27 mar 2015

Rozdział 11

Godziny jeszcze nigdy tak bardzo nie dłużyły mi się jak te, w których czekałam, aż pierwsza chemioterapia się skończy. Widząc, jak moja córka co jakiś czas wymiotuje, sama byłam bliska płaczu; niewiele brakowało, żebym odłączyła kroplówkę podającą chemię. Nie chciałam patrzeć jak Sophie się męczy, zrobiłabym wszystko, byleby nie musiała więcej przyjmować tego leku. Nie życzyłam żadnej kobiecie mającej dziecko takiego cierpienia. Łzy, które spływały co jakiś czas po policzkach dziewczynki, były potwierdzeniem, że cierpiała. Mimo podanych leków przeciwwymiotnych przez dwanaście godzin nic się nie zmieniało. Jedynym pocieszeniem było to, iż czas ciągle leciał, nie zatrzymywał się w miejscu, a więc każda sekunda coraz bardziej zbliżała nas do zakończenia pierwszej chemii. Z czasem dostrzegłam u siebie drżące ręce ─ najgorsze było jedynie to, że nie potrafiłam zapanować nad tym niewyobrażalnym strachem. Do głowy przychodziły mi same najczarniejsze scenariusze i sama nie wiedziałam, jak sobie z tym radzić. Musiałam patrzeć na naszą sytuację pozytywnie, a jak na razie znajdywałam same negatywy. Malfoy, mimo że mógł jechać do domu, ponieważ czas jego dyżuru dobiegł końca, ciągle przychodził i sprawdzał stan Sophie. Wykazywał troskę, co było dość dziwne ─ nigdy nie widziałam go w takiej odsłonie. Kiedyś był wredny, cyniczny i chłodny. W tej sytuacji trudno było mi uwierzyć w taką przemianę, zadawałam sobie więc jedno pytanie: jak to możliwe? Jak bardzo musiał się zmienić, żeby teraz ratować życie ludziom, gdy niegdyś je odbierał? Dobrze wiedziałam jaki był jego udział w wojnie przeciwko Voldemortowi. Walczył przy jego boku i dopiero kiedy szala zwycięstwa zaczęła przechylać się na dobrą stronę, uciekł, jak zwykły tchórz… Ciągle miałam do niego żal i obawiałam się, że nigdy on nie zniknie. Mogliśmy zacząć się akceptować, ale to nie zmieniało faktu, iż dalej nie do końca mu ufałam; nie wiedziałam jakie są jego zamiary i czemu nie przekazał sprawy leczenia Sophie komuś innemu, co przecież mógł to zrobić.
Cichy głos Megan mówiącej, że nadszedł ten czas, aby odłączyć chemioterapię, znacznie mnie uspokoił. Odetchnęłam z ulgą. Przenieśli nas do innego pokoju, który od tego momentu miał być zajmowany przez nas po przyjęciu każdej chemii. Mimo że sen wstąpił na moje powieki, nie potrafiłam tak po prostu zasnąć. Obawy, rodzące się w mojej głowie, były zbyt prawdziwe, bym mogła je zignorować. Najlepszym wyjściem z tej sytuacji było trwanie przy łóżku Sophie i wpatrywanie się w nią, czekając, aż się obudzi. Nie wiedziałam jak zareaguje; bałam się nawet o tym myśleć ─ mogła zacząć płakać, mogła się zaśmiać, mogła też nic nie powiedzieć ─ była dzieckiem i na swój sposób stała się nieprzewidywalna. Wpatrując się z uwagą w małe ciałko mojej córki, wydawało mi się, że jest jeszcze drobniejsza, niż przed podaniem chemii. Nigdy nie należała do dzieci, które z chęcią jadły obiady; zwykle zanim zjadła swoją porcję, musiałam za nią biegać i traciłam wiele nerwów. Teraz uświadomiłam sobie, że ta cała historia z białaczką mogła zacząć się tak naprawdę już dawno temu, po jej narodzeniu, tyle że nie potrafiłam dojrzeć żadnych symptomów choroby… Dopiero teraz zaatakowała, z podwójną mocą.
W moim umyśle pojawiła się złośliwa myśl, że to wszystko dzieje się przeze mnie. Może gdybym odpowiednio pilnowała Sophie, choroba zostałaby wykryta we wcześniejszym stadium i nie byłoby problemów z wyleczeniem. Potrząsnęłam z rozdrażnieniem głową ─ obwinianie się niczego nie mogło zmienić, nie cofnęło czasu, a jedynie wszystko pogorszy.
Ta cała sytuacja wydawała mi się bezsensowna, czułam się samotna wśród tylu ludzi, nie miałam komu zwierzyć się ze swoich obaw i były one ciężarem. Przytłaczały mnie i nie pozwalały przestać o nich rozmyślać. Z rozdrażnieniem pokręciłam głową, czując, że jeśli zaraz nie wstanę, oszaleję przez te myśli. Podniosłam się więc z krzesła i od razu podeszłam do okna, opierając rozgrzane czoło o chłodną szybę. Gdzieś w środku odetchnęłam z ulgą; na ten jeden moment pozwoliłam zapomnieć sobie o wszystkich problemach, chociaż było to lekkomyślne z mojej strony. Wiatr delikatnie poruszał koronami drzew z pobliskiego parku, wprawiając je w powolne kołysanie. Chmury kłębiące się na niebie zakrywały cały księżyc ─ gdyby nie latarnie, na ulicach byłoby całkowicie ciemno. Gdzieś w oddali było słychać pohukiwania sów, jakby skarżyły się na pogodę, jaka zapanowała na całym świecie. Kiedy z ciemnych chmur spadły ciężkie krople deszczu, odbijające się o parapety domów, sama miałam chęć zapłakać, głośno i żałośnie, jednak zdusiłam to w sobie. Właśnie w tym momencie, wyglądając przez okno zrozumiałam, że nie mogę się tak zachowywać. Od kiedy dowiedziałam się o chorobie Sophie obiecałam sobie bycie silną, jednak i tak w końcu nadchodził moment, w którym emocje przejmowały nade mną kontrolę. Chciałam to zmienić; uwierzyłam, iż mogę. Nie bez powodu tiara przydziału kilkanaście lat temu przydzieliła mnie do Gryffindoru ─ m u s i a ł a m pokazać nie tylko sobie, ale i innym wokół, że dam sobie radę. Poczułam przypływ odwagi i siły, aby pokonać kolejne przeszkody w moim życiu. Choroba Sophie była jedną z nich, a jeszcze wiele kłód los miał mi podstawić pod nogi ─ byłam tego bardziej niż pewna. Białaczka była jedną z nich i nawet jeśli poprzeczka została tak wysoko postawiona, byłam zobowiązana ją przeskoczyć.
Gwałtownie zrobiłam krok w tył, odchodząc od okna. Spojrzałam na Sophie, której oczka ciągle były zamknięte. Chemioterapia naprawdę ją wykończyła i chciałam, a wręcz pragnęłam, by spokojnie przespała całą noc. Sen w niektórych przypadkach był największym lekarstwem i potrafił zdziałać cuda ─ może w przypadku mojej córki też miało tak być? Zawsze pozostawała nadzieja, nadzieja piękna, ale często złudna… Zdjęłam z oparcia drewnianego krzesła bluzę, po czym założyłam ją na swoje ramiona. Potrzebowałam kofeiny, dużej ilości kofeiny, w natychmiastowym tempie. Złośliwy głosik szeptał mi to ucha, iż to nieodpowiedzialne, abym zostawiała Sophie samą, jednak wiedziałam, że gdyby coś się działo, pielęgniarki od razu będą o tym wiedzieć i nie pozwolą, by mojej córce stała się krzywda. W małej torebce wyszukałam kilka drobnych, po czym wyszłam z sali, cicho zamykając za sobą drzwi. Ruszyłam wzdłuż korytarza, w stronę znajomego mi automatu. W jednym z nich można było kupić ciepłą kawę czy herbatę, a w drugim słodycze; dostrzegłam też w nim napoje energetyczne. Szybko przeanalizowałam ich szkodliwość, ale dla mnie najważniejsza była skuteczność ─ później mogłam martwić się o swoje zdrowie, w tej chwili najważniejsza była Sophie. Wrzuciłam pieniądze do automatu i wybrałam energetyka, którego nazwę chociaż trochę kojarzyłam. Już po chwili trzymałam puszkę w dłoniach. Rozejrzałam się po korytarzu, szukając pustego krzesła, co nie było trudne; ich rząd stał pod ścian. Zajęłam jedno miejsce, cicho pod nosem wzdychając.
Ta noc dłużyła mi się jak żadna inna. Zanim otworzyłam napój, mój wzrok przyciągnęła sylwetka Malfoya, znikająca za zakrętem. Natychmiast zerwałam się z krzesła, zapominając o trzymanej w rękach puszce. Puściłam się biegiem za mężczyzną, próbując nie stracić go z oczu. Szedł do swojego gabinetu, więc i ja skierowałam się w tę stronę. Szłam przed siebie bez konkretnego celu, chciałam po prostu z nim porozmawiać, dowiedzieć się czegoś nowego, czegoś, co zapaliłoby we mnie płomyk nadziei… W końcu dotarłam do drzwi, za którymi mężczyzna niedawno zniknął. Pewnie w nie zapukałam i nie czekając na odpowiedź, wtargnęłam do środka. Malfoy właśnie zakładał na swoje ramiona czarną, skórzaną kurtkę. Zauważyłam, że kitel lekarski został niedbale przewieszony przez oparcie fotela. Odwrócił się w moją stronę; na jego twarzy dostrzegłam cień zaskoczenia, jednak nie trwało to długo. Teraz, gdy go zobaczyłam, zdałam sobie sprawę jakie emocje kumulowały się we mnie przez cały dzień. Rozgoryczenie, złość i smutek… Czemu nie potrafił pomóc mojej córce? ─ nie potrafiłam tego zrozumieć. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, zaatakowałam, rzucając w niego słowami.
─ Czego chcesz, co? Co chcesz dostać w zamian za to, by uratować moją córkę? Mam dużo pieniędzy, mogę ci je wszystkie oddać, tylko ją, do cholery, uratuj. Mogę dać ci całą magię jaką posiadam, cokolwiek, ale zrób coś! Po prostu pomóż, niczego więcej nie chcę, dam ci wszystko co mam... Musisz pomóc, rozumiesz? Ja nie mogę jej stracić, nie zniosę tego. ─ Głos pod koniec załamał się, jednak nie mogłam odkryć przed kimkolwiek swojej słabości.
Malfoy wpatrywał się we mnie przenikliwym wzrokiem, lustrując całe moje ciało. Nie zauważyłam momentu, w którym podszedł bliżej; tak blisko, że byłam w stanie rozpoznać kolor jego oczu. Nie wiedziałam co się dzieje, kiedy dotknął mojej dłoni ─ dopiero kiedy nie czułam już dotyku jego chłodnej ręki, a on sam odszedł kilka metrów w stronę kosza, zrozumiałam co się właśnie stało. Zabrał mi napój energetyczny, który ściskałam w dłoniach, gdy tu przyszłam; spojrzałam na swoje ręce i dostrzegłam, iż w niektórych miejscach były poranione od zbyt mocnego trzymania puszki.
─ Magia, Granger, ma do siebie to, że nie pomaga w przypadkach mugolskich chorób, a białaczka nią jest. Takie choroby trzeba zwalczać lekami, które są na nie przeznaczone. Nie chcę żadnych pieniędzy, leczę twoją córkę, bo chcę, a nie, bo muszę ─ mówił spokojnie, szukając czegoś w szufladzie biurka. Po chwili wyprostował się, trzymając w dłoniach bandaże i gaziki. Ja natomiast uparcie wpatrywałam się w swoje dłonie, zaciśnięte w pięści. Nie potrafiłam spojrzeć na Malfoya; bałam się, że zobaczy w moich oczach strach. Skuliłam się w sobie, czując, iż nagle, jak za dotknięciem różdżki, zrobiło się zimno. Poczułam na swojej skórze nieprzyjemne dreszcze. ─ Usiądź, Granger, trzeba opatrzyć ranę ─ powiedział mocnym głosem. Podniosłam wzrok do góry, napotykając niebieskie oczy blondyna. Bez jakiegokolwiek słowa sprzeciwu wypełniłam polecenie, siadając na krześle. Mężczyzna przysunął drugie krzesło, jednak nie usiadł na nim, a położył wszystkie rzeczy, które w tym momencie były mu potrzebne; gaziki, bandaż i płyn dezynfekujący. Ukląkł na podłodze w celu zabandażowania niewielkiej rany. Kiedy poczułam jego zimną dłoń na mojej skórze, odsunęłam rękę zupełnie nieświadomie.
─ Nie trzeba, to nic wielkiego ─ wydusiłam, nie chcąc, by mój dawny wróg mnie dotykał.
─ Nie zachowuj się jak dziecko, Granger. Trzeba to opatrzyć, bo wda się zakażenie, a chyba tego nie chcesz. Poza tym jeśli chcesz jakoś funkcjonować, to nie pij tego świństwa, tylko wyśpij się i odżywiaj zdrowo, a zapewniam cię, że będziesz tryskała siłami. Nie rób tego dla siebie, ale dla swojej córki, to ona w tym momencie najbardziej cię potrzebuje. Zawsze byłaś tą najmądrzejszą, więc teraz też się wykaż ─ odparł, a na moje policzki wstąpiły rumieńce zażenowania.
W końcu po kilku sekundach uległam i bez słowa wyciągnęłam dłonie w stronę Malfoya. Zegar wiszący na ścianie irytująco tykał, zagłuszając panującą w gabinecie ciszę. Zimne ręce mężczyzny zwinnie opatrywały niewielką ranę; kiedy przyłożył do niej gazik, nasiąknięty płynem do dezynfekcji, cicho syknęłam, czując pieczenie. Malfoy, jakby było to zupełnie naturalne, podmuchał moją dłoń, by uśmierzyć ból. Nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę ─ ja i mój dawny wróg, jak gdyby nigdy nic, przebywaliśmy razem w jednym pomieszczeniu, nie rzucając w swoją stronę żadnych obelg. Pod wpływem wielu wydarzeń oboje dojrzeliśmy i wydawało mi się, że już nic nie będzie tak jak dawniej, że coś się zmieniło… Nie wiedziałam jednak co dokładnie; nawet nie chciałam tego wiedzieć. Czasem niewiedza była najlepszym wyjściem.
Nie minęło wiele czasu, kiedy w końcu odsunął się, nawet na mnie nie spoglądając. Wstał z podłogi, strzepując ze spodni niewidzialne drobinki kurzu, po czym zebrał wszystkie rzeczy i z powrotem schował je do szuflady biurka. Nie wiedziałam, czy powinnam się odezwać czy lepiej pozostać w ciszy i czekać na reakcję ze strony mężczyzny. Po kilku następnych sekundach czekania postanowiłam wyjść, po prostu wrócić do sali, w której spała Sophie, aby dalej czuwać nad jej łóżkiem. Dopiero kiedy odgłos szurnięcia krzesłem, gdy wstawałam, przerwał ciszę, Malfoy spojrzał się na mnie. Pod wpływem jego wzroku nie ruszyłam się ani o centymetr.
─ Dziękuję za opatrzenie rany i… i przepraszam za ten naskok, nie powinnam była ─ powiedziałam, zakładając zabłąkany lok za ucho.
─ Zamierzasz teraz wrócić do córki? ─ zapytał, jakby nie usłyszał mojej wcześniejszej wypowiedzi. Poczułabym się urażona, jednak zmęczenie, jakie opanowywało moje ciało, nie pozwalało mi dobrze myśleć ani funkcjonować.
─ Tak, właśnie tak. Muszę przy niej czuwać, żeby nic złego się nie stało.
─ Jedź do domu, Granger ─ odparł. ─ Jeśli będziesz zmęczona, w niczym nie pomożesz, a jedynie będziesz przeszkadzać. W obecnym stanie możesz zasnąć nawet na stojąco, czego nie polecam. Gdzie się zatrzymałaś?
─ W pobliskim hotelu. Malfoy, muszę zająć się moją córką, potrzebuje mnie i nie mam zamiaru jej zostawić.
─ Zadzwonię po taksówkę. ─ Zignorował mój sprzeciw, wstając z fotela i podchodząc do szafy. Kurtkę, którą niedawno zakładał, teraz z powrotem chował do szafy. ─ Sophie do rana się nie obudzi, ponieważ zostały podane jej środki nasenne. Teraz potrzebuje jak największej dawki snu, aby organizm choć trochę się zregenerował. Jeśli jutro wszystko będzie w porządku, dostaniecie wypis, ale będziecie musiały pojawiać się co kilka dni na badania kontrolne ─ mówił. ─ Teraz nie jesteś tutaj potrzebna, ten jeden raz mi uwierz. Ty też jesteś człowiekiem i potrzebujesz odpoczynku.
─ Nie zostawię jej samej…
─ Nie będzie sama. Zostanę przy niej tej nocy. I tak już bym nie zasnął, więc nie robi mi zbyt wielkiej różnicy, czy będę siedział w szpitalu czy u siebie w domu.
Nie wiedząc co odpowiedzieć, nie odpowiedziałam nic, a jedynie kiwnęłam twierdząco głową. Takie zachowanie ze strony blondyna wydawało mi się nieco podejrzane, ale widząc troskę w jego oczach, gdy zajmował się swoimi pacjentami, wszelkie obawy znikały. Zaufałam mu, powierzając w jego ręce moją córkę i miałam nadzieję, że nie zawiedzie. Musiałam przekonać samą siebie, że mężczyzna wie co robi, co nie było to łatwe zadanie ze względu na łączącą nas przeszłość. Jej ciężar odbijał się od nas echem, nie pozwalając zapomnieć. Wspomnienia wydarzeń, których oboje byliśmy głównymi bohaterami, może i blakły, jednak ciągle były zbyt wyraźne. Miałam mu za złe to, co robił kiedyś. Wszystkie obelgi, zaklęcia rzucane w stronę słabszych, a przede wszystkim gorszych ─ każde wyzwisko pamiętałam dokładnie ─ nie wiedziałam jedynie czemu. Te wydarzenia tak mocno odbiły się na moim życiu.
Rozmyślania przerwał mi głos Malfoya, który rozmawiał z kimś przez telefon. Przez chwilę, zagubiona jeszcze we własnych myślach, nie potrafiłam rozpoznać słów, jakie wypowiadał; dopiero po kilkunastu sekundach wszystko wróciło do normy. Zamawiał taksówkę, prosząc kierowcę, by podjechał na parking szpitala. Tak, poprosił, tworząc tym samym w mojej głowie istny chaos. Bo przecież dawny Malfoy nigdy nie prosił, on żądał, chciał, musiał mieć. Wydawało mi się, że w jego słowniku nie ma takiego słowa, to nie było przecież w jego stylu. Złośliwy głosik szeptał, że nie powinnam oceniać, skoro tak naprawdę go nie znałam, a moje wyobrażenie o nim opierało się jedynie na latach szkolnych.
─ Taksówka będzie za dziesięć minut, więc możesz już powoli schodzić na dół ─ powiedział, odkładając telefon na biurko.
─ Chciałabym iść jeszcze do Sophie, żeby sprawdzić, czy nic się nie zmieniło… Tak, wiem, że do rana nie powinna się obudzić, ale nie mogę iść spać, nie wiedząc, czy na pewno wszystko w porządku. Poza tym wszystkie moje rzeczy zostawiłam w sali, więc tak czy inaczej muszę tam wrócić ─ dodałam, widząc wyraz twarzy Malfoya.
─ Nic się nie zmieniłaś, Granger, zawsze uparta i zawsze stawiająca na swoim ─ odparł i w geście kapitulacji otworzył drzwi, przepuszczając mnie pierwszą. Powiedziałam ciche „dziękuję”, ignorując wcześniejszą wypowiedź blondyna, i przeszłam obok niego.
Ruszyłam wzdłuż korytarza, nie czekając na Malfoya ─ wiedziałam, że za mną idzie, ponieważ odgłosy kroków odbijały się echem od ścian. Pielęgniarka, którą mijałam, gdy wcześniej tędy przechodziłam, teraz gdzieś zniknęła. Czułam się zdezorientowana, bo wydawało mi się, iż w tak dużym budynku jesteśmy kompletnie sami. Nikt nie krzyczał, nikt nie płakał, nie widziałam żadnej zanoszącej się płaczem matki czy zdesperowanych dziadków, nie widzących co ze sobą zrobić. Przez te kilka dni nie miałam okazji widzieć tu pustych korytarzy; zwykle ktoś tu był, przechadzał się czy przysypiał na plastikowym krześle.
Idąc ciągle przed siebie, czułam się obserwowana przez mężczyznę, kroczącego za mną. Przez jedną, krótką chwilę chciałam się do niego odwrócić, by choć chwilę porozmawiać, jednak głos rozsądku doradził, abym tego nie robiła. To mój dawny wróg; może i ja nie czułam do niego tak wielkiej nienawiści, jak kiedyś, ale nie wiedziałam co on myśli o mnie ─ i wolałam, żeby tak zostało. Nie potrzebowałam tej informacji, nie uratowałaby mi ona życia, a z własnego doświadczenia wiedziałam, iż niektóre sprawy lepiej pozostawić nietkniętymi. Zbyt dokładne analizowanie jakichkolwiek zdarzeń mogło doprowadzić do łez, do smutku. W końcu doszliśmy do sali, w której spała Sophie. Cicho otworzyłam drzwi, uważając, by nie skrzypnęły, jakbym bała się obudzić dziewczynkę, chociaż dobrze wiedziałam, że działają na nią leki nasenne. Powolnym krokiem ruszyłam w stronę łóżka, na którym spała moja córka. Przysiadłam na brzegu, wpatrując się w spokojną twarz dziecka. Tak jak powiedział Malfoy, sen był dla niej najważniejszy i chciałam zrobić wszystko, by mogła jak najwięcej odpoczywać. Zrozumiałam, że od teraz musiałam postawić Sophie ponad wszystko inne; od tego momentu jej zdrowie było dla mnie priorytetem. Nie mogłam zawieść.
W końcu zmusiłam samą siebie do wstania ─ następnego poranka musiałam być na nogach dla mojej córki, dla Sophie. Pochyliłam się nad nią i odgarniając kilka pasemek włosów, pocałowałam ją w czoło. Chciałam, by czuła się przy mnie bezpiecznie, by widziała we mnie swoją ochronę przed całym złem, jakie otaczało świat. Może i nie potrafiłam zapewnić jej wszystkiego, ale dawałam z siebie tyle, na ile było mnie stać. Czasami bałam się, że to może niewystarczające, że nie daję z siebie tyle, ile powinnam była.
Zabrałam swoją torebkę wiszącą na oparciu krzesła, zerkając kątem oka na Malfoya. Stał oparty o parapet okna, przyglądając się z uwagą moim ruchom, zupełnie jakby je analizował z dokładnością niejednego matematyka. Założyłam na siebie płaszcz, a na szyję niedbale zarzuciłam chustkę.
─ Dziękuję, Malfoy ─ rzuciłam, zanim wyszłam z sali. Mężczyzna nie odpowiedział, a jedynie kiwnął sztywno głową. Zajął miejsce na krześle, na którym wcześniej siedziałam ja, i… i po prostu był, pilnując mojej córki, mimo że nie musiał.
Zbyt długo się nie zastanawiając, ruszyłam w stronę windy, aby wrócić do hotelu, zanim zdążyłabym zmienić decyzję. Potrzebowałam snu bardziej, niż na początku mi się wydawało. Napędzała mnie adrenalina i to ona nie pozwoliła mi ani trochę zmrużyć oczu. Teraz, gdy kierowałam się w stronę wyjścia, emocje powoli opadały i mogłam odetchnąć.
Na korytarzu mijałam jedynie pojedyncze osoby, które były pochłonięte w swoich własnych myślach, zupełnie tak jak ja. Kiedy wyszłam na świeże powietrze, w końcu odetchnęłam z ulgą. Rozejrzałam się wokół, ale nie zauważyłam nigdzie taksówki, więc pewnie nie zdążyła jeszcze przyjechać. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, sięgnęłam do mojej torebki po paczkę papierosów. Jednego z nich odpaliłam, wyszukawszy wcześniej zapalniczkę. Nim zaciągnęłam się dymem papierosowym, dostrzegłam, iż moje dłonie drżą… Nie byłam tym faktem zbytnio zdziwiona, szczególnie dlatego, że od kilkunastu godzin nie zmrużyłam oczu. Byłam po prostu zmęczona; bałam się spojrzeć w lustro i zobaczyć własne odbicie, ponieważ podejrzewałam jak wyglądam. Nigdy nie byłam uzależniona od używek, nie byłam ich zwolennikiem, a nawet w jakimś stopniu je potępiałam — jedynie czasami, kiedy chciałam odpocząć od problemów, sięgałam po papierosa czy lampkę wina. Wyrzuciłam papierosa, a raczej jego niedopałek, po czym przydeptałam butem, gdy zauważyłam nadjeżdżającą taksówkę. Samochód zatrzymał się praktycznie przede mną. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, podając kierowcy od razu adres hotelu. Zasnęłabym, gdyby nie fakt, że jadąc przez centrum Denver, zakochałam się w tym mieście. Oświetlone uliczki, wysokie, zadbane kamienice, a gdzieś w oddali wysokie wieżowce, w których oknach nadal świeciły się światła… Nie byłam pewna, czy należę do tego świata, czy to było moje miejsce. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do hotelu. Wysiadłam z samochodu, uprzednio dając kierowcy odpowiednią ilość pieniędzy.
Wchodząc do pokoju, nie zauważyłam leżącej pod drzwiami gazety, która zmieniła w jednej chwili wszystko.

Ta noc nie należała do długich, ciągnących się w nieskończoność, wręcz przeciwnie; poranek nadszedł szybciej niż początkowo się spodziewałem. Nie potrafiłem choćby na sekundę zmrużyć oczu, mimo że próbowałem. Przeczucie, iż powinienem pilnować dziewczynki, było silniejsze ode mnie. Siedziałem na krześle i wpatrywałem się w spokojną twarz dziecka, równocześnie przypominając sobie siebie, gdy byłem w jej wieku. Moje dzieciństwo nie należało do takich, o których opowiadało się z uśmiechem na ustach, z dumą. Nie opowiadałem kolegom o silnym, odważnym tacie, uczącym mnie grać w piłkę czy latać na miotle. Nie potrafiłem mówić o mamie, pieczącej ciasteczka na święta i lepiącej ze mną bałwana, gdy nadchodziły święta. Nie potrafiłem, bo tego zwyczajnie w moim dzieciństwie zabrakło. Złośliwy głosik szepnął mi do ucha, że użalam się nad sobą i miał rację. Ciągle przywoływałem do siebie wspomnienia i dokładnie je analizowałem, jakby to miało mi coś dać. A jak było naprawdę? Naprawdę nic nie zyskiwałem oprócz kilku nieprzespanych nocy wypełnionymi wyrzutami sumienia… Nie potrafiłem cofnąć czasu ─ jedyne co mi pozostało to pogodzenie się z przeszłością i w końcu odcięcie się od niej. Zastanawiałem się, ile razy jeszcze będę musiał to sobie powtarzać, aby w końcu uwierzyć… Bo zazwyczaj i tak w końcu wracałem do zdarzeń sprzed lat.
Zerknąłem na zegarek, który zajmował miejsce na mojej ręce. Dochodziła godzina szósta rano; normalnie pewnie Timber wypędziłaby mnie z łóżka, przerywając sen, aby wyjść na spacer. Miałem wyrzuty sumienia, że zostawiłem ją samą, na pastwę sąsiadki, która pewnie znowu rozpieszczała suczkę, karmiąc ją samymi smakołykami.
Tego dnia miałem mieć wolne, więc był przede mną cały dzień, aby się wyspać. Już w nocy postanowiłem, iż wypiszę córkę Granger ze szpitala i od razu pojadę do domu. Mógłbym to zrobić wcześniej, ale nie lubiłem pozostawiać niezakończonych spraw. Wolałem być pewny, że wszystko pójdzie dobrze, po mojej myśli. Według działania leku nasennego, który został podany Sophie, dziewczynka miała obudzić się za godzinę. Nie wiedziałem tylko jak zareaguje, kiedy się obudzi ─ miałem nadzieję, że będzie przy tym Granger. Jedyne, czego dziewczynka potrzebowała, to miłości swojej matki, poczucia bezpieczeństwa i czucia, że jest kochana. Żałosne myślenie… ─ pomyślałem, wstając z krzesła. Wbrew mojej woli przypomniałem sobie wydarzenie jeszcze z Hogwartu, kiedy dostałem zadanie od Voldemorta, aby zabić Dumbledore’a. Czemu akurat musiałem sobie przypomnieć to zdarzenie, które było ściśle związane z Granger?

Hogwart nocą wyglądał naprawdę strasznie i nawet największy twardziel zadrżałby ze strachu. Ja jednak, nie wiedząc czemu, nie potrafiłem już odczuwać lęku, radości; te emocje zniknęły gdzieś w zgiełku codzienności. Kierując swoje kroki w stronę Pokoju Życzeń, nie myślałem, jakie mogą spotkać mnie konsekwencje, jeśli jakiś nauczyciel przyłapałby mnie na wałęsaniu się po korytarzach w nocy. Może nawet byłoby dobrze; przynajmniej decyzja naprawienia szafki zostałaby odciągnięta na później, a ja miałbym jakąś wymówkę.
Stanąłem przed ścianą na siódmym piętrze. Przymknąłem oczy i wyobraziłem sobie dokładnie miejsce, w którym pragnąłem teraz się znaleźć. Powtórzyłem prośbę trzy razy, a kiedy z powrotem uniosłem powieki do góry, przede mną ukazały się drzwi, prowadzące do Pokoju Życzeń. Niepewnie, przełykając głośno ślinę, uniosłem dłoń, by po chwili nacisnąć na klamkę. Drewniane wejście otworzyło się z cichym skrzypnięciem. Obejrzałem się za siebie dla pewności, by sprawdzić, czy oby na pewno nikt mnie nie śledził; korytarz był pusty. Byłem sam. S a m. W myślach powtarzałem to słowo, delektując się jego dźwięcznością. Nie zastanawiając się zbyt długo, wszedłem do środka pomieszczenia; drzwi same zamknęły się za mną, jakby Pokój dobrze wiedział, że nie chciałem, aby jakiś nieproszony gość tutaj wszedł. Z kieszeni płaszcza wyjąłem jabłko ─ jego kolor był intensywnie zielony, jakby było niedojrzałe.
Idąc przed siebie mijałem przeróżne szafki, regały z książkami czy zakurzone, stare fotele… Było to miejsce, w którym można było znaleźć wszystko i nic; trzeba było wiedzieć jak szukać. Ja już wiedziałem. Potrzebowałem wiele czasu, aby odkryć każdą tajemnicę tego pomieszczenia, aby zrozumieć jak funkcjonuje. Kiedy ostatni raz tu byłem, udało mi się naprawić szafkę zniknięć, teraz jedynie pozostało sprawdzenie mi, czy ów przedmiot prawidłowo działa. Nie mogłem zawieść, Czarny Pan nie dawał drugiej szansy. Miałem jedynie jeden ruch i nie mogłem spudłować.
Drogę do szafki znałem dokładnie na pamięć. Te kilka krętych ścieżek nie stanowiło dla mnie większego problemu. W końcu dotarłem na miejsce, do którego zmierzałem już od samego początku. Ciągle trzymając w swojej dłoni jabłko, drugą ręką zrzuciłem z szafy czarną narzutę. Przekręciłem kluczyk, tym samym sprawiając, że cały mechanizm został już uruchomiony ─ już po chwili drewniane drzwi z cichym trzaskiem otworzyły się na oścież. Czując buzującą w ciele pewnego rodzaju adrenalinę, położyłem jabłko na spodzie szafy, po czym jednym ruchem nadgarstka z powrotem ją zamknąłem. Z kieszeni płaszcza wyciągnąłem różdżkę; udawałem, iż nie widzę drżących rąk i nagłego ciepła, jakie wstąpiło na mój kark. Nie potrafiłem przyznać sam przed sobą, że wolałbym, aby szafa po prostu nie zadziałała… jakież to byłoby proste rozwiązanie. Zbyt proste. Uniosłem różdżkę, kierując jej końcówkę w stronę szafki.
─ Harmonia nectere passus. Harmonia nectere passus ─ powtórzyłem mocniej i pewniej zaklęcie, kiedy za pierwszym razem nic się nie wydarzyło. Usłyszałem dziwny szczęk, jakby ktoś otwierał szafę, tyle że po drugiej stronie. Wkładając do niej jabłko, chciałem poznać jej działanie, a przede wszystkim sprawdzić, czy w ogóle będzie funkcjonowała. Ten przedmiot był mi jedynie potrzebny do tego, aby wpuścić śmierciożerców do Hogwartu. Czarny Pan chciał zająć zamek od środka, a do tego byłem już potrzebny tylko ja.
Kiedy po raz trzeci wypowiadałem zaklęcie, pomyślałem o matce, czekającej na jakiekolwiek wiadomości ode mnie. Nie wiedzieć czemu zabronili nam się widywać; nie wiedziałem w czym miałoby mi to pomóc, bo wystarczyło jedno dobitne powiedzenie „zabij albo ucierpi twoja matka” i już wiedziałem co robić. Byłem słaby. Miałem swoją słabość i nie byli nią przyjaciele, których zresztą i tak nie miałem, ale moja własna matka.
Szafa z powrotem się otworzyła, a ja wyciągnąłem dłoń do miejsca, w którym pozostawiłem jabłko. Ciągle tam było, ale coś się zmieniło; z jednej strony było nadgryzione. Szafka zniknięć działała prawidłowo. Już niedługo śmierciożercy mieli zaatakować Hogwart, a ja miałem im pomóc, będąc jednym z nich. Właśnie tego chciał mój ojciec, więc nie miałem zamiaru niczego mu utrudniać. Całkowicie obojętny odłożyłem jabłko na jedną z półek stojących obok szafki. Plan Czarnego Pana okazał się skuteczny. Teraz już nikt nie mógł go powstrzymać ─ ani Dumbledore, ani tym bardziej Potter. Był zbyt potężny, miał wielu zwolenników, którzy byli gotowi pójść za nim w ogień, nawet jeśli nic nie mieli za to dostać. Zacząłem się cofać do wyjścia, zupełnie pogrążony w swoich myślach. Serce łomotało mi w piersi; tylko w ten sposób wiedziałem, że coś tam jest. Zanim wyszedłem z Pokoju Życzeń, ostatni raz zerknąłem za siebie… To miejsce w ostatnim czasie było m o j e. Jedyne pomieszczenie, w którym mogłem pokazać siebie bez obawy, że ktokolwiek to zobaczy i wykorzysta przeciwko mnie.
─ Co tam robiłeś, Malfoy? ─ Usłyszałem znienawidzony głos… głos Granger. Odwróciłem się w stronę, z której dobiegał dźwięk i uśmiechnąłem się pod nosem. Kątem oka zerknąłem za siebie; drzwi do Pokoju Życzeń już się zamykały, więc mój sekret był bezpieczny.
─ To samo pytanie mogę zadać tobie, Granger. Nie robię nic, o czym musiałabyś wiedzieć i co dotyczyłoby ciebie ─ odparłem spokojnie, chowając dłonie w kieszeniach płaszcza. Gryfonka stała kilka metrów ode mnie; próbowała udawać, że jest spokojna, opanowana. Jedyne co zdradzało jej zdenerwowanie to nerwowe ściskanie różdżki, trzymanej w ręce. Nie miała przy sobie ani Pottera, ani Weasleya, a ze mną nie był żaden ze Ślizgonów. Byliśmy sami. Podszedłem bliżej do dziewczyny, ale ona pozostawała niewzruszona. Nadal trwała w jednej pozie, gotowa w każdej chwili zaatakować, gdyby naszła taka potrzeba.
─ Wiem, że coś knujesz i tym razem nie ujdzie ci to na sucho, Malfoy ─ wycedziła przez zaciśnięte zęby. ─ Może i Dumbledore z jakiegoś głupiego powodu ci zaufał i pozwolił wrócić do szkoły, ale to nie znaczy, że każdy jest tak ufny, nie w stosunku do ciebie, szczególnie do ciebie.
─ Uważaj, Granger, uważaj. Takie słowa bardzo szybko mogą obrócić się przeciwko tobie. Na twoim miejscu już szukałbym jakiegoś schronienia… Najlepiej gdzieś na drugim końcu świata, chociaż i tak będzie dla ciebie zbyt blisko. Zapach twojej krwi jest tak charakterystyczny, że aż trudny do ominięcia.
─ Grozisz mi, Malfoy? ─ zapytała, mrużąc niebezpiecznie oczy. Atmosfera między nami zrobiła się jeszcze chłodniejsza. Dreszcze na plecach zdradzały, iż było mi zimno; dzisiejszego dnia pogoda była naprawdę parszywa. Zresztą nie robiło to zbytniej różnicy ─ od kiedy Czarny Pan powrócił, deszcz, wiatr i burze panowały nad słońcem.
─ Nie, Granger, ja jedynie spokojnie ostrzegam. Poza tym wałęsanie się nocą po zamku jest bardzo niebezpieczne, nie sądzisz? Bardzo szybko może kogoś spotkać krzywda…
─ Lepiej martw się, żeby tobie nic się nie stało ─ odpowiedziała dziewczyna.
─ Ta rozmowa wydaje się coraz bardziej niedorzeczna ─ powiedziałem obojętnie, chcąc wreszcie to przerwać, i ruszyłem z miejsca w stronę Gryfonki. Podszedłem do niej tak blisko, iż byłem w stanie policzyć liczbę piegów na jej twarzy. Czułem jej przyspieszony oddech na swojej twarzy, widziałem rozbiegane oczy. ─ Dobranoc, Granger.
Minąłem dziewczynę, idąc wzdłuż korytarza i uśmiechając się sam do siebie. Ta rozmowa zdecydowanie poprawiła mój humor; lubiłem te rozmowy z Granger, lubiłem patrzeć na jej niepewność i strach.
Nienawidziłem jej za to, że potrafiła wybrać dobrą stronę, mimo wszystko.

Spojrzałem na śpiącą dziewczynkę, zastanawiając się, czemu zdecydowałem się z nią zostać, czemu kazałem jechać Granger do domu… Przecież nadal odczuwałem do niej nienawiść, nie powinna mnie obchodzić, a jednak nie potrafiłem nadal zachowywać się jak chłopak, którym byłem kilkanaście lat temu. To wszystko było zbyt zawiłe, czułem, że już niekiedy gubię się we własnym życiu, nie mogąc odnaleźć drogi powrotnej. Zerknąłem na zegarek i dostrzegłem, iż minęło dopiero pół godziny. Wstałem z krzesła, aby rozprostować kości, po czym podszedłem do okna, wyglądając przez nie. Całe miasto budziło się właśnie do życia. Na ulicach pojawiało się coraz więcej samochodów, co wskazywało na to, że mieszkańcy Denver już o tak wczesnej porze pędzili do swoich obowiązków, do pracy. Kiedy dostrzegłem na parkingu wychodzącą z taksówki sylwetkę młodej kobiety, usłyszałem cichy, praktycznie ledwo słyszalny głosik.

─ Mamo? 

66 komentarzy:

  1. Hmmm bardzo dobry rozdział nawet cale opowiadanie. Przede wszystkim nie te opowiadanie nie jest takie samo jak reszta - nie jest przesłodzone. Życzę weny trzymamy kciuki.
    P. S. Idą święta więc życzę Wesołych Świąt

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, cieszę się, że Ci się podoba!
      Dziękuję za życzenia i wzajemnie. :)

      M.

      Usuń
  2. Od niedawna tu jestem i mogę powiedzieć jedno wielkie WOW! Spisałaś się, nie ma co!
    Rozdział jest naprawdę cudowny. Tak mi szkoda małej Sophie, biedne dziecko nie powinno cierpieć.
    Cieszę się, że bohaterowie nie darzą siebie wielką miłością (Draco i Hermiona), tak jak w innych opowiadaniach. Historia dzieje się powoli i to mnie cieszy.
    Czekam na kolejny rozdział i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że do grona czytelniczek dołączyła kolejna! :)
      Dziękuję, bardzo mi miło. Pomiędzy Draco, a Hermioną, niby coś będzie się dziać, ale nie będzie to nic konkretnego. Na razie musicie się cieszyć z takich małych gestów między nimi - nie zapominajmy, że oboje mają trudną przeszłość. :)
      Dziękuję i pozdrawiam!

      M.

      Usuń
  3. Ale cieszę się coś się dzieje między moją ulubioną dwójką, no wiesz nic takiego ale jednak hah, Rozdział wspaniały, dużo emocji, opisów, uczuć, miód malina jednym słowem, życzę weny i czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, cieszę się, że Ci się podobało. Hah, w sumie o to mi chodzi, żebyście cieszyli się z takich małych, praktycznie nic nie znaczących gestów pomiędzy nimi. :)

      M.

      Usuń
  4. Rozdział, jak zawsze mega :D. Jestem tylko ciekawa co to za gazeta i co w niej było, ahh już się nie mogę doczekać nowego :D.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :) To już w kolejnym rozdziale!
      Również pozdrawiam,

      M.

      Usuń
  5. Ale super, że jest kolejny rozdział. :) Podoba mi się, że tak wolno rozwija się ich relacja, choć już widać postępy i coś zaczyna się zmieniać. Opisów wcale nie ma za dużo, właśnie wszystko jest wyważone, idealnie. Jedyne, do czego mogę się doczepić, to fakt, że czuję niedosyt - za krótko! Oj tak :D Chciałabym więcej, więcej, bo tak bardzo lubię czytać to opowiadanie.
    Także weny i więcej czasu. :)

    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O właśnie! Ja również jestem mega ciekawa, co to będzie za artykuł w gazecie, który ma wszystko zmienić. Już zaczęłam wymyślać szalone teorie. :D
      Nie trzymaj nas zbyt długo w tej niewiedzy. :)

      Usuń
    2. Nawet nie wiesz jak cieszy mnie Twoja opinia, kamień z serca. Bałam się, że te opisy mogą przynudzać, a przecież to nie o to chodzi. I masz rację - powolnymi kroczkami coś zacznie się między nimi dziać, ale baaardzo powoli, więc musicie uzbroić się w cierpliwość. :) Za krótko? Rozdział ma ponad dziewięć stron, o ile dobrze pamiętam, więc wcale taki krótki nie jest. Kolejny postaram się napisać dłuższy, a tak dla Ciebie. :P Co do gazety - wszystkiego dowiecie się w kolejnym rozdziale. Mam nadzieję, że uda mi się szybko opublikować kolejny rozdział, bo mnie samą skręca z niecierpliwości, aż to napiszę. :)
      Dziękuję za komentarz!

      M.

      Usuń
  6. Świetny rozdział... tak jak zawsze!
    Ja tam bardzo lubię opisy, ale dialogów mogłoby być troszkę więcej. ;)
    Chyba w każdym komentarzu to piszę, ale tak bardzo kocham postać Sophie i tak bardzo jest mi smutno, gdy czytam o jej chorobie.
    Malfoy opiekuńczy... tak trzymać! :D
    W ogóle to uwielbiam ich relację. To, że nie zrobiłaś tego, iż od razu Draco jest dobry, nic złego nie zrobił. Po prostu jest taki... normalny, zwyczajny, neutralny. Postać Hermiony też jest taka, z czego bardzo się cieszę.
    Powodzenia w zdaniu prawka i weny!
    Ps. Wesołych Świąt!
    -Voldemort

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Co do dialogów - żeby prowadzić dialog, musi być jakaś rozmowa, a jak widzisz w tym rozdziale za wiele ich nie ma. :D W kolejnym postaram się coś rozkręcić.
      Malfoy opiekuńczy... Może i opiekuńczy, ale taki musi być ze względu na zawód, jaki wykonuje. :)
      Cieszę się, że podoba Ci się ta relacja, jaka jest pomiędzy nimi. Właśnie tego zawsze najbardziej się obawiam, więc Twoje słowa mnie cieszą.
      Dziękuję, przyda się i to i to! Wzajemnie, wesołych. :)

      Usuń
  7. Dlugi,swietny 😍😘Sophie 😱

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym przeprosić Cię za niepotrzebny spam i nagrodzę ci to długim komentarzem, bo w moim pogmatwanym życiu nie mam nawet czasu dać znać, że żyję.
      Wiele osób mówi, że akcja jest strasznie powolna i nie koniecznie im się to podoba.Ja absolutnie się z nimi nie zgadzam. To, że wszystko szczegółowo opisujesz pokazuje, że bardzo starasz się, aby nie pominąć żadnego wątku, abyśmy my, Czytelnicy nie zostali z czymś takim jak niedosyt. Według mnie świadczy to o tym iż zależy ci na naszej przyjemności czytania oraz szanujesz nas, co jest ogromnie ważne.
      Widać na pierwszy rzut oka, że Draco się zmienił. Rozbudowujesz jego postać, pokazujesz wszystko jak on przeżywa, lub przeżywał.
      Sophie to jest rozczulający punkt twojego opowiadania. Jest przeurocza i ma w sobie taki dziecinny czar, który zawsze mnie ujmuje. I dziękuję Ci, że nie zrobiłaś, że jej ojcem jest jakiś oklepany gościu, co zazwyczaj występuje w opowiadaniach.
      Muszę już kończyć, ale wiedz, że zawsze czytam na bieżąco i staram się komentować kiedy mogę :)
      Pozdrawiam i weny życzę !
      Layls

      Usuń
    2. Może nie tyle co był niepotrzebny, po prostu był zbędny. Obserwuję Twojego bloga, więc widzę, kiedy dodałaś rozdział; dodatkowe informowanie nie ma sensu, bo wejdę i tak i tak gdy będę miała ochotę. ;)
      W sumie masz rację, nie chcę niczego pominąć, bo zrobiłam tak w poprzednim opowiadaniu, czego żałuję do dziś, a nie lubię powtarzać tych samych błędów.
      Draco wewnętrznie w jakimś stopniu się zmienił, na razie widzicie go ze strony lekarza, jego kontaktów z pacjentami.
      Och, nie mogłabym tego zrobić! Zbyt wiele powstało już blogów, w którym to Draco był ojcem dziecka Hermiony, to dość oklepany schemat. :)
      Dzięki za komentarz i również pozdrawiam!

      M.

      Usuń
  8. Ha! Czas na mnie - zaklepuję ósme miejsce.
    Rozdział jest naprawdę, naprawdę... naprawdę... dobrze napisany. Jak mi powiedziałaś, że jest więcej opisów, niż czegoś konkretnego - nie tyle, co przeraziłam się - a zdziwiłam, bo nie byłam pewna, czy podobałam to wszystko przeczytać. Ale to wcale nie było, jak w poprzednim rozdziale. Przez te dwa miesiące zdążyłaś co nieco zmienić, może poprawić; po prostu rozdział jest inny niż poprzedni. Czytało mi się go bardzo dobrze. I może się powtarzam, bo w poprzednim rozdziale pewnie też Cię skomplementowałam od góry do dołu, ALE wiem, że mówię prawdę. Nie bez powodu bym się męczyła nad Dramione, jeśli by mi się nie podobało, prawda? Jasne, że mam rację. Ostatnio interesują mnie inny dobór blogów, Draco poszedł w odstawkę. Ale do tego bloga jest sentyment, który chyba już nie zniknie.
    Nawet czuję w rozdziale twoją większą lekkość. I nie mówię tu o tym, czy rozdział był ciężki, czy lekki jak piórko. Twoja lekkość języka, mam takie wrażenie, że mimo że długo pisałaś rozdział, pisało Ci się go dobrze. Słowa jakby same Ci się układają. Mam kilka uwag, co do tego rozdziału, ale to drobnostka, bo całość jest skomponowana niesamowicie.
    Właśnie, Dracona powinnaś (to tylko sugestia do ostatniego akapitu) bardziej go surowiej pokazać, przez chwilę miałam wrażenie, że czytam o Hermionie.
    I druga, już na szczęście ostatnia, sprawa. Jest jedno powtórzenie, które zaczęło mnie trochę męczyć. Powielało się chyba cztery razy w rozdziale - to może niewiele, ale ja mam, co do niego obiekcje. Wystarczyło by dwa razy. Teraz nie mogę tego znaleźć, ale to było w stylu ,,Złośliwy głosik szeptał mi do ucha(...)".
    To chyba wszystko. Jestem naprawdę mile zaskoczona taką drobną, ale dostrzegalną zmianą w twoim stylu pisania. Nie będę komentować, co myślę o Hermionie i Sophie, i tej całej sytuacji, bo komentarz wyszedłby mi dłuższy, niż twój rozdział. Poza moimi uwagami, wszystko było ładnie przedstawione.
    Do następnego, pisz szybko, znowu Cię będę cisnąć, żebyś szybciej pisała. :)
    Zapraszam na: http://powojenna-historia.blogspot.com/ (Ile mam Ci zapłacić za tą reklamę?).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Salvio, wygrałaś skarpetki za to ósme miejsce! Takie różowe, w białe kropeczki, z zieloną kokardką...
      Cieszę się, że ten rozdział Ci się spodobał - pisało mi się go naprawdę lekko, przyjemnie i sama mam wrażenie, że różni się znacznie od poprzednich.
      Chyba po prostu odejdę od perspektywy Malfoya, bo jak na razie chyba nie idzie mi pisanie z jego strony. Może nie potrafię aż tak wczuć się w jego postać, nie potrafię przekazać tego, co dokładnie bym chciała...? Nie wiem, muszę się zastanowić; ostatnio bardzo dużo myślę nad tym opowiadaniem; nie wiem tylko czy to wychodzi na dobre.
      Później przejrzę ten rozdział dokładniej i spróbuję wyłapać to powtórzenie. Szczerze powiedziawszy pisałam ten rozdział w pewnych odstępach czasowych i możliwe, że to zdanie powieliłam. Wczoraj nie miałam już czasu, żeby go dodatkowo sprawdzić; dzisiaj możliwe, że to zrobię.
      Dziękuję za komentarz, Salvio.
      Proszę o pięćdziesiąt groszy, płatność kartą.

      M.

      Usuń
  9. Czuje niedosyt.... Cały rozdział płakała... Cały... Czemu tak cudownie piszesz... Każdy rozdział jest tak piękny...taki dopracowany... uwielbiam Twoje opowiadanie. Mam nadzieje, ze kiedyś wydasz książek... Kocham Cię za to opowiadanie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba. :D Ale ten rozdział chyba raczej nie był tak smutny, żeby na nim płakać... Przynajmniej tak mi się wydaje.
      Dziękuję za komentarz!

      M.

      Usuń
    2. Raczej płakałam z powodu tych emocji które tak ujęłaś.... Relacji między danymi bohaterami... Było w nim coś takiego nie zwykłego... Po drugie ja przy wszystkim płacze :D ale cudownie mi się go czytało.

      Usuń
    3. A więc pozostaje mi się tylko cieszyć, pozdrawiam! :)

      Usuń
  10. Rozdział przejściowy, ale podoba mi się, masz parę błędów, wyłapałam kilka z nich: w 6 linijce od góry masz błąd (chodzi o czas) i potem jeszcze szeptał do ucha. Dużo miałaś powtórzeń co skutkowała to tym, że źle się czytało ale ogólnie było okej. Mam nadzieję, że wybaczysz mi brak komentarza pod ostatnim rozdziałem ale jakoś tak wyszło, postaram się nadrobić ale będę go musiała jeszcze raz przeczytać :)
    No jakoś ostatnio długo musimy czekać na notki ale masz szkołę a ona dużo czasu zabiera. Trzymam kciuki za maturę, za Twoją matmę też ;)
    Wydaje mi się, że Hermiona non stop się nad sobą użala, ale to chyba tylko moje wyobrażenie ;) Malfoy coś taki cichy i spokojny... trochę brakuje mi jego drugiej strony, tej sarkastycznej, ironicznej, lubiącej droczyć się ze wszystkimi. Może
    jeszcze gdzieś się taki pojawi :)
    No na razie to tyle, pisz szybko nowy rozdział :D
    Pozdrawiam
    Dajana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo tych rozdziałów przejściowych, hm? Chciałam jeszcze dłużej wszystko wprowadzać, ale postanowiłam przyspieszyć, przez co opowiadanie będzie krótsze, no ale. Co do błędów - pisałam, że nie był przez nikogo sprawdzony, ponieważ moja beta ma maturę i nie chcę jej dodatkowo zarzucać rozdziałami, a mi samej ciężko wyłapać jakiekolwiek błędy, powtórzenia. Dzisiaj, jak już się wszystkiego nauczę, przysiądę i przejrzę go.
      Hm, czy Hermiona się nad sobą użala... Zastanówmy się najpierw, która matka mająca chore dziecko nie będzie rozpaczała. :P Wydawało mi się, że napisałam w tym rozdziale, że Hermiona w końcu chce się wziąć w garść. Poza tym, proszę nie zapominać, że to dopiero początek, za nimi pierwsza chemioterapia, w opowiadaniu w szpitalu minęły dopiero 4 dni.
      Malfoy zbyt spokojny - zanotowane. Nie będzie on u mnie wredny i cyniczny, jest lekarzem, musi zachować profesjonalizm na jakimś poziomie. :)
      U mnie matura dopiero za rok, ale to nie zmienia tego, że mam bardzo dużo nauki i rozdział pojawił się tylko dlatego, że miałam rekolekcje, a tym samym dni wolne od szkoły. :) Za matematykę kciuki się przydadzą, szczególnie, że mam rozszerzoną, dziękuję.
      Na nowy rozdział będziecie musieli trochę poczekać, muszę przemyśleć, przeanalizować kilka kwestii.
      Dziękuję za komentarz!

      M.

      Usuń
  11. Aj kochanie jak cudownie że pojawił się nowy rozdział.
    Czekałam naprawdę niecierpliwie.
    Zwłaszcza że był bardzo wzruszający i dosłownie wbił mnie w fotel.
    Granger musi kiepsko znosić cierpienie swojej córeczki i znów obecność Malfoya.
    Zdecydowanie los niczego jej nie ułatwia.
    Właściwie nie widać za bardzo błędów a zwłaszcza takich które nie rzucają się w oczy.
    Po za tym jak zwykle jestem zakochana w Malfoyu a u ciebie jest po prostu fenomenalny.
    Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, kochana, za tak miłą opinię! Twoje słowa zawsze bardzo podnoszą mnie na duchu. Dziękuję Ci, że nadal jesteś, bo wiele czytelników już odeszło, została garstka, a Ty jesteś - więc bardzo Ci dziękuję. Cieszę się, że Ci się podoba Malfoy, trudno mi opisywać. :)
      Dziękuję za komentarz!

      M.

      Usuń
  12. Co jakiś czas wchodzę na Twojego bloga i w końcu natrafiłam na nowy rozdział ;)
    Jednym słowem boski. Piszesz świetne opisy(nie znoszę długich opisów ale Twoje super się czyta) i Malfoy jest taki... inny w pozytywnym sensie ;) Czekam na następny rozdział ;)
    ~Natalia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że podobają Ci się moje teksty! Takie słowa są bardzo, bardzo miłe!

      M.

      Usuń
  13. Muszę się oficjalnie przyznać, że uchwyciłaś w tym rozdziale jedną z rzeczy, które podczas czytania budzą we mnie bardzo silną awersję do postaci. Nie jestem zwolenniczką przesadzonych reakcji w stylu wtargnięcia do gabinetu lekarskiego z pokaleczoną ręką. Próbowałam wbić sobie do głowy, że kobiety, które przechodzą przez chorobę dziecka mają prawo zachowywać się odrobinę "niepoczytanie", ale mimo tego kilka razy musiałam cofać się do tej sceny, by w końcu przeczytać ją tak, jak należy, czyli z pełną uwagą. Wcześniej wolałam tylko prześlizgnąć się wzrokiem po tych kilku linijkach, bo fragment kłócił się z moim wyobrażeniem historii jako poważnej, stonowanej i dojrzałej. Tylko ten jeden moment, oczywiście. Haczył mi o melodramat. Cieszę się tylko, że Draco nie poszedł za ciosem :D
    Co jest faktem: ładnie zaznaczyłaś w dalszej części zalążek zmian w ich wzajemnych stosunkach. Inaczej patrzy się na osobę, która opatrzy Twoją ranę i spędzi noc z dzieckiem, nawet jeśli to jego praca, rutyna i codzienność.
    Resztę czytało się bardzo lekko i przyjemnie. Brakuję mi trochę jakiejś konkretnej akcji, mimo, że uwielbiam tak zwaną "opisówkę". Czekam na dalsze części i zapraszam do siebie na kolejny rozdział :)


    PS. Brakuje mi rozmów Granger-Malfoy w stylu ostatniego wspomnienia. Ach, elektryzująca atmosfera :D
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, rzeczywiście do tej sceny miałam sama pewne obiekcje, ale zaplanowałam to sobie już rok temu, kiedy zaczynałam to opowiadanie, miałam to zapisane w swoim notesiku, no i po prostu musiałam, musiałam. :<
      Cieszę się, że jednak coś z tego rozdziału Ci się podobało; ja mogę śmiało powiedzieć, że jestem z siebie dumna i jak dotąd coś mi w każdym rozdziale nie odpowiadało, to ten mi przypadł do gustu. :) Co do akcji... Błagam, nie liczcie na porywające wydarzenia, bo to opowiadanie ma być spokojnie; może i będzie kilka momentów, w których będzie się działo więcej, ale zaplanowałam sobie to tak i zdania za cholerę nie zmienię. :P
      Co do ich rozmów; są już dorośli, poza tym raczej jeśli chodzi o relację lekarz - pacjent, to takich rozmów się nie spotyka. :) We wspomnieniach postaram się uchwycić więcej takich rozmów, chociaż pomysły powoli się wyczerpują...
      Również pozdrawiam!

      M.

      Usuń
  14. mi się ten rozdział bardzo spodobał. Cały wydaje się przemyślany i spójny. Wydarzenia po sobie mają sens i są takie naturalne. Nie mam nic do czego dałoby się przyczepić :) Najbardziej zaciekawiło mnie jedno zdanie dotyczące leżącej pod drzwiami gazety. Jako maniak plątania (często nieumyślnie) własnego opowiadania jestem ciekawa jakie zamieszanie wyniknie u ciebie :) Już nie mogę się doczekać
    Pozdrawiam Syntia :)
    ps. Szkoda tylko małej, że obudziła się gdy Hermiony nie było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się podobał rozdział, to miłe.
      Co do gazety - już wkrótce, a może nawet w kolejnym rozdziale, wszystko się wyjaśni, także cierpliwości, postaram się w maju dodać rozdział, by nie trzymać Was tak długo w niepewności. :)
      Dziękuję za komentarz i także pozdrawiam!

      M.

      Usuń
  15. Rozdział jak zwykle świetny! Pełen emocji, chwytający czytelnika za serce. Malfoy w dalszym ciągu tajemniczy, ale nieco ociepliłaś jego wizerunek. Jestem ciekawa, co to za akcja z tą gazetą. Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję! Bardzo miło mi czytać takie słowa, mam nadzieję, iż szczere. :)
      Pozdrawiam!

      M.

      Usuń
  16. Wiesz co, zawsze po przeczytaniu Twojego rozdziału towarzyszy mi tyle emocji i pytań, że nie sposób tego spamiętać. I teraz dosłownie mam pustkę w głowie.
    Nie masz się, o co martwić, bo rozdział wyszedł Ci wręcz perfekcyjnie. Jakby to była nowość xD.
    Może na pierwszy rzut oka nie działo się w nim zbyt wiele, lecz po głębszym przeanalizowaniu widać znaczącą zmianę i te przejmujące sytuacje.
    Zaczarowała mnie postawa Dracona. Taki opiekuńczy, troskliwy i kochany! Mogłabym wymieniać dziesięć przykładów, które wskazują na to, że blondyn mimo przeszłości się zmienił. Może wydawać się to mało prawdopodobne, że aż tak- całe swoje życie poświęca pracy, ucieka od rzeczywistości i nagle pojawia się Hermiona. Jeszcze raz pochwalam Cię za oryginalny pomysł. O czym ja to? Ach, tak. Troskliwy Draco. Wbrew pozorom to wciąż ten sam człowiek, rówieśnik Hermiony z dawnych lat i jak tu parę razy zostało podkreślone- wróg. Mimo tych wszystkich niedociągnięć i przykrości z dawnych lat, Malfoy tak bardzo się zaangażował w to całe leczenie Sophi! Co jest kochane i łapie za serce. Dba nie tylko o dziewczynkę, ale też w jakimś stopniu przejmuje się Hermioną. Kazał jej jechać wypocząć, wyrwał jej ten napój, a potem w dodatku opatrzył ranę.....Jeju, jaki opiekuńczy! Tak, wiem. Zachwycam się, ale jest czym! Nie wspominając już o tym, że sam zaproponował czuwanie przy Sophi. Wow. Wow.
    Wspomnienie samo w sobie mi się spodobało. Zresztą zawsze mi się podobają. Są ciekawym elementem i oderwaniem. Myślałam, że Draco potraktuje Hermionę nieco inaczej, a on tak po prostu powiedział jej dobranoc...Wszystko mi się podoba, włączając w to początkowe przemyślenia Hermiony. Dzięki nim opowiadane nie jest banalne, oczywiście bez nich też by nie było. I znów wspomnę o Twoim bogatym stylu. Dialogi na wysokim poziomie, równie jak klarowne opisy.... Nie mogę znaleźć słów. Najbardziej lubię czytać z perspektywy Dracona. Z reguły jest skrytą postacią, więc miło wiedzieć co u niego się wyprawia w tej głowie.
    Nie mogłam się bardzo bardzo doczekać rozdziału i nie zawiodłam się.
    Och, a teraz znowu nauka, a w tym matematyka. O tak, ona także jest moim utrapieniem. Prawo jazdy? Pozostaje pogratulować! ;D
    A więc, dużo weny i przyjemnych świąt ;)).
    Czekam z utęskieniem na notkę, cały czas zastanawiam się nad reakcją małej gdy się obudzi.


    Pozdrawiam ;)

    N.


    co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Perełkę zostawiłam sobie na chwilę wolnego, wczoraj już oczy mi się kleiły, a wolałam napisać coś w miarę sensownego w odpowiedzi. :)
      Haha, nie no, perełką ten rozdział nie jest, bo zawsze znajdę coś, co zdecydowanie mi się nie podoba, ale jednak chyba ze wszystkich rozdziałów ten przypadł mi najbardziej do gustu.
      Draco opiekuńczy, troskliwy, kochany... Jak nie o Draco, prawda? Nie zapominajmy jednak jaki zawód wykonuje i trudno, by był wredny dla swoich małych pacjentów. Ostatnio towarzyszą mi ciągle wątpliwości co do całej koncepcji opowiadania, myślę czy coś zmienić, poprawić, więc cieszę się, że pomysł Ci się spodobał.
      W sumie moim głównym zamiarem było to, żebyście zwracały uwagę na te małe szczegóły, małe spotkania Draco i Hermiony, które niby nic nie wnoszą, ale... ;) Malfoy jest tylko człowiekiem - jego postawa wydaje mi się naturalna, w końcu minęło tyle lat, a on sam przeszedł zmianę.
      Cieszę się, że wspomnienie Ci się spodobało, o ile dobrze pamiętam pisało mi się je przyjemnie i nie miałam większych problemów. Jeśli chodzi o perspektywę Draco to pisze mi się z niej dość trudno, mam wrażenie, że nie wychodzi mi to. O wiele lepiej pisze mi się z perspektywy Hermiony. :)
      Taak, prawo jazdy! M. wkracza na drogę, bójcie się. :D
      Dziękuję za taki długi komentarz! ;)

      M.

      Usuń
  17. Zawsze komentuję z kilkudniowym opóźnieniem, naprawdę nie wiem, czemu nie mogę zrobić tego od razu...
    No więc rozdział był długi i ciekawy. Bardzo współczuję Sophie, która jest taka mała i bezbronna, nie do końca świadoma powagi swojej sytuacji. Jestem pewna, że wiele ją jeszcze spotka. :/ w końcu ma białaczkę, ehh.
    Swoją drogą, brakowało mi trochę Megan w tym rozdziale. Przyzwyczaiłam się już do jej opiekuńczości i troski. Wydaje się być wspaniałą osobą.
    Najlepsze zostawiłam na koniec, hihi.
    Relacje Dracona i Hermiony. No cóż, rewelacji nie ma, bo jak ma być, skoro przez tyle lat się nienawidzili? Ale akceptują się i powoli zaczynają rozmawiać. Cieszę się, że ich 'znajomość' tak wolno się rozwija, bo wydaje się to prawdziwe. Nie kochają się już od 3 rozdziału, a Malfoy nie zauważa Granger, która 'tu i tam nabrała krągłości' i pierwsze o czym myśli to to, żeby ją przelecieć.
    Mimo tego, nie umiem się doczekać fragmentów Dramione. Mam nadzieję, że będą naprawdę dobrze napisane, bo na to się zapowiada. :)
    Pozdrawiam
    silence-guides-our-minds.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że tak późno biorę się za odpowiadanie na Twój komentarz, ale ciągle coś mi przeszkadzało, kiedy zaczynałam pisać. ;_;
      Cieszę się, że zaciekawił Cię ten rozdział. Wiem, że mogą się one wydawać nudne, ale chcę, żeby to opowiadanie było spokojne, aby nic nie działo się za szybko, więc z góry przepraszam. Taak, przed Sophie jeszcze długa droga, tak samo jak przez Hermioną i Draco.
      Brakowało Ci Megan? Cieszę się, że ją polubiłaś, sama pałam do niej sympatią. W kolejnym rozdziale na pewno się już pojawi, ot prezent dla Ciebie, haha. :D
      Zanim coś zacznie się dziać między Hermioną, a Draco, minie dużo, dużo czasu, więc uzbroicie się lepiej w cierpliwość. :) Ja także mam nadzieję, że wyjdzie mi w miarę dobrze opisywanie tych fragmentów!
      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam!

      M.

      Usuń
  18. WTF, CO TO MA BYĆ...
    Czekamy dwa miesiące i dostajemy coś takiego? Takie gówno, za przeproszeniem - mam nadzieję, że cie nie uraziłam. Jakaś Hermiona-histeryczka, a Draco to w ogóle zachowuje sie za spokojnie, gdzie jest ten kochany drań, który nienawidzi szlam? Dobra, spoko, ogarniam... ZMIENIŁ SIĘ! Ale bez przesady trochę ironii by się przydało, robisz z niego ciepłą kluskę, albo kurde samego pieroga ze słodkim farszem w środku. No kurde, trochę wyobraźni. :/
    Przecież to nie może być tak, że wszystko jest takie słodkie. A w ogóle to Sophie jest jakaś taka... nie wiem, ona też trochę za bardzo płacze. I jest jakaś za mądra, przecież... ile ona ma lat? Nieważne. Ja w jej wieku to mówić jeszcze nie umiałam.
    I miałaś pare błędów w piątym akapicie, drugi wers, trzecie słowo. Nie ma za co, ja zawsze jakoś tak jestem czujna. :D
    I mam nadzieję, że akcja w końcu się rozwinie. I jak napisała koleżanka wyżej, to rozdział przejściowy. Nie mogę się doczekać, aż Draco i Hermiona się spikną. Możesz mniej więcej określić, w ktorym rozdziale jakoś między nimi zaiskrzy? :)
    Pozdrawiam serdecznie i czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Twoja najwierniejsza czytelnikcza, salviom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czteroletnie dzieci na prawdę często są takie wygadane i mówią dość inteligentnie ;) Ale zgodzę się z tym, że Draco to taka "ciepła kluska", powinien być trochę złośliwy, ironiczny...no taki draconowy.

      Usuń
    2. No nie wiem, Draco wszędzie jest inny. Raz jest za słodki, gdzie indziej z kolei zbyt chamski. Tu jest coś pomiędzy, teraz wszyscy są zagubieni w sytuacji, więc może jego zachowanie chwilowo wam się takie wydaje. Ale oczywiście każdy ma swoją opinię. I ehm, ten rozdział wcale nie był zły. Nie wiem czy piszesz bloga salviom, ale czasem trudno wiele napisać przy zawale nauki ;). To chyba nic dziwnego, że Hermiona "histeryzuje" skoro jej dziecko może umrzeć. A zresztą, nie będę się wypowiadała. Trochę zrozumienia tylko.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    3. Nela ma racje...Pf, blog jest super bez dwóch zdań.

      Usuń
  19. Właśnie przeczytałam wszystkie rozdziały :D Kolejny blog Dramione, który mnie tak bardzo wciągnął. Ta para ma zdecydowanie coś w sobie. Jak dla mnie wszystko dzieje się minimalnie za wolno, przyzwyczaiłam się raczej do tych z bardzo szybko rozwijającą się akcją ;) Jednak na pewno tu zostanę, pewnie do końca.
    + co wszyscy mają do matematyki?? Mój ulubiony przedmiot jest tak znienawidzony w moich kręgach ;-;
    Pozdrawiam i życzę duuuużo weny, bo chcę już kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się spodobało moje opowiadanie. Co do akcji rozwijającej się wolno - od początku ostrzegałam, że będzie powoli, bo nie chcę niczego przegapić. Więc jak ktoś jest zwolennikiem szybkiej akcji, lecącej na łeb, na szyję, to nie ten typ opowiadania. :)
      Co mam do matematyki? Hm, może głównie to, że jestem w liceum i jest to mój główny przedmiot rozszerzony, a uwierz, rok przed maturą nauczyciele wyciskają jak najwięcej. Ja też lubię matematykę, ale bez przesady. :P
      Teraz odniosę się do Twojego powyższego komentarza - Draco jest "ciepłą kluską" - okej rozumiem, szanuję Twoje zdanie. Teraz tylko zastanówmy się który lekarz w stosunku do swojego pacjenta może być wredny, złośliwy i ironiczny. Widziałaś kiedyś takiego lekarza, w dodatku zajmującego się małymi dziećmi? :D

      Ja też chcę wiele rzeczy, ale niestety nie potrafię go wyczarować, a chciałabym, naprawdę!

      Pozdrawiam.

      Usuń
  20. Bardzo podoba mi się ten rozdział. Jest taki jak poprzednie; refleksyjny, jakby smutny, ale jednak przepełniony nadzieją. Przyznam szczerze - najbardziej kocham w Twoim opowiadaniu przemyślenia Draco. Są takie szczere i po prostu piękne. Uwielbiam też jak opisujesz jego wspomnienia. To w tym rozdziale wydaje mi się takie ważne dla całej spójności, a jego koniec, taki intrygujący. Tak, zdecydowanie najbardziej lubię przemyślenia Draco i jego wspomnienia :D.
    Bardzo poruszyło mnie jak opisałaś postawę Hermiony, jej ból spowodowany bólem jej dziecka. To było wzruszające. To może być dla wielu zabawne, ale ja naprawdę płaczę, gdy widzę cierpienie dziecka, jeszcze tak małego.
    Jeśli miałabym to wszystko podsumować napisałabym, że rozdział naprawdę poruszył moje serce, wzruszyłam się czytając go i sprawił, że znów zaczęłam głębokie przemyślenia dotyczące wielu różnych tematów.
    Kończąc określę jednym słowem całą treść: piękna! :)
    Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dużo weny.
    Charlotte Petrova

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział Ci się spodobał. Co do przemyśleń Draco - nie wiem czemu wszystkim one tak bardzo się podobają, bo szczerze powiedziawszy, piszę je z wielkim trudem. :D Ale cieszę się oczywiście. Chciałam odchodzić od perspektywy Draco, jednak chyba jeszcze chwilę przy niej pozostanę.
      Jeju, ja też zawsze płaczę, jeśli widzę cierpienie dziecka. Nie wiem czy oglądałaś film "Bez mojej zgody" - baaardzo polecam, naprawdę, nie będę Ci opowiadała fabuły, ale zobacz sobie zwiastun. :) Nieźle się na nim spłakałam. :D
      Dziękuję jeszcze raz i również pozdrawiam!

      M.

      Usuń
  21. Wreszcie miałam czas przeczytać ten rozdział.
    Jest on pełen emocji. Te wszystkie przemyślenia są bardzo głębokie, a historia dopracowana.
    Ciekawi mnie jak zmieni się ich życie i kiedy pojawi się u nich choć trochę radości życia.
    Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam,
    Domi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba moje opowiadanie. Na wszystko przyjdzie czas - to mogę obiecać. :)
      Dziękuję i także pozdrawiam,

      M.

      Usuń
  22. Podoba mi się Malfoy :) Jego wspomnienia idealnie pokazują na co był skazany w dzieciństwie i pozwalają ujrzeć jego drugą stronę. Jestem ciekawa jak to się dalej rozwinie, jego stosunek do Hermiony i Sophie :)


    http://slady-cieni-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, ponieważ to jego postaci obawiam się zawsze najbardziej. Zanim Draco i Hermiona do siebie dotrą minie dużo czasu, chociaż już wcześniej zaczną się ze sobą porozumiewać.
      Dziękuję za komentarz!

      M.

      Usuń
  23. Bardzo ładny szablon, a opowiadanie też niczego sobie. Właśnie zaczynam i jestem pod mega wrażeniem! :) Rozdziały wysokich lotów.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się z takiej opinii, bardzo, bardzo dziękuję. :)

      M.

      Usuń
  24. Pani M!
    Piszesz GENIALNIE!!! Wręcz zastanawiam się, czy nie założyć ci fanpage'a na facebooku. Po prostu nie mam się do czego przyczepić! Nowe postacie, są ciekawe, fabuła wciąga, opisy urzekają... Dziewczyno, jesteś moim bogiem! Czy Sophii wyzdrowieje? Czy Draco ponownie skontaktuje się z Pansy? Pojawi się Blaise? A Harry, Ginny i Ron? Jak się zakończy to Dramione? M, zabiłaś mnie tym opowiadaniem!! Po prostu natychmiast chce przeczytać całe! A jak zawiesisz tego bloga, to Ci obiecuję, że moi ludzie Cię znajdą, więc nawet niech taka myśl nigdy nie przejdzie przez głowę.
    Pozdrawiam, Pozytywnie Zakręcona
    P.S: Możesz mnie powiadamiać o nowych rozdziałach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo miło mi czytać takie słowa, nie wiem tylko czy oby na pewno na nie zasługuję, jest wiele opowiadań, które są w końcu lepsze od mojego. :) Ale oczywiście bardzo się cieszę, że Ci się podoba. Na Twoje pytania niestety odpowiedzieć nie mogę, ale wszystko będzie się wyjaśniało - obiecuję! :) Nie zawieszę, nawet mi nie przechodzi ta myśl przez głowę, bo od razu mam ciarki; zbyt bardzo jestem z Wami związana, by przestać ot tak pisać.
      Oczywiście, mogę, tylko podaj jakiś kontakt do siebie - gg, czy email. :)
      Dziękuję za komentarz!

      M.

      Usuń
  25. Hej hej! W końcu mogę być na bieżąco z Twoim opowiadaniem, niezmiernie się cieszę z tego powodu, chociaż jednocześnie mi tak strasznie smutno, że teraz będę musiała czekać na każdy rozdział z niecierpliwością i marudzić, że go jeszcze nie ma:(

    Pierwsza rzecz: przecinki - są, gdzie chcą, ale postanowiłam nie wypisywać ich wszystkich, skoro rozdział nie jest zbetowany; zrozumiałe, że dajesz "odpocząć" swojej becie, skoro ma matury:) Mam nadzieję, że dobrze jej poszły, bo na trzymanie kciuków już chyba nieco za późno^^

    Literówki:
    1. "...wydusiłam nie chcąc, by mój dawny wróg nie dotykał." - mnie,
    2. "Zawsze byłaś tą najmądrzejszą, więc teraz też się wykaż ─ oparł" - odparł,
    3. "...nie widziałam żadnej zanoszącej się płaczem matki, czy zdesperowanych dziadków, nie widzących co ze sobą zrobić." - literówka (niewiedzących).

    Tutaj sobie pozwoliłam skopiować takie dwa świetne fragmenty, które absolutnie (to moje absolutnie...) skradły moje serce!
    1. "Tak, poprosił, tworząc tym samym w mojej głowie istny chaos. Bo przecież dawny Malfoy nigdy nie prosił, on żądał, chciał, musiał mieć. Wydawało mi się, iż w jego słowniku nie ma takiego słowa; to nie było w jego stylu. Coś mi podpowiadało, że nie powinnam oceniać, skoro tak naprawdę go nie znam, a moje wyobrażenie o nim opiera się jedynie na latach szkolnych."
    2. "Zabrałam swoją torebkę, wiszącą na oparciu krzesła, zerkając kątem oka na Malfoya. Stał oparty o parapet okna, przyglądając się z uwagą moim ruchom, zupełnie jakby je analizował z dokładnością niejednego matematyka."
    Poza tym dochodzi do tego jeszcze troska Malfoya o zdrowie Sophie, jego czuwanie przy jej łóżku i sytuacja Hermiony i Dracona w jego gabinecie, gdzie opatruje jej ranę... Jakie to wszystko było cudowne!

    Będę Ci teraz marudzić, że rozdział ma być super szybko, bo Sophie ma wyzdrowieć, a Hermiona i Draco... Ty już dobrze wiesz!

    Z niecierpliwością czekam na 12., bo jesteś za dobra w tym co robisz, żeby tyle czekać, no!

    Buziaaki<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie nie wiem czemu nie odpowiedziałam wcześniej na Twój komentarz, bo byłam pewna, że to zrobiłam, ale najwidoczniej się pomyliłam.
      Och, te literówki są tak oczywiste, a mimo to jakoś je przeoczyłam... Zaraz oczywiście je poprawię. Przecinki są moją piętą achillesową, naprawdę! Nie cierpię ich i zawsze wstawiam w miejsce, w którym nie powinno ich być albo odwrotnie. Strasznie denerwujące.
      Cieszę się, że te fragmenty Ci się podobają, tym bardziej, że wydają mi się one takie... zwyczajne. :)
      Dziękuję za komentarz, buziak!

      M.

      Usuń
  26. Świetne opowiadanie, oryginalny pomysł. Podoba mi się, że postać Draco posiada mroczną przeszłość, że dokonał w swoim życiu wielu złych i niewłaściwych decyzji. Często w innych opowiadaniach bywa, tak, że Draco nigdy nie był zły tylko miał pecha będąc w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie.
    Pozdrawiam Monize

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mi miło czytać takie słowa. :)

      M.

      Usuń
  27. Dawno mnie tu nie było, musiałam trochę odpocząć od ogólnie Dramione ale teraz wracam do komentowania i nadrabiania zaległości. Świetny rozdział, Malfoy taki ludzki, lubię go, i ich wspólne momenty są takie zwyczajne ale magiczne. Życzę weny ;) Czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  28. Ojaaaa, przeczytałam w nocy całość i mam totalną pustkę w głowie. Jak mogłaś tak skrzywdzić malutką Sophie? :( przecież ona jest tak słodka i urocza, jest takim światełkiem w tunelu. Kochane dziecko. Piękna historia ale dlaczego taka smutna? Ciągle jakieś problemy i przeszkody pod nogami Hermiony, aż mi jej żal. Pięknie piszesz, masz świetny styl i dosłownie pochłania się całą twórczość :) czekam na więcej z niecierpliwością.
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Empiezo
    PS. Pod jakim adresem znajdę inne Twoje blogi, choćby skończone?
    Przy okazji zapraszam do siebie, jeśli znajdziesz czas i ochotę - http://www.dramione-by-empiezo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, taki był mój pomysł na to opowiadanie, więc postanowiłam go zrealizować. ;) Bardzo się cieszę, że spodobało Ci się moje opowiadanie, takie słowa są naprawdę bardzo, bardzo miłe.
      Moje drugie opowiadanie, skończone, to droga-do-milosci.blogspot.com jednak nie spodziewaj się zbyt wiele - dopiero zaczynałam, jeśli chodzi o pisanie, więc opowiadanie jest dość niskich lotów. :)
      Oczywiście, wpadnę do Ciebie z przyjemnością, postaram się przeczytać w najbliższym czasie wszystkie rozdziały.

      M.

      Usuń
  29. Powróciłam do tego opowiadania po kilku miesięcznej przerwie, ponieważ link do niego mi zniknął. Jednak udało się. Znów tu jestem i tego nie żałuję, bo do takich opowiadań warto wracać.
    Jak zwykle rozdział świetny.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  30. Draco jaki troskliwy...;-) Niech sobie wmawia, że nadal nienawidzi Granger ale widać na kilometr, że to uczucie juz dawno minęło. Draco zmienił się nie do poznania. Nawet on sam nie zdaje sobie sprawy jak bardzo. Nienawiść została wyparta przez inne uczucia takie jak troska, współczucie, chęć pomocy innym. Dzięki tej przemianie zasługuje na wszystko co najlepsze. A takim najlepszym czymś może być miłość. Tego brakuje mu najbardziej. Oby z wzajemnością zakochał się w Hermionie a bonusowo otrzyma miłość Sophie;-)
    pozdrawiam
    Kate

    OdpowiedzUsuń
  31. #MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki

    Pewnie nikogo nie zdziwi fakt, że najbardziej z tego rozdziału lubię scenę z opatrywaniem rany przez Draco. Było w niej coś intymnego, coś innego. On oczywiście twierdzi, że ją nienawidzi, ale czy gdyby tak było, mógłby przebywać z nią w swoim gabinecie? Wątpię ;) Więc, panie Malfoy, proszę zaakceptować fakt, że pan ją toleruje.

    Na bloga trafiłam dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”.

    OdpowiedzUsuń

Layout by Alessa Belikov