W styczniu dni zbyt szybko się kończyły.
Niby wszystko toczyło się swoim naturalnym rytmem, ale jednak po zachodzie
słońca, kiedy było już ciemno, w szpitalu było ciszej i spokojniej. Nikt się
nigdzie nie spieszył, ciesząc się obecnymi chwilami, ciesząc się po prostu
obecnością najbliższych. Nowy Rok przyniósł wszystkim dużo uśmiechu i ta
atmosfera panowała na oddziale przez najbliższy tydzień. Później wszystko
wróciło do normy, monotonia ponownie zagościła na korytarzach, a smutek znów
był obecny na zbyt wielu twarzach. Z czasem zaczynałam już rozumieć, że w
szpitalach dominującym uczuciem jest właśnie smutek, a dzieje się tak tylko
dlatego, by na zewnątrz inni ludzie mogli być szczęśliwi. W szpitalach rodziny
gromadziły się przy łóżkach chorych, zastanawiali się co dalej, płakali,
tęskniąc za głosami, których nie było im już dane usłyszeć. Poza szpitalem
jakoś się żyło. Byle dalej, byle do przodu, byle jak.
Piętnastego stycznia Sophie dostała
przepustkę na jednodniowy pobyt poza szpitalem przed operacją. Nie była nigdzie
od trzech tygodni, więc wyjście na chociażby jeden dzień, było dla niej
naprawdę ważne. Zastanawiała się, co jej zabawki robiły same w domu, kiedy
nikogo nie było i czy na pewno dały sobie radę, dużo mówiła o przedszkolu, w
którym nie była już przecież ponad pół roku — a jednak nadal pamiętała. Była
silna i dawała siłę mi, chociaż powinno być na odwrót. Po nieprzespanych
nocach, gdy Sophie płakała, bo miała kolejne koszmary, nie potrafiłam być tak
silna, jak tego chciałam. Przez czas choroby Sophie nauczyłam się jednak między innymi
tego, jak szybko podnosić się po upadku. Do wszystkiego można było się
przyzwyczaić, potrzebne było tylko trochę czasu.
Oliver był. Z dnia na dzień coraz
bardziej razem z Sophie przywiązywali się do siebie, a ja, chociaż początkowo
czułam się odtrącona, zaczynałam dostrzegać, jak wiele Sophie dla niego znaczy.
Nie chciałam być przeszkodą w ich relacjach, więc po prostu przyglądałam się
im, chłonąc ten widok i ciesząc się nim. Mimo wszystko myśl, że moglibyśmy być
rodziną, była dla mnie abstrakcją; nie czułam nic do Olivera, a to, co zaszło
między nami ponad pięć lat temu, było już tylko wspomnieniem. Teraz
najważniejsze było dla mnie to, żeby Sophie czuła się kochana, zarówno przez
mamę, jak i tatę. Tyle czasu zmarnowaliśmy i dopiero jej choroba dała nam
obojgu do myślenia. Patrząc na nich, na Olivera, bawiącego się z Sophie na
podłodze w jej pokoju, czułam spokój. Spokój i pewność, że to nie chwilowe
zainteresowanie. Nie potrzebowałam niczego więcej. Zamknęłam drzwi pokoju i
przeszłam do kuchni. Niedawno zjedliśmy w trójkę obiad, więc teraz chciałam
wszystko posprzątać, póki miałam chwilę wolnego czasu. Wstawiłam w czajniku
wodę na kawę i zaczęłam myć naczynia. W tle cicho grało radio, a z pokoju obok
było słychać Sophie, która coś wyjaśniała Oliverowi. Uśmiechnęłam się,
myjąc ostatnie talerze i kładąc je na suszarce.
Usiadłam przy stole i napiłam się łyka
kawy. Sięgnęłam po stos kopert, które leżały nieotwarte już drugi tydzień.
Nadszedł czas, żeby wszystko uporządkować. Rachunki, listy, ogłoszenia…
Najbardziej martwiły mnie rachunki, bo oszczędności, które miałam odłożone,
zaczynały maleć. Byłyśmy w Denver już siódmy miesiąc; a koszty leczenia Sophie,
utrzymania mieszkania, wcale nie malały, a rosły. Powinnam poszukać pracy, ale
takiej, którą mogłabym wykonywać w domu, nie zostawiając Sophie samej. Nie
chciałam prosić nikogo o pomoc, chociaż Harry mi to proponował. Przez pięć lat
radziłam sobie sama i chciałam również samotnie poradzić sobie i w tej sytuacji.
Odłożyłam papiery na bok, zostawiając to na później. Miałam przecież czas.
Napiłam się kawy, siadając wygodniej.
Musiałam zrobić zakupy, chociaż wcale nie miałam ochoty wychodzić z domu. Chcąc
nie chcąc — wzięłam z parapetu pustą kartkę, długopis, i spisałam
najpotrzebniejsze rzeczy. Przez ostatni miesiąc tak niewiele czasu spędziłyśmy
w mieszkaniu, że brakowało nam podstawowych rzeczy. Powinnam była lepiej
przygotować się na ten jednodniowy powrót Sophie do domu. Pokręciłam głową,
dopisując do listy kolejny produkt.
Telefon, leżący na stole, zawibrował.
Odblokowałam ekran: sms od Malfoya. Przeczytałam jego treść i uśmiechnęłam się,
szybko pisząc odpowiedź. Byłam tak pochłonięta myślami, że nie zauważyłam, że
od kilkunastu sekund Oliver stoi w progu kuchni, przyglądając mi się. Dopiero
kiedy odkaszlnął, podniosłam głowę do góry, nawet nie zdając sobie sprawy z
tego, iż nadal się uśmiecham.
— Wszystko w porządku? — zapytałam,
odkładając telefon na bok. Oliver usiadł przy stole naprzeciwko mnie. — Chcesz
kawy?
— Jeśli mogłabyś… — odparł, a ja od razu
wstałam, podchodząc do kuchenki. Czułam na plecach jego wzrok. Wstawiłam wodę w
czajniku, a do kubka wsypałam łyżeczkę kawy. — Wszystko jest w porządku, Sophie
bawi się w pokoju, a ja będę musiał na chwilę wyjść, muszę coś załatwić na
mieście.
— Jasne, nie ma problemu, zostanę z
Sophie. Miałam iść na zakupy, ale w takim razie…
— Mogę to zrobić. Nauczyłem się korzystać
z mugolskich pieniędzy, więc powinienem dać sobie radę — powiedział szybko.
Woda się zagotowała; nalałam wody do kubka i postawiłam go na stole, przed
Oliverem. Usiadłam z powrotem, zajmując swoje miejsce.
— W porządku, byłoby świetnie. Dam ci
listę zakupów, a ja w tym czasie zrobię coś do zjedzenia.
Oliver pokiwał głową. Napił się kawy;
między nami zapanowała cisza. Jedynym dźwiękiem była muzyka, lecąca z radia.
Takie sytuacje zdarzały się często… Miałam wrażenie, że nie wszystko zostało
wyjaśnione, pozostał żal po tylu straconych latach, które przecież mogły
wyglądać zupełnie inaczej. Niewypowiedziane słowa nadal ciążyły. Gromadziłam w
sobie wszystkie emocje, nie dając im wyjść na zewnątrz. I robiłam to tylko ze
względu na Sophie. Potrzebowała rodziców, którzy dobrze się dogadują i potrafią
dzielić się obowiązkami. Sophie potrzebowała prawdziwego domu. Dlatego
wszystkie uprzedzenia odstawiłam na bok — Oliver miał oddać Sophie nerkę i w
tym momencie przestałam myśleć o przeszłości. Miał być tą osobą, która uratuje
mojemu dziecku życie, bo sama nie mogłam tego zrobić. Nagle mężczyzna wstał,
dopijając końcówkę kawy. Włożył kubek do zlewu, od razu go myjąc, czym zyskał moje zaskoczenie. Kiedy skończył, podniosłam się też ja, odprowadzając go
do przedpokoju. Przekazałam mu listę zakupów, gdy miał już założoną kurtkę.
— W każdym razie niedługo powinienem
wrócić… Muszę wymeldować się z hotelu, bo skończyła mi się rezerwacja i
poszukać gdzieś indziej — powiedział, wyciągając z kieszeni płaszcza
rękawiczki. — Jeszcze w szpitalu badania kontrolne przed operacją… Pod wieczór
jeszcze trochę posiedzę z Sophie, jeśli ci to nie przeszkadza.
— Nie, nie… I słuchaj, nie musisz szukać
hotelu, jest jeszcze u nas jedno wolne łóżko, więc zawsze możesz zatrzymać się
u nas.
— Naprawdę?
— Tak. Bez sensu, żebyś przejeżdżał połowę
miasta, skoro możesz zostać i spać tutaj. I… doceniam to, co robisz dla Sophie,
że tak się starasz i chcesz oddać jej swoją nerkę, bo wiem, że kosztuje cię to
dużo wyrzeczeń.
— Hermiono, to moja córka. Bez względu na
to, że dopiero niedawno to pojąłem, jest dla mnie bardzo ważna. Nic ani nikt
nie da mi takiego szczęścia, jakie daje mi ona. Żałuję tylko, że straciłem tyle
czasu.
— Sophie jest naprawdę tobą zachwycona, a
w dodatku… — zaczęłam mówić, ale przerwałam, kiedy usłyszałam za sobą dźwięk
otwieranych drzwi. Odwróciłam się do tyłu i zauważyłam stojącą w progu Sophie.
W rękach trzymała misia, patrząc na nas z dezorientacją. Choroba ją wykańczała,
każdy to widział. Była blada i o wiele chudsza niż na początku choroby. Ten
widok łamał mi serce, dając jednocześnie motywację do dalszej walki.
— Gdzie idziesz? — zapytała, patrząc na
Olivera. — Mieliśmy się bawić.
Oliver ukucnął przed dziewczynką i
uśmiechnął się. Teraz gdy byli tak blisko siebie, widziałam drobne
podobieństwa, z których wcześniej nie zdawałam sobie sprawy. Byłam szczęśliwa,
bo Sophie była szczęśliwa; zdałam sobie sprawę z tego, że mogłabym nie mieć
nic, a widzieć tylko uśmiech na twarzy mojego dziecka — i to zupełnie by mi
wystarczyło do życia.
— Muszę wyjść coś załatwić, ale niedługo
wrócę, obiecuję. Teraz trochę odpoczniesz z mamą, a jak przyjadę z powrotem,
będziemy się bawić znowu, dobrze?
Sophie przeanalizowała słowa, które
powiedział i pokiwała twierdząco głową.
— Pa, tato! — powiedziała szybko i z
powrotem schowała się w pokoju, zostawiając nas samych, lekko zszokowanych. Po
raz pierwszy powiedziała do niego „tato”. Niby to tylko jedno słowo, a tak
mocno w nas uderzyło. Oparłam się o ścianę i lekko uśmiechnęłam. Spojrzałam na
Olivera, który jeszcze przez chwilę wpatrywał się w zamknięte już drzwi od
pokoju Sophie. Po kilku sekundach wstał, pożegnał się i wyszedł.
~
Wieczór nadszedł szybko. Słońce schowało
się za horyzontem, ustępując swojego miejsca księżycowi. Siedziałam przy łóżku
Sophie; na szafce nocnej paliła się mała lampka, oświetlając trochę pokój.
Patrzyłam, jak jej klatka piersiowa równomiernie podnosi się i opuszcza. Leżała
na boku, przytulając Rudolfa. W najbliższych dniach czekała ją poważna
operacja, więc martwiłam się bardziej niż zwykle. Czarne scenariusze same
tworzyły się w mojej głowie, bo przecież tyle rzeczy mogło pójść źle…
Pozostawała więc tylko nadzieja i wiara w to, że wszystko się uda. Musiało być
dobrze, prawda? Kiedy w coś się bardzo mocno wierzy, wkrótce staje się to
rzeczywistością; tym razem również musiało tak być. Zagubiona we własnych
myślach, w sytuacji z Sophie, Oliverem i Malfoyem, nie potrafiłam odnaleźć
siebie. Robiłam wszystko, co należało robić, a nie to, co było dobre dla mnie. Jednak miłość do jedynego dziecka
wygrywała nad wszystkim — ta miłość zabrała mi zdolność rozsądnego myślenia.
Kiedyś wydawało mi się, że najsilniejszą miłością mogłam darzyć rodziców,
przyjaciół i na nikogo więcej nie mam już w sercu miejsca. Myliłam się, bo
Sophie zabrała wszystko, pokochałam ją całą sobą, przestając zwracać na inne osoby,
rzeczy uwagę. Kochałam, prawdziwie, po raz pierwszy, zrozumiałam, co to znaczy
kochać. I już nigdy miałam nie przestać.
Kochałam jeszcze jedną osobę. Draco
Malfoy był niezaprzeczalnie największym błędem mojego życia, chociaż nigdy nie
chciałam tego przed samą sobą przyznać. Dzięki niemu poczułam, że mimo choroby
Sophie mam szansę być szczęśliwa, mamy
szansę na dobre życie i nie powinniśmy się tego bać. Chociaż rozum uparcie
krzyczał „daj spokój, masz chore dziecko!”, serce podpowiadało, żebym nie
rezygnowała. Po raz kolejny zrobiłam w życiu coś wbrew sobie, o czym dawna ja
nawet by nie pomyślała. Popełniałam błędy, nie myśląc o konsekwencjach, bo w
końcu byłam szczęśliwa, a czy to nie o to chodziło w życiu? Dążenie do
realizacji swoich marzeń, przy boku osoby, którą się kochało. Taką definicję
szczęścia znałam, więc gdy wreszcie mnie to spotkało — nie chciałam dłużej
czekać. Wiedziałam, że jeśli zbyt długo bym zwlekała, to uczucie mogłoby mi
przemknąć niezauważone przed samym nosem… a ja chciałam tylko mieć kogoś, komu
mogłabym bezgranicznie ufać. Nie oczekiwałam wiele.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi; ten
dźwięk wyrwał mnie z zamyślenia. Wstałam z fotela i zanim wyszłam z pokoju,
poprawiłam Sophie kołdrę. Przykryłam ją dokładniej i zgasiłam lampkę. Nawet nie
zastanawiałam się, kto może być po drugiej stronie drzwi, bo dokładnie do
wiedziałam — Draco. Do powrotu Olivera zostało jeszcze trochę czasu, a nie było
mowy o odwiedzinach sąsiadki, chcącej wpaść na herbatkę. W Denver z nikim nie
miałam kontaktu. Otworzyłam drzwi i nie myliłam się; naprzeciwko mnie stał
Malfoy. Potrzebowałam jego obecności, przy nim mogłam się otworzyć i być po
prostu sobą, często tą smutną i rozczarowaną, gdy nie wszystko szło tak, jak
bym tego chciała. Chociaż byliśmy ze sobą od niedawna, miałam wrażenie, że znam
go doskonale. Znałam jego przeszłość, a niedawno podzieliliśmy się swoimi wspomnieniami,
których oboje byliśmy… niewolnikami. Przeszłość wciąż więziła nas w swojej
otchłani.
— Stęskniłem się — powiedział, mijając
mnie w drzwiach. Zamknęłam za nim wejście, przekręcając klucz w zamku. Zdjął
płaszcz i powiesił go w szafie.
— Widzieliśmy się… wczoraj?
— Zabraniasz mi tęsknić? — zapytał,
stając naprzeciwko mnie.
Nic nie odpowiedziałam, po prostu oparłam
głowę o jego klatkę piersiową, unikając przenikającego wzroku mężczyzny. Objął
mnie swoimi ramionami i chociaż nie odwzajemniłam tego gestu, tak było dobrze.
Malfoy
często, kiedy byliśmy razem, odcinał się od rzeczywistości i błądził myślami
gdzieś w przeszłości. Miał trudne życie i chociaż niewiele mi o tym mówił, nie
chciałam nic z niego wyciągać siłą. Ufałam, że kiedy przyjdzie odpowiednia
chwila, sam mi o wszystkim opowie. Stojąc w przedpokoju, razem, przytuleni, nie
bałam się kolejnych dni. Miałam kogoś, komu mogłam powierzyć swoje wątpliwości,
pozbywając się tym samym ogromnego ciężaru z serca. Duszenie w sobie emocji
było najgorszym, co można było dla siebie zrobić, chociaż tak często o tym zapominałam. Więc po prostu trwaliśmy przy
sobie, dzieląc się swoimi troskami.
— Oszalałem z miłości, Granger. Już wiem, o co w tym wszystkim chodzi — powiedział nagle cicho, a ja zadrżałam. Moje
serce zabiło szybciej i już nie pamiętałam jak się nazywam i co robię w
miejscu, w którym jestem. Związek z Malfoyem wciąż dostarczał mi nowych wrażeń,
jakbyśmy każdego dnia na nowo odkrywali siebie. To było w tym wszystkim
najpiękniejsze.
— W takim razie musisz podzielić się tą
wiedzą ze mną, bo ja jeszcze tego nie rozgryzłam — odparłam równie cicho.
Draco podniósł mój podbródek do góry,
żebym na niego spojrzała. Bałam się jego wzroku, bo wiedziałam, że gdy spojrzę
w te oczy, utonę. Przy nim brakowało mi tchu, przy nim mój cały świat płonął,
przy nim wszystko wyglądało inaczej. Pocałował mnie w kącik ust, delikatnie,
jakby nie chciał mnie wystraszyć. I tym razem to ja przyciągnęłam go do siebie;
pociągnęłam go za koszulkę i pocałowałam, jak nigdy dotąd. Drżałam, czując jego
dłonie na mojej talii, na biodrach, plecach. Miałam dreszcze, gdy składał na
mojej szyi pocałunki i gładził palcami każdy kawałek ciała. Zrezygnowałam z
myślenia, skupiłam się tylko na Malfoyu i na tym, co ze mną robił. Nie
zorientowałam się, w którym momencie Draco przycisnął mnie do ściany; na chwilę
otworzyłam oczy, czując na sobie jego wzrok. Patrzył się na mnie z pożądaniem,
głęboko oddychając. Wpatrywał się intensywnie w moje oczy; był tak blisko, że
widziałam na jego twarzy każdą niedoskonałość. Jego oczy wydawały się być
jeszcze intensywniejszego koloru niż zwykle. I pocałował mnie znowu, a ja
tylko westchnęłam, czując, że nie mogę już się utrzymać na nogach. Gdyby nie
jego ręce, ciągle błądzące po zakamarkach mojego ciała, upadłabym. Przeniosłam
swoje dłonie na jego kark, mierzwiąc włosy, chcąc być jeszcze bliżej.
Nasze oddechy były przyspieszone, ciężej się oddychało, a w głowie była tylko jedna myśl: „więcej, więcej, więcej”. Przekraczaliśmy granice, poznając się na nowo. Zaszłoby to o wiele dalej, gdybym w końcu nie położyła wyrwanych dłoni z uścisku na klatce piersiowej Malfoya i nie odsunęła go lekko od siebie. Przyszło mi to z trudem, ale nie chciałam podejmować pochopnych decyzji pod wpływem chwili. Nasze serca biły szybko, szybciej niż zwykle. W jednym rytmie, mimo lat niechęci, setek kłótni, dziesiątek przezwisk i jednej chwili, która sprawiła, że nienawiść między nami została bezpowrotnie zburzona. Wiedziałam jedno — pokochałam Ślizgona i byłam pewna, że ta miłość nie jest chwilowa.
Już zawsze w snach miały mnie prześladować jego oczy…
Nasze oddechy były przyspieszone, ciężej się oddychało, a w głowie była tylko jedna myśl: „więcej, więcej, więcej”. Przekraczaliśmy granice, poznając się na nowo. Zaszłoby to o wiele dalej, gdybym w końcu nie położyła wyrwanych dłoni z uścisku na klatce piersiowej Malfoya i nie odsunęła go lekko od siebie. Przyszło mi to z trudem, ale nie chciałam podejmować pochopnych decyzji pod wpływem chwili. Nasze serca biły szybko, szybciej niż zwykle. W jednym rytmie, mimo lat niechęci, setek kłótni, dziesiątek przezwisk i jednej chwili, która sprawiła, że nienawiść między nami została bezpowrotnie zburzona. Wiedziałam jedno — pokochałam Ślizgona i byłam pewna, że ta miłość nie jest chwilowa.
Już zawsze w snach miały mnie prześladować jego oczy…
— Ależ mam ochotę znowu cię pocałować —
mruknął, a ja się zaśmiałam. Wpatrywaliśmy się w siebie, pochłonięci ciszą.
Malfoy jedną dłonią dotykał moich nagich pleców, a drugą położył na moim
biodrze. Miałam wrażenie, że specjalnie mnie rozprasza i nabija się z moich reakcji
na ten dotyk: kąciki jego ust były lekko uniesione. Razem byliśmy szczęśliwi.
Wreszcie szczęśliwi. — Sophie już śpi? — zapytał w końcu, wzdychając z
rezygnacją. Dotknął mojego policzka, przyglądając mi się z uwagą.
— Tak, kiedy Oliver wyszedł, od razu ją
położyłam, dałam wszystkie leki i zasnęła. Ten dzień był dla niej naprawdę
męczący. — Spojrzałam na mężczyznę i lekko się uśmiechnęłam. Wzięłam jego dłoń,
splatając nasze palce razem, i pociągnęłam go za sobą do salonu. — Oliver
zatrzyma się tutaj jakiś czas. Chce się widywać z Sophie, a bez sensu, żeby
przejeżdżał codziennie przez centrum.
— Zaczynam mu zazdrościć — mruknął,
siadając na kanapie.
Zajęłam miejsce obok niego, a on objął
mnie ramieniem. Oparłam swoją głowę o jego klatkę piersiową, a nogi położyłam
na jego nogach. Spojrzał się na mnie ostrzegawczo, starając być groźny, ale nie
wyszło mu to; w końcu na jego twarzy pojawił się uśmiech. W pokoju paliła się
tylko niewielka lampka, co sprawiło, że ta chwila wydawała się być jeszcze
bardziej nasza, prywatna. Najlepsze
chwile, które spędzałam z Malfoyem, to nie te, gdy wychodziliśmy na kolację czy
skupialiśmy się na sobie; nie, najpiękniej było wtedy, kiedy po prostu byliśmy
razem, przytuleni, w ciszy, wsłuchując się w swoje oddechy. Draco pokazał mi, jak kocha się najprawdziwiej, nie afiszując się związkiem, a przeżywając go w
osobności.
— Ale to z tobą teraz tu siedzę, to jest
chyba najważniejsze, hm? — zapytałam, spoglądając na niego. Pokręcił twierdząco
głową, obejmując mnie mocniej i całując lekko w czoło. Wziął moją dłoń, gładząc
jej wierzch kciukiem. Patrząc na niego, nie miałam wątpliwości: Draco Malfoy
mnie kochał. Prosto i cicho. Bo tak było najpiękniej.
W jego oczach krył się smutek. Patrzył na
mnie z troską, chociaż sam miał osobiste zmartwienia. Przyjmował na siebie
ciężar moich problemów, odsuwając na bok swoje. Tak wiele mi dawał, nie
oczekując niczego w zamian. Uczucie, które teraz między nami było, zaczęło się
tlić już ponad pół roku temu, gdy po raz pierwszy pojawiłam się z Sophie z
Denver. Przypadkowe gesty, ruchy, rozmowy — wszystko to prowadziło nas do
momentu, w którym trwaliśmy w obecnej chwili. Mimo tylu sprzeczności, różnic
charakteru, potrafiliśmy ze sobą być. I nie było w tym żadnej filozofii. Trzeba
było jedynie umieć odnaleźć się nawzajem w codziennym zabieganiu.
Ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Oliver
wrócił, a w pokoju Sophie nadal było cicho, więc nadal spała. Spojrzałam na
Malfoya i wstałam z kanapy, kierując się w stronę drzwi wyjściowych.
Oliver zrobił zakupy i przywiózł ze sobą
małą torbę podróżną ze swoimi ubraniami.
Postanowiłam, że ulokuję go w swoim pokoju, a sama będę spać na kanapie.
Noce, gdy Sophie była w domu, zazwyczaj i tak spędzałam snując się po
mieszkaniu i pilnując, czy wszystko jest w porządku. Często wchodziłam do jej
pokoju i po prostu patrzyłam jak śpi, jak oddycha... Nie mogłam nic na to
poradzić, ale rozmawiając z matkami innych chorych dzieci, wiedziałam, że nie
tylko ja tak mam. Inne kobiety ze strachu przed utratą swoich pociech robiły
dokładnie to samo.
— Chcesz coś do picia? Herbata, kawa? —
zapytałam Olivera, gdy przyszedł ze mną do kuchni, pomóc rozpakować zakupy.
— Szklanka wody wystarczy, dziękuję —
odparł, uśmiechając się w moją stronę.
Nalałam do kubka wody, stawiając go na
stole. Dokończyłam rozkładanie wszystkich produktów i poprosiłam Olivera, by
poszedł za mną do salonu, gdzie był Malfoy. Marzyłam o tym, żeby Sophie
obudziła się jak najszybciej, bo przebywanie w trójkę, w jednym pomieszczeniu,
było niesamowicie krępujące dla każdego z nas; a przecież byliśmy już dorośli i
takie rzeczy powinny być całkowicie normalne.
Usiadłam obok Draco, a Oliver zajął
miejsce na fotelu. Tykanie zegara, wiszącego na ścianie, stawało się z każdą
sekundą coraz bardziej irytujące. Zaczynałam dostrzegać pozytywy płynące z
posiadania telewizora — przynajmniej ten dźwięk zapełniłby niezręczną ciszę.
Nie mieliśmy wspólnych tematów, na które mogliśmy wspólnie dyskutować, bo
dzieliła nas ogromna przepaść. Każde z nas miało do siebie o coś żal. Nagle
usłyszałam dźwięk, dochodzący z kuchni; czajnik zaczął gwizdać, co znaczyło, że
woda, którą wstawiłam, zaczęła się gotować. Wstałam z kanapy i ignorując wzrok
obu mężczyzn, wyszłam z salonu, zostawiając ich samych. Kiedyś musieli chociaż
się do siebie odezwać… A gdy ja byłam w pokoju, nic na to nie wskazywało.
Zrobiłam trzy herbaty i postawiłam je na
stole. Z salonu dobiegały przyciszone dźwięki rozmowy Malfoya i Olivera.
Oparłam się o blat, próbując chociaż trochę podsłuchać o czym rozmawiają. Ich
tematy ograniczały się do… w sumie nawet nie wiedziałam czego. Sophie, quidditch…
Na szczęście długo nie musiałam nad tym myśleć — z pokoju Sophie dobiegły
jakieś dźwięki. Nie czekając dłużej i całkowicie zapominając o herbacie,
przeszłam do pomieszczenia. Otworzyłam cicho drzwi, nie chcąc, żeby Sophie się
przestraszyła. Weszłam do środka i podeszłam do łóżka, zapalając małą lampkę.
Dziewczynka siedziała na łóżku i wpatrywała się we mnie przerażonymi oczami,
jakby dopiero wyrwała się z koszmaru. Przysiadłam na brzegu, biorąc na kolana
dziewczynkę. Objęłam ją ramionami, chcąc jej pokazać, że jestem z nią i nic jej
nie grozi. Była jeszcze zaspana, więc nie do końca wiedziała co się dzieje.
Tuliłam ją więc, szepcząc uspakajające słowa, które były przeznaczone chyba nie
dla Sophie, a bardziej dla mnie. Wizja tego, co mogę w najbliższych dniach
stracić, była dla mnie zbyt przerażająca, by umieć nad nią zapanować.
Do pokoju wszedł Oliver. Uklęknął na
podłodze, pokazując swoją słabość — łzy.
~
Tik, tak, tik, tak…
Tykanie zegara, wiszącego na ścianie,
znajdującej się naprzeciwko mnie, coraz bardziej irytowało. Minęło dopiero
kilkanaście minut, a ja już nie mogłam wytrzymać. Myśl, że pozostało jeszcze co
najmniej kilka godzin czekania, była okropna.
Zaczęła się operacja, która miała
uratować mojemu dziecku życie. Przeszczep, droga do lepszego życia Sophie, bez
choroby, niszczącej wszystko naokoło. Nasza szansa powrotu do normalności…
Chociaż dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, że nic nie będzie już takie jak
dawniej. Oliver chciał uczestniczyć w życiu Sophie, miałam przy swoim boku
osobę, którą kochałam, a moi przyjaciele znowu byli blisko mnie. Już nie byłam
samotna, już mogłam chociaż trochę odpuścić.
Byłam przy Sophie, gdy była usypiana,
trzymałam jej małą rączkę, modląc się do Boga, żeby wszystko poszło dobrze.
Zbyt wiele rzeczy mogło się spieprzyć — ale ja nie miałam na to siły. Po prostu
miało być dobrze, nie przyjmowałam do siebie nic innego. Oliver… Wiedziałam, iż będę mu wdzięczna całe życie za to, co
zrobił. Mimo że Sophie i on mieli tak mało czasu na dokładniejsze poznanie się,
pokochał ją całym sobą. Nie wahał się, kiedy poinformowano mnie, że nie mogę
być dawcą. Chciał oddać część siebie, kosztem swoich marzeń, planów, ambicji…
Musiał zamknąć w kilka tygodni wszystkie sprawy, bo po operacji potrzebował
dużo czasu, by do siebie dojść. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że
przeszczep był równoznaczny z końcem kariery w Quidditchu, a jednak nadal był
pewny swego. To wiele dla mnie znaczyło.
—
Słuchaj… Po operacji moi rodzice chcieliby poznać Sophie. Dużo im o niej
opowiadałem, pokazywałem zdjęcia. Mają prawo poznać swoją wnuczkę, wiesz o tym?
— zapytał Oliver dzień przed operacją. Staliśmy na korytarzu, przed salą, w
której znajdowała się nasza córka. Nie byłam przygotowana na taką rozmowę, nie
teraz, gdy jedyne o czym myślałam, to czekający przeszczep. Usiadłam na
krześle, opuszczając głowę i zakrywając twarz dłońmi. Ta sytuacja była dla mnie
trudna — powrót do poprzedniego życia wiązał się z wieloma trudnościami, na
które nie byłam jeszcze przygotowana.
—
Przecież nie zabronię twoim rodzicom poznania Sophie, nie jestem bez uczuć — powiedziałam
z ukrywanym żalem. — Ale nie uważasz, że dla Sophie to też ciężkie przeżycia?
Poznała Harry’ego, Ginny, Rona, ciebie... Nie mogę rzucać jej wszystkich na
raz, musisz to zrozumieć. Obiecuję, że pozna swoich dziadków, ale nie obiecuję,
że zgodzę się na to od razu po operacji.
—
Wiem, w porządku. Chciałem być tylko z tobą szczery i powiedzieć ci, a nie sprowadzać
ich bez twojej wiedzy — przerwał, zastanawiając się dłuższą chwilę nad czymś. —
Myślałaś o powrocie do Londynu, kiedy Sophie już wyzdrowieje, kiedy będzie z
nią wszystko w porządku?
—
Nie zastanawiałam się nad tym — powiedziałam wolno, uważając na słowa. Oliver
dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że jestem w związku z Malfoyem, który tu, w
Denver, miał już stałą pracę. I mimo że tęskniłam za swoim starym domem, mimo
że odzyskałam straconych przyjaciół, w Denver było mi dobrze. Nie chciałam tego
zmieniać.
—
Poczekam. Poczekam.
Wzdrygnęłam się na wspomnienie tej
rozmowy. Oliver dużo ode mnie oczekiwał, a ja nie wiedziałam, jak mam już reagować.
Nie chciałam go ranić, patrząc na to, że dopiero co odzyskał córkę po tylu
zmarnowanych latach.
Wstałam z krzesła i zaczęłam krążyć po
korytarzu. Musiałam się czymś zająć, bo siedzenie bezczynnie w niczym mi nie
pomagało. Pragnęłam wiedzieć co się teraz dzieje na sali operacyjnej, czy
wszystko idzie zgodnie z planem… Chciałam wiedzieć cokolwiek, co by chociaż
trochę mnie uspokoiło. Stanęłam przy ścianie, zaczynając czytać porozwieszane
na niej dyplomy i odznaczenia. Nagle poczułam, jak znajome dłonie oplatają moją
talię, a na mojej szyi zostaje złożony pocałunek. Uśmiechnęłam się lekko,
wtulając się w klatkę piersiową mężczyzny i biorąc w swoje ręce jego dłonie. Oparł
podbródek na mojej głowie; przymknęłam oczy, ciesząc się bliskością Draco. Po
jakimś czasie odwróciłam się w jego stronę, patrząc na niego smutnym wzrokiem.
Martwiłam się, a on dobrze to wiedział, dlatego przyszedł, by ze mną tu być. O to przecież chodziło w związku —
żeby się wspierać, pocieszać i po prostu być obok, kiedy jest źle. Nie zawsze
mówić, ale potrafić też milczeć.
Splótł nasze palce razem, opierając swoje
czoło o moje. Już wiedziałam, że choćbym miała pokonać kolejne przeszkody,
związane nie tylko z chorobą Sophie, ale też innymi sprawami, zrobię to. Czemu
byłam tego pewna? Bo miałam przy sobie kogoś, kogo kochałam.
_____________________
Dzień dobry!
Witam Was tego pięknego, zimowego
(przynajmniej u mnie) ranka… Tak jak obiecałam — wracam z kolejnym rozdziałem
teraz, już na początku lutego. I jestem naprawdę dumna z tego, co napisałam w
tym rozdziale, co jest dość… niecodzienne. Zwykle jestem sceptycznie nastawiona
do moich tekstów, a ostatnio znowu czuję radość z pisania. I bardzo się z tego
powodu cieszę. Mam nadzieję, że Wam również podoba się ten rozdział, bo
naprawdę się starałam!
Smutno mi było, kiedy pod poprzednim
rozdziałem zauważyłam tak niewiele komentarzy, ale do niczego Was przecież nie
zmuszę. Chciałabym tylko wiedzieć, czy podoba Wam się to, co piszę, nic więcej.
Sesja już za mną — przedwczoraj minął
dokładnie tydzień, kiedy to pisałam ostatni egzamin. Styczeń był dla mnie
obfity, jeśli chodzi o naukę, ale dałam radę i zdałam wszystko w pierwszym
terminie. A u Was jak to wygląda? Opowiadajcie koniecznie co u Was słychać, kto
może się cieszyć feriami, kto już po, no i generalnie… jak Wam mija życie. :)
Za nami dwadzieścia pięć rozdziałów,
dwieście dwadzieścia pięć stron, a przed nami tylko pięć rozdziałów. Im bliżej końca, tym bardziej
panikuję.
Do kolejnego rozdziału! Mam zamiar zacząć
go za kilka dni pisać, więc może nawet pojawi się szybciej, niż ten?
PS. Polećcie mi jakieś fajne komedie, bo już nie mam co oglądać. :)
PS2. Jak się Wam podoba nowy szablon?
PS2. Jak się Wam podoba nowy szablon?
Buziaki, M.
Super rozdział. Uwielbiam to opowiadanie. :) Nie mogę się doczekać kolejnego. :) Trzymaj się ciepło...
OdpowiedzUsuńCieszę się, że rozdział Ci się spodobał! I dziękuję, że nadal ze mną jesteś, to dla mnie naprawdę ważne. :)
UsuńM.
Rozdział po prostu p e r f e k c y j n y!!! Nic dodać, nic ująć. Fantastyczny. Wszysko mi się w nim podobało, więc nie będę nic wyróżniać. Genialny i tyle.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o komedię yo w kochać leci: "Dlaczego on?". Naprawdę polecam.
Cieplutko pozdrawiam,
E.
PS. Przepraszam, za taki krótki komentarz,ale jestem taka zmęczona, że już mało co wykrzesam...
Jej, jej, ile miłych słów. <3 Cieszę się, że Ci się spodobał i mam nadzieję, że kolejne rozdziały spodobają Ci się tak samo. :)
UsuńFilm na pewno obejrzę, już zapisałam tytuł, więc wkrótce będę oglądać!
Dziękuję za komentarz. :)
M.
Hej świetny rozdział, dobrze opisałaš uczucia i rozterki Hermiony
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w kolejnym będzie opis ze strony Draco
Czekam w napięciu, na koniec operacji, ale myšlałam ze te operacjię będzie przeprowadzał tez Draco, więc kiedy podszedł i przytulił Hermi to myślałam że już po wszystkim
Szkoda mi Olivera ale też chcę żeby Miona została w Denver i była z Draconem i... Tylko z nim ;-)
Chociaż pewnie coś się jeszcze stanie ciekawego pewnie co rozwali system
Pzdr i Weny życzę
Cieszę się, że rozdział Ci się spodobał! Czy będzie opis ze strony Draco... Bardzo w to wątpię, bo, jeśli mam być szczera, pisząc z jego perspektywy, nie czuję się tak swobodnie, jak pisząc jako Hermiona. Ale! Spróbuję coś wykombinować.
UsuńCzy wydarzy się coś, co rozwali system... Tak, chyba tak to można nazwać. :D
Dziękuję za komentarz!
M.
Lubię takie rozdziały. Mogłabym je czytać na okrągło... Czyta się je bardzo przyjemnie.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię w Twoim opowiadaniu narrację pierwszoosobową. Nie wszyscy powinni się nią posługiwać, ale w te klimaty pasuje idealnie :)
Czyżby Oliver miał namieszać??? Oby nie, skoro zostało tylko pięć rozdziałów...
A, no i oczywiście Shopie! Ona musi wyzdrowieć. To takie urocze stworzenie. Uwielbiam <3
Czekam z niecierpliwością na kolejną dawkę czytania ;)
Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego najlepszego!
Ta, której imienia nie wolno wymawiać...
PS ,,Mroczne Cienie" Tima Burtona są wyjątkowo wciągające ( może to nie do końca komedia, ale jest kilka śmiesznych scen się znajdzie).
Dziękuję za wszystkie miłe słowa! Przyzwyczaiłam się do narracji pierwszoosobowej, ale to chyba moje ostatnie opowiadanie w tej narracji. Chciałabym spróbować ostatecznie czegoś innego. :)
UsuńOliver raczej nic nie namiesza. To dobry człowiek, który kiedyś trochę się pogubił, ale stara się naprawić swoje błędy.
Zapisuję kolejny tytuł i obiecuję obejrzeć!
Dziękuję za komentarz. :)
M.
Witaj,
OdpowiedzUsuńOj rozdział cudowny - jak zawsze!
"W szpitalach rodziny gromadziły się przy łóżkach chorych, zastanawiali się co dalej, płakali, tęskniąc za głosami, których nie było im już dane usłyszeć. Poza szpitalem jakoś się żyło. Byle dalej, byle do przodu, byle jak." - Boże... przepiękne słowa. Takie prawdziwe. I kupiłaś mnie nimi w 100%.
Z jednej strony coraz bardziej cieszy mnie relacja między Draco a Hermioną, a z drugiej martwię się o Olivera... ta jego przeprowadzka, chęć poznania Sophie z dziadkami. Tak, wiem, że Hermioną kierują jedynie chęci uratowania dziecka, że w tej chwili nie myśli nad konsekwencjami swoich decyzji i zacieśnianiu relacji z jej ojcem, ale no cholercia! Ten człowiek ją zostawił! Więc mam nadzieję, że gdzieś tam pod płaszczykiem wdzięczności dla niego za przeszczep, zachowa trzeźwość umysłu i nie pozwoli mu za bardzo wchodzić z butami jej życie! Ot, co! Jakoś tak no nie wiem... nie ufam mu :D
Co do Draco... nie będę teraz opisywać marności mojej egzystencji, która jest dosłownie niczym bez czytania o nim, ale muszę wspomnieć, że CIESZĘ się, że związek z Hermioną rozkwita pomimo przeciwności.
Ehhh... i chociaż łezka w oku się kręci na wspomnienie tego, że już niedługo koniec, to mam nadzieję, że nie zakończysz swojej przygody z Dramione. Nie przeżyje długo bez przeczytania czegoś "Twojego"!
Pozdrawiam i ściskam, Iva Nerda
Witaj! Bardzo się cieszę, że rozdział Ci się spodobał, a ten cytat wyjątkowo. Jednak czasem potrafię powiedzieć coś mądrego, a tak rzadko to się zdarza! :D
UsuńMuszę Cię zmartwić - Oliver to dobry człowiek i raczej nie będzie chciał nic zepsuć. Nie chcę Hermionie za bardzo rozwalić życia, taka jestem dobra, a co! Teraz wszystko, co nią kieruje, to dobro Sophie.
Uznałam, że nie postawię niczego, przynajmniej na razie, na ich drodze do... szczęścia. Niech nacieszą się sobą!
Muszę przyznać, że kiedy myślę o ostatnim rozdziale, który opublikuje, na który mam dokładny plan od ponad dwóch lat, robi mi się mega smutno, więc staram się myśleć o tym jak najmniej. Dwa lata temu mówiłam sobie, że gdy skończę NWW to koniec z opowiadaniami dramione, a teraz, kiedy coraz bliżej końca... ne, raczej jeszcze wrócę. :D Oderwanie się całkowicie od tego świata jest w moim przypadku, przynajmniej w tej chwili, prawie niemożliwe.
Dziękuję za komentarz! I dziękuję, że nadal jesteś. :)
M.
Mi się podoba chociaż Cię rozumiem z komentarzami.
OdpowiedzUsuńSama widzę jak wiele osób zaglada na bloga i nie rozumiem tak ciężko jest napisać parę słów? Trochę mnie to irytuje ale cóż.
Sam rozdział niezwykle mi się spodobał jak zawsze. piękna relacja między Hermioną i Oliverem. Gdyby nie Oliver mogliby tworzyć całkiem udaną parę.
I ta jego relacja pomiędzy Draconem. Znów otworzyłaś tak wiele wspaniałych wątków.
Uwielbiam Cię wręcz za to i zdecydowanie czekam na więcej.
Jestem też ciekawa spotkania Sophie z dziadkami. Chciałabym by malutka wyzdrowiała i dostała drugą szansę.
Pozdrawiam mocno!
Trzeba się cieszyć z tego, co jest, więc już trochę przymykam na to oczy, chociaż, wiadomo, czasem robi się przykro. :D
UsuńJeeej, cieszę się, że Ci się to wszystko podoba. <3 Mam nadzieję, że kolejne rozdziały spodobają Ci się równie mocno. :)
Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam!
M.
No hej, chyba muszę zacząć od nowa, co? Nie pobijesz mnie?
OdpowiedzUsuńKc,
Mad.
A to niespodzianka! Witaj z powrotem, Mad. :D
UsuńMusiałam walczyć o WiFi na lotnisku żeby przeczytać ten niesamowity rozdział. Mogę powiedzieć tylko jedno, było warto! ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Vivenn
Uf! Cieszę się, że ostatecznie Ci się udało i wywalczyłaś WiFi. :D
UsuńDziękuję za takie miłe słowa!
M.
Przeczytałam wszystko nie marnując czasu na przerwy. Nie wiem, co napisać. Opowiadanie jest tak wciągające, że czytając to czuję się tak, jakbym miała przed oczami prawdziwą, realną historię, która właśnie gdzieś tam na świecie ma miejsce. Tyle emocji, tyle szczegółów, tyle momentów, w których serce zamiera. Naukowa terminologia i mnogość epitetów pokazują, jak dużo pracy wkładasz w swoją twórczość. Nie myślałaś o napisaniu książki? Z własnymi postaciami, własną historią. Jeżeli tak, to chętnie ją przeczytam. Mała Sophie przywołuje mi wspomnienie postaci z Ruchomego Zamku Hauru, chociaż ich wygląd znacząco się różni. Do tego nie stworzyłaś obrazu obrażonego na wszystko Rona a wszystkie postacie są tak dojrzałe w swoich uczuciach, że aż chce się brać z nich przykład. Jestem urzeczona! :*
OdpowiedzUsuńJeju, tak bardzo mnie pobudowałaś tymi słowami, że nawet sobie nie wyobrażasz! :D Tyle napisałaś miłych słów, a ja sama nie wiem czy na nie wszystkie zasługuję... Bardzo, bardzo Ci dziękuję. Napisanie książki? Kiedyś, gdzieś, za kilka lat — takiej opcji nie wykluczam. Ba, to moje marzenie! Ale wydanie książki to mnóstwo pracy, a ja muszę się jeszcze wiele nauczyć. Mimo wszystko dziękuję za tak miłe słowa!
UsuńNie mam pojęcia co to za książka/film (?), o którym mówisz, ale chyba z ciekawości sprawdzę!
Bardzo się cieszę, że spodobała Ci się kreacja moich bohaterów. Mimo wszystko to dorośli ludzie, więc niektóre sytuacje wymagają powagi, wsparcia i właśnie tak chciałam to przedstawić.
Dziękuję za komentarz!
M.
Ruchomy Zamek Hauru(anime), to moja bajka dzieciństwa. Co więcej główna postać - Hauru też jest blondynem i przeszywającym spojrzeniu. Polecam :D
UsuńNo niby wydanie książki to dużo pracy, ale z drugiej strony jak człowiek ma do czegoś talent, to powinien to robić. Nie każdy potrafi pisać, często artystów wrzuca się do worka "każdy potrafi to napisać, nic przydatnego", albo "zawód bez przyszłości". Jeżeli jednak jesteś w tym dobre, to nie poddawaj się. Świat należy do odważnych! :)
A więc mam jutro co oglądać! Koniecznie muszę obejrzeć w takim razie jeden odcinek i przekonać się sama. :D
UsuńWiadomo! Baaardzo Ci dziękuję za takie podbudowujące słowa — aż chyba zaraz usiądę i zacznę pisać dalszą część rozdziału! To miłe, kiedy ktoś wierzy w czyjeś umiejętności. I możesz być pewna: tak szybko się nie poddam! :)
M.
Trzymam za Ciebie kciuki kochana! Pisz jak najwięcej, dużo czytelników na to liczy :D
UsuńDziękuję, to naprawdę kochane! <3
UsuńM.
Wpadaj w wolnej chwili do mnie na bloga, przyda mi się konstruktywna opinia ;D
UsuńA wpadnę, bo jutro akurat ma wolne i coś tam skrobnę. :D
UsuńM.
Kochana M!
UsuńJeszcze raz dziękuję za pomoc. Mam nadzieję, że w końcu dojdę do perfekcji w pisaniu, jak na tę chwilę nadal robię masę błędów, ale trening czyni mistrza. Strony, które mi wysłałaś okazały się interesującą lekturą. Przecinki nigdy nie były tak wielkim wyzwaniem :D
Zapraszam Cię na kolejny rozdział :*
Obiecuję wkrótce wejść! Ten tydzień mam bardzo napięty na uczelni, ale postaram się w następnym tygodniu wpaść. :D
Usuń#MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego, ale nie podoba mi się fakt, że Wood tak się zbliża do Hermiony. W sensie, okej oddaje nerkę Sophie, ale te jego prośby, aby rodzice zobaczyli małą są troszkę nie na miejscu. Jakim prawem ona powinna się na to zgodzić? (Hermiona oczywiście) Przez tyle lat był daleko no i ech jakoś go nie znoszę. Już oczami wyobraźni widziałam zazdrość Draco, ale na szczęście zachował się jak facet i nie okazał tego. Poza tym ta scena pocałunku taka woow <3
Na bloga trafiłam dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”.