3 lut 2015

Rozdział 10

Po podpisaniu odpowiednich dokumentów chwilę rozmawiałam z Malfoyem na temat leczenia Sophie, które jeszcze tego samego dnia miało się zacząć. Wraz z innymi lekarzami uznał, że należy je zacząć jak najszybciej; wyniki badań mogły przecież z każdym dniem się pogarszać, choroba już powoli wyniszczała ciałko mojej córki, więc nie mogli czekać ani godziny dłużej z rozpoczęciem chemioterapii. W takiej chwili każda sekunda była cenna i nie mogliśmy jej marnować na zbędne czekanie. Bez jakiegokolwiek wahania zgodziłam się z lekarzem, nawet nie próbując kwestionować jego decyzji. To że przeczytałam na temat tej choroby stos książek, nie oznaczało, że jestem mądrzejsza — zresztą nawet ta myśl nie przeszła mi przez głowę. To on był w tej sytuacji lekarzem i to on znał się na swoim fachu najlepiej. Jednak myśl, że Draco Malfoy, mój wróg, ma leczyć moją córkę, przyprawiała mnie o nieprzyjemne dreszcze. Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Jednak jeśli to właśnie on miał pomóc mojej małej Sophie, nie miałam innego wyjścia jak po prostu mu zaufać. Mimo wszystkich wyrządzonych szkód, kłótni, wyzwisk rzucanych bezpodstawnie w moją stronę, musiałam mu zaufać. Nie robiłam tego ani dla siebie, ani tym bardziej dla Malfoya, ale dla mojej małej córeczki, która w każdej sekundzie walczyła o swoje życie. To ona była dla mnie najważniejsza.
Malfoy zdecydował ostatecznie o dożylnym podawaniu chemioterapii — sądził, że ta metoda jest najbardziej skuteczna, a mi pozostało tylko przytaknąć twierdząco głową, zgadzając się z nim. Martwiły mnie co prawda skutki, jakie wywoływało to leczenie, ale czy miałam inne wyjście? Każde użytkowanie jakiegoś leku niosło za sobą działania niepożądane; tyle razy czytałam na ulotkach po spożyciu jakiegoś leku, że może ono wywołać bóle głowy czy zawroty. Chemioterapia również niosła za sobą konsekwencje. Wypadanie włosów, depresja, krwotoki… To jedne z niewielu skutków tego rodzaju leczenia.
Wychodząc z gabinetu Malfoya, rzuciłam chłodne „Do zobaczenia”, bo przecież za kilka godzin ponownie mieliśmy się spotkać. Wydawało mi się, że to, iż leczy moją córkę, nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Myślałam, że mur nienawiści między nami w jakimś stopniu runął — w końcu tyle czasu się nie widzieliśmy i żadne z nas nie miało zapewne czasu, aby myśleć o starych dziejach. Okazało się zupełnie inaczej; Malfoy najwyraźniej nadal chciał trwać w chłodnych stosunkach, a ja nie miałam zamiaru nic z tym robić. Zezłościłam się sama na siebie za takie myślenie… Zdecydowanie zbyt dużo poświęcałam myśli Draco Malfoyowi. W mojej głowie powinna istnieć tylko Sophie; w końcu to ona od zawsze była moim najważniejszym, a zarazem jedynym priorytetem.
Mijając recepcję, przy której stała jedna z wielu pielęgniarek, uzupełniająca papiery i marszcząca ze złością czoło, zerknęłam na duży zegar wiszący na ścianie. Jego wskazówki pokazywały już godzinę dziewiątą, a więc w gabinecie Malfoya spędziłam więcej czasu, niż początkowo zakładałam. Ten wielki zegar, znajdujący się praktycznie na samym środku korytarza, zdawał się być przypomnieniem chorym i ich rodzinie, że czas nieubłagalnie płynie i ani trochę nie zwalnia swojego biegu; co najwyżej w niektórych, ważnych momentach wskazówki wydawały się poruszać szybciej. Czas zdecydowanie nie był sprzymierzeńcem dla chorych.
Skinęłam głową w stronę pielęgniarki, a ona w zamian odpowiedziała mi uśmiechem. Wciąż nie potrafiłam się nadziwić, że z twarzy tych kobiet nigdy nie znikały uśmiechy, mimo tego że spotykają się na co dzień ze śmiercią i cierpieniem. Potrafią pocieszać, kiedy przyjdzie taka pora, osoby, które zmagają się z ciężkimi, nieuleczalnymi chorobami. W tym szpitalu nie było podziału na ciężej chore dzieci czy mniej. Każdy pacjent był dla lekarzy tak samo ważny i traktowano ich na równi. Cieszyłam się, iż to tutaj nasza pani doktor — Charlotte — skierowała nas, bo wiedziałam, że lekarze dadzą z siebie wszystko, by uratować moją córeczkę. Minęłam na korytarzu kobietę, ścierającą ukradkiem spływające łzy z policzków. Zaciskała nerwowo pięści, chodząc w jedną i drugą stronę. Mogłam jedynie przypuszczać, co dzieje się w jej życiu; pewnie ktoś bliski jej sercu właśnie w tej chwili prowadził walkę na śmierć i życie. Takie osoby spotykało się tutaj co chwilę, była to pewnego rodzaju normalność. Nigdy nie chciałam przeżyć tego, co osoby płaczące na korytarzach, które tak często spotykałam; pozostawała mi jedynie wiara w to, iż Bóg oszczędzi Sophie. Wiara była najlepszym, co mogło mnie spotkać. To ona w czasach wojny podnosiła tak wiele razy na duchu, niejednokrotnie dodając odwagi. To wiara powstrzymywała ludzi od odebrania sobie życia czy przejścia na stronę Voldemorta, bo tak po prostu było łatwiej. Wydawało się to prostsze od ciągłego ukrywania się i drżenia na każdy szelest, trzymając różdżkę zawsze w pogotowiu.

Las nocą nawet nie wygląda przerażająco — po prostu jest straszny. Każdy, nawet najmniejszy ruch, wywoływał gęsią skórkę i drżenie rąk. Na nic zdawało się wmawianie sobie, że jestem bezpieczna; przecież sama nakładałam zaklęcia ochronne wokół terenu, na którym obecnie przebywaliśmy. Nie potrafiłam zapanować nad strachem. Tyle razy stawałam w obliczu śmierci w Hogwarcie, tyle razy musiałam stawać przeciw mocom zła, a bałam się ciemności, jaka panowała wśród drzew. „Cóż za ironia” — pomyślałam, cicho parskając pod nosem. Mimowolnie potarłam swoje ramiona, by choć trochę się rozgrzać. Mimo iż siedziałam na ogrzewanym przez zaklęcie kocu, ciągle czułam chłód od ziemi. Moje powieki zaczynały stawać się coraz bardziej ociężałe, więc kilka razy potrząsnęłam głową, próbując się nieco rozbudzić. Już kolejną noc z rzędu musiałam pełnić wartę i byłam wykończona. W dzień, kiedy to Harry sprawował opiekę nad naszym terenem, powinnam wypoczywać, ale mimo zmęczenia nie potrafiłam zmrużyć oczu. Od momentu, gdy Ron nas zostawił, nie myślałam o niczym innym, jak o nim. Zastanawiałam się całymi dniami i nocami, czy jest bezpieczny i czy przez swój wybuchowy charakter nie wpędził samego siebie w jakieś kłopoty. W końcu już nie raz musiałam wraz z Harrym wyciągać go z tarapatów przez niewyparzony język. Ciągle tłumaczyłam to sobie tym, że taki już jest i już nic go nie zmieni, jednak w mojej głowie wciąż pojawiał się złośliwy głosik twierdzący, iż gdyby chciał, zmieniłby się. Okazał się tchórzliwy, kiedy przyszła próba naszej przyjaźni — uciekł, twierdząc, że tak jest lepiej, a przede wszystkim prościej. Lepiej było zniknąć, niż wyjaśnić wszelkie nieporozumienia. Zdenerwowałam się na siebie za takie myślenie i ze złością zerwałam medalion z szyi, odrzucając go niedaleko mnie. Ten naszyjnik nie działał na mnie dobrze; gdy nosiłam go ze sobą, byłam oschła w stosunku do Harry’ego i myślałam o Ronie w samych negatywach. Przecież to był mój przyjaciel, mój Ron… Cokolwiek robił, nie miałam innego wyjścia, jak akceptować jego decyzje, mimo że nie zawsze się z nimi zgadzałam. Kilka razy głęboko odetchnęłam, uspokajając skołatane serce. Jedynym plusem tego, że znajdowaliśmy się w lesie, był ciągły dostęp do świeżego powietrza. Dzięki kilku wdechom momentalnie stawałam się spokojniejsza.
Zerknęłam na medalion leżący kilka metrów ode mnie. To przez cholerne horkruksy i samego Voldemorta musiałam wieść takie życie; ukrywać w lesie, bać każdego cienia, martwić o swoich najbliższych, tym samym modląc się, żeby przeżyli ten horror. Łudziliśmy się, że uda nam się odnaleźć wszystkie cząstki duszy Voldemorta, ale jakie mieliśmy szanse — my, nastolatkowie, przeciwko największemu czarnoksiężnikowi na świecie? Zawsze pozostawała nadzieja, ale czy nadzieja mogła uchronić nas, kiedy przyjdzie czas ostatecznej walki…? Pesymistyczne myśli nie opuszczały mnie nawet na krok, szczególnie gdy byłam sama, a Harry’ego nie było w pobliżu. On przynajmniej starał się rozładowywać napięcie, tworzące się nagle, znienacka, gdy każde z nas zatapiało się we własnych myślach. Oboje kalkowaliśmy każde nasze zachowania; widziałam, jak Harry często mi się przygląda, próbując wyczytać coś z mojej postawy.
Wstałam z zimnej ziemi, chowając dłonie w kieszeniach kurtki. Zadrżałam, gdy poczułam jak silny wieje wiatr. Pogoda stawała się z każdym dniem coraz brzydsza, często padał deszcz i teraz pozostawało nam jedynie czekać na pierwszy śnieg. Obawiałam się, że namiot, kiedy pierwsze białe płatki puchu spadną, nie będzie dla nas zbyt dobrym domem. Już teraz odczuwaliśmy skutki brzydkiej pogody — Harry co chwilę chodził zasmarkany, a w nocy słyszałam, jak usiłował stłumić kaszel w poduszkę, bylebym tego nie usłyszała.
Podniosłam z ziemi medalion i przez chwilę w całkowitym skupieniu mu się przyglądałam. Jak wielką moc musiał posiadać Voldemort, aby w takim przedmiocie ukryć cząstkę siebie? Po chwili z powrotem odrzuciłam naszyjnik, a z kieszeni kurtki wyciągnęłam różdżkę. Może tym razem uda mi się go zniszczyć; to nie mogło być takie trudne, Dumbledore nie mógł ot tak zostawić nas bez żadnej wskazówki. Może zaklęcia, które wcześniej rzucałam, wypowiadałam niepoprawnie i nie wkładałam w nie wystarczająco dużo siły?
— Confrigo! Diffindo! Incendio! 
Kolejne zaklęcia mknęły w stronę horkruksa; w ich wymowę dawałam z siebie wszystko. Medalion z każdym wymawianym zaklęciem odskakiwał kilka metrów ode mnie, jakby chciał uciec przed rzucanymi klątwami. Pozostawał jednak w nienaruszonym stanie — nawet nie udało mi się zrobić rysy. W końcu zmęczona i zupełnie zrezygnowana, opuściłam różdżkę, wzdychając ciężko pod nosem. To wszystko było trudniejsze, niż wydawało mi się na początku wyprawy. Sądziłam, że przez tak długi czas już coś osiągniemy, znajdziemy kolejne cząstki duszy Voldemorta, a my nadal tkwiliśmy w miejscu, nie wiedząc jak powinniśmy je zniszczyć. Byłam głupia, jeśli uważałam, że zwykłe zaklęcia będą mogły coś zdziałać. Mieliśmy tu do czynienia z czarną magią i tylko nią można było unicestwić horkruksy. Podniosłam medalion z ziemi, od razu zakładając go na szyję. Jedyne co nam pozostawało na obecną chwilę, to chronienie naszyjnika, dopóki nie znajdziemy sposobu na zniszczenie go.
Odwróciłam się w stronę naszego namiotu i dopiero zdałam sobie sprawę jak bardzo oddaliłam się od niego. Na szczęście nadal znajdowałam się na terytorium zabezpieczonym przez zaklęcia i nic mi nie groziło. Nagle usłyszałam szelest gałęzi i kilka męskich głosów, dochodzących zza najbliższych drzew. Odruchowo mocniej chwyciłam różdżkę, wstrzymując oddech. Moje serce momentalnie przyspieszyło bicie, jakby chciało wyskoczyć ze swojego miejsca. Nawet nie cofnęłam się o krok; bałam się, że nieznajomi usłyszą mój ruch i stanie się coś strasznego. Nie zauważyłam, iż wstrzymałam oddech, czekając na to, co wydarzy się w kolejnych sekundach.
— Myślisz, że Czarny Pan da nam nagrodę za złapanie tej dwójki? W końcu zawsze mogą mu się przydać — powiedział głośno jeden z mężczyzn. Jego głos zdawał się być coraz bliżej. W milczeniu przysłuchiwałam się ich rozmowie, a w duchu modliłam się, żeby nie ruszyli w moją stronę, tylko w przeciwną.
— Myślę, że tak — odparł mocniejszy głos, który rozpoznałam od razu. Fenrir Greyback. Mimowolnie wzdrygnęłam się, gdy przypomniałam sobie jego osobę. Był wilkołakiem i przywódcą szmalcowników. Za to, ilu osobom odebrał życie, miałam ochotę własnoręcznie go zabić; byłam pewna, iż nie miałabym wyrzutów sumienia, chociaż pewnie byłoby inaczej. Śmierć zawsze pozostawiała jakiś ślad.
— Mam nadzieję, Greyback, że nie przypiszesz wszystkich zasług sobie. Ja też miałem swój udział w załapaniu tej dwójki, nawet dość duży.
— Swoją działkę dostaniesz, nie musisz się o to martwić. Co do tego jestem uczciwy.
Głosy były coraz bliżej, a mnie powoli ogarniało przerażenie. W końcu dwóch mężczyzn wyłoniło się zza drzew, oboje nieśli kogoś na swoich plecach. Rozpoznałam drugiego osobnika — był to Scabior. Zanim Voldemort się odrodził, poszukiwano go za liczne rozboje i napady. Dwie osoby, które były niesione przez szmalcowników, zostały brutalnie położone na ziemi. Udało mi się zauważyć, że te postacie to dziewczyna i chłopak; podejrzewałam, iż byli oni niewiele młodsi ode mnie i Harry’ego. Nie wyglądali dobrze. Najprawdopodobniej zostali złapani już dawno, a teraz szmalcownicy chcieli zanieść ich przed oblicze samego Czarnego Pana. Zamrugałam kilka razy oczami, czując zbierające pod powiekami łzy. Chciałam im pomóc, ale wiedziałam, że tym samym sprowadziłabym na mnie i mojego przyjaciela duże niebezpieczeństwo. Już i tak byliśmy poszukiwani, a gdybym teraz napadła na Greybacka i Scabiora… Mocno zacisnęłam usta, usiłując dać upust emocjom. Nie mogłam nic zrobić, oprócz patrzenia. Czułam ogarniającą mnie bezradność.
— Greyback, ja tu zostaję. Nie mam siły dalej iść. Ta dziewucha waży o wiele więcej, niż wygląda! — sapnął z wyrzutem Scabior, siadając na ziemi. Z kieszeni spodni wyciągnął małą torebkę, w której znajdowało się kilka kawałków chleba. Nie zważając na swoich towarzyszy wepchnął do ust część bochenka, głośno mlaskając. Wilkołak spojrzał z wyrzutem na szmalcownika, a przez jego twarz przemknął cień obrzydzenia.
— Właśnie nie, kretynie. Musimy jak najszybciej dotrzeć do Czarnego Pana, już i tak jesteśmy wystarczająco spóźnieni. Mam nadzieję, że kara nie będzie taka straszna jak zobaczy nasze zdobycze. Scabior, nie nauczyła cię matka w domu jeść?
— I powiedział to wilkołak. — Zaśmiał się w odpowiedzi mężczyzna, chowając resztki chleba do kieszeni. Wstał z ziemi i odwrócił się od Greybacka, odchodząc kilka metrów od niego, a tym samym przybliżając się do mnie. Mimo że znajdowałam się w niewielkiej odległości od bariery, która nas ochraniała, obawiałam się, iż szmalcownikowi uda się mnie ujrzeć. Ten strach nie był do mnie podobny. Nie byłam już tą samą Hermioną Granger, która nie bała się nigdy stawiać śmiałych kroków i szła przez życie z podniesioną głową. To nie byłam ja… Tłumaczyłam to sobie jedynie tym, że wojna zmienia ludzi i ich postrzeganie na świat.
Scabior stanął tuż przy barierze ochronnej, którą jeszcze dzisiejszego dnia wzmacniałam zaklęciami. Tasował wzrokiem cały obszar przed sobą, jakby coś mu nie pasowało. Wydawało mi się, że dobrze mnie widzi, ponieważ to na mnie kierował swoje spojrzenie. Nie postawił jednak w moją stronę już żadnego kroku, jakby coś go hamowało.
— Ten zapach… — mruknął cicho, głęboko się zamyślając. Zaklęłam na siebie w duchu, przy okazji gratulując głupoty. Gdy ostatnim razem wyczuł moje perfumy, postanowiłam więcej już ich nie używać, jednak zwyczajnie zapomniałam o tym postanowieniu.
— Ostatnio też coś czułeś i jakoś nic nie znaleźliśmy. Idziemy Scabior, Czarny Pan nie lubi czekać.
— No idę — warknął w odpowiedzi szmalcownik, odwracając się do swojego towarzysza. Spojrzał na nieprzytomną dziewczynę, leżącą na ziemi, plunął śliną gdzieś w bok i brutalnie podniósł ją, zakładając na plecy. Mocniej ścisnęłam różdżkę w dłoni, bo już byłam gotowa rzucić zaklęcie, ratując tym samym dwójkę tych młodych ludzi… Musiałam to zrobić, inaczej miałabym wyrzuty do końca życia. Nagle, zupełnie niespodziewanie, poczułam czyjąś dłoń na swoich ustach. Już miałam zacząć krzyczeć, kiedy poczułam zapach perfum mojego przyjaciela i od razu się uspokoiłam.
— Nie — powiedział cichym, aczkolwiek stanowczym głosem, jakby dobrze wiedział, co chciałam zrobić. W tym też czasie szmalcownicy zebrali się i ponownie ruszyli w drogę. Wezbrała się we mnie wściekłość, jednak dla bezpieczeństwa wolałam chwilę odczekać, żeby zwolennicy Voldemorta odeszli trochę dalej. Z każdą sekundą moje zdenerwowanie rosło, aż w końcu emocje sięgnęły zenitu.
— Mogłam ich uratować, rozumiesz?! — wrzasnęłam, odwracając się twarzą do Harry’ego i wyrywając się z jego uścisku. Widocznie wyszedł z namiotu w pośpiechu, ponieważ nie założył kurtki; miał na sobie jedynie bluzę, z którą praktycznie nigdy się nie rozstawał. — Kolejni ludzie zginą, bo ja byłam zbyt tchórzliwa? Harry, nie chcę już więcej ofiar! Miałam okazję ich uratować i jeśli zginą, nigdy sobie tego nie wybaczę, nigdy. I tobie też tego nie wybaczę — dokończyłam cichym głosem, omijając zaskoczonego Pottera i ruszając w stronę namiotu. 

Już po chwili doszłam do pokoju, w którym leżała Sophie. Tak jak się spodziewałam, dziewczynka siedziała na łóżku, kompletnie rozbudzona, a obok na krześle swoje miejsce zajmowała jedna z pielęgniarek — Megan. Rozmawiała o czymś z moją córką; obie wydawały się być zainteresowane rozmową. Kiedy weszłam do sali, Sophie natychmiast na mnie spojrzała i na jej twarzy pojawiło się coś na kształt ulgi. Rano była jeszcze podłączona do kroplówki, ale teraz została ona najwyraźniej odłączona. Pielęgniarka spojrzała na mnie, po czym uśmiechnęła się ciepło, wstając z krzesła.
— Śniadanie już było roznoszone, ale Sophie stwierdziła, że nie zje, dopóki nie wróci mama… Ale skoro mama wróciła, to mogę przynieść śniadanko? — zapytała, stając w progu drzwi. Zerknęłam na Sophie, która położyła się na łóżku, przykrywając się kołdrą po sam czubek głowy.
— Oczywiście — odparłam natychmiast. — Przepraszam za kłopot…
— Ależ to żaden kłopot! — przerwała mi kobieta, machając ręką. — To jest sekunda, za chwilkę przyniosę — ucięła, uśmiechając się w stronę Sophie, która nadal się ukrywała pod pierzyną, i wyszła z sali.
— Gdzie byłaś? — Dziewczynka lekko wychyliła głowę, ciekawa, czy jej powiem. Podeszłam do okna, wyglądając przez nie i sprawdzając jaka była pogoda. Jak na wrzesień, pogoda była naprawdę ładna. Delikatne słońce ogrzewało mieszkańców miasteczka, a po ostatnich deszczach nie było już śladu. Żałowałam, że razem z Sophie nie mogłyśmy korzystać z tak pięknej pogody, ale w końcu są rzeczy ważne i ważniejsze — a zdrowie mojej córki zdecydowanie było najważniejsze.
— Rozmawiałam z panem doktorem. Wiesz, Sophie, ten lekarz uznał, że jeszcze dzisiaj podadzą ci specjalny lek, dzięki któremu będziesz zdrowa i będziemy mogły wrócić do domu.
— A będę mogła zabrać ze sobą Rudolfa?
— Oczywiście, że tak.
— Mamo — zaczęła Sophie po chwili namyślenia. W tym czasie ja wyjęłam z torebki szczotkę i przysiadłam na brzegu łóżka. Dziewczynka widząc w moich dłoniach ów przedmiot, odwróciła się do mnie tyłem. Uwielbiała jak czesałam jej włosy. Może i gdy była mniejsza uciekała z wrzaskiem na widok grzebienia, ale z wiekiem jej to przeszło. — Ten pan doktor jest bardzo miły. I jest nawet mądry, ale i tak ty zawsze będziesz najmądrzejsza, bo wszystko wiesz! Ale mamo… Może ożenisz się z tym panem doktorem? Bo ty jesteś mądra i on też trochę, i będzie super!
— Kochanie, kobieta może wyjść za mąż, ale to mężczyzna się żeni — upomniałam dziewczynkę, rozczesując jej jasne włoski. Gardło ścisnęło mi się z żalu, kiedy dotarła do mnie myśl, że po chemioterapii te włoski wypadną.
„Sophie wyzdrowieje i odrosną szybciej, niż ci się wydaje, Hermiono” — podpowiedziała mi podświadomość, a ja w myślach przytaknęłam. Wszystko musiało się ułożyć. Nie brałam pod uwagę innej opcji.

Wstając z fotela po prawie dwóch godzinach bezustannego siedzenia, poczułem, że moje kości wreszcie się rozprostowują. Uzupełnianie dokumentów w tej pracy było najgorszą katorgą; mogłem robić wszystko, byle nie to. Może i byłem przez Megan często wyręczany i przeglądała za mnie papiery, ale nie mogłem jej tak wykorzystywać. Już i tak pomagała mi zbyt wiele. Ja miałem swoje zadania — musiałem je wypełniać bez żadnego marudzenia. Podszedłem do okna, podnosząc żaluzje do góry i pozwalając, aby ciepłe promienie słońca wpadły do mojego gabinetu. Jesień była moją ulubioną porą roku; liście na drzewach przybierały przeróżne kolory, aby w końcu spaść na ziemię, a deszcz, który ostatnio padał coraz częściej, wprawiał mnie w zamyślenie. Krople deszczu, uderzające o parapet, potrafiły uspokoić skołatane nerwy. Poza tym Timber miała niezły ubaw, kiedy wskakiwała w kałuże i moczyła się wodą. Zastanawiałem się jak będzie tej zimy; w tamtym roku ciężko było ją wyciągnąć z domu, a gdy już to się udało, uciekała przed śniegiem padającym z nieba. Zaśmiałem się na to wspomnienie.
Z kieszeni spodni wyciągnąłem ruchomą fotografię, którą zawsze trzymałem przy sobie. Mimo że odciąłem się od świata magii, to zdjęcie ciągle było ze mną, gdziekolwiek bym się nie znalazł. Pilnowałem go jak oka w głowie, nawet nie myśląc o tym, że może się gdzieś zawieruszyć. Mała fotografia przedstawiała moją rodzicielkę — o ile dobrze pamiętam, gdy ją zrobiono, po raz pierwszy wybierałem się do Hogwartu. Żałowałem, iż nie mogłem w ostatnich latach być przy matce, wspierać w trudnych chwilach. Tych błędów nie mogłem cofnąć, czas na to minął. Pozostało mi jedynie pogodzenie się z nimi i nauczenie się żyć ze świadomością ogromnej porażki.

— Draco, rzuć wreszcie to cholerne zaklęcie! — wrzasnął gdzieś blisko znajomy głos, pełen złości, nienawiści i irytacji. Różdżka po raz pierwszy tak bardzo ciążyła w mojej dłoni, że jedyne czego pragnąłem, to pozbycie się jej.
— No rzuć, Draco! Zabij ją w końcu! — krzyknęła ciotka Bellatrix; jej głos byłem w stanie rozpoznać wszędzie, o każdej porze dnia i nocy.
Spojrzałem na młodą dziewczynę, leżącą na zimnej posadzce. Mogła mieć około czternastu lat. Ze strachem w oczach spoglądała to na mnie, to na moich towarzyszy, jakby miała jeszcze nadzieję, że jej nie skrzywdzę. Nie potrafiłem wypowiedzieć tych dwóch śmiercionośnych słów, jednak dobrze wiedziałem, iż będę musiał, inaczej poniosę konsekwencje. Ojciec nie przestawał grozić mi śmiercią matki, a tego bym nie przeżył. To była tylko kolejna akcja, w której musiałem brać udział, kolejny zwykły dzień. Odkąd ukończyłem Hogwart, moja codzienność wyglądała tak samo — wstać, wmusić w siebie śniadanie, udać się na zebranie, podczas którego Voldemort wyznaczał każdej osobie konkretne zadania, i po prostu przeżyć. Już jakiś czas temu zauważyłem, że podnoszę się z łóżka z przymusu i kilka razy przyłapałem się na myślach, by w końcu zakończyć swoje życie. Bo co to za życie, skoro ciągle musiałem się bać o istnienie nie tylko moje, ale i matki? Nie lepiej byłoby po prostu je zakończyć? W tych czasach nikt nie był bezpieczny, a dziewczyna leżąca przede mną była przykrym przypomnieniem, iż wojna nie oszczędza nikogo. Młody, stary, głupi, mądry, czarodziej czy mugol… Co to obchodziło Czarnego Pana? Jeśli ktoś nie chciał dołączyć się do jego szeregów, miał tylko do wyboru jedną opcję: śmierć.
— Jeśli tego nie zrobisz, ja zrobię to za ciebie i obiecuję, że ta dziewucha będzie przy tym bardziej cierpiała, aż w końcu zacznie błagać o śmierć — powiedział ojciec, nawet nie próbując mówić ciszej.
Dziewczyna leżąca na ziemi spojrzała na mnie; w jej oczach dostrzegłem nie tylko łzy, ale i coś jeszcze… przyzwolenie. Mimo że nie była czarownicą, a mugolem i nie wiedziała co się dzieje, dała mi pozwolenie na odebranie życia. Cała jej rodzina została już zabita; w domu znajdowała się jedynie ona i my — oprawcy. W moim gardle zebrała się gula, a w oczach pojawiły się łzy, jednak po chwili szybko się ich pozbyłem. Nie mogłem okazać żadnej słabości. Pokiwałem głową i podniosłem różdżkę do góry, kierując ją w stronę nieznajomej.
— Avada Kedavra — powiedziałem z mocą, nawet się nie zająkując. Zielony promień ugodził w dziewczynę, zatrzymując bicie jej młodego serca. Wypowiadając zaklęcie, zniszczyłem jej życie; ile bym dał, żeby znaleźć się na jej miejscu, zamienić rolami, bylebym nie musiał już więcej zabijać...
— Dobrze, synu. Tylko następnym razem nie zastanawiaj się tak długo, bo jeszcze pomyślę, że boisz się zabić.
— Jestem z ciebie dumna, Draco — wysyczała Bellatrix tuż przy moim uchu. Mocny zapach drogich perfum zmieszanych z Ognistą w przypadku kobiety nie był zbyt dobrym połączeniem. Zemdliło mnie, ale zatrzymałem w sobie odruch wymiotny. — Jestem pewna, że Czarny Pan należycie cię za to wynagrodzi.
Zerknąłem na leżącą bez życia nieznajomą. Przypomniałem sobie moment, w którym napadliśmy wraz z innymi śmierciożercami na ten dom; dziewczyna akurat czytała książkę, zupełnie pogrążona w swoim świecie fantazji. Kiedy ojciec przyciągnął ją do pokoju, do reszty jej rodziny, była kompletnie zdezorientowana. Mimo to szarpała się, próbowała uciekać, ale ze śmierciożercami, uzbrojonymi w różdżki, nie miała żadnych szans. Nikt nie mógł jej pomóc.
— Draco, nie bądź sentymentalny. To tylko głupia mugolka, nie jest nic warta. To zwykłe ścierwo, a teraz, kiedy Czarny Pan doszedł do władzy, takie śmierci zmiecie z powierzchni ziemi jednym ruchem różdżki. Wreszcie nadejdzie upragniony spokój i równowaga.
— Idziemy, Draco, dopóki nie zlecieli się Aurorzy. Banda nieudaczników — warknął pod nosem Lucjusz, wychodząc z domu. Za nim posłusznie ruszyły kolejne osoby, aż w końcu pozostałem sam. Ukucnąłem tuż obok martwej dziewczyny, zamykając jej oczy, które odkąd jej serce przestało bić, były otwarte na oścież. Była ładna, nawet bardzo. Z wyglądu kogoś mi przypominała, jednak nie potrafiłem przypomnieć sobie, kogo konkretnie. Zauważyłem na jej ręce srebrną bransoletkę; ktoś wygrawerował na niej napis, a było to imię: A m e l i a. Z pewnym sentymentem pogładziłem jej zimną już dłoń, szepcząc ciche, ledwo słyszalne „Przepraszam”. Gdy usłyszałem na ulicy pierwsze krzyki, szybko podniosłem się z podłogi i ostatni raz zerkając na dziewczynę, teleportowałem się do siedziby Czarnego Pana.
I już do końca życia miał mnie prześladować widok przerażonych oczu nieznajomej Amelii.

Szklanka, którą wziąłem do rąk, gdy wstałem od biurka, z głośnym brzdękiem upadła na podłogę, rozbijając się na milion małych kawałków, zupełnie wytrącając mnie z zamyślenia. Zakląłem głośniej, gdy zauważyłem, że resztki kawy rozlały się po podłodze. Przetarłem twarz dłońmi, próbując zebrać myśli. Obraz leżącej przede mną martwej dziewczyny wciąż mnie nawiedzał. Trudno jednak było mi o tym zapomnieć, ponieważ to właśnie ona była pierwszą osobą, na którą skierowałem śmiercionośne zaklęcie. Nie minęła nawet minuta, kiedy do gabinetu wpadła zaniepokojona Megan, nie trudząc się, by zapukać. Spojrzała na mnie, a następnie na kawałki szkła leżące na ziemi i uśmiechnęła się ciepło. W jej oczach dostrzegłem błysk troski — czasami zachowywała się tak, jakby była moją matką, zresztą nie miałem jej tego za złe. Nie miała swoich dzieci, więc swoją opiekuńczość przelewała na mnie. Jedynie czasem jej marudzenie odnośnie mojego wyglądu czy stanu lodówki było nieznośne.
— Draco, czy ty chcesz, żebym w końcu padła na zawał? Idę spokojnie przez korytarz, a nagle słyszę huk dochodzący z twojego gabinetu. Naprawdę, o mało co serce nie wyskoczyło i z piersi. Kiedyś mnie zabijesz i nie będzie miał kto się tobą zajmować — powiedziała kobieta, wchodząc bez zapytania do pokoju, omijając mnie i siadając na fotelu za biurkiem. Kiedy Megan zaczęła robić porządek na nim, przewróciłem oczami.
— Akurat to był przypadek, zagapiłem się i wypuściłem szklankę z rąk — odparłem na swoją obronę. Podszedłem do szafki, na której zwykle robiłem kawę, i wyciągnąłem z szuflady zmiotkę. Wróciłem do miejsca, gdzie leżało rozbite szkło, po czym wolnym ruchem sprzątnąłem je, uważając, by nic nie zostało na podłodze.
— Ostatnio coś często zdarzają ci się takie przypadki. Trzymasz zmiotkę w szafce na kawę?
— Zawsze może się do czegoś przydać, a wiesz, że ja wolę być przygotowany na każdą okazję — odpowiedziałem, uśmiechając się pobłażająco w stronę Megan. Szkło wyrzuciłem do kosza stojącego przy drzwiach. Usiadłem naprzeciwko kobiety, która najwyraźniej nie chciała zejść z mojego miejsca. Pielęgniarka pokiwała wolno głową, głęboko się nad czymś zastanawiając. Już od kiedy weszła do gabinetu, miała zamyślony wyraz twarzy i co chwilę spoglądała w moją stronę, jakby jakaś myśl nie dawała jej spokoju. — Megan, chciałaś się o coś zapytać?
— Właściwie to tak. Chciałam się zapytać, co cię łączy z panią Hermioną, matką małej Sophie… Bo wiem, czuję to, że coś jest na rzeczy! Kiedy ją zobaczyłeś, zamurowało cię, widziałam to w twoich oczach i nawet nie próbuj zaprzeczać.
— Nic mnie z nią nie łączy — powiedziałem spokojnie, wstając z krzesła i podchodząc z powrotem do okna. — To moja znajoma ze szkoły, tylko że nigdy jakoś za sobą szczególnie nie przepadaliśmy. Zresztą, to za małe słowo. My się nienawidziliśmy, więc stąd moje zdumienie, kiedy ją zobaczyłem i gdy się okazało, że mam leczyć jej córkę. Teraz  już rozumiesz?
Nie widziałem Megan, ale mogłem sobie wyobrazić, jaka mina pojawiła się na jej twarzy. Zdumienie. Pewnie nie wiedziała, że tak szybko jej wszystko wyjaśnię. Zwykle musiała chodzić za mną, prosić i przekupywać, aż w końcu ulegałem. Nie potrafiłem odmówić, kiedy mówiła, iż ugotuje mi obiad na cały tydzień.
Myśląc o Granger, myślałem o przeszłości. Upływający czas coraz bardziej dawał mi się we znaki. Każde wspomnienie bladło i czasami miałem wrażenie, że niewiele brakuje, aby przestały mnie one nawiedzać. Obraz twarzy mojej matki także powoli zanikał. Nie pamiętałem już, czy kiedykolwiek się śmiała; nie pamiętałem tego melodyjnego dźwięku.
— Rozumiem, już rozumiem. Nie sądzisz, że czas pogodzić się z przeszłością?
— Megan, nie zaczynaj po raz kolejny tego tematu. Ostatnio zrobiłaś mi na ten temat wykład i myślę, że już wystarczy.
— Po prostu się o ciebie martwię! Czasem wyglądasz jak cień człowieka, zacznij w końcu żyć. Wyjdź do jakiegoś baru, zapoznaj się z kimś… Jesteś zbyt młodym człowiekiem, żeby siedzieć ciągle w domu.
— Nie mam czasu na takie bzdury — odpowiedziałem cicho. — Mam pracę, mam Timber, mam ciebie. Nic więcej nie jest mi potrzebne do szczęścia. Tak jest dobrze, Megan.
Zapadła między nami niezręczna cisza. Moje serce biło szybko i miałem wrażenie, iż jego dźwięk słychać w całym pokoju. Nie odważyłem się odezwać pierwszy; i ja, i Megan, musieliśmy się uspokoić, żeby nie wszcząć kłótni. Oboje mieliśmy wybuchowe charaktery — czasem wystarczyła krótka wymiana zdań, by zaraz się na siebie obrazić. Co prawda szybko nam przechodziło, jednak później potrafiliśmy te kłótnie sobie wypominać. Megan była dobrą przyjaciółką. Potrafiła wywoływać u innych ludzi uśmiechy, a gdy ze mną było coś nie tak, nie musiałem nic mówić, bo ona i tak wszystko wiedziała. Zasługiwała na szczęście i miałem nadzieję, że w końcu je odnajdzie.
— Chyba czas na śniadanie. — Westchnąłem, słysząc burczenie w brzuchu. Kobieta najwyraźniej usłyszała ten dźwięk, ponieważ głośno się zaśmiała.
— Nie uważasz, że trochę za późno na śniadanie? Jest już po dwunastej.
— A więc czas na wczesny obiad — powiedziałem, odwracając się z powrotem do Megan. — Idziesz?
— Nie, Draco, przygotuję małą Sophie do chemioterapii. O ile dobrze mi wiadomo, zaplanowałeś pierwszą dawkę na pierwszą, a to już za godzinę. Ustaliłeś już wszystko z matką dziewczynki?
— Tak, była tu rano, dość długo rozmawiałem z nią o przebiegu chemioterapii i wszystkich skutkach ubocznych — odparłem, zakładając na siebie kitel lekarski. Megan wstała z fotela i razem ze mną ruszyła do wyjścia. Wychodząc z gabinetu i kierując się w stronę windy, pomachałem kobiecie na pożegnanie. Z radością odmachała mi, śmiejąc się. Po chwili odwróciła się i odeszła w swoją stronę, po drodze uśmiechając się do każdego, kto obok niej przechodził. Pokiwałem głową z niedowierzaniem. Mało było takich osób, które potrafiły samym swoim istnieniem roztaczać wokół dobry humor. Megan należała do tego grona, nie miałem ku temu żadnych wątpliwości.

Gdy wszedłem do baru znajdującego się na parterze, na chwilę musiałem przystanąć, ponieważ nie mogłem uwierzyć, że jest tu aż tyle ludzi. Dawno nie było takiego tłoku, więc Lucy musiała mieć teraz ręce pełne roboty, radziła sobie jednak doskonale; chodziła zwinnie między stolikami, przy okazji zamieniając z klientami kilka słów. Ruszyłem w stronę wolnego stolika ustawionego pod oknem. Po drodze witałem się z każdym napotkanym lekarzem, bo każdą osobę stąd znałem lub po prostu kojarzyłem. Lekarze w tym szpitalu znali się na swojej pracy i oddawali się jej w całości. Nie raz widziałem, jak przyjeżdżają w nocy na nagłe wezwanie. Może i ten zawód wymagał dużego poświęcenia, ale widok uśmiechu na twarzy pacjenta od razu niszczył wszystkie wątpliwości.
Przy jednym ze stolików dostrzegłem siedzącą Granger — była całkowicie pochłonięta we własnych myślach. Grzebała widelcem w swoim obiedzie, usiłując coś zjeść. W ostatnich dniach jej pobytu tutaj z córką nie wyglądała zbyt dobrze. Sińce pod oczami wskazywały na to, że się nie wysypia, jej cera była przeraźliwie blada, jakby zaraz miała zemdleć. Przez moją głowę przeszła nawet dziwna myśl, aby dosiadł się do niej, jednak po chwili otrzeźwiałem; to ciągle była Granger, której nienawidziłem. Nasze relacje polegały jedynie na kontaktach lekarz — pacjent i nie miałem zamiaru rozmawiać z nią na żadne inne tematy. W jej oczach nadal byłem tym samym rozpieszczonym chłopakiem z Hogwartu. Minąłem ją więc bez słowa i zająłem swoje miejsce przy stoliku. Nie minęła chwila, kiedy obok mnie pojawiła się Lucy z małym notesikiem.
— Co będzie dla ciebie, Malfoy? — zapytała, puszczając w moją stronę oczko. Wyjęła ze swoich włosów ołówek i czekała, aż złożę zamówienie.
— Lucy, dobrze wiesz, co zawsze jem na obiad. Poproszę naleśniki z serem, tylko powiedz swojej koleżance, żebym tym razem ich nie przypaliła.
— Nie przesadzaj, nie były aż tak spalone! Zresztą, to twoja wina. Gdybyś nie wpadł jej w oko, nie byłoby problemu. Teraz biedaczka czeka, aż w końcu ją zobaczysz. Niech zgadnę; do naleśników podać dużą kawę?
— Jak zwykle bezbłędnie, Lucy. — Kobieta zaśmiała się, pokręciła z niedowierzaniem głową i odeszła w stronę baru.
Czekałem zaledwie kilka minut, aż w końcu parujące danie zostało postawione przede mną. W tym też czasie zauważyłem, iż Hermiona Granger wstaje od swojego stolika i odnosi praktycznie nienaruszony obiad do baru.
Po kilku minutach znajdowałem się już z powrotem na oddziale dziecięcym. Swoje spojrzenie przeniosłem na duży zegar i ze zdziwieniem stwierdziłem, że dochodziła już godzina pierwsza. Może i nie musiałem iść do pokoju, w której była przeprowadzana chemioterapia Sophie, ale chciałem się upewnić, że wszystko jest w porządku. Nie minęła minuta, kiedy cicho wszedłem do sali. Mimo że znajdowało się w niej dużo łóżek, tylko jedno było zajmowane przez małą dziewczynkę. Obok, na fotelu, siedziała Granger, rozmawiając o czymś ze swoją córką. Mała blondynka została już podłączona do kroplówki, bo właśnie na taką metodę postawiłem wraz z innymi lekarzami. Wspólnie uznaliśmy, iż w przypadku tak małego dziecka, będzie ona najlepsza. Sophie na dźwięk otwieranych drzwi podniosła wzrok do góry i uśmiechnęła się.
— Mamo, zobacz, pan doktor mnie odwiedził! — krzyknęła. Jej małe oczka były zaczerwienione, więc pewnie płakała.
— Jak się czujesz? — zapytałem, stając przy łóżku.
— Super, pani pielęgniarka powiedziała, że jestem bardzo dzielna. I nawet dużo nie płakałam, tylko trochę.
— Jak pani pielęgniarka mówi, że jesteś dzielna, to rzeczywiście musi tak być. Odwiedzę cię za niedługo, dobrze?
Dziewczynka w odpowiedzi pokiwała twierdząco głową, uśmiechając się. Przy swoim boku miała misia; o ile dobrze mi się wydawało, nazywał się Rudolf, już mi o nim zdążyła wszystko opowiedzieć. Posłałem w jej stronę uśmiech i odwróciłem się w kierunku drzwi, aby wyjść. Za sobą usłyszałem dźwięk kroków, więc zdziwiłem się, kiedy zauważyłem, iż idzie za mną Granger.
— Wyjdźmy, proszę — powiedziała cicho, zerkając za siebie na swoją córkę. Przytaknąłem głową, zgadzając się z nią. Po wyjściu na korytarz stanęliśmy nieco z boku, aby nie przeszkadzać nikomu, kto będzie akurat przechodził obok nas. — Ile godzin będzie musiała przyjmować chemię? Czytałam, że to zależy od podawanego rodzaju leku, a o tym niestety nic nie wiem… Nie chciałabym, żeby długo się męczyła. Już przed chwilą mówiła, że jej niedobrze, a to dopiero sam początek.
— Dwanaście godzin — odparłem bez zająknięcia. — Uprzedzając twoje następne pytanie, kolejna chemia będzie za trzy tygodnie, chociaż w dużym stopniu zależy to od tego, jak Sophie będzie na nią reagowała. Niemniej jednak dużo zależy od nastawienia chorego, a widzę, że jak na razie twoja córka jest wesoła. Wszystko się jednak okaże za dwanaście godzin, kiedy skończymy podawanie tej serii chemioterapii. Trzeba będzie jeszcze raz przeprowadzić badania, a potem dostaniecie wypis i do domu. Co do tego, później udzielę ci odpowiednich wskazówek dotyczących jedzenia, w jakim pomieszczeniu powinna przebywać. Na razie jesteś jej potrzebna.
Miała ładne oczy.
— Dziękuję — odpowiedziała, lekko się uśmiechając, jakby do samej siebie.
— Pani Hermiono, można prosić? Sophie zaczęła wymiotować i przydałaby się pani przy niej — przerwała nam Megan, wychylając się zza drzwi. Granger spojrzała na mnie przerażona; mógłbym przysiąc, iż w jej oczach zajaśniały łzy, jednak pozbyła się ich, szybko mrugając.

— Już idę.

89 komentarzy:

  1. Piosenka jest okropna, zbyt melancholijna na mój temperament - muzyka powinna niszczyć bębenki, wywoływać uśmiech. Ale nie, dołujmy się wszyscy.
    Ale jeśli chodzi o rozdział. Chciałabym zabrzmieć profesjonalnie, bez zbędnego słodzenia, ale nie jestem pewna, czy mi się to uda - w całym tekście dopatrzyłam się tylko jednego powtórzenia. Albo byłam zbyt pochłonięta opisami, które swoją drogą są niesamowite, żeby cokolwiek zauważyć.
    Dialogi rozbudowane, naturalne. Relacje międzyludzkie wypadają dobrze, zwłaszcza gdy chodzi o Dracona i Megan, jest w tym trochę z pięknej prostoty, przyjaźni, i tak dalej; ich rozmowa, czy też samo spoglądanie na siebie jest absolutnie ludzkie, nie widzę żadnych przeciwwskazań, żebyś nie pisała o nich więcej, nie obrażę się...
    Widać, że postarałaś się nad tym rozdziałem, co zresztą widać było już wcześniej, każde słowo masz wyważone. A cały tekst jest, oczywiście, melancholijny (uczepiłam się tego słowa, owszem); jak cała ty, M. Ciekawi mnie, czy kiedykolwiek dodasz jakiś pogodny tekst, to byłoby święto tak samo zadziwiające, jak gdyby Polska wygrała jakiś mecz w piłce nożnej.
    Wracając, a właściwie zaczynając; Hermiona i Sophie - ich relacja mnie urzeka (chociaż Hermiona zbyt często w swoich przemyśleniach mówi ,,moja córeczka", błagam, po prostu córka... oczywiście, to jest tylko takie gadanie, muszę się do czegoś doczepić, prawda?).
    Choćbym chciała, nie mam się na co uskarżać. Może jedynie dynamika akcji, ale wiem, że to jest twój styl. Dobrze, że jeśli o to chodzi, wyróżniasz spośród innych blogów. Piszesz spokojnie, nie spieszy Ci się - inni próbują naładować do tekstu wszystkiego. Może się boją, że nie zdążą skończyć swojego opowiadania, jak się często zdarza. Ale ty kończysz zawsze wszystko, co zaczęłaś. Jesteś uparta.
    Jak jeszcze raz napiszesz, że olałaś szkołę, to Cię zdzielę garnkiem, bo patelnia to już za mało, jesteś niemożliwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piosenka jest cudowna, bo właśnie melancholijna! Kocham te klimaty, wiesz o tym, mnie nie da się zmusić do słuchania czegoś innego.
      He, myślałam, że po tym rozdziale wszyscy pośniecie, bo było tyle opisów, ale cieszę się jednak, że się podobały. Nawet ja jakoś zaczęłam je lubić, a to jest sukces!
      O Megan i Draco będzie jeszcze dużo. Szykuję kilka fajnych sytuacji z nimi w roli głównej; mam nadzieję, że się Wam spodoba. Staram się, żeby dialogi wychodziły jak najbardziej naturalnie, ale czasem mam wrażenie, że coś mi z nimi nie idzie, tak więc cieszy mnie Twoja opinia - mam nadzieję, że szczera.
      Bo całe opowiadanie jest melancholijne, więc i ja taka muszę być. :> Czy dodam pogodny tekst - nie mam pojęcia, to też w dużej mierze zależy od moich nastrojów. Ale postaram się, to może i Polska wygra jakiś mecz w piłce nożnej!
      Akurat w tym rozdziale było mało takich zwrotów. Zresztą, no córeczka, no mała, więc czemu nie. Specjalnie, dla Ciebie, teraz będę używała tego częściej. :] Dobra, żartuję. xD
      Hej, hej, wy nie nastawiajcie się na wielką akcję, już od początku mówiłam, że wszystko będzie się działo powoli, po mojemu, żebym niczego nie pominęła. Przykro mi ale nie będzie porwań ani wyścigów. Ale skończę to opowiadanie dokładnie tak, jak sobie zaplanowałam, i wierzcie mi, nikt nie jest w stanie zmienić mojej decyzji. Choćbym miała pisać dla samej siebie.
      Dziękuję za komentarz, to niebywałe poświęcenie. :D

      M.

      Usuń
  2. Kochana jak ja się cieszę ze jest nowy rozdział. Bardzo długi i bardzo piękny. Pozdrawiam i życzę Weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się spodobał. Dziękuję. ;)

      M.

      Usuń
  3. Wchodzę, patrzę, nowy rozdział. I myślę: JEST! haha
    Rozdział mi się podoba, czytało mi się bardzo dobrze, wszyscy jesteśmy dręczeni naszą przeszłością, każdy ma zarówno złe jak i dobre wspomnienia, współczuję im.Ten rozdział dał mi trochę do myślenia. Życzę weny i czekam na nexta ;) Lubię Twoje opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, wreszcie go dodałam, po takim czasie, że aż głupio mi się tu pojawiać, haha. :D
      Cieszę się, że czytało się dobrze, właśnie o to mi chodzi. Dziękuję za taką miłą opinię. Dał do myślenia? Jest mi niezmiernie miło!

      M.

      Usuń
  4. A ja bardzo lubią tą piosenkę, jest taka delikatna i piękna :).

    Rozdział jak zwykle mi się podoba, tylko chciałabym by akcja troszeczkę przyspieszyła :D. Tak, wiem, jestem marudą!
    Cudownie piszesz dialogi.. Wydają się takie naturalne.

    I ogólnie czekam z niecierpliwością na kolejne części!:D
    I wybacz za taki komentarz, już od tygodni jakoś nie mogę zebrać myśli.
    Buziak, kochana M!
    Promise

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, delikatna i piękna, to są moje klimaty.
      Tak jak napisałam już na górze, nie liczcie na nie wiadomo jaką akcje, bo chcę, żeby w tym opowiadaniu wszystko szło spokojnie, swoim rytmem. No i nie będzie żadnych wybuchów, pościgów - to nie ten rodzaj opowiadania. :D
      Hm, dialogi? Zawsze o nie najbardziej się boję, więc mi miło. :)
      Dziękuję za komentarz!

      M.

      Usuń
    2. A szkoda, myślałam, że zrobisz z opowiadania takich "Szybkich i Wściekłych" hihi :) Żartuje oczywiście.. :) Podoba mi się, że wszystko powoli wtaczasz, dzięki temu nie ma zamieszania, a ja nie muszę 20 minut siedzieć i przypominać sobie, o czym jest to opowiadanko! :) Jednakże wiadomo, jestem spragniona wątków Dramione! :D

      PS: Dziękuję za wiarę we mnie! :*

      Usuń
    3. Na wszystko przyjdzie czas, na dramione też, więc spokojnie. Mam już wszystko zaplanowane, teraz tylko przelać to na papier, a z tym będzie gorzej.
      Proszę. (:

      M.

      Usuń
  5. Rozdział świetny, ale jak czytam fragmenty, w których opisujesz chorobę Sophii, to chciało mi się po prostu płakać. :'(
    Nie pamiętam, czy Ci kiedykolwiek to pisałam, ale komponujesz zniewalające opisy. Chce się czytać i czytać...
    Czyżby powoli wprowadzenie Dramione? "Miała ładne oczy." Jedno zdanie, a wywołało uśmiech na mojej twarzy. <33
    Ogólnie, to bardzo lubię te wspomnienia, zarówno Draco jak i Hermiony. Pokazują nam trudną przeszłość naszych wspaniałych bohaterów, co mi się bardzo podoba. :)
    Nie wiem co jeszcze napisać, więc kończę i idę się uczyć na historie. :c (niestety jestem już po feriach, jak one szybko zleciały... :'( )
    Weny i udanych ferii!
    -Voldemort

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, cieszę się, że udaje mi się wywoływać u Ciebie takie emocje! ;)
      Opisy są dla mnie dość przyjemne do pisania, chociaż czasem się zacinam i nie mogę ruszyć z miejsca, Cieszy mnie więc Twoja opinia, że podobają Ci się one - na prawdę się staram.
      Hm, czy wprowadzenie dramione, to ja nie wiem, no ale powolutku muszę już jakoś wprowadzać ten klimat. Zauważyłyście, że Hermiona i Draco nie mówią już do siebie na "pan, pani"? :)
      Mam nadzieję, że historia poszła dobrze!
      Dziękuję. ;)

      M.

      Usuń
  6. Ach, rozdział genialny.:)
    Cieszę się, że Sophie trafiła do Mafoya. Widać, że jest otoczona troskliwą opieką.
    Demony przeszłości nie dadzą żyć naszej parze.. Nie mogę się doczekać momentu, w którym się z nimi uporają.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny,
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    Ps. Z radością zapraszam Cię do siebie na długo oczekiwany rozdział.:)
    dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :)
      Taaak, bez wątpienia Sophie jest w dobrych rękach.
      Pytanie, czy w ogóle uda im się z nimi uporać, hm? Nie bądźmy wszystkiego tacy pewni, jestem pewna, że jeszcze Was zaskoczę.
      Na Twojego bloga wejdę jeszcze dzisiaj. ;)

      M.

      Usuń
  7. Jestem tu nowa i zostaje na dłużej. Całe opowiadanie jest niesamowite. Ciekawy pomysł na Hermione (do tej pory czytałam jedno opowiadanie, w którym Hermiona była samotną matką bez rodziców i przyjaciół) Draco zmagający się z przeszłością równie udany. Twój styl pisania jest... No właśnie jaki? Niepowtarzalny? Potrafisz bez problemu przejść z dojrzałego fragmentu, w którym Draco jest "tresowany" na maszynkę do zabijania na fragment wesoły jak np. spalone naleśniki, czy żartująca sobie pielęgniarka.
    A Sophie żal. Taka mała a już tak straszna choroba. No ale to świat fikcji, bohaterowie przeżyli już wiele dramatycznych sytuacji więc mam nadzieję, że w tym świecie skończyły się już ich nieszczęścia a na końcu będzie happy end i zdrowa Sophie ;)
    XYZa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się z kolejnego czytelnika, a także z tego, że zostawiłaś po sobie znak. Niestety niektórzy zapominają, że chciałoby się usłyszeć opinie z ust swoich czytelników. To smutne, przykre. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz Cię tutaj ujrzę. ;)
      Dziękuję za tyle miłych słów. Ten pomysł miał być wykorzystany na autorską historię, ale nie wyszło mi, więc postanowiłam zrobić z tego dramione. To była dobra decyzja.
      Czy będzie happy end i zdrowa Sophie? Na to musicie już poczekać, ale jestem pewna, że jeszcze Was czymś zaskoczę.
      Dziękuję za komentarz. :)

      M.

      Usuń
    2. Zapisałam sobie adres Twojego bloga, ba! dodałam go do zakładek tak, że gdy włączam przeglądarkę zaczynam od sprawdzenia czy coś nowego się pojawiło. Zostawię tu jeszcze nie jedną opinię i będę Cię dręczyć żebyś dodała coś nowego. No chyba, że obrażę się na Ciebie (ale sama nie wiem z jakiego powodu miałabym to zrobić)
      XYZa ;)

      Usuń
    3. Jej, miło mi bardzo, że sprawdzasz, czy coś nowego się pojawiło. :) To podnosi niewątpliwie na duchu. :D
      A dręcz ile dusza zapragnie, naprawdę! Jeśli się przypominacie na asku, czy tutaj, dostaję kopa w tyłek i piszę. Cieszę się, że zostaniesz tutaj - witam więc w moich skromnych progach! :)

      M.

      Usuń
  8. Eh, ile smutku tutaj było :( ale jakoś pasuje to do mojego dzisiejszego nastroju.
    Podobało mi się "miała ładne oczy" czyżby zapowiedź jakiś lepszych relacji? :)
    Czekam na kolejną część.
    Pozdrawiam, Domi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutne jest całe opowiadanie, więc i ten rozdział taki musi być. Czasami wydaje mi się, że piszę weselsze momenty, ale są one przysłaniane tymi smutnymi.
      Nie róbcie sobie zbyt wielkich nadziei - zanim Draco i Hermiona do siebie dotrą minie czas. Nie zapominajmy też, że muszą utrzymywać ze sobą jakiś kontakt, bo Malfoy jest lekarzem Sophie i czy chcą czy nie, muszą ze sobą rozmawiać.
      Dziękuję za komentarz. :)

      M.

      Usuń
  9. Niestety z komentarzami jest tak że wiele osób czyta ale szkoda im czasu na zostawieniu parę słów, które dla nas autorów są niezwykle ważne.
    Szkoda tylko że nie każdy to rozumie ja osobiście zawsze staram się szanować czyjąś pracę i napisać kika słów uznania.
    Osobiście rozdział jest dość smutny.
    Podziwiam Sophie że mimo tylu przeżyć jest taka dzielna mało które dziecko by takie było.
    Niesamowicie oddajesz klimat całemu opowiadaniu i zastanawiam się skąd się bierze.
    Podobał mi się też moment wspomnień.
    Pomaga głębiej poznać naszych bohaterów.
    pozostaje pozdrowić mocno i czekać na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że autor opowiadania najlepiej zrozumie innego autora. Osoby, które nie piszą, może nie zdają sobie sprawy, jak wiele zajmuje to czasu i jak czasami dużego poświęcenia potrzeba.
      Nie zapominajmy, że Sophie ma za rodziców dwójkę Gryfonów, i to nie byle jakich, bo samą Hermioną i Olivera. Odwagę odziedziczyła zdecydowanie po nich.
      Cieszę się, że jest ten klimat czuć, bo właśnie o to mi chodzi. Wspomnienia odgrywają bardzo ważną rolę i staram się, żeby wychodziły mi jak najlepiej.
      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam. :)

      M.

      Usuń
  10. Hej! Nadrabiam zaległości, więc wybacz, że dopiero teraz komentuję, ale z czasem było bardzo ciężko :( Rozdział świetny, szkoda mi strasznie córeczki Hermiony, takie małe dziecko i tyle musi przejść :( Mam nadzieję, że uda się ją wyleczyć i może Hermiona i Draco wezmą ze sobą ślub w końcu oboje są mądrzy, jak to powiedziała Sophie :D Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział! :)


    http://slady-cieni-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczone. :P Sama wiem, jak czasem ciężko się wyrobić, szczególnie gdy ma się na głowie szkołę, pracę, czy studia.
      Dziękuję, cieszę się, że rozdział Ci się spodobał. Co do choroby Sophie, wszystko mam już dokładnie przemyślane. Przeczytałam już tyle stron o białaczce, że sama się zastanawiam, czy więcej czasu nie spędziłam na czytaniu o tej chorobie, niż pisaniu rozdziału. :D
      Co do Hermiony i Draco - na razie nic nie mówię, wszystko się okaże. Wisi nad nimi choroba Sophie; nie będzie łatwo.
      Dziękuję za komentarz. :)

      M.

      Usuń
  11. Witam. Trafiłam tu klikając na link na jednym z odwiedzanych przeze mnie blogów. Mam w zwyczaju komentować każdy rozdział, który czytam, nawet jeżeli uważam, że jest słaby, ale u Ciebie się po prostu nie dało... Wybacz mi droga autorko, ale tak się zaczytałam, że tylko klikałam kolejny rozdział i kolejny i kolejny, aż dotarłam tutaj. Jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem. Historia jest taka inna, taka wyjątkowa. Strasznie podobają mi się, że wplatasz w tekst również wspomnienia. Strasznie szkoda mi małej Sophie, jest taka malutka, a już musi zmagać się z ciężką chorobą :( Jak czytałam ten fragment jak zdiagnozowali u niej białaczkę to aż się popłakałam :( Biedna kruszynka, ale szkoda mi również jej matki. Tyle przykrości jej spotkało w życiu,a tu jeszcze taka tragedia. Mam nadzieję, że jednak dziewczynka przeżyje. Co do Draco to spodobało mi się jak go wykreowałaś. Takiego niemogącego sobie do końca poradzić z przeszłością, chociaż jakoś nie mogę sobie go do końca wyobrazić. Po prostu wydaje się taki dziwny bez używania magii. Mam nadzieję, że kolejne rozdziały też będą tak wciągające jak te poprzednie. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na nie z niecierpliwością. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ważne, że pozostawiłaś po sobie komentarz na samym końcu, nawet nie wymagam, żeby ktoś komentował od początku. :)
      Cieszę się, że to opowiadanie aż tak Cię wciągnęło, jest mi naprawdę bardzo miło. Takie słowa naprawdę mnie podnoszą na duchu. Wspomnienia odgrywają tutaj bardzo ważną rolę i jeszcze wiele ich będzie, a przynajmniej tak planuję. Naprawdę poleciały Ci łzy przy tym fragmencie? No cóż, mi wypada się tylko cieszyć, iż udało mi się wywołać u Ciebie takie emocje. Choroba Sophie dużo Hermionę nauczy. Szykuję jeszcze wiele niespodzianek - a zresztą przekonacie się już niedługo same. :)
      Draco Malfoy w nowej odsłonie, hm? Magia się jeszcze pojawi, chociaż nie będzie jej wiele.
      Ja również mam taką nadzieję. :)
      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam.

      M.

      Usuń
  12. świetny rozdział, niestety dopiero teraz przeczytałam. Początek troche średni jak dla mnie, niby wszystko okey ale jakoś tak nie do końca. Za to to dalej już tradycyjnie świetnie. Akcja powolutku do przodu, czekam aż Draco zacznie jakoś działać ^^ Szkoda tylko małej, no i jak zawsze dalej czekam na wyjaśnienia wątku Pottera itd gdzie oni są , pojawią się wgl u Ciebie ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Mogłabyś trochę dokładniej określić co nie podobało Ci się w początku rozdziału? Określenie "trochę średni" niewiele mi mówi, a jeśli mam być coraz lepsza, czego bym chciała, pragnę wiedzieć, co w dalszym ciągu robię źle. Z góry dziękuję za wskazanie mi tego błędu.
      Tak, po raz kolejny powtarzam, że Harry, Ron i Ginny pojawią, się tylko w późniejszych rozdziałach. Chcę opisywać wszystko dokładnie, żeby później nie żałować, iż coś ominęłam. Nie zapominam o żadnym wątku, wszystko mam zaplanowane, ale nie liczcie, że odpowiedzi dostaniecie od razu. Z mojej strony mogę prosić jedynie o cierpliwość.
      Dziękuję za komentarz.

      M.

      Usuń
    2. hm ciężko mi właśnie to określić tak jednoznacznie co było nie tak. Po porostu początek wydawał mi się dość chłodny, tzn np "martwiły mnie co prawda skutki" fakt Miona nie ma innego wyjścia ale raczej bym sie spodziewała płaczu z strachu i godzenia się z prawdą w bardziej emocjonalny sposób.
      Wybacz że za każdym razem zostawiam o to komentarz twoje opowiadanie bardzo mi się podoba i tak jak z dobra książką mam ochotę przeczytać całe a tu trzeba czekać :P niecierpliwa ze mnie bestia ^^ ale wytrzymam bo wierzę że warto ;)

      Usuń
    3. Hm... Na początku zawsze zastanawiam się, jak ja bym się zachowała w danej chwili, a szczerze powiedziawszy myśl, że własne dziecko umiera, jest przytłaczająca i łzy są potrzebne. Hermiona jest odzwierciedleniem mnie dlatego będą się pojawiały chwile słabości. Zresztą, jest tylko człowiekiem, a w takiej chwili każda osoba może się złamać.
      Mam nadzieję, że gdy nadejdą momenty, na które tak bardzo czekasz, nie będziesz zawiedziona. ;)

      M.

      Usuń
  13. Niestety, ja dzisiaj bardzo króciutko, ale obiecuję poprawę przy następnych rozdziałach. :) Słowo!
    Mi osobiście bardzo przypadł do gustu, całkowicie mój typ, w ogóle ja bardzo lubię to jak piszesz. Rozdział jest fantastyczny pod względem całokształtu: opisy, retrospekcje/wspomnienia, dialogi (które wprost kocham!) i ogólnie wszystko, co twoje! :))
    Jedyne, co mogę na pewno przyznać to to, że (powtórzę się) piszesz naprawdę wspaniale. :))
    Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością. :D
    Pozdrawiam i życzę weny
    Charlotte Petrova

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział Ci się spodobał. Dziękuję za takie miłe słowa, to podbudowuje. :)
      Dziękuję za komentarz!

      M.

      Usuń
  14. Dobry wieczór, Pani M.
    Z niewiadomych przyczyn, od samego rana, jestem w trudnym do zdefiniowania humorze. Myślałam, że moja nerwowość i łatwość popadania w irytację mają swoje granice, jednak, zdaje się, że nawet najlepszym zdarzają się pomyłki w ocenie. Właściwie mogłabym nazwać to złym dniem lub przysłowiowym „wstaniem lewą nogą”, ale to nie oddawałoby całego bagażu emocji, jaki wtargałam ze sobą do porannego pociągu. Wyobraź to sobie, proszę. Bliżej nieokreśloną młodą kobietkę, dzierżącą kubek z ohydną, dworcową kawą i jej niewyraźną minę, gdy lokuje się w ostatnim rzędzie siedzeń. Oto ja. Masz już to przed oczami? Dobrze, przejdźmy dalej.
    Niedaleko usiadł mój współpracownik – w gruncie rzeczy bardzo przyjemny chłopak. Wysoki, z lekko przydługawymi włosami, które zawsze w nieładzie opadają na czoło. Gdybym miała opisać go jednym zdaniem, pewnie specjalnie ułożyłabym takie, żeby gdzieś tam, nawet na siłę, wepchnąć słowo „przyjazny”. Taki właśnie jest. Przyjazny. Jak zdążyłaś pewnie się domyślić – bardzo nieodpowiednie towarzystwo na dzisiejszy dzień.
    Rozumiesz, mam ostatnimi czasy takie myśli o zmianach, prawdziwej przemianie wewnętrznej i tak jakby, wpadłam na pomysł, by tym razem nie zbywać go otwarcie, a po prostu udać, że jestem zajęta. Wyciągnęłam więc mojego smartfona, włączyłam Internet, przy okazji denerwując się, że zasięg jest koszmarny. Skakałam bezmyślnie po stronach, sprawdzałam skrzynkę mailową i wiedziałam, że z boku na pewno nie sprawiam wrażenia pogrążonej w jakiejś piekielnie interesującej czynności. Wpadłam więc na bloga i oto, co widzę – komentarz od Ciebie. Planowałam nawet na niego odpowiedzieć, ale jakoś brakowało mi energii, by wykrzesać z siebie choćby iskrę inwencji twórczej, ażeby odpowiedzieć. Odłożyłam zablokowany telefon na prowizoryczny stolik, ale gdy tylko przełknęłam kolejny łyk napoju, przypomniałam sobie o powiadomieniu, które zamieściłaś na dole.
    Wstukałam początkowe litery adresu i obserwowałam jak strona się ładuje. Na szczęście od razu znalazłam odpowiedni link. Gdybym miała choć chwilę postoju, pewnie w trymiga bym się rozmyśliła i odłożyła Twój post na kolejne „później”. W takim, oto widzisz, jestem dziś humorze. Zanim odczytałam pierwsze zdania, przewertowałam w myślach poprzednie rozdziały, na nowo szkicując w głowie zarys fabuły. Gotowe – zaczynam czytać, chociaż z pewnym wahaniem czy aby na pewno jest to dobra decyzja.
    Otóż, widzisz, nigdy nie należałam do osób, które łatwo się wzruszają. Moje siostry zawsze powtarzają mi, że mam serce z kamienia. Jedna bardziej wrażliwa od drugiej, więc nie ufajmy ich subiektywnym opiniom. Prawda jest taka, że jestem uczuciowa, ale na utajony sposób. Nie jest chyba moją winą, że niektóre tematy poruszają mnie bardziej, a niektóre mniej. Jakoś nie czuję się winna, że nie wylewam strumienia łez, gdy widzę na filmie kulawego psa. Ogólnie rzecz ujmując: rzadko wzrusza mnie film. Odbiegam jednak od tematu, nie o tym miałam mówić. Chciałam powiedzieć, że nie często czuje jakiekolwiek konkretne emocje, takie na dłużej, podczas oglądania obrazów, a już tym bardziej podczas czytania opowiadań. Jednak, może to przez ten dziwny humor albo tematykę, Twoje opowiadanie siedziało mi w głowie od rana aż do tej później, wieczornej pory.
    Może umknęło Ci to w lawinie komentarzy, jednak wspominałam Ci wcześniej, że choroba małej Sophie boli mnie do żywego. Źle to ujęłam – nie wiążę się wyjątkowo akurat z tą postacią, ale zmusza mnie ona do naprawdę głębokich rozmyślań. Po raz kolejny powtórzę: wyobraź sobie mnie w tym pociągu, wygrzebującą z siebie największe pokłady empatii, na jakie było mnie stać. Musiałam mieć koszmarną minę.

    (Okropnie się rozpisałam i muszę podzielić tekst na dwie części, gdyż jest zbyt długi. Chciałam wysłać Ci maila, ale nie mogłam znaleźć adresu, więc sobie odpuściłam. Musisz mi go podać, tak na przyszłość :D)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z wielką ulgą przyjęłam więc pojawienia się wspomnienia Hermiony. Pisałaś dalej, że planujesz zmniejszyć ich ilość. Zastanawiałam się nad tym dzisiaj i właściwie, jeśli mam być szczera, uważam, że retrospekcje(szczególnie w opowiadaniach takich, jak Twoje) bywają bardzo użyteczne. Pomagają zbudować odpowiednią atmosferę. Na Twoim miejscu dwa razy bym się zastanowiła, zanim zaczęłabym wprowadzać jakiekolwiek ograniczenia. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że sugerując się adresem, wymyśliłabym jeszcze kilka nowych.
      Musisz mi wybaczyć, ale nie pałam wielką miłością do Gryfonów, więc w miarę szybko przeskoczę ten fragment. Zapytam tylko, tak prosto z mostu: czy ta sytuacja, to kolejny powód ucieczki Granger z magicznego świata? Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby tak było.
      Zapomniałam dodać! Tekst o wierze na pół załamanej, na pół pozytywnie nastawionej Hermiony był bardzo na miejscu. Podobało mi się. Porównanie z zegarem także niczego sobie.
      Dalej wspomnienie Dracona. Nie ma co, adekwatny adres bloga. Jak inaczej nazwać zależność między jego przeszłością, a tym, jak czuje się teraz? Ni mniej, ni więcej, jest klasycznym przykładem niewolnika własnych wspomnień. Cóż w tym dziwnego, pokażcie mi palcem, kto mógłby zapomnieć o tak traumatycznym przeżyciu, jakim jest odebranie komuś życia. Szczególnie, że pierwsze razy(mam na myśli różne czynności) zawsze najbardziej zapadają w pamięć. Cholera, ta wstawka z przyzwoleniem też zrobiła wrażenie. Wspominałam już o empatii? Czasami bywa wadą, jak teraz.
      To już dziesiąty rozdział, więc jestem na tak, jeśli chodzi o zalążki zmian w ich wzajemnych stosunkach. Budzą się w nich pewne odruchy. Co prawda nadal zarówno Malfoy, jak i Granger, duszą je w zarodku, jednak, chwała bogom, widzimy progres! Gdyby się zastanowić, to scena w stołówce mogłaby uchodzić za symboliczną. Jednak możliwe, że tylko dla mnie, gdyż jestem wielką zwolenniczką przekazywania ukrytych treści w zwykłych sytuacjach.
      Miałam tyle do powiedzenia, naprawdę, a wychodzi na to, że mój komentarz, a raczej krótki list, to zwykły przerost formy nad treścią. Trudno mi zebrać myśli, gdyż nadal oscylują wokół samej tematyki. W każdym razie… Czekam na ciąg dalszy! Mam nadzieję, że Cię nie zanudziłam. Następnemu komentarzowi postaram się nadać mniej osobisty charakter haha :) Albo przynajmniej nie będę pisała wpisu do pamiętnika na dwie minuty przed zabraniem się za zamieszczanie opinii - trudno zmienić styl wypowiedzi.
      Pozdrawiam gorąco i życzę udanych ferii! Okropnie zazdroszczę!

      Usuń
    2. Witam, Heroino. Gdy tylko zobaczyłam Twój komentarz od razu na moich ustach pojawił się uśmiech i pobiegłam do kuchni, by zrobić herbatę, to czytanie takich komentarzy to tylko przy herbacie. :D
      Tak, dość szybko ten obraz pojawił mi się przed oczami. I kawa dworcowa naprawdę jest ohydna, piję jedynie, kiedy niestety sytuacja mnie do tego zmusza.
      Och, jak ja często zostawiam rozdziały na innych blogach do przeczytania "później"... Zdecydowanie niezdrowy nałóg, muszę się go w końcu pozbyć.
      Jeju, miło mi, że tematyką udało mi się wywołać u Ciebie rozmyślania. Szczerze powiedziawszy sama gdy piszę, często zastanawiam się, czy dobrze wszystko opisuję, bo to dla mnie wyzwanie, duże wyzwanie. I kiedy czytam strony o białaczce, chemioterapii (naprawdę jest tego strasznie długo. Ostatnio stwierdziłam, że czytanie artykułów na temat tej choroby zajmuje mi więcej czasu niż pisanie rozdziałów), sama często popadam w melancholię i rozmyślam o małych dzieciach, które chcąc czy nie, muszą przebywać w szpitalu. Przecież dzieci powinny mieć radosne, pełne uśmiechu dzieciństwo, a tymczasem niektórych spotyka coś zupełnie odwrotnego.
      Wyobraziłam - musiałaś wyglądać naprawdę ciekawie, a Twój współpracownik pewnie zachodził w głowę nad czym tak rozmyślasz. :D
      Wspomnienie Hermiony pisało mi się bardzo łatwo, w sumie to właśnie wspomnienia przynoszą mi najmniejsze trudności. Szczerze powiedziawszy w zmniejszeniu ilości wspomnień myślałam głównie o Was, czy po prostu ten tekst nie nudzi, bo sama najchętniej ciągle pisałabym wspomnienia. Ale jeśli tak nie jest, to najprawdopodobniej tego nie zmienię, bo jeszcze wiele mam Wam do przekazania.
      Ja Gryfonów z kolei uwielbiam. Ta sytuacja nie będzie miała większego znaczenia, więc od razu mogę odpowiedzieć - nie, nie był to powód, przez który Hermiona uciekła z magicznego świata. Bardziej przez ten fragment chciałam pokazać, że w każdej przyjaźni pojawiają się kłótnie, bo we wcześniejszych wspomnieniach nie opisywałam jeszcze takie sytuacji. :)
      Cieszę się, że ten fragment Ci się spodobał. Czasami nachodzą mnie pseudo-filozoficzne rozmyślenia.
      Dokładnie, właśnie o to mi chodziło. Ta dziewczyna, Amelia, była pierwszą osobą, którą Draco zabił. W kolejnym rozdziale planuję pokazanie tego, jak sobie z tym radzi. Nic więcej już nie mówię, bo i tak zbyt wiele zdradzam. :D
      Mogę z pełną świadomością powiedzieć, że scena w barze była taka właśnie symboliczna. Będą powoli, ale bardzo powoli do siebie docierać; mimo wszystko nie będą się kłócić na każdym kroku, wyzywać - swoje uprzedzenia co do siebie muszą odłożyć na bok, bo w końcu stawką jest życie Sophie. Muszą też porozumiewać się ze sobą, mieć kontakt.
      Bardzo się cieszę z tego krótkiego listu! Zdecydowanie poprawiłaś mi humor i możesz pisać takie komentarze, nie mam nic przeciwko temu. :) Oczywiście nie zanudziłaś mnie - uwielbiam czytać takie komentarze, a później na nie odpowiadać. Zresztą, kocham mieć kontakt z moimi czytelnikami, to najlepsze, co mogło mi się trafić.
      Niestety ferie już się kończą i szczerze jestem tym faktem załamana. Nie wyobrażam sobie powrotu do szkoły i kolejnych nieprzespanych nocy.
      Mój adres e-mail już pojawił się w zakładce "Kontakt". Wydawało mi się, że zrobiłam to już wcześniej, ale okazało się, że uzupełniłam tą zakładkę na drugim blogu, a tu pozostawiłam jedynie numer gg. :)
      Dziękuję za komentarz, i również pozdrawiam!

      M.

      Usuń
  15. Znalazłam Twojego bloga dosłownie parę godzin temu i szczerze przyznaje, że podoba mi się sposób w jaki piszesz. Bardzo podoba mi się tez opowiadanie, zakochałam się w nim i małej Sophie.
    Kiedy usłyszałam o jej chorobie, łzy stanęły mi w oczach, a teraz biedaczka wymiotuje. Sama spojrzałam z przerażeniem - może nie na Malfoya, ale na telefon, co z perspektywy osoby trzeciej wyglądałoby dziwnie.
    Takie zakończenie, jak mogłaś nam to zrobić, nam i małej Sophie...
    Życzę weny i z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam.
    Anai.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejna już osoba zawitała na moim blogu - mam nadzieję, że będziesz pozostawiała po sobie jakiś znak. :)
      Cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało, bardzo mi miło.
      Myślę, że zakończenie nie jest takie złe. Chemioterpia niesie za sobą wiele skutków ubocznych i jednym z nich są nudności, wymioty. :)
      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam!

      M.

      Usuń
  16. No i widzisz do czego mnie doprowadza zepsute gg? Nie wiem o nowych rozdziałach u Ciebie ;_; Ale natychmiast po opublikowaniu tego komentarza dodam bloga do obserwowanych, bo tak w sumie będzie mi łatwiej i przyjemniej, a i pomogę trochę swojej pamięci, która ciągle mnie zawodzi :D
    Oczywiście rozdział musiał się pojawić we wtorek, kiedy akurat byłam u dziadków - wróciłam w sobotę, ale dopiero cztery dni później weszłam zobaczyć co u Ciebie słychać i oto proszę!, rozdział jak się patrzy. W środę miałam urwanie głowy, zresztą nie miałam weny nawet na pisanie listy zakupów, więc sobie odpuściłam i komentuję dopiero teraz. Mam nadzieję, że nie jest to aż tak wielkie zaniedbanie z mojej strony i mi wybaczysz po raz enty.
    Kocham Twoje retrospekcje i zgadzam się do pani komentującej powyżej: nadaje cudowny klimat, zresztą jak sama wspomniałaś - niewolnicy własnych w s p o m n i e ń, więc to całkowicie zrozumiałe, że tyle się ich pojawia, chociaż z chęcią przystanę na to, że będzie jedno wspomnienie na rozdział, bo dzięki temu, mam nadzieję, szybciej rozwinie się coś więcej między Hermioną i Draco (no halo, pani M. ja nadal czekam na romans, a tu dupa, oni się nienawidzą. Wciąż. To frustrujące, wiesz? ;_;)
    W sumie wolę Ci nie mędzić tyle, bo przecież rozdział długi, ale dla mnie i tak za krótki (mnie nie dogodzisz XD), więc szybciutko idź pisać kolejny i rozwiń coś wreszcie, bo przez ten stres i oczekiwanie na dramionowatą miłość nabawię się siwych włosów, a raczej nie chciałabyś mieć mnie na sumieniu.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, kiedyś też przeżywałam zepsute gg, ale na szczęście szybko je naprawiłam, taki ze mnie majster!
      Korzystałam z wolnych ferii, więc dlatego rozdział pojawił się w środku tygodnia, zazwyczaj pojawiają się w soboty - tak zauważyłam. Wybaczone!
      Cieszę się, że podobają Ci się wspomnienia, bo w sumie to one są dla mnie najważniejsze. Przez to, jak je napiszę, nadaje opowiadaniu odpowiedni klimat. I teraz mam dylemat - Ty mi mówisz, że przystaniesz na jedno wspomnienie, a inna osoba mówi mi, żebym nie zmniejszała ich ilości. Muszę się porządnie nad tym zastanowić, ale chyba pójdę na kompromis - w jednym rozdziale dwa wspomnienia, w kolejnym jedno. :D
      Na jakikolwiek romans poczekasz długo, ale obiecuję, że nie będziesz zawiedziona!
      Rozdział jest bardzo długi - o ile dobrze pamiętam, miał prawie dziesięć stron. Na razie uczę się chemii na sprawdzian, a w najbliższym czasie nie widzę żadnego wolnego terminu.. Poza tym szykuję rodzicom niespodziankę, więc to też pochłonie mój czas, kwiecień się zbliża, więc muszę się brać za miniaturkę.... Aj, jak ten czas goni! Mam nadzieję, że Twoje włosy mimo wszystko będą się miały dobrze:)
      Dziękuję za komentarz!

      M.

      Usuń
  17. Absolutnie UWIELBIAM to opowiadanie i wchodzę dosłownie codziennie sprawdzać, czy jest nowy rozdział. Jestem z Toba od początku poprzedniego, już strasznie długo figurujesz na liście moich zakładek i czesto polecam Cię moim znajomym lubiącym HP (: Jesteś super i z chęcią kupię kiedyś Twoją książkę. +jak zwykle ze zniecierpliwieniem czekam na kolejną dawkę dramione
    Cath.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że aż tak spodobało Ci się moje opowiadanie, to naprawdę bardzo miłe. :) Świetna jest świadomość, że ktoś lubi moją historię na tyle, by polecać ją innym osobom. Hm, co do książki - nie mówię nie, na pewno będę chciała spróbować, bo pisanie jest właściwie tym, co daje mi najwięcej radości.
      Dziękuję za komentarz! :)

      M.

      Usuń
  18. Masz nową czytelniczkę. :) Dzisiaj wpadłam na to opowiadanie i połknęłam je w kilka godzin. Piszesz lekko, przyjemnie się czyta. Te wtrącenia ze wspomnieniami mi się podobają, nie wiem, czemu tak bardzo chcesz od nich odchodzić. A i sam pomysł jest ciekawy. Zawsze czytałam o Hermionie jako uzdrowicielce, a tutaj proszę... Malfoy lekarzem, w dodatku oboje w mugolskim świecie. Podoba mi się, naprawdę! Smutno mi teraz, że już nie mam co czytać, więc z niecierpliwością czekam na nowy rozdział.
    Duuuużo weny!

    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tu wpadłaś! Kolejna nowa czytelniczka to coraz większy uśmiech na mojej twarzy. :)
      Od wspomnień w żadnym wypadku nie chcę odchodzić! Te retrospekcje będą się ciągle pojawiały tylko myślałam nad zmniejszeniem ich ilości.
      Tak jak kiedyś mówiłam, ten pomysł miał być wykorzystany na opowiadanie zupełnie inne, ale cieszę się, że postanowiłam wykorzystać go na dramione - do głowy ciągle wpadają mi jakieś pomysły, coraz to nowsze.
      Co do kolejnego rozdziału - nie jestem w stanie nic powiedzieć, kiedy może się pojawić, ponieważ mam teraz dużo na głowie.
      Dziękuję za komentarz!:)

      M.

      Usuń
  19. Rozdział bardzo mi się spodobał, chociaż nie lubię czytać długich opisów i wspomnień Ty bardzo ciekawie piszesz :) Bardzo dobrze że Draco i Hermiona nie od razu się hmm ,,zaprzyjaźniają"? tylko powoli sie to rozwija ;)

    Mała ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, dziękuję za miłe słowa i komentarz. :)

      M.

      Usuń
  20. M, bardzo Cię przepraszam, że komentuje dopiero teraz. Zaczęłam czytać rozdział już wcześniej, ale nie udało mi się skończyć. Bardzo też dziękuję za informacje na moim blogu. Dopiero w tym tygodniu rozpoczęły mi się ferie. Wcześniej musiałam trochę powalczyć o oceny. Dodatkowo przez parę dni nie miałam telefonu, co także uniemożliwiło mi zajrzenie tutaj. Trochę się zdziwiłam jak napisałaś, że notka ma dziesięć stron. Niby dużo, ale człowiek chce jeszcze więcej, tak szybko się czyta. Sama ostatnio zaczęłam pisać rozdział, który obecnie ma dwanaście stron - chyba będzie trzeba coś skrócić. Ale dość o mnie. Jestem pod wrażeniem, ale kiedy nie jestem, czytając Twoje rozdziały? Naprawdę polubiłam postacie, zżyłam się z nimi. Kochaną, troskliwą Megan, zagubioną Hermionę i zapracowanego Dracona. Rzecz jasna Sophie chyba najbardziej na mnie wpływa. Jest mi żal tego wesołego dziecka. Mimo tego, że walczy z chorobą wciąż cieszy się z małych rzeczy. Mam nadzieję, że dobrze zniesie chemioterapię. Zdaje sobie sprawę jakie mogą być skutki leczenia i modlę się żeby wszystko poszło dobrze.Na końcu wystąpiły chyba komplikacje, ale może to nic poważnego... Rozśmieszyła mnie, gdy zaproponowała żeby Draco i Hermiona się pobrali. Doprawdy zabawne, ale i kochane:). Sophie ma rozbrajające teksty.
    Cieszę się, że Draco i Miona tak często ze sobą rozmawiają, nawet jeżeli chodzi tylko o leczenie. Może z czasem zostawią przykrości za sobą i zaczną siebie akceptować. Podobają mi się wspomnienia, przenoszą nas do tamtych ciężkich czasów i tyle wnoszą do opowiadania. Żałuję tylko, że Malfoy nie dosiadł się do Hermiony w barze, przydałaby się jej jego obecność i wsparcie. Ładnie opisujesz atmosferę w szpitalu. Brakuje mi tylko Harry'ego i Rona. Jestem ciekawa, czy ich tutaj w jakikolwiek sposób wprowadzisz. Ogólnie to dziś trudno mi się skupić...Naprawdę z każdym rozdziałem rozwijasz się coraz bardziej i nas zaciekawiasz. Widać, że wkładasz w swoją pracę dużo serca.


    Życzę dużo weny i szczęścia w szkole :))

    Nela.


    co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com

    Ps. Dziękuję za wszystko!:3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, nie masz za co przepraszać, naprawdę! Ja sama w tygodniu nie mam czasu na nadrabianie nowości na blogach, więc rozumiem Cię. Twoje komentarze za każdym razem wywołują u mnie ogromny uśmiech, podwyższasz moją samoocenę. ;)
      Dawno nie napisałam takiego rozdziału, chociaż zwykle mają one po 9 stron - to już chyba moja tradycja, że zawsze kończę wątek rozdziału przy dziewiątej stronie. :D
      Szczerze powiedziawszy sama bardzo polubiłam Megan i cieszę się, że wykreowałam ją w ten sposób. Szykuję dla niej kilka problemów, ale na pewno w końcu odnajdzie swoje szczęście. Co do Sophie i chemioterapii nic nie mogę zdradzić, ale... ach, sami się niedługo dowiecie. Fragment, kiedy Sophie proponuje Hermionie, by ta ożeniła się ( :D ) z Draco, jest moim ulubionym z tego rozdziału.
      Jak na razie Draco i Hermiona będą pozostawali ze sobą w chłodnych stosunkach, ale jednak będą musieli rozmawiać. Przełomowy moment między nimi nadejdzie już wkrótce. Myślę, że jak na razie pomiędzy nimi nadal pozostaje ta cząstka nienawiści i gdyby Draco dosiadł się do niej, mogłoby to wyglądać dość nienaturalnie. Nie mogę się doczekać, kiedy zacznę opisywać co będzie się między nimi działo... Jeszcze tylko trochę. :)
      Cierpliwości, mogę prosić jedynie o cierpliwość, jeśli chodzi o postać Harry'ego i Rona. Nie zapomnę o nich. ;) Ciesze się, że tak sądzisz, to naprawdę miłe. Wznoszę się kilka metrów nad ziemię.
      Ja także dziękuję! A szczęście zdecydowanie się przyda.

      M.

      Usuń
  21. To straszne, że taka mała osóbka tak bardzo cierpi... To mnie chyba najbardziej dotknęło w tym rozdziale, w tej opowieści. Cierpienie niewinnej dziewczynki. Poza tym rozdział jest świetny, bo Ty świetnie piszesz, a tyle komentarzy o tym świadczy. Gratuluję i oczywiście dołączam do obserwatorów.
    Pozdrawiam ciepło,
    http://precious-fondness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za takie miłe słowa, to bardzo podnosi mnie na duchu, że tylu osobom podoba się moje opowiadanie. :)
      Również pozdrawiam i dziękuję za komentarz!

      M.

      Usuń
  22. Pomimo tego, że wolę słodkie Dramione, a nie takie, w których relacje bohaterów są trudne, zawiłe i po prostu nieprzyjemne to Twoje mnie urzekło! :*
    W Twoich opisach można się zaczytywac! :D
    Piszesz tak lekko i po mimo trudnej choroby, tego, że obydwoje czują do siebie nienawiść naprawdę miło i lekko się to czyta.
    Duży plus za wspomnienia, fajnie jak Autorka pokazuje przeszłość bohatera w swoim opowiadaniu. :D
    I.. złośliwość rzeczy martwych? Skąd ja to znam. :D U mnie laptop ma przyjść dopiero jutro po wyczyszczeniu gigantycznego wirusa. Tak to jest jak się nieumiejetnie ściąga GIMP'a. ;\
    Czekam na kolejny rozdział. :*
    dramione-miaa.blogspot.com
    ''Miaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, cieszą mnie te słowa, nawet nie wiesz jak bardzo! To ogromny komplement.
      Ja sama bardzo lubię czytać opisy, więc staram się ich pisać jak najwięcej i wydaje mi się, że idzie mi coraz lepiej. Naprawdę czyta się je lekko? Czasem mam co do tego pewne wątpliwości, ale cieszę się, że jest jednak inaczej. :)
      Wspomnienia odgrywają w tej historii największą rolę, trzeba zwracać na nie uwagę, bo zostają głownie przedstawione te wydarzenia, które w jakiś sposób odcisnęły piętno na bohaterach.
      Ach, mój laptop był w naprawie trzy tygodnie, ale na szczęście już go odzyskałam. Ja na szczęście nie złapałam żadnego wirusa, chociaż czasem coś się przyplącze. :D
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz!

      M.

      Usuń
  23. Hej :)
    Rozdział bardzo interesujący. Wciągnęła mnie oryginalna fabuła. Nigdy nie czytałam bloga w którym Hermiona miała córkę, która miała białaczkę, a Draco był lekarzem który ją leczył. Niezły zbieg okoliczności. To znak. przeznaczenie. Żal mi Sophie. ale wierzę w nią. Podobają mi się relacje które delikatnie tworzysz między Draconem a Hermiona. Nawet niewinne spojrzenie jest początkiem ich więzi. Podziwiam Twój bogaty styl :).


    Ariana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że spodobała Ci się fabuła, to bardzo miłe. Dziękuję za takie słowa, jestem szczęśliwa, że Ci się podoba, bo właśnie do tego dążę. :)
      Dziękuję za komentarz!

      M.

      Usuń
  24. Gdh weszłam od razu spodobał mi się twój blog! ;)
    Przeczytałam wszystkie rozdziały i mogę tylko jedno powiedzieć :Masz OGROMNY talent! ;)
    Wszystkie notki są dopracowane, pisane schematycznie i lekko. Opisy -przecudne!!! ;)
    Czekam na next.
    ~Zuza
    www.zatrzymanaprzezciebie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za tak miłe słowa, to naprawdę kochane, że doceniacie moją pracę. :)

      M.

      Usuń
  25. No to tak. Uwielbiam dramiony, w których nie jest słodko. No bo jej, jak z historii wiecznej nienawiści zrobić słodką, uroczą, różową, fluffiastą bajeczkę? Niemożliwe. Nie da się. Po prostu imposibul. I chyba dlatego tak lubię Twoje opowiadania, że tam nigdy nie jest słodko. I w Drodze do miłości i tutaj, od początku są komplikacje, zawirowania, dramy. I TO JEST KURDE SUPI.

    No.

    I jesteś zdolna, Marysieńka, nie zmarnuj tego. B|

    Rozdział jak zwykle mega ciekawy, świetnie się czyta. Biedna Sophie, już mi jej szkoda, musi się tak męczyć z chemioterapią, biedaczynka :c I czekam aż coś się zacznie bardziej dziać między Draco a Hermioną (seksy hehe B|||)
    I jest super i w ogóle czad i w ogóle czekam na kolejny.

    Całusy,
    Vilene (nie-pytaj-mnie-o-jutro.blogspot.com)

    PS1. Doceń to, że wreszcie stworzyłam ten komentarz! Zajęło mi to ponad miesiąc, ale jest! XDDDD

    PS2. KC!

    OdpowiedzUsuń
  26. No i po kilku nocnych bojach i ja dotarłem na koniec tej historii. A przynajmniej do najnowszego rozdziału...
    Chciałem jedynie zakomunikować tenże fakt, a z oceną całości wstrzymam się do momentu aż uda mi się zasnąć. Pisząc na telefonie trudno mo skupić myśli.
    Jest jednak jedna rzecz, która nie daje mi spokoju. Pewnie czytałem nieważnie i odpowiedź była gdzieś w tekście, ale muszę zapytać. Medycyna mugolska? Dlaczego i jak? Aby zostać lekarzem trzeba trochę czasu poświęcić, a Dracon nie bardzo go miał, tym bardziej jeśli brać pod uwagę, że chodzi o nie magiczną szkołę... Twoje zadanie to potwierdzić, że moje spostrzeżenie jest wynikiem czytania w nocy, gdy jestem na wpół świadomy każdego wyrazu w zdaniu.
    O co mi chodzi sprecyzuję jak się obudzę..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety muszę Ci w tej kwestii przyznać rację - kiedy rok temu zaczynałam to opowiadanie nie do końca przemyślałam pewne sprawy i zadziałałam pochopnie. Pisałam co prawda, że Draco brał udział w stażach, ale i to tak zbyt mało jeśli chodzi o medycynę - no nie miał czasu, aby aż tak się wykształcić. Nawet myślałam, żeby zmienić niektóre sytuacje, ale postanowiłam zostawić to tak, jak zaczęłam. Można powiedzieć, że Draco jest początkującym lekarzem...

      Pozdrawiam,
      M.

      Usuń
    2. Okay, mam nos w monitorze większym jak pieć cali i nie jest późno, mogę opowiadać :)
      Historia ogólnie mi się podoba, choć dłogoś rozdziałów jest powalająca i szczerze mówiąc, jest tego za dużo, jak dla mnie. Swoją drogą zacząłem pisać kolejny na KW i po lekturze całego twojego opowiadania, sądzę że niestety jego długość nie będzie bić twoich standardów, sorry :P
      Podoba mi się motyw z retrospekcjami, choć przyznaję niekiedy wydają się być ona "archaiczne" - masz tendencję do używania słownictwa, które na mój gust jest zbyt "dystyngowane", nie wiem jak to lepiej określić, ale najlepiej to widać w przypadku, gdy opisujesz Narcyzę Malfoy. Z kolei Lucjusz jako śmierciożerca jest raczej zabawny w zwiazku ze strachem jaki nim kieruje w działaniach - zadaniach, które stawia mu Voldemort - ciągle mówię o wspomnianiech Dracona - np. sytuacja gdy Draco jest zmuszony zabić młoda mugolkę. Najpierw nacisk ojca, że musi wykonać powierzone mu zadanie, a potem pochwała. Jak tresowanie psa XD

      Przyznam szczerze, że jak na tak długie opowiadanie, akcja rozwija sie stosunkowo wolno. Bardzo długo zajmuje ci wprowadzenie poszczególnych wątków np. choroby Sophie, która teraz jest motorem napędowym całej fabuły. Nie mówię, że to złe, absolutnie. Fajnie, że skupiasz się i opowiadasz coś od poczatku do końca, choć przyznam, ze czasem wolałbym zobaczyć zakończenie zmuszajace mnie, jako czytelnika, do zastanowienia się nad czymś. Taki urwany kontekst. To niejako ożywiłoby fabułę i zmusiło czytelników do myślenia.
      Podoba mi się postać Megan, aczkolwiek to imię kojarzy mi się raczej z seksowną 20, aniżeli starszą kobietką.

      Jest rzecz, która mi się nie podoba, a nawet dwie...
      Pierwsza to fakt, ze zrobiłaś z Wooda dupka. Lubiłem tego gościa, naprawdę... :P

      Druga rzecz to Draco i to, o czym pisałem powyżej. Niezbyt przemawia do mnie pomysł jego jako lekarza w mugolskim szpitalu.
      Pomysł lekarza jest dość oklepany i tu może spradziłby się fakt, że on wcale nie jest zatrudniony w Mungu, ale w szpitalu dla niemagicznych i to w US. Niemniej, nie kalkuluje mi się to. Żeby stać się naprawdę dobrym doktorkiem musialby zapierdzielać w szkole większość swojego życia. Trzeba mieć na uwadze, że jego praktyka i zajęcia różnią się diametralnie od mugolskich. Po ukończeniu szkoły magicznej ma on lat 18-20, wątpliwe staje się, że od razu ruszył zdobywać szczyty kariery w mugolskim zawodzie. Reasumując, żeby stanąć na poziomie, na którym się obecnie znajduje, musiałby mieć mniej więcej 40 lat, pewnie więcej...
      Nie zrozum mnie źle, bo naprawdę przyjemnie mi się czyta twoje opowiadanie, po prostu nie trafia do mnie ten szpital dla "zwykłych", jeszcze do tego na onkologii (wchujczasu, że pozwolę sobie na dosadne wyrażenie). Teoretycznie, by stac się dobrym onkologiem trzeba około 25 lat nauki (licząc od podstawówki, bo to też w końcu szkoła, gdzie Dracon z pewnością wyniósłby coś kształtujacego ;D)... Także ten...

      Wytłumacz mi gdzie popełniłem błąd logiczny, bo naprawdę, mogłem coś ominąć, nie doczytać itd... Wybacz, jeśli się okaże, że była o tym mowa, ale ja ze swoim "czytaniem nocą" zrąbałem system XD


      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Własnie zauważyłem, że odpisałaś, a trochę zwlekałem z odpowiedzią (otwartym polem komentarza) i nie zauważyłem. Żeby nie było, ze cię ignoruję hahah :D

      Usuń
    4. Jutro odpowiem na Twój komentarz, albo jeszcze dzisiaj w nocy - muszę zebrać myśli. ;)

      Usuń
    5. Spokojnie, nie spiesz się. Masz czas ⏳ xd

      Usuń
    6. Cieszę się, że opowiadanie chociaż trochę przypadło Ci do gustu. Co do długości rozdziałów - niektórzy marudzą, że za krótko, inni że za długo, niestety nie mogę wpasować się w każdy gust. Zawsze można sobie podzielić czytanie rozdziałów na kilka części. Ja osobiście jak już sobie zaplanuję coś w rozdziale, trudno mi się to zmienia, zazwyczaj trzymam się swoich planów i nie zmieniam ich.
      Retrospekcje nie znikną, będą do końca opowiadania przewijały się w rozdziałach, ponieważ stanowią one bardzo ważny element całej mojej historii. W końcu "niewolnicy własnych wspomnień". Co do słownictwa, jak to nazwałeś "dystyngowanego" - szczerze powiedziawszy właśnie tak chce pisać. Moje pierwsze opowiadanie było lekkie i nie jestem z niego dumna, dlatego tej historii chcę nadać poważniejszego charakteru. Poza tym, jak pewnie zauważyłeś, to historia smutna, w końcu białaczka jest tutaj głównym tematem, więc muszę trzymać się tego poważniejszego tonu. A Lucjusza i Narcyzę wykreowałam w ten sposób i za cholerę tego nie zmienię, wybacz. :P
      Co do wolnego wprowadzania akcji - taki był mój zamiar od początku. Chcę wszystko dokładnie opisywać, by niczego nie ominąć; już raz popełniłam ten błąd i nie mam zamiaru więcej tego robić. Akcja dzieje się wolno i tak dziać się będzie, więc nie oczekuj pościgów, ucieczek, czy porwań - to nie ten typ opowiadania.
      Imię Megan od początku wyjątkowo mi się spodobało i pasowało mi do tej postaci; napisałeś, że kojarzy Ci się z seksowną dwudziestolatką - a czy moja postać nie była młoda? ;)
      Och, nie skreślaj go tak szybko. Trochę wiary we mnie.
      Co do lekarza - na wszystko odpisałam w pierwszym komentarzu i tam wszystko wyjaśniłam, więc chyba nie będę się powtarzać. Poza tym nie wiem jeszcze wszystkiego, a rok temu wiedziałam jeszcze mniej - może nie powinnam tak wcześnie brać się za tak trudne tematy. ;)
      Mam nadzieję, że mimo wszystko przy czytaniu nie łapałeś się za głowę z powodu stylistyki czy samego sposobu pisania... No, mam nadzieję, że czasu nie zmarnowałeś. Jeszcze dużo muszę się nauczyć.

      Pozdrawiam!

      Usuń
    7. Przez chwilę klikałem na słowo "pozdrawiam" (swoją drogądziękuję :)) i zastanawiałem się, czemu nie otwiera się pole odpowiedzi...
      I nim zapomnę - nie wiem czemu i czy tylko mi blogger robi psikusy od tygodnia, ale gdy naciskam link, by przejsć do komentarzy (tutaj, link pod nowym postem), przekierowuje mnie do komentarzy z poprzedniego rozdziału, denerwująca rzecz. Chciałbym, zebyś sprawdziła, cyz też tak masz, bo jeśli nie, to się wkurzę... Dzisiaj dla przykładu, próbowałem zmienić wygląd bloga (Pozwól Deszczowi Padać) i faktycznie, udało mi się, ale rozejchał mi się tekst (powstałą interlinia), której nie mogę usunąć! Może znasz metodę??? - zapytał z nadzieją...

      A wracając do tematu. Megan, rzeczywiście młoda, ale z tym jak dba o Malfoy'a skojarzyła mi się z ciepłą "ciocią Krysią", a nie sexi-flexi pielęgniarką, przepraszam za obrazowe porównania, ale ostatnio mam kłopot z wysławianiem się ;D

      W sumie to narzekam tylko na długość, z resztą rzeczy nie mam żadnego problemu. Twoje rozdziały dzieliłem sobie na "dwie noce", bo jak spróbowałem na raz przeczytać cały, to zasnąłem szybciej niż się tego spodziewałem i bynajmniej nie z nudów, a ze zmęcznia...

      Możliwe, że sam jestem nieco zbyt wrażliwy w zwiazku z tematem leukemii, bo swego czasu był to przewodni temat kilku moich historii (m.in. prologu wyżej wspomnianej "PDP", na którą serdecznie zapraszam, choć z drugiej strony może lepiej nie... Swoje "edytorskie" działania zaniechałem po, bodajże, siódmym rozdziale i większość tekstu jest nieobrobiona. Choć od tyłu (skończyły mi się strony ;P), będziesz mogła popatzreć i ocenić moje początki. To chyba jedyna historia jaką udało mi się w miarę logicznie ukończyć...).

      Nie bój żaby, nie zmarnowałem czasu :P


      A, że już jetsem tu i piszę o PDP, to zaproszę cię od razu na nowy twór, odmóżdżacz tzw. "Akompaniament.blogspot.com". Odmóżdżaj sie razem ze mną. Tylko ostrzegam - zaniżam tam wszelkie standardy :D

      Do zobaczyska ^^

      Usuń
    8. Kilka razy zdarzyło mi się takie coś, ale ostatnio nie zauważyłam... Blogger ostatnio nadzwyczajnie szwankuje. Niestety nie znam żadnej metody, co do rozjechanego tekstu (Boże, jak to dziwnie brzmi...). Ogólnie co do takich rzeczy należę raczej do tych "głupszych" - dopiero niedawno nauczyłam się ustawiać szablon i nadal jest to dla mnie nader wyjątkowy wyczyn! A jeśli już chodzi o ich tworzenie... O nie, ja podziękuję i poproszę kogoś innego o stworzenie jakiegoś cudeńka. ;)
      No cóż, Megan już do najmłodszych nie należy, ale kiedyś była, to się liczy! Wyobraź sobie, że Megan nazywa się Krysia, Basia, czy cokolwiek dusza zapragnie, i gotowe - nie będzie Ci się już kojarzyło z seksowną dwudziestką. :P
      Jesteś chyba pierwszą osobą, która narzeka na długość rozdziału, kolejny wstawię, kiedy będzie miał jedną stronę. Może być? :D Wszyscy będą szczęśliwi! Już się bałam, że zasnąłeś z nudów, aż mi serce do gardła podskoczyło. Zwykle zasypiam, gdy czytam coś pokroju "Lalki", więc byłam naprawdę przerażona.
      Na pewno wejdę na Twojego bloga, ale dopiero kiedy ogarnę fizykę i matematykę (właśnie naszła mnie myśl, czy oby na pewno da się te przedmioty ogarnąć). Niedługo weekend majowy, a wcześniej święta wielkanocne, więc z chęcią zajrzę.
      Nauczę się chemii i wpadnę! Blogi to taka miła odskocznia, dlatego tak to kocham. ;)

      M.

      Usuń
    9. "Lalka" świetna lektura! Przyznaję, "Pan Tadeusz" najlepszy, ale Wokulski też daje radę XD
      Co ja bym dał za język polski na studiach <3333
      Nie pogardziłbym, gdyby kolejny był o stronę krótszy, nie powiem. Spokonie mozesz pisać jak piszesz, ja sobie to podzielę wedle uznania :P

      Usuń
    10. Nie, nie, "Lalkę" zostawiłam na wakacje, tak jak stosik innych lektur, które powinnam przeczytać przed maturą. Taak, jestem pewna, że mi się uda.
      Możemy się zamienić, z przyjemnością!
      Ależ mi nie chodziło o stronę krótszy, tylko o jednej stronie... Ale niech będzie i tak, na razie na nic się nie zapowiada. :D

      Usuń
    11. Tak, wiem o co chodziło, ja tylko wysuwam propozycję :P
      Swoją drogą, chcę cię zaprosić na KW, gdzie pojawiła się 6. yay ;D
      Całkiem szybko mi zajęło, mógłbym ją jeszcze wydłużyć, ale wątek Hermiony w MM wolę oddzielić, bo wiele się tam wydarzy, a dziewczę będzie po powrocie do domu potrzebować kremowego piwa, jak cholera...

      Także ten... W ogóle masz spamownik? Bo nie widzę... A mam kilka blogów, które chchiałbym zareklamować z przyjemnością :P

      W ogóle, zamiast iść spać, bo powinienem wstać o 7:10, to za niecałe 2h, pisałem rozdział ff i teraz zastanawiam się czy, jeśli się zdrzemną to wstanę na hiszpański, czy też nie... Jestem w impasie. Iść, czy nie iść spać XD

      Miłych snów (tobie) :D

      Usuń
    12. O, jaka niespodzianka! Wpadnę jeszcze dzisiaj, albo jak nie dzisiaj to jutro, zależy jak będzie mi szła nauka na fizykę, jeej.
      Co do spamownika - nie, nie mam, ponieważ irytuje mnie, gdy ktoś zostawia reklamę swojego bloga uprzednio nie czytając nic mojej twórczości... Czasem bywam wredotą w takich kwestiach. :D
      Często gdy uczę się do rana, sama zastanawiam się czy iść spać, skoro za chwilę mam wstać, a o dziwo nie jestem zmęczona - energetyki jednak są zbawienne - ale i tak zawsze wygrywa chęć poleżenia w łóżku chociaż godzinę...
      Były miłe, dziękuję. :P

      Usuń
    13. Mnie ani energetyki, ani tym bardziej kawa nie pobudzają. Mogę wypić je na noc, ale jak mam spać to będę! XD

      Natychmiast masz mnie zaprosić na swojego drugiego bloga. Nie interesuje mnie, co żeś zrobiła, byłęm już na 5 bodajże rozdziale, kiedy mi się właczyła aktualizacja kompa, ten się wyłączył, a po przywróceniu systemu nie miałem już uprawnień... Cóż za chamstwo!

      Usuń
    14. Kawa to moje drugie imię, a energetyki trzecie... Ostatnio nie mogłam zasnąć, jak wypiłam trochę i tego i tego, a rano wyglądałam jak trup, dosłownie. :D
      Nie wiem o co chodzi, jaki drugi blog. :/ XD

      Usuń
    15. Yyyyyyyy... "Droga do miłości"?

      Usuń
    16. Nie wyczułeś sarkazmu. :(
      Jutro odblokuję. :P

      Usuń
  27. Halo, już jest jutro :P i nie, nie wyczułem.

    OdpowiedzUsuń
  28. Hej!
    Zostałaś nominowana do Libster Blog Award! Więcej informacji na moim blogu :www.zatrzymanaprzezciebie.blogspot.com
    Pozdrawiam i gratuluję, kochana! ;)

    OdpowiedzUsuń
  29. Czytam twojego bloga od początku, ale dopiero teraz komentuję :) nie wiem, czemu akurat teraz, ale poczułam, że mam wobec ciebie i innych różnych autorek jakiś dług... nieważne!
    No więc sprawa choroby Sophie się rozwija. Bardzo polubiłam Megan. Przypomina mi taką ciocię Różę. Jest wspaniała i opiekuńcza.
    Co do Malfoya mam różne przemyślenia... Z jednej strony to dla mnie oczywiste, że zachowuje się, jak się zachowuje. W końcu przeżył naprawdę dużo i nic dziwnego, że jest w sobie zamknięty. Z drugiej strony denerwuje mnie, bo jest strasznym ponurakiem i mam nadzieję, że pod wpływem Hermiony wkrótce się otworzy.
    Hermiona? Zachowuje się chyba jak każda matka, które ma dziecko chore na raka. Musi być to dla niej ciężkie, bo Sophie to jej jedyna rodzina. Swoją drogą, Sophie jest przeurocza.
    Domyślam się, że minie dużo czasu zanim pojawią się sceny stricte Dramione, ale wierzę, że jak już się ich doczekam, nie będę żałować :)
    Pozdrawiam :D
    silence-guides-our-minds.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  30. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  31. Kochana... Rozdział jest cudowny :( Nie chciałam pisać wcześniej. po przeczytałam go nie dokładnie... To wszystko jest takie smutne... Takie nie szczęśliwe... Tak mi smutno, że on oboje są tacy samotni...

    OdpowiedzUsuń
  32. Mała? Kiedy rozdział bo białej gorączki dostaję z niecierpliwość.
    W tym blogu jestem bardziej zakochana nisz we własnym chłopaku (kurde chyba jest to spowodowane jego brakiem...) Mam nadzieje , że coś dodasz bo nie wiem co ci zrobię, chyba znajdę i głowę przy samym tyłku urwę. BŁAGAM NAPISZ COŚ!! Jestem zdesperowana i na głodzie twoich słów( jesteś moim dilerem, a ja narkomanem) Jak mam cię zmotywować do dalszego pisania? mam ci spamować na GG czy na mail'a?
    Ruszaj swój bez wątpienia piękny tyłeczek i PISZ!
    Mrs.Nox~ta która właśnie darowała twoje GG

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, pomyliłam rozdziały...to miało być pod 11 XD
      Nierozgarnięta tak bardzo
      Mrs.Nox

      Usuń
  33. Jestem! Tutaj komentarz będzie dosyć krótki, bo mi pilno do kolejnego, ale chcę abyś wiedziała, że to jeden z najlepszych rozdziałów, jakie napisałaś! Wszystkie mi się podobają, ale ten ma coś w sobie... Być może chodzi o wątek Draco i Hermiony, szczególnie o końcową scenę, która mnie rozbroiła, a być może o coś innego, ale wyszło wspaniale!

    Tutaj tylko literówki:
    1. "Przez moją głowę przeszła nawet dziwna myśl, aby dosiadł się do niej, jednak po chwili otrzeźwiałem." - abym
    2. Zawsze pisałam "śmierciożerców" z wielkiej litery, ale spytałam na stronie "betowanie" i tam dziewczyny stwierdziły, że to błąd; od tego czasu piszę oczywiście z małej:) Aurorzy z wielkiej, bo to zawód, ale w książce śmierciożercy (podobno!) byli pisani małą literą i tak powinno być.

    Podobają mi się emocje Hermiony (fakt, jak je opisałaś) związane z medalionem - różnica, kiedy miała go na sobie, a kiedy odrzuciła go na bok. Świetnie Ci to wyszło:) Strach Hermiony i niepewność, co powinna zrobić w sytuacji, kiedy zobaczyła wrogów, również idealnie napisane.

    Draco i sytuacja z tą dziewczyną to taki fajny wątek, pierwsze zabicie kogoś i te refleksje, że wolałby być na jej miejscu. Bardzo prawdziwe, brawo!:)

    I coś, co było absolutnym mistrzostwem, przysłowiową wisienką na torcie:
    "Miała ładne oczy." <3!
    Zakochałam się.

    OdpowiedzUsuń
  34. Witam serdecznie :)
    Nie ukrywam, jestem tu nowa jeśli chodzi o komentarze.
    Ostatnio ten blog poleciła pewna blogerka, która także zajmuje się dramione. Zwróciła moją uwagę tym, iż zaznaczyła, że ta historia jest wyjątkowa i niespotykana, temat nieoklepany i świeży. Skusiłam się i myślę, że była to jak najlepsza decyzja.
    Muszę stwierdzić, że od początku mnie zaciekawiłaś, Mrs. M. ;) Znalazłam temat, jakiego szukałam i historię, która mnie wciągnęła.
    Szczególnie spodobało mi się to, że ta historia jest całkowicie niebanalna, do tego przedstawiona z dwóch różnych perspektyw, co zwraca uwagę czytelnika (taka wymiana przypomina mi "Wierną" Veronici Roth - polecam, jeśli nie czytałaś).
    Opisy, choć może i proste w niektórych momentach, właśnie prostotą mnie urzekły. Lubię poetyckie przedstawianie wydarzeń, ale przecież nie opisy są w opowiadaniu najważniejsze. Dla mnie liczą się głównie wciągająca, niebłaha fabuła i ciekawie wykreowane postacie.
    Powiem szczerze, że, jeśli chodzi o styl, jest naprawdę dobry. Pozwala odczuwać jeszcze większą przyjemność z czytania.
    Nie lubię wytykać, więc powiem tylko, że wyłapałam kilka drobnych błędów, które jednak nie były znaczące dla jakości lektury.

    Teraz w końcu przejdę do sedna - zajmę się fabułą ;)
    Powiem ci, że jest naprawdę ładnie rozbudowana, a przede wszystkim nie ma w niej niczego z oklepanego schematu (oprócz dramione, które i tak dopiero wchodzi do tej historii). Cieszę się, że wydarzenia nie pędzą jak szalone i Draco i Harmiona nie przytulają się już i całują, ale odczuwam radość także z powodu, że jednak czuć jak czas upływa i nic nie ciągnie się jak tasiemiec.
    Wierzę w Sophie, mam nadzieję, że przetrwa dzielnie leczenie i będzie się mogła cieszyć życiem. Imponuje mi jej ta dziecięca mądrość, siła i energia, jaką posiada. Bardzo spodobał mi się ten pomysł z wesołym miasteczkiem - wplótł nieco humoru ;)
    Co do Hermiony... Przedstawiłaś ją tak realistycznie, że chwilami nie mogłam przestać sobie wyobrażać, co by było, gdybym była na jej miejscu. Widać, że jest silną kobietą, ale jest także częściowo wyniszczona przez problemy i cierpienie. Mam nadzieję, że ona także dotrwa do końca, że uda jej się odnaleźć jeszcze wiele szczęścia w życiu.
    Draco! Osobowość złożona, niezwykle zmieniona przez wojnę i śmierciożerstwo. Jego nieustająca miłość do matki jest piękna i, szczerze mówiąc, zwyczajnie się wzruszyłam, kiedy czytałam jego wspomnienia i retrospekcje. Podziwiam jego chęć pomagania innym, ratowania życia. Widać, że choć nęka go przeszłość, to idzie przez życie z podniesioną głową, po drodze starając się zadość uczynić za swoje grzechy. Na szczęście, przynajmniej dla mnie, zostało mu trochę ze szkolnego Malfoya - powróciła (po części) chęć do sprzeczania się (i znowu wplotłaś trochę humorku, Mrs. M!).
    CUDOWNIE SIĘ CZYTA, CUDOWNIE SIĘ KOMENTUJE!

    Za niedługo wpadnę sprawdzić, co z rozdziałem 13 :)

    FENK JU WERY MACZ ZA OPOWIADANIE!!! <3

    Miśka;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojć! Zrobiłam komentarz nie pod tym rozdziałem, co chciałam xd jeśli można, skopiuję to i przerzucę pod rozdział 12 ;)

      Usuń
  35. Ale długi był ten rozdział. Czytałam i czytalam;-) ale to bardzo dobrze, bo się zadziało. Po przeczytanym tym rozdziale stwierdzam, że Draco miał o wiele trudniejsze i gorsze życie niż Hermiona. Więcej wycierpial i fizycznie i psychicznie. Poza tym nie miał żadnej osoby, która byłaby dla niego prawdziwą ostoją, podporą. Nawet jego mama nie mogła nią być, ponieważ gdyby Lucjusz się o tym dowiedział to nie byłoby za wesoło dla ich dwójki. Pomimo tego wszystkiego jest teraz jednym z lepszych lekarzy i stara się wyleczyć córkę osoby, której od zawsze nienawidził. Takie czyny zasługują na szacunek. Oby jego relacja z Hermioną się ocieplila i żeby potrafili ze sobą porozmawiać nie tylko na temat leczenia Sophie. Byłoby miło przeczytać taki dialog.
    Pozdrawiam
    Kate

    OdpowiedzUsuń
  36. #MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki

    Nie wiem dlaczego, ale czytając te wspomnienia, mam wrażenie, że Harry'ego i Hermionę łączy coś więcej. Ale może to tylko moja wyobraźnia. Tak czy inaczej, Hermiona zachowała się dość nieodpowiedzialnie, obserwując ludzi Voldemorta i ich ofiary. Wiem, że to nawiązanie do sceny z filmu, ale i tak jakoś tak dziwnie :D

    Część z Draco jest bardziej emocjonalna i to wspomnienie. Na samą myśl mam ciarki. Widać, że Draco nie chciał zabijać i był do tego zmuszany. Szkoda mi go, no ale dobrze, że już przeszłość ma za sobą.

    Mam nadzieję, że Sophie wytrzyma chemię i kolejne etapy leczenia. Nie mówię, że przeżyje, bo już kiedyś przez przypadek się dowiedziałam, że ją uśmiercisz... Ty niedobra kobieto! Ale więcej o tym napiszę za kilkanaście rozdziałów :)

    Na bloga trafiłam dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”.

    OdpowiedzUsuń

Layout by Alessa Belikov