2 lut 2017

Rozdział 25

W styczniu dni zbyt szybko się kończyły. Niby wszystko toczyło się swoim naturalnym rytmem, ale jednak po zachodzie słońca, kiedy było już ciemno, w szpitalu było ciszej i spokojniej. Nikt się nigdzie nie spieszył, ciesząc się obecnymi chwilami, ciesząc się po prostu obecnością najbliższych. Nowy Rok przyniósł wszystkim dużo uśmiechu i ta atmosfera panowała na oddziale przez najbliższy tydzień. Później wszystko wróciło do normy, monotonia ponownie zagościła na korytarzach, a smutek znów był obecny na zbyt wielu twarzach. Z czasem zaczynałam już rozumieć, że w szpitalach dominującym uczuciem jest właśnie smutek, a dzieje się tak tylko dlatego, by na zewnątrz inni ludzie mogli być szczęśliwi. W szpitalach rodziny gromadziły się przy łóżkach chorych, zastanawiali się co dalej, płakali, tęskniąc za głosami, których nie było im już dane usłyszeć. Poza szpitalem jakoś się żyło. Byle dalej, byle do przodu, byle jak.
Piętnastego stycznia Sophie dostała przepustkę na jednodniowy pobyt poza szpitalem przed operacją. Nie była nigdzie od trzech tygodni, więc wyjście na chociażby jeden dzień, było dla niej naprawdę ważne. Zastanawiała się, co jej zabawki robiły same w domu, kiedy nikogo nie było i czy na pewno dały sobie radę, dużo mówiła o przedszkolu, w którym nie była już przecież ponad pół roku — a jednak nadal pamiętała. Była silna i dawała siłę mi, chociaż powinno być na odwrót. Po nieprzespanych nocach, gdy Sophie płakała, bo miała kolejne koszmary, nie potrafiłam być tak silna, jak tego chciałam. Przez czas choroby Sophie nauczyłam się jednak między innymi tego, jak szybko podnosić się po upadku. Do wszystkiego można było się przyzwyczaić, potrzebne było tylko trochę czasu.
Oliver był. Z dnia na dzień coraz bardziej razem z Sophie przywiązywali się do siebie, a ja, chociaż początkowo czułam się odtrącona, zaczynałam dostrzegać, jak wiele Sophie dla niego znaczy. Nie chciałam być przeszkodą w ich relacjach, więc po prostu przyglądałam się im, chłonąc ten widok i ciesząc się nim. Mimo wszystko myśl, że moglibyśmy być rodziną, była dla mnie abstrakcją; nie czułam nic do Olivera, a to, co zaszło między nami ponad pięć lat temu, było już tylko wspomnieniem. Teraz najważniejsze było dla mnie to, żeby Sophie czuła się kochana, zarówno przez mamę, jak i tatę. Tyle czasu zmarnowaliśmy i dopiero jej choroba dała nam obojgu do myślenia. Patrząc na nich, na Olivera, bawiącego się z Sophie na podłodze w jej pokoju, czułam spokój. Spokój i pewność, że to nie chwilowe zainteresowanie. Nie potrzebowałam niczego więcej. Zamknęłam drzwi pokoju i przeszłam do kuchni. Niedawno zjedliśmy w trójkę obiad, więc teraz chciałam wszystko posprzątać, póki miałam chwilę wolnego czasu. Wstawiłam w czajniku wodę na kawę i zaczęłam myć naczynia. W tle cicho grało radio, a z pokoju obok było słychać Sophie, która coś wyjaśniała Oliverowi. Uśmiechnęłam się, myjąc ostatnie talerze i kładąc je na suszarce.
Usiadłam przy stole i napiłam się łyka kawy. Sięgnęłam po stos kopert, które leżały nieotwarte już drugi tydzień. Nadszedł czas, żeby wszystko uporządkować. Rachunki, listy, ogłoszenia… Najbardziej martwiły mnie rachunki, bo oszczędności, które miałam odłożone, zaczynały maleć. Byłyśmy w Denver już siódmy miesiąc; a koszty leczenia Sophie, utrzymania mieszkania, wcale nie malały, a rosły. Powinnam poszukać pracy, ale takiej, którą mogłabym wykonywać w domu, nie zostawiając Sophie samej. Nie chciałam prosić nikogo o pomoc, chociaż Harry mi to proponował. Przez pięć lat radziłam sobie sama i chciałam również samotnie poradzić sobie i w tej sytuacji. Odłożyłam papiery na bok, zostawiając to na później. Miałam przecież czas.
Napiłam się kawy, siadając wygodniej. Musiałam zrobić zakupy, chociaż wcale nie miałam ochoty wychodzić z domu. Chcąc nie chcąc — wzięłam z parapetu pustą kartkę, długopis, i spisałam najpotrzebniejsze rzeczy. Przez ostatni miesiąc tak niewiele czasu spędziłyśmy w mieszkaniu, że brakowało nam podstawowych rzeczy. Powinnam była lepiej przygotować się na ten jednodniowy powrót Sophie do domu. Pokręciłam głową, dopisując do listy kolejny produkt.
Telefon, leżący na stole, zawibrował. Odblokowałam ekran: sms od Malfoya. Przeczytałam jego treść i uśmiechnęłam się, szybko pisząc odpowiedź. Byłam tak pochłonięta myślami, że nie zauważyłam, że od kilkunastu sekund Oliver stoi w progu kuchni, przyglądając mi się. Dopiero kiedy odkaszlnął, podniosłam głowę do góry, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, iż nadal się uśmiecham.
— Wszystko w porządku? — zapytałam, odkładając telefon na bok. Oliver usiadł przy stole naprzeciwko mnie. — Chcesz kawy?
— Jeśli mogłabyś… — odparł, a ja od razu wstałam, podchodząc do kuchenki. Czułam na plecach jego wzrok. Wstawiłam wodę w czajniku, a do kubka wsypałam łyżeczkę kawy. — Wszystko jest w porządku, Sophie bawi się w pokoju, a ja będę musiał na chwilę wyjść, muszę coś załatwić na mieście.
— Jasne, nie ma problemu, zostanę z Sophie. Miałam iść na zakupy, ale w takim razie…
— Mogę to zrobić. Nauczyłem się korzystać z mugolskich pieniędzy, więc powinienem dać sobie radę — powiedział szybko. Woda się zagotowała; nalałam wody do kubka i postawiłam go na stole, przed Oliverem. Usiadłam z powrotem, zajmując swoje miejsce.
— W porządku, byłoby świetnie. Dam ci listę zakupów, a ja w tym czasie zrobię coś do zjedzenia.
Oliver pokiwał głową. Napił się kawy; między nami zapanowała cisza. Jedynym dźwiękiem była muzyka, lecąca z radia. Takie sytuacje zdarzały się często… Miałam wrażenie, że nie wszystko zostało wyjaśnione, pozostał żal po tylu straconych latach, które przecież mogły wyglądać zupełnie inaczej. Niewypowiedziane słowa nadal ciążyły. Gromadziłam w sobie wszystkie emocje, nie dając im wyjść na zewnątrz. I robiłam to tylko ze względu na Sophie. Potrzebowała rodziców, którzy dobrze się dogadują i potrafią dzielić się obowiązkami. Sophie potrzebowała prawdziwego domu. Dlatego wszystkie uprzedzenia odstawiłam na bok — Oliver miał oddać Sophie nerkę i w tym momencie przestałam myśleć o przeszłości. Miał być tą osobą, która uratuje mojemu dziecku życie, bo sama nie mogłam tego zrobić. Nagle mężczyzna wstał, dopijając końcówkę kawy. Włożył kubek do zlewu, od razu go myjąc, czym zyskał moje zaskoczenie. Kiedy skończył, podniosłam się też ja, odprowadzając go do przedpokoju. Przekazałam mu listę zakupów, gdy miał już założoną kurtkę.
— W każdym razie niedługo powinienem wrócić… Muszę wymeldować się z hotelu, bo skończyła mi się rezerwacja i poszukać gdzieś indziej — powiedział, wyciągając z kieszeni płaszcza rękawiczki. — Jeszcze w szpitalu badania kontrolne przed operacją… Pod wieczór jeszcze trochę posiedzę z Sophie, jeśli ci to nie przeszkadza.
— Nie, nie… I słuchaj, nie musisz szukać hotelu, jest jeszcze u nas jedno wolne łóżko, więc zawsze możesz zatrzymać się u nas.
— Naprawdę?
— Tak. Bez sensu, żebyś przejeżdżał połowę miasta, skoro możesz zostać i spać tutaj. I… doceniam to, co robisz dla Sophie, że tak się starasz i chcesz oddać jej swoją nerkę, bo wiem, że kosztuje cię to dużo wyrzeczeń.
— Hermiono, to moja córka. Bez względu na to, że dopiero niedawno to pojąłem, jest dla mnie bardzo ważna. Nic ani nikt nie da mi takiego szczęścia, jakie daje mi ona. Żałuję tylko, że straciłem tyle czasu.
— Sophie jest naprawdę tobą zachwycona, a w dodatku… — zaczęłam mówić, ale przerwałam, kiedy usłyszałam za sobą dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłam się do tyłu i zauważyłam stojącą w progu Sophie. W rękach trzymała misia, patrząc na nas z dezorientacją. Choroba ją wykańczała, każdy to widział. Była blada i o wiele chudsza niż na początku choroby. Ten widok łamał mi serce, dając jednocześnie motywację do dalszej walki.
— Gdzie idziesz? — zapytała, patrząc na Olivera. — Mieliśmy się bawić.
Oliver ukucnął przed dziewczynką i uśmiechnął się. Teraz gdy byli tak blisko siebie, widziałam drobne podobieństwa, z których wcześniej nie zdawałam sobie sprawy. Byłam szczęśliwa, bo Sophie była szczęśliwa; zdałam sobie sprawę z tego, że mogłabym nie mieć nic, a widzieć tylko uśmiech na twarzy mojego dziecka — i to zupełnie by mi wystarczyło do życia.
— Muszę wyjść coś załatwić, ale niedługo wrócę, obiecuję. Teraz trochę odpoczniesz z mamą, a jak przyjadę z powrotem, będziemy się bawić znowu, dobrze?
Sophie przeanalizowała słowa, które powiedział i pokiwała twierdząco głową.
— Pa, tato! — powiedziała szybko i z powrotem schowała się w pokoju, zostawiając nas samych, lekko zszokowanych. Po raz pierwszy powiedziała do niego „tato”. Niby to tylko jedno słowo, a tak mocno w nas uderzyło. Oparłam się o ścianę i lekko uśmiechnęłam. Spojrzałam na Olivera, który jeszcze przez chwilę wpatrywał się w zamknięte już drzwi od pokoju Sophie. Po kilku sekundach wstał, pożegnał się i wyszedł. 
~
Wieczór nadszedł szybko. Słońce schowało się za horyzontem, ustępując swojego miejsca księżycowi. Siedziałam przy łóżku Sophie; na szafce nocnej paliła się mała lampka, oświetlając trochę pokój. Patrzyłam, jak jej klatka piersiowa równomiernie podnosi się i opuszcza. Leżała na boku, przytulając Rudolfa. W najbliższych dniach czekała ją poważna operacja, więc martwiłam się bardziej niż zwykle. Czarne scenariusze same tworzyły się w mojej głowie, bo przecież tyle rzeczy mogło pójść źle… Pozostawała więc tylko nadzieja i wiara w to, że wszystko się uda. Musiało być dobrze, prawda? Kiedy w coś się bardzo mocno wierzy, wkrótce staje się to rzeczywistością; tym razem również musiało tak być. Zagubiona we własnych myślach, w sytuacji z Sophie, Oliverem i Malfoyem, nie potrafiłam odnaleźć siebie. Robiłam wszystko, co należało robić, a nie to, co było dobre dla mnie. Jednak miłość do jedynego dziecka wygrywała nad wszystkim — ta miłość zabrała mi zdolność rozsądnego myślenia. Kiedyś wydawało mi się, że najsilniejszą miłością mogłam darzyć rodziców, przyjaciół i na nikogo więcej nie mam już w sercu miejsca. Myliłam się, bo Sophie zabrała wszystko, pokochałam ją całą sobą, przestając zwracać na inne osoby, rzeczy uwagę. Kochałam, prawdziwie, po raz pierwszy, zrozumiałam, co to znaczy kochać. I już nigdy miałam nie przestać.
Kochałam jeszcze jedną osobę. Draco Malfoy był niezaprzeczalnie największym błędem mojego życia, chociaż nigdy nie chciałam tego przed samą sobą przyznać. Dzięki niemu poczułam, że mimo choroby Sophie mam szansę być szczęśliwa, mamy szansę na dobre życie i nie powinniśmy się tego bać. Chociaż rozum uparcie krzyczał „daj spokój, masz chore dziecko!”, serce podpowiadało, żebym nie rezygnowała. Po raz kolejny zrobiłam w życiu coś wbrew sobie, o czym dawna ja nawet by nie pomyślała. Popełniałam błędy, nie myśląc o konsekwencjach, bo w końcu byłam szczęśliwa, a czy to nie o to chodziło w życiu? Dążenie do realizacji swoich marzeń, przy boku osoby, którą się kochało. Taką definicję szczęścia znałam, więc gdy wreszcie mnie to spotkało — nie chciałam dłużej czekać. Wiedziałam, że jeśli zbyt długo bym zwlekała, to uczucie mogłoby mi przemknąć niezauważone przed samym nosem… a ja chciałam tylko mieć kogoś, komu mogłabym bezgranicznie ufać. Nie oczekiwałam wiele.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi; ten dźwięk wyrwał mnie z zamyślenia. Wstałam z fotela i zanim wyszłam z pokoju, poprawiłam Sophie kołdrę. Przykryłam ją dokładniej i zgasiłam lampkę. Nawet nie zastanawiałam się, kto może być po drugiej stronie drzwi, bo dokładnie do wiedziałam — Draco. Do powrotu Olivera zostało jeszcze trochę czasu, a nie było mowy o odwiedzinach sąsiadki, chcącej wpaść na herbatkę. W Denver z nikim nie miałam kontaktu. Otworzyłam drzwi i nie myliłam się; naprzeciwko mnie stał Malfoy. Potrzebowałam jego obecności, przy nim mogłam się otworzyć i być po prostu sobą, często tą smutną i rozczarowaną, gdy nie wszystko szło tak, jak bym tego chciała. Chociaż byliśmy ze sobą od niedawna, miałam wrażenie, że znam go doskonale. Znałam jego przeszłość, a niedawno podzieliliśmy się swoimi wspomnieniami, których oboje byliśmy… niewolnikami. Przeszłość wciąż więziła nas w swojej otchłani.
— Stęskniłem się — powiedział, mijając mnie w drzwiach. Zamknęłam za nim wejście, przekręcając klucz w zamku. Zdjął płaszcz i powiesił go w szafie.
— Widzieliśmy się… wczoraj?
— Zabraniasz mi tęsknić? — zapytał, stając naprzeciwko mnie.
Nic nie odpowiedziałam, po prostu oparłam głowę o jego klatkę piersiową, unikając przenikającego wzroku mężczyzny. Objął mnie swoimi ramionami i chociaż nie odwzajemniłam tego gestu, tak było dobrze. 
Malfoy często, kiedy byliśmy razem, odcinał się od rzeczywistości i błądził myślami gdzieś w przeszłości. Miał trudne życie i chociaż niewiele mi o tym mówił, nie chciałam nic z niego wyciągać siłą. Ufałam, że kiedy przyjdzie odpowiednia chwila, sam mi o wszystkim opowie. Stojąc w przedpokoju, razem, przytuleni, nie bałam się kolejnych dni. Miałam kogoś, komu mogłam powierzyć swoje wątpliwości, pozbywając się tym samym ogromnego ciężaru z serca. Duszenie w sobie emocji było najgorszym, co można było dla siebie zrobić, chociaż tak często o tym zapominałam. Więc po prostu trwaliśmy przy sobie, dzieląc się swoimi troskami.
— Oszalałem z miłości, Granger. Już wiem, o co w tym wszystkim chodzi — powiedział nagle cicho, a ja zadrżałam. Moje serce zabiło szybciej i już nie pamiętałam jak się nazywam i co robię w miejscu, w którym jestem. Związek z Malfoyem wciąż dostarczał mi nowych wrażeń, jakbyśmy każdego dnia na nowo odkrywali siebie. To było w tym wszystkim najpiękniejsze.
— W takim razie musisz podzielić się tą wiedzą ze mną, bo ja jeszcze tego nie rozgryzłam — odparłam równie cicho.
Draco podniósł mój podbródek do góry, żebym na niego spojrzała. Bałam się jego wzroku, bo wiedziałam, że gdy spojrzę w te oczy, utonę. Przy nim brakowało mi tchu, przy nim mój cały świat płonął, przy nim wszystko wyglądało inaczej. Pocałował mnie w kącik ust, delikatnie, jakby nie chciał mnie wystraszyć. I tym razem to ja przyciągnęłam go do siebie; pociągnęłam go za koszulkę i pocałowałam, jak nigdy dotąd. Drżałam, czując jego dłonie na mojej talii, na biodrach, plecach. Miałam dreszcze, gdy składał na mojej szyi pocałunki i gładził palcami każdy kawałek ciała. Zrezygnowałam z myślenia, skupiłam się tylko na Malfoyu i na tym, co ze mną robił. Nie zorientowałam się, w którym momencie Draco przycisnął mnie do ściany; na chwilę otworzyłam oczy, czując na sobie jego wzrok. Patrzył się na mnie z pożądaniem, głęboko oddychając. Wpatrywał się intensywnie w moje oczy; był tak blisko, że widziałam na jego twarzy każdą niedoskonałość. Jego oczy wydawały się być jeszcze intensywniejszego koloru niż zwykle. I pocałował mnie znowu, a ja tylko westchnęłam, czując, że nie mogę już się utrzymać na nogach. Gdyby nie jego ręce, ciągle błądzące po zakamarkach mojego ciała, upadłabym. Przeniosłam swoje dłonie na jego kark, mierzwiąc włosy, chcąc być jeszcze bliżej. 
Nasze oddechy były przyspieszone, ciężej się oddychało, a w głowie była tylko jedna myśl: „więcej, więcej, więcej”. Przekraczaliśmy granice, poznając się na nowo. Zaszłoby to o wiele dalej, gdybym w końcu nie położyła wyrwanych dłoni z uścisku na klatce piersiowej Malfoya i nie odsunęła go lekko od siebie. Przyszło mi to z trudem, ale nie chciałam podejmować pochopnych decyzji pod wpływem chwili. Nasze serca biły szybko, szybciej niż zwykle. W jednym rytmie, mimo lat niechęci, setek kłótni, dziesiątek przezwisk i jednej chwili, która sprawiła, że nienawiść między nami została bezpowrotnie zburzona. Wiedziałam jedno — pokochałam Ślizgona i byłam pewna, że ta miłość nie jest chwilowa. 
Już zawsze w snach miały mnie prześladować jego oczy…
— Ależ mam ochotę znowu cię pocałować — mruknął, a ja się zaśmiałam. Wpatrywaliśmy się w siebie, pochłonięci ciszą. Malfoy jedną dłonią dotykał moich nagich pleców, a drugą położył na moim biodrze. Miałam wrażenie, że specjalnie mnie rozprasza i nabija się z moich reakcji na ten dotyk: kąciki jego ust były lekko uniesione. Razem byliśmy szczęśliwi. Wreszcie szczęśliwi. — Sophie już śpi? — zapytał w końcu, wzdychając z rezygnacją. Dotknął mojego policzka, przyglądając mi się z uwagą.  
— Tak, kiedy Oliver wyszedł, od razu ją położyłam, dałam wszystkie leki i zasnęła. Ten dzień był dla niej naprawdę męczący. — Spojrzałam na mężczyznę i lekko się uśmiechnęłam. Wzięłam jego dłoń, splatając nasze palce razem, i pociągnęłam go za sobą do salonu. — Oliver zatrzyma się tutaj jakiś czas. Chce się widywać z Sophie, a bez sensu, żeby przejeżdżał codziennie przez centrum.
— Zaczynam mu zazdrościć — mruknął, siadając na kanapie.
Zajęłam miejsce obok niego, a on objął mnie ramieniem. Oparłam swoją głowę o jego klatkę piersiową, a nogi położyłam na jego nogach. Spojrzał się na mnie ostrzegawczo, starając być groźny, ale nie wyszło mu to; w końcu na jego twarzy pojawił się uśmiech. W pokoju paliła się tylko niewielka lampka, co sprawiło, że ta chwila wydawała się być jeszcze bardziej nasza, prywatna. Najlepsze chwile, które spędzałam z Malfoyem, to nie te, gdy wychodziliśmy na kolację czy skupialiśmy się na sobie; nie, najpiękniej było wtedy, kiedy po prostu byliśmy razem, przytuleni, w ciszy, wsłuchując się w swoje oddechy. Draco pokazał mi, jak kocha się najprawdziwiej, nie afiszując się związkiem, a przeżywając go w osobności.
— Ale to z tobą teraz tu siedzę, to jest chyba najważniejsze, hm? — zapytałam, spoglądając na niego. Pokręcił twierdząco głową, obejmując mnie mocniej i całując lekko w czoło. Wziął moją dłoń, gładząc jej wierzch kciukiem. Patrząc na niego, nie miałam wątpliwości: Draco Malfoy mnie kochał. Prosto i cicho. Bo tak było najpiękniej.
W jego oczach krył się smutek. Patrzył na mnie z troską, chociaż sam miał osobiste zmartwienia. Przyjmował na siebie ciężar moich problemów, odsuwając na bok swoje. Tak wiele mi dawał, nie oczekując niczego w zamian. Uczucie, które teraz między nami było, zaczęło się tlić już ponad pół roku temu, gdy po raz pierwszy pojawiłam się z Sophie z Denver. Przypadkowe gesty, ruchy, rozmowy — wszystko to prowadziło nas do momentu, w którym trwaliśmy w obecnej chwili. Mimo tylu sprzeczności, różnic charakteru, potrafiliśmy ze sobą być. I nie było w tym żadnej filozofii. Trzeba było jedynie umieć odnaleźć się nawzajem w codziennym zabieganiu.
Ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Oliver wrócił, a w pokoju Sophie nadal było cicho, więc nadal spała. Spojrzałam na Malfoya i wstałam z kanapy, kierując się w stronę drzwi wyjściowych.
Oliver zrobił zakupy i przywiózł ze sobą małą torbę podróżną ze swoimi ubraniami.  Postanowiłam, że ulokuję go w swoim pokoju, a sama będę spać na kanapie. Noce, gdy Sophie była w domu, zazwyczaj i tak spędzałam snując się po mieszkaniu i pilnując, czy wszystko jest w porządku. Często wchodziłam do jej pokoju i po prostu patrzyłam jak śpi, jak oddycha... Nie mogłam nic na to poradzić, ale rozmawiając z matkami innych chorych dzieci, wiedziałam, że nie tylko ja tak mam. Inne kobiety ze strachu przed utratą swoich pociech robiły dokładnie to samo.
— Chcesz coś do picia? Herbata, kawa? — zapytałam Olivera, gdy przyszedł ze mną do kuchni, pomóc rozpakować zakupy.
— Szklanka wody wystarczy, dziękuję — odparł, uśmiechając się w moją stronę.
Nalałam do kubka wody, stawiając go na stole. Dokończyłam rozkładanie wszystkich produktów i poprosiłam Olivera, by poszedł za mną do salonu, gdzie był Malfoy. Marzyłam o tym, żeby Sophie obudziła się jak najszybciej, bo przebywanie w trójkę, w jednym pomieszczeniu, było niesamowicie krępujące dla każdego z nas; a przecież byliśmy już dorośli i takie rzeczy powinny być całkowicie normalne.
Usiadłam obok Draco, a Oliver zajął miejsce na fotelu. Tykanie zegara, wiszącego na ścianie, stawało się z każdą sekundą coraz bardziej irytujące. Zaczynałam dostrzegać pozytywy płynące z posiadania telewizora — przynajmniej ten dźwięk zapełniłby niezręczną ciszę. Nie mieliśmy wspólnych tematów, na które mogliśmy wspólnie dyskutować, bo dzieliła nas ogromna przepaść. Każde z nas miało do siebie o coś żal. Nagle usłyszałam dźwięk, dochodzący z kuchni; czajnik zaczął gwizdać, co znaczyło, że woda, którą wstawiłam, zaczęła się gotować. Wstałam z kanapy i ignorując wzrok obu mężczyzn, wyszłam z salonu, zostawiając ich samych. Kiedyś musieli chociaż się do siebie odezwać… A gdy ja byłam w pokoju, nic na to nie wskazywało.
Zrobiłam trzy herbaty i postawiłam je na stole. Z salonu dobiegały przyciszone dźwięki rozmowy Malfoya i Olivera. Oparłam się o blat, próbując chociaż trochę podsłuchać o czym rozmawiają. Ich tematy ograniczały się do… w sumie nawet nie wiedziałam czego. Sophie, quidditch… Na szczęście długo nie musiałam nad tym myśleć — z pokoju Sophie dobiegły jakieś dźwięki. Nie czekając dłużej i całkowicie zapominając o herbacie, przeszłam do pomieszczenia. Otworzyłam cicho drzwi, nie chcąc, żeby Sophie się przestraszyła. Weszłam do środka i podeszłam do łóżka, zapalając małą lampkę. Dziewczynka siedziała na łóżku i wpatrywała się we mnie przerażonymi oczami, jakby dopiero wyrwała się z koszmaru. Przysiadłam na brzegu, biorąc na kolana dziewczynkę. Objęłam ją ramionami, chcąc jej pokazać, że jestem z nią i nic jej nie grozi. Była jeszcze zaspana, więc nie do końca wiedziała co się dzieje. Tuliłam ją więc, szepcząc uspakajające słowa, które były przeznaczone chyba nie dla Sophie, a bardziej dla mnie. Wizja tego, co mogę w najbliższych dniach stracić, była dla mnie zbyt przerażająca, by umieć nad nią zapanować.
Do pokoju wszedł Oliver. Uklęknął na podłodze, pokazując swoją słabość — łzy.
~
Tik, tak, tik, tak…
Tykanie zegara, wiszącego na ścianie, znajdującej się naprzeciwko mnie, coraz bardziej irytowało. Minęło dopiero kilkanaście minut, a ja już nie mogłam wytrzymać. Myśl, że pozostało jeszcze co najmniej kilka godzin czekania, była okropna.
Zaczęła się operacja, która miała uratować mojemu dziecku życie. Przeszczep, droga do lepszego życia Sophie, bez choroby, niszczącej wszystko naokoło. Nasza szansa powrotu do normalności… Chociaż dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, że nic nie będzie już takie jak dawniej. Oliver chciał uczestniczyć w życiu Sophie, miałam przy swoim boku osobę, którą kochałam, a moi przyjaciele znowu byli blisko mnie. Już nie byłam samotna, już mogłam chociaż trochę odpuścić.
Byłam przy Sophie, gdy była usypiana, trzymałam jej małą rączkę, modląc się do Boga, żeby wszystko poszło dobrze. Zbyt wiele rzeczy mogło się spieprzyć — ale ja nie miałam na to siły. Po prostu miało być dobrze, nie przyjmowałam do siebie nic innego. Oliver… Wiedziałam, iż będę mu wdzięczna całe życie za to, co zrobił. Mimo że Sophie i on mieli tak mało czasu na dokładniejsze poznanie się, pokochał ją całym sobą. Nie wahał się, kiedy poinformowano mnie, że nie mogę być dawcą. Chciał oddać część siebie, kosztem swoich marzeń, planów, ambicji… Musiał zamknąć w kilka tygodni wszystkie sprawy, bo po operacji potrzebował dużo czasu, by do siebie dojść. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że przeszczep był równoznaczny z końcem kariery w Quidditchu, a jednak nadal był pewny swego. To wiele dla mnie znaczyło.

— Słuchaj… Po operacji moi rodzice chcieliby poznać Sophie. Dużo im o niej opowiadałem, pokazywałem zdjęcia. Mają prawo poznać swoją wnuczkę, wiesz o tym? — zapytał Oliver dzień przed operacją. Staliśmy na korytarzu, przed salą, w której znajdowała się nasza córka. Nie byłam przygotowana na taką rozmowę, nie teraz, gdy jedyne o czym myślałam, to czekający przeszczep. Usiadłam na krześle, opuszczając głowę i zakrywając twarz dłońmi. Ta sytuacja była dla mnie trudna — powrót do poprzedniego życia wiązał się z wieloma trudnościami, na które nie byłam jeszcze przygotowana.
— Przecież nie zabronię twoim rodzicom poznania Sophie, nie jestem bez uczuć — powiedziałam z ukrywanym żalem. — Ale nie uważasz, że dla Sophie to też ciężkie przeżycia? Poznała Harry’ego, Ginny, Rona, ciebie... Nie mogę rzucać jej wszystkich na raz, musisz to zrozumieć. Obiecuję, że pozna swoich dziadków, ale nie obiecuję, że zgodzę się na to od razu po operacji.
— Wiem, w porządku. Chciałem być tylko z tobą szczery i powiedzieć ci, a nie sprowadzać ich bez twojej wiedzy — przerwał, zastanawiając się dłuższą chwilę nad czymś. — Myślałaś o powrocie do Londynu, kiedy Sophie już wyzdrowieje, kiedy będzie z nią wszystko w porządku?
— Nie zastanawiałam się nad tym — powiedziałam wolno, uważając na słowa. Oliver dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że jestem w związku z Malfoyem, który tu, w Denver, miał już stałą pracę. I mimo że tęskniłam za swoim starym domem, mimo że odzyskałam straconych przyjaciół, w Denver było mi dobrze. Nie chciałam tego zmieniać.
— Poczekam. Poczekam.

Wzdrygnęłam się na wspomnienie tej rozmowy. Oliver dużo ode mnie oczekiwał, a ja nie wiedziałam, jak mam już reagować. Nie chciałam go ranić, patrząc na to, że dopiero co odzyskał córkę po tylu zmarnowanych latach.
Wstałam z krzesła i zaczęłam krążyć po korytarzu. Musiałam się czymś zająć, bo siedzenie bezczynnie w niczym mi nie pomagało. Pragnęłam wiedzieć co się teraz dzieje na sali operacyjnej, czy wszystko idzie zgodnie z planem… Chciałam wiedzieć cokolwiek, co by chociaż trochę mnie uspokoiło. Stanęłam przy ścianie, zaczynając czytać porozwieszane na niej dyplomy i odznaczenia. Nagle poczułam, jak znajome dłonie oplatają moją talię, a na mojej szyi zostaje złożony pocałunek. Uśmiechnęłam się lekko, wtulając się w klatkę piersiową mężczyzny i biorąc w swoje ręce jego dłonie. Oparł podbródek na mojej głowie; przymknęłam oczy, ciesząc się bliskością Draco. Po jakimś czasie odwróciłam się w jego stronę, patrząc na niego smutnym wzrokiem. Martwiłam się, a on dobrze to wiedział, dlatego przyszedł, by ze mną  tu być. O to przecież chodziło w związku — żeby się wspierać, pocieszać i po prostu być obok, kiedy jest źle. Nie zawsze mówić, ale potrafić też milczeć.
Splótł nasze palce razem, opierając swoje czoło o moje. Już wiedziałam, że choćbym miała pokonać kolejne przeszkody, związane nie tylko z chorobą Sophie, ale też innymi sprawami, zrobię to. Czemu byłam tego pewna? Bo miałam przy sobie kogoś, kogo kochałam.
_____________________
Dzień dobry!
Witam Was tego pięknego, zimowego (przynajmniej u mnie) ranka… Tak jak obiecałam — wracam z kolejnym rozdziałem teraz, już na początku lutego. I jestem naprawdę dumna z tego, co napisałam w tym rozdziale, co jest dość… niecodzienne. Zwykle jestem sceptycznie nastawiona do moich tekstów, a ostatnio znowu czuję radość z pisania. I bardzo się z tego powodu cieszę. Mam nadzieję, że Wam również podoba się ten rozdział, bo naprawdę się starałam!
Smutno mi było, kiedy pod poprzednim rozdziałem zauważyłam tak niewiele komentarzy, ale do niczego Was przecież nie zmuszę. Chciałabym tylko wiedzieć, czy podoba Wam się to, co piszę, nic więcej.
Sesja już za mną — przedwczoraj minął dokładnie tydzień, kiedy to pisałam ostatni egzamin. Styczeń był dla mnie obfity, jeśli chodzi o naukę, ale dałam radę i zdałam wszystko w pierwszym terminie. A u Was jak to wygląda? Opowiadajcie koniecznie co u Was słychać, kto może się cieszyć feriami, kto już po, no i generalnie… jak Wam mija życie. :)
Za nami dwadzieścia pięć rozdziałów, dwieście dwadzieścia pięć stron, a przed nami tylko pięć rozdziałów. Im bliżej końca, tym bardziej panikuję.
Do kolejnego rozdziału! Mam zamiar zacząć go za kilka dni pisać, więc może nawet pojawi się szybciej, niż ten?
PS. Polećcie mi jakieś fajne komedie, bo już nie mam co oglądać. :)
PS2. Jak się Wam podoba nowy szablon? 
Buziaki, M.

27 komentarzy:

  1. Super rozdział. Uwielbiam to opowiadanie. :) Nie mogę się doczekać kolejnego. :) Trzymaj się ciepło...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział Ci się spodobał! I dziękuję, że nadal ze mną jesteś, to dla mnie naprawdę ważne. :)

      M.

      Usuń
  2. Rozdział po prostu p e r f e k c y j n y!!! Nic dodać, nic ująć. Fantastyczny. Wszysko mi się w nim podobało, więc nie będę nic wyróżniać. Genialny i tyle.

    Jeśli chodzi o komedię yo w kochać leci: "Dlaczego on?". Naprawdę polecam.

    Cieplutko pozdrawiam,
    E.

    PS. Przepraszam, za taki krótki komentarz,ale jestem taka zmęczona, że już mało co wykrzesam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, jej, ile miłych słów. <3 Cieszę się, że Ci się spodobał i mam nadzieję, że kolejne rozdziały spodobają Ci się tak samo. :)
      Film na pewno obejrzę, już zapisałam tytuł, więc wkrótce będę oglądać!
      Dziękuję za komentarz. :)

      M.

      Usuń
  3. Hej świetny rozdział, dobrze opisałaš uczucia i rozterki Hermiony
    Mam nadzieję, że w kolejnym będzie opis ze strony Draco
    Czekam w napięciu, na koniec operacji, ale myšlałam ze te operacjię będzie przeprowadzał tez Draco, więc kiedy podszedł i przytulił Hermi to myślałam że już po wszystkim
    Szkoda mi Olivera ale też chcę żeby Miona została w Denver i była z Draconem i... Tylko z nim ;-)
    Chociaż pewnie coś się jeszcze stanie ciekawego pewnie co rozwali system
    Pzdr i Weny życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział Ci się spodobał! Czy będzie opis ze strony Draco... Bardzo w to wątpię, bo, jeśli mam być szczera, pisząc z jego perspektywy, nie czuję się tak swobodnie, jak pisząc jako Hermiona. Ale! Spróbuję coś wykombinować.
      Czy wydarzy się coś, co rozwali system... Tak, chyba tak to można nazwać. :D
      Dziękuję za komentarz!

      M.

      Usuń
  4. Lubię takie rozdziały. Mogłabym je czytać na okrągło... Czyta się je bardzo przyjemnie.
    Bardzo lubię w Twoim opowiadaniu narrację pierwszoosobową. Nie wszyscy powinni się nią posługiwać, ale w te klimaty pasuje idealnie :)
    Czyżby Oliver miał namieszać??? Oby nie, skoro zostało tylko pięć rozdziałów...
    A, no i oczywiście Shopie! Ona musi wyzdrowieć. To takie urocze stworzenie. Uwielbiam <3
    Czekam z niecierpliwością na kolejną dawkę czytania ;)
    Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego najlepszego!
    Ta, której imienia nie wolno wymawiać...
    PS ,,Mroczne Cienie" Tima Burtona są wyjątkowo wciągające ( może to nie do końca komedia, ale jest kilka śmiesznych scen się znajdzie).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wszystkie miłe słowa! Przyzwyczaiłam się do narracji pierwszoosobowej, ale to chyba moje ostatnie opowiadanie w tej narracji. Chciałabym spróbować ostatecznie czegoś innego. :)
      Oliver raczej nic nie namiesza. To dobry człowiek, który kiedyś trochę się pogubił, ale stara się naprawić swoje błędy.
      Zapisuję kolejny tytuł i obiecuję obejrzeć!
      Dziękuję za komentarz. :)

      M.

      Usuń
  5. Witaj,
    Oj rozdział cudowny - jak zawsze!
    "W szpitalach rodziny gromadziły się przy łóżkach chorych, zastanawiali się co dalej, płakali, tęskniąc za głosami, których nie było im już dane usłyszeć. Poza szpitalem jakoś się żyło. Byle dalej, byle do przodu, byle jak." - Boże... przepiękne słowa. Takie prawdziwe. I kupiłaś mnie nimi w 100%.
    Z jednej strony coraz bardziej cieszy mnie relacja między Draco a Hermioną, a z drugiej martwię się o Olivera... ta jego przeprowadzka, chęć poznania Sophie z dziadkami. Tak, wiem, że Hermioną kierują jedynie chęci uratowania dziecka, że w tej chwili nie myśli nad konsekwencjami swoich decyzji i zacieśnianiu relacji z jej ojcem, ale no cholercia! Ten człowiek ją zostawił! Więc mam nadzieję, że gdzieś tam pod płaszczykiem wdzięczności dla niego za przeszczep, zachowa trzeźwość umysłu i nie pozwoli mu za bardzo wchodzić z butami jej życie! Ot, co! Jakoś tak no nie wiem... nie ufam mu :D
    Co do Draco... nie będę teraz opisywać marności mojej egzystencji, która jest dosłownie niczym bez czytania o nim, ale muszę wspomnieć, że CIESZĘ się, że związek z Hermioną rozkwita pomimo przeciwności.
    Ehhh... i chociaż łezka w oku się kręci na wspomnienie tego, że już niedługo koniec, to mam nadzieję, że nie zakończysz swojej przygody z Dramione. Nie przeżyje długo bez przeczytania czegoś "Twojego"!
    Pozdrawiam i ściskam, Iva Nerda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! Bardzo się cieszę, że rozdział Ci się spodobał, a ten cytat wyjątkowo. Jednak czasem potrafię powiedzieć coś mądrego, a tak rzadko to się zdarza! :D
      Muszę Cię zmartwić - Oliver to dobry człowiek i raczej nie będzie chciał nic zepsuć. Nie chcę Hermionie za bardzo rozwalić życia, taka jestem dobra, a co! Teraz wszystko, co nią kieruje, to dobro Sophie.
      Uznałam, że nie postawię niczego, przynajmniej na razie, na ich drodze do... szczęścia. Niech nacieszą się sobą!
      Muszę przyznać, że kiedy myślę o ostatnim rozdziale, który opublikuje, na który mam dokładny plan od ponad dwóch lat, robi mi się mega smutno, więc staram się myśleć o tym jak najmniej. Dwa lata temu mówiłam sobie, że gdy skończę NWW to koniec z opowiadaniami dramione, a teraz, kiedy coraz bliżej końca... ne, raczej jeszcze wrócę. :D Oderwanie się całkowicie od tego świata jest w moim przypadku, przynajmniej w tej chwili, prawie niemożliwe.
      Dziękuję za komentarz! I dziękuję, że nadal jesteś. :)

      M.

      Usuń
  6. Mi się podoba chociaż Cię rozumiem z komentarzami.
    Sama widzę jak wiele osób zaglada na bloga i nie rozumiem tak ciężko jest napisać parę słów? Trochę mnie to irytuje ale cóż.
    Sam rozdział niezwykle mi się spodobał jak zawsze. piękna relacja między Hermioną i Oliverem. Gdyby nie Oliver mogliby tworzyć całkiem udaną parę.
    I ta jego relacja pomiędzy Draconem. Znów otworzyłaś tak wiele wspaniałych wątków.
    Uwielbiam Cię wręcz za to i zdecydowanie czekam na więcej.
    Jestem też ciekawa spotkania Sophie z dziadkami. Chciałabym by malutka wyzdrowiała i dostała drugą szansę.
    Pozdrawiam mocno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba się cieszyć z tego, co jest, więc już trochę przymykam na to oczy, chociaż, wiadomo, czasem robi się przykro. :D
      Jeeej, cieszę się, że Ci się to wszystko podoba. <3 Mam nadzieję, że kolejne rozdziały spodobają Ci się równie mocno. :)
      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam!

      M.

      Usuń
  7. No hej, chyba muszę zacząć od nowa, co? Nie pobijesz mnie?
    Kc,
    Mad.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to niespodzianka! Witaj z powrotem, Mad. :D

      Usuń
  8. Musiałam walczyć o WiFi na lotnisku żeby przeczytać ten niesamowity rozdział. Mogę powiedzieć tylko jedno, było warto! ;)
    Pozdrawiam
    Vivenn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uf! Cieszę się, że ostatecznie Ci się udało i wywalczyłaś WiFi. :D
      Dziękuję za takie miłe słowa!

      M.

      Usuń
  9. Przeczytałam wszystko nie marnując czasu na przerwy. Nie wiem, co napisać. Opowiadanie jest tak wciągające, że czytając to czuję się tak, jakbym miała przed oczami prawdziwą, realną historię, która właśnie gdzieś tam na świecie ma miejsce. Tyle emocji, tyle szczegółów, tyle momentów, w których serce zamiera. Naukowa terminologia i mnogość epitetów pokazują, jak dużo pracy wkładasz w swoją twórczość. Nie myślałaś o napisaniu książki? Z własnymi postaciami, własną historią. Jeżeli tak, to chętnie ją przeczytam. Mała Sophie przywołuje mi wspomnienie postaci z Ruchomego Zamku Hauru, chociaż ich wygląd znacząco się różni. Do tego nie stworzyłaś obrazu obrażonego na wszystko Rona a wszystkie postacie są tak dojrzałe w swoich uczuciach, że aż chce się brać z nich przykład. Jestem urzeczona! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, tak bardzo mnie pobudowałaś tymi słowami, że nawet sobie nie wyobrażasz! :D Tyle napisałaś miłych słów, a ja sama nie wiem czy na nie wszystkie zasługuję... Bardzo, bardzo Ci dziękuję. Napisanie książki? Kiedyś, gdzieś, za kilka lat — takiej opcji nie wykluczam. Ba, to moje marzenie! Ale wydanie książki to mnóstwo pracy, a ja muszę się jeszcze wiele nauczyć. Mimo wszystko dziękuję za tak miłe słowa!
      Nie mam pojęcia co to za książka/film (?), o którym mówisz, ale chyba z ciekawości sprawdzę!
      Bardzo się cieszę, że spodobała Ci się kreacja moich bohaterów. Mimo wszystko to dorośli ludzie, więc niektóre sytuacje wymagają powagi, wsparcia i właśnie tak chciałam to przedstawić.
      Dziękuję za komentarz!

      M.

      Usuń
    2. Ruchomy Zamek Hauru(anime), to moja bajka dzieciństwa. Co więcej główna postać - Hauru też jest blondynem i przeszywającym spojrzeniu. Polecam :D
      No niby wydanie książki to dużo pracy, ale z drugiej strony jak człowiek ma do czegoś talent, to powinien to robić. Nie każdy potrafi pisać, często artystów wrzuca się do worka "każdy potrafi to napisać, nic przydatnego", albo "zawód bez przyszłości". Jeżeli jednak jesteś w tym dobre, to nie poddawaj się. Świat należy do odważnych! :)

      Usuń
    3. A więc mam jutro co oglądać! Koniecznie muszę obejrzeć w takim razie jeden odcinek i przekonać się sama. :D
      Wiadomo! Baaardzo Ci dziękuję za takie podbudowujące słowa — aż chyba zaraz usiądę i zacznę pisać dalszą część rozdziału! To miłe, kiedy ktoś wierzy w czyjeś umiejętności. I możesz być pewna: tak szybko się nie poddam! :)

      M.

      Usuń
    4. Trzymam za Ciebie kciuki kochana! Pisz jak najwięcej, dużo czytelników na to liczy :D

      Usuń
    5. Dziękuję, to naprawdę kochane! <3

      M.

      Usuń
    6. Wpadaj w wolnej chwili do mnie na bloga, przyda mi się konstruktywna opinia ;D

      Usuń
    7. A wpadnę, bo jutro akurat ma wolne i coś tam skrobnę. :D

      M.

      Usuń
    8. Kochana M!
      Jeszcze raz dziękuję za pomoc. Mam nadzieję, że w końcu dojdę do perfekcji w pisaniu, jak na tę chwilę nadal robię masę błędów, ale trening czyni mistrza. Strony, które mi wysłałaś okazały się interesującą lekturą. Przecinki nigdy nie były tak wielkim wyzwaniem :D
      Zapraszam Cię na kolejny rozdział :*

      Usuń
    9. Obiecuję wkrótce wejść! Ten tydzień mam bardzo napięty na uczelni, ale postaram się w następnym tygodniu wpaść. :D

      Usuń
  10. #MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki

    Nie wiem dlaczego, ale nie podoba mi się fakt, że Wood tak się zbliża do Hermiony. W sensie, okej oddaje nerkę Sophie, ale te jego prośby, aby rodzice zobaczyli małą są troszkę nie na miejscu. Jakim prawem ona powinna się na to zgodzić? (Hermiona oczywiście) Przez tyle lat był daleko no i ech jakoś go nie znoszę. Już oczami wyobraźni widziałam zazdrość Draco, ale na szczęście zachował się jak facet i nie okazał tego. Poza tym ta scena pocałunku taka woow <3

    Na bloga trafiłam dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”.

    OdpowiedzUsuń

Layout by Alessa Belikov