Powrót do Denver okazał się być powrotem do
szarej rzeczywistości, ubarwionej jedynie przez ostatnie wydarzenia. Pobyt w
Hogwarcie zdawał się wpłynąć na wszystkich pozytywnie — a może tylko ja inaczej
patrzyłam na świat? Każda mijana osoba uśmiechała się do mnie z życzliwością,
jakiej od dawna nie zaznałam. Było to dość dziwne, bo jeszcze przed wyjazdem
mogłabym przysiąc, że każdy, kogo mijam, jest smętny i ponury. Wcześniej ludzie
patrzyli na mnie i Sophie z litością, a teraz… teraz nagle coś się zmieniło, na
lepsze. Zbliżenie między mną a Draco, dało nam szansę bycia szczęśliwym — i
właśnie tak wyglądały dni po powrocie do Denver. Wyjechaliśmy stąd osobno,
wróciliśmy razem, rzucając sobie co rusz spojrzenia i ukradkiem dotykając
swoich dłoń. Sophie zdawała się nie zauważać tych gestów, tak bardzo była pochłonięta
wpatrywaniem się w widoki i wspominaniem wydarzeń z Hogwartu. Patrząc na nią
zastanawiałam się jak to możliwe, że jest chora i czeka nas dalsza walka… a
przecież wszystko miało być już dobrze.
Dzień przed
świętami Bożego Narodzenia był wypełniony przygotowaniami do tego szczególnego
dla wszystkich momentu. Jeszcze kilka miesięcy temu, gdy przyjechałam do
Denver, bałam się jak spędzimy wigilię. Zawsze byłyśmy w tym okresie same, ale
z dala od domu, wśród obcych ludzi, można było odnieść wrażenie, że jest się
jeszcze bardziej samotnym. Święta zawsze były dla mnie ważne — spędzone w
gronie rodziny były najlepszym czasem w roku. Dlatego kiedy w tym roku miałam
je spędzić przy boku dodatkowej, trzeciej osoby, byłam podekscytowana, ale
zarazem przerażona. Bałam się, że powiem coś złego i nasza relacja, tak krucha
i niepewna, nie przetrwa.
Dwudziesty
czwarty grudzień był dla każdego bez wyjątku dniem zabieganym, spędzonym na
kupowaniu prezentów, ubieraniu choinki i szykowaniu kolacji wigilijnej. Nie
inaczej było w naszym mieszkaniu: od rana biegałam po domu, usiłując dopiąć
wszystko na ostatni guzik. Sophie spała jeszcze w swoim pokoju; poprzednie dni
były dla niej męczące ze względu na ostatnią chemioterapię. Chodziłam po
mieszkaniu jak najciszej chcąc, żeby się wyspała. Ta noc nie należała do
najlepszych, ale tych jednych z gorszych. Po chemioterapii Sophie wydawała się
jeszcze bladsza, niż zwykle i jeszcze mniej rozmowna — martwił mnie jej stan,
jednak mimo to ciągle miałam nadzieję na lepsze dni. Przeszłam do kuchni,
zastanawiając się czego jeszcze potrzebuję ze sklepu na ten wieczór. Musiałam
wyciągnąć Sophie z domu, w końcu za oknem był już śnieg, a my nie miałyśmy
okazji się nim nacieszyć. Zerknęłam na duży zegar, wiszący w kuchni i
zmarszczyłam brwi. Było już dość późno, więc byłam zdziwiona, że dziewczynka
jeszcze nie wstała; ale wytłumaczyłam to sobie ciężką, nieprzespaną nocą. Na
myśl o tym od razu ziewnęłam, przecierając po chwili oczy. Musiałam napić się
kawy, by móc dalej działać. Miałam na głowie tyle rzeczy!; a zostało mi
przecież tak mało czasu do wieczora. Wstałam szybko z krzesła i włączyłam wodę
w czajniku. Otworzyłam szafkę, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zacisnęłam
wargi zastanawiając się, kto mógłby mnie o tej porze odwiedzić — w końcu nie
miałam zbyt wielu znajomych, moje kontakty ograniczały się jedynie do tych
szpitalnych. Moje myśli od razu powędrowały w stronę Draco, ale on miał dyżur,
nawet nie mógł się wyrwać… Przeszłam do przedpokoju i otworzyłam drzwi.
— Co ty tu
robisz? — zapytałam zdziwiona, podnosząc do góry brew. W wejściu stał Malfoy;
na jego płaszczu było widać jeszcze nieroztopione śnieżynki śniegu. Policzki
mężczyzny były lekko zarumienione, więc na dworze musiało być naprawdę zimno.
— Liczyłem na
trochę milsze powitanie — powiedział, przechodząc obok mnie. Otrzepał swoje
ramiona ze śniegu. — Sophie jeszcze śpi?
— Tak,
miałyśmy kiepską noc — odparłam. — Wejdziesz?
— Nie wiem,
czy wiesz, ale już jestem w środku. — Wzruszył ramionami. Zmrużyłam oczy.
— Jakiś ty
dzisiaj śmieszny. Bardziej chodziło mi o to, czy zdejmiesz płaszcz, wejdziesz
się czegoś napić…
— A ty
dzisiaj jesteś naprawdę spostrzegawcza. — Zdjął płaszcz i powiesił go na
wieszaku. — Z chęcią napiję się z tobą herbaty, będzie mi bardzo miło —
powiedział, stając naprzeciwko mnie. Znowu byliśmy blisko, ale teraz nie
staliśmy na błoniach Hogwartu, tylko tu, w domu. Wziął moją dłoń w swoją; jego
była zimna, co było całkiem normalne, na zewnątrz padał śnieg, zima rozszalała
się na dobre. Draco uśmiechnął się lekko i wziął w ręce kosmyk moich włosów.
Przypadkiem dotknął zimną dłonią mojej twarzy i poczułam nieprzyjemne dreszcze.
— Mieliśmy
porozmawiać — szepnęłam, praktycznie zapominając o oddychaniu.
Obietnica
dana tamtego wieczora nadal ciążyła mi gdzieś w myślach. Blondyn pokiwał
twierdząco głową i schylił się, składając pocałunek na moim czole. Przymknęłam
oczy, rozkoszując się tą piękną chwilą. Ten pocałunek wydawał mi się być
kolejną obietnicą; kolejną obietnicą nie mającą pokrycia. Był jakby
przypieczętowaniem tego dnia, chociaż dopiero się zaczął. Poczułam na swoich
plecach wzrok… Spojrzałam przez ramię i zobaczyłam stojącą w drzwiach swojego
pokoju Sophie. W rękach ściskała swojego misia, Rudolfa, i patrzyła się na nas
z niezrozumieniem. Draco, jakby czytając w moich myślach, powoli mnie puścił,
nie wykonując żadnych nerwowych ruchów. Dziewczynka nadal była zaspana i nie za
bardzo wiedziała co się dzieje.
— Sophie, co
powiesz, żebyśmy poszli w dwójkę kupić choinkę? — odezwał się nagle Malfoy,
zanim zdołałam cokolwiek powiedzieć, jakby chciał oderwać uwagę dziewczynki od
naszej dwójki. Spojrzałam na mężczyznę, a ten wzruszył ramionami. Był ubrany
tak, jakby dopiero co wyszedł z pracy — miał na sobie szarą koszulę i ciemne
spodnie, a właśnie tak zwykle chodził ubrany w szpitalu. Brakowało tylko kitla
lekarskiego.
Podeszłam do Sophie, kucając przy niej i lekko
się uśmiechając. Dziewczynka pokiwała głową na znak, że tak, że chce jechać.
Już od samego rana była małomówna, dlatego miałam nadzieję, że wypad z Draco
chociaż trochę poprawi jej nastrój. Święta zawsze były dla niej pięknym
wydarzeniem, w końcu pojawiał się Mikołaj, zostawiając pod choinką prezenty, a
nad tegoroczną Wigilią wisiały ciemne chmury. Pozostawało mieć nadzieję — w
końcu to nadzieja umiera ostatnia. Ubrałam Sophie, dałam jej leki i zobaczyłam,
jak odjeżdża z Draco spod bloku. Zanim wsiadła do samochodu pomachała mi
rączką, ciągle się uśmiechając. Wybieranie choinki, w dodatku z Malfoyem,
było dla niej kolejnym szczęśliwym wydarzeniem. Od czasu kiedy zachorowała
postawiłam sobie za cel, aby sprawiać jej jak najwięcej radości, więc patrzenie
na takie rzeczy, było w gruncie rzeczy i dla mnie ogromnym szczęściem. Będąc
matką nie potrzeba wiele, rzeczy materialne przestają mieć swoją wartość —
uśmiech dziecka jest najpiękniejszą zapłatą za wszystkie przeszkody. Zanim
Draco wyszedł odciągnął mnie na bok, z daleka od wzroku Sophie i kazał się
wreszcie wyspać. Jego troska w stosunku do mnie była nawet urocza, chociaż
trudno było mi się do niej przyzwyczaić.
Gdy tylko
Malfoy i Sophie wyszli, przeszłam do kuchni. Wstawiłam w czajniku wodę,
próbując rozkoszować się tą chwilą samotności. Wbrew pozorom — samotność wcale
nie była zła. Każdy czasem potrzebuje chwili sam na sam z samym sobą. Ciągłe
przebywanie w obecności ludzi bywa męczące, więc w tamtym momencie samotność
była moją dobrą przyjaciółką. Zaparzyłam kawę i usiadłam przy stoliku. Nawet
nie miałam wcześniej czasu, by zjeść śniadanie, ale teraz… teraz nawet nie
miałam do tego ochoty. Potrzebowałam tylko ciszy. Kiedy jeszcze mieszkałam w
Londynie, Sophie była przy mnie ciągle, gdy tylko nie byłam w pracy, a ona w
przedszkolu. Wtedy często miałam po prostu dość; marudzenie Sophie i jej płacz
często mnie samą doprowadzał do łez. Macierzyństwo niosło ze sobą wiele trudu,
nieprzespanych nocy, jednak…. widok uśmiechniętej buzi mojej córki wynagradzał
każdą złą chwilę. Nie potrafiłam wyobrazić sobie życia bez niej — a jeszcze
kilka lat temu nie umiałam odnaleźć się w roli mamy. Po pojawieniu się Sophie
na świecie zaczęłam inaczej patrzeć na świat; wreszcie zrozumiałam, że wszystko
jest po coś i nic nie dzieje się bez przyczyny.
Napiłam się
łyka kawy, od razu się krzywiąc, gdy poczułam jej gorzki smak. Odsunęłam kubek
na drugi koniec stolika i ziewnęłam. Wstałam z krzesła i niczego nie
sprzątając, przeszłam do swojego pokoju. Założyłam wygodne dresy i przewiewną
bluzkę. Położyłam się na łóżku, przykrywając się kołdrą. Dzisiejsza noc była
ciężka; spędziłam ją, siedząc na podłodze, przy łóżku Sophie. Spała
niespokojnie, jak to zwykle miała po chemioterapii. Wolałam czuwać tuż przy
niej, niż leżeć w swoim łóżku. Teraz byłam w domu sama, a cisza zaczynała mnie
przytłaczać. Nawet za oknem nie było nic słychać, jakby wszyscy siedzieli w
swoich domach, chowając się przed całym światem — a przecież dzisiaj była
Wigilia i każdy powinien cieszyć się tym dniem ze swoimi najbliższymi.
Przekręciłam się na bok tak, że miałam widok na okno i to, co działo się po
drugiej stronie szyby. Śnieg delikatnie prószył od samego rana. Cały ten widok
był dla mnie wyjątkowo wzruszający, bo święta były w moim życiu szczególnie
ważne. Będąc jeszcze małą dziewczynką zawsze z niecierpliwością czekałam na te
dni, a teraz, będąc osobą dorosłą, te wspomnienia nadal były we mnie, ciągle
żywe. Na szczególną pamięć zasługiwało wspomnienie pierwszych świąt po Bitwie o
Hogwart. Przy wigilijnym stole usiadło mniej osób, niż w poprzednich latach —
wojna zebrała ogromne żniwo, zabierając ze sobą tyle dobrych ludzi. Trudno było
żyć z tą świadomością, ale każdy musiał sobie sam z tym poradzić, nie było
innego wyjścia.
Pierwsze
święta po Bitwie o Hogwart były wyjątkowo smutne. W domu Weasleyów zwykle było
tłoczno i, przede wszystkim, śmiech roznosił się po całym pomieszczeniu,
poprawiając wszystkim dookoła humor. Tym razem było inaczej. Cisza przytłaczała
każdego, ale nikt nie miał zamiaru jej przerywać, bo to wydawało się być
odpowiednie. Przeżywanie żałoby w samotności — tego wszyscy się uczyli przez
kilka ostatnich tygodni.
W wigilijny
poranek w Norze nie było słychać głośnych rozmów, a w radiu nie grano
świątecznych kolęd. Coś zmieniło się bezpowrotnie, dobrze to wiedziałam, tylko
w tamtym czasie nie umiałam sobie jeszcze z tym radzić. Siedziałam na łóżku,
wyglądając przez okno. Ginny jeszcze spała, cała przykryta kołdrą — było
jedynie widać jej włosy. Na jej twarzy można było codziennie dostrzec
zmęczenie, miała problemy ze snem. Tamtej nocy długo nie mogłyśmy zasnąć, więc
leżałyśmy w ciszy, nie zamieniając ze sobą żadnego słowa. Bo żadne słowa nie
mogły wypełnić pustki, pozostałej po śmierci przyjaciół.
Ginny
westchnęła, przekręcając się na drugi bok, a ja wstrzymałam oddech, bojąc się,
że ją obudzę. Chciałam żeby jak najdłużej spała i w końcu odpoczęła. Czasem
wieczorem słyszałam jak tłumi płacz, przyciskając twarz do poduszki; nie
chciała mnie obudzić, chociaż ja i tak wszystko słyszałam. Zaśnięcie nie było
łatwe, a mnie czasami dopadało przerażenie, którego nikomu nie wyjawiłam — co
jeśli zasnę i już się nie obudzę? Przyłapywałam się na tym, że liczyłam swoje
oddechy, słuchałam bicia serca… i pomyślałam, że tak nie powinno być, przecież
życie po pokonaniu Voldemorta miało być prostsze. A wcale nie zapowiadało się
na lepszą zmianę.
Podniosłam
się z łóżka, które cicho skrzypnęło. Wolnym krokiem podeszłam do okna, odsłaniając
lekko zasłony. Resztki śniegu leżały na trawie. Mimo że dzień dopiero co się
zaczął, na niebie nie było widać słońca — schowało się za chmurami i nic nie
wskazywało na go, że coś się zmieni. Przed domem stała duża choinka,
przyozdobiona kolorowymi bombkami, a dach Nory w nocy świecił się dzięki
kolorowym lampkom. Razem z Ginny pragnęłyśmy, żeby te święta nie różniły się
tak bardzo od tych poprzednich. Każdy z nas potrzebował chwili oddechu od
smutku i rozgoryczenia niesprawiedliwością świata. Bo świat był cholernie
niesprawiedliwy; może niektórzy potrafili się z tym pogodzić, ale dla mnie była
to abstrakcja. Na pozór wszystko było w porządku, można by pomyśleć, że tak
naprawdę kilka miesięcy temu nic się nie wydarzyło… Wystarczyło chwilę
porozmawiać, spojrzeć na rozstawione zdjęcia na kominku w Norze i wszystko
stawało się jasne.
— Już
wstałaś? — Usłyszałam zaspany głos Ginny. Odwróciłam się w kierunku tego
dźwięku i odeszłam od okna. Ginny siedziała na łóżku, jej włosy były
rozczochrane, a pod oczami można było zauważyć duże cienie. Mimo że przespała
praktycznie całą noc, nadal było po niej widać ogromne zmęczenie.
— Tak, jakiś
czas temu się obudziłam — odparłam, siadając na łóżku przyjaciółki. — Spałaś
całą noc?
— Znowu
miałam koszmar — powiedziała, ignorując moje pytanie. Zapatrzyła się w
przeciwległą ścianę, zawieszając wzrok na plakacie jej ulubionego zespołu.
Śmierć jej brata, Freda, była dla niej trudnym przeżyciem. Mimo upłynięcia
czasu ból nie znikał, a wręcz się nasilał; brak obecności członka rodziny w
tych ważniejszych wydarzeniach był często zbyt bolesny. Sny nie pozwalały
zapomnieć, a przecież czasem zapomnienie było jedną z lepszych rzeczy, jaka
mogła się przydarzyć. — Chciałabym, żeby te wspomnienia już po prostu odeszły —
szepnęła bardziej do siebie, niż do mnie. Ginny Weasley była niewolnikiem
własnych wspomnień, tak jak wiele innych osób, które przeżyły wojnę. Te
wspomnienia są śladem, już na zawsze zostają gdzieś w umyśle i przypominają o
sobie w najbardziej nieodpowiednich momentach.
— Niedługo
wszystko wróci do normy. — Uśmiechnęłam się lekko i wzięłam w swoje dłonie jej
ręce. Wypowiedziane przeze mnie zdanie miało być pocieszeniem nie tylko dla
przyjaciółki, ale też dla mnie samej. Często powtarzane słowa, nawet jeśli są
kłamstwem… w końcu stają się wymuszoną przez nas samych prawdą. Obietnica
skierowana do Ginny właśnie tym była.
Zeszłyśmy do
kuchni, pomóc w przygotowaniach do wigilijnej kolacji. W pomieszczeniu nie było
zbyt wiele osób — pani Weasley krzątająca się od jednej szafki do piekarnika.
Przy stole siedział George, grzebiąc łyżką w misce z owsianką. Prawie go nie
zauważyłam, tak cicho się zachowywał. Po śmierci Freda stał się milczący,
unikający kontaktu z innymi ludźmi. Stracił brata, swojego najlepszego
przyjaciela; i nawet nie chciałam sobie wyobrażać, jak w tym momencie się czuł.
Wieczór
nadszedł szybko. Na stole można było znaleźć wszystko — sama nie wiedziałam jak
udało nam się przyrządzić tak szybko wszystkie potrawy. W rogu pokoju stała
ogromna choinka, przyozdobiona bombkami i błyszczącymi łańcuchami. Dzisiaj po
południu wszyscy z rodziny Weasleyów ubierali drzewko, śmiejąc się i
rozmawiając, zupełnie jakby nic się nie wydarzyło. Goście powoli zaczynali się
zjeżdżać, co chwilę słyszałam dzwonek oznajmiający, że przybyła kolejna osoba.
Siedząc przy stole i obserwując witających się ze sobą przyjaciół, poczułam
bolesne ukłucie. Tak wielu osób nie było, tak wielu osób miałam już nigdy nie
zobaczyć. A przecież były święta, w święta wszystko powinno być idealne.
— Hermiono,
chodź do nas! — Usłyszałam za sobą znajomy głos.
Przy oknie
stali Ron i Harry, rozmawiali ze sobą, wyglądając przez okno, jakby na kogoś
czekali. Ja też na niektórych czekałam; ale te osoby nie mogły już wrócić i
nadszedł czas, by się z tym pogodzić. Ruszyłam w stronę moich przyjaciół i
zaczęłam z nimi rozmawiać. Patrząc na ich szczęśliwe twarze, ja też byłam
szczęśliwa. Wszyscy czekali z niecierpliwością na pierwszą gwiazdkę, by móc
zasiąść do stołu. Tych świąt bał się każdy, bo miały wyglądać zupełnie inaczej…
ale w końcu świąteczny czar udzielił się każdemu — i nawet na twarzy George’a
pojawił się uśmiech. Ten widok, tak rzadki od ostatnich miesięcy, był wyjątkowy
i chciałam zapamiętać tą chwilę. Rok temu święta spędziłam samotnie, jedynie w
towarzystwie Harry’ego, z daleka od rodziny, dlatego teraz chciałam się cieszyć
tym czasem, spędzonym w gronie najważniejszych dla mnie osób.
A kiedy
pierwsza gwiazda zalśniła na niebie, nikt nie miał wątpliwości, że to pierwszy
dobry dzień od zakończenia wojny.
Przekręciłam się na drugi bok, poprawiając poduszkę, na której
leżałam. Nie zdążyłam przykryć się kocem, kiedy poczułam jak moje powieki
zaczynają coraz bardziej ciążyć, aż w końcu nadszedł upragniony sen.
Obudził mnie
ruch gdzieś nade mną. Ktoś dotknął mnie delikatnie, niby przypadkiem, w
odsłonięte ramię. Na moim ciele pojawiły się dreszcze; leniwie otworzyłam oczy,
chcąc zobaczyć kto jest sprawcą mojej pobudki. Nade mną stał Draco, trzymając w
rękach koc. Zaczął mnie nim przykrywać, nie zdając sobie sprawy z tego, że
wcale już nie śpię. Dopiero po chwili zorientował się, że się mu przyglądam —
kąciki jego ust uniosły się do góry, jakby ucieszył się na mój widok.
Przebywanie z nim tak blisko już mnie nie krępowało, to, że dotykał swoją
dłonią mojej ręki, również było całkiem naturalne.
— Nie
chciałem cię obudzić, przepraszam — wyznał, siadając na brzegu łóżka.
Podniosłam się do pozycji siedzącej tak, że dzieliła nas niewielka odległość.
Jeszcze nie do końca rozbudzona patrzyłam na mężczyznę zastanawiając się, czy
to przypadkiem nie sen. Jeszcze kiedyś przybywanie z Malfoyem w jednym
pomieszczeniu, blisko siebie, było nie do pomyślenia, przynajmniej dla mnie,
teraz nie widziałam w tym nic dziwnego. — Wybraliśmy choinkę, kupiliśmy bombki,
światełka.
— A gdzie
jest Sophie? — zapytałam, unosząc swoją dłoń i kładąc ją na swoim karku. Na
mojej twarzy pojawił się grymas, gdy usiłowałam rozmasować zesztywniałe
mięśnie. Nie miałam pojęcia ile czasu spałam, ile czasu nie było Draco i Sophie
w domu; a miałam jeszcze tyle do zrobienia!
— Zasnęła,
kiedy wracaliśmy do domu. Śpi w swoim pokoju — powiedział, a ja odetchnęłam z
ulgą. Opadłam z powrotem na poduszki, opierając się o ścianę. — Granger, wiem,
że nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale czasem myślę… kto jest ojcem Sophie? — zapytał
ot tak, jakby pytał o najbardziej normalną rzecz na świecie.
Między nami
zapadło długie milczenie. Nagle moje paznokcie wydawały mi się nader
interesujące. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy, bałam się tego, co w nich
zobaczę. W oczach, które jeszcze dzisiejszego ranka wpatrywały się we mnie z
troską i czułością, teraz mogłam zobaczyć coś zupełnie odwrotnego.
— Czemu
właśnie teraz o to pytasz? — zapytałam wreszcie, zaciskając wargi. Nie
spodziewałam się, że padnie takie pytanie, nigdy nie rozmawialiśmy na ten
temat, nawet wtedy, gdy staliśmy się sobie bliżsi. Nie wiedziałam jak moja
odpowiedź wpłynie na relację, którą przecież od tak dawna budowaliśmy.
Odrzuciłam koc na bok i wstałam z łóżka, przechodząc do okna. Oparłam się o
ścianę i wpatrywałam się w widok, rozciągający się za szybą. Nie chciałam teraz
patrzeć na Malfoya, nie w tej chwili.
— Po prostu
chciałbym wiedzieć — odparł niby obojętnie. Usłyszałam skrzypnięcie łóżka;
wstał z niego i stanął niedaleko mnie.
— Ale
dlaczego akurat teraz, czemu dzisiaj, a nie w inny dzień, czemu tak bardzo
potrzebujesz tej informacji...? — powiedziałam prawie szeptem. Były święta,
Wigilia, w ten dzień nie powinno się podejmować takich tematów. Byłam na niego
zła, bo nie potrafił zrozumieć, że nie chcę o tym rozmawiać. To, jak Oliver
potraktował mnie, gdy poinformowałam go o ciąży, kazało mi wymazać sobie jego
osobę z pamięci. Nie chciałam dla Sophie takiego ojca.
— Bo chcę, do
cholery, wiedzieć czy nadal w jakiś sposób o nim myślisz… Chcę wiedzieć, czy
coś jeszcze dla ciebie znaczy, czy to takie trudne do zrozumienia? — Podniósł
głos, podchodząc jeszcze bliżej mnie. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam
na niego, kręcąc z niedowierzaniem głową. — Po raz pierwszy w życiu zależy mi
na kimś bardziej, niż na kimkolwiek innym, rozumiesz? Sophie ma ojca i chcę
wiedzieć, czy to już zamknięty rozdział między tobą, a nim.
Westchnęłam
opuszczając wzrok na podłogę i przymykając oczy. Oparłam się o ścianę i przez
chwilę tak staliśmy. W całym mieszkaniu było cicho i miałam wrażenie, że Draco
słyszy moje głośne bicie serca. Po kilkunastu sekundach w końcu zrobił krok w
moją stronę, a później kolejny i jeszcze kolejny, aż w końcu znalazł się tuż
przy mnie. Spojrzałam na niego, a on, jakby automatycznie, pocałował mnie w
czoło i przytulił do siebie. Na początku nie odwzajemniłam uścisku, nadal byłam
w szoku po przebytej rozmowie i potrzebowałam dojść do siebie. Dopiero później
objęłam mężczyznę ramionami. Staliśmy, przytuleni do siebie, chłonąc każdą
sekundę tej chwili. Czułam jak jego serce szybko bije; wiedziałam, że nie tylko
dla mnie ta sytuacja była stresująca.
— Oliver.
Oliver Wood jest ojcem Sophie — powiedziałam cicho. Poczułam jak Draco
zdrętwiał, chociaż nie odsunął mnie od siebie. — To zamknięty rozdział w moim
życiu i nie chcę do tego wracać. Zaczęłam coś nowego i nie chcę tego zepsuć,
rozumiesz?
Nie
otrzymałam odpowiedzi, więc niepewnie odchyliłam się do tyłu, chcąc zobaczyć
wyraz jego twarzy. Spojrzałam na mężczyznę, znajdującego się tak blisko mnie i
pomyślałam, że to będzie mimo wszystko dobry dzień — lekko się uśmiechał i
patrzył na mnie zmartwionym wzrokiem. I zrobił coś, czego zupełnie się nie
spodziewałam: pocałował mnie, tak krótko i słodko, a potem oparł swoje czoło o
moje, ciągle mnie obejmując. Czy już w tamtej chwili go pokochałam? Sama nie
wiem, kiedy to uczucie mną zawładnęło, ale zrozumiałam to o wiele później, niż
powinnam.
~
W rogu małego
pokoju stała niewielka choinka. Srebrne bombki zdobiły jej gałązki, a złota
gwiazda lśniła na czubku drzewka. Na komodzie stało radio, z którego wydobywały
się delikatne, świąteczne dźwięki kolęd. Za oknem zrobiło już się ciemno, ale
przez chmury zarówno gwiazdy, jak i księżyc, były niewidoczne. Na stole
przyniesionym z kuchni ustawione były miski z sałatkami i innymi wigilijnymi
potrawami, które udało mi się jeszcze po południu przygotować. W łazience
spędziłam zaledwie piętnaście minut — ale i tak było to więcej czasu, niż
miałam zwykle. Zazwyczaj znajdywałam jedynie czas na uczesanie się i przemycie
twarzy, resztę chwil poświęcałam Sophie, a w szczególności przestałam o siebie
dbać, gdy zachorowała. Po prostu są rzeczy ważne i ważniejsze; Sophie zawsze
była tą najistotniejszą częścią mojego życia. W takich sytuacjach wygląd,
jedzenie… stają się drugorzędną wartością.
Poprawiłam
swoje włosy, wpinając w koka ostatnią wsuwkę. Sophie siedziała za mną na
pralce, wybierając chustkę, którą mogłaby założyć na tą kolację. Miała na sobie
różową sukienkę i jasne rajstopki. Wyglądała jak każda inna dziewczynka i tylko
nienaturalnie blada cera i brak włosów wskazywały na to, że coś jest nie tak.
Miałam na sobie czarną sukienkę do kolan, kupioną w pośpiechu, w ostatniej
chwili. Nie miałam w szafie takich ubrań, tym bardziej nie tutaj, w Denver. Nie
wiedziałam, że będę w tym mieście tak długo — już pół roku — a nic nie
wskazywało na to, że coś miałoby się zmienić.
— Mamusiu,
wyglądasz już jak księżniczka — stwierdziła Sophie, kiedy zapytałam się jej, co
sądzi na temat mojego ubioru. Nie potrzebowałam już nic więcej wiedzieć, bo
taki komplement z ust swojego dziecka, był najpiękniejszym prezentem, jaki
mogłam tego dnia otrzymać.
Wyszłyśmy z
łazienki, kierując się w stronę pokoju. W pomieszczeniu czekał już Draco. Stał
przy oknie i wyglądał przez nie, obserwując co się dzieje na osiedlu. Na
zewnątrz jednak nie wydarzyło się nic specjalnego — większość rodzin, która
tutaj mieszkała, wyjechała na obrzeża miasta do najbliższych. W niewielu oknach
było zapalone światło, ale nie przeszkadzało mi to.
Na szybach
przykleiliśmy własnoręcznie zrobione gwiazdki, chcąc nadać domu jak najlepszą,
świąteczną atmosferę. Oprócz tego w całym mieszkaniu unosił się zapach
ciasteczek korzennych. Wszystko było przygotowane i myślałam, że nic złego nie
ma prawa się stać.
Zanim
usiedliśmy do stołu, spojrzeliśmy przez okno w niebo, szukając pierwszej
gwiazdki. Pogoda nadal była taka sama jak wcześniej, gwiazdy zostały
przysłonięte przez chmury i nic nie wskazywało na to, że coś się zmieni.
— Mamo,
patrz, pierwsza gwiazdka! — krzyknęła Sophie, pokazując palcem w niebo.
Podążyłam wzrokiem w to miejsce i zauważyłam świecący, czerwony punkcik,
migający i oddalający się z każdą sekundą. Samolot, lecący gdzieś, rzeczywiście
wyglądał na pierwszy rzut oka jak gwiazda.
— Sophie, to
jest…
—
Rzeczywiście bardzo ładna gwiazda — przerwał mi Draco, stojący obok mnie.
Rzucił mi wymowne spojrzenie i zerknął na Sophie, zapatrzoną w niebo. Jej
szeroko otwarte oczy wskazywały na to, że jest naprawdę zachwycona. Cicho się
zaśmiałam, patrząc na mężczyznę. Pokiwałam z uznaniem głową i zdałam sobie
sprawę z tego, że gdyby pozwolił mi dokończyć, najprawdopodobniej spędzilibyśmy
jeszcze więcej czasu przy parapecie, wypatrując gwiazd.
—
Najpiękniejsza — szepnęłam.
~
Stół został
już sprzątnięty, talerze suszyły się na suszarce. Zgasiliśmy lampę, a na
komodzie rozłożyliśmy małe świeczki. Sophie bawiła się przy choince, a my
siedzieliśmy na niewielkiej kanapie. Wybiła godzina dziewiąta; Sophie często
już o tej porze spała, ale dzisiejszego wieczora postanowiłam przymknąć na to
oko. Oparłam swoją głowę o ramię Draco i ziewnęłam. Ten dzień był długi i
męczący, ale warto było poświęcić trochę czasu na wszystkie przygotowania.
Palce Malfoya delikatnie gładziły moją dłoń i miałam wrażenie, że jeszcze
chwila, a zasnę i obudzę się dopiero rano. Byłam naprawdę szczęśliwa, bo miałam
wszystko, o czymś kiedyś marzyłam. Miałam córkę, która każdego dnia dawała mi
powody do dumy i szczęścia, miałam osobę, której na mnie zależało i przyjaciół,
których odzyskałam po tylu latach. Byłam szczęściarą, bo miałam wszystko, co
chciałby mieć każdy.
Sophie wstała
z podłogi i pobiegła do swojego pokoju, nawet na nas nie patrząc. Zabrała ze
sobą zabawki, więc pewnie miała zamiar jeszcze się bawić, chociaż widziałam po
jej ruchach, że była już zmęczona. Na zewnątrz prószył śnieg; jeszcze w tym
roku nie miałyśmy okazji ulepić bałwana czy porzucać się śnieżkami, jednak
patrząc na wątłe zdrowie Sophie, nawet nie miałam na to ochoty. Ostrożność w
walce z chorobą była dla mnie w tym momencie najważniejsza.
Westchnęłam i
potarłam swoje ramiona, chcąc choć trochę się rozgrzać. Pod choinką nie było
już żadnych prezentów — dzisiaj tylko Sophie została nimi obdarowana. W ciągu
tych kilku lat, wychowując Sophie, zauważyłam, że dzieci są kapryśne i szybko
się nudzą. Bajki, lalki, kolorowanki; to wszystko po kilkunastu minutach
przestawało być interesujące. Ledwo pamiętałam czas, w którym dziewczynka była
jeszcze niemowlęciem. Chciałam wrócić do tamtych miesięcy, ale pozostały mi
tylko wspomnienia i kilka albumów ze zdjęciami. Sophie, kiedy była jeszcze
malutka, zawsze widziała tylko mnie i nie potrafiłam wyobrazić sobie chwili,
gdy to się zmieni. Zawsze byłam dla niej najważniejsza, a z biegiem czasu i to
się zmieniało.
Pomyślałam o
prezencie, który miałam dla Draco, leżącym pod łóżkiem. Teraz był czas, który
mogliśmy spędzić razem, w ciszy, słuchając delikatnych dźwięków pianina. Nie
musieliśmy się niczym przejmować, nigdzie się spieszyć. Po prostu siedzieliśmy
razem na kanapie, każde z nas pochłonięte swoimi myślami. Kieliszki z winem
stały na stoliku, wypite do połowy.
— Mam coś dla
ciebie — powiedziałam w końcu, przegryzając wargę. Przechyliłam głowę i
spojrzałam na Draco.
— Ja też mam
coś dla ciebie — odparł, puszczając moją dłoń i wstając z kanapy.
Wyszedł do przedpokoju, a ja, idąc za jego przykładem, przeszłam
do swojego pokoju. Schyliłam się, wyciągając spod łóżka małą paczuszkę,
zapakowaną w ozdobny, świąteczny papier. Miałam nadzieję, że Malfoyowi spodoba
się mój prezent; mimo że stosunkowo niedawno wydarzyło się między nami coś
więcej, pragnęłam dać mu coś, co będzie mu mnie przypominało. Nie wiedziałam co
przyniesie przyszłość, ale teraz nie chciałam o tym myśleć. Cieszenie się
chwilą — tego się nauczyłam, od kiedy Sophie zachorowała.
Wróciłam do salonu, trzymając w rękach prezent. Draco już
siedział na kanapie. Najpierw nic nie zauważyłam, dopiero po chwili dostrzegłam
w jego dłoniach małe pudełeczko. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy co
może się tam znajdować, przyprawiła mnie o dreszcze, ale od razu to odrzuciłam.
Usiadłam blisko Malfoya i zaczęłam się denerwować; od dawna nie miałam kontaktu
z jakimkolwiek mężczyzną i ta bliskość trochę mnie krępowała.
— Nie wiedziałam co ci się spodoba, więc... — zaczęłam mówić,
ale nagle przerwałam, gdy usłyszałam dziwny dźwięk, dochodzący z pokoju Sophie.
Spojrzałam na Draco i zerwałam się z kanapy, biegnąc w tamtym
kierunku. Stanęłam w drzwiach i momentalnie oparłam się o ścianę, czując
zawroty. Zaraz obok mnie stanął Malfoy, który, w przeciwieństwie do mnie,
podbiegł do Sophie, od razu się nią zajmując. Na różowej sukience była plama
krwi. Moje serce na chwilę się zatrzymało i nie wiedziałam już co się dzieje.
Nie docierały do mnie słowa, które mówił do mnie Malfoy; dopiero kiedy zaczął
mną potrząsać, wyszłam z otępienia. Sophie była nieprzytomna. Nie kontrolując
swoich ruchów opadłam na kolana, dochodząc jakimś cudem do dziewczynki.
Dotknęłam jej małej twarzyczki, ubrudzonej krwią, i poczułam, że do moich oczu
napływają łzy. W tym samym czasie Draco gdzieś dzwonił, trudno było mi
otrząsnąć się na tyle, bym zrozumiała wymawiane przez niego słowa. Całą tą
sytuację pamiętam jak przez mgłę. Ciągle szeptałam imię mojej córki, głaszcząc
ją po głowie. Z moich oczu skapywały łzy; łzy złości, smutku i bezsilności.
Po pewnym czasie, który wydawał mi się ciągnąć w nieskończoność,
usłyszałam szczęk otwieranych drzwi. Ktoś podciągnął mnie do góry, stawiając na
nogi. Kilku ratowników weszło do pokoju i zajęło się Sophie, a ja stałam pod
ścianą, patrząc na całą sytuację przerażonymi oczami. W końcu delikatnie
podnieśli Sophie, kładąc ją na noszach. Draco z jednym z ratowników rozmawiał,
coś im wyjaśniając. Jego mina była całkowicie obojętna, co strasznie mnie
zdenerwowało; jak mógł być w takiej sytuacji spokojny, wyłączony z
jakichkolwiek emocji?
— Granger, chodź, jedziemy — powiedział mężczyzna, biorąc
mnie za dłoń.
W innej sytuacji pomyślałabym, jak to dobrze mieć go przy sobie,
trzymając za rękę, ale w tej chwili było mi to zupełnie obojętne. Próbowałam
być silna, nie panikować, jednak nie potrafiłam. W głowie ciągle widziałam
obraz Sophie, leżącej na podłodze, ubrudzonej jej własną krwią. Malfoy
pociągnął mnie w stronę korytarza. Założył na mnie płaszcz, a szyję owinął
szalikiem. Wsiedliśmy do jakiegoś samochodu, a blondyn nieprzerwanie trzymał
moją dłoń, okazując mi wsparcie. Nie umiałam nawet na niego spojrzeć; wpatrywałam
się w szybę okna, a na moich policzkach pozostały zaschnięte ślady po łzach. Ze
stresu zaczął mnie boleć brzuch, jednak miałam to gdzieś — chciałam tylko
się dowiedzieć co jest Sophie, czemu wymiotowała krwią, co to wszystko
oznacza... Nie znałam odpowiedzi na te pytania, co tak bardzo mnie irytowało.
Nie mogłam znaleźć rozwiązania w przeczytanej książce, bo to działo się teraz,
w tym momencie, na moich oczach.
Jedyne co mi pozostało, to czekać.
Witaj,
OdpowiedzUsuńA wiesz, że właśnie dzisiaj myślałam o Twoim opowiadaniu? :P Zastanawiałam się kiedy coś opublikujesz.
Rozdział jest cudowny, tęskniłam za Twoim stylem i całą tą historią i przykro mi z powodu braku weny. Jeśli to choć odrobinę Cię pocieszy, to przyznam bez bicia, że uwielbiam Twoje opowiadanie, a każdy rozdział, mimo iż opowiada o trudnych wyborach i walce z chorobą, czytam z wielkim zapałem. Nie chcę, byś czuła się wypalona :/
Ten rozdział, mimo iż opowiadał o świętach, przywodził mi na myśl oczekiwanie na coś strasznego. Tak, przewidziałam, że zakończy się jakimś atakiem Sophie, ale i tak z trudem to przetrawiłam. Wiem, że to wymyślone dziecko, ale i tak nie mogę patrzeć jak cierpi!
Ehh ja chcę wiedzieć jakie prezenty sobie kupili! Wybacz, ale ciekawość po prostu mnie zżera, więc gdy opublikujesz rozdział na początku września (a na to liczę) mam nadzieję, że wspomnisz w nim o prezentach.
Nie wiem jak mam Cię wesprzeć, byś na nowo poczuła wenę. Myślę że to przez te życiowe zawirowania nie masz teraz czasu na pisanie i historia przestaje być tak ważna, jak była 2 lata temu. Głęboko wierzę, że gdy znajdziesz odrobinę czasu i spokoju, na nowo Ci się spodoba.
Życzę Ci, byś nigdy nie bała się wciskać "opublikuj" po napisanym rozdziale, a robila to z dumą i satysfakcją. Nawet nie wiesz ile osób żyje tą historią.
Pozdrawiam, Iva Nerda
kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com
W takim razie miałam niezłe wyczucie czasu! Od długiego czasu zbierałam się, żeby dokończyć ten rozdział, no i wreszcie mi się udało. :)
UsuńTe słowa są bardzo, bardzo kochane! W takich momentach, kiedy nie mam chęci do pisania, wracam do Waszych komentarzy i jakoś od razu mi się robi na sercu lepiej. Ach, planowałam tą scenę od x czasu, może nie w Wigilię, ale jakoś tak wyszło - i tak już zostało. :)
Czy wspomnę w kolejnym rozdziale o prezentach... nie wiem czy akurat to będzie w głowach naszych bohaterów, żeby móc o tym pisać. :D
Ivo, Twój cały komentarz bardzo mnie podbudował i mam już ochotę przenosić góry.;) Bardzo Ci za niego dziękuję i nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że mam takich czytelników!
M.
Hej!
OdpowiedzUsuńRozdział jest niezwykle udany. Bardzo mnie wciągnęłaś. Wszystko oddałaś tak prawdziwie, naturalnie i lekko. Naprawdę dobra robota! Oby więcej takich rozdziałów.
Wciąż pozostaję pod wrażeniem,
http://precious-fondness.blogspot.com/
Bardzo się cieszę, że rozdział Ci się spodobał! Mam nadzieję, że kolejne będą Ci się podobały równie mocno. :)
UsuńDziękuję za komentarz!
M.
Witaj;-)
OdpowiedzUsuńDługo kazałaś nam czekać na kolejny rozdział, ale w końcu jest. Bardzo dobrze, że po powrocie z Hogwartu, zażyłość pomiędzy Draco a Hermioną się wzmaga. Mimo powrotu do szarej codzienności, coś jednak się zmieniło. Pytanie Dracona o ojca Sophie wydało mi się jak najbardziej na miejscu. Natomiast nie rozumiem reakcji Hermiony. Zezłościła się na niego, a on chciał tylko się dowiedzieć czy ma rywala do zdobycia jej serca. To normalne, że w końcu o to zapytał. Dziwi mnie, że stało się to tak późno. Spędzona razem Wigilia na pewno ich do siebie zbliżyła. Szkoda, że nie zdążyli otworzyć tych prezentów. Jestem bardzo ciekawa, co sobie podarowali. Dziwi mnie zachowanie Hermiony, gdy Sophie straciła przytomność. Zawsze silna i zaradna, a nagle jakby sama gdzieś odpłynęła. To trochę dziwne... Dobrze, że Draco tam był i opanował sytuację.
Czekam na kolejny rozdział i trzymam Cię za słowo, że będzie on na początku września;-)
Pozdrawiam
Kate
O tak, ponad dwa miesiące musieliście znowu czekać. Strasznie głupio mi tak pojawiać się i znikać.
UsuńTo, co wydarzyło się w Hogwarcie, było takim zapalnikiem między nimi, pozwoliło im się do siebie zbliżyć, udowodnić, że dużo się między nimi zmieniło i może jest dla nich wspólna przyszłość. Hermiona silna i zaradna - jeszcze się pojawi! ;)
Dziękuję za komentarz! Ja też trzymam samą siebie za słowo, że uda mi się napisać kolejny rozdział na początek września. :)
M.
Warto było czekać tyle czaus na nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńcieszę się, że wszystko Ci się udało.
Jeśli chodzi o mnie powoli wszystko wraca do normy.
Znalazłam stałe zatrudnienie i dostałam umowę o pracę. To luksus jakich mało w dzisiejszych czasach.
Wracając do rozdziału.
Zrobiło się świątecznie iż sama zatęskniłam za tamtymi chwilami i nie mogę się doczekać kolejnych świąt chociaz już nie mają takiego uroku jak kiedyś.
I te złożone relacje Draco i Hermiony.
Niby lgną do siebie ale co dalej?
Aż jestem ciekawa.
pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.
Gratuluję znalezienia pracy! To naprawdę świetna wiadomość, więc trzymam kciuki, żeby wszystko szło po Twojej myśli. :)
UsuńAch, strasznie... dziwnie było mi pisać ten rozdział w sierpniu, kiedy do świąt jeszcze prawie pół roku, ale, ostatecznie, jakoś mi się udało. :)
Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam!
M.
Nawet nie wiesz, jak bardzo się ucieszyłam, gdy wróciłam po tygodniu do domu i zobaczyłam, że opublikowałaś nowy rozdział. Od razu zabrałam się do czytania, ale z komentarzem przychodzę dopiero teraz.
OdpowiedzUsuńOgólnie cały, prawie cały rozdział był taki spokojny i przyjemny!( nie liczę ostatniego fragmentu, bo naprawdę mnie przeraził) Ostatnio coś mnie wzięło na wspominanie świąt, więc byłam bardzo zadowolona, że ta notka dotyczyła właśnie wigilii. ;) Naprawdę cudownie opisałaś całą tą świąteczną atmosferę. Gdy czytałam o tych śnieżynkach śniegu, o słuchaniu kolęd, szukaniu pierwszej gwiazdy ( bardzo zabawny moment z tym samolotem!) i choince, sama zapragnęłam, żeby już była zima. Ta notka była taka nastrojowa i w pewien sposób ciepła, że na pewno jeszcze kiedyś do niej wrócę. :D
Tak w ogóle myślałam, że nie wytrzymam podczas czytania...Nie spodziewałam się, że relacje Draco i Hermiony będą miały się tak dobrze. Oczywiście pocałowali się i od początku ich do siebie ciągnęło, ale myślałam, że będą negować jakoś swoje uczucie, a tu proszę...Draco był taki opiekuńczy i czuły. Ojeju, rozpływałam się, czytając, kiedy objął Granger i pocałował ją w czoło, gdy kazał się jej wyspać, a potem przykrył ją kocem. Mimo tego, że są ze sobą bardzo blisko, nadal czuć między nimi chemię, ten płomień, który czasem zanika,gdy główni bohaterzy się do siebie zbliżają. Nie wiem jak to robisz, ale Twoje opisy są takie żywe i naturalne. Nie rozumiem także, czemu pisanie dialogów przychodzi ci z trudem, nigdy nie uważałam, że jakiekolwiek rozmowy w tym opowiadaniu są nie na miejscu lub nienaturalne. Pisanie dialogów czy opisów wychodzi Ci naprawdę świetnie. ;)
Widać, że nasza dwójka bardzo się stara. Hermiona obawiała się, że powie coś, co zniszczy ich kruchą więź, a Malfoy chciał mieć pewność, że jej myśli nie zajmuje żaden inny mężczyzna.
Uwielbiam moment, w którym blondyn pyta o ojca Sophie. Zależy mu na Hermionie i chce, żeby wszystko było jasne. To napięta, ale zarazem bardzo piękna i czuła scena. Granger niepotrzebnie obawiała się jego reakcji. Podoba mi się także, jak łączysz ze sobą miłość Hermiony do dziecka i rodzące się uczucie do Dracona.
Gryfonka jest bardzo dobrą matką, zresztą czemu miałoby być inaczej? Dziewczynka jest jej oczkiem w głowie. Jej uśmiech jest dla niej najpiękniejszym prezentem. Uwielbiam sceny dramione, ale również te między matką a córką. Są takie kochane i rozczulające.
To wielka ulga, że Hermiona wytłumaczyła sobie wszystko z przyjaciółmi i czuje się już lepiej w związku z tym.
Przyjaciele są ważnym elementem życia i cieszę się, że między nimi chyba wszystko wróciło do normy po wizycie w Hogwarcie. Mam nadzieję, że napiszesz jeszcze coś z Harmonią, Harrym i Ronem w roli głównej.
UsuńWspomnienie pierwszych świąt po Bitwie o Hogwart wywołało we mnie wiele emocji. Doskonale przedstawiłaś cały ten smutek i ból, jaki zapanował po wojnie. Naprawdę zrobiło mi się żal George'a, który jak wspomniałaś stracił swojego najlepszego przyjaciela i brata w jednym... Opis ciszy świetnie zobrazował całą tą ciężką atmosferę. Na końcu jednak pojawiły się uśmiechy i te święta zaczęły zwiastować nowy początek. Bardzo przejmujące, ale dobre wspomnienie...:)
Byłam bardzo ciekawa, jakie prezenty mają dla siebie Draco i Hermiona. Podobnie jak ona, cieszyłam się tą chwilą, gdy siedziała obok Malfoya i czuła się tak spokojnie...Aż tu nagle coś stało się z Sophie. Przypuszczałam, że wydarzy się coś złego, no ale, żeby tak w wigilię? Los jest naprawdę okrutny. Zrobiło mi się bardzo żal Hermiony. Znowu będzie się martwić, znowu będzie musiała przejść przez piekło. Dobrze, że Draco trwał obok niej i trzymał ją za rękę...
Nie mogę się doczekać, co wymyśliłaś, co wydarzy się dalej i będę oczekiwała rozdziału we wrześniu. :D
Nie wiem, czemu bałaś się opublikować notkę, choć może trochę Cię rozumiem, bo mnie także czasem towarzyszy ta niepewność. Ale śmiało mogę rozwiać Twoje wątpliwości, gdyż rozdział, przyznaję z czystym sumieniem, był bardzo dobry i miło się go czytało, zresztą jak zawsze. Lubię Twój styl i szczegółowy sposób w jaki opisujesz sytuację, uczucia bohaterów.
Po dwóch latach każdy może stracić chęci do pisania. Doskonale Cię rozumiem, ja także przez ostatni czas niechętnie zabieram się za tworzenie nowego rozdziału i mam wrażenie, że nic mi nie idzie. Nie przejmuj się, jeśli masz podobnie. Twoje opowiadanie jest wysokich lotów, a historia bardzo wciąga. Wierzę, że Twoje pomysły spodobają się nam, czytelnikom. Dobrze, że się nie poddajesz i zamierzasz skończyć bloga, to jest najważniejsze.
Mogę zapytać na jaki kierunek studiów się wybierasz?:) Zazdroszczę Ci tego, że wkraczasz w nowe życie, ja najchętniej uciekłabym z mojego liceum xD. Dziwnie to zabrzmiało, ale nieważne. :D
Pozdrawiam Cię gorąco, mam nadzieję, że porządnie wypoczniesz i do następnego!<3
Nela.
co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com
Ps. Nawet nie zauważyłam, kiedy się tak rozpisałam...:D
Ojej, ojej, jaki długi komentarz! Sama nie wiem od czego zacząć odpowiadać, ale chyba najprościej będzie od początku. :D
UsuńW sumie chodziło mi o to, żeby ten rozdział właśnie taki był - bo święta to taki spokojny i wyjątkowy czas w roku - więc chciałam żeby i ten rozdział taki był. Bardzo się więc cieszę, że ta część Ci się spodobała. :)
Och, to już dwudziesty rozdział, wreszcie musi się coś między nimi dziać! :D Bardzo bym chciała, żeby ta relacja między nimi była dojrzała, bo w końcu to już dorośli ludzie. Muszę przyznać, że naprawdę lubię pisać opisy! To zwykle moja ulubiona część w moich rozdziałach. Och, sama chciałabym wiedzieć, czemu dialogi przychodzą mi z trudem, mam nadzieję, że z czasem będzie mi lżej. :)
Ja również lubię nawet ten moment! Draco wyskoczył tutaj ni stąd ni zowąd z tym pytaniem, ale chciałam, żeby to właśnie tak wyglądało. Czasami mam obawy, czy oby na pewno dobrze opisuję relację Hermiona-Sophie, bo wcielenie się w matkę chorego dziecka, jest dość trudne, jeśli mam być szczera. xD
Święta po Bitwie były niewątpliwie trudne, ale był to pierwszy moment, w którym na chwilę zapomniało się o przeszłości, o tych, którzy zginęli.
Ano, Wigilia. :D Planowałam to od jakiegoś czasu, nie wiedziałam tylko w jakim czasie umieszczę tą sytuację z Sophie - podczas pisania tego rozdziału dostałam nagłego olśnienia i oto jest!
Hermiona jest szczęściarą, że ma przy sobie kogoś, kto ją wspiera - w takich chwilach pomoc takiej osoby jest nieoceniona.
Bardzo dziękuję za takie miłe słowa! Bardzo mnie wspieracie i nawet nie wiecie, jak jestem ogromnie za to wdzięczna. Cieszę się, że rozdział Ci się spodobał. :)
Podążam za marzeniami - idę na pedagogikę na UŁ! Haha, nieprawda, wcale nie tak dziwnie, bo ja, kiedy byłam w liceum, też często miewałam takie myśli. :)
Bardzo dziękuję za tak długi komentarz! <3
M.
Pod ostatnim rozdziałem napisałam, że postaram się komentować, więc oto jestem! Przeczytałam wcześniej, ale nie miałam jak dodać komentarza ze względu na słaby internet. Mam tylko jedno pytanie. DLACZEGO TY IM TO ROBISZ?! Rozumiem, że bez choroby Sophie by się nie poznali, ale WHY?! Tak serio to nie umiem pisać komentarzy, ale mam nadzieję, że rozumiesz to co Ci chciałam przekazać(chociaż tak mniej więcej). Pozostaje mi tylko życzyć Ci duuuużo weny
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja to Ja
A więc na samym początku od razu podziękuję za komentarz! :)
UsuńHaha, chyba wszystko zrozumiałam dobrze. :D Mam nadzieję, że rozdział się spodobał!
M.
Ok już mam konto :) Oczywiście, że rozdział mi się podobał, tak jak wszystkie inne.
UsuńA więc bardzo się cieszę! :)
UsuńM.
Super rozdział! A ja zapraszam Cie do mnie :)
OdpowiedzUsuńDramione-karmelove.blogspot.com
Mam nadzieję, że nie jest to zwykły spam. :)
UsuńDziękuję, postaram się dzisiaj lub jutro wejść do Ciebie i skomentować. ;)
M.
Przesyłasz mi milion buziaków? Wiedziałam. :)
OdpowiedzUsuńMusiałam wrócić do pewnych fragmentów opowiadania, żeby dokładnie przytoczyć Ci to, co chwyciło mnie za gardło. Rozdział jest niesamowity i przeczytałam go jednym tchem. Nawet teraz wróciłam do ostatnich akapitów. Jednocześnie mi smutno, a jednocześnie myślę sobie ,,w końcu". Mam nadzieję, że Sophie ostatecznie nie wyjdzie z choroby. Happy endy nie są w moim stylu. :)
Oczywiście pierwsze co się rzuca w oczy - Draco. Tak prawdziwy, obezwładniający swoją inną naturą, jakiej nigdy nie było mi dane czytać. Zakochałam się w nim, chociaż myślałam, że na te wakacje miłości mi już starczy.
Ale cofnijmy się trochę, bo przecież nie wszystko kręci się wokół Dracona i Hermiony. (I miłości, na moje szczęście).
,,Ginny Weasley była niewolnikiem własnych wspomnień, tak jak wiele innych osób, które przeżyły wojnę". Och, nareszcie! Czy to przedsmak końca? Wypowiedzenie tytułu w opowiadaniu jest dla mniej najistotniejsze. Nie potrafię sobie wyobrazić, że inny moment w historii może być ważniejszy. Nie musi być to podniosła chwila podczas czytania, ale jest ona tak ważna, że... Ach.
,,A kiedy pierwsza gwiazda zalśniła na niebie, nikt nie miał wątpliwości, że to pierwszy dobry dzień od zakończenia wojny". Chwytasz mnie za trzewia, koleżko. Brak powietrza. Czyżbyś doszła do perfekcji w kończeniu pewnych fragmentów? Zazdroszczę! Ja dalej tego nie potrafię. A to sztuka sama w sobie.
,,Czy już w tamtej chwili go pokochałam? Sama nie wiem, kiedy to uczucie mną zawładnęło, ale zrozumiałam to o wiele później, niż powinnam". O, ku... Moje przekleństwa to za mało. Hermiona wypowiedziała coś tak strasznego? Jakby nie doceniła w porę swojego szczęścia. To okropne. I tak cholernie intrygujące.
Koniec końców... Jestem szczęśliwa, trwając u twojego boku, koleżko! Patrzenie na to, jak się rozwijasz, jak rozbijasz trudne momenty, jakby było to takie proste - inspirujesz mnie do tworzenia. Nie czytam już żadnych blogów i opowiadań, poza twoim. Kto wie, może tylko twoje opowiadanie mnie tutaj trzyma. Może teraz pisałabym bez poczucia presji do szuflady? Dziękuję za twoje rozdziały, wszystkie słowa i zakończenia, które są jak zimne somersby na upalne dni.
Do następnego, salviom. Pozdrawiam, bez odbjoru.
PS rozdział dwudziesty, okrągła liczba. Poważna i od teraz moja ulubiona.
Tobie przesyłam pokrzywy, nie buziaki. ;)
UsuńBaaardzo się cieszę, że ten rozdział Ci się spodobał! Wiesz, że jesteś jedyną osobą, która chce, żeby Sophie nie przeżyła? Jesteś trochę, ociupinkę, okrutna. :>
Kochany kapciu, miłości nigdy za mało! Nic dziwnego, że potrafisz ją znaleźć dla jednego pewnego pana i drugiego pana - którym jest Dracze.
Haha nawet nie wiesz ile czekałam, żeby użyć tytułu opowiadania gdzieś w rozdziale. W sumie to czekałam całkiem długo - bo dwa lata - ale wreszcie jest!
He, lubię tak kończyć niektóre fragmenty.
Nic Ci nie powiem. Buzia na kłódkę.
I ja jestem szczęśliwa, że trwasz jeszcze przy moim boku, koleżko! W takim razie muszę Cię trzymać jak najdłużej, do końca życia, żebyś do końca życia publikowała opowiadania. :))) Załatwione.
A ja dziękuję, że przy mnie ciągle jesteś! To niesamowite, koleżanko.
M.
#MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki
OdpowiedzUsuńOkej, planowałam przeczytać te 11 rozdziałów, które mi zostały i potem komentować, ale nie mogę się powstrzymać przez to, co tu się wydarzyło.
Było tak cudownie. Choinka, światełka, bombki, padający śnieg i nasze romantyczne dramionki... mogło być jeszcze lepiej, ale niestety coś niedobrego dzieje się z Sophie. Ech, biedna mała :(
Na bloga trafiłam dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”.