? ;)
UsuńKocham takie dni, tylko gorzej z tymi, kiedy wracam do szkoły i okazuje się, że mam tyyyle zaległości. Najlepiej! Kocyk, czekolada, laptop; lepiej być nie mogło.
Uda mi się, uda! Z taką motywacją zawsze.
M.
Twój monolog <3
OdpowiedzUsuńPodobało mi się w tym rozdziale dosłownie wszystko- od pierwszego słowa, po ostatnią kropkę. Wyłapałam trochę błędów, głównie gramatycznych- ale kto ich nie robi?:) Malfoy coraz bardziej mnie intryguje, a Sophie łapie za serce. Czekam na kolejny, cudowny rozdział <3
Cieszę się, że rozdział Ci się podobał.
UsuńJeżeli nie byłoby to problemem, mogłabyś wypisać te błędy? Dla mnie coś może być oczywiste, a dla Was już nie, i czytam rozdział po raz kolejny i nie wiem o co chodzi, a wertuję linijka po linijce. Byłabym wdzięczna.
:)
M.
Mam nadzieję, że mi wybaczysz ale komentuje na szybko :(
OdpowiedzUsuńRozdział dobry, melancholijny, wprowadza nowe wątki, zaczyna się leczenie małej Sophie. Bardzo się rozczuliłam przy ostatnim akapicie, prawie łezki poleciały :)
Pozdrawiam i przepraszam
Dajana
Dziękuję, mam nadzieję, że Cię nie zawiodłam. :)
UsuńM.
Witaj ! ;3
OdpowiedzUsuńJakze ja sie ciesze ze w koncu nadrobilam te dwa rozdzialu...jestem załamana bo nie ma dalszego ciągu... Nowy szablon bardzo fajny, taki mroczny, ale nie wiem czy pasuje do tej historii, zresztą okaże się. Myślę, że wystąpią jakieś komplikacje w leczeniu Sophi. Na pewno będziesz trzymać nas w napięciu lub wymyślisz coś fenomenalnego, jak zawsze. Mam styczność z osobą która ma białaczkę, więc to wszystko przyjmuje bardzo emocjonalnie i całkowicie rozumiem położenie Hermiony. Och, dlaczego ona ? Rozdział jest cudowny. Zwłaszcza te ciepłe fragmenty, gdy Sophie karmi Rudolfa, takie kochane... Faktycznie, niewiadomo ile jeszcze będzie takich chwil. To wspomnienie Miony szczegolnie mi sie spodobalo. Przeniesienie sie do czasow Hogwartu i w dodatku relacje z Harry'm ;3. Możesz byc z siebie dumna, owszem. Zero bledow, perfekcyjnie. Jestem ciekawa, jak to bedzie wygladac z perspektywy Dracona, jakie on ma do tego podejscie.
Życzę weny ;33
Ja także się cieszę, że nadrobiłaś te rozdziały, no i wreszcie wróciłaś! Teraz czekam na Twój powrót na bloga, i mam nadzieję, że w święta pojawisz się z nowym rozdziałem. :3
UsuńCieszę się bardzo, że udaje mi się dobrze ukazać położenie Hermiony, w jakim nagle się znalazła.
Dziękuję, bardzo miło mi to słyszeć. :) Owszem, teraz Hermiona musi cieszyć się z każdej drobnej chwili, spędzonej z córką, bo później tego czasu może zabraknąć. Mi również to wspomnienie podoba się szczególnie, a i bardzo dobrze mi się je pisało.
Dziękuję, perspektywa Draco już w kolejnym rozdziale. ;)
M.
A ja jak zwykle spóźniona... :(
OdpowiedzUsuńRozdział niesamowicie długi :), z czego się niezmiernie cieszę! Bardzo ciekawe zakończenie, taki urocze, widać, jak mocno Hermiona kocha swoją Sophie, i że gotowa jest do poświęceń dla niej.
Retrospekcja mi się podobała, interesująca :D Ta magia, przyjaźń, nienawiść, ogólne uczucia, przyjemnie mi się to czytało.
Rozmyślenia Hermiony w szczególności podbiły moje serce, były niesamowite!
Pozdrawiam i życzę weny!
Charlotte Petrova
-------------------------------
dramione-wymiana.blogspot.com
Ważne, że wpadłaś, niezmiernie mnie to cieszy!
UsuńHermiona jeszcze nie raz pokaże, jak wiele jest w stanie poświęcić dla Sophie. Zresztą, która matka nie byłaby gotowa oddać wszystkiego, byleby uratować swoje dziecko?
Uważam, że to wspomnienie wyszło mi najlepiej, ogólnie, ze wszystkich wspomnień jakie do tej chwili opisywałam. :)
Dziękuję bardzo za tak pozytywną opinię. :)
M.
Właśnie skończyłam czytać Twojego bloga. Jest bardzo fajny i świetnie piszesz. Tylko szkoda mi Sophie. Taka mała a tyle musi znieść. Mam nadzieję, że w końcu będzie z nią dobrze. Czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńEwa
Bardzo się cieszę, że Ci się podoba. :) Dziękuję!
UsuńM.
Kurcze !
OdpowiedzUsuńMój komentarz się nie opublikował !
Rozdział wspaniały! Sophie <3 Draco <3
Geniusz z Ciebie M!
Pozdrawiam
L.
Ps: Jeśli miałabyś ochotę u mnie pojawił się nowy rozdział :)
Twój komentarz jest na górze. :P
UsuńAle jeszcze raz dziękuję. :)
M.
Wczoraj trafiłam na Twojego bloga i jestem po prostu zachwycona! Piękni piszesz, wyrażasz emocje, naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem :) zostałam Twoim stałym czytelnikiem! :) Historia jest oryginalna, jeszcze się z taką nie spotkałam, więc kolejny plus :) a największy plus za to, że pies Malfoya nazywa się Timber, tak samo jak mój buldożek francuski :D Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńhttp://slady-cieni-dramione.blogspot.com/
Bardzo się cieszę, że moje opowiadanie aż tak Ci się podoba. :) Dziękuję za takie miłe słowa. Mam nadzieję, że teraz będziesz się pojawiała wraz ze swoją opinią pod rozdziałami. :)
UsuńKolejny rozdział już niedługo. :)
M.
Nie mogłam się oprzeć i przeczytałam kawałek, a zważywszy na to, iż ledwo łykam teraz dramione - to wielki wyczyn.
OdpowiedzUsuńAle nie będę Ci tu jojczyć, po prostu powiem, że jestem z Ciebie dumna, bo w porównaniu z Twoim poprzednim opowiadaniem, to jest o niebo lepsze. (':
(A z justowaniem spróbuj przekopiować tekst do notatnika i potem znowu do Worda, tylko wtedy będziesz musiała na nowo ogarnąć niuanse graficzne - pochylenia czcionki i takie tam duperele).
Pozdrawiam i Wesołych Świąt!
Alathea
Dziękuję, jeju, bardzo jest mi miło czytać takie słowa, szczególnie od Ciebie. :)
UsuńZaraz wypróbuję sposób z notatnikiem; mam nadzieję, że pomoże, bo już mam dosyć poprzesuwanych akapitów i niewyjustowanego tekstu.
Również pozdrawiam, i Wesołych Świąt!
M.
Jestem! Straciłam adres Twojego bloga przy zmianie telefonu i teraz przypadkiem tutaj trafiłam, ale się bardzo cieszę :)
OdpowiedzUsuńPolubiłam tą historię. Rozdział długi i pełen emocji, szczegółowy. Bardzo się starasz pisząc, widać to :)
Idę nadrabiać kolejną część.
Pozdrawiam, Dominika
Dziękuję za takie miłe słowa! ;)
UsuńM.
Witam! :)
OdpowiedzUsuńZawitałam tu u Ciebie z poprzedniego bloga, który swoją drogą jak już tu jestem - powalił mnie na kolana. Jest dużo różnych Dramione, różnych historii, wydarzeń, a Ciebie na Droga Do Miłości to wszystko było takie...prawidłowe. Uporządkowane, piękne, słodkie, denerwujące, trzymające w napięciu. Pisałaś tak, że ja w jednej chwili potrafiłam się szczerzyć jak głupek do laptopa, a potem tak, że miałam ochotę ten komputer wyrzucić przez okno. Uwierz mi, że zdobyłaś swoją kolejną fankę, ponieważ kładę Ci pokłony, za tak świetne opowiadanie, za styl, za POMYSŁ!, za bohaterów, za ich piękną miłość! Uraczyłaś mnie tak tym opowiadaniem, że nawet nie masz pojęcia, aż sama bym chciała coś takiego napisać! :D
Teraz jeśli chodzi o ten blog. I znowu mam ochotę gryźć paluszki, bo kurczę kolejny raz zawitałaś ze świetnym pomysłem, świetnie go prowadzisz i znowu (wiem, że się powtarzam!) jestem pod ogromnym wrażeniem. Zawsze chciałam pisać o Hermionie i jej córeczce, jednak często brakowało mi tego czegoś. Teraz podjęłam się tego temu z zupełnie innej strony i mam nadzieję, że jakoś to wyjdzie, ale u Ciebie to jest po prostu idealne. Wiem, że gadam już od rzeczy, ale staram Ci się wszystko przekazać, co kłębiło się u mnie w głowie, jak tylko zetknęłam się z Twoją twórczością! :)
Hermiona w tym opowiadaniu jest bardzo fajnie przedstawiona, stawia Sophie na pierwszym miejscu i to mi się bardzo podoba. Mimo, że brakuje mi trochę Draco, myślę, że mógłby już się pojawiać więcej i coś tam mogłoby się zacząć dziać, to jednak Ty i tak potrafisz wybrnąć z sytuacji i pokazać wszystko nie tylko z wątkiem Draco-Hermiona. Cóż mam więcej mówić, zaraz sobie o mnie pomyślisz, że jakaś wariatka jestem :D. Życzę Ci mega dużo weny! Obiecuję, że zaraz zajmę się komentowaniem rozdziałów, bo aż mnie korci, żeby pod każdym coś napisać :D. I oczywiście dodaję do obserwowanych, muszę być na bieżąco! :) .
Przy okazji życzę Ci szczęśliwego Nowego Roku, strasznie dużo pomysłów i miliona kolejnych blogów, którymi podbijesz kolejny milion serc! :)
Panna T .
http://youandme-dramione.blogspot.com/
Jeju, tyle ciepłych słów, że aż się rozpływam. Nie jestem tylko pewna czy oby na pewno na nie zasługuję, ale bardzo dziękuję.
UsuńMoje poprzednie opowiadanie było o wiele słabsze od tego. To była moja pierwsza przygoda z pisaniem i szczerze powiedziawszy dopiero się uczyłam; zresztą, nadal się uczę i mam nadzieję, że widać jakieś skutki. :) Cieszę się, że Ci się podobało i nie zmarnowałaś czasu na jego czytanie.
Dziękuję, tak mi miło, że aż się zarumieniłam. :) Hm, całe opowiadanie dopiero zaczyna się rozkręcać, będzie i więcej Draco, a przynajmniej postaram się jak najwięcej jego postaci dawać do rozdziałów. Wszystko będzie się działo powoli, ponieważ nie chcę niczego przyspieszać, a później żałować. Tak więc cierpliwości, na wszystko przyjdzie czas - taką mam przynajmniej nadzieję. E tam, wariatka, takie wariatki to ja lubię, haha. :D
Dziękuję jeszcze raz bardzo za taki długi komentarz. Ja również z okazji nowego roku życzę Ci wszystkiego co najlepsze, aby wena nigdy Cię nie opuszczała, żebyś dążyła do spełnienia swoich marzeń i wszystkich postawionych sobie celów. No i cóż, żeby ten rok był jeszcze lepszy od poprzedniego. :)
Na komentarze pod wcześniejszymi rozdziałami postaram się po odpowiadać; bardzo za nie dziękuję. :)
M.
Rozumiem i oczywiście, że widać poprawę. Między pierwszym rozdziałem na tamtym blogu, a dziewiątym na tym, jest ogromna góra literacka, którą pokonałaś :) . Będę cierpliwie czekać na kolejny rozdział, masz dobry plan rozwiązywania wszystkiego powoli :) .
UsuńDziękuję za życzenia! :*
Panna T .
Aż mi samej łzy napływają do oczu.
OdpowiedzUsuńPanna T .
Szczerze powiedziawszy, pierwsze, co rzuciło mi się w oczy (zanim jeszcze przystąpiłam do czytania), to dziwne myślniki, bardzo pogrubione, które momentami odwracały moją uwagę od toku dialogu. Ale u mnie tak czasami się dzieje, że za szybko się rozpraszam, więc mój błąd:)
OdpowiedzUsuńW trakcie czytania otworzyłam sobie notatnik, żeby nie umknęły mi żadne istotne rzeczy. I oto jest pierwsza: kiedy opisywałaś wspomnienie Hermiony, było tam napisane, że stali niecały metr od siebie, a to "nie było blisko". Niecały metr, wbrew pozorom, to tak bliska odległość, że nic dziwnego, że mogła wyczytać emocje z jego oczu, jeżeli takowe się pojawiły.
A co do całego wspomnienia - jak ja uwielbiam Harry'ego! Mimo że jest głównym bohaterem całej serii, a w opowiadaniach Dramione gra rolę drugoplanową, to jest jedną z moich ulubionych postaci.
Zauważyłam, że jeżeli pojawia się smutek, łzy, to do tych cholernych łez jest niemal siłą przywiązane słowo: "niechciane". Gdzie bym nie spojrzała, zawsze pojawiają się "niechciane łzy". Oczywiście w większości przypadków tak jest, my tych łez nie chcemy, one się po prostu p o j a w i a j ą, ale można to określić na wiele sposobów, a tylko ten rzucił mi się w oczy. :<
W momencie, kiedy Hermiona przypomina sobie przeszłość i moment dowiedzenia się o czarodziejskim świecie, użyłaś słowa: "czarodziejka"; takim słowem nie określano dziewczyn, one były przecież czarownicami.
We wspomnieniu (tak, wciąż przy nim jesteśmy:D), kiedy Harry z Hermioną uwalniają się od natrętnej bandy Ślizgonów, Harry wspomina, że dziewczyna złamała co najmniej dziesięć punktów regulaminu i zarobiłaby szlaban. Niby dlaczego? Ja rozumiem, że przebywanie o późnej porze przeciętnemu uczniowi jest surowo zakazane i tak samo karane, ale Hermiona jest prefektem, który ma prawo sprawować porządek i przebywać w porze nocnej na chociażby korytarzach, jeśli nie zostało to zabronione, a przy tym usprawiedliwione. Fakt, że Umridge prowadzi swój terror nie ma żadnego znaczenia - mogłaby zgłosić się do McGonagall, że szlaban został przyznany niesłusznie, bo będąc prefektem nie złamała żadnego z punktów regulaminu. Ot, takie mam odczucia.
W tym miejscu zanotowałam sobie, że masz ponadprzeciętne opisy. Są tak świetnie napisane (i nie, nie są to puste słowa z mojej strony), że na początku mnie to zadziwiało, ale przyswajałam sobie takie opisy z każdym kolejnym rozdziałem, jednak dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak wielki talent posiadasz w pisaniu ich - gratuluję! I naprawdę bardzo mocno Ci ich zazdroszczę!:)
Na koniec pojawia się "najlepsza scenka" z całego rozdziału - czyli moment, gdzie Sophie wraca z kawiarenki, gdzie wypiła czekoladę, po czym ma ochotę zjeść lizaka, i patrzy "czujnie" na Hermionie. Naprawdę zabawne! Aż moja wyobraźnia wariowała:)
Pozdrawiam!
Ach mała, biedna Sophie. Tak bardzo mi jej żal. Tyle juz wycierpiala a to dopiero początek. Dobrze ,że Draco się nią zajmuje. Coś czuje, że będzie o nią dbał i pilnował jak oka w ggłowie. Oby Hermioną też;-) Świetny rozdział. Czekam na momenty dramione.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kate
#MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki
OdpowiedzUsuńJestem zaskoczona (ach, który to już raz?) tymi przemyśleniami Hermiony na temat Draco. Widać nie tylko mnie zdziwiło jego zachowanie wobec Sophie :D
Jednak to wspomnienie miało w sobie moc. Oczywiście w negatywnym znaczeniu. Pokazałaś tak wielką różnicę między latami szkolnymi a dorosłością. Ale jakoś wolę dorosłą wersję Draco.
Sophie to mała biedna dziewczynka, ale przy tym bardzo rezolutna i potrafiąca cieszyć się z małych rzeczy. Urocza. Przeszło mi przez myśl, że to przez chorobę dziewczynka nie pokazuje swoich zdolności magicznych, ale czy to możliwe?
Na bloga trafiłam dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”.