20 sie 2015

Rozdział 14

Każdy dzień biegł zaskakująco szybko, a wyjście do wesołego miasteczka zaczynało być już jedynie wspomnieniem, które z mijanymi godzinami zaczynało blaknąć. Sophie nadal je przywoływała, wspominając dobrze każdą chwilę spędzoną zarówno ze mną, jak  i Malfoyem. Gdyby kiedyś ktoś powiedziałby mi, że spędzę miłe popołudnie z Draco Malfoyem, zaśmiałabym mu się w twarz bez żadnych wyrzutów sumienia,  a teraz… teraz miałabym pewne wątpliwości.
Dni wyglądały praktycznie tak samo. Wpadałam w dziwną monotonię, z której nie było żadnego wyjścia. Ranek rozpoczynał się od porcji kolorowych tabletek i wszelkiego rodzaju witamin; wieczór kończył się tak samo. W zachowaniu Sophie dostrzegałam drobne zmiany, niepokojące mnie. Na jej małej twarzyczce coraz rzadziej pojawiał się uśmiech, a śmiech, który wcześniej był codziennością, teraz pojawiał się jedynie w specjalnych okolicznościach. Za nami była dopiero pierwsza chemioterapia, a jej skutki już mnie przerażały. Depresja była jedną z nich. Kiedy dowiedziałam się, że Sophie ma białaczkę, wydawało się nieprawdopodobnym, by mogła przestać się śmiać i uśmiechem zarażać innych ludzi… Teraz bałam się tego, co przyniesie kolejne leczenie, bo wiedziałam już, jak nieprzewidywalna potrafi być ta choroba.
Siedziałam na korytarzu w szpitalu, czekając, aż druga chemioterapia się skończy. Straciłam rachubę czasu od momentu, kiedy pielęgniarka poleciła mi wyjście z sali, w końcu i tak siedziałam tam bezczynnie, trwając przy córce. Nie byłam tam potrzebna, Sophie miała potrzebną opiekę, a patrzenie jak krople chemii powoli wpływają do jej małego ciałka było dla mnie zbyt bolesne. Byłam cholerną egoistką, dobrze o tym wiedziałam, a mimo to właśnie w tym momencie wolałam zajmować krzesło na korytarzu. Największym jednak dla mnie pocieszeniem było to, że przy tej chemioterapii Sophie jak na razie nie wymiotowała, nie męczyła się przy tym tak, jak było poprzednim razem.
Za każdym razem, kiedy wchodziłam do tego szpitala, wmawiałam sobie, że chemioterapia nie jest trucizną, a narzędziem w walce o życie mojej córki*; to pomagało, zwłaszcza teraz, gdy wszystkie włoski na główce Sophie wypadły. Zrobiłam dokładnie to, co polecił mi Malfoy, zastosowałam się do jego słów. Dziewczynka, choć długo musiałam ją przekonywać, w końcu zrozumiała. Była mądra na swój wiek, to samo stwierdził psycholog, z którym długo rozmawiałyśmy. Takie wsparcie ze strony kliniki, proponującej porady psychologiczne, było rozsądne. Sophie potrzebowała wsparcia, ale ja także, mimo że próbowałam sobie wmawiać, iż jest inaczej. Mężczyzna, który przeprowadzał z nami rozmowę, dał mi kilka rad; spisałam je nawet na kartce, jak zawsze miałam w zwyczaju. Każdego dnia miałam dawać Sophie powody do uśmiechu, wymyślać dla niej różne atrakcje, które miały wywołać na jej ustach uśmiech i choć na chwilę sprawić, by zapomniała o chorobie i złym samopoczuciu. W mojej głowie był już ułożony plan, musiałam go teraz tylko zrealizować.
─ Nie myśl tyle, Granger, to ci nie służy. ─ Usłyszałam gdzieś blisko siebie.
Poczułam, że mężczyzna, który wypowiedział te słowa, zajął miejsce tuż obok mnie. Nawet nie miałam siły, by unieść wzrok i na niego spojrzeć, dlatego w dalszym ciągu wpatrywałam się w swoje dłonie, nie zmieniając punktu obserwacji. Nie miałam ochoty dzisiejszego dnia z nim rozmawiać ani się droczyć, co w ostatnich dniach mieliśmy w zwyczaju. Nasza znajomość zbyt szybko przeskoczyła kilka etapów, które, jak mi się wydawało, ominęliśmy. Mieliśmy przecież pozostawać przy relacjach lekarz — pacjent… ta cała sytuacja coraz bardziej mnie przerażała.
─ Malfoy, nie denerwuj mnie, nie dzisiaj… ─ powiedziałam, kątem oka zerkając na blondyna.
Mężczyzna patrzył na stojącą niedaleko Megan, rozmawiającą z jednym z lekarzy. Przez jedną krótką chwilę zastanowiłam się, czy może coś ich łączy… Potem w duchu zaśmiałam się; w końcu Megan mogłaby być jego matką, najprawdopodobniej nie łączyło ich nic więcej niż przyjaźń. Zirytowana na samą siebie za takie myślenie, westchnęłam cicho, jednak nie na tyle cicho, by Malfoy tego nie usłyszał. Spojrzał się na mnie z dezorientacją, a na jego ustach pojawił się ironiczny uśmiech. Nadal z trudem przychodziło mi wyobrażenie sobie jego jako lekarza, jednak przez ostatnie dni nabrałam pewności, że Draco znajduje się na dobrym miejscu.
─ Ciebie, Granger? Gdzieżbym śmiał… ─ powiedział, jednak po chwili znacznie spoważniał, jakby pomyślał o czymś ważnym. ─ Niedługo skończy się chemia, jak wszystko będzie dobrze, będziesz mogła zabrać Sophie do domu. Potem wszystko będzie wyglądało tak, jak po pierwszej chemioterapii; co kilka dni badania kontrolne, nowa porcja leków na odporność…
─ Kolejne leki?
─ Tak ─ odparł bez chwili zastanowienia.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową, mimo że miałam ochotę zrobić coś zupełnie innego. Chciałam zaprotestować, nie pozwolić, by Sophie musiała brać następną porcję lekarstw, ale dobrze wiedziałam, że tak musi być i nie ma innego wyjścia. Wstałam z krzesła z zamiarem powrotu do sali, w której leżała Sophie, nie mogłam dłużej przebywać w jego towarzystwie. Zdecydowanie działo się ze mną coś złego. Zatrzymał mnie jednak ponownie głos Malfoya.
─ Sophie dobrze przyjęła tę chemię, nawet nie wymiotowała w porównaniu z wcześniejszą.
─ To dobrze, nie wiesz, jak się cieszę, że nie musi się męczyć ─ powiedziałam, nawet nie odwracając się do mężczyzny.
Usłyszałam, że wstaje z krzesła i staje niedaleko mnie. Zastanawiał się, co powinien mi odpowiedzieć, każda nasza rozmowa tak wyglądała. Dokładnie przemyślane i wyważone słowa, jak w teatrze, gdzie aktorzy grający na scenie nie mogą się pomylić, bo stanie się coś okropnego. Coś równie okropnego jak pomyślenie o naszej dwójce jako osobach tak samo samotnych i tak samo szukających tego czegoś.
─ Przy leczeniu mojego poprzedniego pacjenta było podobnie, był czas kiedy przyjmował chemioterapię bez problemu, a później zaczęły się komplikacje… Po prostu, Granger, musisz być przygotowana na każdą możliwość, bo taka jest ta choroba ─ nieprzewidywalna, atakuje w niespodziewanych momentach.
Przełknęłam głośniej ślinę, która zgromadziła się w moim gardle. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, iż wstrzymałam oddech, a oczy mimowolnie zacisnęłam, nie chcąc tego słuchać. Przecież wszystko musiało być dobrze, nie było innego wyjścia. Chemioterapia musiała pomóc, w końcu właśnie po to jest to leczenie, ma pomagać ratować życie ludziom. A jeśli chemioterapia nie mogła pomóc, były przecież inne sposoby leczenia, jak chociażby przeszczep szpiku… Musiało się udać, nie przyjmowałam do siebie innej wiadomości. A Malfoy miał uratować moją córkę, był dobrym lekarzem i wiedziałam, że może to zrobić. Kilka razy głęboko odetchnęłam i powoli uniosłam powieki do góry. Nie odpowiedziałam mężczyźnie; dobrze wiedział, co o tym myślę. Postawiłam pierwszy krok, a za nimi jeszcze następne, aż w końcu zniknęłam za białymi drzwiami. Nie mogłam wiedzieć, że Malfoy stał ciągle w tym samym miejscu, patrząc się na zamknięte już drzwi.
Po wejściu do sali jak zwykle uderzyła we mnie sterylność, jaka panowała w tym pomieszczeniu. Podeszłam do fotela, na którym na wpół leżała, na wpół siedziała Sophie. Jej oczka były zamknięte, spała. Była zmęczona, jednak nie byłam tym zdziwiona — w końcu chemia już się kończyła, nadszedł już wieczór, a co za tym idzie, czas wyjścia do domu. Usiadłam na krześle tuż obok dziewczynki, uprzednio zdejmując z siedzenia Rudolfa. Czekałam aż Sophie się przebudzi, jak podejdzie do mnie pielęgniarka i oznajmi skończenie chemii. Bałam się, że dziewczynka powie „boli”, a ja nie będę mogła nic z tym zrobić, oprócz zwykłego przytulenia i zapewnienia, że wkrótce wszystko będzie dobrze. Już dzisiejszego ranka musiałam ją przekonywać, by dała założyć sobie wenflon, w końcu ból trwa tylko chwilę.
Zaśmiałam się z samej siebie. Bałam się każdego dnia, każdej nocy nawiedzały mnie złe przeczucia, mimo próby wyeliminowania ich. Przymknęłam powieki na dosłownie chwilę, ale gdy otworzyłam je z powrotem, Sophie już na mnie patrzyła. Jej zielone oczy wydawały się być większe niż zazwyczaj, a może tylko mi się wydawało. Wstałam z krzesła i usiadłam na brzegu fotela, przytulając do siebie dziewczynkę. Dopiero się obudziła, nie wiedziała jeszcze do końca, co się dzieje, więc delikatnie oddała uścisk. Po kilku minutach oderwała się ode mnie i uśmiechnęła. Uśmiech na twarzy swojego dziecka, kiedy towarzyszy mu ból, jest największym darem, jaki mogłam otrzymać tego dnia.
─ Mamusiu, długo jeszcze tu będziemy? ─ zapytała dziewczynka, biorąc w swoje ręce Rudolfa i przytulając go do siebie. Nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, gdy usłyszałam za swoimi plecami męski głos, a Sophie roześmiała się na widok swojego gościa.
─ Jeszcze kilka minut i będziesz mogła wrócić do domu ─ powiedział Malfoy, a ja natychmiast odwróciłam się w stronę, z której dobiegał jego głos.
Stał przy drzwiach, niedaleko nas, opierając się o futrynę z założonymi rękami. Mogłam podejrzewać, że skoro został na korytarzu, to jako lekarz prowadzący chorobę Sophie, wejdzie do środka. Nie miałam mu jednak tego za złe, wywołał na twarzy mojej córki uśmiech, to było dla mnie najważniejsze.
─ Stacy, chemioterapia się skończyła, możesz wyjąć wenflon ─ zwrócił się do pielęgniarki, zajmującej się papierkową robotą. Kobieta kiwnęła głową i podeszła do nas. Po kilku minutach było już po wszystkim, a my mogłyśmy już wyjść ze szpitala. Kolejnego dnia czekał nas powrót na badania, ale tego dnia obie odetchnęłyśmy już z ulgą. Najpierw pomogłam Sophie się ubrać, po czym dziewczynka zeszła powoli z fotela, przy mojej pomocy.
─ Co będziemy robić dzisiaj, mamo? ─ zapytała Sophie, patrząc na mnie.
─ Dzisiaj, jak wrócimy do domu, od razu idziemy spać, jest już późno, obie musimy odpocząć.
─ A jutro co będziemy robić? ─ dopytywała się w dalszym ciągu, nie dając za wygraną.
─ Jutro będziemy oglądać bajki i wieczorem coś razem ugotujemy, co ty na to?
─ To super ─ odparła już z mniejszym zachwytem.
Wyszłyśmy z sali, uprzednio żegnając się z pielęgniarką. Na korytarzu czekał na nas wózek; wsadziłam na niego Sophie i ruszyłam powoli w stronę windy. Sophie dziwnie zamilkła, co wydawało mi się nieco podejrzane i zaczęłam się martwić. Nie potrafiłam wymazać z pamięci uśmiechu dziewczynki, kiedy zobaczyła w sali Malfoya… I wtedy zatrzymałam się w miejscu, odwróciłam w drugą stronę i palnęłam największe głupstwo, jakie kiedykolwiek mogłam zrobić.
─ Malfoy, co robisz jutro wieczorem? ─ zapytałam szybko, dobrze wiedząc, że mężczyzna wyszedł z pomieszczenia zaraz za nami.
Draco stał na środku korytarza z dłońmi włożonymi w kieszenie i przyglądał mi się z podejrzliwością. Poczułam, że na moje policzki wstępują rumieńce zażenowania. Tłumaczyłam sobie, że robię to przecież dla mojej córki, dla jej uśmiechu, jednak gdzieś w głębi mnie nadal tliła się niepewność. Usłyszałam jak Sophie z radością pisnęła i jakby nabrała sił, ponieważ usłyszałam, jak odwraca się w naszą stronę. I staliśmy na korytarzu, a ludzie przechodzący obok mijali nas, nie zwracając większej uwagi na naszą trójkę. Czekałam, aż mężczyzna odpowie cokolwiek, rzuci kąśliwą uwagę, jednak on jedynie stał i patrzył się na mnie. W końcu, kiedy wydawało mi się, że minęła cała wieczność, odezwał się.
─ Granger, czy ty mi składasz jakieś niemoralne propozycje? ─ Przekręciłam oczami i westchnęłam w geście irytacji. Mogłam się spodziewać takiej odpowiedzi, w końcu to nadal ten sam Malfoy, który swoimi uwagami potrafił w Hogwarcie uprzykrzyć życie wszystkim.
─ Nie, po prostu pytam, jak normalny człowiek, co robisz jutro wieczorem.
─ A co, jeśli odpowiem, że nie mam większych planów?
─ Wtedy zapytałabym, czy nie chciałbyś przygotować z Sophie i… z Sophie i ze mną kolacji, Sophie byłaby bardzo szczęśliwa i przyczyniłbyś się do uśmiechu dziecka… ─ powiedziałam na jednym wdechu.
─ A gdybym odpowiedział, że ewentualnie mogę skorzystać z tej propozycji?
─ Sophie i powiedzmy, że ja też, byłaby bardzo szczęśliwa, a może nawet dostałbyś z tej okazji laurkę, jeśli zachowywałbyś się odpowiednio.
─ Sugerujesz, że czasami potrafię zachowywać się nieodpowiednio?
─ Nie, ja nic nie sugeruję, tylko… ─ mówiłam, marszcząc brwi. Ta rozmowa była naprawdę niedorzeczna i mało brakowało, żebym w końcu zaczęła chichotać. Sophie przyglądała nam się z ciekawością, czekając na dalszy ciąg rozmowy.
─ Doktorze Malfoy, przepraszam za przerwanie rozmowy, ale jest pan pilnie proszony na konferencję, zaczęła się już jakiś czas temu i ordynator… ─ przerwała naszą rozmowę Megan, która nagle pojawiła się praktycznie znikąd.
Potrząsnęłam w rozdrażnieniu głową i zrobiłam mały krok w tył, jakby wycofując się z rozmowy. Malfoy kiwnął w odpowiedzi głową, po czym przeniósł z powrotem swój wzrok na mnie i Sophie. Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech, sama już nie wiedziałam, czy był on prawdziwy czy wymuszony. Jeśli tylko mogłabym, cofnęłabym się w czasie, by nie dopuścić w ogóle do zapytania mężczyzny o wolny wieczór.
─ Ale ja nic nie gotuję, chyba że naleśniki ─ powiedział, zanim odwrócił się i pozostawiwszy mnie samą z burzą myśli, odszedł.
Wpatrywałam się jeszcze przez jakiś czas w jego oddalającą się sylwetkę, dopóki nie zniknął za zakrętem. Przez kilka kolejnych sekund stałam w miejscu, pogrążona we własnych myślach. Nie rozumiałam tego, co przed chwilą się stało, chociaż tak naprawdę to ja byłam sprawczynią całej sytuacji. Malfoy zgodził się przyjść na kolację. Nie potrafiłam pojąć, co działo się ze mną w ostatnich dniach. Moje zachowania często były czysto spontaniczne, a przecież zwykle wszystko musiałam kilka razy przemyśleć, dobrze przeanalizować; nie poznawałam już samej siebie. Do czego byłam jeszcze zdolna w walce o życie mojego dziecka?
Odwróciłam się w stronę Sophie, patrzącej na mnie z wyczekiwaniem; na jej drobnej buzi można było wyczytać radość. Nigdy nie podejrzewałabym, że Malfoy może być powodem do szczęścia dla mojej córki.

Pięć dni po porodzie wyszłam ze szpitala. Pierwsze trzy dni były dobre. Kolejny tydzień już nie.
Następny dzień z rzędu musiałam wnosić wózek po schodach, nawet nie licząc na pomoc ze strony sąsiadów. Byłam na tym osiedlu nowa, wszyscy zastanawiali się, co w tym miejscu robi młoda dziewczyna z maleńkim dzieckiem, zupełnie sama. Przyglądali się z ukrycia, naiwnie sądząc, że nie widzę rzucanych mi wrogich spojrzeń.
Cicho syknęłam, czując rwący ból w dolnej partii pleców, jednak miałam do pokonania jeszcze kilka schodków, musiałam dać radę. Mała dopiero przed chwilą zasnęła, nie chciałam jej obudzić, zwłaszcza że kilka ostatnich dni było dla nas prawdziwym wyzwaniem. Nie spodziewałam się, że bycie matką będzie tak trudnym zadaniem i będzie kosztowało mnie wiele wyrzeczeń. Może wszystko byłoby prostsze, gdyby ktoś był przy mnie i wspierał, jednak byłam sama i sama musiałam sobie radzić. Kolejne nieprzespane noce, płacz ze zwykłej bezsilności; to była codzienność, w której zaczynałam się gubić.
Wreszcie weszłam na swoje piętro, po kilku minutach walki z ciężkim wózkiem. Odsapnęłam, zupełnie wykończona i spojrzałam na śpiącą córeczkę w gondoli. Teraz była taka spokojna, na jej małych ustach malował się niewielki, zupełnie nieświadomy uśmiech. Zastanawiałam się, ile ten stan będzie trwał. Pchnęłam wózek do przodu i ruszyłam wzdłuż korytarza, w kierunku swojego mieszkania. Wyszukałam w torebce klucz, a następnie przekręciłam go w drzwiach, otwierając je przy tym. Cicho wjechałam wózkiem do środka, próbując nie zbudzić mojej kruszynki. Nawet nie zamknęłam za sobą drzwi, od razu ruszyłam do jej pokoiku, aby tam mogła spokojnie spać. Skradałam się jak na paluszkach, byle tylko jej nie obudzić. Teraz była wrażliwa na każdy dźwięk, a przez pierwsze dni po porodzie mogłam robić przy niej dosłownie wszystko. W aktualnych dniach włączenie pralki, a co dopiero odkurzacza, graniczyło z cudem.
Pokoik był mały, jednak mieściły się w nim najważniejsze dla dziecka rzeczy. Łóżeczko, komoda i bujany fotel, z którego i tak nie korzystałam. Niczego więcej do tej pory nie potrzebowałam, dopiero w późniejszych latach pokoik był stopniowo uzupełniany, w końcu potrzeby Sophie z biegiem lat zmieniały się. Dzięki ścianom, w kolorze bladego różu, od razu było wiadome, że jest to pokój dla dziewczynki. Największą dla mnie obawą było wychowanie Sophie na dobrego i mądrego człowieka, radzącego sobie w każdej chwili, niezależnie od tego, co się działo. Obawiałam się, iż nie podołam temu zadaniu.
Wyszłam z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Dopiero w tej chwili odetchnęłam, mała nadal spała, chociaż byłam pewna, że i tak ten stan nie potrwa długo. Teraz miałam jednak kilka chwil dla siebie; zamknęłam dobrze drzwi wejściowe i zdjęłam buty. Od razu ruszyłam w stronę kuchni, w moim brzuchu głośno burczało, więc musiałam coś natychmiast zjeść. Otworzyłam lodówkę, po czym cicho jęknęłam ─ przez ostatnie dni, w ciągu których Sophie praktycznie ciągle płakała przez nieustające kolki, kompletnie zapomniałam o uzupełnieniu jedzenia. W jednej z półek dostrzegłam mleko, więc postawiłam na zwykłą owsiankę, w końcu płatki owsiane miały swoje stałe miejsce w moim mieszkaniu. Wyjęłam z szafki niewielki garnek i wstawiłam mleko. Przy okazji musiałam naszykować mleko dla Sophii, ponieważ byłam pewna, że gdy się obudzi, będzie już głodna. Wstawiłam dla siebie wodę na herbatę, a z szafki wyciągnęłam kubek. Kiedy zauważyłam bulgoczące już mleko i chciałam je szybko wyłączyć, przez przypadek strąciłam szklane naczynie. W całym mieszkaniu rozległ się głośny trzask tłuczonego szkła, a ja zacisnęłam mocno powieki, nawet nie ruszając się z miejsca. Po kilku sekundach dało się już słyszeć dziecięcy płacz. Westchnęłam cicho i ruszyłam w stronę pokoju, które kilka minut temu opuściłam.
─ Ciii… ─ mówiłam, bujając wózek i próbując uspokoić płaczące niemowlę.
Płacz jednak nie cichł, a wręcz wydawało mi się, iż rósł na sile. Od kilku dni takie sytuacje zdarzały się bez przerwy. Miałam wrażenie, że Bóg właśnie w tych momentach otwarcie śmieje mi się w twarz, jakby chciał pokazać, że nie nadaję się do roli matki. W końcu skapitulowałam i wzięłam dziewczynkę na ręce. Nie chciałam jej rozpieszczać już od początku, ale teraz nie miałam innego wyjścia. Bałam się już co myślą o mnie sąsiedzi, ponieważ miałam wrażenie, że płacz małej jest słychać na całym osiedlu.
Chodziłam od ściany do ściany, od pokoju do kuchni, salonu i z powrotem... Nie wiedziałam, co jej było, ciągle płakała, a ja nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić. Nie miałam dużego doświadczenia jeśli chodziło o opiekę nad niemowlętami, gdy byłam mniejsza, przyglądałam się jedynie jak rodzina opiekuje się swoimi pociechami. Trzymałam maleństwo już w każdej pozycji, klepałam delikatnie po brzuszku, naiwnie sądząc, że to kolka, nuciłam cichą melodię, zagłuszaną i tak przez płacz kruszynki. W końcu się poddałam; usiadłam na swoim łóżku, przytulając do siebie dziewczynkę. W moich oczach już od dawna lśniły łzy i tylko czekałam na odpowiednią chwilę, by dać ujście emocjom.
─ Co ja mam zrobić, Sophie? Pomóż mi jakoś, daj wskazówkę, tylko już nie płacz ─ powiedziałam łamiącym się głosem, głaszcząc główkę córki.
Nie spodziewałam się, że to coś da, jednak kiedy płacz umilkł i został zastąpiony przez miarowe oddychanie, odetchnęłam z ogromną ulgą. Uśmiechnęłam się do dziewczynki, wycierając przy okazji skrawkiem bluzy spływające z policzków łzy. Mała wpatrywała się we mnie swoimi dużymi oczami, nadal pełnymi łez. Płakałyśmy obie i może właśnie to doprowadziło do uspokojenia. Dokładnie w tym momencie  zdałam sobie sprawę z tego, iż dam sobie radę bez względu na wszystko. Najważniejsza istotka, którą trzymałam w rękach, była dla mnie całym światem, dobrze to wiedziałam. Nie potrafiłabym zamienić życia, jakie miałam, na inne, nie mogłam zrezygnować.

─ Mamo, jedziemy już? ─ powiedziała cichym głosem Sophie, odwracając moją uwagę od myśli.
Tamten czas, mimo że był dla mnie trudny, należał do jednych z najlepszych w moim życiu. Każdego dnia uczyłam moją córkę życia, przekazywałam odpowiednie wartości i starałam się spełniać w roli matki jak najlepiej. Dlatego kiwnęłam twierdząco głową, wypierając z siebie dawne wspomnienia oraz myśli o Malfoyu. Musiałam zacząć żyć teraźniejszością, ponieważ dopóki nie stąpałam twardo po ziemi i nie myślałam rozsądnie, nie poznawałam samej siebie — idealnym przykładem było zaproszenie Draco Malfoya na kolację.

Z konferencji, w której brałem udział, wyszedłem wściekły. Nie miałem pojęcia po co im tam byłem, skoro i tak nie pozwalali mi dojść do słowa, wyrazić swojego zdania na temat nowego leczenia. Nie zgadzałem się z nim, było zbyt ryzykowne dla naszych pacjentów, ponieważ jego skutki nie były do końca znane  ─ nikt nie powinien tak ryzykować, nikt nie powinien igrać z ludzkim życiem, kosztem innych osób. W mojej głowie już od dawna pojawiała się co jakiś czas myśl, aby zmienić pracę na inną, lżejszą; pracę, która nie wymagałaby ode mnie tak dużego poświęcenia. Miałem jednak wrażenie, że powinienem zostać i jestem to winny nie tylko samemu sobie, ale też innym ludziom, ofiarom Bitwy o Hogwart. To było bardziej zawiłe niż ktokolwiek mógł sobie wyobrazić ─ sam często nie rozumiałem samego siebie i trudno było mi zrozumieć niektóre zachowania. Takim nieprzemyślanym przykładem było przyjęcie propozycji kolacji. Gdzie podziała się granica lekarz – pacjent, której nigdy nie przekraczałem i dokładnie o to dbałem?
Zachowywałem się żałośnie: stwierdziłem w duchu, nawet nie próbując się usprawiedliwiać. Nie usiłowałem być przy Granger wredny, niemiły, jak przed laty; wydawałem się być zupełnie innym człowiekiem i nie potrafiłem znaleźć na to wytłumaczenia. Przy dzieciach ze szpitala było normalne, że musiałem trzymać swoje emocje na wodzy, zachowywać powagę, co nie było szczególnie trudne, jednak przy niej… przy niej też chciałem pokazywać lepszą wersję siebie. Nie chciałem być tym Draco, którego ona pamiętała, pragnąłem być kimś innym w jej oczach. Sam nie wiedziałem, czemu mi na tym zależało. Nigdy nie znalazłem się w podobnej sytuacji; oprócz jednego związku z Astorią Greengrass, który otworzył mi oczy na kilka spraw i dzięki któremu pojąłem, czym jest prawdziwe uczucie. Kochałem ją, dobrze to wiedziałem, tyle że nie potrafiłem do końca tego pokazać. Byłem skomplikowanym człowiekiem z równie skomplikowaną przeszłością.
Wszedłem do swojego gabinetu, siadając po chwili za biurkiem. Zostały mi jeszcze dwie godziny do końca dyżuru. Miałem nadzieję, że ten czas minie mi jak najszybciej, ponieważ nie miałem ochoty dłużej siedzieć dzisiejszego dnia w klinice. Nadal byłem zirytowany sytuacją, jaka niedawno miała miejsce.
Otworzyłem teczkę jednego z moich pacjentów i przejrzałem od początku całą dokumentację. Sprawa była już zamknięta, jednak nadal do niej wracałem. Nie potrafiłem dać sobie z nią spokoju, przeglądałem wszystkie badania po chemioterapii, nawet te robione w jej trakcie; coś ciągle mi nie pasowało. Henry nie powinien umrzeć, a ja miałem wrażenie, że zmarł przeze mnie, że któreś leki zadziałały nie tak jak powinny. Jako lekarz prowadzący jego chorobę powinienem wszystko zauważyć, a tymczasem Henry... nie żył.
Kontynuowałem przeglądanie kolejnych papierów, robiąc od razu w nich porządek. Od długiego czasu nie wracałem do poprzednich spraw; często nie potrafiłem, patrząc na końcowe rezultaty. Zdarzały się jednak i takie przypadki, w których to choroba przegrywała, dając maluchom szansę na normalne życie. To było dla mnie pewnego rodzaju dowodem, iż może naprawdę nadaję się do tej pracy i znajduję się na odpowiednim stanowisku w odpowiednim czasie. 
─ Draco, czemu mi nic nie powiedziałeś? ─ Głos Megan przywołał mnie do rzeczywistości.
Podniosłem wzrok na kobietę, która wpatrywała się we mnie przymrużonymi oczami. Po ostatnich przejściach, jakie zostały jej zafundowane, nie było już śladu. Jej mąż nie dawał już żadnych znaków, ale obawiałem się, że to cisza tylko przed burzą. Nie wiedziałem, co planuje, nawet nie mogłem tego przewidzieć jedyne co mogłem zrobić, to trwanie przy Megan i zapewnienie jej poczucia bezpieczeństwa. Megan nadal przebywała w moim mieszkaniu, sam ją w pewnym stopniu do tego przekonałem. Teraz stała w drzwiach, z założonymi na biodrach rękoma, czekając aż odpowiem. 
─ A o co ci dokładnie chodzi? ─ zapytałem, wracając  z powrotem do pracy. Usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi i szurnięcie odsuwanego krzesła. Po kilku chwilach pielęgniarka siedziała naprzeciwko mnie, wpatrując się we mnie z wyczekiwaniem. Przewróciłem oczami, przerywając układanie dokumentów. Wstałem ze swojego fotela i podszedłem do okna, otwierając je. W gabinecie było nadzwyczaj ciepło, potrzebowałem powiewu świeżego powietrza. 
─ Dobrze wiesz, o co chodzi, Draco, nie udawaj niewinnego. Hermiona, mama Sophie, zapytała, czy masz wolny wieczór! Co prawda pod pretekstem uszczęśliwienia dziecka, jednak nie zmienia to faktu, że coś zaczyna się dziać... Nie rób takiej miny, dobrze wiesz, że jest przerażająca. Ale wracając do tematu: sam się przekonasz i jeszcze wspomnisz moje słowa, zobaczysz. 
─ Jeśli coś się dzieje, to chyba z tobą, Megan. Nie sądzisz, że czas zainwestować w aparat słuchowy i lepsze okulary? Jak zwykle coś ci się przesłyszało i jeszcze w dodatku przewidziało. Starzejesz się, kobieto, czas się pogodzić z tym... Auć, to bolało! ─ krzyknąłem, rozmasowując czubek głowy, w który zostałem trafiony przez temperówkę. ─ A jakbyś uderzyła mnie w oko?! ─ zapytałem głośniej niż początkowo planowałem. Z niewielką złością odrzuciłem temperówkę na biurko, zostawiając zemstę na inną okazję. Stanąłem od Megan w niewielkiej odległości, nie chcąc zostać jeszcze czymś rzuconym. 
─ Nie uderzyłabym cię w oko... Przecież widzę, gdzie celuję! A mój wzrok i słuch ma się bardzo dobrze, jest idealny, więc możesz się już odczepić. Teraz spokojnym krokiem odejdę, ale wrócę i znowu będę cię męczyć swoim gderaniem, to będzie twoja kara za ten aparat słuchowy i okulary. Nie przystoi, Draco, wypominać kobiecie wieku, już wiesz do czego możesz doprowadzić przez tak nieumyślne słowa ─ powiedziała z niewielkimi przerwami.
Była tak zajęta swoją wypowiedzią, że nie miałem serca, aby jej przerywać. Kiedy skończyła zaczerpnęła powietrza, jakby zmęczona ciągłym mówieniem. Wstała z krzesła i ruszyła w stronę wyjściowych drzwi. Odwróciła się dopiero, gdy miała już zamknąć za sobą drzwi, spojrzała przenikliwym wzrokiem w moje oczy i odeszła. Mimo że była osobą ciekawską, szanowała moją prywatność; wiedziała, że gdybym chciał, powiedziałbym jej wszystko, co chciałaby usłyszeć. To byłoby jednak zbyt proste. Bo życie ze mną nie było łatwe, o czym Megan niejednokrotnie już się przekonała, a jednak nadal była.

Kolejny dzień minął mi szybciej, niż mógłbym się spodziewać. Z każdą godziną przybliżałem się coraz bardziej do wyjścia na zaplanowaną kolację. Ciągle męczyły mnie wyrzuty sumienia, że zostawiam Megan samą, jednak ona sama zabroniła mi zostać i rozkazała iść. W końcu skapitulowałem, dobrze wiedząc, że i tak jestem na straconej pozycji.
Wychodząc ze szpitala, czułem się dziwnie. Po raz drugi, od kiedy mieszkam w tym mieście, wychodziłem gdzieś po pracy i nie była to restauracja. Za pierwszym razem byłem w wesołym miasteczku, razem z Granger i małą Sophie. Teraz również miałem spędzić z nimi wolny czas. Była to dla mnie nowość, bo od kiedy Granger przyjechała do Denver, moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Byłem zdezorientowany, sam nie wiedziałem, co o tym sądzić ─ cieszyć się czy wręcz przeciwnie, widząc, jak zmienia się moje życie, dotąd idealnie poukładane?
Wyszedłem z samochodu, zamykając drzwi na kluczyk. Kamienica, przed którą stałem, nie była duża, a z zewnątrz nie zachwycała swoim wyglądem. W środku prezentowała się zaś zupełnie inaczej, była odnowiona. Wszedłem do klatki, zaczynając wchodzić po schodach. Po drodze minąłem starszego pana, wychodzącego na spacer ze swoim psem. Mężczyzna zlustrował mnie dokładnie wzrokiem, najwyraźniej zastanawiając się do kogo przyszedłem.
Trzydzieści jeden, trzydzieści dwa, trzydzieści trzy i… jest, trzydzieści cztery ─ odliczałem w myślach numery mieszkań. Dotarłem na miejsce, stałem przed drzwiami domu, do którego zostałem zaproszony, ale teraz, w tym jednym momencie, chciałem się wycofać. Gdybym jednak zrezygnował, wyszedłbym na tchórza, martwiącego się jedynie o siebie. Musiałem przekroczyć tę granicę, aby udowodnić samemu sobie kilka ważnych dla mnie spraw. Dlatego nie zawahałem się więcej, gdy zapukałem do drzwi. W mieszkaniu nagle rozległ się radosny pisk, po czym usłyszałem karcący głos Granger „Sophie, nie krzycz, bo gość się przestraszy” ─ już w tym momencie mogłem sobie wyobrazić, że na twarzy kobiety pojawił się uśmiech.
Minęło zaledwie kilka sekund, kiedy usłyszałem szczęk otwieranych drzwi, a zza nich wychyliła się mała postać Sophie. Dziewczynka miała założoną na główkę różową czapeczkę; Granger wiedziała już co robić. Nie zdążyłem się nawet przywitać, gdy drzwi otworzyły się na oścież, a w nich pojawiła się postać… Granger. Sophie musiała naprawdę wziąć na poważnie nasze spotkanie, ponieważ sama miała na sobie różową, jak jej czapka, sukienkę, a Hermiona… choć nie chciałem tego przed sobą przyznać, wyglądała pięknie, inaczej niż zwykle. W niczym nie przypominała siebie ubranej w rozciągnięte swetry, niedbale spiętych włosach, gdy właśnie tak zazwyczaj pojawiała się w szpitalu. Nie było to dziwne, dla każdej matki, mającej chore dziecko, wygląd był mało ważny. Teraz jednak byłem w kompletnym szoku. Z moich ust nie wypłynęło żadne powitanie ─ po prostu patrzyłem.
─ Malfoy, zaciąłeś się? ─ zapytała Granger, przekrzywiając głowę na bok i przypatrując mi się z uwagą.
─ Nie…
─ Chodź, pokażę ci moje zabawki! ─ krzyknęła nagle Sophie, nie dając mi dokończyć. Złapała moją dłoń i pociągnęła mnie do środka.
Granger zaśmiała się głośno, widząc moje zdezorientowanie i przesunęła się na bok, robiąc mi miejsce. Zostałem wprowadzony przez dziewczynkę do jej małego pokoju. Jak na fakt, że wprowadziły się do tego mieszkania niedawno, pokój był już kompletnie urządzony. Było w nim wszystko, czego małe dziewczynki mogą potrzebować ─ zabawki, kuchenka dziecięca, stolik, a przy nim dwa krzesełka.
─ Musisz usiąść na podłodze ─ powiedziała Sophie poważnym głosem, jakby ta sprawa była najważniejszą na świecie; i może rzeczywiście tak było.
Zrobiłem to, co powiedziała, nawet nie próbując odmówić. Sophie pokazywała mi każdą zabawkę z osobna i wszystko o niej mówiła – jak się nazywa, przedstawiała mi całą rodzinę danego misia lub lalki, a ja z uwagą wszystkiego wysłuchiwałem, pytając się od czasu do czasu o jakieś rzeczy. W tych momentach na jej twarzy pojawiało się zamyślenie, aż w końcu odpowiadała, tłumacząc mi wszystko od początku.
─ W ogóle nie znasz się na misiach ─ podsumowała w końcu, kiedy szliśmy w kierunku kuchni. Granger już nas zawołała, mieliśmy pomóc jej z deserem.
Kolacja była już w piekarniku, więc lada moment mieliśmy zacząć jeść. Sophie pobiegła przede mną, a ja powoli ruszyłem w tym samym kierunku, co ona. Wszedłem do kuchni; Granger miała na sobie fartuch kuchenny, co wyglądało dość śmiesznie ─ starannie spięte włosy, poważna sukienka, a do tego fartuch. Ten widok był jednak nadzwyczaj normalny. Wspólny widok Granger z córką mieszających razem ciasto na ciasteczka, był tak realistyczny.
─ Malfoy, dla ciebie naszykowałam śmietanę do ubicia ─ powiedziała kobieta, uśmiechając się wrednie, jakby rzucała mi wyzwanie.
─ Dzięki wielkie, Granger, ale za szkody, jakie wyrządzę, nie odpowiadam ─ odparłem, mrużąc oczy. Podwinąłem rękawy koszuli i zabrałem się za przygotowywanie śmietany. Czułem na sobie jej wzrok, jednak ja nie poddawałem się; ciągle mieszałem białą substancję, chcąc uzyskać odpowiednią konsystencję. Po paru chwilach śmietana zaczęła przypominać swoją postać. Granger zerknęła mi przez ramię, trzymając na rękach Sophie, i zagwizdała z uznaniem. Odwróciłem się w jej stronę, rzucając wyzywające spojrzenie.
─ No i co, Granger, myślałaś, że sobie nie poradzę? ─ zapytałem; byłem naprawdę z siebie dumny. Do moich sukcesów w gotowaniu, oprócz naleśników, mogłem także dodać ubicie śmietany.
─ Zawsze wierzyłam w twoje umiejętności, Malfoy. Jeśli sprawi ci to radość, powiem, że jestem w minimalnym stopniu dumna, ale tylko minimalnym.
─ Ja jestem bardzo dumna ─ powiedziała Sophie, głośno klaszcząc. Podziękowałem skinięciem głowy, cicho się śmiejąc. W tym też momencie, przerywając niezręczną chwilę, piekarnik zapikał, oznajmiając, że kolacja jest już gotowa. ─ Draco, usiądziesz obok mnie?
─ Jasne ─ odparłem, nie wahając się. Pomogłem wejść dziewczynce na krzesło i od razu przysunąłem ją bliżej stołu. Sam zająłem miejsce tuż obok niej. Granger w tym momencie nakładała kolację na talerze. Co kilka sekund zatrzymywałem swój wzrok na kobiecie; przyglądałem się jej stanowczym ruchom i zdecydowaniu, jakie prezentowała. Jedynie w szpitalu wydawała się całkowicie zagubiona.
 ─ Kolację podano ─ oznajmiła, stawiając przede mną i przed Sophie talerze. Sama nie usiadła jeszcze do stołu, tylko wstawiła ciasteczka do piekarnika, aby były już gotowe, kiedy skończymy jeść. Zerknąłem na zegar, wiszący na ścianie; czas leciał jak szalony, dochodziła już godzina siódma, chociaż wydawało mi się, że dopiero niedawno przyszedłem.
Zaczęliśmy jeść. Jedynym odgłosem, innym od uderzania sztućców o talerze, była cicha muzyka, płynąca z radia. Stół został pięknie naszykowany. Było widać, że Granger postarała się, aby Sophie tego wieczora była najszczęśliwszym dzieckiem w Denver. I chyba jej się to udało, ponieważ dziewczynka uśmiechała się ciągle, patrząc raz na mnie, a raz na swoją mamę. Żadne z nas nie odważyło się przerwać ciszy. Cisza nie krępowała nas, czułem się w niej dobrze; czasami jest ona lepsza od jakichkolwiek słów. Nagle Sophie zeszła z krzesła i wybiegła z kuchni. Spojrzałem na Granger, a ona na mnie, najwyraźniej nie rozumiejąc, co się właściwie przed chwilą wydarzyło.
─ Sophie, prawie nic nie zjadłaś, proszę tutaj wrócić! ─ powiedziała głośniej Granger, przestając jeść. Nasłuchiwała co dzieje się w pokoju obok. Zaczęła wstawać, kiedy zza ściany wyjrzała dziewczynka, trzymając pod ręką swojego misia.
─ Nie mogę już, mamusiu ─ odparła i z powrotem zniknęła, zapewne chowając się w swoim pokoju. Hermiona westchnęła. Było po niej widać, że jest zmęczona, chociaż nie tak bardzo, jak wcześniej, kiedy przyjechała z Sophie do Denver. Już bardziej zwracała uwagę na swoje zdrowie.
─ Nie mam już do niej siły, od wczorajszego dnia praktycznie nic nie chce jeść… Co ja mam robić? Mam biegać za nią po całym domu z talerzem czy na razie odpuścić, aż sama zacznie chcieć jeść? Czytałam, że nie można zmuszać dzieci do jedzenia po chemioterapii, jeśli nie mają apetytu, ale przecież musi coś jeść, bo opadnie z sił… ─ mówiła na jednym wydechu.
─ Masz rację, jednak nie możesz jej tak pozwalać przejmować nad sobą kontrolę. Jesteś jej matką i tak się zachowuj.
─ Tak, wiem… Dzisiaj już jej odpuszczę, może później sama zgłodnieje i będzie chciała coś zjeść. Jest strasznie uparta, nie mogę jej nic przetłumaczyć, bo i tak stawia na swoim. Nie wiem po kim to odziedziczyła.
─ To oczywiste, że po tobie. W niektórych chwilach jesteś tak samo uparta.
─ Nieprawda, Malfoy ─ odparła, wstając z krzesła i zbierając puste już talerze po kolacji. Włożyła je do zlewu. Zanim ponownie usiadła, sprawdziła w jakim stanie są ciasteczka; czy są już gotowe.
─ Właśnie, że prawda. W Hogwarcie zawsze stawiałaś na swoim, a jak ci się nie udawało, i tak wymyślałaś coś razem z Potterem i Weasleyem. Nie lubisz porażek, ale chyba nikt, kogo znam, jej nie akceptuje.
─ Nie mów tyle, Malfoy ─ powiedziała ─ od twojego paplania naprawdę można dostać migreny. Napijesz się wina? Mam czerwone półwytrawne, słodkie…
─ Jestem samochodem, więc muszę niestety z przykrością odmówić. Chciałaś mnie upić, co, Granger?
─ Jasne, to było moim priorytetem od kiedy wszedłeś do mieszkania i zacząłeś się bawić z Sophie. Swoją drogą, jest tobą zachwycona, zupełnie nie wiem czemu. Co masz takiego, że przyciągasz do siebie dzieci? Sophie po ostatnim wyjściu do wesołego miasteczka ciągle o tobie mówiła, a patyk od waty cukrowej, którą jej kupiłeś, nadal leży na szafce i co zabawniejsze, nie pozwala mi go wyrzucić.
─ Jesteś zazdrosna o swoją córkę? Spokojnie, nie ukradnę ci jej, jest w ciebie zbyt zapatrzona, żeby mi się to udało. Kocha cię ponad wszystkie misie i lalki, jesteś dla niej najważniejsza na świecie ─ mówiłem. Piekarnik, po raz drugi dzisiejszego dnia, nieznośnie zapikał. Granger zaczęła już wstawać z krzesła, jednak uprzedziłem ją. ─ Czekaj, ja to zrobię. ─ Na swoją dłoń założyłem kuchenną rękawicę, by się nie oparzyć, po czym wyciągnąłem blachę z gotowymi ciasteczkami. Unosiła się jeszcze nad nimi gorąca para. Postawiłem tacę na blacie; zapomniałem jedynie, że tylko jedną dłoń pozostawiłem bez żadnego ochronienia; kiedy chciałem przesunąć blachę, by nie spadła, poparzyłem się. Zakląłem pod nosem, zwracając na siebie uwagę Granger. Hermiona zaczęła się śmiać.
─ Szybko pod wodę! Żeby nie zrobiły się bąble ─ powiedziała, wstając od stołu i dochodząc do mnie. Złapała moją dłoń i pociągnęła w stronę zlewu, aby schłodzić ranę zimną wodą. ─ Jesteś ciamajdą, Malfoy ─ oznajmiła, nadal przy mnie stojąc. ─ Boli?
─ Nie, już mniej… Role się odwróciły, co nie, Granger? Niedawno to ja opatrywałem ci rękę. ─ Na jej policzki wstąpiły rumieńce, co próbowała ukryć, schylając głowę w dół. Ja jednak zdążyłem to zauważyć. Była taka niska, a jednak wielka, bo odwagą przewyższała wiele ludzi. Oczywiście nigdy nie przyznałbym tego głośno, wolałem pozostawić te myśli dla siebie.
─ Czekaj, pójdę po maść na oparzenia. ─ Tak jak powiedziała, tak też zrobiła. Szybko jednak wróciła z powrotem, ponieważ już po chwili stała przy mnie i delikatnie nakładała lek na niewielką ranę. Między nami panowała cisza, działo się coś dziwnego, czego żadne z nas nie chciało przerywać. Szybko staliśmy się sobie bliscy, za szybko, jednak nie chcieliśmy tego przerywać; przynajmniej tak myślałem. ─ No, i gotowe.
─ Dziękuję ─ odparłem cicho.
Jej dłoń nadal znajdowała się na mojej. Była ciepła, miła w dotyku. Moje serce biło szybciej niż powinno, jednak nie przejmowałem się tym, ponieważ wszystko było w porządku. Było w porządku do czasu, kiedy usłyszeliśmy huk dochodzący z pokoju obok. Granger spojrzała na mnie wielkimi oczami i pobiegła pierwsza, a ja zaraz za nią. Gdy dobiegłem do pokoju, Hermiona klęczała na podłodze, przy Sophie. Widziałem trzęsące się ręce kobiety. Odwróciła się w moją stronę zupełnie bezradna, jednak ja już byłem przy nich.

─ Dzwoń na pogotowie, Granger, szybko!

69 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Jak się cieszę, że Sophie coś się dzieje! Cieszę się, że wyszłaś już z początkowej fazy informacyjnej, a relacje między Draco a Hermioną zaczynają się delikatnie zmieniać. Takie rozmowy, jakie przeprowadzają teraz, są dla mnie idealne. Nie czekam nawet na jakieś romantyczne wstawki, dialogi pełne sarkazmu są czymś, co uwielbiam.
      Rozdział jest długi, jestem najszczęśliwsza na świecie. Czytałam go prawie pół godziny. Ale ja z reguły wolno czytam, żeby wczuć się w postać. Dobrze, że na samym końcu narracja należała do Dracona. Mam teraz obraz, co dzieje się w jego głowie: Hermionę już mniej więcej znam. Wiem, że siebie oszukuje. W końcu nie zaprosiła Malfoya tylko dla Sophie. Może nie lubi go w pełnym wymiarze tego słowa, ale toleruje, szanuje… A to już coś. Poza tym, Malfoy zręcznie wywołuje na twarzy Sophie uśmiech, więc Hermiona, chce czy nie chce, musi go w końcu polubić. Nieważne kiedy, za jeden rozdział, za pięć. Polubi go! Sophie będzie nie zadowolona z jego nieobecności, więc Hermiona go potrzebuje. W takiej sytuacji śmierć Sophie jest mi nie na rękę.
      Powiem Ci, że to jest twój najlepszy rozdział. Przez twoje opisy mam poobgryzane do krwi usta i wyglądam trochę zabawnie… Dialogi też są świetne, lubię je u Ciebie, chociaż nie przeczę, że widać, że ciągnie Cię do rozległych, pięknych opisów. Ten rozdział czytało mi się najlepiej ze wszystkich, ale koniec pochlebstw.
      Ach, no i Megan. Jestem ciekawa kiedy Draco z nią porozmawia o Hermionie - mam nadzieję, że wtedy, by się jej poradzić, kiedy już będzie zdezorientowany całą sytuacją. Jestem okrutna, ale lubię pogmatwane uczucia bohaterów. I nie jestem pewna czy scenariusz nie byłby lepszy, gdyby Sophie przeżyła, czy nie.
      Mam wrażenie, że zakończenie będzie smutne. Nie wiem czy się z tego cieszyć, zobaczymy. Przecież do zakończenia jeszcze długa droga. Ale gdybyś chciała mi zdradzić zakończenie, to wiesz gdzie mnie szukać. :)) (Mam nadzieję, że się na mnie za tamto nie gniewasz, haha).
      Do następnego!
      PS Kiedy piszesz z perspektywy Hermiony, bardzo mi ona przypomina pewną osobę… Może Ciebie?

      Usuń
    2. Ja też się cieszę, że powoli zaczynam wychodzić z tej części opowiadania "wprowadzającej" i rzeczywiście coś zaczyna się dziać. Haha, te wstawki zaczynają już się pojawiać! To chore, ale nie potrafię tego powstrzymać, czuję, że to musi już się znaleźć w rozdziale, bo inaczej będzie niekompletny.
      Tak, jeszcze nie były opisane takie wydarzenia z nimi w roli głównej z perspektywy Draco. Raczej starałam się pisać od Hermiony, chociaż w tym rozdziale przysporzyła mi ona wiele trudności. Strasznie się martwię, że kiepsko wychodzi mi relacja Sophie z Draco, a chcę żeby było... naturalnie. Żeby ich rozmowy tak wyglądały.
      Ten rozdział na pewno nie jest najlepszy, haha. Można powiedzieć, że powstawał w mękach, ale kiedy wczoraj się wzięłam, zmusiłam, dalej poszło już z górki.
      Tak, jesteś okrutna! Żeby tak się bawić bohaterami, co to ma być. :< Jakie zakończenie... hyhy, to wiem już tylko ja! Jedno wiem - będzie super.
      Dziękuję za komentarz i tyle miłych słów!

      M.

      Usuń
  2. Nie powiedziałabym, że to Twój najgorszy rozdział. Bardzo dobrze poprowadziłaś fabułę i ciągle bałam się, że zaraz tekst się skończy, a tak bardzo chciałam czytać i czytać, i czytać. ;) Na pewno nie zawiodłaś. Kolacja była dokładnie taka, jak powinna być, nic dodać, nic ująć, ta cisza była też bardzo wymowna, jeśli można to tak nazwać.
    Oczywiście, zostaję tutaj dalej i czekam na rozwój wydarzeń.
    Weny i czasu! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, nawet nie wiesz jak mi ogromnie miło czytać Twój komentarz. To chyba największa pochwała, jaką może dostać autor opowiadania - że czytelnik może czytać i czytać z obawą, że zaraz dotrze do końca. No i cieszę się, że ta kolacja wyszła mi w miarę! Było dużo dialogów, a ja kiepsko się w nich czuję, kiedy je piszę, mam wrażenie, że wychodzą mi sztucznie, ale to tylko moje obawy. Cieszę się bardzo, że jeszcze jesteś. :)
      Dziękuję za komentarz i ciepło pozdrawiam!

      M.

      Usuń
  3. Jezu drogi, dwa razy prawie się popłakałam. Miałam ciarki na całym ciele. Jest mi tak szkoda Sophie, że chętnie bym się z nią zamieniła. Hermiona jest bardzo dzielna.
    Końcówka... mnie zdołowała trochę.
    Czekam na dalszy ciąg.
    Ps Obiecałam i jestem. Co więcej, co dziennie sprawdzałam, czy dodałaś rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co Ty, nie mów, że prawie pojawiły się łezki. W których momentach, bo sama aż jestem ciekawa? :D
      Co do końcówki... na razie nic nie zdradzę, trzymam buzię na kłódkę. Z czasem wszystko będzie się wyjaśniać, a ja obiecuję, że nie będę kazała Wam tak długo czekać. Nie dołuj się końcówką, jeszcze dużo się wydarzy. :)
      Bardzo się ciesze, że jesteś! To dla mnie naprawdę dużo znaczy.
      Dziękuję za komentarz i cieplutko pozdrawiam!

      M.

      Usuń
    2. Kiedy Hermiona siedziała w poczekalni i przyszedł Draco i rozmawiali, plus scena jak ona przytula Sophie kiedy się budzi. Bardzo realistyczne.

      Usuń
    3. A więc pozostaje mi się cieszyć - bo wywoływanie emocji w czytelnikach swoim tekstem bardzo mnie cieszy. :)

      M.

      Usuń
    4. Dostałam dziś pracę, więc chcę miguśkiem rozdział ! :)

      Usuń
    5. Gratuluję z otrzymanej pracy! <3 Zobaczę co da się zrobić z tym rozdziałem! :D

      M.

      Usuń
  4. Hej kocana.
    Doczekałam się cudownego rozdziału.
    Rety biedna Sophie. Tak wiele musi wycierpieć w młodym wieku. Mam nadzieję że dojdzie do siebie szybko. W końcu nie powinna tak cierpieć. Dodatkowo Hermiona bardzo to przeżywa. Widać że jest jej trudno. Aż boje się co będzie dalej. Naprawde oboje ciężko to znoszą gdyż Draco chyba się przywiązał. Ja Wciąż uważam że powinnaś napisać coś własnego. Masz prawdziwy talent i pomyśl o tym. Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Rzeczywiście Sophie w moim opowiadaniu nie ma łatwo, zresztą Hermiona również. Czy Draco się przywiązał? Może dopiero zaczyna się przywiązywać, to taki początek ich znajomości. Jeju, dziękuję, to bardzo, bardzo miłe. Mam w planach napisanie czegoś własnego, ale dopiero po skończeniu Niewolników - na pewno Was o tym powiadomię. :)
      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam!

      M.

      Usuń
  5. Kilka niedociągnięć ale świetny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeju. Zaczęło się dość smutno, potem było wesoło, a później znowu smutno.
    Już na początku zaczęłam martwić się o Sophie. Obawiałam się, że źle zniesie chemioterapię....A co się stało na koniec tego nie wiem i błagam Cię zdradź chociaż, co będzie z małą...O jeju, ale się boję.
    Pomysł z kolacją był świetny, doskonały! Jak Hermiona ,,palnęła tą swoją głupotę " ( chyba tak to określiłaś), to aż zaśmiałam się w głos. Zauważyłam, że ich spotkaniom towarzyszy coraz więcej humoru i takiego emocjonalnego podejścia. Powoli zaczynają poznawać siebie od nowa, a temat Hogwartu znów wyszedł i został przyjęty spokojniej. Miałam dzisiaj bardzo smutny poranek i byłam naprawdę zdołowana, a Hermiona tym swoim zaproszeniem całkowicie mnie pocieszyła. Ta scena była bardzo komiczna, tak jak reakcja Malfoya, i jego późniejsza rozmowa z Megan o okularach i aparacie słuchowym ;D
    Hah, Granger była zdziowiona, że zaprosiła doktora, a on z kolei, że przyjął zaproszenie zapominając o relacji lekarz - pacjent. Podoba mi się, że tak jakby zapominają o uprzedzeniach i zaczynają się ze sobą rozumieć. Sophie naprawdę pokochała Dracona...Och, biedna Sophie. Czuje się jakbym oglądała Chirurgów ( a bardzo ich lubię ;D). Kolacja wyszła bardzo rodzinnie, najlepsze było jak Draco się poparzył haha. Błagam, dodaj w miarę szybko rozdział. Lepiej jest już zacząć pisać nim przygniecie nas ogrom nauki ^^ ;) chociaż ja muszę się uczyć od sierpnia, tak to jest, gdy rodzice zapisują cię na wakacyjne kursy ;(
    Gratuluję zdobycia prawka ;) i w ogóle życzę weny,
    N.
    co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com

    Ps. przepraszam za tak chaotyczny komentarz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś Ty, nic nie zdradzam. :D W mojej głowie jest już ułożony plan, więc teraz muszę to tylko spisać - chyba największa trudność. Nie bój się, jeszcze wiele przez naszymi bohaterami. :)
      Bardzo się, cieszę, że ten pomysł Ci się spodobał! Za nami już 14 rozdziałów, coś powoli musi zaczynać się dziać między nimi. Tak, "i wtedy palnęłam największe głupstwo...". :D Ich rozmowy wyglądają już bardziej normalnie, jak na dwójkę ludzi przystało, bo coraz lepiej się poznają, ich relacje ulegają stopniowym zmianom. Cieszę się, że udało mi się poprawić Twój nastrój! :)
      Haha, ja czasami też tak się czuję, gdy piszę rozdziały. Nawet nie wiesz ile potrzebowałam przeczytać artykułów, zanim zaczęłam pisać ten rozdział i w ogóle całe opowiadanie. Myślę, że jeszcze dzisiaj zacznę pisać rozdział, kto wie, może wstawię go jeszcze przed końcem wakacji? Bardzo bym chciała, żebyście nie musieli tak długo czekać, bo i tak robię długie odstępy... Nie bój się, nie jesteś sama! Pierwszy miesiąc wakacji uczyłam się do prawka, a teraz do matury. :)
      Dziękuję! Przyda się. Widziałam, że dodałaś u siebie nowy rozdział - wpadnę, kiedy skończę sprzątać i obrobię się z pewnym materiałem z chemii. :)
      Dziękuję za komentarz!

      M.

      Usuń
  7. Świetny rozdział! Momentami czasem trochę za długo przydłużasz ale i tak jest idealnie. Ci się stało Sophie? Czekam niecierpliwie na rozdział!
    Ari ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się spodobał. :) Hm, przydłużam... To już zależy od osoby czytającej, czy woli opisy czy dialogi. Mnie osobiście pociągają opisy, więc staram się pisać ich jak najwięcej, by podciągać swoje umiejętności w pisaniu. :)
      Dziękuję za komentarz!

      M.

      Usuń
  8. Bardzo fajny rozdział. Wchodziłam codziennie i patrzyłam czy czegoś nie dodałaś ;)
    Czekam z niecierpliwością na następny ;)
    ~Natalia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, cieszę się, że Ci się spodobał. To bardzo miłe, że tak wyczekiwałaś! ;)

      M.

      Usuń
  9. No wreszcie jesteś :)
    Gratuluję zdanego prawa jazdy, teraz tylko jeździć i cieszyć się z braku uzależnienia od innych ;)
    Rozdział mnie w żaden sposób nie rozczarował, dobrze mi się go czytało, ale było dość smutno, ale do tego opowiadania takie momenty pasują :)
    Czekam na kolejny rozdział, bo ten zakończył się w takim momencie, że już jestem ciekawa co dalej z tym malenstwem...
    Udanego powrotu do szkoly :)
    Domi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, wreszcie! Sama nie mogłam doczekać się dodania rozdziału, no i wreszcie mi się udało. :) Dziękuję bardzo! Muszę jeszcze przyzwyczaić się do samochodu moich rodziców, bo zanim kupię coś swojego, pewnie kilka lat minie. :(
      Rzeczywiście, ten początek był dość smutny... Często jak ja mam zły humor, przelewam to na opowiadanie, no i w ogóle, kiedy jestem smutna, mogę pisać bez przerwy. :)
      Kolejny rozdział zacznę dziś pisać, więc obiecuję, że nie będziecie musiały czekać długo. ;)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

      M.

      Usuń
  10. No wreszcie jesteś :)
    Gratuluję zdanego prawa jazdy, teraz tylko jeździć i cieszyć się z braku uzależnienia od innych ;)
    Rozdział mnie w żaden sposób nie rozczarował, dobrze mi się go czytało, ale było dość smutno, ale do tego opowiadania takie momenty pasują :)
    Czekam na kolejny rozdział, bo ten zakończył się w takim momencie, że już jestem ciekawa co dalej z tym malenstwem...
    Udanego powrotu do szkoly :)
    Domi.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nonono, dawno mnie tu nie było. A mówiąc "tu" mam na myśli blogowy świat Dramione. Może powinnam zacząć swój komentarz "Hej, tu Ana M., tylko bez swojego konta na googlach, poznajesz mnie? Pamiętasz?", choć wątpię, żebyś poznała. Nie było mnie w tym świecie od hmm... 2013? Coś takiego. :)
    Muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem. Pamiętam Cię z pierwszego bloga i widzę, że odwaliłas kawał dobrej roboty - piszesz o wiele lepiej niż wtedy. Gratuluję i masz moje uznanie - lubię autorki, które piszą, by się rozwijać, a nie stoją wiecznie w miejscu.
    Czasem mam tylko wrażenie, że jest za dużo opisów, a za mało wypowiedzi i akcji właściwej opowiadania. Przez to rozdziały są długie, a konkretów w nich mało.
    Wylapalam drobne błędy stylistyczne, czy gramatyczne, ale jest ich niewiele, jak na tak długi rozdział.

    Ale ok, nie będę się czepiać. O ile pamiętam, moje zdolności pisarskie też nie były najlepsze, więc pewnie nie jestem odpowiednią osobą, by wytykac takie rzeczy.
    A tak mniej poważnie...

    Aww Draco jest taki... Słodki. Gdzie się podział ten rozpieszczony paniczyk, przeszedł taka zmianę, że... Wow... Więcej nie da się powiedzieć.
    A Hermiona... Biedaczka, ta białaczka Sophie... Tak jej współczuję. Juz za dużo zła ją w życiu spotkało. Mam nadzieję, że będzie tylko lepiej.

    Pozdrawiam i łączmy się w bólu, my - biedacy, którzy muszą wrócić do szkoły, by znów zakuwać!
    Życzę weny :)
    Ana M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i tak btw - prześliczny szablon (to ja pytałam w Bohaterach o zdjęcie Emmy).
      I czy jest dostępna wersja pdf twojej pierwszej historii?

      Usuń
    2. Ej chwila, hola, hola. Co się stało z tamtym blogiem - dlaczego nie mogę go znaleźć? Czy coś mnie ominęło? :o

      Usuń
    3. Ana, oczywiście, że Cię pamiętam! Ostatnio nawet szukałam Twojego bloga, tyle że zapomniałam adresu... Mam nadzieję, że jeszcze wrócisz do dramionowego świata, brakuje tu Ciebie! :)
      Cieszę się bardzo, że widać ten postęp, sama nie wiem kiedy tak przeskoczyłam; chyba zaczynając to opowiadanie, coś się we mnie zmieniło.
      O kurczę, za dużo opisów. :( Tak pokochałam opisy i mam tyle w nich do przekazania, że nie potrafię ich ominąć, naprawdę! Czuję, że jak jakiegoś zdania nie napiszę, cały akapit będzie do bani... A kiedyś tam już mówiłam, przy którymś rozdziale, że akcja będzie szła bardzo wolno, bo nie chcę niczego ominąć - nie wiem czy pamiętasz, ale zrobiłam przeskok przy moim poprzednim opowiadaniu, czego bardzo żałuję, więc teraz opisuję wszystko dokładnie. :D Błędów pewnie trochę jest, bo nawet ja drugi raz go nie przejrzałam, a moja beta aktualnie nie odpisuje. Czepiaj się, czepiaj! Potrzebuję tego! :D
      Mam nadzieję, że przynajmniej ta zmiana została dobrze uzasadniona... :)
      Ana, która klasa? Już nie pamiętam w jakim wieku jesteś, ale chyba młodsza ode mnie, przynajmniej coś mi się tak kojarzy. :D Ciesze się bardzo, że szablon Ci się spodobał, mi również, jestem w nim zakochana.
      Ogólnie PDF dopiero tworzę, a raczej tworzyłam, bo stanęłam w miejscu, załamana moim dawnym stylem pisania... Ale niedługo wezmę się znowu, musze się tylko zebrać. :)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ciepło! Mam nadzieję, że jeszcze do mnie wpadniesz. :)

      M.

      Usuń
    4. Nie trać czasu na szukanie bloga - usunęłam go dawno temu :)
      Z tymi opisami, to ja Cię doskonale rozumiem. Sama miałam podobny problem - albo ich za dużo, albo masa skrótów myślowych, albo opisywałam nieistotne rzeczy.
      Dziwisz się, kiedy zaszła ta zmiana? Myślę, że ona przychodzi z wiekiem. To pewnie brzmi śmiesznie w ustach nastolatki, ale im więcej czytamy książek, opowiadań, różnych artykułów, tym większe mamy obycie w tym temacie.
      Tak, młodsza. Od września zaczynam liceum. :)
      A daj spokój, nie załamuj się :D Ja tez to robię, jak czytam swoje wypociny z bloga, ale od czegoś trzeba zacząć, nie? A na pewno masz duży sentyment do tamtej historii.
      Czy wrócę i w jaki sposób to nie wiem. Wątpię, czy oprócz Ciebie znajdą się osoby, którym brakowało mnie i moich wypocin. Zobaczymy, choć obecnie pracuję nad czymś nieco innym niż Dramione.
      A do Ciebie oczywiście wpadnę! Jak tylko szkoła nie będzie pochłaniac za dużo mojego wolnego czasu, to pojawię się i to nie raz :D

      Ana M.

      Usuń
    5. Kurcze, szkoda! Nie pamiętam tak dokładnie o czym było Twoje opowiadanie, ale zapamiętałam jedno - było świetne. :(
      Dokładnie! Teraz w ogóle napisanie dla mnie ładnych dialogów, graniczy z cudem, a opisy... Mogę pisać i pisać, i o dziwo, podobają mi się one.
      O kurczę! Jaki profil wybrałaś? :)
      Naprawdę? Czyli jednak nie przestałaś pisać? :> Możesz mi wysłać jakiś fragment, nie obrażę się, haha. :D
      Powodzenia w liceum!

      M.

      Usuń
    6. Cytat na belce brzmiał "Cieszmy się z małych rzeczy, bo wzór na szczęście w nich zapisany jest", a tytuł opowiadania "Pomocna dłoń wroga". Powojenne, Dramione, Blinny, Harry/Pansy. Każdy zmagał się z jakimś problemem, swoistym piętnem odciśniętym przez wojnę. Nadal mam to na dysku.
      Oho, widzę, że chyba jesteś tak rozgadana, jak ja :D Tyle chcesz czytelnikowi opowiedzieć, że zamiast przekazywać to za pomocą dialogów, to robisz to opisami. Ale nie martw się, uważam, że opisy są bardzo dobre, spójne i mówią o istotnych rzeczach, nie jest źle.
      Geografia, matematyka, j.angielski. Myślałam nad humanem, ale byłam w nim w gimnazjum przez trzy lata i stwierdziłam, że to nie dla mnie i nie powinnam wiązać z tym przyszłości. Nie byłam, aż tak dobra.
      Nie przestałam... haha, jak to brzmi. Od usunięcia bloga napisałam dwupartówkę o wymyślonych postaciach i prolog + dwa rozdziały nowego opowiadania, które powstało podczas bezsennej nocy.
      Jeśli jesteś zainteresowana, oczywiście mogę wysłać. Byłoby miło, gdyby ktoś spojrzał na wszystko z boku i ocenił to, co na razie stworzyłam. Nie wiem tylko w jaki sposób się z Tobą skontaktować. Jak wolisz? GG?
      Dziękuję, przyda się!

      Ana M.

      Usuń
    7. I wszystko sobie przypomniałam! Cytat pamiętam bardzo dobrze, bo z piosenki, na którą kiedyś miałam "fazę". :D
      Dokładnie! Ogólnie opisy są dla mnie bardzo ważne w tekście... Teraz żałuję troche, że zaczęłam Niewolników z narracji 1-osobowej, bo ostatnio napisałam tekst z narracji 3-osobowej i tak mi się w niej dobrze tworzy... :D
      Jasne, dobrze spróbować czegoś nowego. Powodzenia z matematyką! Sama jestem na rozszerzeniu (razem z chemią i fizyką), więc życzę Ci owocnych lat w liceum. :)
      Jasne, że jestem zainteresowana! GG może być, chyba masz nadal mój numer? Bo ja nadal mam Ciebie w kontaktach, chyba że zmieniłaś numer. Mój numer jak coś jest w zakładce "Kontakt". :)

      M.

      Usuń
    8. Mam nowy numer GG, więc wysłałam ci zaproszenie :)

      Usuń
  12. Z całym szacunkiem dla autora: nie można napisać, że życie zmieniło się o 360 stopni, ponieważ to oznacza, że zatoczyło pełny okrąg i wróciło do punktu wyjścia. Poprawnym wyrażeniem jest zmiana o 180 stopni.
    Pozdrawiam,
    Gabrysia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, rzeczywiście, wiedziałam, że coś mi tu nie pasuje. :D Dziękuję za zwrócenie uwagi; chyba muszę sprawdzić w końcu rozdział sama.

      M.

      Usuń
  13. Nie ma za co. W gruncie rzeczy wysławiasz się poprawnie i masz dość rozbudowany zasób słów. Niemniej jednak, tym co przeszkadza w swobodnym przyswajaniu treści, podczas lektury rozdziału jest niewłaściwa składnia. Oto przykład : "Gdyby kiedyś ktoś powiedziałby mi, że spędzę mile popołudnie z Draco Malfoyem, zaśmiałabym mu się w twarz, bez żadnych wyrzutów (...)". [cytat]
    - złe przecinki,
    - 'zaśmiać się komuś w twarz bez wyrzutów' nie jest poprawnym wyrażeniem w j. polskim,
    - ten fragment należałoby podzielić na dwa zdania (dla komfortu czytelnika). Tylko Sienkiewicz potrafił dobrze napisać jedno zdanie na 40 linijek. Do tego Mistrza nam wszystkim daleko :)
    Ze swej strony mogę doradzić jedno, mianowicie - czytaj dużo, wszystkiego, wszędzie. Po pewnym czasie zauważysz, że jesteś w stanie z łatwością, odnaleźć w treści tekstu błędy (stylistyczne, gramatyczne, składniowe, wszelakie).

    Z wyrazami szacunku,
    nadto - w oczekiwaniu na dalsze twórcze zamysły,
    Gabrysia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbyś mogła wstawić całe zdanie, jak jest w oryginale i wytłumaczyć, dlaczego przecinki są źle, byłabym wdzięczna. Nie jestem autorką, ale mnie to ciekawi :p

      Usuń
    2. Nie śmiałabym niczego poprawiać, nie będąc autorem/'betą'.
      Poza tym, obawiam się, że uraziłam autora, z uwagi na brak odpowiedzi na mój komentarz.
      Pozdrawiam,
      G.

      Usuń
    3. Czemu uważasz, że mnie uraziłaś? Na poniższy komentarz również nie odpowiedziałam, przez przypadek go usunęłam, więc chciałam szybko wyjaśnić sytuację, dlatego dodałam komentarz z usuniętą opinią Omfale i drobnym wyjaśnieniem... Poza tym, czemu miałabym czuć się urażona? Tym, że napisałaś mi gdzie leży błąd? Uwierz mi, mam swoją godność i potrafię przyjąć krytykę. :) Więc pytanie kto się czuje urażony. Ja, gdy opowiadam na komentarze, potrzebuję czasu, teraz go nie mam, ponieważ wychodzę - ale gdy wrócę, odpowiem; tak robię zawsze. Nie jestem maszyną i gdy widzę komentarze, nie odpowiadam na nie od razu, czasem muszę się zebrać w sobie by to zrobić. :)

      Pozdrawiam,
      M.

      Usuń
    4. Przepraszam, widocznie moje odczucie okazało się zbyt pochopnym. Nie kłopocz się już z odpowiadaniem na komentarz, wszakże wszyscy cierpimy na brak czasu :)

      Pozdrawiam,
      G.

      Usuń
    5. Ja przepraszam, że się wtrącę, ale twe, Gabrysiu, słowa są dla mnie jak balsam, jak boska ambrozja na umierającą duszę. Wszakże twe słowa są ucieleśnieniem anielskiego bytu. Nawet Sienkiewicz, nasz Mistrz słowa, nie miał w sobie tylu niekonwencjonalnych, a zarazem bajecznych zmysłów komponowania słowem.
      Zastanawiam się, czy twoje uwagi, Gabrysiu, są poważnym i rzeczowym doborem czy tylko groteską z lekką domieszką zemsty.

      Usuń
    6. Odpowiadam na wszystkie komentarze, więc na Twój także odpowiem, to dla mnie żaden problem. :)
      Tak, niestety wiem, że mam problem ze składnią zdań, chociaż uważam, że i tak jest dużo lepiej niż wcześniej. Poza tym, że rozdział nie był sprawdzany ani przeze mnie, ani przez moją betę, zastanawiam się czemu we wskazanym fragmencie są źle wstawione przecinki... wytłumaczyłabyś mi? Po prostu chciałabym wiedzieć, by na przyszłość nie robić podobnych błędów. To, że również piszę rozbudowane zdanie, jest także moją wadą, z którą usilnie walczę... ;) Och, i oczywiście wiem, że trzeba czytać dużo, nie mam pięciu lat, by tego nie wiedzieć. Żeby się rozwijać, nie stać w miejscu, trzeba się ciągle szkolić, a czytanie jest najlepszą nauką.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

      M.

      Usuń
    7. Prawie nigdy nie komentuje rozdziałów, głównie z braku czasu (ale mniejsza o to). Zrobiłam wyjątek, bo uznałam, że masz talent, lekkość doboru słów i polot - co zdarza się niezwykle rzadko.
      Napisałam te kilka słów ze zwykłej, ludzkiej życzliwości, mając nadzieję, że potraktujesz je w kategorii 'rady/wskazówki/chęci pomocy'.

      Dzisiaj przypomniałam sobie dlaczego tak naprawdę unikam komentowania - człowiek jest istotą, która nie znosi krytyki, niestety. A przecież, ta konstruktywna jej odmiana powinna najbardziej motywować.

      Nigdy nie chciałam Cię postawić w pozycji, w której musiałabyś się uciekać do poszukiwania słów obrony. Tak naprawdę, liczyłam na jedno słowo i milion emotikonek z uśmiechem (przesadziłam - wystarczyłby jeden uśmiech).

      Pozostaje mi po raz kolejny przeprosić, przy jednoczesnym zapewnieniu zaniechania dalszych komentarzy.

      Wybacz, ale postanowiłam nie odpowiadać anonimowym osobom - na pewno zrozumiesz dlaczego.

      Tak więc znikam, a Ty pisz Droga M !!!
      Powodzenia,
      G.

      Usuń
    8. Dokładnie, człowiek jest istotą, która nie znosi krytyki, ja też jestem człowiekiem, więc wydaje mi się normalnym, że tak reaguję, próbując się jakoś bronić. :) Nie rozumiem czemu masz mnie przepraszać, bo nie zrobiłaś niczego, za co miałabyś mnie przeprosić - dałaś mi rady, za co podziękowałam. To czy będziesz komentować moje dalsze zmagania jest Twoją decyzją, ja nikogo zmuszać nie będę. Będę wyczekiwać Twojego powrotu, takie komentarze, w których znajdują się słowa krytyki, są mi bardzo potrzebne, szczególnie że jesteś jedną z niewielu, która słowa krytyki uzasadniłaś. Mam nadzieję, że nie gniewasz się na mnie, ani nic w tym stylu - na pewno nie miałam tego na celu, byś poczuła się urażona przez mój wcześniejszy komentarz. Tak jak napisałam jestem tylko człowiekiem i jak człowiek - bronię się. :)

      Dziękuję i pozdrawiam,
      M.

      Usuń
  14. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa, Omfale, usunęłam przez przypadek Twój komentarz! Przepraszam najmocniej, tak to jest jak sie patrzy przez telefon... chciałam kliknąć wyświetl, a zamiast tego kliknęłam "usuń zawartość". :( Ale już go odzyskałam. :D
      Oto on:

      Zaczynam myśleć, że w nocy funkcjonuję sprawniej i efektywniej niż w ciągu dnia. Jak dobrze, że właśnie teraz znalazłam nowość na Twoim blogu.
      Zanim przejdę do właściwej części, chciałabym odnieść się do czegoś, co wyłapałam przez przypadek w komentarzach wyżej. Możliwe, że zdarzyło mi się nawet prychnąć pod nosem, gdy to przeczytałam. Wszystko rozumiem - całą subiektywność opinii - ale zanim napiszemy, że ktoś "przydłuża"(czy istnieje takie słowo?) należy zastanowić się czy nie mylimy pojęć. Nie lejesz wody, opisy są treściwe, nawet jeśli długie, a w tekstach pisanych w pierwszej osobie TRZEBA dodać luźne myśli bohatera. Tego rodzaju narracja WYMAGA czegoś więcej niż nagromadzenia czasowników.
      Teraz, gdy już wylałam wszystkie moje żale, mogę w końcu napisać co sądzę o czternastce.
      Może i ciężko Ci się pisało, ale nie odczułam tego podczas czytania. Zazwyczaj czytam dopiski odautorskie na początku i spodziewałam się wymuszonych i sztucznych zdań, a nie znalazłam nic prócz lekkich zgrzytów. Nie masz czym się przejmować i martwić na zapas.
      Rzeczywiście wygląda to tak, jakby Hermiona była zazdrosna. Trochę mnie to bawi, jeśli mogę być szczera. Ach, te kobiece odruchy.
      Nieprzyjemnie czyta się o złym samopoczuciu Sophie. Wiedziałam, że sielankowe leczenie małej nie będzie trwało wiecznie, niemniej jednak okropnie mi jej żal. Jestem przekonana, że z tego wyjdzie(a spróbuj tylko zakończyć to inaczej!), ale wizja czytania kolejnych rozdziałów z opisami jej walki trochę mnie męczy. Wstawkę wyżej traktuj jako żartobliwe i pobożne życzenie, nie nakaz. Nie mam zamiaru ingerować w Twój zamysł (:
      Czekam na kolejny rozdział i życzę Ci miłego powrotu do szkoły. Korzystaj z jej uroków, póki możesz i masz ku temu okazję!

      Ściskam,
      Omfale(mam nadzieję, że tym razem skojarzysz nick haha)

      Usuń
    2. No cóż, Omfale, każdy ma swoje zdanie i nie mi oceniać jak cały tekst się prezentuje, z większą ilością opisów czy mniejszą. Mi się wydaje, że opisy w opowiadaniach są bardzo ważne, tym bardziej, że gdy teraz czasem widzę jakie blogi powstają, w których większość tekstu to same dialogi, to łapę się za głowę, jak ludzie chodzą na łatwiznę. :) Ale cieszę się, że nie uważasz, iż leję wodę! Najmilszy komentarz jaki ostatnio usłyszałam. :)
      Cieszę się, że jednak się myliłam i nie jest tak źle, jak na początku mi się wydawało. Teraz, gdy minęło trochę czasu, może rzeczywiście ten rozdział nie wyszedł mi tak tragicznie.
      Och, oczywiście, że traktuję ją żartobliwie! Nawet nie musiałaś tego dopisywać. :)
      Jeszcze rok! Mam nadzieję, że ten czas nie będzie dla mnie czasem straconym.
      Dziękuję za komentarz!

      M.

      Usuń
  15. Super rozdział!Czekam na następny :d.

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie chciałam żadnego z rozdziałów czytać na pół gwizdka, więc wolałam zrobić to na spokojnie. Twoje opowiadanie jest hipnotyzujące. Każde zdanie w pewien niezwykły sposób pozostaję w pamięci. Człowiek nieustająco oczekuje dalszego ciągu, a gdy już go otrzyma, boi się zacząć go czytać aby zbyt szybko nie musieć się z nim żegnać... Jestem zakochana w Twoim opowiadaniu :) Czekam na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę z tej opinii. ;) Dziękuję więc ogromnie.

      M.

      Usuń
  17. No! To teraz szykuj się.
    Przeczytawszy wszystkie jak dotąd opublikowane posty (z wyjątkiem miniaturki, za którą potem się wezmę) stwierdzam, że wykonujesz na serio świetną robotę! Nie dość, że wpadłaś a genialny pomysł całej historii, to jeszcze w niecodzienny sposób zamierzasz połączyć naszą ukochaną parkę! (bo przynajmniej mam taką nadzieję, że to zrobisz, nie łam mi serca!).
    Na serio, w dodatku pomysł na narrację pierwszoosobową wyszedł Ci na poziomie wybitnym! Uwielbiam czytać Twoje opisy różnych czynności, które Twoi bohaterowie wykonują! Serio, jest to tak fajnie, dobrze i lekko napisane, że aż się człowiek nie spostrzeże, a już jest na końcu rozdziału! Najlepszym w tym wszystkim, według mnie, są wspomnienia. Fajnie, że odgradzasz je pochyłą czcionką, w dodatku samo ich opisywanie i wplątywanie je w historię jest super! Pewnie każdy zdążył już zauważyć, że te retrospekcje są powiązane z tytułem. Świetny pomysł na rozwój w rozdziałach jak i ogólny zarys opowieści. :)
    Jedne z ulubionych wspomnień u mnie są te, co działo się w domu Dracona podczas wojny jak i ten, w którym Twoi czytelnicy, w tym też i ja, dowiadujemy się o tym, w jaki sposób i z kim Hermiona zaszła w ciążę. Swoją drogą to mnie w sumie zaszokowałaś, M! Już chciałam opisywać swoje emocje u Ciebie na gg, ale się w porę powstrzymałam, by tutaj wszystko z siebie wyrzucić. :D Tak po za tym to chciałam Cię w niepewności podtrzymać. Oj ja zła! Wracając jednak do tematu, to zaszokował mnie fakt, że ojcem okazał się Wood! Co prawda jego imię było na początku wspomniane, natomiast jakoś nie skojarzyłam faktów, że to akurat on mógłby być w to wplątany! Z początku myślałam, że to jest bohater, który został przez Ciebie wymyślony, a tu jednak Wood! No nieźle! Mam nadzieję, że nie tylko ja jestem zadziwiona tym biegiem spraw, bo jak tak, to byłoby mi głupio. xD W końcu tak kocham Harry'ego Pottera, a głupia skojarzyć imienia nie umiałam! Stuk, stuk, stuk o ścianę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak w ogóle to Sophie jest słodka! Jakoś po paru rozdziałach spojrzałam na zakładkę z bohaterami i tak patrzę na te dziecko i wydobywa się z mojego gardła jedno, wielkie "Ooo...". Śmiem twierdzić, że taka słodzinka pasuje do Hermiony. :D
      No ale jak już napomknęłam o Sophie... NO KURCZE BIAŁACZKA?!
      W dodatku jakaś złoścliwa?!
      No weź, teraz przez całą historię będę się modlić, byś tylko oszczędziła te słodkie dziecie! Jejku, jejku, jejku! Chyba będę Cię nachodzić na gg pomiędzy gadaniną o Katalogu, by móc dowiedzieć się, co zamierzasz. :D Pewnie moje starania pójda na marnę, ale co tam! Kto nie spróbuje ten nie zyskuje. :D
      Kolejną rzeczą, która mnie zaszokowała to fakt, że Draco zaaklimatyzował się w mugolskiej części Denver! No tu mnie strzeliło jak z bicza, serio! Nie spodziewałam się takiej zmiany u Malfoya, no, no, no... A tu jednak. Prawdę mówiąc, to w sumie jestem po jego stronie - też bym próbowała uciec od starego świata, który tylko przysparzałby mi ból i przykre wspomnienia, więc w sumie nie dziwię się naszemu przystojniakowi, że tak postąpił.
      No i reakcja matki Hermiony = szok totalny! Nie spodziewałam się tego po niej! Hermiona próbowała ich chronić, byleby tylko im się nie stało i nie zginęli przez jej przyjaźń i ogólne relacje z Potterem i Weasleyami, a tu taki bulwers z jej strony! No szczerze się zawiodłam na niej... Jej ojciec też był widac neutralny na jej słowa. Kurcze szkoda mi było w tamtej chwili Hermiony. Jeszcze jak jej matka kazała jej wyjechać i nie informować przyjaciół... Mnie by zżerał żal z tego powodu do niej i w sumie nie wiem, czy zdobyłabym się na taki krok. Jestem z osób, które lubią być otoczone przyjaciółmi, najlepiej tymi prawdziwymi, tylko czasem lubię grać samotnika, więc wątpię, by mi się udało tak jak jej, odciąć się od świata i bliskich. Szczerze jej współczułam w tej chwili.
      A Wood... To straszny człowiek! Ja rozumiem, że kariera jest ważna, no ale przecież nie najważniejsza! Zachciało mu się romansów i seksu, nie zabezpieczając się, to jego problem! A on ją tak łatwo odtrącił... No kurcze. Zapewne to był ogromny cios w serce Hermiony. Mi byłoby trudno po takim czymś się pozbierać, dlatego fajnie widzieć, że naszą Gryfoneczkę postawiasz w tak dobrym i silnym świetle. W końcu była w Hogwarcie niezależną dziewczyną, która umiała o siebie zadbać. Dobrze, że nie stworzyłaś w jej charakterze jakiejś nerwusiatej dziewczynki, na której policzku byłaby widoczna jedna samotna łza. :D Wracając do Wooda - niech się pieprzy o robi tę swoją karierę, skoro jest dla niego aż tak ważna! Byleby tylko nie wracał, bo jak to zrobi, to mu nogi z dupy pourywam! Słowo daję!
      Zadziwił mnie też fakt, że przyjaciele Hermiony jej nie szukali. Chyba, że w pewnym momencie niezbyt dokładnie przeczytałam i jakieś wyjaśnienie z tej strony się pojawiło. Co mogło być prawdopodobne, bo czytałam na telefonie przy mamie oglądającej hiszpańskie telenowele, kiedy to obok, a czasem na moim brzuchu siedziała dwuletnia siostrzenica. Mały diabeł. Tak czy inaczej to nie fajnie z ich strony, że w ogólne nie kwapili się, by coś z nią zrobić, w sensie, by jej poszukać.

      Usuń
    2. Ogólnie rzecz biorąc to fajnie, że postawiłaś Malfoya w takim świetle, serio. Czarodziej czystej krwi, arystokrata, Draco Malfoy wśród mugoli, no nieźle! Umiejący się też posługiwać mugolskim sprzętem kuchennym, samochodem, banknotami, telefonem... Huh, nieźle się wyszkolił przez te lata. :D Zdolniacha. No i jego przyjaźń z Megan... Kurcze fajnie to wymyśliłaś, dobrze, że ma w swoim towarzystwie kogoś, na kim może polegać. Choć nie powiem szkoda mi go, że jest taki samotny. Dobrze, że w jego życiu na nowo pojawiła się jego irytująca czasem go Granger w dodatku w pakiecie przybyła wraz ze swoją córką. Mam nadzieję, że obydwie kobitki w jakiś sposób zabarwią jego życie, by nie czuł kajdanów przeszłości jak i samotności.
      Huh, ale się rozpisałam... No ale obiecałam długaśną notkę, więc oto i ona! Bardzo mi się spodobało Twoje opowiadanie i masz to jak w banku, że zostanę do końca. :) Genialny pomysł, genialny szablon, bo nawet w oczy literki nie rażą, jak przez chwilę czytałam, i ogólnie genialny motyw połączenia dwóch nieznoszących się postaci. Bo zrobisz to, prawda? XD
      Oj no dobra, już nie pytam! Wiesz, że moja ciekawość nie zna granic. :D
      Pozostaje mi nic innego jak życzyć Tobie weny do natchodzących rozdziałów! Zważając na fakt, że od września jesteś w klasie maturalnej, czyli ciągła nauka. ;_;
      Wiem, jestem wstrętna, że o tym przypominam! Ale nie martw się, ja też nie mam taryfy ulgowej. ;)

      Pozdrawiam cieplutko! Mam nadzieję, że komentarz zadowolił. :D
      Jest pełen pozytywów, więc nie ma się o co martwić. :D

      Kocham!

      ~ A.

      Usuń
    3. No, a ja zabieram się za pisanie tego komentarza po raz kolejny tego dnia!
      Cieszę się, że moja praca nie idzie na marne i tak uważasz. Nie no, spokojnie, kiedyś ich połączę! Już za nami 14 długich rozdziałów, więc pewnie nawet nastąpi to za niedługo.
      Bardzo się cieszę, że podobają Ci się moje opisy! Zawsze to o nie najbardziej się martwię, żeby nie nudziły, a były ciekawe i wciągały... Wspomnienia odgrywają bardzo ważną rolę w całym opowiadaniu, i tak jak zauważyłaś, nawiązują do tytułu opowiadania.
      A, no widzisz, jak potrafię zaskakiwać? :D W sumie ten Wood wpadł mi do głowy kompletnie niespodziewanie, ale jak już tak dłużej o tym myślałam, pomyślałam, że czemu nie? Wszystko mi pasowało, więc tak też zrobiłam.
      Wiesz, że jak tylko zobaczyłam tego gifa, od razu pomyślałam o Sophie? Musiałam go wykorzystać, nie było innej opcji! Białaczka, białaczka... W końcu to wokół Sophie praktycznie kręci się całe opowiadanie. No i wokół dwójki naszych bohaterów.
      Oczywiście, że pójdą na marne! Cały zamysł opowiadania jest tylko i wyłącznie w mojej głowie i nikomu nie zdradzę co zamierzam, a kilka osób już próbowało! :D
      Draco musiał się przede wszystkim przestawić na życie bez magii. Długo to trwało, bo ponad 5 lat, więc w tym czasie zdążył już co nieco się nauczyć, w końcu jest pojętnym człowiekiem - inaczej nie byłby lekarzem.
      W sumie sytuacja z matką Hermiony wyszła kompletnie nieplanowana... Musiałam jakoś odciąć Hermionę od dawnego życia i postawiłam na taki krok, bo czemu nie? :D
      Wood... A, nie będę nic mówić, buzia zamknięta na kłódkę!
      Nie wspominałam nigdzie czy jej szukali czy też nie, więc tego nie wiesz. Wszystko z czasem się okaże, z każdym kolejnym rozdziałem będą odkrywane kolejne informacje.
      Ja sama Megan bardzo polubiłam, ale uznałam, że muszę nieco ubarwić jej życiorys, dlatego i ona w niektórych momentach będzie miała ciężko. Megan dobrze oddziałuje na Malfoya, a Granger jeszcze lepiej, mimo że przeciez niedawno się spotkali!
      Bardzo się cieszę, że moje opowiadanie zaciekawiło Cię na tyle, że postanowiłaś zostać. To bardzo motywujące; myśl, że są osoby, które czekają na kolejne rozdziały.
      Błagam, nie mów mi nic o maturze, bo chce mi się wyć. :(
      Dziękuję za tak długi komentarz... Naprawdę nie musiałaś aż tak się wysilać. :o

      M.

      Usuń
  18. Piszesz genialnie,kobieto, aż jest czego pozazdrościć. Po raz wejść - pewnie są ogromne, po dwa obserwowanych, po trzy czytelników i po cztery... talentu. Nie dziwię się ludziom, że chcą cię czytać, jesteś genialna!
    Czytało mi się płynnie, nie wyłapałam błędów.
    Czekam na dalszy rozwój akcji i mam nadzieję, że kolejny rozdział również mnie zachwyci.
    U mnie 3 rozdział, zapraszam i liczę na opinię w komentarzu ;3
    http://lucjusz-i-miona.blogspot.com/2015/08/rozdzia-3-kiedy-nadejdzie-czas.html
    Live

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, bardzo Ci dziękuję za wszystkie miłe słowa. Wejść wcale nie mam wcale tak ogromnie dużo, bo 50 tysięcy, a blog istnieje od ponad roku. :)
      Postaram się wejść do Ciebie i nadrobić wszystkie zaległości, obiecuje!

      M.

      Usuń
  19. Hej. Pierwszy raz zawitałam na Twego bloga i muszę przyznać, że zostałam miło zaskoczona. Nie będę pisać zbyt rozlegle, gdyż mam ograniczenie czasowe (praca).
    Nie raz widziałam arty Draco jako doktora, lecz nigdy nie przypuszczałam natknąć ena ff gdzie rzeczywiście wykonuje owy zawód i to tak profesjonalnie.
    Współczuję Hermonie, lecz nic nie ma bez powodu. Sądzę że Sophie także o tym wie. Dlatego myśl, że jej mama i doktor Malfoy mogą być razem dodaje sił w tak ciężkiej chorobie. Czekam na nowy rozdział. Życzę nadmiaru weny i zapraszam do siebie

    http://slytherin-pure-blood.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo się cieszę, że moje opowiadanie Ci się spodobało i zaskoczyłam Cię pomysłem. :)
      Hermiona rzeczywiście ma ciężko, jednak masz rację - nic nie dzieje się bez przyczyny.
      Na obecną chwilę nie jestem w stanie niestety do Ciebie wpaść, ale kiedy będę mogła odpocząć, oczywiście wpadnę.
      Dziękuję za komentarz!

      M.

      Usuń
  20. Niesamowity rozdział. Nie wiem, c mogłabym napisać. Brak mi słów. Naprawdę. Końcówka, Merlinie! Całe szczęście, że nie muszę czekać tylko przejdę sobie do kolejnego rozdziału! Kurcze, no naprawdę chciałabym napisać Ci wszystko, co myślę i co myślałam, w trakcie czytania, ale najzwyczajniej w świecie nie wiem, jak ubrać to w słowa! :O
    Po prostu rozdział niesamowity.
    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  21. Świetny rozdział. Bardzo dużo Dramione. Dzieje się coraz więcej pomiędzy nimi. Pomysł Hermiony, by zaprosić Draco na kolacje był naprawdę bardzo ryzykowny, bo faktycznie ogłoszenia się nie zgodzić skoro tak bardzo przestrzegał zasady, że z pacjentami i ich rodzinami nic nie powinno go łączyć. Dobrze, że się zgodził. Ta ich spontaniczność wyjdzie im na dobre. Szkoda, że z Sophie co się stało, bo jak nic, by się pocalowali:-)
    Pozdrawiam
    Kate

    OdpowiedzUsuń
  22. #MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki

    O Merlinie, co za rozdział. Z początku wydawało mi się, że ta kolacja będzie taka miła i urocza. Cóż było tak, ale szkoda, że skończyło się dość dramatycznych okolicznościach. Ech, biedna mała :(
    Śmieszyły mnie dialogi między głównymi bohaterami. Wyszły mega naturalnie, a ten szok Draco, gdy zauważył Hermionę. Mistrzostwo!

    Na bloga trafiłam dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”.

    OdpowiedzUsuń

Layout by Alessa Belikov